<- Motocykl Łukasza
Jest! Wreszcie piątek! Tylko lekcje i mogę jechać na weekend do domu. No ale jednak do szkoły iść trzeba... a tam jakoś to przeżyję. Zaraz, zaraz dzisiaj 15? Łoo kurcze dzisiaj sprawdzian z matmy. Muszę przypomnieć sobie co ostatnio było... kąty, a to umiem nie muszę się uczyć.
Po śniadaniu poszłam do szkoły. Sprawdzian był niezwykle fatwy co się rzadko zdarza. Reszta lekcji też w miarę. Gdy wychodziłam ze szkoły natknęłam się na szkolnego kasanovę - Patryka.
P - Cześć laluniu.
K - Radzę ci się tak do mnie nie zwracać.
P - Bo co mi robisz? Pójdziesz i poskarzysz się pani?
K - Nie. Dostaniesz po prostu, najzwyczajniej w świecie w mordę.
P - Oooo już się boję. Błagam cię nic mi nie zrobisz.
K- Chcesz się przekonać?
P - Nie biję się z dzieczynami.
K- Bo co? Bo się boisz, że przegrasz hm?
P - Ja się niczego nie boję.
K - Bo ci uwierzę. Zresztą szkoda siły na takie debila jak ty.
P - Coś ty powiedziała?!
K - DEBIL mam przeliterować?
P - Laluniu nie radze ci mnie wkurzać.
K - Mówiłam żebyś mnie tak nie nazywał.
P - Lalunia, lalunia....
K - Przegiąłeś...
Momentalnie podwadziłam mu nogę. Jak upadł to o mało dziury w kostce nie zrobił.
K - Widzisz? Pokonam cię bez użycia rąk. Na następny raz nie zawracaj mi głowy.
Ten cały Patryk zachowuje się jak jakiś rozkapryszony dzieciak - bierze co chce, robi co chce Nie dziwię mu się tak to jest jak ma się bogatych rodziców i na nic nigdy nie musi się pracować.
Podeszłam do akademika, wzięłam plecak i poszłam na peron. "Dobra mam 15 minut spokojnie zdążę" pomyślałam. Kupiłam bilet, wsiadłam do pociągu. Po kilku minutach ruszył. Tradycyjnie zajęłam się czytaniem książki. Kiedy byłam pochłonięta lekturą do mojego przedziału wszedł jakiś chłopak.
Ch - Cześć mogę się dosiąść?-
K - Jasne
Ch - Jestem Mateusz, a ty?
K - Kamila, miło mi.
Ch/M- Mi bardziej bo poznałem taką piękną dziewczynę.
K - Skąd jesteś?
M - Z Secemina a ty?
K - Mieszkam w małej wsi, jakieś 5km od Włoszczowy.
M- To niedaleko.
K - Nom
M - Gdzie się uczysz?
K - W technikum na Łódzkiej a ty?
M - W liceum na 1 maja.
K - Na co poszedłeś?
M - Na lakiernika samochodowego, a ty?
K - Technik weterynarii.
M - Ciekawe... A oprócz zwierząt czym się jeszcze interesujesz?
K - Głównie motoryzacją.
M - Na serio?
K - Nom, aż takie to dziwne?
M - Wiesz... zwykle jak jakieś dziewczyny tak mówią są to zwykłe blachary.
K - Uwierz mi ja taka nie jestem. Bo inaczej nie wołaliby na mnie Yamaha.
M -....
K - Co cię tak zamurowało?
M - Nic, nic. Po prostu się zamyśliłem.
K - Wnioskując z tego, że poszedłeś na lakiernika też lubisz motoryzację hm?
M - No tak ale najbardziej kręcą mnie motocykle...
I rozmawialiśmy dalej w ten deseń, dopóki nie zauważyliśmy, że zaraz będzie nasza stacja.
K - No pora się zbierać.
M - Mogłabyś dać mi swój numer?
K - Jasne.
Zapisałam mu numer na kartce, pożegnaliśmy się i każde z nas poszło w swoją stronę.
Przed stacją zauważyłam Piotrka z kumplami na Motocyklach.
K - Lewa! Co dzisiaj jakiś wyjątek, że wyjechaliście po mnie?
P - Cześć. Rodzice w robocie, więc musieli coś wymyślić.
K - Będzie trzeba to zapisać w kalendarzu jako Święto Narodowe.
P - Wsiadasz czy wracasz na piechotę?
K - Oddawaj kluczyki skoro tak bardzo chcesz się przejść.
Ł - Uuu Piotrek chyba wracasz busem.
P - W twoich snach.
Kiedy w końcu wsiadłam na motocykl (niestety za bratem). Usłyszałam cudowny dźwięk. Muzykę dla moich uszu - mruczenie silnika, pięknej 600ccm maszyny.
Ruszyliśmy. Uwielbiam to uczucie, gdy myślisz, że teraz możesz wszystko. Każdy motocyklista ma swój mały świat, którego centrum jest jego motocykl.
W miarę szybko dojechaliśmy do domu...niestety za szybko. No ale cóż przyjemności zawsze trwają krótko. Zsiadłam z "Ceski" (tak pieszczotliwie nazywaliśmy CBR'kę). Wzięłam od Piotra klucz od domu i pożegnałam się z chłopakami. Jednak nie było mi dane spokojnie dość do domu bo przed drzwiami leżał wielki, czarny kłębek sierści.
K - No Black'i wstajemy. Swojej pani nie poznajesz?
Ta czarna "bestia" była labradorem chorym na zapalenie stawów ale mimo to miał dużo siły. Przyparł mnie do ściany i zaczął oblizywać.
K - Dobra maleństwo poczekaj chwilę to się przebiorę.
Zostawiłam Black'iego przed domem. Jak można tak bardzo stęsknić się za domem przez tydzień? Chyba wie to każdy, kto jest z nim zżyty. Patrzyłam jak kopano fundamenty i budowano ten dom a mieszkam w nim od 6 roku życia. Brakowało mi tego poczucia bezpieczeństwa, wolności.
Szybko zmieniłam strój, wzięłam telefon i poszłam z psem do lasu.
Ta niezmącona żadnym krzykiem, dźwiękiem klaksonów cisza było cudowna. Znowu mogłam cieszyć się naturą. W pewnym momencie usłyszałam sygnał telefonu.
K - Halo?
M - Hej Mateusz z tej strony. Co tam u ciebie?
K - Jestem w środku lasu.
M - Chciało ci się tyle iść?
K - Lubię samotność, to że nikt mi nie przeszkadza.
M - Czyli ja też ci przeszkadzam?
K - Nie ty nigdy nie będziesz mi przeszkadzał.
M - Ooo mam jakiś przywilej.
K - Nom mało kto ma prawo do mnie dzwonić kiedy jestem sama.
M - Słuchaj masz fb?
K - Jasne
M - A mogłabyś mi przesłać link.
K - Jak tylko będę mogła.
M - Ok. Dobra muszę kończyć. Pa!
K - Trzymaj się.
Po jakiejś godzinie wróciłam do domu. W pewnym momencie między nogami mignęła mi ruda kulka.
K - No wreszcie się staruszko obudziłaś.
Była to Sara nasza 15-letnia suczka jamnika. Wydrapałam ją po okrąglutkim brzuszku i poszłam do domu zrobić jedzenie dla psów. Nakarmione poszły spać.
Kiedy zjadłam kolację przypomniało mi się, że miałam coś zrobić... No tak, obiecałam Mateuszowi, że wyślę mu link do swojego profilu na fejsie. Szybko wysłałam mu adres i poszłam się wykąpać.
Kiedy wyszłam z łazienki postanowiłam zajrzeć na fb. Było zaproszenie od Mateusza. Kiedy zaakceptowałam od razu się odezwał. Tradycyjnie rozmawialiśmy o motocyklach i innych tym podobnych rzeczach. Dowiedziałam się, że Mati lata na R1.
Po przegadanej godzinie zrobiłam się śpiąca, więc szybko pożegnałam się z Matim i ułożyłam wygodnie w swoim, ukochanym 2-osobowym łóżku. Zaczęłam rozmyślać o Matim, o jego kruczoczarnych włosach, zielonych oczach... nie ja się chyba nie zakochałam. To niemożliwe... W końcu Morfeusz zamknął moje zmęczone oczy.
"Jadę nocą na TZR'ce po leśnej autostradzie, obok mnie inny motocyklista na niebieskiej R1... Zaraz, zaraz... przecież to był Mateusz! Gestem pokazał mi, że mam za nim jechać. Po kilkunastu minutach dojechaliśmy na leśny parking. Zgasiłam silnik, zdjęłam kask i podeszłam do Matiego. Chłopak zawiązał mi oczy, mówiąc że ma dla mnie niespodziankę. Kilka minut później wreszcie mogłam zdjąć przepaskę. Stałam pod wierzbą, nad brzegiem jeziora.
K - Jak tu pięknie.
M - Mówiłem, że mam dla ciebie niespodziankę. A teraz wyskakuj z ubrań.
K - Że co?
M - Nie przesłyszałaś się. Ściągaj kombinezon inaczej będziesz cała mokra.
K - Ale ja nie umiem pływać.
M - Przy mnie nic ci się nie stanie.
Kiedy się rozbierałam Mati patrzył na mnie z fascynacją co nie uszło mojej uwadze.
K - No a ty?
M - Co ja?
K - Masz zamiar pływać w ubraniu?
Dopiero teraz spostrzegł, że widziałam jak mi się przyglądał i szybko zaczął się rozbierać. Niedługo potem obydwoje znaleźliśmy się w wodzie. Wcześniej nie widziałam, że jest taki umięśniony. W pewnym momencie zniknął mi z oczu.
K - Mati wychodź nie drażnij się ze mną.
Jednak nigdzie go nie widziałam.
K - Mati to nie jest śmieszne!
Wszędzie gdzie spojrzałam widziałam tylko księżyc i gwizdy odbijające się w wodzie.
Już miałam się odwrócić, kiedy poczułam, że ktoś mnie łapie w talii.
M - Wystraszona?
K - Mateusz! Zawału przez ciebie dostanę.
M - Dobrze nie będę już tak robił.
Przytuliłam się do niego.
K - Bałam się o ciebie.
M - Bałaś się?
K - Myślałam, że coś ci się stało, że już cię nie zobaczę...
M - No już spokojnie, nic mi nie jest - powiedział kładąc palec na moich ustach.
Spojrzałam mu głęboko w oczy, powoli zaczęliśmy się do siebie przybliżać...
Dodaj komentarz