Uzależniona od adrenaliny - rozdział 20

Uzależniona od adrenaliny - rozdział 20Nagle usłyszałam okropny pisk. Zdezorientowana spojrzałam na Mateusza a on na mnie. Podeszliśmy od okna ale nic nie było widać. Zeszłam na dół i wyszłam z domu. Byłam w wielkim szoku kiedy zobaczyłam kto stoi przede mną.
K – Czego chcesz?
- Ciebie laleczko. Idziemy się zabawić?
K – Nigdy.  
Moja sfora stanęła koło mnie i zaczęła groźnie warczeć. W tym samym czasie Mati zszedł na dół. Zdziwiony patrzył na zmianę na mnie i na szkolnego Casanovę ( już pierwszego dnia szkoły miałam z nim utarczki jeśli pamiętacie). Nawet nie pamiętam jak on miał na imię.
M – Kochanie kto to jest?
C – A to pewnie twój chłoptaś co? On jest nikim w porównaniu ze mną.
Casanova złapał mnie za włosy i przyciągnął do siebie.
C – Oddaj mi się a wprowadzę cię do bram nieba.
M – Odwal się od niej!
C – Zawsze dostaję to co chcę i tym razem też tak będzie.
Mateusz już chciał podejść i dać mu w mordę. Casanova zaczął mnie obmacywać. No nie to już przegięcie. Wyłamałam mu ręce i sprzedałam prawego. Leżał na ziemi nie rozumiejąc co się dzieje. Po raz kolejny dziękowałam Bogu za starszego brata. Mati zdziwiony patrzył na mnie. Podszedł do mnie i objął.
M – Skarbie nic ci nie jest?
K – Nie, wszystko dobrze.
Spojrzałam na Casanovę. Podnosił się z ziemi z psychopatycznym uśmiechem na twarzy. Nie rozumiałam o co chodzi dopóki nie zobaczyłam leżącej za nim Sary. Psina krwawiła, prawdopodobnie złamana łapa ale nie teraz o tym. W ręce szatyna zobaczyłam szaleństwo, obłąkanie. Spojrzałam na stojące przy mnie psy. Już miałam pomysł.
K – Lubisz psy?
C – Czemu?
K – Zaraz się dowiesz. Black’i bierz go!
Labrador wyszczerzył kły i ruszył do przodu. Lata szkolenia się opłaciły. Casanova wiał tak szybko, że aż miło było patrzeć. Kiedy labek był już przy bramie kazałam mu wrócić. Z typową dla retriverów radością przybiegł do mnie. Wygłaskałam psinę. Black trącił mnie pyskiem i spojrzał w lewo. Kompletnie zapomniałam o Sarze. Podbiegłam do niej i oceniłam sytuację – ranny bok i przednia łapa. Dalej wszystko pamiętam jakby przez mgłę. Mama zadzwoniła do weta, przejazd autem do kliniki. Dopiero kiedy patrzyłam na sunię leżącą na stole dotarło do mnie co się stało. Spojrzałam na weterynarza. Coś mówił.
W – Niestety z powodu wieku pani psa jest małe prawdopodobieństwo, że przeżyje operację. Lepiej byłoby skrócić jej cierpienia.
Mama spojrzała na mnie. Skinęłam głową. Wet wyjął strzykawkę. Sara ostatni raz spojrzała na mnie wielkimi brązowymi oczami i odetchnęła z ulgą. Po chwili było po wszystkim. Wybiegłam z gabinetu na ulicę. Słyszałam, że ktoś mnie woła ale nie obchodziło mnie to. Usiadłam na schodach i zaczęłam płakać. Poczułam ciepły oddech na szyi. Podniosłam wzrok – Black’i stał koło mnie. Jego mądre oczy patrzyły na mnie tak, jakby wszystko rozumiał. Polizał mnie po policzku i wtulił się we mnie. Przytuliłam go i razem tak siedzieliśmy w ciszy. Po kilku minutach mama przyszła niosąc Sarę na rękach. Psina była zawinięta w koc. Spod niego wystałam tylko rudy ogon. Podniosłam się i poszłam do samochodu.
Jechaliśmy nie odzywając się do siebie, Black leżał na moich kolanach, z jego oczu płynęły łzy. Sara była dla niego jak matka – kiedy go coś bolało skakała wokół i szukała pomocy gdzie tylko mogła, przybiegała do nas i prowadziła i do niego. Kiedy jeszcze nie wiedzieliśmy na co jest chory i nie mogliśmy mu ulżyć czuwała przy nim całe noce… Tak samo było z Miśkiem, kiedy Nela, jego matka zmarła. Nie jadł, nie spał, z jego oczu non stop płynęły łzy…
Wjechaliśmy na podwórko. Mati siedział na schodach. Gdy wysiadłam z samochodu podszedł do mnie i przytulił. Zatopiłam się w jego opiekuńczych ramionach. Pocałował mnie w czoło i zaprowadził do domu. Nie pytał, nie odzywał się po prostu był. Po płaczu zostały tylko nerwowe drgawki. Nawet nie zauważyłam kiedy zamknęły mi się oczy…
Obudziłam się i rozejrzałam się. Byłam w swoim pokoju, obok mnie leżał Mateusz. Delikatnie wyplątałam się z jego objęć. Już miałam wstać kiedy ukochany otworzył oczy.
M – Gdzie idziesz?
K – Ćśśś zaraz wrócę.
Podreptałam do kuchni i zaczęłam robić sobie coś do jedzenia. Spojrzałam na zegarek – 8:20. Poszłam spać z pustym żołądkiem ale chyba i tak nie dałabym rady wtedy nic przełknąć. Odwieczna kłótnia pomiędzy Mateuszem a Dominikiem, śmierć Sary, przyjazd Casanovy. Na samo wspomnienie o tym chłopaku moje plecy przeszedł dreszcz. "Zawsze dostaję to co chcę i tym razem też tak będzie”. Gdyby nie to, że zachowuję się jak rozpuszczony bachor to może nawet byłby całkiem spoko. Wygląd też niczego sobie: szatyn, piwne oczy, dobrze zbudowany. Pewnie dziewczyny za nim szalały. Ja widzę w nim tylko dupka i kolesia ze szkoły. Nawet nie jest wart tych myśli.
Byłam tak pochłonięta rozmyśleniami, że nie zauważyłam kiedy Mati przyszedł do kuchni. Podszedł do mnie od tyłu, wyjął nóż z rąk i odwrócił w swoją stronę.
M – Księżniczka nie powinna sama gotować.
K – Taa? Bliżej mi do Kopciuszka niż do księżniczki.
M – A pamiętasz co stało się na końcu?
K – Nie za bardzo, przypomnisz mi?
Narzeczony podniósł mnie i posadził na blacie. Objęłam go nogami, a ręce wplotłam w włosy. Spojrzałam w jego zielone oczy i złożyłam pocałunek na jego wargach. Mati przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie. Nasze usta połączyły się w namiętnym pocałunku, języki tańczyły taniec miłości. Byłam tylko ja i on. My. Razem na zawsze.
P – Siostrzyczko bo blat się złamie.
Oszz kurde znowu ten Piotrek do wszystkiego musi się doczepić. Ale od tego są bracia. Niechętnie zeszłam z blatu i wróciłam do robienia śniadania, a raczej próbowałam. Zanim zdążyłam zareagować Mateusz zabrał nóż i sam się wziął za robienie jedzenia. Odwrócił głowę w moją stronę a na jego twarzy pojawił się szelmowski uśmieszek.
M – Pamiętasz co ci mówiłem?  
Nie wiedząc za co się zabrać podeszłam do kuchenki z nastawiłam wodę. Kilka minut potem w trójkę zjedliśmy śniadanie. Piotrkowi jak zawsze śpieszyło się do garażu, więc zaraz wstał i poszedł. Jego kolega miał szlifa i poprosił go, żeby mu naprawił motocykl. Czarno-złota Aprillia RS50 z 2001 roku. Cały prawy bok zdarty, siedzenie w strzępach, pół silnika do wymiany itd.  
Gdy skończyłam śniadanie pożegnałam się z Matim, który musiał jechać już do domu. Wyszłam przed dom. Jak na początek lata trochę chłodno ale lepsze to niż upał. Podeszłam do kojca Blacka. Psina obudziła się tylko jak usłyszała odgłos kroków. Oczy miał zapuchnięte, kufę mokrą od łez. Trzeba coś z tym zrobić. Wyprowadziłam go na podwórko. Utykał na tylną łapę. Rozłożyłam koc na trawie, włączyłam muzykę, która i mnie, i jego uspokaja i zaczęłam masować jego obolałe mięśnie. Co chwilę jego ciałem wstrząsał szloch. Wszystko go bolało. Mówiłam do Black’iego szeptem i jeździłam rękami po jego ciele. Tak się zatraciłam w tym co robię, że nie zauważyłam kiedy ktoś do mnie podeszedł…

----------------------------------------------------------
Scenkę przedstawioną na zdjęciu chyba każdy pamięta?

Yamaha

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1387 słów i 7451 znaków.

9 komentarzy

 
  • pqjrkwf

    Kiedy kolejny rozdział

    8 gru 2014

  • Yamaha

    aaa lepiej nie opowiadać

    7 gru 2014

  • hfk

    Co się stało

    7 gru 2014

  • Yamaha

    Nie wiem czy dam radę wyrobić się z opowiadaniami w terminie. Mam doła (raczej rów mariański ale mniejsza o to) a to nie służy wenie.

    6 gru 2014

  • gu54

    właśnie co z nią będzie

    4 gru 2014

  • fgbgd

    co bedzie z ta agnieszka odejdzie od dominika

    2 gru 2014

  • astronautka

    Brawo nie mogę się doczekać następnej czesci

    1 gru 2014

  • Pjjjoonaaa

    Przeczytalam dzis wszystkie Twoje czesci i jestem pod wrazeniem. W niejednej chwili poplynely mi lzy ,czytalam to z wielkim skupieniem i naprawde kazda czesc ma w sobie to cos. Mam nadzieje ze nie przestaniesz pisac i ze kolejne czesci beda rowniez wyjatkowe. Podziwiam Cie za wyobraznie i za czas ktory masz na pisanie ,za to ze tak ladnie dobierasz kazdy dialog,kazde zdanie. Oby tak dalej. Trzymam kciuki :)  
    Pozdrawiam Pjjjoonaaa.

    30 lis 2014

  • Py64 (...)

    Wreszcie!

    29 lis 2014