Uzależniona od adrenaliny - rozdział 23

Uzależniona od adrenaliny - rozdział 23Wstałam z łóżka i skierowałam się w stronę łazienki. Kurcze wyglądam jak zombi ale czego innego można by się spodziewać? W nocy budziłam się kilka razy, potem z trudem zasypiałam. Wszystko przez to, że się martwię o Mateusza. Dzisiaj pojadę złożyć zawiadomienie odnośnie tamtego zdarzenia w lesie.
Przemyłam twarz i związałam włosy. Jak zrobię makijaż to może niczego nie zauważą.  
Resztę czynności wykonywałam automatycznie, że nawet nie zauważyłam kiedy wyszłam z domu i poszłam do garażu. Ocknęłam się dopiero kiedy usłyszałam dźwięk silnika Teski. Sprawdziłam czy mam wszystkie potrzebne rzeczy i wyjechałam z garażu.
Po 10 minutach byłam na policyjnym parkingu i wyjmowałam kluczyki ze stacyjki. Wtedy zadzwonił telefon.  
K – Halo?
T – Hej. Mogłabyś odebrać paczkę z poczty? Kiedy się szykowałaś mówiłem ci o niej ale chyba mnie nie słyszałaś, więc wrzuciłem ci kartkę do plecaka.
K – Ok. a duża będzie ta paczka?
T – Nie, mają przyjść nowe naklejki do Hondy, więc podejrzewam, że o nie chodzi.
K – Dobra to jak będę wracać to je zabiorę.
T – Ok. to pa.
Ehhh wieczne tuningi Cezi. Najpierw szybka, silnik i wydech a teraz jeszcze naklejki. Najlepiej by było, żeby od podstaw stworzyli nowy motocykl. Wyjdzie na to samo.
Położyłam kask na motocyklu i weszłam do budynku. Komisariat jak komisariat szału nie ma. Kiedy miałam zapytać jednego z funkcjonariuszy, gdzie mogę złożyć zawiadomienie za moimi plecami usłyszałam znajomy głos.
P – O witam ponownie. Dzisiaj w jakiej sprawie pani przyjechała?
K – Przemyślałam wszystko i postanowiłam złożyć zawiadomienie odnośnie przestępstwa, którego wynikiem było wczorajsze przesłuchanie.
P – W takim razie proszę za mną.
Ten policjant mnie śledzi czy co? Nie ważne. Zostałam poprowadzona do jednego z biur na końcu korytarza. Mundurowy zasiadł za biurkiem a mnie wskazał krzesło przy ścianie.
P – Więc chciała pani złożyć zawiadomienie odnośnie molestowania seksualnego.
K – Jeśli podchodzi to pod ten paragraf to tak.
P – Mogłaby pani jeszcze raz opisać całą tą sytuację?
K – Oczywiście. Kiedy zajmowałam się swoim psem Dominik przyszedł do mnie i prosił o rozmowę…
Pół godziny później, opowiedziałam funkcjonariuszowi wszystkie szczegóły tej "sytuacji” podpisałam zeznania i już miałam wychodzić kiedy coś mi się przypomniało.
K – Panie władzo?
P – Tak?
K – A co ze sprawą Mateusza?
P – A no tak zapomniałbym. Pani narzeczony zostanie jutro wypuszczony z aresztu.  
Z wielkim uśmiechem na twarzy wyszłam z komisariatu i skierowałam się w stronę Yamahy. Kiedy miałam wsiąść na motocykl u słyszałam za sobą kroki. Odwróciłam się. W moją stronę biegł potężny owczarek belgijski. O nie, nie ze mną te sztuczki. Zanim wilczur się zorientował co się dzieje leżał na ziemi przyciśnięty moim ciężarem. Chwilę później koło mnie pojawił się policjant prawdopodobnie właściciel psa.
P – Przepraszam panią bardzo za Borysa. Nawet nie wiem kiedy uciekł.
K – Spokojnie nic się nie stało.
P – Pozwoli pani, że go zabiorę.
K – Wolałabym, żeby pan jeszcze chwilę poczekał. Borys jest ciągle nabuzowany energią i musi się uspokoić.
P – Ok.
Bardziej do siebie niż do psa szeptałam moje dwa ulubione słowa – Calma e assertivita. Niedługo potem pies uspokoił się i pozwoliłam mu się podnieść.
P – Skąd pani wie takie rzeczy o psach?
K – Jak byłam młodsza uczyłam się psiej psychologii.
P – To wszystko wyjaśnia. Ja nigdy bym czegoś takiego nie zrobił.
K – Radzę pooglądać i poczytać książki Cesara Millana to zmieni pan zdanie. Na następny raz radzę pilnować Borysa.
P – Dobrze, dziękuję za radę. Do widzenia.
K – Do widzenia.
Patrzyłam jak mundurowy oddala się ze swoim psem. Co on się tak na mnie gapił? Kolejny, który nie wierzy, że blondynki nie są głupie? Nie wiem. Chichotałam cicho kiedy zakładałam kask. Często nie wiesz na jakich ludzi trafisz.  
Droga do domu minęła mi bardzo szybko. Oczywiście po drodze odebrałam paczkę dla taty. Byłam na poczcie już tyle razy, że mówimy sobie na ty i nie żądają ode mnie dowodu. Szczerze mówiąc nawet go nie mam. Dopiero w lutym sobie wyrobię, więc za jakieś pół roku.
Resztę dnia spędziłam na czyszczeniu Tezi i spacerach z Blackiem.

Następny dzień…
Dziś wypuszczają Mateusza do domu. Szybko przyszykowałam się do jazdy. Oczywiście wzięłam ze sobą drugi kask bo jak niby mielibyśmy wrócić do domu? Akurat Piotrka nie było, więc padło na jego. W jednym kasku na głowie, a drugim na tylnym siedzeniu ruszyłam w drogę. Już chyba wiem dlaczego mówią na nas dawcy. Pędziłam łamiąc prawdopodobnie wszystkie przepisy ale na dziurach przed Włoszczową musiałam zwolnić. Kiedy wreszcie załatają ten ser szwajcarski? Chociaż najlepiej by było, żeby położyli nowy asfalt.  
Kiedy wjechałam na parking Mati już na mnie czekał. Szybko postawiłam motocykl i pobiegłam do narzeczonego uprzednio zostawiając kask na siedzeniu. Gdy Mateusz mnie zauważył od razu wstał ze schodów i podszedł do mnie.
M – Tęskniłem za tobą.
K – Ja za tobą też.
Naszą tęsknotę przypieczętowaliśmy pocałunkiem. Potem założyliśmy kaski i już miałam wsiadać na Yamahę, kiedy Mati mnie zatrzymał.
M – Dzisiaj ja kieruję.
K – Ale to mój motocykl.
M – I co z tego?
K – To że ja kieruję.
M – Dzisiaj sobie odpuścisz.
K – Nie.
M – Ten jeden raz.
K – Nie
M – Proooszę.
K – No ok.
Mateusz wsiadł na maszynę, a ja zaraz za nim. Droga minęła nam szybko. Widać było, że ukochany jest przyzwyczajony do mocniejszych motocykli – delikatniej dodawał gazu i hamował.
Kiedy wjechaliśmy na podwórko Mateusza usłyszałam szczekanie psa. Chwilę późnie zobaczyłam dużą kulę futra. Skądś znam tego psa.
K – Mateusz od kiedy macie tego psa?
M – Od stycznia zeszłego roku, a co?
K – Bo morda znajoma.
M – Niemożliwe. To przybłęda znaleziona w lesie.
K – Daj mi chwilę, chce się upewnić.
Przykucnęłam a bestia podeszła do mnie i obwąchała. Spojrzałam psu w oczy, a on w odpowiedzi polizał mnie po policzku.
K – Szarik?
Na dźwięk mojego głosu pies rozbudził się i wskoczył na mnie przez co się przewróciłam. Gdy podniosłam się bestia stanęłam na dwóch łapach i delikatnie się do mnie przytuliła. Bez wątpliwości to on.
K – Chłopie gdzieś ty się podziewał? Martwiłam się o ciebie.
M – Skąd go znasz?
K – Pamiętasz jak ci kiedyś mówiłam, że Blacka zaatakował inny pies, znajda i było ryzyko, że trzeba będzie go uśpić ale wyzdrowiał?
M – Wtedy co mi mówiłaś, że ten pies co go zaatakował zniknął następnego dnia?
K – Tak. I to właśnie Szarik zaatakował Blacka.
M – Serio?
K – Nom.  
Zostawiliśmy psa na podwórku i poszliśmy do pokoju Mateusza. Zielono-czarne ściany i okno z szerokim parapetem, na którym można było spokojnie usiąść wyglądały cudownie.
K – Wow. Czemu mi nie mówiłeś, że przemalowałeś pokój?
M – Jakoś tak wyszło.
Potem Mateusz włączył DVD i wybrał film. Jeśli dobrze pamiętam to było "Wytańczyć marzenia”. W ramionach ukochanego było mi tak dobrze, że nie zauważyłam kiedy zasnęłam…
M – Kochanie obudź się.
K – Jeszcze chwilkę.
M – Film się skończył, więc pora wstawać.
K – No dobra.
Niechętnie podniosłam się z Mateusza i przetarłam oczy. Było po 15:00. Musiałam się kawałek przespać.
K – Czemu nie obudziłeś mnie wcześniej?
M – Tak słodko śpisz, że aż szkoda było cię obudzić.
Naszą rozmowę przerwało głośne burczenie mojego brzucha. Spojrzeliśmy się na siebie i wybuchnęliśmy śmiechem. Mati poszedł po coś do jedzenia, a ja zajęłam się przeglądaniem kanałów. Same powtórki. Nudy, nudy i jeszcze raz nudy. Postanowiłam poszukać czegoś na DVD. Podeszłam więc do pudełka z płytami. Też nudy. Kiedy kończyłam przeglądać płyty wrócił Mati.
M – Tam nie ma nic ciekawego, nawet nie szukaj.
K – Spojrzeć nie zaszkodzi.
M – Chodź, zobaczymy czy nie mam czegoś ciekawego na laptopie.
Przegrzebaliśmy wzdłuż i wszerz ale i tak padło na niezawodny YouTube. Włączyliśmy jakiś kabaret i zaczęliśmy oglądać. Jednocześnie wzięliśmy się za jedzenie ciastek z czekoladą, które przyniósł Mati.
Nim się obejrzeliśmy był już wieczór.  
K – Będę musiała już jechać.
M – Rodzice nie pozwolą ci zostać?
K – Nie wiem. Zadzwonię, może mi pozwolą.
Poszukałam zasięgu i po chwili dzwoniłam do taty (córeczce tatusia wszystko wolno).
K – Tata?
T – No, o co chodzi?
K – Mogę zostać u Mateusza na noc? Prooszę.
T – Dobrze tylko grzecznie mi tam.
K – Ok. pa.
Zaczęłam piszczeć z radości jak jakaś małolata ale co tam.
M – I co?
K – Pozwolili.
M – To w takim razie chodź, pokażę ci coś.
Mati złapał mnie za rękę i razem ruszyliśmy w stronę lasu. Tymczasem robiło się coraz ciemniej. Dzisiaj było bezchmurne niebo, drogę oświetlał nam księżyc w pełni. Zafascynowana patrzyłam w niebo. Nawet nie zauważyłam kiedy doszliśmy na miejsce.
M – To tutaj. Mój stary domek na drzewie. Teraz został Przerobiony na bardziej funkcjonalny.
Otwartymi szeroko oczami przyglądałam się sporej budowli na rozłożystym dębie. Dałam się zaprowadzić ukochanemu po drabince do pierwszego z pokoi. Był tu stół i półki z szafkami, w których było jedzenie. Był też czajnik elektryczny zasilany prądem z akumulatora.
W drugim pokoju praktycznie całą przestrzeń zajmował ogromny materac i dwie duże poduszki. Nieco wyżej było okno ale zamiast szyb były żaluzje.
Nim zdążyłam zareagować Mati rzucił się na materac pociągając mnie za sobą tak, że wylądowałam idealnie na nim. Spojrzałam w jego cudowne, zielone oczy. Po chwili na wargi były złączone w namiętnym pocałunku. Jego usta były jak aksamit. Jego ręce delikatnie jeździły po moim ciele…
-----------------------------------------------------------------------
Gdybym mogła napisałabym więcej ale wszyscy sądzą, że jestem uzależniona od komputera i nie pozwalają mi długo siedzieć przed laptopem.

Na zdjęciu Patryk.

Yamaha

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1843 słów i 10365 znaków.

2 komentarze

 
  • Użytkownik Yamaha

    niby dlaczego wcześniej nie wierzyłaś?

    28 gru 2014

  • Użytkownik Py64

    PONOWNIE WIERZĘ W LUDZI

    28 gru 2014