Jakiś czas później…
Jest sierpień. Minęły trzy tygodnie od wypuszczenia Mateusza z aresztu. W tym czasie wiele się zdarzyło. Dominik został aresztowany za "molestowanie seksualne”, a rozprawa ma odbyć się za miesiąc. Mati też dostał wezwanie do sądu, jutro idziemy na rozprawę. Od spotkania Filipa i jego towarzyszy w lesie kontakt nam się urwał. Może zapomniał albo nie ma czasu. Szczerze mówiąc mnie to nie obchodzi. Najważniejszy jest Mati i to jaki dostanie wyrok.
Stałam przy oknie i patrzyłam w dal za szybą. Narzeczony objął mnie od tyłu i oparł podbródek o moją głowę.
M – To już jutro.
K – Wiem.
M – Kochanie nie martw się.
K – Ale jak mam się nie martwić kiedy chodzi o twoją przyszłość.
Mateusz odwrócił mnie w swoją stronę i spojrzał głęboko w oczy.
M – Kochanie pomyliłaś się. Nie moją. Naszą przyszłość. Chodź przejedziemy się.
Ubrałam kombinezon i poszłam do garażu po kask i motocykl. Gdy otworzyłam drzwi na Yamahę padł złoty blask. Cudowne moto. Biało – niebieskie owiewki przypominały lustra. Przekrzywiona mordka mojej maszyny patrzyła na mnie ze zrozumieniem. Czułam z nią wyjątkową więź.
Chwyciłam czerwony kask (wiem nie pasuje kolorystycznie ale planuję kupić nowy) i wyprowadziłam motocykl na podwórze. Mateusz już czekał. Zamknęłam drzwi garażu i wsiadłam na bestię. Ruszyliśmy w trasę. Mati prowadził mnie znajomą drogą. Dopiero gdy stanęliśmy na żwirowym parkingu przy lesie przypomniałam sobie gdzie teraz jestem. Jedno miejsce a tyle wspomnień. Podeszłam do ukochanego i wzięłam go za rękę. Razem ruszyliśmy przez ledwo widoczną ścieżkę. Po chwili byliśmy na miejscu. Wszystko było tak jak zapamiętałam. Wierzba, mała plaża i czyste lustro wody. Podeszliśmy do drzewa. Dopiero teraz zauważyłam, że Mateusz ma plecak. Położył go na ziemi i wyjął koc, ręczniki i jedzenie.
K – Długo to planowałeś?
M – Przecież kiedyś musisz nauczyć się pływać.
K – Taa? No co ty nie powiesz?
M – Jeśli chcesz zachować kask i kombinezon to radzę się rozbierać.
K – A jak nie to co?
M – Zaraz się przekonasz.
Narzeczony złapał mnie w pasie, położył na ziemi i zaczął łaskotać. Śmiałam się jak opętana i błagałam go, żeby przestał. Mati powiedział, że przestanie jeśli dam się nauczyć pływać. Chwilę później usiłowałam się uspokoić po ataku śmiechu.
Zdjęłam kombinezon i weszłam do wody. Mateusz był zaraz za mną. Powoli przyzwyczaiłam się do zimnej wody. Weszłam na większą głębokość i zanurzyłam się cała. Dzięki ci Boże, że jestem niska. Obeszłam Matiego dookoła i popchnęłam go do wody. Na moje nieszczęście zauważył mnie i pociągnął za sobą. Przestraszona przytuliłam się do niego. Ukochany się tylko ze mnie śmiał. To on tu umie pływać nie ja.
M – Już nie taka pewna?
K – Nie mam pojęcia o czym mówisz.
M – Naprawdę?
K – Nie wierzysz mi?
M – Wierzę tylko się tak upewniam.
Oczywiście nasza rozmowa była wręcz utopiona w sarkazmie. Potem przystąpiliśmy do nauki pływania.
M – Spokojnie, nie utopisz się, trzymam cię.
K – Taa to nie ty utopiłbyś się w wodzie po kostki nad morzem.
M – Dasz radę tylko się wyprostuj.
Próbowaliśmy na różne sposoby. Po godzinie mniej-więcej załapałam o co chodzi i już mogłam sama pływać na niewielkie odległości ale powoli.
Mateusz podpłynął do mnie.
M – Chodź pokażę ci coś.
Narzeczony zanurkował a ja za nim. Kiedy otworzyłam oczy pojawiło się niemiłe uczucie jakby coś ci wlali do oczu ale po chwili się przyzwyczaiłam. Mati wziął mnie za rękę i prowadził pod wodą. Ryby pływały wkoło mnie, podwodne rośliny powoli poruszały swymi liśćmi. Nigdy nie widziałam tak pięknego miejsca. Spojrzałam na Mateusza, a on na mnie. Po chwili przyciągnął mnie do siebie i pocałował.
Po jakimś czasie wynurzyliśmy się na powierzchnię. Ja chciałam pobyć dłużej w podwodnej krainie ale niestety płuca na to nie pozwalają. Wyszliśmy na brzeg trzymając się za ręce.
K – To było cudowne!
M – A ja to co?
K – Dodatek.
M – Taa?
K – A żebyś wiedział.
M – Chodź tu to ci zaraz pokażę co ten dodatek potrafi.
Zaczęliśmy się ganiać po plaży jak małe dzieci. Niestety po wypadku nie byłam już taka szybka jak kiedyś i po kilkudziesięciu metrach Mati mnie złapał i przerzucił sobie przez ramię. Byłam przyzwyczajona do takiego noszenia (Piotrek mnie wnosił z pokoju, kiedy mu przeszkadzałam), więc grzecznie czekałam na dalszy rozwój wydarzeń. Narzeczony postawił mnie z powrotem na ziemi dopiero przy wierzbie.
M – I co? Ciągle jestem tylko dodatkiem?
K – Hmm… Ciągle nie jestem pewna co do swojej oceny. Przekonaj mnie.
Mateusz przygwoździł mnie do drzewa i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Moje ręce wylądowały na jego karku, a jego dłonie gładziły moje plecy. Wargi ukochanego schodziły coraz niżej. Kiedy dotarł do obojczyka zostawił na niej malinkę. Potem wrócił do ust.
Nie wiem ile trwał nasz pocałunek. Minuty zamieniały się w sekundy. Kiedy znów spojrzeliśmy sobie w oczy w jego źrenica było tyle miłości… Nigdy nie zapomnę tego spojrzenia.
M – Przekonałem cię?
K – Test zdany na ocenę pozytywną.
Obydwoje zaczęliśmy się śmiać, a ja przytuliłam się do Mateusza. Jeszcze przez kilka minut leżałam wtulona w jego ramiona. Niestety musieliśmy się już zbierać bo rodzice będą za mną wydzwaniać. Założyłam kombinezon i wzięłam kask w rękę, a Mati spakował koc do plecaka. Po chwili wracaliśmy razem na parking. Przez cały czas trzymaliśmy się za ręce. Rozdzieliliśmy się dopiero wtedy, kiedy musieliśmy wsiąść na motocykle.
Całą trasę przejechaliśmy z zawrotną szybkością ale jak to Malina powiedział " Do 150 to nie ma jazdy. Poniżej 150 to się stoi”. Autostrada była idealna. Niedawno wylali nowy asfalt, więc jechało się jak po maśle.
Benzyna w baku mi się kończyła. Zjechaliśmy na stację. Nakarmiłam Yamahę i poszłam zapłacić. Kiedy wróciłam zastałam Matiego ze smutnym wyrazem twarzy.
K – Ej kochanie co jest?
M – Muszę jechać. Ojciec potrzebuje pomocy przy aucie.
K – Ok. ja ci niczego nie zabraniam. Możesz jechać.
M – Nie będziesz na mnie zła?
K – Nie mam za co się na ciebie gniewać. Rodzina jest najważniejsza.
M – Znalazłem skarb.
K – Gdzie?
M – Stoi przede mną.
Uśmiechnęłam się tylko i pocałowałam go na pożegnanie.
K – No leć. Ojciec nie będzie na ciebie wiecznie czekał.
Mateusz odpalił swoją R1 w zjechał ze stacji. Mogłam go tylko odprowadzić wzrokiem.
Wróciłam do domu i wzięłam się za mycie swojej maszyny. Wiem, że robię to często ale nie lubię zaschniętego brudu na owiewkach i błotnikach. To wygląda okropnie. Kiedy kończyłam tata podstępem podstawił mi samochód do umycia. Wzięłam się też za mycie Mundka.
Gdy skończyłam wzięłam Blacka na spacer i wraz z swym czarnym labradorem zatopiłam się w leśną gęstwinę.
4 komentarze
gfb0$7
A co bedzie z agnieszka i dominikiem
Pjjjoonaaa
dlugo Cie tu nie bylo :c
Py64
WSPANIALE, ŻE PO KILKU GODZINACH JEST NOWA CZĘŚĆ!
ten krzyk w dobrym sensie...
szczęśliwa
Wspaniałe są twoje opowiadania. Pisz kolejną część.