Love Story <3 część: 31

Oliwer westchnął cicho i oparł się. Nie wiedział co teraz ze sobą zrobić. Zupęnie sam zamieszkał w obcym miejscu, daleko od rodzinnego domu. Jedynie mógł liczyć na Zuzę. Miał nadzieję, że dziewczyna oprowadzi go po mieść, ale nie jak turystę, tylko kogoś kto ma zamieszkać w Krakowie. Liczył na jej pomoc.


                                                                        ***


We wtorek rano cała szkoła huczała na temat jakiegoś chłopaka. Z plotek wynikało, ze był siatkarzem, grał w reprezentacji, był nieziemsko przystojny i chodził do trzeciej klasy.  
Zuza miała dziwne wrażenie, że musi znać tego chłopaka, w końcu spędziła miesiąc z chłopakami z reprezentacji. Tylko o kogo mogło chodzić? Podświadomie wiedziała, że mowa o Oliwerze.
Nie była więc zbyt zdziwiona, kiedy pod czas długiej przerwy wpadła na niego na korytarzu.
-Zuza?- zapytał zaskoczony, a ona uśmiechnęła się do chłopaka, miło było go widzieć.
-We własnej osobie- zaśmiała się.- Wiesz, że jesteś na językach wszystkich uczniów?
-Zdaje sobie z tego sprawę- też się uśmiechnął.  
Zuza znała jego sytuację i podziwiała go. Ona na jego miejscu nie umiałaby wstać rano, uśmiechać się do ludzi i udawać, że jest wszystko dobrze. Bo dla niego nie było, jego dziewczyna umierała.
-Do której masz?- zapytała.
-Do piętnastej- burknął niezadowolony.
-Pójdziesz ze mną później na obiad? Nie chce sama jeść na mieście, będę wyglądać żałośnie.
-Nie masz koleżanek?
-Mam przyjaciółkę.
-I co z nią?
-Przyjaciółka ma chłopaka- powiedział jakby to wszystko wyjaśniało.
-Biedna, skoro tak, to dotrzymam ci towarzystwa.
Zadzwonił dzwonek. Umówili się o piętnastej pięć pod szkołą, a ona nie mogła doczekać się spotkania. Chciała mu wszystko pokazać, powiedzieć i zaprowadzić w miejsce, gdzie będzie mógł trenować.
Miała nadzieję, że mimo że się przeprowadził do Krakowa i jego dziewczyna jest ciężko chora, nie zamierza rezygnować z siatkówki, byłaby to wielka strata.
Tak jak się umówili, chłopak już na nią czekał. Zuza uśmiechnęła się na jego widok. Z jego urodą, wyglądem rasowego sportowca nie dziwne, że połowa dziewczyn w szkole było już nim zauroczonych. W końcu to tylko dziewczyny, dla nich wystarczy taki Oliwer w spranych jeansach, podkoszulku i bluzie.
-Stałeś się prawdziwą gwiazdą szkoły i bożyszczem kobiet- zaśmiała się i lekko walnęła go w ramię.
-Skoro ja mam takie powiedzenie, to co z tobą?
-Nikt nie zwraca na mnie większej uwagi, jestem szarą myszką- uśmiechnęła się i pomyślała, że to prawda.
Oprócz tych pierwszych dni, kiedy Tini pokłóciła się ze starszymi dziewczynami i tej nieszczęsnej imprezy nie wybijały się z tłumu, przynajmniej ona. Jakoś nie leżało jej bycie na językach. Nie lubiła kiedy wszyscy patrzyli na każdy jej najmniejszy ruch.
-Gdzie idziemy zjeść?- zapytał.
-Szybko i tanio.
-To KFC czy Mc?- uśmiechnął się do niej wrednie.- Taki z ciebie sportowiec?
-Oj ty mnie nie doceniasz- pokręciła głową.- Idziemy do baru sałatkowego, jest na rogu- wystawiła mu język i pociągnęła go za rękę.
Oliwerowi spodobało się to miejsce. Było w nim naprawdę tanio, jedzenie było świeże, a sałatki dobre. Jako sportowiec chłopak lubił takie miejsca i takie jedzenie.
Siedli przy stoliku przy oknie i wolno jedząc patrzyli na osoby idące lub biegnące chodnikiem. Większość bardzo się śpieszyła.
-Gdzie mieszkasz?- zapytała w pewnym momencie Zuza.
-Niedaleko, jeszcze nie pamiętam ulicy- uśmiechnął się.
-Jak zapamiętasz to mi powiedz, będę przychodzić i cię pilnować- mrugnęła do niego.
-Mnie nie trzeba pilnować- obruszył się.
Rozmawiali chwilę, a Zuza nie wiedziała czy powinna poruszyć temat Anki, czy też nie. Zdecydowała na razie nie pytać, jeśli chciałby jej coś powiedzieć, zrobiłby to, była tego pewna.
Około szesnastej trzydzieści dziewczynie przypomniało się, że przecież ma trening. Zebrała wszystkie swoje rzeczy, zapłaciła za jedzenie i z uśmiechem na ustach zapytała chłopaka czy ją odprowadzi. Przy okazji dowiedziałby się o możliwości trenowania w tym samym klubie co ona.
Ledwo co zdążyli na tramwaj, a kiedy Zuza była już w szatni ledwo co mogła złapać oddech, przez całą drogę biegli.
-Coś taka zdyszana?- zapytała jedna z jej koleżanek.
-Biegłam- uśmiechnęła się krzywo Zuza i ściągnęła bluzkę.
Do szatni weszła Olga, jedna z zawodniczek i z głupim uśmiechem na ustach, oznajmiła:
-Jakiś przystojniak rozmawia z trenerem.
Cała drużyna zaczęła piszczeć, tylko nie Zuza. Ona przecież znała tego „przystojniaka” i ze dwie inne dziewczyny z jej drużyny też, jeszcze tylko nie wiedziały, że on to on.
-E szału nie ma- machnęła ręką i wyszła z szatni.
Podeszła do chłopaka i delikatnie walnęła go w brzuch. Oliwer uśmiechnął się i zadowolony powiedział, że będzie chodził tu na treningi.
-Świetnie! W sumie po to cię tu zaciągnęłam- uśmiechnęła się.- A tak przy okazji: wiesz, ze gdziekolwiek się nie pojawisz robisz za sensację. Uchodzisz za przystojniaka- mrugnęła do niego i wbiegła na salę, żeby się porozciągać.


                                                                      ***


-Moi rodzice wracają w piątek- powiedział Tomek, mocniej przytulając ją do siebie.
Siedzieli w parku na ławce i kolejną godzinę rozmawiali, tak po prostu.
-Biedny, koniec imprezki- zaśmiała się Tina ani trochę nie współczując chłopakowi.
-A żebyś wiedziała, teraz przez kolejne pół roku będą się o wszystko czepiać, a potem znów wyjadą w delegację- mruknął.  
Z jednej strony był zadowolony, że rodzice mają taką pracę, a nie inną. Kto nie chciałby przez calutkie dwa miesiące być sam w domu, nie musieć nikogo słuchać? Jednak z drugiej strony, kiedy był sam, nie miał się nim kto zając. Zająć znaczy ugotować obiadu, zrobić prania, czy posprzątać, tym wszystkim zazwyczaj zajmowała się jego mama.
-A jak wyjadą w delegację to będziesz miał święty spokój.
-I znowu zupki chińskie na obiad.
-Ja będę ci gotować- pocałowała go w policzek i wstała z ławki, zakładając plecak na plecy i biorąc torbę treningową do ręki.
-A ty gdzie?- zatrzymał ją Tomek.
-Mam trening- uśmiechnęła się.- Jeśli bardzo chcesz, to możesz mnie odprowadzić- wyciągnęła wolną rękę w jego kierunku, a on ją od razu złapał.
-Jedziemy na motocyklu- szepnął jej do ucha, a ona się zaśmiała i kiwnęła głową na znak, że się zgadza.
Dzięki chłopakowi nie spóźniła się na trening, a wszystkie dziewczyny, które wcześniej go nie poznały, wypytywały ją co to za przystojniak. Tini lekko czerwona odpowiadała, że to jej chłopak. Oczywiście, jak to dziewczyny, wszystkie zaczęły piszczeć i składać jej gratulację.
Trening był ciężki, ale dziewczyna dawała z siebie sto procent, bo wiedziała, ze Tomek ją obserwuje, a jeśli zrobi coś źle, później będzie jej dokuczać. „Nie doczekanie jego”- pomyślała, zabierając przeciwniczce piłkę i kozłując ją w stronę bramki. Potem tylko poczuła uderzenie w bok i z impetem uderzyła głową o parkiet boiska, tracąc przytomność.


                                                                       ***

Nie często panikował, więc było to dla niego coś zupełnie nowego. Ale jak tu nie panikować, kiedy twoja dziewczyna leży na środku boiska z rozwaloną głową, a do tego jeszcze nieprzytomna.
Trener już zadzwonił na pogotowie, a dziewczyna którą ją popchnęła popłakała się, robiąc wokół siebie zamieszanie.
-„Idiotka”- pomyślał chłopak i uklęknął obok Tini. Odgarnął jej kosmyk włosów z twarzy i chwycił za rękę.- Wszystko będzie dobrze- powiedział, raczej tylko po to, żeby uspokoić samego siebie.
Karetka jechała na sygnale, a on w niej. Nie zadzwonił jeszcze do rodziców dziewczyny i nie wiedział, kiedy to zrobić. Teraz, czy dopiero wtedy, gdy będą już w szpitalu.
Z jakiegoś nieznanego mu powodu czuł się winny. Wiedział, że nie mógł nic na to poradzić, a i tak i tak to poczucie w nim siedziało.
-Jak to się stało?- zapytał ratownik medyczny, w sumie po raz kolejny.
-Tina zabrała dziewczynie piłkę, a ta chyba trochę wkurzona, ze na to pozwoliła, chcąc zabrać Tinie piłkę, popchnęła ją. Jak widać nieco za mocno i Tina upadła, uderzając głową o parkiet- wytłumaczył na jednym wdechu, a później głośno wypuścił powietrze.
-Dziewczyna ile ma lat?
-Skończyła szesnaście.
-Ma na coś uczulenie?- kolejne pytanie i o dziwo Tomek znał na nie odpowiedź.
-Na truskawki i jeden ze składników leków przeciw bólowych, jej mama poda dokładną nazwę.
-Dzwoniłeś już do jej rodziców?
-Jeszcze nie.
-Boże dzieciaku!- krzyknął zirytowany ratownik.- Na co jeszcze czekasz?- ponaglił go ruchem ręki.
No, więc Tomek musiał zadzwonić. Musiał też wytłumaczyć spanikowanej mamie dziewczyny jak to się w ogóle stało i do którego szpitala ma przyjechać.
-Proszę na siebie uważać- skończył rozmowę chłopak. Wiedział, że w stresie o wypadek nie trudno, a mama Tiny była teraz zestresowana, zdenerwowana i roztrzęsiona, czyli nie powinna prowadzić. Ale i tak pewnie to zrobi, żeby jak najszybciej znaleźć się przy swojej córce.
W szpitalu dziewczynę poddano różnym badaniom i dano na salę, pod obserwację.
Przez chwilę chłopak siedział na korytarzu sam, trzymając się z głowę i modląc się, żeby Tinie nic nie było.
Na domiar złego nie mógł dostać informacji o jej stanie, bo nie był z rodziny, głupie przepisy, przez które nic nie wiedział i czuł się przez to jak idiota.
-Tomek- usłyszał głos mamy Tini i gwałtownie podniósł głowę.
-Dzień dobry, pani- uśmiechnął się.
-No nie wiem czy taki dobry- skrzywiła się lekko, ale widząc jego zakłopotaną miną, oddała wcześniejszy uśmiech.- Co z nią?- zapytała.
-No cóż, nie chcą mi nic powiedzieć, nie jestem z rodziny- pokręcił zrezygnowany głową.
-Mi powiedzą, poczekaj tu na mnie- poszła poszukać jakiejś pielęgniarki albo lekarza, kogokolwiek byleby mogła dowiedzieć się o stanie swojego dziecka.
W końcu się dowiedziała i cicho westchnęła. Nie było tak źle jak na początku myślała.
Wróciła do zmartwionego chłopaka i usiadła obok niego.
-Co z Tiną?- zapytał od razu.
-Jeszcze się nie wybudziła, ale lekaż powiedział, że na razie nie ma powodu do niepokoju- uśmiechnęła się lekko.- A tak w ogóle to czemu byłeś na jej treningu, nigdy z nią tam nie chodziłeś, nawet żako odprowadzałeś- spojrzała na niego podejrzliwie. Lubiła go i nie miała nic przeciwko temu, żeby Tina spędzała z nim jak najwięcej czasu.
-Niektóre rzeczy się zmieniają- powiedział wymijająco, nie wiedział co kobieta powie na to, że chodzi z jej córką.
-Ale musi być jakiś powód- była coraz bardziej podejrzliwa.
-Zgadzam się z panią- uśmiechnął się do niej. Kiedy chciał umiał być kulturalny i ujmujący, zresztą ujmujący był zawsze.  
-A więc jaki był wasz powód?
Tomek wziął głęboki oddech. Po co ma grać z tą kobietą w kotka i myszkę? Nie dość, że zna go od małego to jest jeszcze kobietą. Kobiety domyślą się prędzej czy później.
-Widzi pani- odezwał się swoim jednym z bardziej grzecznych tonów.- Ja i Tina od niedługiego czasu, spotykamy się.
Kobieta uśmiechnęła się szeroko, a potem zaśmiała i mocno uścisnęła chłopaka.
-Wiedziałam, że prędzej czy później tak się to właśnie skończy- pokiwała głową i spojrzała na niego.- Masz o nią dbać i nie skrzywdzić jej- ton kobiety miał być surowy, ale jej nie wyszło. Razem z Tomkiem zaczęła się śmiać.
-A teraz proszę pani na poważnie. Zamierzam być dla pani córki najlepszym chłopakiem na świecie.
-Wiem.



                                                                                     ~~***~~

Cześć!
  Przepraszam wszystkich, którzy w tamtym tygodniu czekali na część. Nie będę się tłumaczyć, po prostu bardzo przepraszam.
Mam nadzieję, że chociaż ta część Wam się spodoba i będziecie komentować.
Za dwa tygodnie wakacje, jakieś plany?

                                                                                                                      Przesłodzozne

Przeslodzone

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2211 słów i 12059 znaków.

2 komentarze

 
  • Misiaa14

    Jejuś piękne :3

    12 cze 2016

  • cukiereczek1

    Rewelacyjna część czekam na kolejną część:)

    11 cze 2016