pomyślałam, że jednak wrzucę tą swoją trzecią część tej samej historii (taa no comments), bo od niedawna ją piszę. Jeśli skończę kiedyś inny projekt, to może się podzielę... Ten banalny tytuł pochodzi oczywiście od utworu przewodniego 50 facjat pana szarego, ale nie czytałam tego i nie zamierzam - po prostu treść tej piosenki doskonale mi pasuje do historii tej mojej zmyślonej pary T&A. Mam nadzieję, że Was nie zanudzę, bo głównie będą się przewijać tęczowe wymioty :P
Pozdrawiam
Rozdział 1
Stanęła na ganku drewnianego domku i oparła się o balustradę. Wdychając ostre powietrze, rozejrzała się dookoła. Było tutaj naprawdę pięknie: domek otoczony był przez las iglasty, nieopodal roztaczały się dwa jeziora – jedno większe i mniejsze. Śpiewały ptaki, a przy głębszym wdechu dało się wyczuć ten charakterystyczny zapach iglaków, oraz obrobionego drewna, z jakiego zbudowano „chatkę”. Napawała się tym widokiem, dopóki nie poczuła, że cała drętwieje z zimna, a jej ciało przebiegają nieprzyjemne szpiki. No tak, wyszła na ganek w cienkiej piżamie, to jest w krótkiej koszulce i takich też spodenkach. Ale po prostu musiała zaczerpnąć tego świeżego powietrza i rozejrzeć się po pięknej okolicy!
Uśmiechnęła się do siebie i zawróciła do środka. Przeciągnęła się leniwie i skierowała do łóżka, gdyż nie odczuwała jeszcze głodu, a jej towarzysz spał. Usiadła w posłaniu i zaczęła mu się przyglądać, choć był do niej odwrócony plecami. Jak dotąd nie zwiedzili tutaj zbyt wielu miejsc, gdyż było ich po prostu zbyt wiele, a i zdarzały się chwile, że nie pozwalało mu na to samopoczucie. Nie była o to zła, starała się zrozumieć. Zwłaszcza, że przez ten krótki okres, jaki tutaj spędzali, poświęcał się, łykając mnóstwo tabletek przeciwbólowych, by spełnić jej zachcianki odnośnie spacerów, czy ogniska w lesie.
Zawsze to robił: szedł jej na rękę, starał się, by była zadowolona. I za to go kochała, ze wszystkich sił, jakie tylko miała. Dlatego starała się odwzajemniać tym samym, chociaż nie za bardzo jej to wychodziło – jej zdaniem, bo on wcale nie narzekał.
Wciągnął haust powietrza i przeciągnął się leniwie, a to oznaczało, że się budzi. Nachyliła się więc i ucałowała go w policzek.
- Dzień dobry. Jak się dzisiaj czujesz? – spytała, choć dobrze wiedziała, że on tego nie cierpi. Powodowała nią jednak troska.
- Bo ja wiem…? Okaże się. Co na dzisiaj zaplanowałaś, że tak pytasz? – udał obojętność.
- Oj, to musi mi od razu o coś chodzić? Po prostu się o ciebie martwię – zrobiła obrażoną minkę, po czym przytuliła się do niego. Zwrócił się ku niej i objął ramieniem – chociaż… chciałabym pójść na spacer – dodała przebiegle.
- No ja wiedziałem! – wywrócił oczyma, ale zaraz potem parsknął śmiechem i obiecał, że po śniadaniu udadzą się na wycieczkę.
Za cel obrali owe jeziora, które roztaczały się nieopodal. Ziemię pokrywała kilkucentymetrowa warstwa śniegu, jaki pod wpływem niskiej temperatury przyjemnie skrzypiał pod stopami. Z pomiędzy gałęzi wyglądały na nich dzikie ptaki, zaś pod drzewami roiło się od szyszek i opadłych igieł. Gdzieniegdzie przydarzyło się zupełnie nagie drzewo liściaste.
Znowu wdychała to świeże powietrze, prowadząc się z nim za rękę, choć jak zwykle nie miał rękawic i dłoń już zupełnie mu zdrętwiała. Jeśli jednak Tanja chciała iść w ten sposób, to niech jej będzie.
- Jak ślicznie! – jęknęła, stając nad brzegiem jeziora. Oto roztaczała się przed nimi gładka tafla, teraz niemal w całości pokryta lodem, który przysypał świeży śnieg. Można więc było podziwiać ślady ptactwa, co to stąpało po grubej warstwie lodu. W głąb jeziora prowadził drewniany pomost, toteż oczywiście go tam zaciągnęła. Co rusz wołała, celując gdzieś palcem. Przyglądał się jej, podśmiewając pod nosem. Lubił, gdy była taka radosna.
Wreszcie wyciągnęła swój telefon i przytuliła się do niego, by zrobić im pamiątkowe zdęcie.
- Podoba ci się tutaj, co? – zagaił, gdy piszczała z zachwytu nad świeżo wykonaną fotografią.
- No jasne! Twoja mama miała świetny pomysł – przytaknęła gorąco, zupełnie zapominając, że on nie lubi, gdy w ten sposób „tytułuje” Hannę Lehtinen.
Zignorował ów fakt i westchnął na myśl o tym, że już jutro owa sielanka się skończy i będą musieli wrócić do miejskiego życia, zastanawiać się, co dalej? Owe myśli towarzyszyły mu niemal bez przerwy od dnia ślubu, co prowokowało bóle głowy. Bardzo chciał już wrócić do pracy, najlepiej, jako radca prawny. Najpierw trzeba było jednak złożyć odpowiednie papiery, a i tak nie było oczywistym, że zostanie zakceptowany. Wszak, miał za sobą „kryminalną” przeszłość... A nawet, jeśli, to nim zacznie zarabiać… Za co będą żyć do tego czasu?
Tanja zdawała się w ogóle o tym nie myśleć, zaślepiona szczęściem. Przynajmniej tyle dobrego, jeśli było jej z nim dobrze. W końcu tyle już razem przeszli, a mimo to nadal byli razem. Był to bodaj najdłużej trwający związek w jego życiu. No i była jego żoną, choć przez moment zdawało się, że ich relacja jest już nie do naprawienia – Ale ziąb! – towarzyszka zatarła ręce, choć chroniły je rękawiczki, po czym zaciągnęła na czapkę jeszcze kaptur kurtki – Aleks, ale przeziębisz się! – „zaatakowała go”, szczelniej opatulając szalikiem – mówiłam weź czapkę, to nie!
- Nie lubię i nigdy w niej nie chodzę! – przewrócił oczami.
- Musisz uważać na głowę! – zaciągnęła mu na nią kaptur.
- Dobra, mamusiu, na głupotę lekarstwa jeszcze nie wymyślili – przedrzeźnił ją.
- Dlatego jesteś ze mną – przytuliła się doń, patrząc zadziornie w oczy.
- Kiepski dowcip.
- Jak twoje – wzruszyła ramionami.
- Osz, ty! – zaśmiał się, obejmując ją rękoma – nie chcę wracać do Helsinek – dodał, już zupełnie poważnie.
- Ani ja… ale nie martw się, będzie tak, jak obiecałam: zatrudnię się dorywczo, a ty spokojnie załatwisz swoje sprawy.
- Byle byśmy nie musieli pożyczać od twoich rodziców, albo od Hanny – popatrzył znacząco, na co pokiwała głową i wtuliła się weń.
***
We wspomnianych już Helsinkach życie toczyło się, jak zwykle. Ilekroć Kaari przekraczała próg biurowca, jej wzrok wędrował ku bufetowi, w jakim pracował jej były chłopak. Z czasem przestało jej zależeć na jego wybaczeniu i traktowała to tak, jakby się nigdy nie znali. Starała się wychodzić do domu tak, by go nie spotkać i odwrotnie.
Pozostał jednak żal, że znowu jej nie wyszło i nadal była sama. Na szczęście Tanja wyjechała, choć zaledwie na trzy dni, więc nie była zmuszona oglądać jej „wielkiego szczęścia”. Choć i tak dzwoniła do niej niemal codziennie, by dzielić się wrażeniami z pobytu za miastem.
Tego dnia do jej ekipy miała dołączyć niejaka Kaisa – co dopiero skończyła studia i miała rozpocząć swoją pierwszą w życiu pracę. Kaari została wytypowana, jako ta, która miała ją wdrożyć w zajęcie i przeszkolić we wszystkim. W owym momencie czekała na nią, bezwiednie wyglądając przez okno. Nagle dostrzegła po drugiej stronie Jyrkiego, który także zmierzał do pracy. Choć niechętnie, utkwiła w nim wzrok. Niby już ubierał się bardziej stosownie do swego wieku, choć i tak przeważały u niego te ciemne barwy. Za to przestał się golić, skoro już nie „ględziła” mu, iż nie lubi takich zarośniętych mężczyzn.
Może tak było po prostu lepiej? On nie musiał już udawać kogoś, kim nie był, a ona uczucia, jakie także nie istniało. Choć wizualnie naprawdę niczego mu nie brakowało. Po tamtym upokorzeniu w klubie, wiele nocy spędziła na rozważaniach, dlaczego właściwie się w nim nie zakochała? Przecież tak wiele dla niej zmienił, skakał wokół, niczym zakochany nastolatek…
Czegoś jednak zabrakło, tej tajemniczej chemii, która ciągnie do siebie dwoje ludzi. A może to jej wewnętrzne przekonanie, co do potrzeby stabilizacji? Obawa, że mógłby ją zdradzić z jakąś fanką, albo co?
- Dzień dobry! – dobiegło ją czyjeś przywitanie. Gdy spojrzała w jego kierunku, oto ujrzała szczupłą szatynkę, być może farbowaną, średniego wzrostu z szaro-niebieskimi oczami. Uśmiechała się niepewnie, ściskając w ręku torebkę. Musiała to być ta, na którą czekała.
- Kaisa, tak? – spytała uprzejmie, na co młoda panna skinęła głową – jestem Kaari Venerinen – wyciągnęła do niej dłoń.
- O, to właśnie pani szukałam – odwzajemniła gest.
- Mów mi na „ty”, jeszcze nie jestem taka stara – zaśmiała się, przyglądając obcisłej, czarnej mini, w której przyszła nowa znajoma – tak na przyszłość, to do pracy ubieraj dłuższe spódnice. Szefostwo tego wymaga – dodała, wskazując na siebie. Jej spódnica bowiem sięgała do kolan. Młoda od razu spiekła raka i pokornie skinęła głową – ale szpilki masz obłędne! – zauważyła, celując w czarne, wysokie buty Kaisy, by jakoś rozładować napięcie. Nowa pracownica rzuciła zdawkowym „Dziękuję”, po czym ruszyła za nią do biura.
Pierwsze koty za płoty, Kaisa wyglądała na sympatyczną, więc powinno się jej z nią dobrze współpracować.
***
Każda bajka (niestety) dobiega kiedyś końca i tak państwo Kietala wrócili do szarej rzeczywistości. Tanja, jako żona, jak na razie nie potrafiła zrezygnować z długiego snu i dlatego nawet nie słyszała, kiedy Aleksi wstał, by wyruszyć na miasto w celu załatwienia niezbędnych spraw.
Tak, jak wtedy, gdy jeszcze był kawalerem, przygotował sobie szybkie śniadanie, dopełnił reszty porannych rytuałów i tak gotowy, stanął nad żoną, by się pożegnać. Było w pół do dziewiątej, więc i tak późno, jak na niego, lecz ta ani myślała otworzyć oczu. Nachylił się więc i ucałował ją w policzek, ale ani drgnęła. Parsknął pod nosem, gdyż, póki co, na razie jej „niesubordynacja” mu nie przeszkadzała, i skierował się do wyjścia.
Minęła jedenasta. Otworzyła oczy i zaczęła się leniwie przeciągać, po czym sięgnęła dłonią tuż obok. Było pusto, więc „Aleks” już wyszedł. I nie obudził jej! Uniosła się naburmuszona, by spojrzeć na godzinę, lecz gdy tylko zerknęła na wyświetlacz, ogarnęło ją przerażenie. Spóźniła się! Do tego miała coś przecież… dlaczego nie nastawiła tego „głupiego” budzika?!
Wyskoczyła z łóżka i prawie przewróciła się na kocie, który na jej widok podbiegł jej pod nogi, by prosić o coś do zjedzenia. Zaczęła nerwowo biegać po pokoju i właśnie wtedy dotarło do niej, że przecież dzisiaj postanowiła zrobić sobie wolne od studiów (nie miała nic ważnego), by dokonać w domu „niezbędnych poprawek”. Owszem, mogła to zrobić np. w weekend, ale była strasznie niecierpliwa! Nie, nie mogła ot tak żyć pośród tych wszystkich pudełek, które przytargała z rodzinnego gniazda! Poza tym, miała swoją wizję, co do tego, gdzie co powinno stać, to tam brakowało jakiejś ozdoby, tu znów źle komponowało się ze ścianą itd. Do tej pory nie miała do tego głowy, bo najpierw Aleksi był w szpitalu, potem trzeba było spakować owe „skarby”i przynieść tutaj, aż wreszcie wyjechali…
Tylko jak pogodzić to z przygotowaniem obiadu? Nie chciała zrzucać tego na męża, choć mógł coś ugotować, owszem, bo zapewne niedługo wróci. Uparła się jednak, że sama się tym zajmie. W końcu teściowa miała tyle do gadania, że nie umie gotować, phe!
Poszła do lodówki i zaczęła przeglądać jej zawartość. Oby tylko nie musiała iść do sklepu, bo… nie chciało się jej. W rodzinnym domu zakupy zwykle robiła Kaari, bądź matka. Jaka szkoda, że nie mogła już obarczyć tym kogoś innego… chyba, że zadzwoni do „Aleksa” i poda mu listę zakupów…? Nie, nie będzie mu przeszkadzać.
Powyjmowała ze środka wszelkie warzywa, jakie tylko tam znalazła, oraz kawałek jakiejś ryby – sama nawet nie wiedziała, co to za gatunek. A, łosoś. No tak – przeczytała na etykiecie. Wymyśliła sobie, że upiecze owego „kolegę” w towarzystwie „koleżanek” warzyw. Zabrała się za krojenie ich… w piżamie, bo na razie nie widziała potrzeby przebierania się w coś innego. Całe szczęście, że był to dzień, bo w kuchennym oknie nie było firanki, ani rolety, więc sąsiedzi mieliby ciekawy widok…
Co rusz prychała pod nosem i unosiła palec do ust, gdyż miała wrażenie, że się zacięła. Na blacie powstał już niemały bałagan… Roiło się na nim od obranych skórek warzyw, drobnych ich kawałków, porozrzucanych noży itd. Po chwili do owej „elity” dołączyły i skorupy jajek oraz mąka, gdyż postanowiła obtoczyć w nich rybę. Nie żałowała soli i pieprzu – sypała na oko, bo po prostu się na tym nie znała. Teraz pytanie, ile powinna piec tego łososia? Zawróciła po telefon, by sprawdzić w Internecie, lecz oto zonk: dłonie lepiły się od „panierki”. Warknęła pod nosem i skierowała się do łazienki. Tam odkryła, że nie tylko ręce miała brudne: mąka, wymieszana z jajkiem, znaczyła się także na jej twarzy, a nawet włosach…
Jęknęła zrezygnowana i weszła pod prysznic, by się szybko przemyć.
W chwilę potem biegała po kuchni, byle tylko zdążyć przed „Aleksem”! W przeciwnym razie to on przejmie pałeczkę w dziedzinie gotowania, a ona chce zrobić mu niespodziankę. Włożyła „danie” do piekarnika i… zostawiwszy cały bałagan, poszła sobie do pokoju. Zaczęła przeglądać pudła i wyjmować zeń resztę swoich rzeczy. Było ich jednak tak dużo, że dużym prawdopodobieństwem było, iż nie zmieszczą się do szafy, choć… garderoba Aleksego wcale nie liczyła niewiadomo ilu ubrań. Skoro napotkała taką „przeszkodę”, szybko się znudziła i zajrzała do innego pudła, oczywiście… zostawiając na podłodze to, co uprzednio wyrzuciła z drugiego kartonu.
Pamiątki! Tego jej było trzeba! Powyjmowała wszelkie maskotki, figurki, fotografie i inne, po czym rozłożyła na dywanie i zaczęła lustrować je wzrokiem. Pluszaki odda chyba potrzebującym dzieciom, bo niby gdzie je poustawia? Dla swojego potomstwa nie miała zamiaru ich trzymać, bo… kto wie, czy w ogóle będzie jakieś miała? Ona sama miała prawie 27 lat, więc nie chciała dekorować nimi wspólnego „mieszkanka”. „Aleks” sobie tego nie życzył. Może ze wstydu przed kolegami?
Za to, co do zdjęć, miała już dowolność. Tak więc na „honorowym miejscu”, to jest tuż obok łóżka, postawiła ich zdjęcie ślubne, na którym to obejmował ją w talii rękoma, a ona, ściskając w ręku bukiet, dociskała twarz do jego policzka.
Obok telewizora stanęła ramka z fotografią z zakątka, gdy jeszcze nosił plaster, oraz inne bibeloty, porcelanowe figurki, itd. „Pierdółki” jednak jeszcze z dziesięć razy zmieniły swe położenie, zanim mogły „z czystym sumieniem przyrosnąć do półki” pod nimi. Należało jeszcze upiększyć ściany jakimiś obrazkami, ale nie miała pojęcia, czy w ogóle mają młotek?
Po mieszkaniu rozszedł się przyjemny zapach pieczonej ryby. Od razu poczuła ssanie w żołądku. Zadowolona z siebie, poszła teraz „upiększać” pokój, jaki jeszcze do niedawna pełnił rolę „gabinetu” „Aleksa”. I tutaj zrobiła spore przemeblowanie, to przestawiając sprzęty, ustawiając kolejne zdjęcia, aż wreszcie zaczęła grzebać w „biblioteczce” męża. Oczywiście nie wolno jej było tknąć żadnej książki, ale przyozdobić ich otoczenie, już tak. Nastawiała więc jakichś figurek i świeczek zapachowych, by po chwili stwierdzić, iż… jest brzydko, wcześniej było lepiej.
Po wyrzuceniu „pierdółek” przypomniała sobie o zdjęciu z czasów, gdy Aleksi jeszcze studiował prawo, toteż odszukała je i zawróciła do drugiego pokoju… oczywiście zostawiając bałagan, by zastąpić ową fotografią inną, znajdującą się juz w ramce.
Gdy już wycałowała „młodego Aleksa” i znalazła dlań „godną” oprawę, zaczęła wymieniać zdjęcie, na którym pozowała z matką, jako mała dziewczynka. Pani Krystyna będzie musiała poczekać na nową ramkę, trudno.
Zajęta tym, jak i przeganianiem Aleksa, który grzebał w pudłach, usiłując do nich wejść, nawet nie zauważyła, że do domu wrócił mąż.
- Coś ty tu narobiła? – bąknął, stając w progu. Nie dość, że nastawiała pełno „pierdół”, to na środku pokoju leżała sterta „śmieci”… Na jego widok pisnęła, niczym mała dziewczynka, i rozłożyła ramiona. Podszedł więc i ucałował ją w usta, a ponieważ siedziała, pociągnęła go za sobą i przewrócił się na nią. Zaproponowała, by tak został, toteż położył głowę na jej kolanach i zaczął obserwować jej zabiegi z ramką – coś pachnie – pociągnął nosem.
- Piekę obiad! – odrzekła dumnie – Aleks, odejdź od tego pudła!
- Chwilami już nie wiem, do kogo mówisz… do mnie, czy kota? Nie mogłaś nazwać go inaczej? – ziewnął, przecierając twarz.
- Już coś mówiłam na ten temat – przedrzeźniła go, głaszcząc po głowie, jakby miała przed sobą dziecko – i jak tam? Załatwiłeś coś?
- Jeszcze nic… wziąłem tylko niezbędne papiery, teraz muszę je wypełnić i złożyć… same nudy! Po co dałaś to do ramki? – skrzywił się, gdy zauważył swoje stare zdjęcie ze studiów.
- Nie marudź! Jesteś tutaj taki młody i przystojny… muszę mieć je na widoku! – wyciągnęła przed siebie ramię z fotografią, przyglądając jej niemal ze czcią.
- To włóż sobie pod poduszkę – wywrócił oczami – nie postawisz tego.
- Bo co? Przecież nie masz chyba urazu do okresu studiów? Rozumiem, że wtedy ona cię zostawiła, ale…
- Nie mam ochoty oglądać swojej gęby na każdym kroku! Wystarczy, że widzę ją codziennie w lustrze, to mi starczy. Z tobą to jeszcze co innego, ale sam…
- Oj, ględzisz! Spróbuj spojrzeć na swoją GĘBĘ tak, jak ja. Jest śliczna! – posłała mu całusa.
- Tanja, błagam! – jęknął zażenowany – ciekawe, czy będziesz mnie tak uwielbiać za 50 lat, jak się pomarszczę? – mruknął pesymistycznie.
- A ty mnie, jak będę po 70-tce? – odwdzięczyła się tym samym. Oczywiście nie wiedział, jak na to odpowiedzieć. Człowiek nie ma pojęcia, co się stanie jutro, a ona pyta go o kwestie, mające wydarzyć się za pół wieku?!
Na szczęście „z pomocą” przyszedł mu niepokojący swąd…
- Tanja, zaglądałaś do piekarnika? – popatrzył nań wymownie. Jej twarz od razu zbladła, po czym wyparowała do kuchni tak gwałtownie, że niewiele brakowało, by spadł na podłogę. Zaraz też dało się zeń słyszeć jęk niezadowolenia. Ze środka piekarnika buchnął ciemny dym, a to nie zwiastowało niczego dobrego… Niestety, warzywa spaliły się niemal na wiór, a łosoś poważnie przypalił. Kucharka prawie już łkała nad swym „dziełem”.
- Jestem do niczego! – pisnęła rozpaczliwie.
- Oj tam… to ja cię zagadałem – stanął obok, bezradnie drapiąc się w głowę – z łososia zdrapie się panierkę tam, gdzie jest najgorzej przypalona, i może da się zjeść… myślę, że nie przeszedł swądem.
- I niby z czym go zjemy? – mruknęła zrezygnowana
- Bo ja wiem? Z chlebem? – uniósł bezradnie ramiona. Tanja obróciła się doń plecami, po czym padła na krzesło przy stole i zakryła twarz rękoma.
- Zabij mnie! Nie ma chleba, bo nie chciało mi się iść na zakupy! – przyznała stłumionym głosem.
- Ale ja kupiłem po drodze – przysiadł się do niej.
- Jesteś lepszym gospodarzem, niż ja! Co ze mnie za żona?! – zawyła, zabierając dłonie z rumianego oblicza. Porażka w końcu doprowadziła ją do łez.
- Daj spokój, nie od razu Rzym zbudowano – przysunął się, biorąc ją za dłoń – nauczysz się.
- Ja mam prawie 27 lat! Jestem życiową sierotą! – syknęła, mierząc go z wyrzutem.
- Może nie mówmy o nich, co? – wywrócił oczami, na co natychmiast się speszyła. Słowo „sierota” ugodziło jego czuły punkt. Nie chciała już jednak biadać nad kolejnymi gafami, gdyż w końcu poważnie go zdenerwuje – zobaczysz tego łososia, czy ja mam to zrobić? – spytał po chwili.
- Ty, ja nie mogę na niego patrzeć – burknęła, ze szczerą nienawiścią, z powrotem zasłaniając twarz. Parsknął pod nosem, gdyż owe fochy zaczęły go bawić, i skierował się ku meblom.
Jak na złość, z ryby niewiele dało się ocalić. Mimo wszystko wyskrobał, co się dało, i podał do stołu. Tanja wpatrywała się w talerz, niczym kat w ofiarę. Widząc ją taką westchnął i postanowił zrobić pierwszy ruch, toteż ugryzł kęs. Uważnie obserwowała jego reakcję, jakby był jej osobistym „smakowym”, czy co? Niestety, nie miał dla niej dobrych wieści: łosoś był za słony i za ostry jednocześnie. I bynajmniej nie spotęgował tego wyczuwalny swąd. Jedyne, na co miał ochotę, to wypluć to! Dlatego też odruchowo chwycił się za usta.
Tanja natychmiast wpadła w czarną rozpacz, jakby od tej potrawy zależało jej życie. Poderwała się od stołu i uciekła do łazienki, by nie musiał tego oglądać. Odetchnął ciężko i, pierwsze, co zrobił, to sięgnął do telefonu, by poszukać w Internecie numeru do jakiejś pizzerii, bo przecież zjeść coś musieli, a nie było już na czasu na przygotowywanie wszystkiego od nowa.
Tymczasem Tanja siedziała na podłodze, oparta plecami o pralkę, i zalewała się gorzkimi łzami. Niemal dwadzieścia siedem lat – tyle czasu miała na to, by nauczyć się rzeczy, które powinna umieć prawie każda kobieta (oczywiście, jeśli tego chciała). Ale nie, bo jej zachciało się próbować dopiero rok temu! Potem „Aleks” trafił do aresztu i potrzeba chwili zgasła. Jakby nie mogła tego zrobić DLA SIEBIE. Wszak matka i Kaari nie byłyby obok niej wiecznie!
Wtem aż podskoczyła w miejscu, gdyż szarpnął z drugiej strony za klamkę. Oczywiście zamknęła się od środka, toteż zaczął się dobijać:
- Tanek, wyjdź stamtąd, albo chociaż otwórz drzwi! Muszę wiedzieć, że wszystko w porządku! – zawołał, lecz żadnej reakcji – nie przesadzaj tak… każdemu mogło się zdarzyć! Nauczysz się jeszcze!
- Jestem już na to ZA STARA! – odkrzyknęła ze środka.
- Daj spokój! – przewrócił oczami – jedna porażka i od razu się poddajesz? Myślisz, że mnie od razu wszystko wychodziło?
- Ale na pewno nie byłeś takim starym niedorobieńcem, jak ja! – pisnęła z wyrzutem.
- Wkurzyło mnie to, owszem! Ale wiesz, co tak naprawdę? Nie to, że nie ma żarcia na obiad, a twoje zachowanie! To teraz! Nie cierpię, gdy zachowujesz się, jak nieznośny bachor, zamiast dorosła kobieta! – wyrzucił z siebie zdenerwowany. Jak się mógł tego domyślić, zapadła głucha cisza, gdyż na to już nie potrafiła znaleźć żadnego argumentu. Choć poprzednie także do błyskotliwych nie należały. Zapewne teraz zaleje się łzami i będzie tam siedziała do wieczora…
Westchnął ciężko, opierając czoło o drzwi. Bardzo się cieszył, że tutaj była, że ktoś witał go po powrocie do domu, ale w tej chwili… najchętniej rozszarpałby ją na strzępy!
Wtem, o dziwo, usłyszał, że rozbraja zamek, toteż odsunął się i czekał, kiedy niesforna żona stanie w progu.
- Przepraszam – mruknęła ze spuszczoną głową – jestem…
- Nie kończ – rzucił twardo, więc zamilkła – chodź do kuchni, zaraz będzie pizza – wystawił do niej dłoń, niczym do swego dziecka. Chwyciła ją bez słowa i pozwoliła się poprowadzić do owego pomieszczenia.
W jakiś czas potem siedzieli już przy stole, na który co rusz wskakiwał Aleks, ciekaw, czym też tak się zajadają? Aleksi, co oczywiste, nie miał ochoty na dalsze spięcia, ale po prostu musiał zwrócić żonie uwagę:
- Nawet, jak byłem kawalerem, nie miałem w domu takiego syfu.
Na ową uwagę aż się zakrztusiła jedzonym kawałkiem.
- Ja to posprzątam! – zapewniła prędko.
- Pomogę ci pod jednym warunkiem: nie postawisz na widoku tego głupiego zdjęcia.
- Nie możesz stawiać warunków! – zjeżyła się.
- A to ja narobiłem takiego bałaganu?!
- To wspólne mieszkanie, więc twoim obowiązkiem jest o nie dbać! Gdy byliśmy dziećmi, nieważne było, czy to ja, Kaari, czy Matti nabrudził, sprzątaliśmy wszyscy, bo tak należało! Lepiej się wreszcie przyznaj, co ci tak przeszkadza w tym zdjęciu?!
- Sama to powiedziałaś: to wspólna przestrzeń, tak? Mam chyba prawo także decydować, co chcę oglądać, a co nie! – zaprotestował oburzony.
- Ale ty jesteś uparty! – skrzywiła się.
- Ja?! – parsknął ironicznie – przyganiał kocioł garnkowi! A kto chce zrobić wbrew mnie?!
- Co jest nie tak z tą fotą? Wiem, że chodzi ci o coś więcej! Mów wreszcie! – uderzyła pięścią w blat, niczym jakiś nieznośny bachor.
- O nie, mam dość tego, że ciągle mnie tylko wałkujesz i dopisujesz do wszystkiego jakieś głupie teorie! Nie chcę i już! – wstał od stołu, by pozmywać talerze.
- Zostaw, ja to zrobię! – doskoczyła do niego. Warknął pod nosem i zostawiwszy brudne naczynia, wziął ją za ręce i posadził przy stole.
- Wyjaśnijmy sobie coś – popatrzył na nią uważnie – mamy tutaj równouprawnienie, tak? Bardzo się cieszę, że tak garniesz się do roboty, ale umówmy się, że jeśli będziemy mieć na to siły i będziemy razem w domu, to podzielimy obowiązki i będziemy sprzątać razem. Tak będzie sprawiedliwie i podobno wspólna praca zbliża – wyjaśnił, wzruszając przy tym ramionami. Oczywiście sam tego nie wymyślił, to Tarja poddała mu takową myśl.
- To w końcu wycofujesz ten warunek, czy jak? – mruknęła skołowana.
- Najpierw ogarniemy kuchnię, a potem pokój. Nie musimy przecież robić dzisiaj wszystkiego.
- Ale co ty chcesz od tego zdjęcia?! – jęknęła przeciągle.
- Ja z tobą zwariuję! – chwycił się za głowę – dobra, przypomina mi o tym, że się starzeję! Tak się nią zachwycasz, że boję się, iż któregoś dnia stwierdzisz, że wolisz tamtego, zadowolona?! – wyrzucił w końcu z siebie.
- Aleks, masz prawie 33 lata. O jakiej ty starości mówisz? – parsknęła mimowolnie – poza tym na fotce jesteś ty sam! Pierwszy raz słyszę, żeby być zazdrosnym o samego siebie…
- Przez ciebie zaczynam liczyć, ile mam zmarszczek – przyznał, mierząc ją z wyrzutem.
- Ale ja kocham twoje zmarszczki, każdą jedną. Tą bliznę też – odgarnęła mu włosy z czoła, co oczywiście mu się nie spodobało – bo przypomina mi, jakim jesteś człowiekiem – dodała, kładąc dłoń na jego ręku – przepraszam za te sceny, ale tak, jak ty zawsze chciałbyś mi się podobać, tak ja chciałabym być dla ciebie dobrą kucharką.
- Nauczysz się, a ja przecież nie narzekam. Gorzej tylko, że nie odmłodnieję, jak coś – parsknął drętwym śmiechem.
- Jesteś niemożliwy! Nic ci nie brakuje, wbij to sobie do tej przystojnej głowy! – zaśmiała się i przybliżyła, całując go w usta. Zaraz też całusów się namnożyło, a tutaj przecież czekała ich robota – Aleks, a sprzątanie? – wymruczała, gdy akurat całował ją obok ust.
- Może zaczekać.
- Syf już ci nie przeszkadza? – parsknęła, jeszcze bardziej się doń przybliżając, gdy oto dobiegł ich straszny huk.
Gdy prędko pobiegli do pokoju, z jakiego on pochodził, okazało się, iż to wina Aleksa, który strącił z parapetu kwiatka, jaki Tanja dostała od matki „na nowe mieszkanie”. Nie to, żeby przepadała za ogrodniczymi robótkami, ale pani Krystyna wyniosła ów zwyczaj obdarowywania zielenią z Polski. Tyle że z prezentu niewiele zostało, gdyż doniczka pękła i niemal cała ziemia wysypała się na podłogę.
- I twój kot przeciwko mnie? – Aleksi udał wielkie oburzenie.
- Jaki „mój”? Nasz! – wystawiła język i objęła go w pasie, chcąc w ten sposób ułagodzić, choć zły humor i tak już mu przeszedł. Kot tymczasem bezczelnie deptał sobie ziemię, podgryzając korzonki biednej rośliny, jakby nic się takiego nie stało.
***
W firmie, w której pracowała Kaari, trwała przerwa od pracy. Ona spędzała ją w biurze, gdyż od czasu zerwania z Jyrkim nie zaglądała do bufetu. Spoglądała przez okno, zastanawiając się, czy wyjść do pobliskiej kawiarni, czy też kupić kawę z automatu i to tylko nią się posilić? Kaisa, jak i pozostałe koleżanki wołały ją do stołówki, ale oczywiście odmówiła.
Chyba cała firma żyła nadchodzącym spotkaniem integracyjnym z okazji 10-lecia istnienia marki na rynku. Kobiety rozmawiały między sobą, w co się ubiorą, zaś mężczyźni planowali, czym wrócą do domu. Wszak, miał być podany słaby alkohol.
Jeśli o nią chodziło, to nie miała ochoty na nie iść – nie w tym nastroju, w jakim obecnie była. Kaisa bardzo ją do tego zachęcała, gdyż lubiła takie imprezy, a jako nowa, potrzebowała przy boku znajomej duszy, by nie czuć się wyobcowana.
- A ty dalej tutaj? – właśnie wróciła do biura i zasiadła za swoim biurkiem.
- Chyba nie jestem głodna – Kaari posłała jej wymuszony uśmiech.
- Szkoda, że nie poszłaś z nami, fajnie było. A ten sprzedawca z bufetu jest niczego sobie! – zaśmiała się, obracając na krześle dookoła własnej osi.
- Ten gruby łysol? – skrzywiła się, mając na myśli niskiego, łysiejącego mężczyznę przy kości. Jeśli on podobał się Kaisie, to mogła jej tylko współczuć gustu.
- Nie… ten drugi, z czarnymi włosami – parsknęła śmiechem.
- Z czarnymi…? A, on nie sprzedaje, tylko tam sprząta – poprawiła, domyślając się, iż chodzi jej o Jyrkiego – na pewno dobrze mu się przyjrzałaś? – spytała od niechcenia.
- No tak, akurat się tam krzątał. A co, twoim zdaniem jest beznadziejny?
- Nie o to chodzi. Nie poznałaś go? – ciągnęła enigmatycznie, lecz Kaisa bezradnie uniosła ramiona – „Fairy Tales”, mówi ci to coś?
- A co to jest? No chyba „Bajki” po angielsku, nie? – bąknęła, zaskoczona tym „przesłuchaniem”.
- Zespół, w którym on grał na basie. Jego były wokalista miał świra i popełnił samobójstwo. Nie mów, że o tym nie słyszałaś? – popatrzyła zdziwiona.
- Coś tam tak, ale nie bardzo wiem, o kogo chodzi, bo nie słucham muzyki – machnęła ręką.
- Serio? – Kaari rozwarła oczy ze zdumienia – sorry, ale ja jakoś sobie nie wyobrażam życia bez muzyki…
- No to jestem inna – zaśmiała się – ale co on ma do tego stukniętego kolesia? – dodała zaciekawiona.
- Ten wariat najpierw zgwałcił dziewczynę, a potem mu odbiło. Jyrki, ten z bufetu, z początku go krył, jako oddany kumpel z zespołu, a potem poczuł wyrzuty sumienia i go wydał.
- A więc ma na imię Jyrki… - wymruczała do siebie – sporo o nim wiesz – rzekła już w stronę koleżanki.
- Bo tą zgwałconą dziewczyną była moja siostra – przyznała bezbarwnie.
- Przepraszam… nie wiedziałam – speszyła się.
- Nie szkodzi, to było prawie trzy lata temu… moja siostra jest teraz szczęśliwą mężatką – uśmiechnęła się blado.
- Czyli twoim zdaniem nie warto zwracać na niego uwagi? – dopytywała Kaisa.
- Czy ja wiem? Sama musisz ocenić – wzruszyła ramionami. Bynajmniej nie miała zamiaru podrzucać byłemu ewentualnej dziewczyny – to w co się ubierasz na imprezę? – zmieniła temat na bardziej wygodny dla siebie samej, choć owa zabawa ani trochę jej nie interesowała.
5 komentarzy
Aequor
Dostałem przez ciebie tęczowe wymioty.
nutty25
@Aequor jak tytuł wskazuje trochę tęczy musi być
LesnaMoc
Jestem ciekawa co sie stanie dalej
Freya
W momencie, gdy "zakochana para" wzięła ślub, to tak jak w klasycznych bajkach; "a potem żyli długo i szczęśliwie" i finito. Dobrze, że jest starsza siostrunia, bo teraz na nią spadnie piętno "szukającej szczęścia" pannicy. Jyrki będzie miał możliwość rewanżu, ha. Podkreślasz już n-ty raz wątpliwości Aleksa, czy będzie mógł pracować w swoim zawodzie, a przecież oskarżenie zostało oddalone. W takiej sytuacji cała sprawa ulega "zatarciu", nie ma jej i ju. Wklejaj dalej, bo inaczej utracisz swoich wiernych czytelników, a przy okazji, to cię zmotywuje do dalszego bazgrania.
Dosyć mam już tych "świąt", przecież jeden dzień w zupełności wystarczy, żeby się porządnie pokłócić. To po cholerę aż trzy?
nutty25
@Freya heh, dzięki za wskazówkę mam nadzieję, że jednak nie zwiejecie :P co do Aleksa, to domyślam się, że może i miałby szansę, ale i on tak nie chce wracać i... chce, więc może to taka wymówka w razie czego (taa pokręcone, jak moje historie). bardzo mi miło, że czytasz jeszcze i to pozdrawiam
jaaa
zapowiada sie ciekawie
Beno1
nadal uwazam, że siostry są trochę dziwne, ale zobaczymy.... , super ze jest cd