Love me like you do cz. 10

Tego dnia Kaari żaliła się Kaisie z wczorajszego wypadu na lody. Arvo postanowił bowiem przekonać córkę do nowej znajomej i zabrał je na spacer. Julia była jednak niezawodna i najpierw grymasiła przy wyborze smaku, potem stwierdziła, że chyba nie chce lodów, aż wreszcie, „zupełnie przypadkowo”, potknęła się, a jedna z gałek wylądowała na ulubionej bluzce Kaari… Wściekła się, lecz uprzejmość nakazywała wycedzić ze sztucznym uśmiechem, iż „nic się nie stało”. Towarzysz zaczął besztać nieznośną córkę, ale wystarczyło, by wybuchła płaczem, zawodząc przy tym, że „naprawdę nie chciała”, a mężczyzna zmiękł, niczym wosk.
    Z małej była niezła „emocjonalna szantażystka”, tak więc mogła być pewna, że w starciu ona-Julia, nie miałaby najmniejszych szans. Tylko że jej owo spostrzeżenie wcale nie bolało, jedynie okropnie „wkurzało”!  
    A to nie był jeszcze koniec „atrakcji”, gdyż pannica miała ze sobą plecak, w którym chowała piłkę. Tak więc, gdy dotarli do Esplanadi, a konkretniej na jedną z większych polan, tak chętnie obleganą latem przez mieszkańców, młoda wyciągnęła ją i zachęciła ojca do zabawy. Kaari przysiadła na ławce, obserwując niedawno powstałą plamę. O nie, nie miała najmniejszego zamiaru grać z nimi – nie tylko przez wzgląd na to, że „mały potwór” sobie tego nie życzył. Po prostu nie miała na to ochoty. Arvo był jednak uparty i oczywiście niemal siłą zmusił ją, by do nich dołączyła.  
    Julia mogła teraz dać upust swojej złości – kopała ją po nogach, ilekroć jej pod nie „podeszła”, to znów rzucała piłkę tak daleko, by „macocha” musiała za nią biegać na drugi koniec polany. Z tego wszystkiego cała już się zadyszała, aż wreszcie, za którymś razem, gdy młoda rzuciła bardzo wysoko, straciła równowagę i przewróciła się na trawę. Miała na sobie jasne spodnie… a właściwie to teraz „z dodatkiem” brzydkich, zielonych plam. „Mała intrygantka” wykrzywiła usta w podkówkę i ledwie skrywając wredny śmiech, rzuciła chłodne „Przepraszam, nie chciałam”.
    Wściekła Kaari obiecała sobie, że jeżeli jej siostrzeniec, bądź siostrzenica, będzie tak samo nieznośny, jak owa pannica, zerwie z siostrą wszelkie stosunki! No, po Tanji mały może mieć porywczy charakterek, owszem… po „Aleksie” natomiast na pewno odziedziczy tą „anielską cierpliwość” i może te „piękne, niebieskie oczy”…?
- Dobra, ale mówiłyśmy o córce Arvo, a nie twoim siostrzeńcu – upomniała Kaisa, gdy zaczęła się rozpływać nad jeszcze nienarodzonym dzieckiem.
- Przepraszam, jestem po prostu strasznie podekscytowana! Pierwszy raz zostanę ciocią – westchnęła rozmarzona.
- Przy okazji możesz być też macochą – uszczypnęła koleżanka.
- Tak… a ty chciałabyś mieć na głowie takiego dzieciaka? – mruknęła zgaszona – sama nie wiem, ale chyba zerwę z Arvo… - westchnęła po chwili, padając na oparcie krzesła.
- Rozumiem, że mała jest nie do zniesienia, ale może to tak tylko na początku?
- Nie chodzi tylko o nią. Nie jestem w nim zakochana – pokręciła głową na boki.
- Dziwne, jest przecież świetną partią. Ma dom, samochód… to dlaczego właściwie z nim jesteś? – Kaisa zmarszczyła brwi.
- Z powodów, które wymieniłaś i może po prostu… boję się samotności? – rzekła w zamyśleniu.
- Oj tam, młoda jesteś! Na pewno jeszcze spotkasz kogoś, kogo uczucie odwzajemnisz. Tylko koniecznie bez dzieci! – zaśmiała się.
- Tylko, czy to w ogóle jeszcze możliwe? – odetchnęła głęboko, spoglądając gdzieś przed siebie.
    Podczas przerwy z radością przyjęła od Arvo wiadomość, że musi pilnie wracać do domu po pracy, gdyż musi spakować siebie i córkę. Zaczynał kilkudniowy urlop i postanowił wyjechać z małą gdzieś poza miasto. Rzecz jasna, chciałby, żeby sympatia pojechała z nimi…
- Co dopiero wróciłam, nie ma tak lekko – uśmiechnęła się, gdy właśnie stali pod windą.
- Ale to nie był urlop wypoczynkowy, a przymusowy. Masz prawo do tego pierwszego – zauważył rozmówca.  
    Warknęła w duchu, gdyż bynajmniej nie miała ochoty jechać gdzieś z tym „rozwydrzonym bachorem”… Nie, to i tak było niemożliwe!
- Nie chcę się narażać szefostwu. Nieproduktywny pracownik, to żaden pracownik, a z takim, to wiesz, co się robi – odchrząknęła znacząco.
- Szkoda… no to nie zobaczymy się w najbliższych dniach – zrobił smutną minę, po czym objął ją w pasie i przyciągnął do siebie. Gdy właśnie ją całował, drzwi windy otworzyły się i ze środka wyszła Kaisa. Odchrząknęła na ten widok i rzuciwszy „Cześć”, przemknęła z powrotem do biura. Kaari wykorzystała ów moment, by wydostać się z ramion „adoratora” i obdarzywszy go krzywym uśmiechem, podążyła za młodszą koleżanką. Tam, jak się domyślała, czekały na nią pytania, a następnie stwierdzenie, że powinna się jakoś określić względem wdowca, jeśli nie chciała tego ciągnąć. A przynajmniej, jak się sama zarzekała.
    Na przemyślenia miała dodatkową godzinę, gdyż z powodu długiej nieobecności miała zaległości w pracy. Poza tym musiała sprawdzić, czy aby kobieta, która ją zastępowała, nie popełniła błędów. Z tego wszystkiego, gdy wreszcie opuszczała biurowiec, przypomniały się jej stare czasy, gdy to uciekała przed Jyrkim – wtedy jeszcze kończyli o tej samej porze. Chciałaby mieć znowu tylko takie „problemy”, choć wtedy wydawało się jej, że jest w sytuacji bez wyjścia. Takowa wytworzyła się tak naprawdę chyba dopiero teraz… No, ale sama skomplikowała sobie życie. W końcu, kto jej kazał spotykać się z Arvo? Sama to zaczęła, więc czego teraz chce?
    Będąc już na dole, jak zwykle spojrzała w kierunku bufetu. Chyba oszalała, ale w obecnej sytuacji chciała go spotkać, jak dawniej przed nim uciekała. Przypominał jej te beztroskie czasy, gdy to czekała na „księcia z bajki”.
    Wtem jej pragnienie chyba miało zostać spełnione, bo Jyrki w istocie opuścił bufet: jak zwykle w czarnej bluzie z kapturem, pod którą, o dziwo, ubrał białą koszulkę z jakimiś napisami. Spoglądał na telefon, więc jej nie zauważył. Przyspieszyła kroku i zawołała „Hej!”, by ten ją wreszcie dostrzegł. Jakże życie potrafi być ironiczne… Teraz wręcz zabiegała o jego uwagę.
- A ty jeszcze tutaj? – zdziwił się na jej widok.
- Musiałam zostać chwilę po pracy – odparła z tak niepodobnym do siebie uśmiechem. A przynajmniej dawniej tak nie reagowała na jego widok – gdzie Kaisa? – wyjrzała za jego ramię.
- Poszła obczajać jakiś obiad. Ona skończyła o czasie – wyjaśnił, chowając telefon do kieszeni.
- Co zrobić? – parsknęła śmiechem – wieczny nastolatek z ciebie – dodała rozbawiona.
- Jej to nie przeszkadza – wzruszył ramionami. No tak, to był koronny zarzut panny Venerinen, odnośnie tego, dlaczego, między innymi, nie nadawał się na towarzysza życia. Tyle że wewnątrz bynajmniej nie czuł się, jak „wyluzowany podlotek”. Dobrze wiedział, ile ma lat!
- Żartuję, spokojnie – bąknęła na widok jego „potępiającej miny” – ja też coś czasem „obczajam”…
- Idziesz na autobus, czy jak? Może… chcesz się kawałek przejść, jak za dawnych czasów? – zaproponował z wahaniem, na co rzuciła entuzjastyczne „Pewnie!”, aż się sam zaskoczył. Pozytywnie, rzecz jasna.
    Przeszli tak kawałek, gawędząc o pracy, kończącym się lecie i innych, mało ważnych sprawach, aż wreszcie Kaari spostrzegła, iż są nieopodal parku Sibeliusa.
- Dasz się wyrwać na krótki spacer do parku? – kiwnęła w kierunku owego miejsca.
- Zapraszasz mnie na randkę? No wiesz, to nie wypada! Jestem zajęty! – udał zakłopotanie.
- Oj, przestań! – zaśmiała się – ale łaski bez. Sama też mogę pójść – dodała, wystawiając język i rzeczywiście skierowała się w obranym uprzednio celu. Muzyk zrównał się z nią jednak krokiem, bo przecież od początku miał zamiar jej towarzyszyć. Aleksi z pewnością nazwałby to „płaszczeniem się”, lecz sam tak robił przed swoją „żonką”, więc w tym temacie nie był dla niego żadnym autorytetem.
- „Take me for a walk…” - zanucił, rozglądając się dookoła.
- Co to? Sam wymyśliłeś? – podchwyciła towarzyszka, wdychając zapach świeżo skoszonej trawy. Do tego ptaki tak pięknie śpiewały…
- No co ty? Toż to wielki hit The Cure, „The walk”! – wyjaśnił z przejęciem, lecz jej mina bynajmniej nie podzieliła owego entuzjazmu – nie znasz, tak? Oj, dziewczyno, widzę że masz spore zaległości! Ale nic dziwnego, skoro twój facet lubi klasykę?
- Nie mam czasu siedzieć na necie i wyszukiwać muzyki – oburzyła się.
- Strasznie jesteś zaniedbana w tej kwestii… Jak chcesz, mogę ci coś podrzucić, jak… kiedyś, zanim… - pogładził się po włosach, kończąc z takim wahaniem, jakby wspominanie tamtych dni było przestępstwem. Kaari nie zaprotestowała jednak, a wręcz ponownie gorąco przytaknęła, obiecując, że podrzuci mu swojego pendrive’a. Jej zachowanie było dziwne, owszem, ale bardzo chciał znaleźć słuchacza, bowiem Kaisy muzyka nie interesowała. Skoro była przejawiała przeciwstawne doń chęci, to czemu nie? Oby tylko nie dostał po twarzy od tego jej „adoratora”… Ale niby za co? Tylko nagra dla niej muzykę.
- Znowu zapuszczasz włosy? – z zamyślenia wyrwała go uwaga rozmówczyni, która z uwagą przyglądała się jego fryzurze.
- Tak lubię, a Kaisie to nie przeszkadza – wbił wzrok w ziemię, po czym zaczął kopać leżące na alejce kamyki.
- Nie musiałeś ich wtedy ścinać… nie wymagałam tego od ciebie – zauważyła, raz po raz zerkając na towarzysza.
- A wtedy zostałabyś moją dziewczyną? Jakoś nie sądzę – skrzywił się.
- To było głupie… - westchnęła ciężko – znaczy ja, moje zachowanie – dodała prędko.
- Nie trudno się nie zgodzić – mruknął pod nosem – ale może nie gadajmy o tym, co? Śmieci posprzątane, chata czysta. Po co od nowa wrzucać do niej brudy?
    Słysząc taką uwagę speszyła się, toteż zamilkła. On także na razie nie miał nic do powiedzenia, więc skupiła się na drzewach, pięknym, błękitnym niebie, na którym nie było teraz żadnej chmurki, oraz przyjemnym cieple, jakie było tego dnia na dworze.
    Na tą chwilę jej życie było, jak nieboskłon – czyste, niczym niezakłócone. Nie było żadnych, niechcianych gestów, oraz nieznośnych dzieci. Mogła się w spokoju zrelaksować, choć w tym wszystkim zapominała, iż na towarzysza czeka Kaisa, a ona sama jest bardzo głodna. Muzyk zresztą pewnie też.
    Jej rozkojarzony wzrok spoczął na pomniku Sibeliusa – „wiszące w powietrzu” „tuby” mieniły się teraz od słońca, sprawiając wrażenie, jakby były zrobione z lodu. W ten letni dzień stanowiły pośród zielonych drzew ciekawy akcent. Do głowy panny Venerinen od razu zapukał nowy pomysł.
- Strzelisz mi fotkę przy rzeźbie? Nawet takiej nie mam – uśmiechnęła się do Jyrkiego.
- Serio? Mieszkasz tutaj i nie masz foty z najsłynniejszą bryłą w tym mieście? – zaśmiał się kpiąco, na co pokręciła głową na boki, zadziornie unosząc ramiona. W odpowiedzi zrobił to samo, ale oczywiście zgodził się na „sesję”.
    Tymczasem Tanja i Aleksi wracali z uniwersytetu. Ta pierwsza spoglądała na widoki za oknem, zaś mąż na nią, to znów na drogę – i tak w kółko. Wreszcie postanowił zapytać, gdyż dręczące go obawy nie dawały mu spokoju.
- Nie mdli cię podczas jazdy?
- Co…? – popatrzyła nań nieprzytomnie – oj, nie! A nawet, jeśli, to co byś zrobił? Samochodu przecież nie zatrzymasz.
- Ale mógłbym zwolnić.
- Rany, Aleks! Jesteś po prostu niemożliwy…! Cudownie niemożliwy. Dziękuję, że się tak o mnie troszczysz, tatusiu – nachyliła się i ucałowała go w policzek, następnie próbując jeszcze w usta.
- Dobra, starczy, bo się rozwalimy – zauważył, lecz lekkomyślna małżonka tylko parsknęła śmiechem i przytuliła się do jego ramienia.
- Jesteśmy niedaleko parku Sibeliusa, może pójdziemy na spacerek? – ziewnęła, spoglądając w bok.
- Z chęcią, ale zanim wsiedliśmy do samochodu dostałem sms’a od Hanny. Chciałaby dzisiaj wpaść do nas na chwilę… Zgodziłem się, może ma coś ważnego do powiedzenia? – popatrzył na żonę z takim wahaniem, jakby miała go zbesztać za podjęcie samodzielnej decyzji.
- No jasne, przecież to twoja matka. A i tak rzadko do nas przychodzi – odpowiedziała uśmiechem, po czym spojrzała w bok – czy to nie Kaari? – zmrużyła oczy, celując palcem w postać, która właśnie pokazywała swojemu towarzyszowi efekty „sesji fotograficznej”.  
    Aleksi stanął na światłach, toteż mógł podążyć za sugestią żony.
- Aha, to ona… I to z kim! – parsknął, kręcąc głową na boki – ten to się nigdy nie nauczy!
- Ty, serio! To kudłacz! Ale co on z nią robi? – zmarszczyła brwi.
- Raczej, co ona z nim? Pomiata nim na wszystkie możliwe sposoby, a ten dalej za nią łazi… To trzeba nie mieć godności! – wybuchł pobłażliwym śmiechem.
- Ej! – trzepnęła go w ramię, aż wzdrygnął się wystraszony – odezwał się ten, który wrócił do takiej jednej zołzy, chociaż go strasznie zawiodła. Też uważasz się za pozbawionego godności? – zgromiła go spojrzeniem.
- Ty, to co innego. Żałowałaś i coś tam miałaś na swoje usprawiedliwienie – skrzywił się – a ja jestem żałosny i tyle.
- No to, w takim razie, ja razem z tobą. A Kaari może też żałuje?
- Myślisz, że się zeszli na nowo…? Zresztą, co mnie to obchodzi? To dobre dla bab! – prychnął, ruszając na nowo.
- I tak dowiesz się przede mną, bo na pewno zadzwoni do ciebie, żeby ci się pochwalić – znowu trzepnęła go w ramię, tym razem żartobliwie, po czym się doń nachyliła – ale mi powtórzysz, jak coś? Prawda, miśku?
- A co to ja? Jej zapytaj. Co, boisz się, że ci się nie przyzna, bo go nie trawisz? – zaśmiał się chytrze.
- Wie, że nie miałabym nic przeciwko temu, jeśli dobrze by się jej układało z tym palantem – mruknęła zgaszona.
- O tak, zwłaszcza, jak masz o nim takie zdanie. Nawet go dobrze nie znasz, ale z góry skreślasz.
- Może po prostu nie jestem tak wielkoduszna, jak ty? – wzruszyła ramionami, na co wykrzywił się pogardliwie – no tak, taka jest prawda. Inny na twoim miejscu kopnąłby mnie w cztery litery, a ty… - głos jakoś dziwnie się jej załamał, jakby miała się zaraz rozpłakać. Rozchwiane hormony zaczęły działać w przeciwną stronę.
- Dobra już! Wiesz, że nie cierpię, jak płaczesz – przewrócił oczyma.
- Przepraszam… - bąknęła, pociągając nosem – myślisz, że ten kudłacz także jej wybaczył? Nie wierzę, że na świecie miałby być jeszcze drugi taki, jak ty. Jesteś unikatowy i tylko mój – zbliżyła się i znowu ucałowała go w policzek.
- Chyba każę wyryć to sobie na nagrobku, bo jak nic nie dojedziemy dzisiaj do domu w jednym kawałku – mruknął speszony.
- To w takim razie ja będę miała napisane „Była żoną najwspanialszego faceta na świecie, zazdrośćcie jej”! – podchwyciła rozbawiona.
- Dobra, Tanek, uspokój się już, bo zaraz rzygnę tęczą! – jęknął, wywracając oczami.
- Idź ty! Ani krzty romantyzmu w tobie – naburmuszyła się, przyjmując zamkniętą postawę. Mąż zmierzył ją kątem oka i uśmiechnął się do siebie.
    - Kurcze, Kaisa dzwoniła – zauważył w tym czasie Jyrki – ale już późno… zagapiłem się – dodał, zerkając na godzinę w telefonie.
- Sorry, to ja cię zatrzymałam tymi fotkami – przyznała speszona Kaari – to idź do domu, ja tu jeszcze trochę zostanę.
- Na pewno? – zmierzył ją takim wzrokiem, jakby żałował, iż musi już iść. Odpowiedziała skinięciem głowy – no dobra… To nie zapomnij o tym swoim pendrive’ie – rzucił jeszcze, po czym wyjął z kieszeni słuchawki od telefonu i ruszył przed siebie.
- Było bardzo fajnie, na razie! – zawołała jeszcze za nim, na co pomachał ręką i naprawdę sobie poszedł.
    Gdy tylko zniknął jej z pola widzenia, odetchnęła głęboko, pytając samą siebie, co właściwie wyprawia? Chciała sprawdzić, czy będzie tak, jak zarzekała się Tanja, i w mig rzuci dla niej Kaisę…? Nie, to nie to! Nie chciała go podrywać. Był fajnym kolegą, to wszystko. Ale jeśli z jego strony temat ich minionego związku nadal jest „świeży”, to robi mu kolejną krzywdę… Nie, zanadto wiele razy podkreślił, że ma dziewczynę. „Kaisa to, Kaisa tamto…”, do tego pobiegł do niej, jak na zawołanie… Aż zaczęła jej tego zazdrościć. Nie, ona od początku jej zazdrościła. Wszystkiego w dodatku!
    Przetarła zmęczoną twarz, ponownie spoglądając w błękitne niebo, jakie w owym miejscu przybrało mocno niebieski odcień. W tej chwili „szpeciła” je długa, jasna smuga, jaką pozostawił po sobie przelatujący tamtędy samolot. Gdy tylko towarzysz zniknął, spokój zaczęły mącić myśli o Arvo, Julii i decyzji, jaką powinna niezwłocznie podjąć.
    By się „odstresować”, zaczęła po raz enty przeglądać fotografie, jakie sobie niedawno zrobili. Poważna „sesja” przemieniła się bowiem w serię głupich min i dziwacznych póz. Ciekawe, czy Arvo by tak potrafił? A może to ona była niepoważna…? Oj tam, od czasu do czasu nie zaszkodzi się powygłupiać. Tylko trzeba mieć do tego odpowiednie towarzystwo.
    W słuchawkach wracającego do domu Jyrkiego pobrzmiewała muzyka wspomnianego już przezeń The Cure, aż wreszcie telefon wylosował utwór o nazwie „The Forest”. Wokalista śpiewał w nim o tajemniczej dziewczynie, która wołała go z głębi lasu. Podążył więc za nią, szukał jej zawzięcie, lecz zgubił się pomiędzy drzewami, a na końcu i tak okazało się, iż ta była jedynie iluzją. Nigdy nie istniała.
    Z całą stanowczością mógł tak powiedzieć o Kaari. On także za nią biegał, lecz nigdy nie potrafił złapać. Ta, o której marzył po prostu nie istniała. Nie rozumiał, co prawda, jej obecnego zachowania, ale oczywistym było, że to kolejna mrzonka. Może po prostu zatęskniła za dawnymi czasami, gdy to udawał jej kolegę? No właśnie – udawał, bo nigdy nim nie był. Nastolatki nazywają taką chorą relację „friend-zone”. Mężczyzna odgrywa w niej rolę wiecznego przyjaciela, lecz mimo to zawsze jest na każde zawołanie swojej wybranki. Chociaż nic z tego nie ma. A przynajmniej nie to, czego by oczekiwał.
    Zdaje się, że on był na nią skazany, jeśli chodziło o pannę Venerinen, bo mimo wszystko nie potrafił jej odmówić, gdy sama „pchała mu się pod nos”. Oczywiście nie tak, jakby tego oczekiwał, ale lepsze to, niż nic. Od wyznań i innych takich miał Kaisę. Iluzoryczna Kaari Venerinen miała pozostać niespełnionym marzeniem. Najważniejsze, iż znowu zdawała się być tą szczerą, uroczą dziewczyną, jak wtedy, gdy ją poznał. Pewnie dlatego, że nie czuła się zagrożona, skoro obydwoje byli zajęci? Nie wiedział tylko, do czego w tym wszystkim potrzebny jest jej on, ale na razie postanowił korzystać z owego zainteresowania.

***

    Hanna Lehtinen odwiedziła progi młodego małżeństwa w trosce o swego nienarodzonego wnuka. Była ciekawa, jak miewają się przyszli rodzice. Wszak, na początku był to dla nich wielki szok. Może też będzie w stanie posłużyć im jakąś radą? Sami raczej nie kwapili się do tego, by zaprosić ją do siebie, więc „przyszła góra do Mahometa”.
    I tak to najpierw nasłuchała się narzekań syna, na to, jaka synowa bywa nieznośna – raz wścieka się o byle co, by innym śmiać się, to znów płakać, aż wreszcie szczebiotać do niego, jakby to on był dzieckiem.
- No, ale na to ostatnie chyba nie narzekasz? – zaśmiała się, wchodząc mu w słowo.
- O ile nie dostanę od tego cukrzycy – mruknął, zerkając w głąb pokoju, czy aby żona nie wraca z kuchni. Gdyby to słyszała, na pewno by go zbeształa za „niewrażliwość na przejawy jej uczuć”.
- To hormony, potem wszystko wróci do normy, spokojnie. A jak tam twoje obawy? Zmniejszyły się nieco? – dopytywała przybyła.
    Nie odpowiedział od razu, tylko mierzył ją przez chwilę, jakby chciał sobie w ten sposób przypomnieć, że oto ma przed sobą tą „wyrodną matkę”, a nie Tarję, czy swoją żonę. W takim wypadku nie należało się jej przecież zwierzać.
- Jest lepiej – rzucił po chwili, wpatrując się we własne dłonie. Nerwowo obracał w palcach obrączkę, gdyż znowu dopadło go skrępowanie.
    W owym momencie w progu stanęła Tanja z tacą w ręku. Na tej znajdowały się kubki z herbatą (kawa z wiadomych powodów nie wchodziła w grę), oraz ciasto, jakie własnoręcznie upiekła, gdyż chciała pochwalić się przed teściową swymi cukierniczymi umiejętnościami (osobiście uważała, iż są one nienajgorsze). Na jej widok Aleksi poderwał się z miejsca i jednym ruchem wyrwał jej tacę, jakby ta ważyła kilkanaście kilogramów i w rezultacie „biedulka” miała przez to ucierpieć. A właściwie jej ciąża.
- Rany, Aleks, rozlałoby się! Nie przesadzaj tak! – zawołała oburzona. No tak, oczywiście zero wdzięczności z jej strony!
- Myślałem, że nie dasz rady, bo za ciężka. Jak wchodziłaś, miałaś taką minę, jakby ci urywało ręce – burknął, urażony taką reakcją.
- Bo mnie akurat zgaga zaczęła piec – wywróciła oczyma – ale jak już jesteś taki uczynny, miśku, to przynieś mi z kuchni mój talerzyk z ciastem. Nie zmieścił się na tacy, a nie chce mi się iść drugi raz – zrobiła doń „maślane oczka” – chwilami jest nie do zniesienia! Skacze koło mnie, jakbym była ze szkła! – gdy tylko wyszedł, to ona przeszła do narzekań.
- A to źle? Pierwszy raz jest w takiej roli i chce, żeby wszystko było, jak należy – odrzekła dyplomatycznie Hanna, na co synowa musiała przyznać jej niemą rację – ciesz się, że się tak angażuje. Wielu mężczyzn nie bardzo zwraca uwagę na ciężarną żonę. Ot, będzie dziecko i już. A niektóre nawet nie mają nikogo u boku – dodała znacząco.
- Na pewno pani było bardzo ciężko, gdy była w ciąży z Aleksem? – zauważyła „odkrywczo” i natychmiast poczerwieniała. Owo spostrzeżenie było nie na miejscu! Cóż z tego, że dla niej pochodzenie męża nie miało żadnego znaczenia? Dla Hanny był to przecież, mimo wszystko, bolesny temat.  
    W istocie kobieta odchrząknęła, uciekając gdzieś wzrokiem. Mimo że bardzo kochała syna, tamte miesiące, gdy błąkała się po wielkim mieście, nie należały do najprzyjemniejszych wspomnień.  
    Na szczęście Tanję z kłopotliwej sytuacji uratował Aleksi, który wrócił do pokoju z talerzykiem, na jakim to spoczywał wielki kawał czekoladowego placka.
- W kuchni nie było innego talerza z ciastem.
- To ten. Dziękuję, miśku – wyciągnęła ręce po własność.
- Zamierzasz zjeść to wszystko? Przecież to porcja dla czterech osób! – wskazał palcem talerzyk.
- A co? Żałujesz mi…? Nie, ja wiem! Boisz się, że się okropnie roztyję! – skrzywiła się, a broda niebezpiecznie jej zadrżała.
- Dobra, masz. Nic nie mówiłem! – oddał jej deser, a ta od razu parsknęła przebiegłym śmiechem.
- Dałeś się nabrać, tatuśku!  
- Podziel się chociaż – mruknął, dosiadając się do niej.
    Hanna obserwowała ich, z trudem zachowując powagę. To dobrze, że pomimo ponurej przeszłości, jaką obydwoje za sobą mieli, tworzyli szczęśliwy związek. Oby nic nie zmąciło owej radości. Wszak, tyle tego było… Zwłaszcza on, jej syn, miał za sobą wiele przykrych przeżyć, dlatego cieszyła się, że teraz był zadowolony. Nawet, jeśli źródłem owego szczęścia była kobieta, która swego czasu mocno go zawiodła.  
- Dziękuję, że zachowała pani moją ciążę w tajemnicy – dobiegł ją jej głos – powiem rodzicom tak za miesiąc, kiedy już nie będzie żadnego zagrożenia – dodała, ku woli wyjaśnienia. Na ostatnie słowo mąż zakrztusił się jedzonym właśnie kawałkiem, aż musiała poklepać go po plecach.
- Jakie zagrożenie, o czym ty mówisz? – wykrztusił, gdy już był w stanie mówić.
- Tanja ma rację. Największe ryzyko – wypluwam to słowo – utraty ciąży jest w pierwszych trzech miesiącach, potem już powinno być dobrze – wyjaśniła Hanna.
- I ty się denerwujesz, że koło ciebie skaczę – przedrzeźnił żonę.
- O tak, jesteś najlepszym mężem na świecie – pocałowała go w policzek, przy okazji… mocno śliniąc, gdyż była w trakcie jedzenia.
- Dobra, nie jesteśmy sami! – odsunął się zgorszony.
- Widzi, pani? Tak właśnie reaguje na moje przejawy czułości – pisnęła poruszona Tanja.
- Jesteście uroczy – zaśmiała się kobieta – aż sama chciałabym cofnąć się do waszych lat…
- A to teraz tak pani nie może? Co to za problem pocałować męża? Nawet, jeśli nie chce – wystawiła Aleksemu język.
- Po tylu latach to już raczej kwestia przyzwyczajenia. Nie ma się już takiego ciągu, żeby całować tą drugą osobę… a i Eero nie lubi takich dyrdymałów, jak to sam określa – odpowiedziała bladym uśmiechem.  
    Mina Tanji od razu zrzedła, gdyż jak zwykle przeraziła ją perspektywa, jakoby mieli za „iks lat” znudzić się sobą z „Aleksem” i żyć obok siebie, jak… brat z siostrą? A może to stanie się już wtedy, gdy dziecko przyjdzie na świat? Nie będą mieli dla siebie czasu, będą zmęczeni i sfrustrowani…
    Tak więc po wyjściu Hanny, gdy to wspólnie zmywali naczynia, Aleksi musiał po raz kolejny (jeśli nie setny) wysłuchać wątpliwości i „jęków” małżonki.
- Po co martwisz się na zapas? Nie lepiej żyć tu i teraz? – stwierdził, przewracając ze zniecierpliwieniem oczami.
- Ale ja chcę, żeby tak było zawsze! – pisnęła, jak zwykle bliska rozpaczy.
- O rany… każda jednostka jest osobnym przypadkiem, a nakreślone stereotypy nie muszą koniecznie mieć odniesienia do zaistniałej sytuacji. Wszystko zależy od… Co ja w ogóle plotę?
- Nie wiem, ale było bardzo naukowe – zaśmiała się, obejmując go za szyję – dokończysz sam? Już niewiele zostało, a chciałabym zadzwonić do Kaari w sprawie kudłacza – bardziej stwierdziła, aniżeli poprosiła, toteż rzucił niemrawe „Jasne”, bo innej odpowiedzi chyba nie przyjęłaby do wiadomości – dziękuję! – zawołała więc, po czym cmoknęła go w usta i pobiegła do pokoju.
- Ja z tobą zwariuję… pewnie, że się tobą nie znudzę, bo nim do tego dojdzie, od dawna będę w wariatkowie… - wymruczał pod nosem, płucząc ostatnie talerze – tylko się nie przewróć na kocie! – krzyknął zaraz potem.
    Tanja była bardzo zawiedziona rozmową z Kaari, gdyż ta stanowczo zaprzeczyła, jakoby wrócili do siebie z Jyrkim. Nie to, żeby pani Kietala bardzo tego chciała… Była tylko żądna sensacji, a z tej wyszły nici… No, ale pozostawała, w takim razie, jeszcze jedna kwestia: po co ciągnęła znajomość z muzykiem, skoro nie miała wobec niego żadnych zamiarów?!  
    Na to pytanie panna Venerinen nie była już w stanie jednoznacznie odpowiedzieć. Stwierdziła więc tylko, że spotkali się przypadkiem – bo i tak właściwie było – a park wypadł spontanicznie.
- To się znowu źle skończy! Pewnie zaś zacznie się do niej dobierać, a ona jak zwykle pośle go w diabły i będzie potem biadać, jaka to jest zła i okrutna – prychała Tanja, gdy już leżeli razem z Aleksim w łóżku. Składała głowę na jego piersi, toteż nie widziała, że znużony raz po raz ziewa.
- Zostaw ich, niech sobie robią, co chcą. Są dorośli – mruknął mimo wszystko, bo zapewne i tak domagałaby się jakiejś reakcji z jego strony.
- Nie no, ja tylko tak mówię. Jasne, że nie będę się wtrącać…
- Tak, tak…
- Aleks, weź! Na serio! – oburzyła się – no, ale myślę, że mimo wszystko powinna rzucić tego Arvo, bo wcale jej do niego nie ciągnie, więc nie wiem, po co się z nim dalej spotyka? Nie chce mi nic powiedzieć, ale i tak wiem, jak jest. Normalnie istna telenowela! Chciałabym, żeby wreszcie ustatkowała się, jak ja – westchnęła błogo – głupia byłam, że tak długo zwlekałam… ale, jak to mówią, strach ma wielkie oczy – zaśmiała się – tak, teraz to zabawne, ale wtedy… Mam szczęście, że jesteś taki cierpliwy. No, ale już ci to wiele razy mówiłam… mam nadzieję, że się w końcu nie zirytujesz – uśmiechnęła się, unosząc głowę, lecz wtedy okazało się, że ten od dawna jej nie słucha, gdyż… zasnął chwilę temu. Tak… to ona się tutaj „produkuje”, „sypiąc” wyznaniami, a ten w najlepsze sobie śpi. Oby ze zmęczenia, a nie dlatego, że go zanudziła.
    Uniosła się nieco i delikatnie pogładziła go po policzku, tak by nie obudzić. Szepnęła „Słodkich snów” (choć z tymi różnie u niego bywało od czasu pobytu w Vantaa), po czym wróciła na swoje miejsce i, uśmiechając się do siebie, przymknęła oczy. W nogach, pomiędzy nimi, jak zwykle drzemał Aleks.

***

    Kaari z przyjemnością korzystała z „wolnego od Arvo”. Biegała do bufetu, nim Kaisa tam zawitała, i dzieliła się z Jyrkim wrażeniami na temat muzyki, którą jej nagrał. Owszem, mogłaby zadzwonić, czy napisać sms’a, ale wmawiała sobie, że nie chce wzbudzać w młodszej koleżance podejrzeń. Mogłaby się w końcu zainteresować, kto to tak do niego wydzwania. A gdyby tak skontrolowała jego telefon…  
    Tak więc w sobotę dała się nawet namówić na wspólne wyjście na lody do kawiarenki na powietrzu, choć w letnie dni zaczynał wdzierać się jesienny chłód – były ostatnie dni sierpnia. Należało więc korzystać, dopóki sprzedawcy nie przeniosą się do środka.
    Panna Venerinen nie miała wyrzutów sumienia, iż była „tą trzecią”, która zakłócała młodym randkę, bowiem to młodsza koleżanka wyszła z inicjatywą, a jej chłopak oczywiście się zgodził. Kaisa musiała jednak albo udawać, że niczego nie dostrzega, bądź naprawdę być ślepa. Wszak, towarzysz raz po raz mierzył Kaari jakimś dziwnym wzrokiem. Do tego miał bardzo dobry humor. Ta zaś śmiała się i zaczepiała go, jakby znali się od dawna.
    Owszem, Kaisa bardziej zwracała uwagę na fakt, że panna Venerinen wyraźnie polubiła jej chłopaka – co bardzo ją cieszyło – aniżeli na to, że wyglądało to bardzo podejrzanie… Ale może Kaari już tak ma, iż jest bardzo swobodna w towarzystwie tych, których darzy sympatią? Sam Jyrki także nie należał do nieśmiałych, więc jego otwarta postawa względem starszej koleżanki wcale jej nie niepokoiła.
- Brakuje tylko Arvo – zauważyła w pewnym momencie, jakby na złość Kaari, bo przecież dobrze wiedziała, że ta planuje zakończyć ów związek. Koleżanka w istocie nerwowo odchrząknęła, a muzykowi zrzedła mina – kiedy wraca? – dopytywała chytrze.
- Jutro. W poniedziałek wraca już do roboty, to było tylko kilka dni – mruknęła, z trudem skrywając niechęć wobec owej perspektywy.
- Trzeba było jechać z nimi – Kaisa postanowiła trochę się z nią podroczyć, a to stąd, że ta najpierw zarzekała się, iż to koniec, a potem całowała się z nim pod windą. „Młoda” nie lubiła takiej dwulicowości.
- Niby jak? – Kaari zgromiła ją pobłażliwym spojrzeniem – nie było mnie w pracy ponad miesiąc, nie mogę teraz ot tak brać sobie wolnego. Zwolniliby mnie!
- Dobrze, nie denerwuj się. Ja tylko żartuję – zaśmiała się.
    Panna Venerinen odpowiedziała jej krzywym uśmiechem, mając wrażenie, jakby w Kaisę wstąpiła teraz Enni. Wszak ta, to uwielbiała jej dokuczać!
    Jyrki zaczął wywracać oczami na całą tą wymianę zdań, gdyż nie tylko była „nie męska”, a i dotyczyła kogoś, kogo zdecydowanie nie darzył sympatią. Postanowił więc podjąć się nowego tematu, choć ten aż tak bardzo nie odbiegał od obecnego:
- Wiecie, jaka jest największa głupota na świecie? – zagaił, na co towarzyszki bezradnie uniosły ramiona – wydziarać sobie imię ukochanej. Potem związek się rozpada, a dziara i niesmak zostaje. Potem za każdym razem, co popatrzysz na to miejsce, masz ochotę wyskubać sobie ten kawałek skóry.
- Ale wymyśliłeś… Przecież nie masz takiego tatuażu, to skąd możesz wiedzieć? – skrzywiła się Kaari, wspominając tamten dzień w „kanciapie”, gdy zwierzał się jej, iż nie posiada żadnej „ozdoby”. No chyba, że w międzyczasie wytatuował sobie jej imię…? Nie, to by było jakby… chore? No, ale w takim wypadku jego sympatia na pewno doniosłaby jej, iż jej chłopak spotykał się z jakąś tam Kaari. …Nie, to głupie!
- Skąd jesteś o tym taka przekonana? Nie widziałaś przecież – podchwyciła rozbawiona Kaisa. Starsza koleżanka natychmiast się zmieszała, mimowolnie przenosząc wzrok na byłego – miał niezły ubaw, gdyż drżały mu kąciki ust.
- Oj, choćby teraz! Widzisz tu gdzieś dziarę? – burknęła, wskazując na jego odkryte ramiona, gdyż zdjął bluzę.
- To niczego nie przesądza. Może mam gdzieś wysoko na barku? – droczył się dalej, niemal już podwijając rękaw koszulki.
    Kaari była gotowa przybrać kolor dojrzałego pomidora. Najpierw bowiem ubzdurała sobie, że w istocie „strzelił sobie na skórze graffiti na jej cześć”, przez co Kaisa mogła się nie domyślić, iż to o nią chodzi, a potem, że może to inicjały jego obecnej dziewczyny…?
- Zaraz pęknę ze śmiechu! – wybuchła „młoda” – ale to nie taki zły pomysł. Może sobie nawzajem zafundujemy takie dziary, co? – dodała, kładąc dłoń na ręce chłopaka. Kaari na ten widok wywróciła oczami.
- Co dopiero powiedziałem, że to głupota. Nigdy w życiu! – skrzywił się.
- Czyli nie dajesz nam szans, tak? Twoim zdaniem się rozejdziemy? – wzięła się pod bok.  
    Panna Venerinen parsknęła w duchu. Oho, pierwszy kryzys w „doskonałym związku”.
- Daj spokój! Nie rób przy niej siary – jęknął zniecierpliwiony, gdyż… tak naprawdę sam nie wiedział, co przyniesie przyszłość. On bynajmniej nie marzył o tym, by zestarzeć się z obecną sympatią. W dzisiejszym świecie wszystko jest przecież takie ulotne, nietrwałe… No może, gdy nam bardzo zależy na tej drugiej osobie, jest inaczej?
- Idę po jeszcze, też chcecie? – zniesmaczona taką odpowiedzią Kaisa, poderwała się z miejsca z zamiarem udania się do środka. Na jej pytanie towarzysze zgodnie potrząsnęli głowami, toteż zostawiła ich na moment samych.
- Co, wystraszyłaś się, że na serio walnąłem sobie twoją podobiznę? – zagaił od niechcenia do panny Venerinen.
- Wtedy musiałabym zacząć martwić się o twój stan psychiczny – odrzekła w tym samym tonie.
- Serio? – parsknął ironicznie – spoko. Dziewczyny przychodzą i odchodzą, więc po co się szpecić? – wzruszył ramionami.
- A gdybyś spotkał taką, która zostałaby z tobą już na zawsze?
- Taką miałbym wydziaraną na sercu, więc po co jeszcze na skórze? – popatrzył wymownie. Teraz to już musiała się zarumienić, gdyż to, co powiedział, było takie… romantyczne? – ej, dobre! Może napiszę o tym utwór? – zaśmiał się, wyciągając się na krześle.
- To teraz, zamiast basistą, zostaniesz autorem tekstów? – spytała, nerwowo chrząkając.
- Można robić i to i to. Skąd wiesz, czy nie miałem jakiegoś wkładu w teksty do utworów „Fairy Tales”? – uniósł niedbale ramiona, z rozbawieniem obserwując jej reakcję. Towarzyszka niemal już rozwarła usta z wielkiego podziwu. A niech ma za swoje! Niech się przekona, że on także potrafi być romantyczny. Bo czyż takiego właśnie nie poszukiwała? Wrażliwego i oddanego? Skąd wie, czy taki właśnie nie jest? Niech sama się przekona, kogo odtrąciła, choć wątpił, by kiedykolwiek tego żałowała – po tym moim ostatnim występie w „Tavastii” poprosił mnie o pomoc taki jeden początkujący band… sam nie wiem, czy spróbować? Mógłbym wrócić do grania i przy okazji trochę ich rozkręcić – kontynuował, przeciągając się leniwie.
- No jasne! – odparła tak entuzjastycznie, że wręcz zaskoczyła tym samą siebie. W rezultacie ponownie przybrała purpurowy kolor, spuszczając wzrok, niczym onieśmielona dziewczynka.
- Dobra, skoro tak uważasz? Twoje zdanie bardzo się dla mnie liczy – dolał oliwy do ognia, niemal już wybuchając śmiechem. Panna Venerinen wyglądała teraz, niczym rozkwitająca, czerwona róża z tymi swoimi rumieńcami. To dodawało jej sporego uroku i chyba pierwszy raz widział ją aż tak speszoną. Po prostu grzechem byłoby tego nie wykorzystać – powinnaś zaopatrzyć się w róż, czy czego wy tam używacie, i malować się nim na co dzień, bo do twarzy ci z tymi wypiekami – zauważył, puszczając oczko.
- Żałosny podrywacz! – prychnęła, nerwowo poruszając się na krześle, choć owo spostrzeżenie bardzo jej schlebiło.
- Tylko stwierdziłem fakt, a ta od razu, że podrywacz!
- Podrywa cię? – wtem aż poskoczyli na swoich miejscach, gdy dobiegło ich pytanie Kaisy. Kaari przełknęła ślinę, gdyż z jej miny można było wywnioskować, iż jest bardzo niezadowolona. Jeszcze tego jej brakowało, by koleżanka przemieniła się w jej wroga… Wszak, nic tak nie skłóca ze sobą kobiet, jak… „facet”.
    Na szczęście panna Venerinen nie musiała zapadać się pod ziemię (na co miała teraz wielką ochotę), gdyż zaraz potem „młoda” oznajmiła, iż tylko żartowała, po czym, jak gdyby nigdy nic, dosiadła się do muzyka. Jednakże zaczęła wypytywać, o czym to rozmawiali, więc Jyrki odpowiedział jej, iż o pisaniu piosenek, oraz… rumieńcach koleżanki, na co Kaisa parsknęła śmiechem – Faktycznie masz wypieki! – zauważyła, na co Kaari nerwowo wywróciła oczami twierdząc, że po prostu jest jej gorąco – lepiej na niego uważaj! W końcu kiedyś był tu znany, więc może coś mu tam zostało z flirciarza? – dodała żartem, trącając go łokciem.
- Akurat Kaari jest uodporniona na moje… wdzięki – burknął, z niesmakiem wspominając czasy, gdy to była odsuwała się od niego z prawdziwym obrzydzeniem.
    Panna Venerinen obrzuciła go spojrzeniem, sama już nie wiedząc, czy aby zgadza się z tym, co właśnie powiedział? Rzeczywiście była taka „odporna”? Od jakiegoś czasu zaczęła w to wątpić… Znajomość z Arvo pomogła jej bowiem dostrzec jego wizualne atuty. Ponadto ostatnio dużo o tym wszystkim myślała i doszła do wniosku, że musiał ją naprawdę kochać (a przynajmniej wtedy). Do tego z nim łączyło ją o wiele więcej, aniżeli z wdowcem – między innymi pociąg do robienia różnych rzeczy (jak chodzenie na koncerty, do klubów, wycieczki i inne takie. Arvo był raczej typem domatora, do tego z ograniczoną wyobraźnią, jeśli o randki chodziło), oraz takie zamiłowanie do muzyki chociażby. Podziwiała w nim tą umiejętność wydobywania sensownych dźwięków z instrumentów, a teraz jeszcze doszła ta wzmianka o pisaniu tekstów… o ile jej nie oszukał, by zaimponować.  
    Wtem przemyślenia zakłócił jej widok Kaisy, która właśnie założyła ręce za szyję swego chłopaka, przepraszając go za swoje wcześniejsze zachowanie. Zaraz też ucałowała go w szorstki policzek, a on odwrócił głowę i pozwolił pocałować się jeszcze w usta. Co prawda, nie lubił takiego okazywania sobie uczuć w miejscach publicznych, ale tym razem chciał zrobić Kaari na złość. By nie myślała, że może nadal mu na niej zależy. Niech widzi, iż inna definitywnie zajęła jej miejsce. O ile „eks” kiedykolwiek odważyła się tak myśleć.
    Była dziewczyna spojrzała w innym kierunku, czując, jak znowu ogarnia ją zazdrość. Może to stąd, że ona sama nie czerpała przyjemności z takich gestów, choć Arvo bynajmniej ich jej nie skąpił? Kuriozalne, lecz nagle zapragnęła, by to on, Jyrki, ją pocałował. Teraz już na pewno by go nie odtrąciła.
    Nie, co ona tu jeszcze robiła? Tylko zakłócała im „romantyczny nastrój”, jaki właśnie zaczął się wytwarzać. Wstała więc z miejsca, informując, że musi już iść.
- Już? Szkoda – Kaisa, wciąż obejmując chłopaka za szyję, zrobiła smutną minkę. W jej tonie czuć jednak było, iż wcale jej to nie przeszkadza. Wszak, starsza koleżanka już i tak długo ingerowała w ich „prywatność”. Nadszedł więc czas, by kontynuowali owo spotkanie tylko we dwójkę.
    Siląc się na uśmiech, Kaari pożegnała się i dziękując za mile spędzony czas, udała przed siebie wolnym krokiem, raz po raz oglądając do tyłu. Tymczasem „młoda” zapytała sympatię, czy pomoże jej zjeść dokupioną porcję lodów, gdyż nagle stwierdziła, że jest za duża. Zgodził się, choć z niechęcią.
    Tymczasem panna Venerinen dotarła do przystanku autobusowego, po czym usiadła na ławce i… wybuchła płaczem. Trawił ją irracjonalny smutek, przemieszany ze złością. Może także zazdrością? Do tego jutro wracał Arvo, a więc kolejny problem. Nie chciała ranić kolejnej osoby, ale wszystko wskazywało na to, że tak zrobić musiała. Czuła się tym gorzej, iż sama zapoczątkowała ich znajomość. W rezultacie wdowiec zakochał się w niej, co tylko pogarszało sprawę. Wszak, będzie przez nią cierpiał tak samo, jak niegdyś Jyrki. Aż dziw, że nikt jeszcze nie przypiął jej łatki „femme fatale”. No, może Enni tak zrobiła, ale reszta znajomych, no i rodzina, byli zbyt uprzejmi, by tak względem niej postąpić.
- Zostaniesz sama, bo na nikogo nie zasługujesz – prychnęła do siebie z goryczą, wycierając mokre policzki – bo tylko krzywdzisz tych, którzy cię kochają! Sama nie wiesz, czego chcesz!

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 7531 słów i 42390 znaków.

3 komentarze

 
  • Użytkownik Beno1

    w końcu Kaari doszła do odpowiednich wniosków, długo jej to zajęło

    11 sty 2017

  • Użytkownik xxxy

    wieczorem kolejna ? już nie mogę się doczekać !!!!!!!!!!

    11 sty 2017

  • Użytkownik anonim090

    Świetne ! Kiedy następną część?

    11 sty 2017