Love me like you do cz. 15

Rozdział 12

    Kaari przyszła do pracy w poniedziałkowy ranek w bardzo złym humorze. Właściwie, to miała przysłowiowego doła. Do tego drżała o to, by przypadkiem nie spotkać Arvo. Na wszelki wypadek nie skorzystała z windy, choć on mógł pomyśleć tak samo, jak ona, i również pójść po schodach… Szczęściem dla niej, tak się nie stało.
    Tanja gorąco poparła jej decyzję o zerwaniu z wdowcem. Ba, wręcz się ucieszyła. I chyba tylko reakcja siostry jeszcze trzymała pannę Venerinen przy życiu… Nie no, aż tak źle nie było – powiedzmy, że ją pokrzepiała.
    Duchowe wsparcie było jej jak najbardziej potrzebne, bo oto Kaisa poruszyła równie niewygodny dlań temat, mianowicie kwestię byłej Jyrkiego. Naprawdę usiłował się od niej uwolnić, czy ją z nią zdradzał?
- On taki nie jest – westchnęła po wysłuchaniu wszystkiego, lecz pod wpływem wzroku „młodej” prędko sprostowała – to znaczy, nie wygląda na takiego. Zależy mu na tobie.
- Serio tak uważasz? – dopytywała Kaisa.
- To widać – odrzekła zrezygnowana. Koleżanka była jednak za bardzo zaaferowana własną sprawą, by dostrzec jej ponury nastrój.
- To w ogóle jakaś dziwna historia! Z tego, co opowiadał mi Jyrki, to ona go nie chciała. Nie wiem więc, jakim cudem byli parą? Ale mniejsza o to. Od kiedy jest ze mną, ta dziwaczka zaczęła go nagabywać! Wyobrażasz sobie? Nagle zaczęło jej na nim zależeć. Jakby była zazdrosna, albo co?
- Może jest zdesperowana? – na twarzy Kaari zarysował się blady, acz cyniczny uśmiech – dotarło do niej, że puściła kantem naprawdę dobrą partię? – ciągnęła nostalgicznie.
- No, może? Nieźle dedukujesz. Ale ja jakoś z tego powodu nie narzekam – śmiała się Kaisa – ciekawe, jak wygląda? Pewnie jest brzydka, jak noc, ale ma się za nie wiadomo, jak piękną!
- Nie przesadzaj – skrzywiła się – twoim zdaniem Jyrki ma aż tak słaby gust, że podobają mu się paskudy?
- No jasne, że nie. Przecież jest ze mną – wypięła dumnie pierś.
- Jesteś niemożliwa – panna Venerinen parsknęła, potrząsając głową.
- Obawiam się tylko, że on nadal coś do niej czuje i może się złamać pod naciskiem – westchnęła zaraz potem młodsza koleżanka.
- Po czym wnioskujesz, że mu nie przeszła?
- Bo na początku ukrywał przede mną, że mu zawraca gitarę – mruknęła zniesmaczona.
- „No proszę, nawet przejęłaś jego sposób mówienia” – zauważyła zazdrośnie w duchu – może nie mówił, żeby cię nie martwić? Żebyś nie była zazdrosna? Na pewno się nie ugnie, nie martw się – dodała pewnie – skoro tak go potraktowała? Musiałby być naprawdę głupi, żeby do takiej wrócić.
- No nie wiem, z facetami różnie bywa.
- Ale nie w tym przypadku. Ugodziła w jego męską dumę, potraktowała, jak zabawkę. Faceci tego nie znoszą – wyrzuciła z siebie z goryczą.
- Skąd tyle wiesz? Mówił ci coś na ten temat? – rozmówczyni zmarszczyła podejrzliwie brwi.
    Siedząca w drugim kącie pokoju współpracownica również utkwiła w nich wyczekujący wzrok. Jeśli się dobrze orientowała, to Kaisa chodziła z byłym Kaari. Młodsza koleżanka chyba jednak o tym wiedziała? Zresztą, nawet nie była pewna, o czym właściwie rozmawiają, bo w przeciwieństwie do nich, ona PRACOWAŁA.  
    Panna Venerinen wyraźnie się zmieszała. Wymsknęło się jej o ciut za dużo, a nie miała dzisiaj siły na to, by zwierzać się „młodej” ze swojego związku z muzykiem. A tym bardziej tłumaczyć się, dlaczego do tej pory milczała na ten temat. Postanowiła więc go po prostu zmienić:
- No… tak się domyślam. Bo tak wynika z tego, co mówisz. Nie chciała go, tak? Pewnie wykorzystała jego wielkie uczucie do tego, by wodzić za nos. To się samo nasuwa… Już ci mówiłam, że jemu na tobie zależy – wyjaśniła pospiesznie, po czym dodała: - zerwałam z Arvo – w tym momencie jej ton zmienił się na bezbarwny, pozbawiony jakiegokolwiek uczucia.  
- Serio? – Kaisa rozdziawiła usta z zaskoczenia. Na szczęście owa wiadomość odwróciła jej uwagę od Jyrkiego – i co on na to? – dopytywała zaciekawiona.
- A co może? Nic, musi się z tym pogodzić – wzruszyła ramionami.
- Przykro mi… ale jeszcze znajdziesz odpowiedniego faceta, nie martw się – posłała jej pocieszający uśmiech.
- Może wróćmy do pracy, co? – ucięła, gdyż nie miała zamiaru ciągnąć owego wątku. W jej mniemaniu była na tym polu stracona. Bynajmniej nie dlatego, że na świecie brakowało mężczyzn. Jej zdaniem została „naznaczona” przez los i „za karę” miała już nikogo nie spotkać.
    Kaisa nie mogła się doczekać, kiedy przekaże swojemu chłopakowi „najświeższe wieści”. Tyle że… nim skończyła dzień pracy, zdążyła zapomnieć o rozterkach starszej koleżanki. To stąd, że dostała burę od szefostwa za „mało efektywną pracę”, no i Anette (ta, która „podsłuchiwała” ich dzisiejszą rozmowę) zaprosiła ją i Kaari na swój ślub, jaki miał się niebawem odbyć.  
    Tak więc zrelacjonowała to wszystko przy obiedzie, właściwie nie zamykając ust. Jyrkiego aż dziw brał, że się w ogóle najadła. On sam tylko przytakiwał, gdyż od początku ich znajomości, to sympatia wiodła prym w „paplaniu”. Gdy już zdawało się, że powiedziała wszystko, co miała w zamiarze, oto przypomniała się jej „prawdziwa bomba” – jak to zgrabnie określiła.
- Kaari zerwała z Arvo, wyobrażasz to sobie? – rzuciła podekscytowana.
    W pierwszej chwili go zamurowało, może nawet poczuł radość? Pytanie tylko, dlaczego? Bo jej nie wyszło? Czy dlatego, że nikt się już koło niej nie kręcił?
- No i? Przecież sama mówiłaś, że jej do niego nie ciągnie – odparł, udając obojętność.
- No niby tak, ale wtedy, przy obiedzie, wyglądało na coś zupełnie przeciwnego! Zaskoczyła mnie! – „przeżywała” Kaisa.
- Szczerze? Co mnie oni? Takie życie – wzruszył niedbale ramionami.
- No, ale teraz trzeba będzie ją jakoś wesprzeć! Mimo wszystko na pewno jej przykro, że znowu jej nie wyszło. Powinniśmy ją czasem zaprosić do siebie, wyjść gdzieś…
- To się z nią umów na spotkanie, co ja mam do tego? – poirytował się. Jeszcze czego, żeby to on miał pocieszać byłą?! No śmiechu warte!
- Czemu się denerwujesz? Myślałam, że ją lubisz i dobrze się dogadujecie – zmarszczyła brwi.
- „Lubię, dobre sobie!” – prychnął w duchu – co mnie do babskich pogaduszek? To tobie powinna się wypłakiwać w rękaw. Facet idzie z problemami sercowymi do faceta. Ale jak chcesz, możesz ją zaprosić – machnął ręką i udał się do toalety.
    Co za problem? Kiedy panna Venerinen odwiedzi ich progi, on zawsze może wyjść. Do Kietali, albo do klubu. Pytanie tylko, czy będzie na tyle bezczelna?

***

    Przez kolejne dni, Kaari skutecznie udawało się unikać byłego, co wcale nie było łatwe – Kaisa, jak się sama zarzekała, bardzo chciała wesprzeć ją w „trudnym” okresie po rozstaniu i dlatego zapraszała ją… na spotkania we trójkę. Choć z oporami, musiała stanowczo odmówić. Tym bardziej, gdy koleżanka prosiła ją do mieszkania „eks”. O nie, nie miała na tyle tupetu, no i się na coś z Jyrkim umówili.
    Wolała więc odwiedzać Tanję, która coraz śmielej opowiadała o swoim nienarodzonym dziecku. Zaczęła też planować, co dla niego kupi, jak urządzi pokój dla niego, chociaż… zagrożenie bynajmniej nie minęło. Zbliżająca się wielkimi krokami wizyta kontrolna miała pokazać, czy nadal będzie musiała leżeć, czy też z czystym sumieniem zacząć wprowadzać w czyn to, co zamierzała.
    Tego dnia Aleksi wziął wolne w pracy, by móc towarzyszyć żonie podczas wizyty u lekarza. Ta sama przemiła pani ginekolog, u której Tanja potwierdziła ciążę, pozwoliła mu być obecnym przy badaniu. Wszak, był przyszłym ojcem. Tanja, jak zwykle, chwyciła go za dłoń. Tym razem potrzebowała tego tym mocniej, gdy oto miało się okazać, jak przebiega, do niedawna zagrożona, ciąża.
    W noc poprzedzającą wizytę śniło się jej, że po długim szukaniu na ekranie, lekarka stwierdziła, iż dziecka nie ma. Poroniła, sama nie wiedząc, kiedy. We śnie wszystkie uczucia zdają się potęgować, a najdrobniejsze nawet rozterki rosną do rangi prawdziwego nieszczęścia. Zatem mocno rozpaczała, łkając histerycznie, by na koniec stwierdzić, iż… to prawdziwa ulga, że dziecko jednak się nie urodzi, bo nie będą mieli na głowie niepotrzebnego balastu.
    Po obudzeniu się była otępiała i ze wszystkich sił wmawiała sobie, że bynajmniej nie chciałaby takiego obrotu spraw. W żadnym wypadku! Bardzo chce, by dziecko się urodziło… bo chyba tam jest?
    Z tego wszystkiego mąż musiał ją uspokajać, co czynił i teraz, mocno zaciskając w swych dłoniach jej drżącą z emocji rękę. I on nabrał jakichś irracjonalnych obaw. Poza tym tak, jak Tanja, bardzo chciał, by stan zagrożenia już minął i mogli oczekiwać narodzin potomka bez bagażu negatywnych emocji.
    Samozaparcie przyszłej matki nie poszło na marne – pani ginekolog miała dla nich dobre wieści. Płód miał już za sobą najgorszy okres i rozwijał się prawidłowo. Kobieta z uśmiechem wskazała go na monitorze aparatury. Teraz był o wiele bardziej widoczny.
    Spojrzeli we wskazany punkt i od razu ogarnęło ich wzruszenie. Ich dziecko natychmiast stało się „realniejsze”, choć jeszcze takie malutkie i przecież nie całkiem wykształcone. Było jednak niejako namacalne. Tym bardziej, że można już było usłyszeć bicie jego mikroskopijnego serduszka. Pani doktor z niekłamaną radością pozwoliła im zakosztować owego cudu.
    Słysząc ten, jakże cenny dla siebie dźwięk, łzy wzruszenia ścisnęły im gardła. Tanja uśmiechnęła się, spoglądając na Aleksego, lecz zasłuchany, nawet tego nie zauważył. Pociągnęła go więc za dłoń, na co oprzytomniał, przenosząc nań rozkojarzony wzrok. Ponownie się roześmiała, toteż odpowiedział jej tym samym.
    Na koniec wizyty otrzymali nowy wydruk z USG, zalecenia odnośnie ciąży, oraz karteczkę z terminem następnej wizyty. Przyszła matka mogła już chodzić, lecz powinna na siebie uważać, by problemy się nie powtórzyły.
    Wracając do domu, wstąpili do Esplanadi, gdyż Tanja stęskniła się za parkiem, a właściwie zakątkiem. Co tam, całym miastem! Zbyt dużo czasu spędziła w czterech ścianach, bo przecież cały miesiąc!
    Przewrażliwiony Aleksi usiłował skłonić ją do tego, by usiadła na jednym z drzew. A nuż nie powinna tak szybko przesadzać z chodzeniem?
    Bezskutecznie – żona w ogóle go nie słuchała, wpatrując się w wydruk USG. Wklei go do ich wspólnego albumu, obok tego pierwszego. Za kilka lat z dumą pokaże potomkowi, jak kiedyś „wyglądał”.
- To jego druga wizyta tutaj. Nie mogę się doczekać, kiedy już będzie z nami i zabierzemy je tutaj! – wzdychała, malując oczami wyobraźni ów dzień. Podszedł doń i zaczął się wpatrywać w „zdjęcie” ich dziecka, które powoli nabierało ludzkich kształtów.
- Niesamowite, że już je kochasz. Do mnie jakoś wolniej to dociera – mruknął w zamyśleniu.
- Myślisz? – spojrzała na niego – nadal nie lubię dzieci, a jak…?
- To słychać i widać. Nie masz powodu, by go nie chcieć i nie kochać – odrzekł, obejmując ją w pasie. Domyśliła się, iż nawiązuje do swojego dzieciństwa i ciężko odetchnęła.
- Nigdy jej nie wybaczysz? – zapytała cicho.
- Komu?
- No, swojej matce.
- To nie tak – skrzywił się – przecież powiedziałem, że miała powód, żeby mnie zostawić.
- A jednak cię to gryzie.
- Musimy o tym gadać? Jest, jak jest. Rozmawiamy ze sobą i tyle. Ja nie potrzebuję niczego więcej – wyraźnie się poirytował.
- Ty nie, ale ona… - zaczęła ostrożnie, lecz pod wpływem jego wzroku wolała zamilknąć. Trwała tak przez chwilę, wpatrując się w gładką taflę morza, która skrzyła się pod wpływem świecącego dziś słońca, aż wreszcie podjęła na nowo: - ależ bym zjadła loda… koniecznie czekoladowego! Wstąpmy stąd do jakiejś kawiarni.
- Nie, powinniśmy wracać już do domu – pokręcił głową na boki – pójdę do sklepu, to…
- Ale ja chcę takie z bitą śmietaną, posypką i owocami! W sklepie takich nie dostaniesz! Aleks, no! – jęknęła przeciągle.
- Nie powinnaś jeszcze tyle chodzić – upierał się przy swoim.
- Przecież lekarka pozwoliła!
- To co? To dopiero pierwszy dzień, kiedy wstałaś. A babka nie jest wszechwiedząca.
- Aleksiej! – syknęła „groźnie”.
- Tylko z tym nie zaczynaj! – pokiwał palcem.
    Tak się przekomarzając, ruszyli do wyjścia. Po drodze i tak wstąpili do jednej z kawiarni, gdyż Tanja oczywiście postawiła na swoim. Zresztą Aleksi pragnął dbać o żonę i nienarodzone dziecko.
    Nim dotarli wreszcie do domu, z dziesięć razy zapytał ją o samopoczucie i niemal tyle samo nakazał uważać na schodach. Prychał przy tym pod nosem, iż to wielka szkoda, że mieszkają w budynku bez windy.
- To mieszkanie jest w sam raz. Nie musimy zmieniać go tylko dlatego, że zaszłam w ciążę – mówiła, wchodząc do środka.
- Nic takiego nie powiedziałem, i tak nas na to nie stać – zamknął za sobą drzwi.
- No tak, bo przecież szanowna pani jest bezrobotna – prychnęła z niesmakiem.
- Nie przesadzaj… chodziło mi o jakieś gigantyczne wydatki. Na codzienne życie nam przecież starcza. Zresztą, dostaniesz potem od państwa wyprawkę dla dziecka i pieniądze na nie – odrzekł, jakby się z nią w ten sposób drocząc. Z oburzenia wydęła usta.
- Nie mam zamiaru być do końca życia na twoim utrzymaniu – burknęła obrażona.
- Daj już z tym spokój. Pójdziesz do tej swojej pracy w odpowiednim momencie, nie marudź – przyciągnął ją do siebie, toteż rozchmurzyła się i założyła ręce za jego szyję.
- To teraz oddasz mi zaległe pocałunki, za cały miesiąc – popatrzyła zalotnie, po czym ucałowała go, przy okazji zaciągając do sypialni.
- Dobrze wiesz, jak to się prawdopodobnie skończy – zaczął protestować – a jak coś…?
- Ale ty ględzisz! Przecież lekarka powiedziała, że nie ma już żadnych przeciwwskazań – wywróciła oczami – no dalej, pocałuj mnie! Stęskniłam się za tobą – „nadstawiła” ust, toteż nareszcie spełnił prośbę, czy też rozkaz? Powiedzmy, że po trosze i to i to.

***

    Minęły dwa tygodnie. Przez ten czas Tanja odwiedzała sklepy z artykułami dla niemowląt, miewała zachcianki, dużo czytała w Internecie na temat ciąży i co rusz przeglądała się w lustrze. Jednakże, jak na razie, jej brzuch pozostawał taki, jak był zawsze. No może troszkę się zaokrąglił. Pani Krystyna tłumaczyła jej, że może  urosnąć niewiele, gdyż po niej samej niemal do rozwiązania ledwie było widać, iż jest w błogosławionym stanie. No, ale każda ciąża jest inna.
    Przez ten czas Kaari ze dwa razy natknęła się na Arvo, lecz albo jej nie widział, albo udawał, że nie widzi, gdyż w ogóle nie zareagował na jej widok.
    Pewnego ranka spotkała też Jyrkiego, ale mruknął tylko „Cześć” i zniknął w bufecie. Czuła się okropnie z łatką „tej złej”. Może ta istniała tylko w jej głowie, ale dobrze wiedziała, że dla jednego jest zagrożeniem, a dla drugiego przykrą przeszłością. Jakież to było frustrujące, jeszcze nigdy dotąd nie była w takiej sytuacji!
    W tą sobotę odbywał się wspomniany już ślub koleżanki z pracy. Długo się zastanawiała, czy w ogóle iść, ale jakby potem wyglądała przed znajomą? Kupiła więc jej prezent w postaci obrazu, gdyż z tego, co wiedziała, współpracownica uwielbiała pejzaże, oraz sukienkę dla siebie, by jakoś wyglądać.
    Ranek spędziła u fryzjera, bo mimo wszystko chciała ładnie się prezentować. O nie, bynajmniej nie dlatego, by kogoś poderwać. Możliwe, że chciała sobie w ten sposób zrekompensować fakt, iż szła na przyjęcie sama.
    Niewykluczone jednak, że oszukiwała samą siebie i tak naprawdę chciała coś udowodnić Jyrkiemu, bo przecież miał towarzyszyć Kaisie. Że wymyka mu się „piękna kobieta”? Ta, która chyba od zawsze mu się podobała?
    Gwałtownie potrząsnęła głową. Nie, nie chce tak myśleć! To tylko jej chora wyobraźnia!
    Wmawiała sobie, oglądając się w lustrze z każdej możliwej strony. W czerwonej, rozkloszowanej sukience do kolana prezentowała się zjawiskowo. Rękawki kreacji sięgały do łokci, więc postanowiła włożyć na nią czarne bolerko z długim rękawem. Do tego czerwone szpilki i ten sam naszyjnik z serduszkiem, co na imprezie integracyjnej.
    Zażyczyła sobie upięcie z boku głowy, toteż w owym momencie poprawiała wolno puszczony pukiel włosów. Tak, wszystko, łącznie z delikatnym makijażem, robiło jak najlepsze wrażenie.
    A jak ktoś się do niej „przyczepi”…? To go „spławi”, jak to mawia muzyk. Chyba, żeby był przystojny i szarmancki… Nie, dopóki nie poczuje tego czegoś od razu, natychmiast! Jak uderzenie pioruna! Dotąd nie zacznie niczego nowego. Nie, co ona plecie… Nie wolno jej!
    Ślub i wesele państwo młodzi urządzali we własnym domu, jaki kupili ze wspólnych środków. Przyjęcie było skromne, toteż goście mieli zmieścić się w dość sporych rozmiarów salonie. Sam domek schowany był pośród lasu iglastego, na obrzeżach miasta. Ba, nieopodal stała willa, niegdyś należąca do Raniellich. Po skazaniu Markko, Ann sprzedała dom i przeniosła się do rodziny w Oulu – byle jak najdalej od stolicy. Tak to willa aż dotąd stała pusta, gdyż nikt się nie kwapił, by zamieszkać w starych kątach „wariata”.
    Kaari dotarła tutaj taksówką, choć Kaisa proponowała jej, by udali się tam w trójkę. Z uwagi na dystans, jaki mieli tworzyć z muzykiem, musiała odmówić. Palnęła, iż może się spóźnić, więc lepiej będzie, jak pojadą sami.
    W takim wypadku podziwiała już od zewnątrz drewniany, piętrowy domek z mnóstwem okien, oraz balkonem i dosyć pokaźnym gankiem.
    Gdy weszła do środka, okazało się, że wnętrza są bardzo przestronne. Odłożyła swój wiśniowy płaszczyk na stertę innych ubrań, gdyż wyznaczono dla nich miejsce w sąsiednim pokoju. Przejrzała się w wielkim lustrze, jakie przymocowane było do jednej ze ścian, i dźwigając swój prezent, ruszyła do salonu.
    Gdy była jeszcze w przedpokoju, uderzył ją gwar, jaki stamtąd dochodził. I nie myliła się: przybyła już spora część gości, to jest najbliżsi młodej pary, oraz świadkowie. Nieopodal kominka ustawiony był „ołtarz”, na tą okazję przykryty białym obrusem, jaki przystrojono marszczonym tiulem w karmazynowym odcieniu. Nie bez przypadku, bowiem, gdy Kaari wypatrzyła pannę młodą, oto jej suknia przyozdobiona była falbankami w podobnym kolorze. Do tego bukiecik róż takiej samej barwy.
    Ona sama nigdy nie włożyłaby do ślubu sukienki, która z przodu była tak krótka, że odsłaniała kolana, zaś z tyłu długa niemal do ziemi. Do tego owe falbanki przy biuście, oraz rękawach, prezentowały się raczej… kiczowato.
    Podeszła do koleżanki i jej przyszłego męża, po czym przywitała się i „usunęła w cień”. Rozglądając się po wielkim pokoju ubolewała nad faktem, że Tanja nie miała takiego fajnego wesela. Głównie przez pośpiech i chorobę Aleksego. Ale, czy to ważne? No, może trochę…? Ona wolałaby pobrać się latem, najlepiej na plaży Uunisaari, na tle zachodzącego słońca…
    Rozmarzyła się tak bardzo, że na jej ustach wręcz zarysował się błogi uśmiech, jakby już tam była. Ten szybko jednak spełzł jej z twarzy, bo oto do salonu wkroczyła Kaisa, zapewne ciągnąc za sobą chłopaka…
    Musiała przyznać, że koleżanka wyglądała ładnie: miała na sobie granatową, prostą sukienkę z połyskującego materiału z krótkim rękawem. Coś musiało ją bardzo rozgrzać, bo nie zarzuciła na ramiona żakietu z tego samego tworzywa, a zaciskała go w dłoni. Włosy puściła wolno, upinając je na czubku głowy. Przyozdobiła je białymi spinkami, bo takie też miała kolczyki. Była wyraźnie podenerwowana, a to pewnie dlatego, że niewiele brakowało, a to ona by się spóźniła, miast Kaari.
    Czyżby przyszła sama? Weszła przecież już dobrą chwilę temu. I tylko ona. Zaglądała w głąb przedpokoju, aż wreszcie jej wzrok zawędrował na pannę Venerinen, która w odpowiedzi nieśmiało jej pomachała. Kaisa od razu szeroko się uśmiechnęła i ruszyła ku niej, szamocząc się to z żakietem, to znów prezentem dla młodych w drugiej ręce.
- To ty miałaś się spóźnić – rzuciła na powitanie.
- No widzisz – Kaari niewinnie wzruszyła ramionami – a gdzie twój towarzysz? – spytała z nutką niesmaku.
- Pokłóciliśmy się w drodze i został gdzieś z tyłu – odparła w tym samym tonie.
- O co?
- Potem ci powiem, teraz idę do Anette – przepchnęła się obok i odeszła do panny młodej.
    Kaari westchnęła ciężko i zawiesiła wzrok na wejściu do salonu. Goście wchodzili i wychodzili, póki mieli na to czas, lecz żaden z będących tam mężczyzn nie robił na niej wrażenia. Niby to pierwsze nie powinno o wszystkim przesądzać, ale z Arvo przekonała się już, że często wiele od niego zależy.
    Ciekawe, o co Kaisa pokłóciła się z Jyrkim? Może w złości zawrócił do domu? Trochę szkoda, jeśli go nie będzie. Mimo wszystko cała ta impreza wyglądałaby trochę inaczej, gdyby czuła jego obecność gdzieś tam, w tym niewielkim tłumie. Jasne… byłaby UDANA, a tak będzie nudno, chociaż nie zamieniłby z nią nawet jednego słowa. Ona nie widziała w zwykłej rozmowie niczego złego, lecz dla niego był to jakiś niewytłumaczalny problem. Nadal coś do niej czuł, czy jak?
    Wtem przemyślenia przerwało jej wejście jednego z gości. Oto „uderzył ją ten znajomy piorun”. Była pod prawdziwym wrażeniem, gdyż nareszcie wypatrzyła „przystojniaka”, kogoś wartego uwagi. „Idealny” w każdym calu – jeśli o wygląd chodziło. Z charakteru? Cóż, jakie takie pojęcie o nim miała, bo… dobrze go znała.  
    Tak, to był oczywiście Jyrki. Im starszy, tym bardziej „męski” się stawał. Zatracał powoli ten „nastoletni pazur”, dojrzewał. Niewielka przecież różnica wieku między nimi zniknęła. O ile kiedykolwiek była widoczna. Zapewne to ona ją sobie wmówiła, bo przecież od zawsze marzyła o starszym od siebie „facecie”. Równolatek, czy dwa, rok młodszy nie wchodził w grę. Głupie, ale tak właśnie sobie ustaliła.
    Lecz teraz nie potrafiła oprzeć się byłemu, który ubrał się na ślub nieznajomej podobnie, jak na tą „głupią” imprezę integracyjną. Wyjątek stanowił krawat, jaki nakazała mu założyć Kaisa, eleganckie spodnie i długi rękaw, gdyż, jak na razie, było mu zbyt chłodno na podwijanie ich.
    Patrzyła na niego do momentu, w którym niechcący napotkał jej wzrok. Wówczas odwróciła go speszona. Niestety, albo stety, nie znał tutaj nikogo, a że nie dostrzegał nigdzie swojej dziewczyny, ruszył ku niej. Zorientowawszy się w jego zamiarach, poczuła w dołku mimowolny ścisk, a na ustach rozrysował się szeroki uśmiech.
- Cześć! – zawołała, nim ten zdążył się odezwać. Odpowiedział tym samym, lecz o wiele bardziej powściągliwie, toteż zrobiło się jej głupio.
- Widziałaś Kaisę? – zagaił, wkładając ręce w kieszenie, co przy kobiecie wyglądało dosyć lekceważąco.  
- Jest tam – kiwnęła na koleżankę, kątem oka dostrzegając, że ten lustruje ją wzrokiem.
- Ładnie… wyglądasz – mruknął z wahaniem.
- Dziękuję, ty też – odparła, zerkając nań nieśmiało.
- E tam, strojenie się, to domena kobiet – poprawił cisnący go kołnierzyk.
- Nie, naprawdę – wymsknęło się jej, toteż od razu spuściła wzrok, zupełnie zażenowana. A nuż odbierze ją, jako podrywaczkę? A przecież naprawdę chciała trzymać się „umowy”!
    Póki co, miała się nie dowiedzieć, co sądził o niej muzyk, bo wróciła Kaisa, oczywiście „znacząc swoje terytorium”.
    Na czas uroczystości zajęli miejsca obok siebie. Ona, Kaisa i Jyrki. Jak zwykle w takich momentach, pannę Venerinen ogarnęło wzruszenie. Gdzieś tam głęboko w środku tliła się również zazdrość, iż ona nie ma widoków na takowe zakończenie swojego związku. Bo taki nawet nie istniał… więc o czym tu w ogóle mówić?
    Zaraz, chwilę… koniec? Nie, początek. Można powiedzieć, że ślub był jakby potwierdzeniem miłości dwojga ludzi, a dalsze wspólne życie miało ją umacniać. A przynajmniej tak powinno być, bo patrząc na dzisiejsze związki… Czy ona by tak potrafiła? Utrzymać przy sobie mężczyznę przez wiele lat? Ba, jeden, „głupi” rok? Bo nawet tyle jej się dotąd nie udało, to co tu mówić o tak poważnym zobowiązaniu, jak małżeństwo? Czy aby jednak nie skreśliła się za wcześnie? Przecież miała dopiero 29 lat…
    Państwo młodzi skończyli składać przysięgę i właśnie wymieniali się pocałunkiem, toteż przyłączyła się wraz z innymi do oklasków.
    Rozpoczęła się zabawa. Część gości jadła, inni pili, natomiast nieliczni tuż po tym, jak usunięto z parkietu krzesła, postanowiła zatańczyć. Kaisa bardzo chciała się do nich przyłączyć, lecz jej chłopakowi ani tyle było to w głowie. A przynajmniej na razie. Wyciągnęła więc Kaari, choć i ta stawiała opór. Gdzie to tak od razu? Nawet nie zdążyła dobrze zagrzać miejsca!
    Jyrki przyglądał się im, popijając drinka. Kaari wyglądała naprawdę ślicznie w czerwonym. Do tego, gdy obracała się wokół własnej osi, materiał unosił się, przydając jej niezwykłej gracji. Niczym Marylin Monroe w tej sławnej scenie z nawiewem. Do tego na jej twarzy rysował się figlarny, niemal dziecięcy uśmiech, dodając jej uroku. W rezultacie nie mógł oderwać od niej wzroku. Odruchowo spojrzała w jego kierunku, toteż prędko utkwił go w stole, przy którym siedział.
    Kaisa podbiegła doń i dosłownie „wytargała” na parkiet. Na taki obrót spraw panna Venerinen wolała opuścić bawiące się towarzystwo. Młodsza koleżanka „obłapiła” już muzyka, choć grany obecnie utwór wcale nie należał do wolnych.
    Kaari sięgnęła po jedną z przekąsek i teraz to ona zajęła miejsce przy stole.
    Zebrani trochę w siebie wlali, więc coraz więcej osób przyłączało się do tańczących. Podjadała, leniwie sącząc drinka, to znów relacjonowała Tanji poprzez sms’y, jak „świetnie” się bawi. Wtem dobiegły ją głosy Kaisy i Jyrkiego, toteż uniosła wzrok. Koleżanka marudziła, że chciałaby jeszcze potańczyć, a on kategorycznie się wymawiał.
- Poproś kogoś innego, nie musisz przecież przez cały czas bawić się ze mną – oponował, więc spragniona zabawy sympatia wzruszyła ramionami i w istocie odeszła do pierwszego lepszego gościa z brzegu. Odsapnął z ulgą i zaczął poszukiwać czegoś do picia. Kaari podała mu więc butelkę z napojem gazowanym.
- Po harcach lepiej napij się czegoś nie wyskokowego – rzekła przy tym.
- Skąd wiesz, że szukałem alkoholu? – uniósł brew, odbierając z jej rąk butelkę.
- Bo ja wiem? W końcu jesteśmy na weselu – wzruszyła ramionami – jak coś, to tam jest piwo – kiwnęła w kierunku beczki z owym trunkiem – nie lubisz tańczyć? – spytała po chwili ciszy.  
- Po czym wnosisz?
- Szybko uciekłeś z parkietu, to pomyślałam… - ponownie uniosła ramiona.
- Ja i procenty równa się taniec, nigdy odwrotnie – sięgnął do jednej z butelek z wódką i poklepał ją znacząco.
- To nie można bawić się bez alkoholu? – mruknęła obojętnie, uważnie obserwując, jak rozmówca polewa do szklanki podany przez nią napój. Przez ową czynność albo nie skupiał się na tym, co mówiła, bądź nie chciał odpowiedzieć. Mimo wszystko postanowiła ciągnąć upadającą konwersację: - jak tam leci?
- Z czym? – zapytał, opróżniwszy szklankę jednym haustem.
- No nie wiem… ze wszystkim. Jak tam u was?
- W porządku – uniósł niedbale ramiona i udał się po wspomniane piwo.
    Westchnęła ciężko, gdyż mimo wszystko było jej przykro, że nie chce z nią rozmawiać. A może nie mieli już wspólnych tematów?

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 5172 słów i 28591 znaków.

4 komentarze

 
  • Wiktor

    Witaj. Oj chyba tylko mojego koma jeszcze brakuje. Czytam na bieżąco. Tę część czytałem o czwartej rano, bo dodałaś w nocy, tylko czasu nie miałem na odpowiedź.  
    Może Taniia pogodzi Aleksii z mamą. Ciekawi mnie też co będzie z Karii?. Może kogoś pozna?.  Przecież nie rozbije związku Jyrkiemu?.  
    Niecierpliwie czekam na next przygód. Pozdrawiam Wiktor

    24 sty 2017

  • nutty25

    @Wiktor pozdrawiam również ;)

    25 sty 2017

  • Beno1

    ciekawe co się stanie jak Kaisa dowie się kto jest byłą jej lubego  :rotfl:

    23 sty 2017

  • xxxy

    a ja nadal "zachwycam się " głupota Kaari  : ;)

    23 sty 2017

  • Freya

    Wesela mają to do siebie, że wyzwalają w uczestnikach duże pokłady refreksyjności nad nimi samymi, a nie tylko wobec nowo poślubionych. lch atmosfera sprzyja do okazywania radosnych uniesień... lecz również tych przeważnie tłumionych emocji. Jakiś diabełek mi podpowiada iż tak stanie się również teraz. Nazbierało się już trochę i czas zamieszać  :F A u "przyszłych rodziców" to co zwykle, czyli gorzko-słodkie bzykanie  :beek:

    23 sty 2017

  • Freya

    @KontoUsunięte Przecież oni są w nieustającym konflikcie wobec własnych nabytych w procesie socjalizacji cech osobowościowych. Facet zmaga się z traumą bidula i porzuconego dziecka, a dziewczyna stanowi typowy przykład syndromu ofiary gwałtu. Oboje wciąż starają się negować te rany z różnym skutkiem :glaszcze:

    24 sty 2017

  • nutty25

    @Freya hah, aż tak często się nie kotłaszą, a przynajmniej nie tyle, co w innych historiach tutaj ;)

    25 sty 2017