Love me like you do cz. 24

Gdy rano zadzwonił budzik w komórce, Aleksi nie mógł do niej sięgnąć, gdyż przygniatał go spory ciężar. Jedyną częścią ciała, jaką mógł ruszać, była głowa i prawa ręka. Wrzeszczący telefon leżał jednak zbyt daleko, by mógł do niego sięgnąć. Nie, to nie Aleks przygwoździł go do łóżka, a Tanja, która podczas snu zapomniała, iż się na niego „focha”. Tym to sposobem „zrobiła sobie z niego poduszkę”, przylegając doń całym swym ciałem. Niestety, kosztem jego ręki – leżała na niej, przez co już właściwie jej nie czuł.  
    Na szczęście pod wpływem natarczywego dźwięku żona zaczęła się budzić, coś tam mrucząc pod nosem.
- Tanek, wypuść mnie. Muszę wstawać do pracy – szepnął więc, lecz żadnej reakcji. Gdzie tam, wręcz ułożyła się jeszcze wygodniej – Tanja, ziemia do ciebie. Muszę wstawać – sięgnął wolną ręką i poklepał ją lekko w policzek.
- Gdzie? – mruknęła nieprzytomnie, nareszcie otwierając oczy.
- No do pracy.
- Nie idź jeszcze… nie lubię zostawać sama – upierała się przy swoim, ani myśląc, by uwolnić jego „nieszczęsne” ramię.
- Gniewasz się na mnie, pamiętasz? – sięgnął więc po ostatnią deskę ratunku. Podziałało, bowiem małżonka migiem się odsunęła, jakby ugodził owym przypomnieniem jej kobiecą dumę. „Zamieniła go na poduszkę” i ot tak wróciła do snu.
    Westchnął ciężko, próbując rozruszać omdlałą rękę, po czym obejrzał się do tyłu. Jego wojownicza żona wyglądała teraz bardzo niewinnie. Pomimo jej humorów, wspaniale było budzić się ze świadomością, iż jest obok. Nie był sam w tym „wielkim” mieszkaniu już prawie rok. Zbliżała się przecież pierwsza rocznica ich ślubu. A zdawało się, jakby co dopiero się pobrali. Powinien chyba sprawić jej jakiś prezent.
    Z ową, jakże odkrywczą myślą, udał się wreszcie do łazienki, choć najchętniej zostałby z nią w łóżku. Nawet, gdyby miała znowu pokazać mu plecy. No, ale kto lubi chodzić do pracy? Może do tej wymarzonej, ale ta jego (jak wiadomo) była akurat koniecznością.

    Rozdział 17

    Kaari wzięła wolne od swojego zajęcia, gdyż przejrzawszy się rano w lusterku stwierdziła, że wygląda, jak ofiara przemocy domowej. Nie miała zamiaru pokazywać się ludziom z taką twarzą – spuchniętą, o mocno sinym zabarwieniu, jakie szpeciło połowę policzka. Tym bardziej, że niektórzy mogli skojarzyć ją z wczorajszą aferą.  
    Przynajmniej, dzięki temu, nie będzie jej korcić, by nagabywać Jyrkiego… Tyle, że to całe dawanie sobie czasu było takie trudne! Łaknęła kontaktu z nim, chciała przynajmniej coś napisać. Tylko, czy by odpisał? Nie, było zdecydowanie za wcześnie. Wyszłaby tylko na natręta.
    Zabawne, jak potrafi odwrócić się sytuacja: jeszcze jakiś rok temu to on do niej dzwonił, zabiegał o względy. Z pewnością potrzebował jej, jak ona jego teraz. Niczym człowiek uzależniony. No, ale naukowcy porównują zakochanie do nałogu. Ponoć za oba uczucia ma odpowiadać ta sama reakcja chemiczna w mózgu. Jaka szkoda, że zignorowała go za tym pierwszym razem… Teraz pozostawało jedynie czekać na coś, co może wcale nie nastąpić.
- Ludzie kochani, co ci się stało?! – dopytywali zatroskani rodzice. Niestety, lecz dzisiaj nie dało się skutecznie zatuszować skutków spotkania z rozjuszoną Kaisą.
- Wpadłam na drzwi… w pracy – palnęła pierwsze lepsze.
- Chyba raczej ktoś ci nimi przyłożył – zauważył Juha.
- Tak, właśnie tak. Ktoś wychodził, a ja akurat chciałam wejść i oberwałam – mruknęła wymijająco i uciekła do kuchni pod pretekstem zrobienia sobie śniadania.
    Gdy już stała przy meblach, szykując kanapki, do środka wszedł wyraźnie zmartwiony ojciec.
- Powiedz mi prawdę – zaczął niezwykle poważnym tonem – spotykasz się z kimś i on cię uderzył, tak? Pokaż mi tylko, który to, a…! – podniósł głos.
- Tato, spokojnie – z trudem powstrzymała się od wybuchu śmiechu. Dla Juhy była to przecież ważna kwestia – to nie tak, chociaż faktycznie chodzi o faceta – odchrząknęła.
- Więcej się z nim nie spotkasz! Co to ma być, żeby…?!
- Nie w tym sensie! Dostałam od KOBIETY, bo… bo odbiłam jej faceta – wykrztusiła z siebie, uporczywie wpatrując się w kromkę chleba, gdyż zrobiło się jej wstyd. Rozmówca natychmiast zaniemówił, opierając się o meble, jakby musiał przetrawić ową informację – to znaczy, nie do końca odbiłam – dodała więc prędko – on się z nią spotykał… nie, mieszkał, ale tak naprawdę wolał mnie!
- Trochę to jakby tak… nie bardzo – bąknął, drapiąc się w czoło.
- Ale wcześniej to ja byłam jego dziewczyną!  
- Mówisz o tym wdowcu?  
- Nie – skrzywiła się – tym przed nim.
    Juha zamyślił się, marszcząc brwi, gdyż zdążył się już w tym wszystkim pogubić i bynajmniej nie kojarzył poprzednika Arvo. Zaczęła się niecierpliwić. W ostatnim czasie było ich przecież „tylko” trzech, a o Jarim rodzice nawet nie mieli pojęcia.  
- Czekaj… - mruknął po dłuższej chwili – chodzi o kolegę tego psychola? – w odpowiedzi energicznie pokiwała głową – przecież się rozeszliście. Nie mam pojęcia, dlaczego, ale on raczej faktycznie wyglądał na zakochanego w tobie.
- Aż tak było widać? – jęknęła zrezygnowana.
- Na co ci ktoś, z kim już raz ci nie wyszło? – podsumował ojciec.
- I bardzo dobrze! – do kuchni weszła Krystyna – jeszcze czego, żebym musiała tolerować jakiegoś oszołoma? Nie wiem, o czym mówicie, ale ja radzę ci trzymać się od takich z daleka. Kto wie, co ma na sumieniu? – wycelowała palcem w córkę i ot tak zajrzała do lodówki.
- Jestem złą osobą. Co, tato? Ale ja nie chcę taka być! – rzuciła jękliwie, bynajmniej nie zwracając większej uwagi na słowa matki. Szkoda było jej cokolwiek tłumaczyć – i tak wiedziała swoje. Muzyk był zepsuty do szpiku kości, bo przyjaźnił się z gwałcicielem! Przywodził swoją osobą na pamięć tamte wydarzenia, nie pozwalając tym samym zamknąć owego tematu.
    A przynajmniej w oczach matki, gdyż Tanja zdawała się rzucić owe wspomnienia za siebie. No, ale wracając do Kaari, to w swej rozpaczy i uczuciu rozdarcia, rzuciła się ojcu w objęcia. Ten mocno ją wyściskał, zapewniając, iż „plecie głupoty”.  
    Pani Krysia obrzuciła ich niedbałym spojrzeniem i pogardliwie przewróciła oczami. Mąż zawsze pobłażał dzieciom, a zwłaszcza córkom. Pewnie dlatego mu się zwierzały i miały z nim lepszy kontakt, aniżeli z nią. To ją bolało i w rezultacie przejawiało się przez takie właśnie gesty. Tak, była zazdrosna o relacje Juhy z córkami.

***

    Gdy Aleksi wracał do domu, był bardzo ciekaw, co w nim zastanie. To była bodaj ich pierwsza tak poważna kłótnia od czasu ślubu. Poszło w końcu o jej ukochaną siostrę, a to już nie były przelewki. Nie rozumiał siły takiej relacji, bo sam miał rodzeństwo dopiero od kilku lat, a i tak widywał Tahti „od święta”. Kalle – wiadomo. Mimo wszystko powinien był szanować fakt (a przynajmniej próbować), iż Tanja była bardzo zżyta z kimś, kto był obok niej od dnia narodzin i zawsze służył radą, pomagał. Nie potrafił jednak udawać, że pochwala zachowanie Kaari, by sprawić jej przyjemność. Jako przyjaciel muzyka, powinien był szczerze wyznać, co myśli – i tak też zrobił. Czyż lojalność względem Jyrkiego nie była równie ważna, co jej, jeśli chodziło o starszą siostrę?
    No, ale najwidoczniej nie brała tego pod uwagę. I jeśli nadal się boczy, to czeka go danie na szybko i gadanie ze ścianą. Nie, nie przeprosi, bo za prawdę się nie przeprasza. A jest ona taka, że szwagierka stworzyła z kumplem iście toksyczną więź. Coś na kształt jego i Juuli, tak więc to się po prostu nie mogło udać!
    Gdy zamknął za sobą drzwi, od razu uderzyła go feria zapachów – a więc Tanja jednak coś ugotowała. Odetchnął z ulgą, bowiem był bardzo głodny, a „samoobsługa” zajęłaby mu mnóstwo czasu.
    Kiedy stanął w progu kuchni, akurat krzątała się po wnętrzu, coś tam nucąc pod nosem. Na jego widok natychmiast zamilkła, gdyż jak wiadomo, wstydziła się swojego głosu. Przywitał się nieśmiało, gdyż ciężko było mu wyczuć humor żony. Odpowiedziała tym samym, a więc nadal była obrażona. Dobrze, w takim razie przekonają się, kto złamie się, jako pierwszy.
    Zjedli razem, lecz w milczeniu. Co prawda, zerkali na siebie, jakby chcieli coś powiedzieć, ale duma nie pozwalała otworzyć ust. Ona bardzo chciała zapytać, jak tam w pracy, a on jak najbardziej się tym podzielić. Wszak, miał dzisiaj naprawdę dziwnych klientów – radzili się głównie w sprawach sąsiedzkich konfliktów, oraz… co zrobić, gdy taki delikwent ukradł nam kota?
    Ponadto Tanja była szalenie ciekawa, czy mu smakuje, bo po minie ciężko było coś określić. Pragnęła też podzielić się z nim tym, co przeczytała dzisiaj w Internecie na temat ciąży – prawdopodobnie w tym czasie ich dziecko otworzyło oczy! No i często kopało. Pytanie tylko, jakiej w końcu było płci? Za kilka dni miała kolejną wizytę u ginekologa, toteż może nareszcie dowie się, w jakiej formie powinna zwracać się do brzucha. Tak – zmieniła zdanie i chciała jednak wiedzieć, czy będzie mieć syna, czy też córkę?
    Po skończonym obiedzie wyszła do toalety, gdyż płód uciskał na pęcherz i tym samym wymuszał częste wizyty tam.  
    Padł na oparcie krzesła, ciężko przy tym wzdychając. Bardzo nie cierpiał u kobiet tego lubowania się w zabawie pod nazwą „ciche dni”. To zdecydowanie osłabiało relacje. Tyle, że do tanga trzeba dwojga, co i prezentował na własnym przykładzie. Ale nie, nie odezwie się jako pierwszy!
    Do zgody miało chyba jednak dojść szybciej, aniżeli zakładał, bo oto małżonka wróciła do kuchni ze zbolałą mina, trzymając się przy tym za brzuch.
- Co jest…? Boli cię coś?! – zaniepokoił się.
- Nie… zważyłam się przy okazji i wyszło, że przybyłam już sześć kilo! Jestem wielorybem! – odparła jękliwie, przenosząc ręce na twarz, jakby miała się zaraz rozpłakać.
- Na serio mnie kiedyś zabijesz… - plasnął się otwartą dłonią w czoło – przecież jesteś w ciąży, to chyba normalne? – rzucił już głośniej.
- Przytul mnie – udała, że w istocie płacze. Rozłożył więc ramiona, a ponieważ nie chciało mu się ruszać z miejsca, usiadła mu na kolanach, mocno obejmując za szyję – nie zostawisz mnie, jak się bardzo roztyję? – spytała, błogo przy tym wzdychając.
- A kto powiedział, że tak będzie? Nie przesadzaj, masz tylko wielki brzuch. Ale jakoś nie widziałem kobiety w ciąży bez niego – pogładził ją po nim.
- Ale nie zostawisz?
- A ty mnie?
- Jasne, że nie – zaśmiała się, całując go w policzek – ale to wcale nie znaczy, że wybaczyłam ci wczorajsze – dodała, udając obrazę.
- Aha, czyli gdybym się pierwszy nie odezwał, ty byś tego nie zrobiła? – zauważył oburzony.
- Chciałam sprawdzić, jak zareagujesz na moją minę. Gdybyś to przemilczał, to nie – wzruszyła ramionami.
- Gdybym nadal był prokuratorem, zacząłbym się poważnie zastanawiać, czy aby nie oskarżyć cię o emocjonalny szantaż… - westchnął, potrząsając głową.
- Oj, to był taki żart. Nie wiedziałam, jak mam inaczej zagadać… miałeś strasznie ponurą minę.
- Bo ty miałaś taką samą, ja się tam nie focham.
- To dlatego, że wczoraj byłeś bardzo niesprawiedliwy – popatrzyła wymownie.
- Możemy o tym nie mówić? Znowu się pokłócimy – odwzajemnił się tym samym – pytał mnie o radę, co miałem zrobić? „Nie powiem ci, bo Tanja się obrazi?” Najlepiej będzie, jak zostawimy to w spokoju. Tylko się przez to denerwujesz, a to mi się nie podoba. Niech sami załatwiają swoje sprawy, są w końcu dorośli.
- Dobra już, to moja siostra – wywróciła oczami.
- Kto jest ważniejszy? Ona, czy dziecko?
- Spokojnie, tatusiu, wiem – ponownie ucałowała go w policzek – obiecuję poprawę, ale ty też powinieneś milczeć i nie dawać mu już więcej tych swoich „genialnych” rad – dodała znacząco.
- Tak właśnie zamierzam, a czy mówię dobrze, czy źle, to się dopiero okaże – odrzekł dyplomatycznie. Przedrzeźniła go, po czym pocałowała w usta i nareszcie zapytała, jak tam minął mu dzień w pracy.

***

    Kaari wróciła do biura dwa dni po tym, jak pokłóciła się z Kaisą, czyli w czwartek. Tego dnia dało się już przykryć siniaka do tego stopnia, że był prawie niewidoczny. Jednakże, gdy zbliżyła się do budynku, oto jej uwagę przykuła wisząca na drzwiach informacja, iż firma poszukuje „pomocnika” w zakładowej stołówce. Przyspieszyła kroku i, choć z oporami, przekroczyła próg bufetu. Na wszelki wypadek udawała, że poprawia włosy, gdyż wielu pracowników właśnie kupowało przekąski, to znów spożywało śniadanie, jakiego nie zdążyli zjeść w domu. A nuż był wśród nich świadek poniedziałkowych wydarzeń? Do tego „łysol”-sprzedawca znowu wiercił ją tym swoim spojrzeniem. Było jej tym bardziej głupio, ale musiała się upewnić. Poza tym, to „już” dwa dni, może tyle mu wystarczy? Przynajmniej, jeśli o nią chodziło, to „znosiła już jajo”! Chciała wiedzieć, co dalej, no i „wreszcie” go zobaczyć!
- Już tutaj nie pracuje – nawet nie otworzyła ust, a „grubas” wiedział już, po co tam przyszła.
- Jak to? Zwolniliście go za ten cyrk w poniedziałek? To nie jego wina, on nas tylko rozdzielił! – zawołała oburzona.
- Nie, sam zrezygnował na drugi dzień – wzruszył ramionami – mówiłem, żeby nie przesadzał, że to nic takiego. Ja bym się tam cieszył, jakby się o mnie babeczki biły – kontynuował, parskając zalotnym śmiechem – ale nie, uparł się i koniec! Niby to nie przez to, ale sam nie wiem.
    Oparła się o blat, gdyż wnętrze zalała tak wielka fala smutku, że aż podcięło jej nogi. To była jakby sugestia. Poza tym zawsze był tak blisko, a teraz, to kto wie, jak się do niego dostanie?! Nie no, przez telefon, albo idąc do niego do domu – przecież wiedziała, gdzie mieszka. Chyba, że i adres zmienił, byleby tylko jak najbardziej się od niej odsunąć?!
    Nawet, gdyby nie chciał zamienić z nią więcej ani słowa (a i tak chyba było), to przynajmniej miała świadomość tego, że jest tam na dole, no i zawsze przyjść tylko popatrzeć. A tak? A może odszedł z powodu Kaisy? No tak, nie wzięła pod uwagę tejże możliwości. Tylko, że gdyby to ona była w jego sytuacji, mimo wszystko nie chciałaby oddalać się od swej ukochanej na rzecz tej pokrzywdzonej. Ale tak myślała ona, kobieta. Kto wie, jak na tą sprawę patrzył „facet”? No, ale „młoda” chyba nie będzie ich prześladować? Nie wygląda na „wariatkę”. Ona jakoś znosi fakt, iż czasem spotyka Arvo, więc on także może przeboleć widok byłej. No, chyba że coś tam do niej poczuł za ten czas…? To by dopiero była katastrofa.
    Zupełnie zrezygnowana ruszyła do biura, w którym… no właśnie, prawdopodobnie spotka Kaisę. W całym tym rozmyślaniu o Jyrkim zapomniała o owym, jakże istotnym mankamencie. Oby chociaż, teraz już wyłącznie współpracownica, wybrała milczenie, miast docinki i kąśliwe uwagi. Choć jej ignorancja także będzie ją boleć – polubiła ją przecież, i to mocno. No i te wyrzuty sumienia… Kto by pomyślał, że jej „głupie” niezdecydowanie pociągnie za sobą aż takie konsekwencje? Nie, nie byłoby tak źle, gdyby nagle nie doszła do wniosku, że „eks” jest jednak tym „wymarzonym”. O ile sobie tego nie wmówiła… Boże, chyba zwariuje od tego myślenia!
    Jęknęła do siebie, łapiąc się za głowę. W owym momencie przekroczyła próg swojego biura, czemu towarzyszył nieprzyjemny ścisk w dołku, oraz palpitacja serca. Ogarnął ją znajomy jej strach przed atakiem ze strony byłej koleżanki. Lecz oto spotkało ją kolejne zakoczenie. Tym razem miłe. Krzesło Kaisy było puste. Jak wyjaśniła Anette, wzięła zwolnienie do końca tygodnia. Tak więc kolejne spotkanie z wściekłą i zranioną „eks-przyjaciółką” miało odwlec się do poniedziałku.
    Dla dobra swojego związku, oraz psychicznego komfortu Aleksego, Tanja milczała na temat relacji Kaari-Jyrki. Ale oczywiście monitorowała całą sytuację. Tak więc była bardzo niepocieszona, gdy dowiedziała się, że muzyk „uciekł” ze „strefy zero”. Nie, Kaari nie powinna jeszcze do niego pisać, ani tym bardziej go odwiedzać. Nigdy w życiu! Wyszłaby przecież wtedy na „totalną desperatkę”! Tak, owszem, ona tak zrobiła, jeśli o „Aleksa” chodziło, ale w tym wypadku musiała błagać go o wybaczenie. Starsza siostra z kolei chce udowodnić „uparciuchowi” uczucie do niego, a tego nie zdobywa się poprzez litość i nagabywanie. A przynajmniej tak sądzi. Niech jeszcze trochę poczeka, a potem zaprosi go na „niezobowiązujące” spotkanie, tak. A i, kto wie? Może jak się za nią stęskni, to on pierwszy zapropononuje randkę? Właśnie o to chodziło – by zaczęło mu jej brakować. Chociaż już i tak sporo się za nią „nałaził”, i to bezskutecznie w dodatku… No więc dlatego to panna Venerinen powinna poprosić o spotkanie. Ale cierpliwości! Choć wie, że to niełatwe.  
    Póki co, dla oderwania się od „czarnych myśli”, Tanja postanowiła wyciągnąć starszą siostrę na zakupy, by ta pomogła jej wybrać prezent dla „Aleksa” z okazji pierwszej rocznicy ślubu. Dla kogoś, kto bolał nad faktem, że sam nie może zaznać takiej radości, był to relaks „idealny”.
    Mimo to udawała, że wszystko jest jak najbardziej w porządku, i podsuwała młodszej coraz to nowsze pomysły. W rzeczywistości z trudem łykała gorycz porażki, raz po raz przyglądając się rosnącemu brzuchowi towarzyszki. Aż dotąd nie mogła pojąć, dlaczego ci, co to zakładali w życiu zupełnie inne cele, kończyli właśnie tak, jak ona tego pragnęła? Z wyjątkiem jej samej oczywiście.
    Przed tym feralnym związkiem z „wariatem” Tanja ani myślała o zamążpójściu. No, a potem wszyscy „faceci” powinni byli umrzeć w męczarniach, bez wyjątku! Ale proszę: i tak dorwała taką świetną partię. Nie to, żeby muzykowi czegoś brakowało. Po prostu on i „Aleks” stanowili zupełne przeciwieństwa. A że te się przyciągają, mogłaby pokusić się o stwierdzenie, iż tak naprawdę młodsza siostra powinna być z Jyrkim, a to ona z Aleksim. Tak przynajmniej przed laty marzyły.
    Wtem zauważyła, że znajdują się naprzeciwko sklepu jubilerskiego. Do głowy natychmiast wpadł jej „idealny pomysł na prezent”. Któryś już z kolei, tylko że siostra strasznie wybrzydzała, chcąc kupić za wytyczoną uprzednio cenę nie wiadomo co... Jednakże w owym momencie nie mogła już wytrzymać bólu pleców od tego ciągłego chodzenia po różnych sklepach, więc powinna nareszcie przyznać jej rację.

***

    Rocznica wypadała w tygodniu, toteż pani Kietala przygotowała „specajlny obiad” – ulubioną potrawę męża, oraz to „nieszczęsne” ciasto do jakiego nie dodała kiedyś proszku do pieczenia. Dzisiaj wyszło niemal idealnie! Bo jej zdaniem zawsze mogło być ciut lepiej.  
    Może i miała rację, bo wszystkie te zabiegi pozostawiły po sobie okropny bałagan, aż musiała ściągnąć panią Krystynę, która miała tego dnia wolne, by pomogła jej uprzątnąć kuchnię na czas. Przy okazji matka zapowiedziała, że wpadną do nich całą rodziną wieczorem, by razem uczcić ten dzień.
    Tymczasem przyozdobiły stół świeczkami zapachowymi i jakimś stroikiem ze sztucznych kwiatów, który Tanja zakupiła specjalnie na ten cel. Do takiej okazji pasowałby jakiś trunek, lecz był wykluczony przez wzgląd na jej stan. Owszem, mężowi mogłaby polać, ale jak go znała, stwierdziłby, że nie będzie pić sam.
    By podkreślić podniosłość owej chwili, przebrała się w elegancką, acz skromną, bordową sukienkę z długim rękawem. Kreacja sięgała lekko przed kolana i zdobił ją jedynie czarny, półokrągły kołnierzyk. Wyglądała ładnie, lecz oglądając się w lustrze i tak miała wrażenie, iż ów zabieg jest daremny. „Wyglądała przecież, jak beczka”! To co to będzie w dziewiątym miesiącu? No, jak co? Eksploduje!  
    Gdy wychodziła za mąż, ani przez moment nie zakładała, że rok później będzie już w zaawansowanej ciąży. Bo nie chciała żadnych dzieci… Ilekroć przypomniała sobie, jak wyklinała na „małych ludzi”, obejmowała się za brzuch i przepraszała maleństwo, choć bynajmniej nie powiedziała nań ani jednego złego słowa.
    W pewnym momencie nadstawiła ucha i czym prędzej wybiegła na korytarz (patrząc pod nogi, czy aby nie podłazi pod nie kot). „Aleks” wrócił! Bez zbędnych wstępów rzuciła mu się na szyję i ucałowała na powitanie.
- Wiesz, jaki dziś dzień? – zagaiła słodko.
- Zdaje się, że poniedziałek. Podobno najgorszy dzień tygodnia… - odrzekł zmęczonym tonem – a ty co taka miła? Znowu masz dzień dobroci, czy chcesz coś uzyskać? – zmierzył ją uważnie.
- Aleks?! – pisnęła oburzona, przyjmując zamkniętą postawę.
- Oj, tylko się z tobą droczę – przyciągnął ją do siebie – przecież wiem, że dokładnie rok temu nareszcie powiedziałaś mi „Tak” – dodał, wyciągając zza pleców pudełko czekoladek, gdyż żona nie przepadała za prezentami w postaci żywych kwiatów. Ten od Krystyny coś o tym wiedział.  
- Ty świnio! Zawsze musisz mnie nabrać – trąciła go w ramię, po czym ponownie ucałowała w podzięce za słodycze, które w ostatnim czasie „hurtowo” pochłaniała.
    Następnie poleciła mu zamknąć oczy i ująwszy za dłoń, zaprowadziła go do kuchni. Co prawda, nie wyraził nie wiadomo jakiego entuzjazmu z powodu uroczystego obiadu (gdyż tak nie potrafił), ale pochwalił za trud, włożony w przygotowanie całej tej otoczki (choć jak zwykle przesadziła ze świeczkami zapachowymi). To jej jak najbardziej wystarczyło.  
    By „dopełnić ceremonii”, uprzejmie odsunął jej krzesło, niczym najprawdziwszy dżentelmen. Skinęła głową, po czym wybuchła śmiechem.
- Pyszne, nie mogę na ciebie narzekać – orzekł jakiś czas potem, gdy już spożywali wspólnie obiad. Na owo stwierdzenie posłała mu przedrzeźniającą minę.
- Po narodzinach dziecka to się może zmienić… raczej nie będę miała na nic czasu – westchnęła zaraz potem, grzebiąc w talerzu.
- Nawet dla mnie?
- Ty to będziesz tak samo zaharowany, jak ja. Nie myśl, że ci odpuszczę – uśmiechnęła się zadziornie, po czym wyciągnęła dłoń, dając mu w ten sposób do zrozumienia, że ma ją za nią ścisnąć.
- Skoro sama mi się podajesz… - rzucił tajemniczo i sięgnął do kieszeni marynarki, jaką zawiesił na oparciu krzesła. Żona przyglądała się owym zabiegom z prawdziwym zaciekawieniem – to mój prezent dla ciebie, otwórz – podał jej powleczone zamszem, kwadratowe pudełeczko, jakie dodatkowo zdobiła różowa wstążeczka. Jej oczy natychmiast się zaświesiły, a dłonie skwapliwie spełniły polecenie. W środku znajdował się srebrny naszyjnik z serduszkiem, które zdobiło kilka błyszczących cyrkonii, oraz pierścionek do kompletu z takim samym wzorem.  
    Obdarowana chwyciła się zza usta. Powodował nią zachwyt, przemieszany ze wzruszeniem. Zaraz też wsunęła na jeden z palców część zestawu biżuterii, po czym poleciła mu zawiesić sobie na szyi wisiorek. Gdy ten już spoczął na jej dekolcie, zasiadła mu na kolanach i wycałowała w podzięce.
- Musiałeś się sporo wykosztować! Kochany jesteś – rzekła, to oglądając swoją dłoń, to znów biorąc w opuszki palców niewielkie serduszko.
- Mam już uczulenie na onyksy – rzucił niewybrednym żartem.
- Ale ja też coś dla ciebie mam – wstała ostrożnie i wyszła do pokoju.
- Nie trzeba było! – zawołał za nią. Jakoś tak nie przywykł do otrzymywania prezentów, gdyż w dziecieńśtwie właściwie ich nie dostawał, więc aż dotąd uważał, że właściwie są zbędne. A może podświadomie sądził, iż na nie nie zasługuje? Do tego praca w prokuraturze utrwaliła w nim przekonanie, że podarunki to coś złego. Bo tam nosiły miano przekupstwa.
    Tak, czy inaczej, Tanja wróciła doń również z pudełkiem, tyle że podłużnym. Prezentem okazał się być elegancki, klasyczny zegarek na bransoletę, z granatową tarczą – I to ja się wykosztowałem? – zawołał na to, bynajmniej nie wyrażając w ten sposób swego oburzenia na rozrzutność żony. Ot, jego zdaniem, tak drogi prezent był przesadą, jak dla jego skromnej persony.
- Oj tam, to i tak mało, żeby się odpłacić za ten rok – żachnęła się, po czym zachęciła go, by przymierzył podarunek. Oby pasował, bo inaczej cała atmosfera legnie w gruzach... bo ona oczywiście popadnie w czarną rozpacz, iż „nie trafiła”. Choć w takim wypadku oddałby go po prostu do jubilera, by ten wyregulował długość bransolety. Lecz dla buzujących hormonów Tanji i tak oznaczałoby to koniec świata.
    Na szczęście okazało się, że zegarek jak najbardziej pasuje. Obejrzał go z dumą, po czym wziął ją za dłonie i pociągnął w górę. Gdy już stali, objął ją w pasie, na co odwzajemniła się tym samym.
- Jesteś moją małą złośnicą. Ale i tak cię uwielbiam.
- A ty moim uparciuchem. Kocham cię i mam nadzieję, że następne lata będą tak udane, jak ten rok. Tyle, że już we trójkę – uśmiechnęła się promiennie, a następnie jak zwykle „nadstawiła ust”. Ucałował ją więc w nos, a następnie przeszedł niżej, to jest do „wyznaczonego przez nią celu”.

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 4632 słów i 26100 znaków.

5 komentarzy

 
  • Ewka

    Kiedy będzie kolejna część?

    16 lut 2017

  • nutty25

    @Ewka gdy będę miała na tyle materiału, na razie piszę, więc może jutro. ostatnio miałam mały kryzys z pisaniem...

    16 lut 2017

  • Ewka

    @nutty25 aha
    Spokojnie każdemu się zdarza, nawet najlepszym :)

    17 lut 2017

  • jaaa

    @nutty25 ile plasnujesz jeszcze czesci tego opowiadania?

    17 lut 2017

  • nutty25

    @jaaa nie wiem, ile wyjdzie. powolutku zmierza ku końcowi, ale jeszcze trochę ;)

    17 lut 2017

  • nutty25

    @Ewka ;)

    17 lut 2017

  • jaaa

    @nutty25 hehehe powlutku na spokojnie i ku lepszemu, oby były długie i soczyste kawałki <3

    17 lut 2017

  • Freya

    Jyrki chyba wreszcie poszedł po rozum do głowy i postanowił przebranżowić się radykalnie z kategorii gastronomicznej na muzyczną i teges. Przy okazji rozwiązuje to także niejako konfliktową atmosferę, której trudno byłoby mu uniknąć gdyby pozostał na zmywaku. Nie miałby wówczas czasu na mycie garów i stolików, tylko musiałby ciągle wysłuchiwać nieustających pretensji, albo odgrywać rolę sędziego ringowego. Trochę szkoda, bo w biurze może nastąpić większa aktywność zawodowa i zwyczajnie ludzie wezmą się do roboty zamiast myśleć o pierdołach :D Cuś za słitaśnie jest tam u tych dwojga i nie mów mi, że nie planujesz wobec nich jakiegoś fikoła :beek:

    13 lut 2017

  • nutty25

    @Freya cóż jeśli chodzi o parkę małżeńską, to zastanawiałam się pisząc to czy nie za sweet, ale ze słyszenia wiem, że niektórzy tak mają ;P ;) i tak się co chwila żrą, a w przeszłości było już tych problemów u nich, że trochę przesadą byłoby zwalać im na głowę kolejne (choć przyznam się, że pierwotny plan zakładał poronienie :redface: ale zmiękłam co by nie przeginać). i takim to sposobem narodziny dzieciaka będą same w sobie takim fikołem ;) :beek:

    13 lut 2017

  • xxxy

    :bravo:

    13 lut 2017

  • jaaa

    Czekam na dalszy rozwój sytuacji Kari z Jrykim. Nie mogę je poczekać tego momentu co zrobi on. Czekam na ciąg dalszy mam nadzieję że niedługo każesz nam czekać xd

    12 lut 2017

  • nutty25

    @jaaa zależy, kiedy napiszę. pomysły są ;)

    12 lut 2017

  • jaaa

    @nutty25 To bardzo dobrze że są pomysły XD oby najmniej kazała nam czekać

    12 lut 2017

  • Beno1

    miłość kwitnie u naszych młodych, a kaari... no cóż w pełni zasłużyła na takie traktowanie

    12 lut 2017