Love me like you do cz. 9

Kaari długo wpatrywała się w wyświetlacz telefonu, uśmiechając do siebie – Tanja przysłała jej zdjęcie wydruku USG z dopiskiem, że „Aleks już wie”. Odpowiedziała, że bardzo się cieszy, po czym schowała telefon do kieszeni i rozejrzała się wokoło.  
    Stała pod klatką, w oczekiwaniu na Arvo. Miał zabrać ją do siebie, by wreszcie przedstawić swojej córce. Gdy jeszcze miała gips odkładała owo spotkanie, by mała ewentualnie jej nie wyśmiała, ale teraz już nie było wymówki.
    Im dłużej czekała, tym mocniej się denerwowała. Do tego dokuczała jej noga, jak dotąd „mało używana”, a nie chciała już chodzić o kulach, więc je zostawiła.  
    No nareszcie podjechał tym swoim samochodem. Teraz ciekawa jest, dokąd ją zawiezie? Jak mieszka?
    Arvo pomieszkiwał w parterowym, drewnianym domku z gankiem, w otoczeniu życiodajnych lasów. Niewielką willę o kremowym kolorze otaczały zielone krzewy, zaś podjazd do garażu wyłożony był jasną kostką. Owa „posiadłość” była kolejnym argumentem za związkiem z 35-letnim wdowcem. A przynajmniej dla kobiety, która szukała wygodnego kąta i samochodu.
    Kaari musiała przyznać, że ów dom zrobił na niej wrażenie, ale raczej nie była z tych „materialistek”, co to już wyobrażają sobie siebie, jako panią domu, co to leży na wygodnej kanapie i popija wino. Może dlatego, że nie dopuszczała do siebie myśli, iż za ów ciepły kąt musiałaby sypiać z gospodarzem w jednym łóżku…?
    Wewnątrz domek robił jeszcze lepsze wrażenie: dużo przestrzeni, jasne kolory ścian, drewniane, eleganckie podłogi. Salon połączony był z aneksem kuchennym, toteż na środku, a przed kominkiem, stała skórzana brązowa sofa, a przed nią podłużny stolik do kawy. Naprzeciwko zaś nowoczesne meble kuchenne białego koloru. W głębi znajdowała się sypialnia gospodarza, łazienka, oraz pokój „królowej owego domu” – małej Julii.
    Dziewczynka została uprzedzona o przyjściu „nowej znajomej taty”, więc albo była nieśmiała, jak ojciec, bądź demonstrowała swoje niezadowolenie, gdyż nie zareagowała na nawoływania Arvo. Po kilku nieskutecznych próbach ściągnięcia jej do pokoju, mężczyzna poszedł po nią do jej „królestwa”. Kaari zaczęła powątpiewać w swoją wizję grzecznej, ułożonej dziewczynki, z którą od razu się zaprzyjaźni i tym samym stworzą szczęśliwą rodzinę…
    Gospodarz wrócił do stojącej na środku salonu dziewczyny. Za rękę prowadził niewysoką, jak na swój wiek, blondynkę z dwoma kucykami, o niebieskich oczach, spoglądających zza okularów o czerwonych oprawkach. Gdy tylko ujrzała nieznajomą, demonstracyjnie wydęła usta. Niedobrze…
- Cześć, jestem Kaari. Jak się masz? – wystawiła do dziecka dłoń. Mała jednak nie odpowiedziała, tylko wbiła wzrok w jej wyciągniętą rękę.
- No, przywitaj się. Powiedz, jak masz na imię – ponaglił ojciec.
- Julia – mruknęła, mierząc ją „spode łba”.
- Ładnie – zdobyła się na sztuczny uśmiech – ile masz lat?
- A to tata pani nie powiedział? – mruknęła z wyraźną ironią.
- Bądź dla niej miła – skarcił Arvo.
- Chcę wracać do pokoju! – szarpnęła go za dłoń.
- Zaraz będzie kolacja.
- Nie jestem głodna! – wyrwała się i uciekła w głąb domu.
- Julia, wracaj tu! – zawołał oburzony ojciec.
- Zostaw ją, na dzisiaj wystarczy – westchnęła zrezygnowana Kaari.
- Nie może tak się zachowywać! A kolację zjeść musi! – prychnął wzburzony i zawrócił po małą.
    Przybyła wywróciła oczyma i skierowała się ku kominkowi, na którym stały zdjęcia. Chyba nic tak nie przyciąga oka, jak właśnie one. Jedna z fotografii przedstawiała kobietę o długich, rozpuszczonych blond włosach. Musiała przyznać, że była ładna. Na twarzy rysował się cień uśmiechu, a rękoma obejmowała lekko zaokrąglony brzuch – musiała to być jego zmarła żona. Zdjęcie stało tutaj przez wzgląd na małą, bądź nadal darzył kobietę sentymentem, żeby nie powiedzieć, mocnym uczuciem. No, ale to w końcu tylko pięć lat… a może to długi okres? Nie wie, bo poza dziadkami nie straciła tak bliskiej osoby. I oby tak się nigdy nie stało!
    Może inna na jej miejscu byłaby zła za tą pamięć o zmarłej żonie, ale jej było wszystko jedno. Pewnie dlatego, że wcale nie zależało jej, by zająć miejsce owej kobiety. Zyskać uczucie Arvo na wyłączność. A przynajmniej to romantyczne, bo jego serce i tak było już zajęte przez córkę.
    Kolacja nie należała do najprzyjemniejszych, bowiem Julia grymasiła przy jedzeniu, że tego nie chce, to tamtego… Arvo bardzo się tym irytował, gdyż na co dzień kuchnia jego, czy babci bardzo jej smakowała. Wreszcie odsunęła talerz, przyjmując zamkniętą postawę. Przez cały ten czas boczyła się, mierząc Kaari destrukcyjnym spojrzeniem. Tak, było tak, jak przewidywała Tanja – mała wyczuła w niej zagrożenie dla swych relacji z ojcem. W takim razie musiała być pierwszą, poważną kandydatką na macochę od śmierci matki.
    Zachowanie owego dzieciaka okropnie ją irytowało… Ogólnie nie miała nic do „małych ludzi”, nawet chciała mieć swoje, ale wychowywać taką „złośnicę”… W dodatku nie swoją córkę. Gdyby wielce kochała Arvo, może patrzyłaby na to inaczej, pragnęła się poświęcić dla dobra jego i małej. A tak?
    I znowu Tanja miała lepiej, bo ona spodziewała się dziecka, choć okropnie ich nie lubiła! Własnej pociechy z ukochanym mężczyzną…
    Ale nie, nie może jej zazdrościć. Po prostu trafiła na odpowiedniego „faceta”, co jej się należało po tym, co przeszła. A raczej, co obydwoje przeszli z Aleksim, bo przecież i on miał spory bagaż przykrych doświadczeń. Tak, dziecko powinno jeszcze zacieśnić łączące ich więzi.
    Arvo miał samochód, dobrze płatną pracę, własny domek, umiał gotować… Ideał! Zdawało się, że jedyny mankament stanowiła jego nieznośna córka. Ale może to tak tylko na początku? Potem się do niej przekona? No i ma już dziesięć lat, jeszcze trochę i wyprowadzi się z domu… Tak, ze trzy lata i zacznie się nastoletni bunt, a takiemu to i nieraz rodzony ojciec, czy matka nie potrafi podołać…
    Roztrząsała owe sprawy tak intensywnie, że wreszcie rozbolała ją głowa. A przecież wieczór dopiero się zaczynał…
    Po skończonym posiłku Julia demonstracyjnie wróciła do siebie, zaś Arvo posadził gościa na kanapie przed kominkiem i poszedł po kieliszki, by poczęstować ją jakimś alkoholem. Kaari była bardzo spięta, choć powinna się chyba cieszyć? Wyglądał przecież na romantyka, skoro przyciemnił światła, a na kominku paliły się dwie świeczki, by budować nastrój. Czegóż mogła chcieć więcej? Czyż nie tego oczekiwała od mężczyzny?
    Podał jej kieliszek i usiadł tuż przy niej, kładąc ramię za jej głową. Obdarzył ją przy tym jakimś dziwnym spojrzeniem, na co odwzajemniła się krzywym uśmiechem.
- Przepraszam za nią… nie sądziłem, że aż tak się zachowa – westchnął, mając na myśli swoją córkę.
- Nie szkodzi… To raczej zrozumiałe, mogła się poczuć zagrożona – wzruszyła niedbale ramionami. Zaraz też poczuła, że ten oplata ją swoim. Pociągnęła więc łyk wina, jakby chciała dodać sobie odwagi.
- To moja wina, za bardzo ją rozpieściłem. Ale po śmierci żony tylko ona mi została.
- To ona, tak? – kiwnęła w kierunku zdjęcia na kominku.
- Tak. Ale chyba nie masz mi za złe, że nadal trzymam je na wierzchu? – popatrzył pytająco – nie chcę, żeby Julia zapomniała, jak wyglądała jej mama.
- W porządku, nie przeszkadza mi to – uśmiechnęła się lekko. Arvo przysunął się jeszcze bliżej i odgarnął jej włosy do tyłu. Zaraz też pocałował w usta, potem w szyję… Poczuła na ciele gęsią skórkę, tylko, że wcale nie powodowaną przyjemnością. Dobrze wiedziała, do czego dąży mężczyzna – Julia może wejść – odchrząknęła, odchylając się nieco do tyłu.
- Wątpię, jest strasznie obrażona. A ja chcę cię tylko pocałować… jak na razie – wymruczał jej do ucha.
- Teraz to może pogadajmy, co? – chrząknęła, poprawiając się w miejscu.
- A o czym chcesz rozmawiać?
- No nie wiem… jest dużo tematów. Na przykład, co dalej z twoją córką, jeśli mnie nie zaakceptuje? – palnęła pierwsze lepsze, co jej przyszło do głowy.
- Nie psuj wieczoru – skrzywił się – aż tak bardzo przejęłaś się jej zachowaniem? Dlaczego mnie okłamujesz? – oburzył się z lekka.
- Nie okłamuję, po prostu…
- Tato, coś się stało z komputerem! – usłyszeli wrzask z głębi domu. Gospodarz warknął pod nosem i udał się do pokoju córki.
    Nie wiadomo, czy w istocie coś się tam zepsuło, czy też Julia z premedytacją postanowiła im przeszkodzić? Tak, ta mała była zdecydowanym „minusem”, jeśli o ową znajomość chodziło.
    Panna Venerinen miała rację, co do „młodej intrygantki”, gdyż jeszcze kilkakrotnie przerywała im rozmowę, a nawet weszła do salonu akurat w momencie, gdy Arvo po raz kolejny całował przybyłą.
- Co robicie? – mruknęła, mierząc ich spode łba. Kaari od razu poczerwieniała, niczym dojrzały pomidor.
- Rozmawiamy – odchrząknął towarzysz.
- Nieprawda – burknęła ponuro – moja przyjaciółka mówiła, że jej rodzice też tak robili, a potem okazało się, że będzie mieć brata. A ja nie chcę go mieć! – podniosła głos, zaciskając dłonie w pięści. Słysząc to, „macocha” zakrztusiła się popijanym winem. Bynajmniej nie miała takowych planów odnośnie Arvo!
- Uspokój się i wracaj grzecznie do pokoju! – skarcił córkę, wskazując jej palcem drogę do pokoju.
- Nie, bo ja jej tutaj nie chcę! Jest brzydka i głupia! Nie chcę, żeby była moją mamą! – wykrzyczała, aż cała drżąc ze złości, po czym uciekła w głąb domostwa.
    Mimo że owe słowa padły w złości, w dodatku od dziecka, które często nie myśli nad tym, co mówi, ciśnienie Kaari podskoczyło do niebotycznych rozmiarów. „Brzydka”, phe! Niech popatrzy sama na siebie! Miała w sobie zdecydowanie więcej genów ojca, więc urody jej nie wróżyła! Dlaczego ma zezwalać na to, by obrażał ją obcy „bachor”?! Za co to znosić?! Dlatego, gdy Arvo poderwał się z miejsca, by poczęstować córkę kolejną reprymendą, chwyciła go za ramię.
- Może już pójdę? – rzuciła nieśmiało.
- Daj spokój. To tylko głupia dziecięca paplanina. A i tak niedługo pójdzie spać. Myślałem, że może zostaniesz na noc? – dokończył, mierząc weń prosząco.
    No i się zaczęło… Przecież nie każe jej spać tutaj, w salonie, ale ze sobą – w jednym łóżku! Czy ona zwariowała?! Dlaczego to ciągnęła, skoro Tanja miała rację i nic nie czuła do tego człowieka? Gdyby się jej chociaż podobał… Nie, i tak nie pochwalała dewizy, by spełniać swoje pragnienia z byle kim. W tym musiało być uczucie! Jak tu się więc z tego taktownie wyplątać? Powód do zerwania jest oczywisty – wredna Julia. Ale jeszcze nie w tej chwili. To byłoby takie niegrzeczne… Co jednak wymyślić, by tutaj nie zostawać…?
- Gdyby twoja córka zobaczyła mnie rano, to by dopiero była afera – rzekła po chwili. Argument był raczej logiczny.
- Możesz wyjść, zanim wstanie – upierał się przy swoim.
- Mam uciekać, jak złodziej? – oburzyła się.
- Wybacz, ale to ty boisz się konfrontacji z 10-latką. Jestem dorosły i mam prawo robić, co chcę. Ona musi to zrozumieć! – wyłożył poruszony, toteż jej argument z impetem runął na ziemię.
- Faktycznie to głupie… - zaczęła po chwili ostrożnie - …ale nie najlepiej się czuję i wolę wrócić do domu… - przyznała szczerze, choć bardziej chodziło jej o dyskomfort psychiczny, aniżeli fizyczny. Tak najlepiej, po co owijać w bawełnę?
- Co ci jest? Mam nadzieję, że nie zaszkodziła ci moja kuchnia? – zaniepokoił się.
- Nie, jest bardzo smaczna. Po prostu boli mnie głowa… dawno nie piłam i może dlatego – posłała mu wymuszony uśmiech. To, co mówiła, nie miało najmniejszego sensu, gdyż wypiła zaledwie jeden kieliszek, ale chwytała się już ostatniej deski ratunku.
    Na szczęście gospodarz uszanował ów fakt i pomimo zawodu, jaki mu sprawiła, zobowiązał się odwieźć ją do domu. Z małą Julią rozmówi się po powrocie.
    W jakiś czas potem stanęła już pod swoim budynkiem, machając Arvo na pożegnanie. Gdy tylko zniknął jej z pola widzenia, od razu odetchnęła z ulgą… A raczej to nie tak powinna się czuć. Związek powinien przysparzać jej radości, a skoro tak nie było, to mogła zrobić tylko jedno…
    Spojrzała na komórkę: było po 21:00. Przypomniała sobie, że Kaisa coś jej tam plotła przez telefon, iż dzisiaj o owej godzinie Jyrki miał mieć występ w „Tavastii”. Może pokrętnie usiłowała ją tam ściągnąć razem z Arvo? Jednakże, skoro nie było większego odzewu z jej strony, poza zdawkowym „Acha”, koleżanka dodała, iż jest bardzo podekscytowana i oczywiście wybiera się tam razem z chłopakiem.
    Właściwie, to scena nie miała należeć wyłącznie do niego: znany w Helsinkach klub muzyczny postanowił tego wieczora wspomóc muzyków-amatorów i tym samym oddać im estradę. A nuż ktoś się nimi zainteresuje i zaproponuje współpracę? Dla postronnych wstęp był wolny, a dla występujących przewidziana nagroda w wysokości 500 euro. Jyrki zapisał się dla żartu, ciekaw, jak odbierze go publika. Nadal kojarzą go z „Fairy Tales” i nie mogą zapomnieć przyjaźni z gwałcicielem? A może wybaczyli mu, skoro „się nawrócił”? No i liczył na to, że zwróci na siebie uwagę jakichś początkujących muzyków.  
    By było zabawniej, postanowił dodatkowo zaśpiewać – ten sam utwór, poprzez który zerwał z Kaari – „My desire” Interpolu. Wszak wtedy zebrał za niego dobre recenzje.
    Ciekawe, czy już występował? Jak, ewentualnie, mu poszło? Z chęcią posłuchałaby muzyki na żywo… Owe pytania, jak i spostrzeżenie zaczęły wiercić jej nieprzyjemną dziurę w brzuchu. Z tego wszystkiego stanęła w połowie drogi do klatki i sama nie wiedziała, co robić dalej – wejść do domu, czy… udać się do „Tavastii”? Jej obecność tam na pewno zdziwiłaby Kaisę, żeby już nie mówić o Jyrkim… Ale co w tym złego, że po prostu chce posłuchać sobie muzyki? A i, kto wie, może jej nawet nie zauważą? Na pewno będzie mnóstwo ludzi i do tego przyciemnione światła… Idzie!
    Zdeterminowana zawróciła więc w kierunku najbliższego przystanku.

***

    Basista bynajmniej jeszcze nie wystąpił. Otrzymał bowiem daleki numer „w kolejce do sceny”. Póki co spoglądał na występy innych, to wyrażając swe uznanie, bądź dezaprobatę. Rzecz jasna, w towarzystwie Kaisy, której… podobało się wszystko, gdyż nie miała wyrobionego gustu muzycznego. Jeśli jednak zauważyła, że któryś wykonawca nie podoba się Jyrkiemu, zmieniała front i przytakiwała mu w negatywnych uwagach nawet, jeśli sądziła coś zupełnie przeciwnego.  
    Muzyk wyczuł owe zabiegi i za którymś razem zaczął już wywracać oczami, gdyż ów brak własnego zdania zaczął go drażnić. Gdyby była z nim, taka chociażby Kaari, na pewno wykłócałaby się z nim, to zwracała uwagę na gitarowe rify, partie solowe, świetny wokal, może przyrównywałaby wykonywane utwory do oryginału… I znowu wszystko sprowadziło się do panny Venerinen… by to szlag!
    Prychnął pod nosem i przepchnął się pomiędzy podekscytowanym tłumem, zostawiając towarzyszkę samej sobie, gdyż zbliżała się jego kolej.
    Gdy Kaari dotarła pod klub, od razu dobiegły ją dźwięki dobywającej się ze środka muzyki. Pod lokalem kręciło się mnóstwo ludzi, to wchodząc, to znów wychodząc. Zawahała się. Co ona tutaj właściwie robi? Nigdy nie porywała się do takich miejsc w pojedynkę. Ale Arvo raczej nie chciałby iść… Gdzie tam, stwierdziłby, iż to „dobre dla rozwydrzonych nastolatków”. Nie, i tak woli być tutaj bez niego.
    Z trudem przedostała się przez mur, jaki tworzyli pod budynkiem młodzi ludzie, i weszła do środka. Tam było nie lepiej – obserwatorzy „ciągnęli się” od samej sceny po drzwi wyjściowe. Była tutaj tak dawno, że zapomniała już, iż tak naprawdę to taka mini-hala koncertowa. Nie będzie więc problemu z tym, że Kaisa, bądź Jyrki ją zobaczą – to było po prostu niemożliwe!
    Zostanie tutaj kilka minut i jeśli znajomy nie pojawi się na scenie, po prostu sobie pójdzie. W owym momencie akurat występowała jakaś „gotka” o wyjątkowo piskliwym głosie. Do tego linia melodyczna jej piosenki opierała się na mocnym basie i gitarze elektrycznej, przez co pomieszczenie aż trzęsło się w posadach. Przyglądając się „młodej” w obcisłym gorsecie, czarnych „glanach” i dwóch kucykach z końcówkami zafarbowanymi na zielono, Kaari miała ochotę zatkać sobie rękoma uszy. Dziewczyna usiłowała grać ostrą, lecz jej głos w ogóle nie pasował do owej aranżacji.
    Niestety, po „fance mrocznego anime” zrobiono pięciominutową przerwę, a następnym zapowiedzianym wykonawcą bynajmniej nie był Jyrki. Powinna więc wyjść, jak sobie obiecała, ale ciekawość była od niej silniejsza. A może już była jego kolej…? Trudno, będą musieli dowiedzieć się o jej obecności, choć tego nie chciała.
    Wyszła przed klub i zadzwoniła do Kaisy, choć wątpiła, że ta w ogóle usłyszy swój telefon w takim hałasie. Zebrani gadali jeden przez drugiego, a do tego było okropnie duszno… Szczęściem dla panny Venerinen, koleżanka poczuła wibrację w kieszeni spodni i już po chwili „wrzeszczała” do aparatu. Gdy zdziwienie, że Kaari w ogóle pyta o występ chłopaka opadło, Kaisa czym prędzej przepchnęła się przez ciasny tłum pod sceną i wyszła na zewnątrz. Mimo że starsza koleżanka zapierała się, ile mogła, wciągnęła ją do środka, a następnie w rozszalały tłum.
- Po co tak daleko? Wystarczy tutaj! – próbowała przekrzyczeć głośnych obserwatorów.
- Chcę go dobrze widzieć! Idziemy pod scenę! – zaprotestowała zdeterminowana Kaisa.
- Jeszcze nas zlinczują – popatrzyła niepewnie po zebranych.
- E tam, nie ma miejscówek! Wstęp jest darmowy! No nie marudź! – upierała się przy swoim, choć wielu fanów muzyki krzywo na nie patrzyło, a nawet wyrażało swoje oburzenie.
    Kaari zaczęła żałować, że zadzwoniła do „młodej”. Teraz Jyrki będzie miał na nią doskonały widok… Jeszcze się pomyli, albo co, a nie chciała psuć mu występu. Do tego panowała straszna duchota, a migające światła raziły ją po oczach. Kogo jednak chciała oszukać? Choćby miała stać na gwoździach i zostać stratowana w pogo, i tak chciała to zobaczyć! Być jak najbliżej sceny! Pytanie tylko, jaką piosenkę wykona basista? Kaisa nie umiała odpowiedzieć na to pytanie, bo pewnie nie znała wykonawcy.
    Jyrki czekał w wąskiej, długiej garderobie pośród reszty uczestników, którzy ledwie mieścili się w owym pokoju. Amatorzy składali na ścianach, po brzegi wypełnionych autografami największych gwiazd muzyki, swe nikomu nieznane podpisy, mając przy tym niezły ubaw. Mimo że mógł określić siebie „zawodowcem”, nie miał najmniejszego zamiaru przyłączać się do ewentualnych „gwiazdek”. Co prawda, mieli tutaj grać, jako „Fairy Tales”, więc wtedy na pewno „przyozdobiliby” mur swymi nazwiskami, lecz zaraz potem wyszła ta afera z Perttu i wszystko wzięło w łeb. Czy tego żałował? Już teraz nie, gdyż zaczął przywiązywać wagę do innych rzeczy, aniżeli przemijająca sława.
    Krążąc w tę i we w tę po ciasnym pokoju, w końcu poczuł na sobie wzrok jakiegoś długowłosego młodzieńca z pałeczkami do perkusji w rękach. Młody nie spuszczał zeń swych jasnych oczu, jakby chciał go o coś zapytać. Ale czy to on jeden? Połowa „kanciapy” huczała od szeptów, kierowanych w jego stronę. Na pewno go rozpoznawali, bo od „czasów jego świetności” nie minęło przecież tak wiele. Chętnie zapytałby „kudłacza”, dlaczego się tak gapi, aż wreszcie perkusista zagadał, jako pierwszy:
- Czy pan przypadkiem nie grał na basie w „Fairy Tales”?
    „Pan”, no proszę! Jeśli podchodził doń z takim szacunkiem, chyba nie mogło mu chodzić o nic złego?
- Może i tak? – wzruszył więc niedbale ramionami.
- Mogę dostać autograf? – popatrzył nań niemal z błaganiem. Jyrki od razu wycelował w siebie palcem. Od dwóch lat nikt go o coś takiego nie prosił! Może młody go z kimś pomylił? – no tak, od pana. Bardzo podoba mi się pańska gra, znam wszystkie wasze utwory. Szkoda, że się rozpadliście – dodał amator.
- Z jednej strony to źle, z drugiej dobrze… - westchnął ciężko na samo wspomnienie starych czasów – to co podpisać?
    Prośba młodego perkusisty ośmieliła jeszcze kilka innych osób, w rezultacie czego pozostawił więcej, niż jeden autograf. Bardzo go to zbudowało, jakby doklejono mu skrzydła. Wszak oznaczało to, że nie wszyscy skupiają się na jego koligacjach z szalonym wokalistą, ale przede wszystkim na wykonywanej przezeń muzyce. Dzięki owemu zdarzeniu wychodził na scenę w jeszcze lepszym humorze!
    Tyle, że ten zepsuł się, gdy odruchowo spojrzał w dół… „Obsesja” na punkcie panny Venerinen chyba całkiem „wyprała mu” mózg, gdyż miał wrażenie, że ta stoi obok Kaisy… Zapewne to jakaś bardzo doń podobna dziewczyna, a on ma omamy… Bo skąd by się tutaj wzięła?! Jego dziewczyna na pewno doniosła jej o występie, bo mówiła dosłownie o wszystkim (choć jemu się to nie podobało), ale Kaari nie zniżyłaby się przecież do tego, by przyjść go oglądać! …A może myli się co do niej? Nie, po prostu jest z nim źle.
    Wciągnął więc świeży zapas powietrza i spojrzał gdzieś przed siebie, by oderwać myśli od byłej.
    Speszona Kaari wbiła wzrok w podłogę, gdyż stało się tak, jak przypuszczała: muzyk dojrzał ją i oczywiście się rozkojarzył, w wyniku czego czuwający nad przebiegiem konkursu musieli wręcz dać mu znać, by zaczynał. Nie miała pojęcia, na ile to dla niego ważne, ale bez względu na to i tak nie chciała krzyżować mu planów. Jej zdaniem jak najbardziej zasługiwał na ową nagrodę. Chciała nawet opuścić salę, lecz Kaisa oczywiście jej na to nie pozwoliła.
    Mimo wszystko basista podszedł do mikrofonu i przedstawiwszy się w kilku słowach, przeszedł do piosenki. Gdy tylko panna Venerinen usłyszała pierwsze takty, od razu przed oczami stanął jej tamten wieczór w klubie. Dzięki temu nawet oblała się rumieńcem, gdyż znowu przypomniała sobie o swoich „grzeszkach”. Utwór odbierała jednak na chłodno, w ten sposób bardziej wczuwając się w przekazywane przezeń emocje. Co prawda, Jyrki nie napisał tego tekstu, ale ponieważ już kiedyś wykonywał go, by zasugerować jej, iż z nią zrywa, mogła śmiało powiedzieć, że były to jego odczucia. Dopiero teraz więc mogła zorientować się, jak ważna była dla niego ich znajomość. On podchodził do tego bardzo poważnie, toteż czuł się głęboko zraniony. Teraz owe rany na pewno już się zabliźniły, lecz wtedy…
    Westchnęła głęboko, po raz tysięczny analizując, czy aby dobrze wtedy zrobiła, godząc się na to, by zostać jego dziewczyną. A może powinna była po prostu zaczekać? Zrobić sobie „od niego dłuższą przerwę”? Ale co by to dało, jeśli się jej nie podobał? Tylko, że miło spędzało się z nim czas. W jego towarzystwie nie była tak bardzo spięta, jak przy Arvo. Mieli też więcej wspólnych tematów – chociażby taką muzykę. No i Jyrki nie mógł jej przedstawić swojego dziecka, bo takowego chyba nie miał…
    O czym ona właściwie myślała? Chyba zaczęła przejmować sposób myślenia Tanji… a może to żal?
    Gdy występ Jyrkiego się skończył, panny „wytoczyły się” z dusznej hali, przekrzykując się jedna przez drugą, jak się jej podobało. Wreszcie Kaari postanowiła, że pora do domu, skoro już widziała najważniejsze?
- Nie, poczekaj! Jyrki zaraz do nas dojdzie, umówiliśmy się, że zaczekam na niego na zewnątrz. Pogratulujesz mu! – zaoponowała Kaisa.
- Bo ja wiem, czy to dla niego takie ważne? – bąknęła, sama nie wiedząc, co ma robić.
- No pewnie, że tak! A już chyba zwłaszcza od ciebie, przecież macie na pieńku, nie?
- Powiedział ci…? – wykrztusiła sądząc, że koleżanka już wie, jak to „wyrolowała” niegdyś muzyka.
- No przecież sama mi mówiłaś, że przez twoją siostrę, nie? – uzupełniła Kaisa, na co panna Venerinen odetchnęła z ulgą. Nie zdążyła jednak „uciec”, bo były opuścił już klub, z przewieszoną przez plecy gitarą. Lustrował ją z niemałym zaciekawieniem, co bardzo ją peszyło. A więc narząd wzroku nie sprawił mu psikusa i w istocie była to ona we własnej osobie… Cóż za cud to sprawił?  
    Podszedł bliżej, rzucając rutynowe „Cześć”.
- Świetny występ – mruknęła na to, mierząc go nieśmiało.
- Dzięki – odparł tym samym – to co? Idziemy się czegoś napić? – zwrócił się do Kaisy.
- Idziecie już? Nie będziecie czekać na wyniki? – spytała zdziwiona Kaari.
- Jeszcze sporo wykonawców do końca, a i tak nie sądzę, że coś ugram – machnął ręką – pójdziemy na chwilę, a potem tutaj wrócimy. Kto by słuchał non stop przez kilka godzin amatorskiej muzyki? Niektórzy są nawet, nawet, ale połowa pozostawia wiele do życzenia – dodał z niesmakiem.
- To prawda! – przytaknęła sympatia, choć miała o tym niewielkie pojęcie, i objęła go przy okazji w pasie. Starsza koleżanka rzuciła okiem na ów gest i od razu przypomniała sobie, jak Aleksi obejmował wtedy Tanję. W jej związku zdecydowanie brakowało tego „czegoś” – idziesz z nami, nie? – z zamyślenia wyrwało ją pytanie „młodej”. Natychmiast przeniosła wzrok na Jyrkiego, jakby był jakąś wyrocznią. Ten nic się jednak nie odezwał.
- Nie, późno już… powinnam wracać do domu – uśmiechnęła się blado.
- Rodziców pilnować? – parsknęła Kaisa – daj spokój, dopiero po dziesiątej! No chodź!
- Z tego, co wiem, jutro masz wolne – wtrącił, niby to od niechcenia Jyrki.  
    Jego uwaga przesądziła o wszystkim, bo była takim jakby przyzwoleniem. Kiwnęła głową i bez słowa ruszyła za nimi.
    Udali się do niewielkiego lokalu nieopodal „Tavastii” i zajęli jeden ze stolików, przeznaczony dla czterech osób. Kaisa oczywiście usiadła obok Jyrkiego, natomiast Kaari naprzeciwko niego. Niestety (a przynajmniej zależy dla kogo), w tymże miejscu obowiązywała całkowita prohibicja na alkohol, więc młodsza z panien zobowiązała się, że zamówi im do picia coś gazowanego. Takim to sposobem para, niegdyś bliskich znajomych, została sama.
- Kiedy wracasz do pracy? – zagaił od niechcenia, trącając palcem flakonik z kilkoma kwiatkami.
- O ile lekarz wyda zgodę, to myślę, że w przyszłym tygodniu – odparła patrząc wszędzie, byleby tylko nie na niego. Zupełnie, jakby była czemuś winna. Tak naprawdę, to głupio jej było, iż ot tak przyszła na jego występ.
- Ten twój nie przyszedł z tobą? – ciągnął wypytywanie.
    Na słowa „ten twój” miała ochotę się skrzywić, gdyż aż tak dalece nie odbierała Arvo. A szkoda, że nie czuła tego ciepła na myśl o drugiej, tak szczególnej dla nas osobie, które dawało tyle zadowolenia. Przed byłym należało jednak grać szczęśliwą.
- Nie lubi muzyki… to znaczy, nie takiej. Raczej klasyczną – posłała mu wymuszony uśmiech.
- Uuu… nie to, żebym coś miał do klasyki, w końcu od niej wzięła się i inna muza, ale to bardzo poważnie. W takim razie ten ci chyba odpowiada?
- Nie rozumiem – zmrużyła oczy, choć i tak domyślała się, co ma na myśli poprzez ów sarkazm.
- No chciałaś poważnego, myślącego o przyszłości… a skoro on lubi takie klimaty, to chyba odpowiada temu schematowi? – popatrzył jej w oczy, ot tak wzruszając ramionami.
- Nie poszłam z wami, żeby roztrząsać przeszłość. Dzisiaj chcę się rozerwać – mruknęła, urażona jego uwagami.
- A kto tu mówi o tym, co było? Przecież mam na myśli twojego obecnego faceta, a nie tego nieogolonego błazna, którego tak nie lubiłaś.
- Nie lubię, jak mi się wmawia coś, co jest nieprawdą – syknęła nerwowo i poderwała się z miejsca.     
- Ale nie musisz uciekać! Żartowałem tylko – zawołał na to, choć, jak na „żartownisia”, był śmiertelnie poważny. Natychmiast zgromiła go spojrzeniem i szarpnęła za oparcie krzesła.
- Idziesz już? Nie posiedzisz z nami? Zaraz będą napoje – do stolika wróciła zawiedziona Kaisa. Panna Venerinen była w stanie wykrztusić jedynie „Ja…”, toteż muzyk ją ubiegł:
- Wystraszyła się, że zgubiła telefon i chciała biec pod „Tavastię”, ale przypomniała sobie, że ma w kieszeni.
    No proszę, ten to umiał wymyślać na poczekaniu! Gdyby nie to, że schlebiło jej, iż „gimnastykował się”, by sobie jednak nie poszła, tak by właśnie zrobiła, ale w takim wypadku przytaknęła i z powrotem zajęła miejsce. Nie musiała się już raczej denerwować, bo przy koleżance Jyrki nie powinien był jej dogryzać i sypać sugestiami. Choć, jak tak popatrzeć na to trzeźwym okiem, miał nawet do tego prawo… Nie, nie będzie robić sobie wyrzutów do końca życia, jak Tanja.
    Ani się obejrzeli, a spędzili w lokalu niemal godzinę. Kto wie, może występy w „Tavastii” już się zakończyły? Ci o nich zapomnieli, gdyż byli za bardzo oddani zażartej dyskusji na temat muzyki. Kaari poruszyła temat „piskliwej gotki” i to dało Jyrkiemu tamę do tego, by obgadać pozostałych wykonawców. Panna Venerinen droczyła się z nim, próbując usprawiedliwiać amatorów, choć ani jednego nie słyszała. Nie protestował, bo jak najbardziej mu to odpowiadało. Wszak, jego sympatia w temacie muzyki była raczej lichym rozmówcą. Dlatego też tylko ich słuchała, parskając śmiechem, ilekroć któreś z nich powiedziało coś śmiesznego.  
    Wreszcie, gdy dochodziła jedenasta, Kaari oprzytomniała i tym samym przypomniała towarzyszom, że przyszli tutaj „tylko na przerwę”. Ona sama jednak nie miała zamiaru wracać do „Tavastii”, a prosto do domu, bowiem po pełnym wrażeń dniu (negatywnych, jeśli chodziło o wizytę w domu Arvo), poczuła się strasznie zmęczona, choć teraźniejszy wypad pomógł jej się rozluźnić. Jyrki myślał przez chwilę, aż wreszcie zaproponował, że odprowadzi pannę Venerinen, zaś sympatia poczeka na niego pod muzycznym klubem (najwidoczniej jego zdaniem mogła czuć się tam bezpieczniej – pośród podchmielonej młodzieży – aniżeli jego była na ulicy), uprzednio wywiedziawszy się, kto wygrał (o ile konkurs już się zakończył). Starsza z nich oczywiście zaczęła protestować.
- To chociaż do jakiegoś przystanka – wywrócił oczami, czemu Kaisa gorąco przytaknęła. Bo i czemu miałaby być zazdrosna? Gdyby wiedziała, co ich łączyło, może i tak by było, a tak? Cieszyła się, że jej chłopak jest takim „dżentelmenem”.
    Kaari nie miała wiele czasu do namysłu, a i nie mogła dalej protestować, gdyż, jak znała byłego, szybko się poddawał, a więc cofnąłby uprzejmą propozycję. Dobrze, niech będzie. Tylko, jak znowu zacznie sypać ironią, chyba da mu po głowie!
    Odstawili młodszą koleżankę pod klub i ruszyli przed siebie wolnym krokiem. Kaari przyjęła zamkniętą postawę, wbijając wzrok w chodnik, zaś towarzysz włożył ręce w kieszenie jeansowych spodni i ot tak spoglądał gdzieś przed siebie. Uszli tak kawałek, aż wreszcie zabrał głos, jako pierwszy:
- Sorry, że tak wyskoczyłem wcześniej z tymi… żartami. Tak jakoś mi się wymsknęło – mruknął nieśmiało. Przeprosiny musiały przyjść mu z niemałym trudem.
- Spoko, przyzwyczaiłam się – odrzekła w tym samym tonie.
- Daj spokój… to znaczy, że za każdym razem ci dogryzam? – skrzywił się.
- Wcale nie rozmawiamy ze sobą tak często – uniosła od niechcenia ramiona.
- Ale… skoro zaprzeczyłaś, to znaczy, że trochę mnie tam lubiłaś? – zmierzył ją kątem oka.
- Masz dziewczynę, więc chyba nie powinnam na to odpowiadać – odchrząknęła z trudem, gdyż na usta cisnął się uśmiech.
- A co ona ma do tego? Ty masz faceta – wywrócił oczyma – miałem na myśli zwykłą sympatię.
- Aż tak ci zależy na moim zdaniu? – sprytnie odbiła piłeczkę.
- Zapytać o coś kobietę! – prychnął pod nosem. Wyszła przed niego z zadziornym uśmiechem i kontynuowała spacer tyłem.
- Może lubiłam, może nie?
- Uważaj, bo jeszcze na coś wpadniesz – rzucił, niby to od niechcenia.
- No to mnie prowadź – odrzekła wyzywająco.
    W ten sposób zapoczątkowała zabawę, którą ciągnęli dość spory kawałek, aż wreszcie Jyrki oznajmił, że kolejnym obiektem za jej plecami jest wiata przystanku tramwajowego. Mimo że było jej szkoda, iż to koniec wspólnego spaceru, poinformowała go, że stąd pojedzie już do domu sama. W końcu klika minut drogi stąd czekała Kaisa.  
- Dzięki za odprowadzenie – rzuciła, niby to rutynowo, lecz dużo było w tym szczerej wdzięczności. Towarzysz wyciągnął rękę i oparł się o wiatę, śląc jej zadziorny uśmieszek.
- Lubiłaś – rzucił przy tym.
- Co? – udała, że nie rozumie.
- No mnie.
- Dobra, spadaj już. Nie lubię facetów, którzy flirtują z innymi, chociaż już kogoś mają – odchrząknęła, siląc się na oburzony ton, choć tak naprawdę jego zachowanie ani trochę jej nie gorszyło.
- Wszystko sprowadzasz do jednego – wywrócił oczami, zaś ona wysoko zadarła głowę.
    Wreszcie nadjechał tramwaj. Gdy już kupiła bilet, usiadła po stronie, z której miała dobry widok na przystanek i pomachała muzykowi, posyłając przy tym szeroki uśmiech. Odpowiedział tym samym i na nowo wetknął dłonie do kieszeni, obserwując odjeżdżający pojazd.
    Z jej oblicza nie schodziła pogoda. Dzień zakończył się bardzo miłym akcentem, choć wieczór z początku wydawał się być jedną, wielką katastrofą. Sama nie wiedziała, skąd ta radość. Może to stąd, że poczuła się rozgrzeszona? Jyrki nadal z nią rozmawiał, a nawet żartował, mimo że tak okrutnie go kiedyś potraktowała. A może po prostu brakowało jej jego towarzystwa? Zanim zostali tą „nieszczęsną” parą miło przecież spędzali czas. Zawsze ją rozśmieszał i drażnił się z nią. Ale chyba dopiero teraz zaczęła to dostrzegać. No, ale, jak to mówią, lepiej późno, niż wcale.

    Rozdział 8

    Przez kolejne dni Tanję budziły poranne mdłości, nadal miewała też zmiany nastrojów i inne dolegliwości, typowe dla ciężarnych. Na razie jednak nie miała zamiaru dzielić się z najbliższymi ową nowiną, gdyż był to dopiero początek ciąży. No i sama musiała się z tym dobrze oswoić. A było już o wiele lepiej – często stawała przed lustrem i obserwowała swój, na razie płaski brzuch, próbując rozmawiać z ledwie widocznym dzieckiem. Aleksi kilka razy ją na tym złapał i podśmiewał się z niej pod nosem.
- Może nie będziesz aż taka gruba, nie przesadzaj – zagaił pewnego razu, zachodząc ją od tyłu.
- Ale boję się, jak będę potem wyglądać. Ciało zmienia się nieodwracalnie… a jak przestanę ci się podobać? – jęknęła, spoglądając w lustro.
- Już ci coś mówiłem na ten temat – przewrócił oczami – poza tym, gdyby każda kobieta myślała tak, jak ty, nie urodziłoby się żadne dziecko.
- Tylko tak sobie marudzę – obróciła się ku niemu i objęła w pasie, jak zwykle się weń wtulając – cieszę się, a ty? – uniosła głowę, patrząc na niego z uśmiechem.
- No pewnie – odparł tym samym – ale mamy sporo rzeczy do obgadania. Na przykład te twoje studia, pracę i…
- No właśnie, muszę zaraz do niej iść – cofnęła się do tyłu, spoglądając w głąb pokoju.
- Daj sobie z tym spokój. Na razie jakoś wyżyjemy z tego, co zarabiam.
- I mam być na twoim utrzymaniu? – naburmuszyła się, przyjmując zamkniętą postawę.
- Tanja, przecież i tak masz te swoje studia. Albo to, albo to. Nie dasz rady naraz – wiem, jak było – a jeszcze teraz, jak jesteś w ciąży i już teraz nie masz siły, to…
- Skąd wiesz? Nie siedzisz we mnie – przedrzeźniła go.
- Przecież widzę, że drzemiesz na stojąco – odpowiedział tym samym.
- To nie ze zmęczenia, a od ciąży. Czytałam, że na początku tak jest – zacietrzewiła się – to żadna choroba! Dopóki nie mam brzucha, jak balon, mogę pracować!
- Jesteś moją żoną, a nie utrzymanką! Najważniejsze, żebyś urodziła zdrowego dzieciaka, a przepracowując się, na pewno mu tym nie pomożesz.
- Acha, czyli mam siedzieć w domu przez następne siedem miesięcy, jakby ciąża była zagrożona? Chyba zwariowałeś! – prychnęła, kierując się do przedpokoju.
- Chodzi mi tylko o to, że z jednego powinnaś zrezygnować. Chociaż i tak nie wiem, jak chcesz to zrobić, skoro urodzisz w połowie semestru. Najlepiej zrezygnuj ze studiów i chodź do tej swojej pracy… albo nie, znajdź jakąś siedzącą – udał się za nią, przedstawiając swoje racje.
- Aleks, rany! Jesteś gorszy, niż moja matka! Dlatego wolę jej na razie nie mówić! – przewróciła gałkami – jak już zaczęłam, chcę wreszcie skończyć!
- Masz prawie 27 lat, dziecko w drodze. Na co ci to? Chcesz robić karierę?
- Ty chcesz ze mnie zrobić kurę domową! – pisnęła oburzona.
- Nie krzycz, bo je przestraszysz! – wystawił przed siebie ramiona. Mierzyła go przez chwilę, po czym wybuchła śmiechem.
- Totalnie ci odbija! No druga Enni normalnie! – potrząsnęła głową.
- Pierwszy raz mam do czynienia z kobietą w ciąży, to niby skąd mam wiedzieć, jak się zachowywać? – obruszył się.
- Dopóki daję radę się ruszać i nic mnie nie boli, po prostu mnie nie wkurzaj – posłała mu ironiczny uśmiech i sięgnęła po klucze.
- Zaczekaj, pójdę z tobą. A jak zakręci ci się w głowie? – rzekł na to.
- Daj spokój, odpocznij po robocie, a nie… albo zresztą? Jak ci się chce? Będzie mi bardzo miło, kochany jesteś – posłała mu całusa.
    Otrzymawszy zgodę, zawrócił, by się przebrać, zaś żona ponownie wybuchła śmiechem. Mimo wszystko był bardzo uroczy w tym swoim przejmowaniu się jej stanem. Oby tylko był równie pomocny, gdy dziecko już będzie na świecie… Jego uwagi zmusiły ją jednak do przemyślenia owej sprawy. W istocie ciąża krzyżowała jej plany, związane ze studiami. Tak, czy inaczej, będzie musiała poświęcić potomkowi sporo czasu tuż po tym, jak się urodzi. Może więc przejść na studia zaoczne. A pracować dopóty, dopóki będzie w stanie. No, ale rok akademicki był u progu, więc albo powinna z niego całkowicie zrezygnować i udać się na wspomniane już zaoczne studia dopiero za rok. Wówczas mały, bądź mała nie byłby już tak bardzo od niej zależny… A jak już nie wróci?  
    Spochmurniała, ciężko wzdychając. Sama już nie widziała, co ma robić… Co w jej sytuacji będzie dobre, a co złe. Stała tak przez chwilę, aż wreszcie objęła się za brzuch. Nie, najważniejszym dla niej powinno być dziecko. To, by przyszło na świat całe i zdrowe. Czas zweryfikuje, jak powinna dalej postąpić.

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 7186 słów i 39882 znaków.

5 komentarzy

 
  • Wiktor

    Witaj. Fajna ta Julka. Dorosłym to trzeba wszystko tłumaczyć. Przez takie "rozmowy" później są dzieci. To oni tego nie wiedzą. Słaba ta edukacja w Finlandii hahaha. Pozdrawiam Wiktor

    10 sty 2017

  • nutty25

    @Wiktor haha ;)

    10 sty 2017

  • xxxy

    ciągnie Jyrkiego do Kaari, mam nadzieję że ona w końcu dojdzie do odpowiednich wniosków.

    10 sty 2017

  • nutty25

    @xxxy ;)

    10 sty 2017

  • Freya.

    Julia, broni swojego terytorium, co wydaje się naturalną reakcją (mądre dziecko:) na zmiany, które byłyby nieuniknione. Powrót do branży muzycznej, może być dla Jyrki'ego ciekawym zwrotem w życiu. Chyba nie zacznie, tak zaraz, "gwiazdorzyć", bo praca na zmywaku w pewnym sensie "uszlachetnia", a poza tym na pewno, na taką robotę czekają już - nasi (tolerancyjni emigrantów, ehem) obywatele. Trochę trudno uwierzyć, że Kaisa nic nie wie o przeszłości "tych dwojga", przecież nie wmówisz mi, że tam w ogóle nie plotkują. :beek:

    10 sty 2017

  • nutty25

    @Freya. w sumie Kaari się nie chwaliła nigdy, że się z nim spotyka. był taki moment, że ktoś tam chciał Kaisie powiedzieć, ale nie chciała słuchać. ogólnie to mnóstwo ludzi tam pracuje, więc co ich tam kto ten teges ;) myślałam czy aby ma dowiedzieć się wcześniej, czy później, ale mam inną koncepcję ;)  :beek:

    10 sty 2017

  • Freya.

    @nutty25 kurde... a, skąd Ty to wszystko o nich wiesz? To może podchodzić pod naruszenie prawa do prywnej sfery życia osobistego i teges, O.  :D

    10 sty 2017

  • nutty25

    @Freya. zgaduję :P ;)

    10 sty 2017

  • anonim090

    Świetne. Kiedy następna część?

    9 sty 2017

  • nutty25

    @anonim090 może dzisiaj ;)

    10 sty 2017

  • Beno1

    :bravo:

    9 sty 2017