Love me like you do cz. 23

Kaari przekroczyła już próg stołówki. Oczywiście nie miała zamiaru roztrząsać ich spraw przy tych wszystkich ludziach – tylko zasugeruje mu, że powinni porozmawiać.
    Mimo że dobrze wiedziała, czego chce, to i tak trawiła ją jakaś dziwna obawa. Stres krępował ruchy, a serce łomotało nieprzyjemnie. Dziwne, bo przecież powinna być radosna – oto stawała przecież przed szansą na utworzenie związku z kimś, kto udowodnił jej, że mu na niej zależy. Kogo ona również bardzo lubiła. No dobrze – w kim była zakochana.
    Tylko, że po tym, jak zachował się rano, bała się, że nie będzie chciał z nią rozmawiać. Że obraził się na nią z powodu Kaisy. Tylko, że wcale nie wymagała od niego, by powiedział „młodej” to wszystko…!
    Nie, co ona plecie? Tak jest dobrze, bo nie musi się już poświęcać i udawać, że nic do niego nie czuje. Ma też pewność, że jej afekt nie idzie w próżnię – nie przestał o niej myśleć i odwzajemnia się. Tak, na pewno!  
    Odchrząknęła, ponownie stając w tym samym miejscu. Znowu obserwowana przez „grubasa”, który bardzo zazdrościł koledze powodzenia. Strasznie ją to irytowało, gdyż czuła na sobie jego wzrok. Do tego towarzyszące jej napięcie ledwie pozwalało ustać w miejscu.
    Wreszcie opuścił to „zakichane” zaplecze i natychmiast natknął się na jej sylwetkę. Mruknął więc „Cześć” i ot tak odszedł do jednego ze stolików.
- Musimy pogadać – rzuciła bez ogródek, oczywiście idąc w ślad za nim.
- Jestem w pracy – odparł, nawet na nią nie patrząc.
- Przecież wiem. Nie teraz, jak skończysz.
- O czym właściwie chcesz rozmawiać? – wywrócił oczami.
- To żart? Jak to, o czym? O tym, co było w sobotę! Myślisz, że całuję się z każdym facetem, którego spotkam? – wyszeptała, usiłując uchwycić jego wzrok, lecz uporczywie odwracał głowę.
- To ciekawe, bo co dopiero mówiłaś, że masz jakiegoś tajemniczego amanta – mruknął, jak gdyby nigdy nic zbierając kolejne talerze.
- Przecież mówiłam, że on nie istnieje! Wymyśliłam go!  
- No i po co niby? Dobrze się czujesz? – skrzywił się.
- Żeby Kaisa mnie nie przejrzała! Nie rozumiesz? – chwyciła go za przedramię – miała rację! To w tobie się zakochałam! – starała się mówić jak najciszej, ale i tak zwracali na siebie uwagę gości bufetu. Jyrki nie zdążył jednak zareagować na owo wyznanie, bo oto ktoś szarpnął z tyłu pannę Venerinen, tym samym odciągając ją od niego.
- Kaisa, to ci zaraz pokaże! – warknęła przy tym, po czym wymierzyła jej tak mocny policzek, że gdyby nie stojący tam muzyk, na którego wpadła, z pewnością wylądowałaby na podłodze. Oszołomiona, natychmiast złapała się za twarz.
- Pogięło cię?! – zawołał zaskoczony.
- Tak! Przez ciebie i tą szmatę! – zaczęła szarpać rywalkę za włosy, a ta oczywiście piszczeć z bólu i upokorzenia. Szok, jak i wyrzuty sumienia powstrzymywały ją jednak przed oddawaniem ciosów.
- Zostaw ją! To głównie moja wina! – Jyrki wszedł pomiędzy nie, dzięki czemu i on oberwał kilka ciosów.
- Bo się porzygam! Nie broń tej dziwki! – pokiwała drżącym palcem – specjalnie się nie przyznała, że byliście parą, żeby dalej się koło ciebie kręcić i bezczelnie podrywać! Udawała moją przyjaciółkę! By cię, szmato…! – na nowo do niej wystartowała, lecz chwycił ją w pasie i zaczął odciągać w przeciwnym kierunku.
- Starczy tego przedstawienia! Niech się pani stąd wynosi! Wyprowadź ją! – zza lady wyskoczył również „łysol", gdyż tak nakazywały maniery. Nawet, jeśli oglądanie takich „akcji” było szalenie ciekawe. O tak – „walczące kobitki”, to było to! Szkoda tylko, że ta druga była mało wojownicza.
    Mimo że Kaari właściwie nic nie widziała przez załzawione oczy, zdawała sobie sprawę z tego, iż jest obserwowana przez połowę pracowników biurowca. Ogarnął ją niewypowiedziany wstyd. Uciekła więc na hol, po drodze prawie zderzywszy się z Anette, która stała w progu.
- Puszczaj mnie! – tymczasem Kaisa wyrwała się byłemu – znam wyjście, nie potrzebuję eskorty! – syknęła cierpko i w istocie skierowała się do drzwi iście dumnym krokiem. Wysoko zadzierała głowę, pomimo tych wszystkich spojrzeń i szeptów. O nie, bynajmniej nie czuła się winna. Po prostu zrobiła to, co każda inna na jej miejscu.
    Pomimo protestów „grubasa”, Jyrki udał się w ślad za nią, lekceważąco machnąwszy ręką na uwagi kolegi. Wszak, jeśli Kaari nie odeszła zbyt daleko, kolejna afera gotowa.
    Nie pomylił się – panna Venerinen już miała wchodzić na górę, gdy dobiegło ją wołanie, teraz już byłej, koleżanki:
- Czekaj no, łachudro! Jeszcze z tobą nie skończyłam! – ponownie szarpnęła ją od tyłu.
- Nie chciałam, żeby tak wyszło! – pisnęła jękliwie – nie jestem taka! Naprawdę cię lubię, to się stało…
- Zamknij ten fałszywy ryj! – pokiwała groźnie palcem, toteż ta cofnęła się do tyłu – wiem o wszystkim! Ile to trwało?! Od kiedy sobie ze mnie drwicie?!
- Przestań już! Widowisko robisz! – do „rozmowy” wtrącił się „powód sporu”, to jest Jyrki – nie wiedziała o tym kinie, to ja to zaaranżowałem! A dlaczego, to już wiesz! To był pierwszy raz, do cholery! Nie spotykałem się z nią wcześniej!
- Dobre sobie! – wybuchła kpiącym śmiechem – wiem, że to jest ta sama dziwka, za którą wzdychałeś, a ona traktowała cię, jak śmiecia! Myślisz, że teraz będzie inaczej?! Znudzi się tobą, nim zdążysz mrugnąć, idioto ty! A ty zostaniesz sama, bo prędzej, czy później, każdy facet się na tobie pozna! By was szlag trafił! – gdyby nie dobre maniery, splunęłaby obok nich, a tak tylko zmierzyła z pogardą, i nareszcie uciekła na górę.
    Kaari, właściwie już dławiąc się łzami, chwyciła się poręczy i powoli osunęła na stopnie, chowając twarz za drżącymi rękoma.
    Westchnął ciężko i przysiadł się obok.  
- Pokaż – dotknął nieśmiało jej dłoni, więc posłusznie ją zabrała – oj, kiepsko. Musisz coś przyłożyć, bo będziesz miała siniaka, jak się patrzy – stwierdził, uważnie oglądając jej policzek. Właściwie, to sam nie wiedział, po co to robił. Pewnie dlatego, że chciał jakoś usprawiedliwić fakt, iż nadal był przy niej, choć powinien już wracać do pracy.
- I co teraz będzie? – wychrypiała, przecierając mokrą, wybrudzoną od tuszu twarz.
- Nie wiem – odparł, patrząc gdzieś przed siebie, by zaraz potem przenieść wzrok na jej oblicze – nie wierzę ci – podjął na nowo, toteż zmarszczyła brwi – po prostu nie wierzę. Nagle zmieniłaś zdanie? To tak nie działa.
- To ja jestem wyjątkiem – mruknęła z wyczuwalnym wyrzutem.
- O tak, nigdy dotąd nie spotkałem tak skomplikowanej kobiety. To chyba u was rodzinne – potrząsnął głową z uśmiechem, po czym poderwał się na równe nogi – muszę wracać do roboty.
- Nie idź jeszcze, musimy pogadać – zaprotestowała od razu.
- Nie wiem, czy to ma sens – zmierzył ją nieśmiało i ot tak nawrócił do bufetu.
    Podążając wzrokiem za jego sylwetką, na nowo wybuchła rzewnym płaczem. Przez głowę przetaczało się tysiące myśli, a wnętrze rozrywał strach przed końcem przerwy, oraz nieznośny wstyd. Bo będzie musiała na nowo zmierzyć się ze wściekłą i rozżaloną Kaisą. Zapewne nadal będzie jej ubliżać, docinać. Przypominać o jej „podłym występku”. Do tego nie ma pewności, czy to było tego warte. Przecież nie wyraził entuzjazmu… Niby jak, skoro jej nie wierzy?! Co ma więc zrobić? Jak mu to udowodnić? Jak zrzucić z pleców ten ogromny ciężar i znowu poczuć się szczęśliwą?
    Tyle pytań, a żadnej odpowiedzi. Łkała więc spazmatycznie, aż nadeszła Anette i wzięła ją pod rękę, by zaprowadzić do łazienki. Niedługo koniec przerwy, więc należało doprowadzić się do porządku. Wyglądała wszak okropnie z tymi czarnymi śladami na policzkach i potarganymi włosami.

***

    Kaisa nie wróciła już tego dnia do pracy. Zwolniła się pod pretekstem złego samopoczucia, choć bynajmniej nie wyglądała na poważnie chorą. Co prawda, jej oczy nadal błyszczały, ale był to raczej błysk satysfakcji, iż odegrała się na „łajdaczce”. A przynajmniej troszkę, bo należało się jej o wiele większe lanie! Jemu również, choć dostał już za swoje – sam ugodził się w swą męską dumę, łażąc za tamtą, jak pies. Ale najwidoczniej mu to nie przeszkadzało. A przynajmniej, gdy był z dala od niej. Oby teraz przejrzał na oczy, gdy nareszcie się połączą, phe! Za każdym razem, gdy na nią spojrzy, niech przypomina sobie, jak go poniżała. „Żałosna łajdaczka! I ona nazywała taką szmatę przyjaciółką!”. Oby każdy się od niej odwrócił, opinię w pracy już ma zepsutą – połowa budynku słyszała, jaka z niej „ladacznica”, toteż raczej nie znajdzie tam sobie kolejnej „ofiary”. A ona już się postara, by i ci, co tego nie widzieli, dowiedzieli się, kim naprawdę jest Kaari Venerinen.
    Prychała tak w duchu, zmierzając do windy dumnym krokiem. O nie, nie wstydziła się swojego zachowania. Miała do tego prawo, jako oszukana i gdyby mogła cofnąć czas, zrobiłaby dokładnie to samo! Nie, moment, nie zaprzyjaźniłaby się z tą „żmiją”.
    Gdy drzwi „dźwigu” się otworzyły, oto ze środka niespodziewanie wyszedł Arvo, gdyż znajdowała się akurat na jego piętrze.
- No proszę, co za spotkanie! Słyszałeś już może o tym, jak to prawie powyrywałam twojej byłej kudły na stołówce? A wiesz, za co? Bo puściła się z moim chłopakiem! – wyłożyła na powitanie.
- Naprawdę? Nie dziwi mnie to – rzucił tylko i ot tak ją wyminął.
- Wiedziałeś o tym i nic mi nie powiedziałeś?! – pisnęła z wyrzutem.
- Nie, po prostu mam oczy – odwrócił się, celując palcem w narząd wzroku – już dawno temu widziałem, że mają się ku sobie.
- To dlaczego milczałeś?! Trzeba było mnie ostrzec! – wzięła się pod boki.
- Zaraz potem zerwaliśmy, także nie miałem kiedy – wzruszył ramionami.
- A wiedziałeś o tym, że oni byli parą jeszcze przed nami? Uwierzysz w to?! – dodała poruszona.
    Arvo uniósł brwi z zaskoczenia. Dlaczego więc się rozstali i zawracali głowę innym, skoro jawnie ich do siebie ciągnęło? On i Kaisa byli tylko takimi pionkami, które miały im pomóc to sobie uświadomić, czy jak? Kto więc pociągał za sznurki w tej pokręconej grze? Zresztą wszystko jedno. Venerinen, to już przeszłość. Zwłaszcza po tym, co widział ostatnio na lodowisku.
    Rozłożył więc bezradnie ręce i odszedł do swojego biura, gdyż nie miał ochoty ciągnąć tego tematu, a i kończyła się przerwa.
    Kaari przyjęła wiadomość o nieobecności Kaisy z prawdziwą ulgą, choć praca w towarzystwie Anette także nie należała do przyjemnych. Zdawała sobie bowiem sprawę z tego, że ta krzywo na nią patrzy i ma za tą „złą”. Zapewne miała rację. Mimo to postanowiła wytłumaczyć jej co nieco, by już jej tak nie bombardowała tym żądnym wyjaśnień spojrzeniem. O tak, ludzka natura, a zwłaszcza ta kobieca, bywa bardzo ciekawska. No i potrafi dopowiadać sobie swoje, co zdecydowanie podziałałoby na jej niekorzyść.
- To dlaczego się właściwie rozstaliście? – dopytywała współpracownica.
- Bo nie umiałam go docenić – przyznała, nerwowo obracając w palcach długopis, choć nie było z nimi Kaisy – szukałam nie wiadomo czego…
- Zawsze myślałam, że to on ci czymś podpadł. Umówmy się, że wygląda nieciekawie.
- Nie, to była moja wina – uśmiechnęła się ironicznie – nie jest taki, jak myślisz. On i ten wariat, to dwa różne bieguny.
- Ale przyjaźniłyście się z Kaisą, jak mogłaś go jej odbić? Teraz już nie był twój, przeszłość nie miała tutaj żadnego znaczenia – potrząsnęła z niedowierzaniem głową.
- Wiem! – jęknęła, zasłaniając twarz rękoma. Prawy policzek już lekko zsiniał, więc oczywistym było, że jutro będzie właściwie granatowy – dałam się ponieść emocjom… ale trzymałam je na wodzy, dopóki on… - urwała, gdyż bynajmniej nie miała zamiaru zwierzać się Anette z wydarzeń, jakie miały miejsce podczas ich sobotniej „randki”. Koleżanka nadal mierzyła ją takim wzrokiem, jakby nie rozumiała, co takiego widzi w muzyku. Szkoda więc było strzępić sobie język.
- Będziesz teraz miała z Kaisą prawdziwe piekło – zauważyła po chwili, „odkrywczo” kiwając przy tym głową.
    Nic na to nie odpowiedziała, tylko bezgłośnie westchnęła, wracając do przerwanego zajęcia. Mimo że ciężko było jej się skupić, należało wykonać zadaną na dziś pracę. Przez cały czas walczyła jednak z obawą, że Jyrki jej ucieknie, a musiała dokończyć ich rozmowę z przerwy. Bo a nuż znowu nie odbierze, ani nie odpisze na sms’a? Tak, będzie się poniżać, dopóki on nie zrozumie, iż ona wcale nie żartuje i nareszcie dobrze wie, czego chce!
    Ledwie „wybił fajrant”, a już wybiegła z biura, by na samym dole zorientować się, że… muzyk kończy przecież godzinę później. Tak, czekało ją jeszcze 60-iąt minut istnych tortur emocjonalnych – strach, że ucieknie niespostrzeżenie, to znów, że nie będzie chciał z nią rozmawiać itd.  
    Mimo to postanowiła zaczekać. Nie chciała jednak siedzieć w bufecie, choć ten był w owym momencie raczej pusty, więc nie powinno być tam świadków jej upokorzenia. No, ale był tam ten „łysol”, no i nie chciała, by Jyrki odebrał ją, jako „nachalną damulkę”, która nie rozumie powagi sytuacji.
    Gdy tak kręciła się po holu, co rusz spoglądając na godzinę, to zasłaniając się ręką, by opuszczający biurowiec pracownicy jej przypadkiem nie rozpoznali, oto z windy wysiadł i Arvo. Na jego widok przystanęła w miejscu, odruchowo wbijając wzrok w posadzkę. On z kolei obrzucił ją niedbałym spojrzeniem i po prostu poszedł dalej. Mimo wszystko zrobiło się jej przykro, iż nie było go stać nawet na głupie „Cześć”. Zapewne miał ją za najgorszą i to bolało najbardziej. Przez swoje niezdecydowanie tylko zepsuła sobie opinię, która przez lata była nieskazitelna.
    Minuty dłużyły się niemiłosiernie. Stukot własnych obcasów doprowadzał ją do szału. Z chęcią zdjęłaby szpilki i spacerowała po holu boso. Prychała w duchu na „grubasa”, który trzymał go tam tak długo, choć w budynku nie było już prawie nikogo. Jednocześnie rozważała, co mu takiego powie. Jak można udowodnić uczucie słowami? Do tego potrzebne są głównie czyny. A jeśli on się nie zgodzi, by mu to pokazała? I co właściwie miałaby zrobić? Palnięcie, iż wyjdzie za niego za mąż w przeciągu dwóch tygodni, jak to zrobiła Tanja, byłoby grubą przesadą. Co tam, od razu w kaftan i do zakładu dla obłąkanych! To nie te czasy, co w powieściach Jane Austen, gdy to ledwo co uczucie zakwitło, a już były oświadczyny i jeszcze szybszy ślub.  
    Ona chciałaby zacząć od randek i innych takich. Co prawda, już przechodzili ten „etap”, ale z jej strony było to udawane. Brała wówczas tylko dla siebie, nie dając nic w zamian. Nie bardzo ją wtedy obchodziło, co o sobie mówił, jakimi karmił ją komplementami i zapewnieniami o swym uczuciu. Teraz chciałaby to nadrobić, po prostu zachowywać się, jak na zakochaną kobietę przystało. Tylko, czy nie jest za późno…?
    Wbrew temu, jak czuli się tego dnia niektórzy mieszkańcy Helsinek, zza chmur wyszło słońce, ogrzewając nieco swymi promieniami listopadowe powietrze. Mimo to zapiął zamek pod samą szyję i włożył ręce do kieszeni. Zrobił jednak tylko parę kroków, a już usłyszał za sobą nawoływanie Kaari. Prędko doń podbiegła, jak zwykle potykając się w tych swoich wysokich butach.
- Aleś ty uparta! – przewrócił oczami.
- Jak mam to tak zostawić?! A co było w sobotę? – przecięła mu drogę, nieświadomie prezentując skutki spotkania z Kaisą w postaci zarysowującego się siniaka. Miał ochotę skrzywić się na ten widok, ale ostatecznie skupił się na determinacji rozmówczyni.
- No właśnie… dobre pytanie. Ja wiem, co robiłem, tylko nie jestem pewien, jak ty – zmierzył ją z ukosa i próbował wyminąć.
- Dlaczego mi nie wierzysz? Już ci coś powiedziałam: nie całuję się z byle kim! A Kaisa powiedziała mi, że nadal kochasz swoją byłą. Jestem pewna, że chodzi o mnie!
- Tak, nie przeczę – przystanął, nareszcie patrząc jej w oczy – ale czy byłabyś w stanie wyznać to samo? No dalej! Powiedz: kocham cię – rzucił z naciskiem, co sprawiło wrażenie, jakoby to raczej dowódca rozmawiał ze swoim podwładnym. Gdzie tu mówić o jakimkolwiek romantyzmie?
    Nie wiadomo, czy to tryb rozkazujący nie przypadł jej do gustu, czy też nie czuła się na tyle pewnie, by to powiedzieć, ale Kaari przemilczała odpowiedź – Nie powiesz, bo tak nie czujesz – uśmiechnął się krzywo – nie wiem, co to się z tobą porobiło w ciągu tych kilku miesięcy? Stworzyłem od podstaw całkiem innego człowieka. Bo zaczęło się ode mnie.
- To nie tak, po prostu dojrzałam do pewnych wniosków. Ja cię naprawdę lubię! Chcę, żebyś był blisko – ozwała się na nowo, niemal jękliwie.
- Ale ja już nie wiem, w kim się właściwie zakochałem? Co, za chwilę znowu mi powiesz, że to nie to? Że jednak zmieniłaś zdanie?
- Nie! Teraz już wiem! – żachnęła się.
- Wiem, że źle zrobiłem z tym debilnym kinem – westchnął, przecierając twarz.
- Właśnie, że bardzo dobrze, bo…
- Daj mi na razie spokój – wszedł jej w słowo, mierząc przy tym wymownie – co dopiero zerwałem z dziewczyną, w dodatku twoją przyjaciółką. Może dzisiaj na taką nie wyglądała, ale cierpi. A ja, co zawiniłem, mam od razu biec do innej? Świetnie się bawić? To cię nie obchodzi? Serio? – zmierzył ją z niedowierzaniem.
- Pewnie, że tak! Nie rób ze mnie potwora! – oburzyła się – ale skoro jej powiedziałeś, że kochasz mnie, a nie ją…
- Dobra, wystarczy. Muszę to wszystko przemyśleć – mruknął, na nowo próbując iść w swoją stronę.
- I już nigdy się do mnie nie odezwiesz? Już ja to dobrze znam – parsknęła zrezygnowana.
- Ty też potrzebujesz czasu, żeby dobrze to sobie przemyśleć. Może znowu coś ci się wydaje, jak za pierwszym razem, potem z tym twoim wdowcem…
- Do diabła, jestem dorosła! Wiem, co czuję! – poirytowała się, prawie już tupiąc nogą, jak jakieś nieznośne dziecko.
- Znasz mnie trzy lata, jeszcze do niedawna gardziłaś. I ja mam uwierzyć w to, że nagle się we mnie zakochałaś? – wykrzywił pogardliwie twarz.
- Nie mów tak! Jaka znowu pogarda? Lubiłam cię, tylko ubzdurzyłam sobie, że potrzebuję czegoś innego. Wtedy twoje zaloty mnie denerwowały, przyznaję. Ale kiedy pojawiła się Kaisa, zrozumiałam, co straciłam, a Arvo tylko mnie w tym utwierdził! To nie stało się nagle, ani podczas tego głupiego wesela. Tylko milczałam ze względu na Kaisę i twój wybór, ale chodziłam do bufetu dla ciebie, słyszysz? Ona dobrze skojarzyła! Nie chciałam jednak by było, jak teraz, i wymyśliłam tego faceta! Ale tak naprawdę miałam na myśli ciebie! – tłumaczyła się gorączkowo.
- I co to miało niby być? – zmarszczył brwi w geście oburzenia – najpierw udajesz cierpiętnicę, a teraz wyskakujesz, jak królik z kapelusza. Ja już nie wiem, kim ty jesteś. Na serio, daj mi spokój – wyminął ją i nareszcie skierował się w obranym uprzednio celu.
    Zwiesiła bezradnie ręce, sama już nie wiedząc, co ma jeszcze zrobić. „Wspaniale”! Wyrobiła sobie opinię „łajdaczki”, której wcale nie obchodzi to, co czują inni, że zawiodła przyjaciółkę. Kogoś, kto wybrzydza, i nie wie, czego tak właściwie chce. Komu nie można ufać.
- Myślałam, że o mnie zapomniałeś i chcesz być z nią, więc milczałam. Ale skoro myślisz inaczej, to jak mam pozwolić ci odejść? – zawołała jeszcze za nim, lecz rzucił jedynie przelotne spojrzenie przez ramię i poszedł dalej.
    Ściganie go nie miało sensu, i tak nie słuchał tego, co do niego mówiła. Może to rzeczywiście dobry pomysł, by dać mu chwilowo odetchnąć? Tylko, co dalej? A jak w istocie więcej się do niej nie odezwie? Co więc powinna zrobić? Nachodzić go w bufecie?  
    Tanja miała doświadczenie, jeśli chodziło o łagodzenie niespokojnego ducha zranionego „faceta”, który stracił zaufanie do kobiety. I do tego „sukces na koncie”, jeśli o tą dziedzinę życia chodziło. Jak znalazł – to jej powinna się poradzić. Nie chciała jednak nadużywać jej gościnności, toteż zadzwoniła.
    - Myślę, że tak. Powinnaś dać mu te kilka dni – myślała jakiś czas potem pani Kietala, krążąc po sypialni to w tę, to we w tę – niech ochłonie i… żadnych takich! Ty też sobie wszystko przemyślisz… tego nie powiedziałam. Po prostu zastanowisz się, co zrobić, żeby ci uwierzył. Ja też pomyślę.
    W trakcie rozmowy do pokoju wszedł Aleksi, także trzymając w ręku telefon. Poczekał, aż żona skończy rozmawiać, po czym przekazał jej wiadomość, iż chciałby na moment wyjść, „dosłownie na pięć minut” – Jyrki musiał z nim pilnie porozmawiać – Niech przyjdzie tutaj! – zawołała skwapliwie.
- Serio? Nie masz nic przeciwko temu? – bąknął zaskoczony, gdyż wiadomym było, jaki do tej pory Tanja miała stosunek do muzyka. Bała się, że znowu się upije, albo zniknie na pół dnia, czy co?
    Ta natomiast przytaknęła gorąco i od razu zaczęła rozważać, co też powie gościowi. Jego wizyta stanowiła przecież doskonały pretekst do tego, by pomóc siostrze! Bo z pewnością po to „kudłacz” chce się spotkać z „Aleksem” – by jak zwykle o niej porozmawiać. W takim razie ona już go „uświadomi”…
    Jyrkiemu długo się schodziło z dotarciem w ich „skromne” progi. Nie wiadomo, czy dojazd był tak czasochłonny, czy też zastanawiał się, czy aby w ogóle przyjść? Z tego wszystkiego krążyła z sypialni do kuchni, cały czas po coś sięgając – to jakąś słodką przekąskę, to znów owoc, i tak w kółko. Co na moment usiadła, już podrywała się z powrotem.
    Aleksi, który przeglądał na łóżku jakieś papiery, jakie musowo przyniósł z pracy, przyglądał się jej z zaciekawieniem. Nie podobało mu się, że aż dotąd tak bardzo ekscytowała się sytuacją starszej siostry. To mogło jej zaszkodzić. …A może po prostu była głodna…?
    Nareszcie zadzwonił domofon. Tanja wypaliła z sypialni, niczym wolno puszczona strzała. Jednakże w ostatniej chwili cofnęła się do tyłu i poleciła odebrać „Aleksowi”. W przeciwnym razie „koleś” jeszcze się speszy, albo co?
    Gdy tylko stanął w progu ich mieszkania, zmierzyła go od góry do dołu (zazwyczaj nigdy tego nie robiła, bo nawet nie chciała na niego patrzeć): jak zwykle ubrany na czarno, pod spodem bluza z kapturem, na to skórzana kurtka, przydługie włosy i kilkudniowy zarost. I to właśnie ten człowiek miał podbić serce Kaari Venerinen? Ten, który stanowił zupełne przeciwieństwo jej „ideału”? Tanja dobrze przecież znała jej gusta i wymagania. Ileż to wieczorów spędziły na wałkowaniu owego tematu. I tak przybyły nie wyglądał raczej na takiego, co to pragnie stabilizacji – własnego domu, psa i gromadki dzieci. Dać mu tylko gitarę i kazać jechać w nieznane, by to tam dzielił się z innymi swoją pasją. A przynajmniej tak widziała go ona. No, ale nic: jeśli Kaari uważa, że to ten i do tego darzy ją szczerym uczuciem, to ona, jako siostra, musi działać!
    Tymczasem przybyłego mocno speszyła owa, jakże zaciekła (i jego zdaniem wroga) obserwacja, toteż przywitał się nieśmiałym „Cześć”.
- Jeśli moja siostra cię lubi, to znaczy, że tak jest! Wiem, że swego czasu nieładnie z tobą postąpiła, ale teraz już nie bawi się w takie rzeczy. Dojrzała i zmieniła zdanie – wypaliła bez zastanowienia.
- Eee… ok? – wykrztusił niepewnie – a jak tam z… tym? Wiecie już, co się urodzi? – uniósł ramię, celując palcem w jej zaokrąglony brzuch.  
- W porządku. Na razie jeszcze nie wiadomo, ale dzięki – odrzekła, odruchowo łapiąc się za „mieszkanie malucha”.
- Chodź do pokoju – z łazienki wyszedł Aleksi, posyłając żonie znaczące spojrzenie. To miało oznaczać, iż ma się nie wtrącać. O nie, jeszcze czego!
    Dlatego też, gdy ci zamknęli za sobą drzwi, stanęła pod nimi, uważnie nasłuchując. Była ciekawa, co też „Aleks” mu nagada, a jak przeczuwała, miało być to coś niepomyślnego dla Kaari. I nie pomyliła się – Dobrze ci radzę: odważ się i nareszcie skończ z nią raz na zawsze. Jaką masz pewność, że znowu nie zmieni zdania? Może ją coś po prostu otumaniło, dopiero przecież zerwała z tym Arvo, czy jak mu tam było. Nie to, żebym uważał, że coś z tobą nie tak. Wręcz przeciwnie. To ona jest tutaj problemem – tłumaczył jakiś czas potem.
- Tak też myślałem – mruknął, spoglądając gdzieś przed siebie – jak sądzisz? To może być prawda, że się jej odwidziało i nagle stałem się odpowiedni? – spojrzał w oczy rozmówcy, nerwowo wyłamując przy tym palce.
- Szczerze?
- Jak to między facetami – wzruszył ramionami.
- A więc nie – rzucił bez owijania w bawełnę. Mina Jyrkiego oczywiście zrzedła, choć spodziewał się takiej odpowiedzi. Tanja natomiast warknęła pod nosem, już chwytając za klamkę, by „wparować” tam i zbesztać męża za mącenie pomiędzy zakochanymi! Bo chyba Kaari naprawdę czuła do niego miętę…? – moim zdaniem to tylko taki jej kaprys. Powinieneś się od niej odsunąć, bo dopóki będzie blisko, nie wyjdzie ci z żadną inną. Zawsze będzie ci to rozwalać, bo nie może zwyczajnie znieść, że radzisz sobie bez niej. To taka toksyczna więź.
- Ale nie rób z mojej siostry jakiejś modliszki! – wtem do pokoju wtargnęła poruszona Tanja. O nie, nie mogła tego dłużej znosić!
- Podsłuchiwałaś?! – zawołał oburzony Aleksi.
- Kaari ma wady, jak każdy, pewnie! Ale ty też nie jesteś bez winy, bo wiedząc, że masz do niej słabość, nie powinieneś był się koło niej kręcić! – zignorowała jego wyrzuty, acz i nieświadomie podrzuciła mu myśl.
- I to jest to! – klasnął w ręce – masz słabość, więc powinieneś się od tego odciąć. Tak, jak robi się z kończyną, którą trawi gangrena. Bo ona jest taką trucizną, tylko zatruwa ci życie, nie wnosi niczego dobrego.
- Aleks?! Mówisz o mojej siostrze! – pisnęła wzburzona żona.
- Lepiej się do tego nie wtrącaj – odrzekł, jak gdyby nigdy nic.
- To ty także nie zabieraj głosu! Niech to załatwią między sobą! Adwokatem jego jesteś?! – odparowała na to.
- No i po co się denerwujesz? Idź do kuchni, zrób sobie herbaty – wziął ją pod ramię i poprowadził do drzwi.
- Nie pozwolę obrażać mojej siostry! – wyrwała się mu.
- Nikt tego nie robi. Zaprzeczysz, że udawała jego dziewczynę? – wycelował palcem w muzyka. Ten był już tak zakłopotany, iż sam nie wiedział, czy kontynuować ową rozmowę, czy raczej uciekać? „Gangrena” niebezpiecznie rozszerzała się poza granice jego własnego podwórka, a zdecydowanie tego nie chciał.
- Ale teraz jest inaczej! Jeśli mówi, że go chce, to tak jest! – syknęła cierpko gospodyni.
- Wierzysz w to? Na sto procent? – „Aleks” przeszył ją znaczącym spojrzeniem.  
- Tak! – wycedziła przez zęby, choć, niestety, zdradziła ją mowa ciała. Ton był niepewny i wskazywał raczej na wyłączną chęć postawienia kontry małżonkowi.
    Muzyk odetchnął ciężko, wkładając ręce w kieszenie. Nawet rodzona siostra nie wierzyła w jej szczere intencje… Owszem, ostatnie zdanie i tak należało do Kaari i jego samego, lecz chciał się po ludzku upewnić. Zapytać o radę, co powinien zrobić dalej. Odciąć się… dopóki pracował w tej „przeklętej” firmie, narażony był na spotkania zarówno z nią, jak i Kaisą. Jeśli o tą drugą chodziło, to, owszem, miał zamiar pić piwo, które sam nawarzył. Ale w wypadku panny Venerinen…  
    Z jednej strony bardzo chciał przyjąć ją z powrotem i przekonać na własnej skórze, jak to z nią w końcu jest. Ale z drugiej tak cholernie bał się kolejnego rozczarowania. A może i tego, że wówczas Kaari przestałaby być dla niego atrakcyjna? Może na tym polegała jego słabość do niej: podobała mu się, jako „niezdobyta”?
    Nie, nadal coś do niej czuł, a przecież swego czasu miał już okazję prowadzać się z nią za rękę, całować i obejmować (nawet, jeśli ona robiła to niechętnie). Ta „głupia” sobota przypomniała mu, za co właściwie darzy ją uczuciem. Tylko, czy była tego warta?
    Tymczasem para małżonków wyszła na przedpokój, gdzie doszło pomiędzy nimi do ostrego spięcia:
- Zachowujesz się, jak szowinistyczna świnia! Robisz z mojej siostry jakąś łajdaczkę! Śmiało, wygarnij jeszcze mnie! Przecież cię zostawiłam w kiciu, rzekomo znalazłam sobie innego! – grzmiała Tanja.
- Nie porównuj tych dwóch, różnych spraw! – oponował Aleksi – ty patrzysz typowo romantycznym okiem, do tego chodzi o twoją siostrę, więc masz zakrzywiony obraz. Ja jestem facetem i patrzę z jego punktu widzenia. Co byś powiedziała o kobiecie, która bawi się facetem, po drodze znajduje innego i robi dokładnie to samo, by na koniec rozbić temu pierwszemu związek z inną? Nie uznałabyś, że to zwykła…?
- Każdy zasługuje na drugą szansę! Czy nie?!
- Gdyby były ku temu podstawy, to pewnie. Ale nawet ty w to nie wierzysz! I przestań, do cholery, się denerwować!
- Bo ty mnie wkurzasz! Ekspert się znalazł! To ty przestań znowu zachowywać się, jak prokurator, który patrzy tylko na suche fakty, ale nie wkłada w to uczucia! – szybkim krokiem udała się do sypialni i z hukiem zatrzasnęła za sobą drzwi.
- Dobrze wiesz, że miałem już z taką do czynienia, i wiadomo, jak to się skończyło! – krzyknął „poprzez drewno”, a następnie zrobił krok i prawie wpadł na zmieszanego gościa.
- Może ja już pójdę… tylko się przeze mnie żrecie – bąknął pokornie.
- Chyba raczej przez jej siostrzyczkę – prychnął przez ramię – słyszałeś: znałem jedną, co to mnie zdradziła. Potem rzekomo się ukorzyła, ale za jakiś czas znowu zrobiła to samo. Także widzisz. Moim zdaniem, jak raz cię wykiwała, to zaś to powtórzy, bo niektóre kobiety tak po prostu mają. Nawet, jeśli ona jest moją szwagierką – dodał, klepiąc go po ramieniu.
    „Kumpel” przytaknął niemrawo i niczym snujący się cień, udał do wyjścia. I tak wywiedział się już, czego chciał, no i jego obecność tutaj działała na domowników niezwykle elektryzująco, w rezultacie czego przez mieszkanie przetaczała się istna burza. Gdyby nie ciąża pani Kietala, byłoby mu wszystko jedno, a tak nie chciał mieć ewentualnie na sumieniu nienarodzonego jeszcze życia.

***

    Tanja obraziła się na męża. Owszem, mogłaby mu wybaczyć fakt, iż doradzał Jyrkiemu, by odciął się od Kaari, bo miał w końcu na tym polu przykre doświadczenia. Ale to, że ją obrażał już nie! Przyrównał ją przecież do najgorszych „ladacznic”, co to rozbijają innym życie!
    Tak więc nie odzywała się do niego i „demonstracyjnie” spożyła kolację w pojedynkę.
    Jak wiadomo, Aleksi również należał do tych upartych, toteż po kilku nieudanych próbach wywiedzenia się o jej samopoczucie, przestał dociekać. Chodziła i boczyła się, więc jak najbardziej żyła i widocznie miała się dobrze.
    Zatopił się zatem w papierach, a ona raz po raz wymieniała wiadomości z zrozpaczoną siostrą.
    Rozważała, czy aby nie pójść spać do drugiego pokoju, ale na kanapie byłoby jej niewygodnie. Poza tym nie mogła skazywać dziecka na „ugniatanie” tylko dlatego, że jego ojciec był „surowym gburem”! Najlepiej by było, gdyby to on wyprowadził się obok. Byłoby w sam raz, o! Bo nie miała zamiaru, ani ochoty tulić się do niego, a tym bardziej pozwalać mu na to samo.
    Niestety dla niej, „Aleks” bynajmniej nie miał w planach dezerterować z wygodnego łóżka. Poza tym on się na nią nie gniewał, tylko był zły o jej „dziecinne zachowanie”. Bo racja była po jego stronie – nie powiedział o Kaari nic, co było nieprawdą. Nie oczernił jej. A ta się boczy, phe!
    Tak więc, czy to się pani Kietala podobało, czy nie, miała dzielić łóżko z mężem. Przed snem jak zwykle przystąpiła do „zabiegu” – to jest smarowania brzucha różnymi kremami i specyfikami, by jak najbardziej zminimalizować ryzyko rozstępów, oraz poprawić elastyczność skóry. Czasami robił to on, bądź przy okazji dotykał brzuszka i całował go, lecz tym razem by mu na to nie pozwoliła!  To by oznaczało zgodę, a ona mu jeszcze nie wybaczyła. Jeszcze czego!
    Zerkała więc przez ramię, ale bynajmniej nie nosił się z zamiarem niesienia jej pomocy: ot, położył się do łóżka i jak zwykle zaczął skakać po kanałach. Odruchowo prychnęła w duchu, choć nie życzyła sobie przecież, by ją dotykał.
    Po skończonym „zabiegu” wsunęła się pod kołdrę i odsunęła od niego najdalej, jak tylko było to możliwe. Ba, niewiele brakowało, by upadła na podłogę, a wtedy to by dopiero była katastrofa!
    Przewrócił oczami, gdyż doskonale zrozumiał aluzję, i wyłączywszy plazmę, obrócił się na bok, plecami do niej. Tak, domyślał się, że tego właśnie sobie życzyła.
    Spojrzała nań i ponownie skrytykowała za „oziębłość, oraz upartą naturę”. Obróciła się powoli i również „pokazała mu plecy”. Aleks wykorzystał powstałą pomiędzy nimi „lukę” i po serii uporczywego deptania kołdry, czemu towarzyszyło głośne mruczenie, położył się na wolnym miejscu, jakby miał pełnić rolę muru berlińskiego pomiędzy skłóconymi małżonkami.

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 6168 słów i 34409 znaków.

5 komentarzy

 
  • jaaa

    Kiedy dodasz kolejna bo po prostu nie mogęse juz doczekać kontynuacji. jest oznaką sie spodziewac kolejnej części?

    10 lut 2017

  • nutty25

    @jaaa ciężko mi powiedzieć, bo na razie nie mam dalej :( zależy kiedy będę miała chęci, wenę i tak dalej ;) ale gdzieś w ciągu kilku dni ;)

    10 lut 2017

  • jaaa

    Haha interesuje czekam na ciąg dalszy!!

    10 lut 2017

  • Wiktor

    Witaj.  Ależ ciekawa część, a to mordobicie. Kari mogłaby oddać było by ciekawiej. Ciekawe co zrobi teraz Jyrki po radach Aleksi. Pozdrawiam Wiktor

    10 lut 2017

  • nutty25

    @Wiktor dzięki i również pozdrawiam ;)

    10 lut 2017

  • majli

    O Boziu, a ja głupia myślałam, że między nimi już bd dobrze. Aleksi i te jego rady nie pomagają. Szkoda, że nie pamięta już jak sam był niepewny Tanji, nie ufał jej - myślał, że za niego nie wyjdzie. Mam nadzieję, że sytuacja pomiędzy Jyrkim i Kaari się szybko wyprostuje, chociaż mam co do tego mieszane uczucia, myślę, że jeszcze trochę nas podręczysz. :whip:  :jupi:  
    Chcę jeszcze !  :zjem:  :drool:  :kiss:

    10 lut 2017

  • nutty25

    @majli :)  :kiss:

    10 lut 2017

  • beno1

    ale akcja, normalnie jak brazylijska telenowela  :lol2:

    10 lut 2017

  • nutty25

    @beno1 heh ;)

    10 lut 2017