Love me like you do cz. 42

Rozdział 27

    Kaari czekała pod biurem przełożonego na spotkanie. Rozglądała się przy tym na boki, czy aby po korytarzu nie kręci się Kaisa? Gdyby tak było, posłałaby jej szeroki uśmiech. Uśmiech satysfakcji, iż tej nie udało się rozdzielić jej z Jyrkim. Postępowanie byłej przyjaciółki całkowicie zabiło w pannie Venerinen współczucie dla niej.
    Wtem przemyślenia przerwał sygnał sms – wiadomość pochodziła od sympatii i choć zawierała tylko dwa słowa, sprawiła, że adresatka roześmiała się i bez widoku Kaisy na horyzoncie. Raz jeszcze przebiegła wzrokiem po treści, która brzmiała „Powodzenia piękna”, i wrzuciła telefon do torebki. Właśnie wtedy poproszono ją do gabinetu.
    Jak się okazało, szefostwo zostało wtajemniczone w sprawę szkalującej ich pracownicę strony internetowej. Kaisa została wezwana w tej sprawie i przesłuchana. Ponieważ pod naciskiem przyznała się, iż to rzeczywiście była jej sprawka, została zwolniona z powodu naruszenia polityki firmy. Uznano bowiem, że dopuściła się mobbingu.
    Panna Venerinen była więc wolna od „wroga” i bez przeszkód mogła wrócić na swoje stanowisko – od zaraz. I tutaj powstał pewien problem: wykorzystała już przysługujący jej urlop i tym samym nie mogła liczyć na jeszcze trochę wolnego, by udać się z Jyrkim na wymarzone wakacje. To znaczy, należało odłożyć owe plany na bliżej nieokreślony termin.
    Serce nieprzyjemnie zabiło. Niby z jednej strony spędzająca jej sen z powiek kwestia mściwej „młodej” została rozwiązana, ale pojawiła się kolejna. Ten wyjazd tak dobrze by im przecież zrobił! Oboje odpoczęliby od problemów i jednocześnie wzmocnili łączące ich więzi. Ten skrawek ziemi, na jaki mieli się udać, wręcz wolał, by postawili na nim stopę! Ale jak?
    Nagle przyszło oświecenie: Tanja poradziła jej przecież, by choć raz zrobiła coś szalonego. Z punktu widzenia szarego człowieka to, co zamierzała zaraz zrobić, wydawało nie tyle się wariackie co okropnie nierozsądne. Ba, często zarzucała Jyrkiemu niedojrzałość, lekkomyślność a teraz sama… No, ale z drugiej strony Helsinki są przecież ogromne i niejedna, podobna do tej firma potrzebuje pracowników.
- Bardzo państwu dziękuję za cierpliwość i okazane mi zaufane – zaczęła ostrożnie – ale… jestem zmuszona odejść z pracy. To znaczy, nie tyle zmuszona co po prostu chcę odejść – dokończyła, nerwowo drapiąc się po czole.
    Pracodawca, posiwiały mężczyzna około sześćdziesiątki, zmarszczył brwi, mierząc ją z niedowierzaniem.
- Rozumiem, że ma pani z tym miejscem związane wiele przykrych wspomnień, ale powód już został usunięty. Poza tym wcześniej nigdy nie wnosiła pani żadnych skarg ani zażaleń, więc domyślam się, że dobrze się tu pani pracowało.
- To prawda, ale potrzebuję jeszcze trochę czasu, a nie chcę ani nie mogę więcej nadużywać państwa cierpliwości. Może to się wydawać głupie, ale… chcę wyjechać z moim chłopakiem na wakacje. Odstresować się – wyjaśniła z lekkim uśmiechem, jakby ten miał skruszyć lodową barierę, jaka wytworzyła się pomiędzy nią a rozmówcą.
    Nic z tego – szef nie należał do romantyków, którzy to najczęściej występują w komediach owego gatunku. Bynajmniej nie rozchmurzył się i z perlistym uśmiechem nie polecił jej, by już biegła do swojego ukochanego. Wręcz przeciwnie, z kamienną twarzą oznajmił, że w takim razie łącząca ich umowa ulega rozwiązaniu. Był wyraźnie niezadowolony, a jej tłumaczenia o wyjeździe we dwoje uznał za głupie i nierozsądne. Miłością się przecież nie naje. Żałosne.
    Gdy już zmierzała do drzwi po dopełnieniu wszelkich formalności, walczyła sama ze sobą, czy aby zadać jeszcze to jedno pytanie. Wszak atmosfera była tak gęsta, że można było ciąć ją na kawałki. Były szef jeszcze gotów wyrzucić ją za drzwi, i to za fraki. Mimo to postanowiła zaryzykować: - Przepraszam, ale skąd się państwo dowiedzieliście o mojej sprawie?
    Mężczyzna posłał jej przelotne spojrzenie, jakby dziwiąc się, że jeszcze tu jest, ale odpowiedział:
- Otrzymaliśmy donos od jednego z pracowników – i ot tak wrócił do swoich sprawunków. Oczywistym więc było, że nie powie jej, o kogo chodzi. Kaari miała jednak swoje podejrzenia.
    - Naprawdę odchodzisz? Nie możesz tego przełożyć? – „marudziła” chwilę potem Anette, gdy przyszła się pożegnać.
- Musimy odpocząć, to się nam po prostu należy. A że wcześniej nie było możliwości trzeba wykorzystać to, co nadarza się teraz – odrzekła bez cienia smutku – nie martw się, poradzę sobie. To nie jedyna taka firma w mieście – dodała na widok zbolałej miny koleżanki.
- Ale będziemy w kontakcie?
- Oczywiście, przecież nie umieram – przytuliła ją do siebie – a zmieniając temat, to chciałam ci bardzo podziękować za pomoc – odsunęła się, ocierając łzę, gdyż udzieliło się jej wzruszenie rozmówczyni.
- A co ja takiego zrobiłam? – Anette szczerze się zdziwiła.
- Ty już wiesz – Kaari puściła oczko – wiem, ile cię to kosztowało, bo w końcu Kaisa to nadal twoja koleżanka, ale…
- Chwileczkę, o czym ty mówisz? Wiem, że też ją zwolnili, ale nie chciała mi powiedzieć za co – wzruszyła bezradnie ramionami.
    Panna Venerinen zaniemówiła, a była współpracownica kontynuowała biadanie, że najpierw tamta, teraz ona i z kim teraz będzie pracować? No dramat! Wyglądało więc na to, że główna zainteresowana wyciągnęła błędne wnioski. „Szantażystka” nie doniosłaby przecież na samą siebie a poza Anette i jeszcze tą jedną osobą, o której właśnie pomyślała, nikomu nie zależało na oczyszczeniu jej imienia. Tylko… czy to w istocie możliwe? Czy ona zdobyłaby się na coś podobnego?
    Z bijącym sercem podeszła do drzwi biura, w jakim rezydował Arvo, i cicho zastukała. W pierwszej chwili zdziwił się na jej widok, ale zaraz wstał i ruszył ku niej nieśmiałym krokiem.
- Wróciłaś do pracy? – zagaił standardowo.
- I tak i nie – próbowała się uśmiechnąć, ale marnie jej to wychodziło. Wciąż czuła pomiędzy nimi ten nieznośny dystans, jaki wytworzył się z jej własnej winy. Najlepiej przejść do sedna i zakończyć to raz na zawsze – dziękuję za interwencję w mojej sprawie – dodała pośpiesznie, nim zdążył zapytać, dlaczego tak dziwnie mówi odnośnie swojego zatrudnienia.
    Uniósł brew zaskoczony, lecz gdy dotarł do niego sens wypowiedzi, zdolności aktorskie się skończyły i dukanie w rodzaju „nie wiem, o czym mówisz” na nic się zdało. Kaari ujęła go za dłoń i poklepała po jej wierzchu – Naprawdę mi miło, że po tym wszystkim… że… no wiesz, że w ogóle chciałeś… - zaczęła się jąkać. Nie chciała przecież powiedzieć czegoś, co mogłoby go urazić i jednocześnie dać mu ewentualną nadzieję. Bo, kto wie, a nuż myślał, że w ten sposób się jej przypodoba? Że może jej związek z Jyrkim przez tę aferę uległ osłabieniu i tym samym znowu zwróci się ku niemu?
    Speszony rozmówca postanowił uwolnić zarówno ją, jak i siebie od niezręcznej sytuacji i tym samym wyrwał rękę z nieśmiałego uścisku.
- Starczy, po prostu pracuj w spokoju – uśmiechnął się krzywo. I znowu ta zakłopotana mina u drugiej strony jakby powiedział coś zdrożnego.
- Odeszłam z pracy… i już tutaj nie wrócę – wykrztusiła po chwili ciszy.
- Dlaczego? Przecież Kaisy już nie ma a reszta na pewno zapomniała o tej aferze. Było nawet zorganizowane specjalne spotkanie z pracownikami – odrzekł wyraźnie poruszony.
- Naprawdę? – wydukała zaskoczona. Nie, w takim wypadku nie może wyjawić mu prawdziwego powodu odejścia z firmy – cóż, tym bardziej jestem wdzięczna, ale… potrzebuję jeszcze trochę czasu, a tutaj już go nie dostanę, dlatego… Po prostu poszukam gdzie indziej, mam doświadczenie. No i… takie zmiany zwykle dobrze robią.
- W porządku, sama wiesz lepiej – wzruszył ramionami – przynajmniej to będzie ostrzeżenie dla innych – dodał jakby sam do siebie, po czym odwrócił się na pięcie.
- Poczekaj! – zawołała, nim zdążyła poskładać myśli. Przystanął, rzucając jej spojrzenie przez ramię – dlaczego właściwie to zrobiłeś? W końcu po tym wszystkim…
- Jestem po prostu normalny i nie lubię patrzeć, jak ktoś bezpodstawnie niszczy drugich. Powodzenia – odrzekł, wykrzywiając twarz w jakimś dziwnym grymasie. Chyba miał być to uśmiech, ale nie bardzo mu wyszedł. Z pewnością dlatego, że był strasznie skrępowany.
- Jeszcze raz dziękuję i tobie również życzę wszystkiego dobrego. Mam nadzieję, że spotkasz kogoś, kto będzie ciebie godzien – niby oklepana, grzecznościowa formułka. W dodatku już drugi raz kierowała ją do tej samej osoby, ale tym razem mówiła prosto z serca. Tak właśnie uważała. Arvo chyba jednak nie uwierzył, gdyż na jego twarzy nareszcie zagościł uśmiech tyle, że kpiący.
    Trudno. Powiedziała, co miała w zamiarze, więc jej obecność tutaj stała się zupełnie zbędna i może nawet niepożądana. Pożegnała się więc i wyszła.
    Gdy opowiedziała Jyrkiemu o tym, jak zachował się jej były, muzyk wyraził dla niego szczery podziw. Jak to powiedział „Spoko z niego facet”. Co do Kaisy, to można było jedynie mieć nadzieję, iż z wiekiem przybędzie jej dojrzałości. Ewentualnie rozumu.
    I na tym zakończyła się spokojna wymiana myśli, bowiem wyznanie Kaari o porzuceniu pracy wprowadziło między nich zrozumiały zamęt.
- Ale dlaczego? Przecież świruska już ci nie zagraża – padł oczywisty argument.
- Mieliśmy wyjechać, tak? Nie dostałabym więcej wolnego – wywróciła ze zniecierpliwieniem oczami. Wszak będzie musiała powtórzyć to jeszcze raz Tanji, może ojcu…
- Wyjazd przecież może zaczekać, kasa nie ucieknie – upierał się przy swoim.
- O nie! Albo teraz, albo nigdy! Od kiedy to w ogóle jesteś taki zasadniczy? Jak brałeś się za granie raczej nie rozważałeś, czy aby na pewno z tego wyżyjesz. Czasami trzeba podjąć ryzyko – burknęła, krzyżując ręce na piersi.
    Te kobiety… jeszcze niedawno temu pokłócili się przez jego rzekomą lekkomyślność, a teraz wręcz wyrzucała mu, że nie zachowuje się jak zbuntowany nastolatek. A potem dziwią się, że mężczyźni twierdzą, iż kobiety są niezdecydowane…
- No dobra, to ja. Ale, że ty? – parsknął z niedowierzaniem.
- Tanja słusznie zasugerowała mi, że od czasu do czasu powinnam zrobić coś szalonego – wyjaśniła z nieukrywaną dumą – spokojnie, po powrocie zacznę szukać gdzie indziej. Mam wykształcenie i doświadczenie – przysunęła się bliżej i zaczęła gładzić go po włosach.
- W sumie? – wzruszył ramionami po chwili namysłu – przecież zostanie nam trochę kasy w zapasie, to czym się właściwie martwię?
- No jak to? Za resztę mieliście nagrać demo. Zmieniliście zdanie?
- Nie… - zawahał się, gdyż jej pytanie go zaskoczyło – ale w takim wypadku... powinniśmy coś odłożyć na czarną godzinę.
- Nie przesadzaj, nie umrzemy z głodu – skrzywiła się – nie zarabiasz przecież mało, a ja jestem pewna, że szybko coś znajdę. Bierz te pieniądze i spełniaj marzenia – puściła oczko.
    Pokiwał głową z niemrawym uśmiechem. Niby nic nie piła, więc chyba mówiła poważnie. W takim razie będzie musiał podziękować pani Kietala, bo tym razem naprawdę mu się przysłużyła. Skoro tak to chyba oznaczało, że nareszcie go zaakceptowała jako człowieka i nie będzie im więcej stwarzać problemów.

***

    Tanja uważnie studiowała ekran laptopa, na którym mieniła się rozłożysta, lazurowa tafla oceanu indyjskiego. Na kolejnym zdjęciu były palmy, to znów uliczki tak inne od tych tutaj, aż wreszcie Kaari. Uśmiechnięta Kaari w niezwykle przejrzystej wodzie, to na leżaku, z drinkiem, z Jyrkim, bez Jyrkiego… Roześmiane oblicze siostry skutecznie odebrało jej ochotę na dalsze przeglądanie fotografii, które ta z poświęceniem jej przesłała.
    Wbrew sobie poczuła zazdrość, iż nie może być na miejscu panny Venerinen. Skoro same zdjęcia sprawiały, że otwierała usta z zachwytu to co dopiero zobaczyć to na własne oczy i móc poczuć wokół kostek ciepłe fale oceanu… Być może w tym właśnie momencie Kaari spaceruje linią brzegu i rejestruje w pamięci kolejne piękne wspomnienie. Co prawda narzekała, że często pada, bo w końcu pora deszczowa, ale zdążyła narobić tyle słonecznych ujęć, iż jej „ględzenie” było raczej na wyrost.
    Brzydka pogoda, dobre sobie – mruknęła, spoglądając w kierunku drzwi balkonowych, za którymi raz po raz stukały krople deszczu. Tutaj od kilku dni non stop padało. Do tego było zimno, ciemno i ponuro. Gdzie to przyrównać do przyjemnych 30-stu stopni, nawet jeśli czasem trochę pokropiło?
    Westchnęła ciężko i spojrzała na córkę, która spała nieopodal. Przez myśl nagle przebiegło jej, że gdyby Liina nie istniała, to może byłaby tam teraz razem z siostrą? Nie, oczywiście, że nie. Przecież to był jej romantyczny wypad z „kudłaczem”, to do czego byłaby jej potrzebna ona i „Aleks”? No, ale mogliby zorganizować sobie czas osobno i spotykać się tylko na posiłek, albo… Nie, po co o tym myśleć, skoro było tak realne, jak dwudniowa podróż na księżyc i z powrotem?
    Ogarnęło ją nieznośne pragnienie wydostania się z głośnych Helsinek, jakiejś odmiany, ujrzenia nowego miejsca, nawet niezbyt ciekawego… Jednocześnie przytłoczyło ją poczucie winy, iż odważyła się pomyśleć, że córka jest dla niej ciężarem. Przynajmniej na tę chwilę, bo przecież gdy podrośnie, śmiało będzie mogła towarzyszyć im w podróżach. Tylko kiedy to będzie?
- Naprawdę się cieszę, że jesteś i wcale nie żałuję – skruszona zwróciła się do małej, jakby ta potrafiła czytać w myślach i tym samym właśnie bulwersowała się, że matka wolałaby tułać się po Malediwach, zamiast musieć z nią tutaj siedzieć.
    Aleks wykorzystał fakt, że pani (czy też poddana) odsunęła się od laptopa i czym prędzej ułożył się na jego ciepłej klawiaturze. Piękne obrazy natychmiast zniknęły z ekranu, prezentując pulpit, na jakim to Tanja ustawiła ich rodzinne zdjęcie – to zrobione tuż po narodzinach Liiny. Czyżby kot chciał jej w ten sposób coś przekazać? To znaczy przypomnieć, na czym powinna się teraz skupiać? Choć, tak szczerze mówiąc, na pierwszym planie był teraz on sam.
    Była tak zajęta przepędzaniem zwierzaka, że nie zauważyła, iż do domu właśnie wrócił ten „właściwy” „Aleks”. Gdy podszedł doń i położył dłoń na jej ramieniu, aż podskoczyła ze strachu.
- Oglądasz tam coś zdrożnego, że tak reagujesz? – parsknął śmiechem na ten widok.
- Taa, gorszące fotki z Malediwów – zamknęła ekran laptopa.
- Kaari w bikini? Pokaż – nachylił się.
- Przestań! – udała oburzenie – w bikini to masz podziwiać mnie, nawet jeśli wyglądam teraz gorzej, niż przed ciążą.
- A właśnie, chyba cię w tym stroju jeszcze nie widziałem – zamyślił się.
- A chętnie bym założyła… - westchnęła tak wymownie, że natychmiast wyczytał z jej słów przebijającą zazdrość oraz tęsknotę za czymś nowym. Za błogim wypoczynkiem i relaksem.
- Pojedziemy jak tylko Liina przestanie ząbkować, może być nawet tam, gdzie są teraz oni. Świat nam przecież nie ucieknie – oznajmił po chwili namysłu, gdyż i jemu udzieliła się ochota na wypoczynek z dala od domu.
- Naprawdę? Obiecujesz? – natychmiast się ożywiła.
- No tak, sama przecież coś wspominałaś o wyjeździe. My też potrzebujemy porządnych wakacji.
- Nie mogę się doczekać! – pisnęła, obejmując ją w pasie, gdyż nadal stał obok – teraz chodźmy jeść, a potem pokażę ci zdjęcia – zatrzepotała rzęsami.
- Ale obiecaj mi coś – rzekł z taką powagą, że z jej ust zniknął uśmiech – założysz to bikini bez marudzenia, że źle wyglądasz – dokończył w tym samym tonie. Parsknęła śmiechem i potrząsając głową, sięgnęła po małą, by odnieść ją do drugiego pokoju.

***

    Pomimo kilku deszczowych dni oraz burz, które potrafiły niespodziewanie zakłócić rytm dnia, Malediwy były istnym rajem na ziemi. Gdzie okiem sięgnąć roztaczała się rozłożysta tafla oceanu o pięknym lazurowym odcieniu. Woda była tak przejrzysta, iż można było odnieść wrażenie, że to zawieszona nad powierzchnią ziemi szyba. Do tego przyjemnie ciepła tak jak i temperatura powietrza.
    Kaari uwielbiała to uczucie, gdy woda opływała jej ciało. Mogłaby też cały dzień przeleżeć na leżaku, rozkoszując się promieniami słońca oraz rajskimi widokami. Nawet ucieczki przed deszczem czy nadchodzącą burzą miały w sobie romantyczny urok. Przypominały im bowiem ten dzień, gdy poszli razem do kina i złapała ich ulewa. Wszak wtedy ich znajomość miała swój właściwy początek.
    Podczas deszczowych dni czytała książkę, drażniąc przy tym Jyrkiego, który intensywnie nad czymś pracował. Zapewne chodziło o muzykę, więc nie rozumiała skąd ta wielka tajemnica – wszak w owym momencie nie pozwalał jej się do siebie zbliżać. Komponował dla niej piosenkę, czy co?
    Jeśli o niego chodziło, to postanowił między innymi spróbować nurkowania, czyli bodaj najciekawszej atrakcji, jakie oferowały wyspy. Usiłował oczywiście namówić do tego sympatię, lecz bezskutecznie. Nie skusił jej nawet uprzejmy i dosyć przystojny instruktor, a także opowieści muzyka o „przepięknych widokach, jakie roztaczały się pod wodą. O kolorowej rafie koralowej i rozmaitych gatunkach ryb, jakie towarzyszyły mu podczas tej niezwykłej wyprawy”. Nie, zdecydowanie wolała podziwiać ocean mając grunt pod stopami, oraz dostęp do świeżego powietrza.
    Mimo wszystko i brzydka pogoda nie była jakąś przykrą przeszkodą w odkrywaniu uroku wysp, gdyż powietrze było ciepłe i tym samym pozwalało na romantyczny spacer pod parasolem. Oczywiście, gdy przy tym wiatr nie urywał głowy, a obijające się o stopy grube krople deszczu nie były dla turysty irytującym problemem. Do tego ten dreszcz emocji, gdy w oddali błyskało się a ciemne chmury oraz grzmoty zwiastowały nadchodzącą burzę. Zarówno Kaari, jak i Jyrki byli entuzjastami owych zjawisk atmosferycznych, toteż nie narzekali na ich nadmiar.
    Niestety wszystko, co dobre szybko się kończy i tym samym ich wyprawa powoli dobiegała końca. Korzystając z tego, że ostatnie dni ich pobytu na Malediwach miały być w miarę pogodne, Jyrki postanowił zabrać swoją towarzyszkę na wyspę Vaadhoo. Nim tam jednak dotarli, zdążyło się ściemnić. No, ale to o to właśnie chodziło… Oby tylko natura mu sprzyjała, bo w przeciwnym razie skończy się jedynie na rejsie łódką i tym samym nie zrealizuje swoich planów w stu procentach.
- Co my tu będziemy robić po ciemku? Może wracajmy od razu – dopytywała, gdy zmierzali przed siebie.
- Najwyżej się tu prześpimy, przecież jest ciepło – odparł, uważnie rozglądając się dookoła, jakby czegoś szukał.
- Tak, najlepiej pod gołym niebem i żeby jeszcze nadeszła burza. Może wiatr sprzeda nam w pakiecie jakiś owoc z palmy, koniecznie w głowę.
- Według prognoz noc ma być spokojna – ciągnął niewzruszenie.
- No ja bym jednak wolała…
- Jest! Udało się! – zawołał nagle i pobiegł przed siebie, ciągnąc ją za sobą.
- Co się udało? Wynająłeś tu kwaterę czy…? – urwała w pół zdania, gdyż odjęło jej mowę. Oto jej oczom ukazał się lśniący kobierzec. Linia brzegu skrzyła się, jakby ktoś rozsypał wzdłuż niej naręcze ni to błękitnych, ni fioletowych diamencików. Z wrażenia aż chwyciła się za usta. Jyrki minął ją i wbiegł pomiędzy „światełka” niczym nieznośny dzieciak – nie niszcz! To takie piękne! – pisnęła desperacko.
- Spokojnie, to im nie zaszkodzi. Chodź! – kiwnął nań. Rzeczywiście, migoczące punkciki nie tylko nie zniknęły pod wpływem stąpania po nich a wręcz rozbłysły z podwójną siłą. Pisnęła więc jak małe dziecko i pognała ku niemu. Okazało się, że każdy najmniejszy ruch zostawiał za sobą świecące ślady. Narysowali więc na piasku serce oraz inicjały K+J, co finalnie dało wrażenie neonowego napisu – Jak dzieci – zaśmiał się Jyrki, gdy Kaari robiła pamiątkowe zdjęcie.
- A tam, miłość rządzi się swoimi prawami – zrobiła przedrzeźniającą minę – mam nadzieję, że tak zostanie – rzekła zaraz potem jakby sama do siebie.
- No nie, raczej zaraz zniknie, bo to plankton daje taki efekt. Także lepiej się śpiesz z tą fotką – zajrzał jej przez ramię, by ocenić rezultat pracy na ekranie telefonu, lecz odruchowo go opuściła.
- Nie o tym mówię a o nas – utkwiła wzrok w powoli gasnących wzorkach.     
- Skąd znowu ten pesymizm? – objął ją ramieniem.
- Przecież wiesz, że zawsze tak mam, gdy jest dobrze – uśmiechnęła się krzywo.     
- Ło rzeczywiście! NARESZCIE jest dobrze i mam nadzieję, że będzie jak najdłużej, bo chciałem ci coś powiedzieć – zwrócił ją ku sobie i ujął za dłoń.
    Podświadomość podpowiedziała, iż może… chce się jej oświadczyć? Serce załomotało, niczym dzwon, choć nie zdążył jeszcze otworzyć ust. Z tego wszystkiego aż poczuła w piersi ból. Ale co innego miałby powiedzieć? Ta sceneria i okoliczności były wprost idealne do tego, by wejść w kolejny etap związku. Oczywiście ona bardzo by chciała i zaraz okaże się, czy on również. Lecz najpierw musi zatrzymać tę niepotrzebną gonitwę myśli i cierpliwie zaczekać na rozwój wydarzeń – Bardzo cię proszę: wysłuchaj do końca i nie przerywaj – kontynuował niezbyt uroczyście, co sprawiło, że podenerwowała się jeszcze bardziej. Jasne, zaraz się okaże, iż chodzi o jakąś błahostkę… Albo powie jej, że przedłużył pobyt. A może, że… chce mieć dziecko? Rezygnuje z grania? Nie, to raczej mało prawdopodobne. Jedzie w półroczną trasę koncertową?!
    Niemal już eksplodowała z nadmiaru emocji a ten, jak na złość, milczał. Do tego mocniej zacisnął dłoń na jej ręku, jakby również bardzo się denerwował – Wolałbym to przeczytać z kartki, ale to byłoby nieeleganckie. Mam nadzieję, że niczego nie pominę – parsknął nerwowym śmiechem i odchrząknąwszy, nareszcie przeszedł do sedna – Kaari Venerinen, w dniu, w którym pierwszy raz cię  zobaczyłem, wiedziałem, że muszę osobiście poznać tę śliczną dziewczynę. A im bliżej cię znałem, tym jaśniejsze stawało się dla mnie, iż muszę sprawić, żebyś mnie pokochała. Gdy tamtego dnia zgodziłaś się zostać moją dziewczyną, byłem  najszczęśliwszym facetem na świecie – przeciwieństwie do sympatii uśmiechnął się na samo wspomnienie. Ona wiedziała, iż było to nieszczere, toteż zmieszała się, choć dobrze wiedziała, że powinna traktować tamte dni jako  osobną, mało znaczącą historię.
    - Chociaż przez pewien czas nie było cię u mojego boku, nie mogłem przestać o tobie myśleć. Stałaś się nieodłączną częścią mojego życia, dlatego, odkąd do mnie wróciłaś, mogę powiedzieć, że jest kompletne. Nawet jeśli czasem się pokłócimy i poważnie mnie wkurzysz – mówił, uważnie patrząc jej w oczy, a drżąca z emocji dłoń to zwalniała uścisk na jej ręku, to znów wzmacniała go. Miała ochotę wtrącić, iż tak naprawdę to on pozwolił jej wrócić. Wykrzyczeć, by nie przypominał jej w takiej chwili jaka była głupia, lecz miała przecież nie przeszkadzać. Wzruszenie zaczęło odbierać jej dech, a serce niemal rozpruło klatkę piersiową. Jeśli on kiedykolwiek zmieni się na gorsze, to chyba z miejsca popełni samobójstwo – Pragnę spędzić z tobą resztę życia, dlatego, Kaari Venerinen – przerwał, by uklęknąć. Choć mogła się tego spodziewać, z jej piersi i tak wyrwał się niekontrolowany jęk – czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? – dokończył, wyjmując z kieszeni spodni niewielkie atłasowe pudełeczko. W środku znajdował się prosty złoty pierścionek z okrągłą białą cyrkonią. Pokiwała spiesznie głową, by zaraz potem wykrzyknąć „Tak!”.
    Drżącymi rękoma wsunął na jej palec symbol zaręczyn. Gdy wstał, rzuciła mu się na szyję, obdarowując pocałunkami. Uniósł ją w górę, obracając wokół własnej osi, powodowany nie tylko radością, ale i ulgą, że ma już za sobą jeden z najtrudniejszych „występów” w swoim życiu. Bodaj bardziej stresujący od tych przed szerszą publiką.
    - Mam straszną ochotę wysłać to zdjęcie Kaisie – mówiła jakiś czas potem, gdy już zmierzali brzegiem plaży w kierunku migocących w oddali świateł. Nie mogło być inaczej i gdy emocje nieco już opadły zrobili sobie pamiątkową fotografię, na której świeżo upieczona narzeczona prezentowała pierścionek.
- Kaari, no proszę cię. Nie bądź taka okrutna – Jyrki nie podzielił jej entuzjazmu.
- Masz rację, lepiej od razu zaproszenie na ślub – uśmiechnęła się złośliwie.
- Daj spokój, po tym, co zrobiła, nie wpuszczę jej na ceremonię. Kto wie, co by odwaliła. Poza tym z moralnego punktu widzenia to byłoby jednak bardzo niesmaczne z naszej strony.
- Wiem, przecież żartuję – speszyła się na ostatnią sugestię.
- Spoko i tak dowie się z fejsa, jak zmienisz nazwisko. Jestem pewien, że nas tam śledzi.
- A skąd wiesz, że to zrobię? Może lubię nazywać się Venerinen? – uszczypnęła zadziornie, po czym zaczęła wyszukiwać na telefonie kontakt do Tanji, by posłać jej najnowsze zdjęcia.
- „Siostrzyczka pewnie zemdleje, jak zobaczy” – Jyrki parsknął w duchu, obejmując teraz już narzeczoną ramieniem.

***

    Aleksi spoglądał od niechcenia na telewizję a Tanja przeglądała portal społecznościowy. Jak to mieli w zwyczaju, odpoczywali razem na łóżku. Wtem jej komórka zaczęła nadawać sygnał o nadchodzących wiadomościach. Zaraz potem przed twarzą Aleksego zaczęły „fruwać” kolorowe obrazki, gdyż żona z przejęciem pokazywała mu zdjęcia, jakie właśnie przysłała szwagierka.
- To ta świecąca plaża, czytałam o niej! Patrz jakie wzorki robili na piasku! Jeju, ale im zazdroszczę! – „nadawała” przy tym.
    Tylko przelotnie rzucał okiem, mrucząc przy tym dla świętego spokoju, że ładne, gdyż wolał ujrzeć owe cuda na własne oczy. Co mu tam, że zerknie na fotografię, jak i tak nie czuje jej klimatu? Jego zdaniem najlepszym aparatem było ludzkie oko.
    Tanja z kolei zaczęła rozważać, co też ona by narysowała, gdyby tam była. Wreszcie, gdy nadeszła ostatnia wiadomość, zerwała się z łóżka i zawołała tak głośno, że aż drgnął niespokojnie.
- Co jest? Rekin ich zjadł, czy jak? – wykrztusił wystraszony.
- Zaręczyli się – wybąkała, prezentując mu otrzymane zdjęcie. Padł z powrotem na poduszki, wywracając przy tym oczami.
- A co w tym takiego zaskakującego? Przecież znają się nie od dziś, więc to było raczej do przewidzenia – wzruszył niedbale ramionami.
- No niby tak, ale…
- Nie sądziłaś, że facet jego pokroju zdecyduje się na taki krok?
- Może? – przyznała w zamyśleniu – to ci dopiero! Mama chyba dostanie zawału, jak się dowie! Zaraz do niej napiszę… albo nie, lepiej wyślę fotkę – parsknęła zaraz potem.
- Tanja… - zmierzył ją, „groźnie” przeciągając końcówkę, a to oznaczało, że coś mu się nie podoba. W rezultacie jej palce zastygły na ekranie wyświetlacza – ani się waż, to są ich prywatne sprawy i tylko oni mają prawo decydować, kiedy i komu o tym powiedzą – pogroził palcem.
- No wiem, ale Kaari może…
- Żadnych „ale”. Chciałabyś, żeby ktoś za ciebie powiadomił innych, gdy byłaś w ciąży z Liiną?
- I tak się dowiedzieli nie tak, jak sobie wymarzyłam… Dobra, masz rację. Trochę się zagalopowałam – przyznała z niechęcią – ale chciałabym widzieć jej reakcję – zaśmiała się do siebie.
- Zapewne będzie taka sama, jak na nasze zaręczyny, więc dużo nie stracisz – przeciągnął się, wygodniej opierając na wezgłowiu łóżka.
- Tak… „To za wcześnie, musisz go lepiej poznać”, „Nie będziesz z nim szczęśliwa, on nie jest dla ciebie” – zacytowała, naśladując mimikę matki, po czym zapatrzyła się na dłoń, na której jeden z palców zdobił pierścionek, jaki „Aleks” wręczył jej tuż przed ślubem. Obserwował ów zabieg przez chwilę, aż wreszcie rzucił niby to od niechcenia:  
- Zaręczyn też jej zazdrościsz?
- Co? Dlaczego? – spojrzała nań rozkojarzona.
- No bo nie były takie… powiedzmy wystawne. Można wręcz rzec nijakie? – ciągnął bez wyrazu, lecz znała go na tyle dobrze, by zorientować się, że tak naprawdę to on poczuł się w tej chwili gorszy od Jyrkiego. Wszak na tę chwilę nie miał obmyślonego żadnego planu, ot dał jej pierścionek i tyle.
- Daj spokój, nawet mi to nie przeszło przez myśl – posłała mu łagodny uśmiech – w tamtej chwili liczyło się dla mnie tylko to, że w ogóle chcesz się ze mną ożenić. Właśnie to wspominałam, jak szczęśliwa wtedy byłam. Zresztą co tam po wymyślnych zaręczynach jak po ślubie życie jest do kitu?
- Czyli twoim zdaniem jak romantyczna otoczka opadnie, nie będą ze sobą szczęśliwi?
- Nie… - skrzywiła się – nie mnie oceniać ich intencje i czy do siebie pasują. Nasza sytuacja była inna, on po prostu miał możliwości, żeby to uatrakcyjnić i do tego pomysł. A ty, bez względu na to, czy też tak potrafisz, czy nie, wystarczasz mi w zupełności i więcej nie marudź – wygłosiła, pukając go palcem w pierś, gdyż domyślała się, iż zaraz powie, że on nie potrafi być typem romantyka.
- W porządku, pani profesor wygłosiła opinię, to teraz niech poświęci swój cenny czas mnie – przyciągnął ją do siebie i zaczął całować po szyi.
- Poczekaj, muszę odpisać na wiadomość – zaśmiała się, próbując sięgnąć po telefon – wyślę im gratulacje.
- To napisz „Gratuluję” i już.
- No weź, też byś chciał otrzymać takie „wylewne” życzenia? To ważne, żebym to właśnie ja napisała im coś miłego. No Aleks! – zbiła go po ramieniu.
- Te pół godziny może zaczekać, nie musiałaś przecież od razu odebrać, ty nie masz wakacji. Odłóż to na razie i potem coś razem wymyślimy, przecież tam pewnie jest kilka godzin do przodu, to zdążysz im coś wysłać, zanim uderzą w kimono – „bezczelnie” wyrwał jej komórkę z ręki i na szczęście tylko położył na nocnej szafce, zamiast demonstracyjnie rzucić za siebie. Zrobiła kwaśną minę, przez chwilę udając niedostępną, ale wreszcie pozwoliła się objąć.

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 5547 słów i 31226 znaków, zaktualizowała 30 lis 2019.

1 komentarz

 
  • Użytkownik lolissss

    ah w końcu się doczekałam! naprawdę nie masz pojęcia jak się ciesze z kolejnej części!! cudowna i zaręczyny na malediwach... sama chciałabym takie  :cool:

    30 lis 2019

  • Użytkownik nutty25

    @lolissss cieszę się i miło mi ;) ja też oczywiście bym takie chciała dlatego mnie wyobraźnia poniosła ;)

    1 gru 2019