Love me like you do cz. 2

- Podobno najgorszy jest pierwszy rok. Potem przyzwyczaja się do swoich dziwactw i innych takich, i powinno być znośnie – tłumaczyła Hanna, przygotowując dla swego gościa kawę.
- Aż rok? – westchnął Aleksi. W rzeczy samej: choć sam w to nie wierzył, udał się właśnie do matki po to, by się wyżalić i zapytać o radę. Chodziło oczywiście o jego "zgrzyty mieszkaniowe” z Tanją. Wykorzystał fakt, że żona poszła na zajęcia i bynajmniej nie miał zamiaru przyznawać się jej do owej wizyty. Raz, że powodował nim wstyd (on, taki dumny, poszedł do kobiety, która go porzuciła), a z drugiej strony Tanja nie ufała teściowej, odkąd ta poniżyła ją po jego wyjściu z aresztu. Może i miała w tym trochę racji, gdyż wtrącający się pomiędzy małżonków teściowie niejednokrotnie potrafią swymi "radami” oraz wścibstwem zatruć nawet najsilniejszą więź między dwojgiem ludzi.
  Hanna jednak, pomimo tego, iż w istocie nie lubiła synowej (po tej historii z uwięzieniem Aleksego), starała się wysłuchać syna bez wydawania osądów i dać jak najbardziej bezstronną radę. Na usta tak bardzo cisnęło się stwierdzenie, że "widziały gały, co brały”, ale wolała zachować to dla siebie. Aleksi był tak bardzo wpatrzony w tą "pannicę”, a ona pojawiła się w jego życiu zbyt późno, jako matka, by teraz robić mu wyrzuty.
- Spróbujcie iść na ustępstwa, to wam znacznie ułatwi sprawę – kontynuowała, stawiając przed synem kubek z napojem.
- Łatwo się mówi – wywrócił oczami, wspominając kłótnię o owo "głupie” zdjęcie. Z perspektywy czasu wyglądało to idiotycznie, ale tak bardzo chciał postawić na swoim!
- O tak, ja wiem, że obydwoje jesteście uparci – parsknęła lekkim śmiechem – ale czasami trzeba schować swoje racje do kieszeni. Ponieważ jesteś starszy, ustępuj jej, kiedy tylko będzie to stosowne. Zobaczysz, że wkrótce nauczy się tego od ciebie. No i nie traktuj wszystkiego śmiertelnie poważnie.
- Staram się, ale ona robi zupełnie odwrotnie i wyprowadza mnie z równowagi – mruknął, mając na myśli choćby nieudany obiad.
- Bo bardzo chce ci zaimponować, w końcu tyle się o niej mówiło przed ślubem, że tego nie potrafi, tamtego… za bardzo wzięła to sobie do serca, ale gdy tylko poczuje się pewniej, przejdzie jej – tłumaczyła cierpliwie, na co tylko mruknął pod nosem "Oby”. Na moment zapadła cisza, gdyż gospodyni zastanawiała się, czy w ogóle może poruszyć taki temat – a jak tam… reszta? W sensie pozostałe obowiązki małżeńskie?
- Bo ja wiem? Raz lepiej, raz gorzej – wzruszył niedbale ramionami – nie narzekam – dodał, być może nie do końca rozumiejąc istotę pytania.
- To dobrze, cieszę się – zasiadła naprzeciwko, posyłając mu lekki uśmiech. Gdy uniósł do ust kubek, wpatrzyła się w jego obrączkę – jestem bardzo zadowolona, że przynajmniej jedno z moich dzieci się ustatkowało. Przychodź, kiedy tylko będziesz czuł taką potrzebę. Z żoną też – puściła oczko, na co niemal zakrztusił się popijanym łykiem, gdyż się oczywiście speszył.
  Była jak najbardziej szczera w swych intencjach: będzie znosić obecność Tanji dla niego. W przeciwnym razie mógłby się od niej odwrócić, oburzony wrogą postawą wobec jego małżonki, a tego, jako matka, bardzo nie chciała.

  Rozdział 2

  Tego wieczora mieszkanie państwa Venerinen, ku ich wielkiej uciesze, znowu się zapełniło, jak za dawnych czasów. Powodem była kolejna rocznica ich ślubu. Postanowili uczcić ją w rodzinnym gronie, toteż była Kaari, Matti, oraz Tanja ze swoim mężem. Z uwagi na to, że Juha miał unikać alkoholu, na stole stanęła "tylko” jedna butelka "Finlandii” oraz napoje do drinków. Prócz tego gospodynie owych kątów uraczyły gości przekąskami z ryb, oraz słodyczami.
  Wieczór upływał w miłej atmosferze. Wspominali, śmiali się, to znów przedrzeźniali. Kaari niemal nie spuszczała wzroku z obecnych tam par. Rodzice "słodzili sobie” z okazji swego święta, posyłając nawzajem uśmiechy. Z kolei świeżo poślubiona para droczyła się między sobą, patrząc na siebie tym rozmarzonym wzrokiem, jaki cechuje zakochanych. Do tego Tanja cały czas ściskała w swym ręku dłoń Aleksego. Robiła to bezwiednie, bo chciała czuć jego bliskość, lecz w oczach starszej siostry wyglądało to tak, jakby w ten sposób "znaczyła swoje terytorium”.  
  O ile Matti, który również był w owym gronie "singlem”, nic sobie z tego nie robił, to ją, Kaari, pożerała straszna zazdrość. Jeszcze do niedawna sama miała możliwość "korzystać” z takich gestów i na pewno byłaby tak szczęśliwa, jak oni, gdyby nie był to Jyrki… No, ale przynajmniej ktoś koło niej "skakał”, zabiegał o jej względy. A teraz? Znowu ogarnęła ją ta przejmująca gorycz, iż ona nie może trafić na nikogo odpowiedniego, kto byłby w nią tak wpatrzony, jak szwagier w siostrę – pomimo jej wad i życiowego niedoświadczenia. A może taki ktoś już był, tyle że sama go odtrąciła…?
  Ojciec zaczął przesadzać z polewaniem sobie alkoholu, więc to jej (ku jego niezadowoleniu) matka powierzyła pieczę nad butelką. Wykorzystała to, by dolewać sobie wódki do soku. Na trzeźwo chyba nie zniesie tego "teatru”. Niestety, trochę przeceniła swoją głowę i w rezultacie poczuła, że zaczęło jej w niej szumieć. Nie była jednak w "szampańskim” nastroju, co by mogła żartować i śpiewać. Wręcz przeciwnie, zaczęła atakować Tanję, która właśnie opowiadała o nieudanej próbie przyrządzenia łososia w warzywach:
- To jak ty chcesz dalej żyć? Myślisz, że facet będzie za ciebie wszystko robił? A jak pójdzie do pracy, to co? Umrzesz z głodu? – prychnęła opryskliwie. Od razu zaległa cisza, gdyż dotąd każdy wtrącał jakąś uwagę w formie żartu. I w takim też duchu opowiadała pani Kietala.
- No uczę się przecież – parsknęła niepewnie, jednym okiem obserwując męża, gdyż była ciekawa jego reakcji na owe zarzuty.
- Jasne, już to widzę! – ciągnęła w tym samym tonie – pewnie śpisz do południa i kiedy niby masz coś zrobić? Powinnaś wybudować Aleksowi pomnik za jego cierpliwość! – kiwnęła na niego. Zebrani spojrzeli po sobie, zastanawiając się, jak zdławić w zarodku rosnący spór.
- Dobrze, starczy. Tanja ma jeszcze czas, żeby ze wszystkim dojść do ładu. W końcu to dla niej nowa rola – wtrąciła Krystyna.
- Jaki znowu czas, helloł? – parsknęła ironicznie – Aleks ma czekać do 50-tki, tak?
- Możesz nie odpowiadać za mnie? Jestem tutaj i bardzo nie lubię, gdy ktoś narzuca mi swoje zdanie – ozwał się w końcu Aleksi.
- Ale powiedz sam: nie wkurza cię jej niezaradność? – spojrzała mu pytająco w oczy. Tanja poczuła na całym ciele nieprzyjemne ciarki. Narastająca w niej złość oraz uraza zaczęły przesłaniać fakt, iż to jej własna siostra.
- Ale nie psujmy wieczoru, dobra? – jęknął przeciągle Matti, a Juha skarcił starszą córkę. Było jednak za późno, czara goryczy zdążyła się przelać.
- Czego ty ode mnie chcesz?! Co ci się nie podoba?! – zaatakowała wzburzona Tanja, wstając przy tym z miejsca, by dodać wagi swoim słowom – mam go zostawić, bo ty jesteś zazdrosna?! Nie wolno mi ułożyć sobie życia, mam płakać po kątach, aż się zestarzeję, bo nie umiem gotować?! Popaść w depresję, jak po tamtym palancie?!
- To nie ma sensu, zostaw ją – mąż pociągnął ją za rękę w dół, lecz ona nie miała zamiaru go słuchać. Kaari również się wyprostowała, dzięki czemu na zebranych padł cień strachu: zaraz dojdzie do rękoczynów!
- Jestem zazdrosna, tak! Bo ty masz wszystko! Faceta, mieszkanie, kota, nadopiekuńczych rodziców i może jeszcze niedługo słodkiego dzieciaczka do pokaźnej kolekcji! – zaakcentowała cynicznie – ale, co ciekawe, wcale nie musiałaś na to pracować! Wystarczyło puścić się z jakimś stukniętym kretynem! – wysyczała z pogardą. Co raczej zrozumiałe, siostra odwzajemniła się jej policzkiem, w rezultacie czego ta starsza prawie się przewróciła pod wpływem siły uderzenia. W pokoju powstał istny harmider. Nim spoliczkowana zdążyła na to zareagować, szwagier chwycił Tanję w pasie i odciągnął od stołu.
- Dosyć, starczy na dzisiaj! – skarcił żonę.
- Sama mogłaś mieć to wszystko, czego chcesz ode mnie?! Przecież ten idiota, Jyrki, łaził za tobą, jak wierny pies, ale własnoręcznie kopnęłaś go w tyłek, to o co teraz pretensje?! Spójrz lepiej na siebie! – wykrzyczała jeszcze, po czym wyrwała się mu i uciekła do swojego starego pokoju.
  Kaari stała, jak wryta, powoli trawiąc to, czym poczęstowała ją młodsza siostra. Rodzina mierzyła ją ze złością, każdy miał ochotę jej wygarnąć. Poczuła się napiętnowana, do tego te wyrzuty Tanji tak bardzo prawdziwe… Nie mogła wytrzymać tego napięcia, do tego zaczął pożerać ją wstyd. Mimo, że wypity alkohol nieco wpływał na jej koordynację, również pobiegła do siebie.
- No i co najlepszego zrobiłaś?! – dobiegł ją jeszcze wyrzut matki.
  Zatrzasnęła się u siebie, przekręcając zamek, by nikt nie mógł się do niej dostać, by prawić kazania. W obecnej chwili nie chciała widzieć niczyjej twarzy. Nikt nie mógł pomóc, ukoić bólu i wstydu, jaki opanował jej ciało. Nikt by też nie próbował.
  Chwyciła się za włosy i zjechała do podłogi, wybuchając dzikim płaczem. Przez głowę toczyło się tysiąc myśli, niczym stado koni, które swymi kopytami tratowały wszystko, co tylko napotkały na swej drodze. Cały jej świat runął w posadach, nie było już nic. Była taka mała, taka do niczego… Jedyne, co potrafiła, to krzywdzić ludzi, którzy ją kochali…  
  Dławiąc się łzami, rzuciła się na łóżko, tuląc do siebie poduszkę. Zabawne, jak potrafi odwrócić się sytuacja: niegdyś to Tanja marzyła jedynie o śmierci, by zapaść się pod ziemię, a ona ją pocieszała. Teraz to ona tak się czuła, lecz młodsza siostra nie przyjdzie jej się odwdzięczyć, gdyż co dopiero wbiła jej nóż w plecy.
  W sypialni rodziców nadal trwała konsternacja. Zebrani prychali, potrząsając głowami, aż wreszcie wyłoniła się kwestia, kto pójdzie do Tanji? Krystyna oczywiście była gotowa biec, lecz Juha ostudził jej zapał, przypominając, że raczej powinien zrobić to mąż. On za to pójdzie do starszej córki, choć zdawało się to nie mieć najmniejszego sensu.
  Aleksi westchnął ciężko, wyklinając w duchu na szwagierkę. Było już dobrze, udało mu się przekonać Tanję, że jej nieumiejętność gotowania nie jest końcem świata. Ale teraz, przez Kaari, zapewne znowu zacznie wyrzucać sobie swoje wady. I po raz kolejny będzie musiał jej wszystko tłumaczyć… Ile jeszcze?! Może wygadana szwagierka miała rację z tym pomnikiem? Ale robił to przecież, bo mu na niej zależało.
  Pchnął drzwi od jej dawnego pokoju. Dojrzał ją, siedzącą na swym starym łóżku. Jak się mógł tego spodziewać, raz po raz przecierała policzki. Po raz kolejny tego wieczora nabrał haust powietrza. Czekała go ciężka rozmowa… Podszedł do niej i przykucnął naprzeciwko, by lepiej widzieć jej twarz. Widząc go, oczywiście ją odwróciła.
- Tylko nie mów, że ona ma rację – zaczął ostrożnie.
- Skąd wiesz, że miałam taki zamiar? – mruknęła bez wyrazu.
- Trochę cię znam… żeby nie powiedzieć, bardzo dobrze – uśmiechnął się blado. Odwróciła twarz w jego stronę i dotknęła jego policzka, patrząc przez chwilę w milczeniu.
- Marnujesz się tylko przy mnie. Ten ślub był głupim pomysłem – rzuciła wreszcie, patrząc mu prosto w oczy, by jej słowa nabrały jeszcze większego wyrazu.
- Możecie wreszcie przestać mówić za mnie? – zmarszczył groźnie brwi, toteż spuściła głowę zmieszana – nawet nie wiesz, jak mnie to cholernie wkurza! Jeśli się kiedyś rozwiedziemy, to owszem, ale przez to twoje ględzenie – dodał zupełnie poważnie.
- Przepraszam, już nie będę – bąknęła, prędko podnosząc oczy.
- Widzisz? Jak to, to jesteś skłonna słać mnie w diabły, bo rzekomo mi źle, ale jak przychodzi, co do czego, to się boisz, że faktycznie sobie pójdę – zauważył przebiegle, na co parsknęła nieśmiałym śmiechem – chodź – rozłożył ramiona, toteż prędko w nich utonęła, mocno się doń tuląc.
- Kocham cię – szepnęła, jak zwykle usłyszawszy w odpowiedzi "Ja ciebie też” – jutro zaczynam budowę pomnika – dodała, błogo wzdychając.
- Przestań… w tej chwili nie mamy na to pieniędzy – skrzywił się i obydwoje wybuchli śmiechem.

***

  Dochodziła siódma rano. W mieszkaniu panowała głucha cisza, gdyż wszyscy jeszcze spali, łącznie z kotem, który drzemał w nogach właścicieli, choć posiadał własne legowisko. Każdy słodko śnił, gdy… nagle po pokoju rozszedł się głośny dźwięk budzika z telefonu.
- Spóźnię się do roboty! – zerwał się zaspany, zaraz też przypomniawszy sobie, że… nie pracuje. Żona, jęcząc do siebie, uniosła się w posłaniu i wyłączyła nieznośną dla ucha melodyjkę – po co go ustawiłaś? Wychodzisz gdzieś? – podrapał się po zmierzwionych włosach.
- Nie… muszę wstać, żeby ogarnąć śniadanie, nakarmić kota i posprzątać… - ziewnęła, leniwie się przeciągając.
- Jest niedziela, 7:00 rano! – skrzywił się.
- To co? Kiedyś muszę zacząć wstawać wcześniej – usiadła na łóżku, choć z wielkim trudem, gdyż oczy same się jej zamykały.
- "Rany, ze skrajności w skrajność!” – warknął w duchu – mamy siekierę? Idę zabić Kaari – mruknął, oplatając ją ramionami w pasie, po czym wsparł się o jej plecy, jakby miał tak zamiar usnąć.
- To nie przez Kaari… Aleks, wypuść mnie.
- Aleks to wie, że o tej porze się jeszcze śpi – kiwnął na kota, który w istocie drzemał, zwinięty w kłębek, i bynajmniej nie miał zamiaru na razie się ruszać – przestań się wygłupiać i wracaj do wyra. Ja będę jadł dopiero za dwie godziny – dodał, ciągnąc ją w swoją stronę. Pomarudziła jeszcze trochę, ale ciepłe łóżko było zbyt kuszące, toteż posłuchała jego podszeptów.
- Dobra, ale masz mnie obudzić, jak będziesz wstawać – poleciła, tuląc się do męża, i zamknęła oczy.
  Nie miała pojęcia, ile spała, ale obudziła się z wrażeniem wyspania. Przeciągnęła się i niechcący uderzyła towarzysza obok, który także był jeszcze w łóżku, tyle że opierał się o wezgłowie mebla.
- Dzień dobry – rzekł na to.
- Która godzina? – odwróciła się do niego z promiennym uśmiechem.
- Jedenasta – odparł, na co natychmiast spochmurniała, a po pokoju rozszedł się jęk zawodu.
- Kiedy wstałeś?! – zerwała się do pionu, patrząc z niedowierzaniem na wyświetlacz telefonu.
- Z jaką godzinę temu? – uniósł bezradnie ramiona.
- Przecież miałeś mnie obudzić! – pisnęła, niczym rozwydrzony bachor.
- Tak słodko spałaś… pomyślałem, że nie ma takiej potrzeby.
- Jak to nie?! A Aleks?!
- Dałem mu jeść i wróciłem tutaj.
- A ty? Jadłeś coś? – dopytywała z tą swoją "zabójczą” miną, na co miał ochotę wybuchnąć śmiechem.
- Nie, czekałem aż ty wstaniesz – odrzekł z grymasem, gdyż coraz trudniej udawało mu się zachować powagę.
- Tak nie można! Nabawisz się wrzodów! – przyjęła zamkniętą postawę.
- Dobra, dobra, pani medyk. Teraz już nie śpisz, więc możemy… - nie zdążył dokończyć, bo oto dzwonek do drzwi. Od razu spojrzeli po sobie pytająco, gdyż nikogo się nie spodziewali. Czyżby Hanna wpadła z niespodziewaną wizytą? Nie, pora była raczej zbyt wczesna… Chyba w domu nie stało się nic złego po tych "siostrzanych akcjach”?!
  Gdy Aleksi poszedł otworzyć, oto okazało się, iż to w istocie ktoś z rodziny Tanji – jej siostra Kaari. Widząc go w piżamie speszyła się, gdyż sądziła, że o tej porze będą już "na chodzie”. No, a przynajmniej on. Ale no tak – niedziela plus młode małżeństwo równa się długie wylegiwanie. Tyle, że ona nie mogła dłużej z tym zwlekać, inaczej chyba by zwariowała!
- Przepraszam… może wpadnę później – bąknęła, mierząc go z wahaniem, gdyż było jej wstyd po wczorajszym.
- Nie, Tanja już nie śpi, a ty pewnie do niej – odsunął się, by pozwolić jej przejść. Zaraz potem udał się do sypialni, by powiadomić żonę o przybyciu gościa. Kaari nerwowo przewróciła oczami, gdyż obawiała się, że ta odprawi ją z kwitkiem. Wszak Tanja potrafiła być nieprzejednana… I jeszcze to jego "Tanek, Kaari do ciebie”. Siostra trafiła na prawdziwą żyłę złota. Oby umiała to docenić.
  Szwagier opuścił pokój, kierując ją do tego drugiego, a sam poinformował małżonkę, że idzie do kuchni zrobić śniadanie. Przybyła znowu poczuła ukłucie zazdrości. Gdzie szukać drugiego takiego?
  Odetchnąwszy głęboko, przekroczyła próg właściwego pokoju i rozejrzała się dookoła. Gospodyni już dokonała tutaj "spustoszeń” tymi swoimi ozdobami. To już zdecydowanie nie było mieszkanie kawalera. Podeszła do biurka, na którym stało to "nieszczęsne” zdjęcie "Aleksa” ze studiów – tak, Tanja postawiła na swoim. Starsza siostra jeszcze go nie widziała, toteż zaczęła mu uważnie przyglądać. Chyba i z tego powodu nie chciał, by stało ono na widoku.
  Do środka wbiegł kot i zaczął się jej łasić koło nóg. Za nim podążała gospodyni owych kątów. Na jej widok rzuciła ciche "Cześć”. Tanja odpowiedziała skinięciem głowy, po czym założyła rękę na rękę, dociskając je do puchatego, kremowego szlafroka.
- Jak widać jeszcze się nie przebrałam, w końcu długo śpię – burknęła, zapewne odnosząc się do jej wczorajszych przytyków.
- To twoje mieszkanie, możesz chodzić, jak chcesz – odparła nieśmiało – ja chciałam… przyszłam… kurcze, no strasznie mi głupio po wczorajszym! Zachowałam się, jak idiotka… przyszłam przeprosić – wyrzuciła z siebie niemal jednym tchem. Siostra jedynie słuchała, mierząc ją bliżej nieokreślonym spojrzeniem – masz rację: sama jestem sobie winna, że tak jest! Nie mam prawa winić za swoje porażki ciebie! – dodała z goryczą, po czym usiadła na stojącym w kącie fotelu i zakryła rękoma twarz.
- Po prostu nie trafiłaś na odpowiedniego faceta – mruknęła, zmierzając ku niej.
- A który taki będzie? A może już był, tylko że sama go spławiłam?! – prychnęła cierpko.
- Daj spokój, przecież mówiłaś, że nie było między wami chemii… ale jeśli coś tam do niego jednak masz, to nie krępuj się. Nie patrz na mnie, czy rodziców, tylko działaj. Sama mi to kiedyś radziłaś, pamiętasz? – Tanja wzruszyła ramionami, wkładając ręce w kieszenie szlafroka.
- O czym ty chrzanisz? – skrzywiła się.
- No, żebyś wróciła do Jyrkiego, jak ci na nim zależy… - wydukała, obawiając się nagany po takiej reakcji siostry.
- Weź, przestań! Już w życiu się do mnie nie odezwie… to jest, JA GO NIE CHCĘ i jestem na niego wściekła – stanęła na baczność, dumnie się pusząc.
- Dobra, nic nie mówiłam – zaparła się rękoma.
- To jak? Wybaczysz mi? – popatrzyła błagalnie – ja naprawdę żałuję. Nie spałam prawie całą noc, tylko czekałam, kiedy będzie ten głupi ranek, żeby ci to powiedzieć. Nie wiem, co we mnie wstąpiło, ale jak zobaczyłam was takich radosnych i zakochanych, to szlag mnie trafił! – wyrzuciła z siebie, krzywiąc się na koniec, jakby miała rozpłakać.
- Oj, przecież wiesz, że tak, czy inaczej ci wybaczę – mruknęła, rozkładając ręce, toteż Kaari skwapliwie odwzajemniła gest. Wyściskały się, jakby sto lat nie widziały, pieczętując zgodę całusem w policzek – masz rację – westchnęła zaraz potem Tanja, po czym obejrzała się do tyłu, czy aby "Aleks” nie podsłuchuje, bądź przypadkiem nie kręci się gdzieś obok – ja na serio nie nadaję się na żonę. Nie wiem, jak on ze mną wytrzymuje. Na razie mu to nie przeszkadza, ale jak pójdzie do pracy, albo spadną mu różowe okulary, to czarno to widzę – dodała szeptem.
- Zdążysz się nauczyć – machnęła ręką. Niestety, owo stwierdzenie ani trochę nie pocieszyło młodszej siostry. Co chwilę to słyszała, ale jakoś nie bardzo w to wierzyła… - wiesz, co? Mogę do was wpadać raz w tygodniu po pracy i dawać ci lekcje gotowania – dodała po chwili olśniona.
- Naprawdę? Zrobiłabyś to dla mnie? – w wielkiej ekscytacji aż chwyciła ją za dłonie.
- No pewnie, co to dla mnie? I tak nie mam nic lepszego do roboty – uśmiechnęła się lekko – mogłabym nawet częściej, ale nie chcę wam przeszkadzać – dodała, puszczając oczko.
- Jesteś wielka! – rzuciła się jej na szyję.
- Ale pamiętaj, że nawet najlepsze żarcie nie zastąpi miłości. Faceci lubią być, mimo wszystko, rozpieszczani, nawet, jeśli się do tego nie przyznają – rzekła, niby to poważnie, ale zaraz parsknęła śmiechem, na co Tanja jej zawtórowała.
- Jak tam? Pokój już zawarty? – przez szparę w drzwiach zajrzał Aleksi, na co żona gorąco przytaknęła – w takim razie chodź na śniadanie. Kaari, ty też.
- Nie, dzięki. Już jadłam – zaprotestowała nieśmiało, zaskoczona tak miłym przyjęciem. W końcu wczoraj "sponiewierała” jego małżonkę.
- To co? Ale przynajmniej z nami posiedzisz. Co nie, Aleks? – pociągnęła ją za dłoń, zwracając się w kierunku szwagra. Ten oczywiście przytaknął, toteż Kaari skapitulowała i pozwoliła poprowadzić się do kuchni.

***

  Tego dnia odbywała się impreza integracyjna, której Kaari tak bardzo nie chciała. Należało przyjść w wygodnym, acz eleganckim stroju, toteż ubrała się w granatową, dzianinową sukienkę do kolan, by "nie gorszyć” szefostwa. Do tego włożyła czarne, wiązane półbuty na obcasie i srebrny naszyjnik w kształcie serca na długim łańcuszku.
  Przeglądając się w lustrze z każdej możliwej strony zastanawiała się, po co to wszystko, skoro nie miała komu się podobać? To uczucie, gdy ktoś ci się uważnie przygląda i wyraża swój podziw, było bardzo miłe. Rzecz jasna, ze strony męskiej płci. Brakowało jej tego… Westchnęła ciężko i sięgnęła po telefon, by zadzwonić do Kaisy z przypomnieniem, iż jej ewentualna spódnica ma być odpowiedniej długości.
  Zabawa odbywała się w bufecie – na tą okazję usunięto wszystkie stoliki i ustawiono podest, jaki miał pełnić rolę sceny. Właściciel firmy wynajął zespół, który miał swą grą umilać zebranym wieczór. Przewidziano też przemówienia oraz rozdanie nagród dla "wzorowych” pracowników.
  Gdy dotarły na miejsce, parter był już pełen ludzi. Kaari nie miała pojęcia, że firma, w której pracowała, liczyła aż tylu zatrudnionych. Pod ścianą stały stoliki i krzesła, a w jednym z rogów długi stół z przekąskami i słodkimi deserami. Rzecz jasna, nie brakowało trunków – co prawda słabych – oraz ciepłej kawy i herbaty.  
  Kaisa, wystrojona w połyskującą, srebrną bluzkę oraz dopasowaną ołówkową spódnicę w kolorze czerni, szybko odnalazła się w tłumie, ciągnąc za sobą stonowaną Kaari, choć pierwotnie miało być przecież odwrotnie. Panna Venerinen nerwowo rozglądała się dookoła w obawie, że przypadkiem wpadnie na Jyrkiego. Jak na razie nigdzie go nie dostrzegała, więc może go nie będzie?
  Zbliżała się godzina "oficjalnego rozpoczęcia” imprezy (większość już dawno czymś się zajadała, to popijała trunki). Kaari zrelaksowała się, przekonana, że muzyka nie będzie. W najlepsze rozmawiała z Kaisą i jeszcze jedną koleżanką z piętra, popijając wspólnie kawę, gdy nagle ta pierwsza trąciła ją w ramię, pokazując coś w kierunku drzwi wejściowych. Gdy podążyła wzrokiem w tamtą stronę, natychmiast zamarła.
  Jyrki oczywiście nie mógł przepuścić takiej okazji i właśnie przeciskał się pomiędzy zebranymi z zadziornym uśmiechem na ustach. Uwagę byłej dziewczyny przykuł jednak jego strój, bowiem ubrał się stosownie do okazji: w eleganckie, ciemne spodnie, granatową koszulę, której rękawy podwinął do łokci, zaś na wierzch założył czarną kamizelkę. Co prawda nie ogolił się, a włosy niesfornie spadały mu na czoło, ale to tylko dodawało mu uroku.
  Kaari nie potrafiła oderwać od niego wzroku, w rezultacie czego ich spojrzenia w końcu się spotkały. Na jej widok mina natychmiast mu zrzedła, zaś ona zakrztusiła się popijaną właśnie kawą.
- Wow, dzisiaj wygląda jeszcze lepiej! – zawołała Kaisa, wyrywając ją tym samym z chwilowego letargu – chciałabym go poznać – dodała jękliwie, jakby był dla niej jakąś nieosiągalną "gwiazdą”, którą mogłaby podziwiać jedynie z daleka.
- To idź i zagadaj do niego – panna Venerinen niedbale wzruszyła ramionami.
- Nie, wstydzę się… Patrzy tu! – pisnęła… chowając się za plecami starszej koleżanki.
- Pewnie wpadłaś mu w oko, masz ułatwione zadanie – ciągnęła lekceważącym tonem, choć dobrze wiedziała, iż muzyk to na niej koncentruje swoją uwagę. Zapewne chciał lepiej przyjrzeć się jej stylizacji. Mimo wszystko bardzo jej to schlebiało.
- Chodź ze mną i przedstaw mnie, w końcu się znacie – poprosiła błagalnie Kaisa.
  Jeszcze czego! Nie ma zamiaru bawić się w swatkę! To tak, jakby wyciągnęła z pułapki na myszy ser i oddała go owemu zwierzątku, a sama by się na nią nadziała. Dlatego też odparła, iż nie ma ochoty na rozmowy z nim i odeszła w kierunku "szwedzkiego stołu”.
- A słyszałaś, że on…? – zaczęła tymczasem koleżanka, lecz zrezygnowana Kaisa nie dała jej dokończyć:
- Tak, wiem: grał w tym zespole, gdzie śpiewał jakiś tam świr! – machnęła ręką i podążyła w ślad za Kaari. Znajoma tymczasem chciała tak naprawdę przekazać jej "nowinę”, że panna Venerinen i ów "elegancik” przez krótką chwilę byli parą.
  Zabawa powoli się rozkręcała. Mieli już za sobą jej "najnudniejszą” część, czyli przemowy szefostwa. Pracownicy, zachęceni do wspólnej zabawy, to stali pod "sceną”, niczym fani na koncercie jakiegoś zespołu, kolejni (oczywiście po procentach) próbowali tańczyć, a jeszcze inni "podpierali ściany” to jedząc i pijąc.
  Kaari raz po raz wyglądała w tłumie byłego. Sama nie wiedziała, dlaczego to robiła, po prostu musiała na niego patrzeć. Być może Jyrki miał rację wytykając jej kiedyś, że patrzy tylko na wygląd?  
  Młoda towarzyszka jeszcze kilka razy próbowała namówić ją, by mu ją przedstawiła, ale nie dała się tknąć. Miała ułatwione zadanie, gdyż mogła wymawiać się traumą po przeżyciach z siostrą.
  Jyrki popijał słabe trunki, jedną rękę trzymając w kieszeni, jakby pozował do jakiejś sesji reklamującej piwo. Przy tym rozglądał się po zebranych w poszukiwaniu… Kaari oczywiście. Musiał przyznać, że ładnie wyglądała. Upłynął zbyt krótki okres czasu, by mógł z czystym sumieniem powiedzieć, że już nic, a nic go nie obchodzi. Jednakże zraniona duma oraz zdrowy rozsądek nakazywały trzymać się od niej z daleka, by nie rozdrapywać dopiero co zasklepiających się ran. Było to jednak bardzo trudne zadanie! Zwłaszcza, że prawie nikogo tu nie znał, a i nikt nie kwapił się, by poznać jego. W rezultacie nie miał partnera do rozmowy, który skutecznie odwracałby jego uwagę od byłej dziewczyny.
  Postanowił więc skupić się na muzykach ze sceny – w końcu się na tym znał. Zdecydowanie nie był to zespół "z wyższej półki”. Jak dla niego grali za łagodnie (choć była to rzecz gustu), wokalista brzmiał nieczysto w niektórych partiach, a gitarzysta fałszował. Najchętniej sam stanąłby po drugiej stronie.
  Być może jego pragnienie mogło się spełnić, bo oto zwrócił się do niego jeden ze stojących obok mężczyzn:
- Czy ty przypadkiem nie grywasz w "Tavastii”? – zapytał bezpośrednio, gdyż niewiele mu brakowało, by zataczać się pod wpływem alkoholu. Z takim konwersacja raczej nie mogła należeć do przyjemnych, ale lepsza taka, niż żadna. Jyrki kiwnął twierdząco głową, bo nie miał przecież czego się wstydzić – i chyba nawet raz śpiewałeś? – dopytywał nieznajomy, mrużąc przy tym oczy.
- No, zdarzyło się. Ale to był wyjątek – wzruszył ramionami, biorąc kolejny łyk.
- Ej, słuchajcie! On gra i śpiewa! – zawołał na kolegów, muzyk usiłował go uciszyć, ale wiadomo, jak to wygląda z podchmielonymi. Ku nim już zwróciło się kilkanaście par oczu. Nawet będąca na drugim krańcu sali Kaari, usłyszała, że coś się święci – zagraj coś! – zachęcił, namawiając do tego samego kolegów, którzy także już trochę "wychylili”. Rezultat był taki, iż już po chwili niemal połowa sali skandowała "Zagraj!”, choć sami nie wiedzieli, o co w ogóle chodzi.
  Wreszcie, na zakłopotanego Jyrkiego, zwrócił uwagę wokalista wynajętego zespołu pytając, czy rzeczywiście na czymś gra. Uniósł brew, celując w siebie palcem. Naprawdę tak sporo czasu upłynęło od ery jego "świetności”, że nie poznają go nawet "koledzy po fachu”?
- A grywało się trochę na basie – odparł więc, wzruszając ramionami.
- No to zapraszamy! Niech pan pokaże, co potrafi! – zachęcał wokalista, czemu wtórowały okrzyki zebranych. Co tam, niech mu będzie. Odstawił trunek i wdrapał się na scenę.
- Co się dzieje? – Kaari podeszła do równie zaciekawionej Kaisy.
- Chyba coś zagra… super! – odrzekła, prawie już klaszcząc w ręce.
  Panna Venerinen przewróciła oczami. Oby tylko nie wyskoczył z tym, co zagrał jej po weselu Tanji, bo nie ręczy za siebie! Pytanie tylko, czy przyzna się, w jakim to zespole kiedyś grał?
  Tymczasem muzyk otrzymał już od kolegi gitarę i stanął za mikrofonem.
- Zwykle nie wpycham się nikomu na scenę, ale skoro tak bardzo chcecie? Specjalnie dla was! – zawołał, natychmiast nagrodzony oklaskami, choć jeszcze niczego nie zrobił – znacie "You’re a lie” Slasha? – zwrócił się do pozostałych członków zespołu, lecz żaden z nich nie miał pojęcia, o czym też mówi – no cóż… tak też myślałem… trudno, najwyżej perkusista spróbuje się dostosować – odparł na to i zagrał pierwsze takty. Utwór w głównej mierze opierał się na mocnym, gitarowym brzmieniu, jak to na Slasha przystało, więc powinien dać sobie radę.
  Kaari przełknęła ślinę – tytuł nie zwiastował niczego dobrego… W istocie, tekst piosenki mogła śmiało odnieść do siebie, gdyż brzmiał on tak: "You are the voice of reason that I can’t escape. You cut me down a thousand times a day. I don’t need you anymore. I trusted you when there was no one else. All you did was make me doubt myself. Don’t believe you anymore. You bled me out you tore me down. Your time has come you can go”. (Jesteś głosem rozsądku, od którego nie mogę uciec. Zabijasz mnie tysiące razy dziennie. Nie potrzebuję cię więcej. Zaufałem ci, gdy nie było nikogo innego. Wszystko co robiłaś sprawiło, że zwątpiłem w siebie. Już ci nie wierzę. Wykrwawiłaś mnie, zniszczyłaś mnie. Twój czas nadszedł, możesz iść)
  Poczuła, że nogi się pod nią uginają. To było tak, jakby otrzymała bolesny policzek. Znowu to zrobił, znowu postanowił publicznie ją poniżyć! Co prawda, tym razem nikomu nie zadedykował utworu, a tutaj, w firmie była właściwie anonimowa, ale i tak wiedziała, że słowa piosenki kieruje właśnie do niej.
  Kaisa słuchała z rozdziawionymi ustami, napawając się jego głosem, to znów uważnie śledząc ruchy jego palców, które zręcznie "tańczyły” na strunach, wydobywając zeń zmyślne dźwięki.
  Skończył refren i przeszedł do drugiej zwrotki:
- "I’m fragile but I’m not a fool. I won’t hear another word from you. You won’t hurt me anymore. The hand I held just held me down. It took so long now I know”. (Jestem kruchy, ale nie jestem głupcem. Nie chcę słyszeć od ciebie ani słowa. Nie zranisz mnie więcej. Ręka którą trzymałem, tylko ściągała mnie w dół. To trwało tak długo, teraz już wiem)
  Kaari poczuła, że jeśli natychmiast stąd nie wyjdzie, to chyba się przewróci. Wróciły wszystkie wspomnienia, łącznie ze ślubem siostry i tamtym wieczorem w klubie. Nie zważając na wołania Kaisy, czym prędzej przepchnęła się do wyjścia. Mimo że było przenikliwie zimno, jak na paradowanie bez kurtki, przykucnęła pod szklanymi drzwiami, ciężko przy tym dysząc. Sama nie wiedziała, czy chce krzyczeć? Może płakać? Ogarnęło ją uczucie bezradności, a wyrzuty sumienia zaatakowały z nową siłą, choć zdawało się jej, że już je ujarzmiła.  
  Skuliła się w sobie, szczelnie oplatając ramionami, gdyż zaczęło dokuczać jej zimno.
- Wszystko w porządku? – dobiegł ją nagle męski głos. Gdy uniosła twarz dojrzała przed sobą wysokiego, łysiejącego blondyna w okularach, tak gdzieś koło 40-tki. Przyglądał się jej, od kiedy tylko wyszła z budynku, walcząc sam ze sobą, czy zagadać, czy nie? A nuż potrzebowała pomocy?
- Tak – prędko się wyprostowała, by ewentualnie nie straszyć nieznajomego – trochę źle się poczułam, ale już dobrze. Dziękuję – odchrząknęła, na co mężczyzna kiwnął głową, i zawróciła do środka.
  Tam Jyrki, wykonawszy chwytliwą "solówkę” gitarową, właśnie zakończył utwór, po czym ukłonił się przed zebranymi. Finowie na ogół są przyzwyczajeni do ostrzejszych brzmień, toteż ci zreflektowali się brawami i gwizdami. Niektórzy zaczęli nawet domagać się bisu, lecz Jyrki nie miał już ochoty na występy. Oddał instrument właścicielowi i zeskoczył ze sceny. Na dole od razu został otoczony przez wianuszek pragnących pogratulować mu talentu.
  Kaisa również bardzo chciała zamienić z nim słowo, lecz na razie dopchanie się do niego wręcz graniczyło z cudem. Poczuł się niemal, jak za starych czasów, gdy po koncertach oblegali ich fani, by zdobyć autograf, czy też zrobić sobie wymarzone zdjęcie.
  Tymczasem Kaari dołączyła już do Kaisy, która była zbyt zafascynowana Jyrkim, by dostrzec, iż coś jest nie tak.
- Gdzie byłaś? Przegapiłaś najlepsze! – zawołała z wyrzutem, na co panna Venerinen machnęła ręką. Mało to się naoglądała jego gry? "Młodą” skręciłoby ze złości, gdyby opowiedziała jej, jak to grywał dla niej "prywatnie”, w cztery oczy – jak tu się do niego dostać? – myślała głośno, niczego nieświadoma koleżanka.
- A ty dalej swoje? – Kaari przewróciła oczami i ot tak przepchnęła się przez "tłum”, po czym stanęła przed muzykiem – lubisz poniżać ludzi, co?! – zaatakowała bez zbędnych wstępów.
- O co ci chodzi? – bąknął rozkojarzony.
- Jeszcze się głupio pytasz?! A ta piosenka, to co?!
- Utwór, jak utwór! Od razu musisz odnosić wszystko do siebie? – zmarszczył brwi – chyba, że masz aż tyle masz na sumieniu? – dodał uszczypliwie. Chętnie by coś na to odparowała, lecz pomiędzy nich weszła Kaisa, ośmielona obecnością koleżanki. Ba, w jej mniemaniu Kaari to właśnie dla niej zaczepiła muzyka.
- Hej, ja również chciałam pogratulować. Świetny występ! – zagaiła z przymilnym uśmiechem.
- E tam, nic wielkiego, ale skoro chcieli? – odparł uprzejmie, kątem oka zerkając na pannę Venerinen. Z chęcią zamieniłby z nią jeszcze słowo (nawet, jeśli miałaby to być kłótnia), lecz na widok "młodej” odeszła w swoją stronę.
- Jaki skromny, to było świetne! – ciągnęła tymczasem Kaisa – od jak dawna grasz na gitarze? – pytała, jak gdyby nigdy nic.
- Bo ja wiem? Już trochę będzie… Nie kojarzysz mnie skądś? – ciekawość zwyciężyła i musiał zadać owo pytanie.
- Pewnie chodzi o ten jakiś tam zespół, w którym kiedyś grałeś? Coś tam słyszałam, ale ogólnie nie znam się na muzyce, więc nie jestem w temacie – machnęła ręką, uwodzicielsko trzepocząc przy tym rzęsami.
- Serio…? - bąknął zaskoczony. Bynajmniej nie było to negatywne zdziwienie. Tego mu trzeba było: znajomych, którzy nie będą oceniać go po przeszłości, a tym, jaki jest – Jyrki, a ty? – wystawił doń dłoń, na co skwapliwie ją odścisnęła, również się przedstawiając.
- Kaisa, bardzo miło nam się rozmawia. Chętnie bym to powtórzyła – uśmiechnęła się promiennie.
- Zawsze możesz wstąpić tutaj do bufetu, pracuję tu na co dzień – odpowiedział tym samym, na co rozmówczyni gorąco przytaknęła.
  Kaari przyglądała im się z oddali, prychając pod nosem. Wszystko wskazywało na to, że Kaisa dopięła swego. A przynajmniej w tej chwili. Ogarnęła ją mimowolna zazdrość, której podłoża nie umiała określić: o to, że koleżanka być może "ugada” sobie chłopaka podczas, gdy ona nadal będzie samotna? A może… o samego Jyrkiego? Nie, to było niedorzeczne! Na pewno chodziło o to pierwsze. Zresztą na razie nie ma się czym przejmować – ich znajomość przecież wcale nie musi rozwinąć się w coś głębszego. …Oby!  


tak dziwnie się przedzieliło... to jeden z najgorszych okresów w moim życiu, ale mimo to mój pokręcony łeb wymyślił, że mogłabym napisać historię hokeisty oraz łyżwiarki figurowej (tak, wiem - LOL). tak więc może, gdy coś z tego wyjdzie na dłuższą metę, podzielę się z Wami.

Pozdrawiam i życzę miłego czytania ;)

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 6846 słów i 38191 znaków, zaktualizowała 25 gru 2016.

4 komentarze

 
  • Aequor

    Jyrki, Tak? Zajebiste imię.  :faja:

    28 maj 2017

  • nutty25

    @Aequor a tak, fińskie ;)

    28 maj 2017

  • xxy

    :bravo:

    27 gru 2016

  • Freya.

    Trochę mi tu zgrzytnęło z przebiegiem czasu... Jak tak skoknęło im do przoda o roka, a Tanja opowiada o łososiu (z którym walczyła w poprzednim odcinku), tzn. że tam u nich, dzieje się od cholery ciekawych rzeczy (voi helvetti?) w tym "wesołym miasteczku" - znaczy małżeństwie, taaa... Kaisa staje się coraz bardziej obecną w fabule, a, i jeszcze ten kotek, o. Jeśli mówisz, że mogłabyś, tzn. że masz. Wrzuć cuś z tego i se obaczysz jaki będzie odzew. W tym momencie wartałoby zaznaczyć, że jeśli oczekujesz "rzeczywistej" reakcji na twój tekst (mam na myśli kom. itd.), to ty  powinnaś odwdzięczyć się tym samym, twgl. heyka  ;)

    26 gru 2016

  • nutty25

    @Freya. nie, nie minął rok, tylko rodzice Tan mają rocznicę ślubu, a nie pisałam, kiedy się chajtneli rodzice. wcześniej (w części nr2) byli na rocznicy u znajomych, ale swojej bynajmniej nie mieli ;) tam jest odstęp kilku dni ;) a co do tej publikacji, to pomyślę - na razie mam za mało jak na 1 część. Pozdrawiam ;)

    26 gru 2016

  • Freya.

    @nutty25 Ok. fakt - umkło mie z powoda świentowania :beek:

    26 gru 2016

  • Freya.

    @nutty25 no właśnie, a czemu tam nie grają w curling :question:

    26 gru 2016

  • nutty25

    @Freya. a jakoś tak nawet o tym nie pomyślałam ;) może coś z tym wymyślę, pomyślę ;)

    26 gru 2016

  • nutty25

    @Freya. chociaż z tego, co czytam, to bardziej kibicują, aniżeli grają "zapaleńczo" - z wyjątkiem tych, co trenują. ale może powinnam coś jeszcze przejrzeć, ale w tej chwili nie bardzo mam ochotę ;) :beek:

    26 gru 2016

  • Beno1

    nic tak nie mobilizuje do działania jak zazdrość  :jupi:

    26 gru 2016