Love me like you do cz. 40

Dzisiejszy dzień nie należał do udanych również u państwa Kietala. Tanja i Aleksi także się posprzeczali, lecz w ich wypadku poszło o dziecko. Gdy wrócił z pracy, żona poinformowała go z niemałym niepokojem, że Liina ma gorączkę. I ów fakt stał się kością niezgody: Tanja chciała czym prędzej jechać do lekarza, a Aleksi uważał, że 38 stopni to jeszcze nie taka wielka tragedia. Czytał trochę na temat ząbkowania i według Internetu mógł to być jego uboczny skutek.
- Nieraz miałaś w dzieciństwie gorączkę, ja miałem i jakoś żyjemy – mruczał, odgrzewając sobie obiad, podczas gdy małżonka stała obok i „marudziła”.
- Ale przedtem nigdy jej nie miała – upierała się przy swoim.
- Za krótko jest na świecie. Zawsze musi być ten pierwszy raz, nie panikuj.
- Nie panikuję – syknęła przez zęby, gdyż nie cierpiała tego określenia. Za każdym razem przypominało jej o nadopiekuńczej matce – może się przeziębiła? Internet nie zastąpi przecież opinii prawdziwego człowieka!
- Kaszle, ma katar? Nie, to trzeba poczekać, jak to się rozwinie – tłumaczył cierpliwie, jak gdyby nigdy nic nakładając sobie porcję na talerz.
- Lepiej powiedz od razu, że wolisz się najeść, zamiast zawieźć własną córkę do lekarza! Łaski bez, poradzę sobie sama! – prychnęła cierpko i jak burza zawróciła do wyjścia.
- Ale nie zaczynaj z tym znowu! – z hukiem odstawił talerz i pognał za nią, dzięki czemu nie zdążyła jeszcze nacisnąć klamki w drzwiach od pokoju córki – śpi spokojnie, a ty chcesz ją targać po przychodniach i to, kto wie, ile czasu! Mierzyłaś jej znowu temperaturę? – w  odpowiedzi przecząco pokręciła głową – no to zmierz, bo może się okazać, że budziłabyś ją niepotrzebnie – rozkazał, niczym sędzia ogłaszający wyrok. Małżonka, choć z oporami, udała się do sypialni małej, a on zawrócił do kuchni.
    Chwilę potem, gdy wreszcie spożywał posiłek, Tanja powróciła z grobową miną, a to oznaczało tylko jedno: znowu wyszło na jego. Miał ochotę poczęstować ją triumfalnym uśmieszkiem, który dodatkowo okrasiłby ironicznym pytaniem w stylu „To wybierasz się gdzieś?”, lecz podarował sobie wszczynanie zbędnej awantury.
- Spadło poniżej 38 – burknęła, nie patrząc na niego, jakby spodziewała się z jego strony owego uśmiechu samozadowolenia.
- Zaczekaj do jutra, może dojdą dodatkowe objawy – odrzekł bez wyrazu.
- Na wszelki wypadek zadzwonię do mamy się poradzić – rzuciła, jakby do siebie i zawróciła na pięcie.
    O nie, teraz zrobiło się niebezpiecznie. Z wrażenia aż się zakrztusił. Czym prędzej rzucił sztućce i wypalił zza stołu.
- Po co do niej dzwonić? Zaraz narobi paniki i tutaj przyjedzie, jakby Liina co najmniej umierała! – zawołał za nią.
- Do diabła, Aleksi! Chodzi o twoją córkę, odłóż te chore animozje! Chcę ją tylko zapytać, co robiła, jak my mieliśmy gorączkę! A jak nawet przyjedzie to co? Boisz się, że zagoni cię do doktorka? No tak, przecież nie chce się ruszyć dupy! Spokojnie, TO JA z nią ewentualnie pojadę. Jestem przecież dorosła i potrafię korzystać z komunikacji miejskiej – odpysknęła z ogromną dozą pogardy i już zaczęła wyszukiwać numer do Krystyny…
- To musisz dzwonić od razu do niej? A Hanna to co, nie miała dzieci? Jej nie możesz spytać? – zawołał olśniony. Z początku żona skrzywiła się lekceważąco.
- Mam dzwonić do…?! – lecz wtedy to ona dokonała ważnego odkrycia: skoro kazał jej dzwonić do swojej matki, to już było coś – no dobra, właściwie co za różnica? – bąknęła więc i udała się do ich sypialni.
    Odetchnął z ulgą i zawrócił do „nieszczęsnego” obiadu, którego chyba niedane mu było dzisiaj zjeść. To nie tak, że nie chciało mu się zawieźć córki do lekarza. Naprawdę uważał to za przesadę, zwłaszcza że nie dolegało jej nic poza podwyższoną temperaturą. Jeśli rzeczywiście był to efekt uboczny ząbkowania, cóż mógł na to poradzić lekarz? Przepisałby jakiś środek na obniżenie gorączki i tyle. No właśnie skoro już o tym mowa, to przejdzie się do apteki po jakąś poradę, żeby Tanja przestała zarzucać mu rzekome lenistwo. Chwila… a jeśli go oszukała i za chwilę wpadnie tu spanikowana teściowa z ekipą karetki pogotowia, bo przecież z jej ukochanej wnuczki uchodzi życie?!
    Pani Venerinen okropnie go irytowała tą swoją nadopiekuńczością, gdyż jak wiadomo, nie był do takowej przyzwyczajony. Mimo wszystko nie chciał też, by Liina była przesadnie niańczona, gdyż w końcowym efekcie mogło jej to zaszkodzić. Jednakże, póki co, Tanja zdawała się mieć odmienne zdanie na ten temat. I znowu wszystko rozbijało się o kwestię różnic w sposobie ich wychowania: ona „uchuchana”, on pozostawiony samemu sobie. Jak tu pogodzić dwa różne punkty widzenia? Może kiedyś w przyszłości będą mieli drugie dziecko i wtedy wszystko się wyrówna? Może…?
    Rozmowa telefoniczna z Hanną szybko przeszła z tematu Liiny na osobiste rozterki dzwoniącej, bowiem znowu odezwały się w niej obawy, że zamienia się w „panikarę”. Skoro w owym momencie teściowa była „pod ręką”, postanowiła to wykorzystać i się wyżalić. A właściwie to samo tak wyszło.
- Ależ ja cię rozumiem. To twoje pierwsze dziecko, więc to normalne, że nie wiesz, jak powinnaś postąpić – tłumaczyła cierpliwie – ja miałam podobne odczucia, a że nie mieliśmy wtedy dostępu do Internetu, jak wy teraz, to radziłam się teściowej – wspomniała ze śmiechem.
- „No to tak jak ja teraz” – przemknęło Tanji przez myśl.
- Nie martw się, wszystko z tobą w porządku. Myślę, że Aleksi też ma rację, więc nie miej mu tego za złe. Po prostu inaczej na to patrzy. Jeśli jednak małej się pogorszy, idź z nią do lekarza. Jeśli nie macie nic przeciwko temu… - zawahała się przez moment – mogłabym jutro do was wpaść, zobaczyć Liinę? – dokończyła nieśmiało.
- Ależ oczywiście, będę wdzięczna – odpowiedziała entuzjastycznie, po czym wymieniła jeszcze z Lehtinen standardowe uprzejmości i zakończyła rozmowę. Ona nie będzie taką „jędzą” i nie zabroni teściowej wizyt. Ewentualnie podświadomie chciała zrobić „Aleksowi” na złość, bo przecież często spinał się, gdy matka odwiedzała progi ich (może i) skromnego domostwa – Hanna podziela twoje zdanie – oznajmiła, wychodząc na przedpokój. Mąż akurat przetrząsał portfel.
- A nie mówiłem? – wzruszył ramionami.
- Ale mamy dmuchać na zimne, bo Kalle złapał przy ząbkowaniu zapalenie oskrzeli – dodała z nutką triumfu, by nie myślał sobie, że racja jest tylko i wyłącznie po jego stronie.
- No widzisz? A ja jako noworodek dostałem zapalenia płuc i mnie nie adoptowali z racji bycia cherlakiem – odrzekł z przesadną słodyczą.
- Rany, Aleks?! Nigdy nie dopuszczę, żeby Liina aż tak się rozchorowała! Nie możesz być aż tak lekkomyślny, przecież chodzi o dziecko! – zawołała z wyrzutem.
- Kiedy ja nie o niej – przewrócił oczami – chciałem w ten sposób podkreślić, że chorowałem poważniej od tego durnia, a mimo to jakoś żyję. Osobiście zawiozę ją do lekarza, jak będzie trzeba. Nie martw się niepotrzebnie, a tymczasem idę do apteki.
- Jesteś niemożliwy z tą twoją niechęcią do brata – wymruczała pod nosem, po czym już głośniej zawiadomiła go o jutrzejszej wizycie teściowej – ja jej nie zabraniam tu przychodzić – zauważyła gorzko.
- Tanja, to nie o to chodzi – westchnął ciężko – niech twoja matka nas odwiedza, ale nie kiedy mała jest chora, bo zwariuję przy tym jej biadoleniu!
    Tutaj musiała przyznać mu rację: przy zrównoważonej i rozsądnej Hannie pani Krysia wypadała blado z tym swoim zakładaniem najgorszego. Nieraz się o tym przekonała w dzieciństwie, nie mówiąc już o apogeum w dorosłym życiu.
- To, co mam zrobić, jak zadzwoni i zapyta o Liinę? Mam kłamać, że wszystko w porządku? – zauważyła z rezygnacją.  
- Dlaczego? Powiesz, że wychodzą jej zęby, przecież to prawda – odparł bez wahania i już miał wychodzić, gdy nagle zwrócił się w jej stronę – właściwie to dobrze, że dogadujesz się z Hanną. Z początku różnie z tym bywało – rzekł w zamyśleniu. Na twarzy żony od razu pojawił się uśmiech. Podeszła do niego i całując na pożegnanie (jakby wybierał się co najmniej do innego miasta, a nie apteki nieopodal) poleciła, by zapytał o jakiś preparat na ząbkowanie. W końcu „z tymi facetami różnie bywa” i sam mógł się nie domyślić. Oczywiście mu tego nie powiedziała, bo na pewno by się zdenerwował, zarzucając jej, iż traktuje go stereotypowo.
    Upłynęły ze dwie minuty od jego wyjścia, a tu rozległ się dzwonek do drzwi. Czyżby już zapomniał, z czym w ogóle szedł do apteki? Gdy otworzyła, okazało się jednak, że to Kaari. Odruchowo wyjrzała za siostrę w poszukiwaniu muzyka, lecz ta poinformowała ją, iż przybyła w pojedynkę. Do tego panna Venerinen miała nieciekawą minę oraz (jak na nią) „byle jakie” ubranie jakby początkowo nie zakładała, że dotrze aż tutaj. Ba, jakby w ogóle nie miała zamiaru wychodzić z domu. Wszak Kaari bardzo dbała o elegancki wygląd. A skoro tak, to coś musiało się stać.
    Usiadły w kuchni przy stole, a gospodyni zrobiła kawę. Siostra potrzebowała jednak dobrej chwili, by wyznać, z czym tak naprawdę przyszła. Gdy już zaczęła mówić, jąkała się i ostrożnie ważyła słowa, jakby miała przed sobą niezwykle surowego sędziego. Ale co fakt, to fakt: obawiała się, że po wysłuchaniu wszystkiego Tanja stwierdzi „A nie mówiłam? Dlatego od początku mi się nie podobał”. No, ale trudno – musiała zaryzykować, bo inaczej chyba by wybuchła pod wpływem kotłujących się w niej emocji.
    Pani Kietala słuchała uważnie, wtrącając od czasu do czasu zdawkowe pytania w rodzaju „I co ty na to?”, aż wreszcie nadszedł ten czas, kiedy to ona musiała się wypowiedzieć. Kaari wręcz poczuła ból w piersi, jakby zaraz miała usłyszeć wyrok śmierci. Dobiegło ją jednak jakże osobliwe pytanie:
- I co właściwie ci się nie podoba? Na pewno weźmie cię ze sobą na ten koncert.
- Ale nie kpij sobie, to poważna sprawa – skrzywiła się. Niewiele brakowało, by się rozpłakała, gdyż wychodziło na to, że „młoda” w istocie postanowiła wytknąć jej swoje racje.
- No to mówię serio, nie lubisz koncertów? – ciągnęła w tym samym dziwnym tonie.
- No przecież nie chodzi mi o jeden głupi koncert! – wywróciła oczami – a robienie tej przeklętej kariery. Zacznie się od tego, a potem będzie już cała lawina i tyle go będę miała dla siebie! – wyrzuciła z siebie z goryczą.
- Chwileczkę, ale chyba pamiętasz, że związek to też dawanie drugiej stronie pewnej miary wolności? To nie jest twoja własność, tylko partner – zauważyła młodsza siostra.
- Oj wiem – jęknęła przeciągle – mam na myśli to, że tak go to pochłonie, że zapomni o moim istnieniu – przyjęła zamkniętą postawę.
- Jeśli cię naprawdę kocha, to na pewno nie. Zresztą, po co od razu zakładać najgorsze? W tym kraju jest tylu muzyków, że to naprawdę cud jak się któryś wybije.
- On mówi to samo – przyznała niechętnie – ale to gadanie o wielkiej, niepokonanej miłości jest dobre tylko w filmach i książkach. W prawdziwym życiu za wiele jest rzeczy rozpraszających uwagę – upierała się przy swoim.
- Wyobraź sobie, że zabroniłabym Aleksowi pracować w prokuraturze, bo, nie wiem, zabiją go albo spotka inną taką jak ja i może się w niej zakocha – oponowała Tanja.
- To kiepski przykład, bo on nie chciał tam wrócić – prychnęła kpiąco.
- Hipotetycznie! Myślisz, że byłby szczęśliwy, gdyby postanowiłby tak z mojego powodu? Na pewno by żałował, że przeze mnie nie może robić tego, co kocha. Podobnie, jeśli ty zabronisz Jyrkiemu grać, to będzie miał ci to za złe.
- Ale ja mu nie zabraniam, niech sobie gra! Chodzi mi tylko o tę głupią karierę! – powtarzała jak mantrę, dzięki czemu w rozmowę wkradła się nerwowość. Nic więc dziwnego, że wylądowała u siostry, jeśli tak samo dyskutowała z „kudłaczem”. On z pewnością nie miał do niej tyle cierpliwości i poczęstował ją jakąś przykrą uwagą.
- Wpierw trzeba ją zrobić, a póki co nikt o nich nie słyszał poza tymi, co chodzą do tego klubu, w którym grają – zauważyła trzeźwo. Zrezygnowana Kaari padła na oparcie krzesła. Kto by pomyślał, że siostra będzie tak zażarcie bronić racji „wroga”? – czego ty właściwie ode mnie oczekujesz? Że przyznam ci rację, czy powiem mu, żeby robił tak, jak ty chcesz? – gospodyni wreszcie zadała pytanie, które chyba powinno było paść na samym początku owej wymiany zdań. Rozmówczyni zamilkła na moment, gdyż sama się już w tym wszystkim pogubiła i właściwie nie wiedziała, czego tak naprawdę chce.
- Żebyś mnie wysłuchała – bąknęła po chwili.     
- I przy okazji przyznała ci rację? – słusznie zauważyła Tanja – wiem, jak dziwnie to wygląda, ale nie tym razem… - kontynuowała, gdy wtem dobiegł je odgłos zamykanych drzwi. Wrócił Aleksi. Pani Kietala przeprosiła więc przybyłą i udała się do niego, by uprzedzić, żeby im nie przeszkadzał – pokłócili się – wyjaśniła zaraz potem, przy okazji oglądając lekarstwa, jakie przyniósł z apteki.
- I jak zwykle przyszła z tym do nas? Powoli zamieniamy się w przytułek dla rozbitych emocjonalnie – zaśmiał się, potrząsając przy tym głową.
- Chciała się wygadać – zaoponowała prędko.
- Spokojnie, żartuję przecież. Gdyby tak było codziennie, to miałbym pretensje, ale tak? To miło, że nie krępuje się tu przychodzić – sprostował, na co żona lekko się uśmiechnęła.
- Może za to ciebie odwiedzi kudłacz? – uniosła zaczepnie ramiona.
- To aż tak poważne? Pewnie się cieszysz? – uszczypnął złośliwie.
- Przestań – skrzywiła się – lepiej doglądaj Liiny, a ja dokończę rozmowę – wystawiła język i wróciła do kuchni. Parsknął śmiechem i dla odmiany skierował się do pokoju córki.
    Kaari była tak zamyślona, że nawet nie zauważyła powrotu gospodyni. Patrzyła gdzieś przed siebie, bezwiednie pukając palcem w gładką powierzchnię kubka. Gdy Tajna się odezwała, aż podskoczyła w miejscu.
- Ziemia do Kaari – młodsza siostra parsknęła wymuszonym śmiechem – i co? Doszłaś do jakiegoś wniosku? – przysiadła się do stołu.
- Wiem swoje od początku. Jakoś nie potrafię patrzeć na to tak pozytywnie, jak ty – mruknęła z rezygnacją.
- Może, zamiast siedzieć tutaj, powinnaś po prostu wrócić do domu i powiedzieć mu o swoich obawach?
- Już mówiłam, ale on myśli tylko o sobie, więc szkoda zachodu – prychnęła gorzko, jak zwykle krzyżując ręce na piersi.
- Serio? – rozmówczyni uniosła brew – a nie jest przypadkiem tak, że znowu próbujesz układać go pod swoje dyktando? Już wiesz, że się da, bo raz zmienił dla ciebie wygląd. Ale czy to znaczy, że mu się podobało, skoro wrócił do starego? Zaakceptowałaś to, to możesz i tamto – wyłożyła, pukając palcem w blat stołu, by dodać wagi swoim słowom.
- Co ci się dzisiaj stało, że tak go bronisz? Nie poznaję cię! – parsknęła wrednie.
- To tobie potrzebne są okulary, bo jesteś ewidentnie ślepa! – syknęła urażona gospodyni – nawet ja potrafię dostrzec, że rzeczywiście mu na tobie zależy! Gdyby tak nie było, zabrałby całą kasę dla siebie i wydał na muzykę, a nie planował, że zabierze cię na wakacje, żebyś odpoczęła po tej aferze! Poza tym pracuje i gra w wolnym czasie, a nie rzucił wszystkiego, by tylko muzykować i może jeść tynk ze ściany! – dodała poruszona.
    Kaari zaczęła żałować, że w ogóle tutaj przyszła. Jakby umówili się z Jyrkim na argumenty… Gdyby to jeszcze mówił Aleksi, nie zdziwiłaby się, ale Tanja? Chyba że to stąd, iż zanim poznała szwagra, spotykała się z muzykiem? Zapewne wyobrażała sobie życie u jego boku i tym samym była na nie gotowa. Tylko czy brała przy tym pod uwagę ewentualne konsekwencje? Najwidoczniej nie.
- Na razie tak jest, ale kto wie, co będzie, jak osiągnie sukces? – ponownie wytoczyła ten sam argument, bo innych chyba nie miała.
- Dlaczego choć raz nie zaryzykujesz? Nie zrobisz czegoś szalonego? – Tanja wyraźnie się ożywiła, a jej usta rozszerzyły się w lekkim uśmiechu.
- A to nie zrobiłam już zadając się z Jyrkim? – burknęła obojętnie.
- Oj tam, bez przesady. Facet jak każdy inny – przewróciła oczami, na co rozmówczyni kpiąco uniosła brew. Wszak jeszcze do niedawna siostra traktowała jej związek niczym zbrodnię – chodzi mi o to, że nie musisz żyć, jak inni, bo tak trzeba. Korzystaj! Wakacje, koncerty… jak pojawi się dziecko, to już nie będziesz miała takiej okazji. Przynajmniej na początku. A i nie wiesz, jak się zachowa, gdy zostanie ojcem. A nuż wtedy muzyka samoistnie zejdzie na drugi plan?
- A jak nie? – zasępiła się.
- Gdyby każdy tak myślał, ludzie nie łączyliby się w pary, bo na pewno im nie wyjdzie. Nie mieliby też dzieci, bo potem i tak się rozejdą i będzie problem z opieką – rozłożyła bezradnie ręce.
- Może masz rację – poddała się wreszcie – ale muszę to jeszcze  przetrawić… mogę jeszcze trochę zostać? – popatrzyła nieśmiało, gdyż poza mieszkaniem siostry pozostawała jej jedynie tułaczka po mieście. Gdyby tak poszła do matki i zwierzyła się jej... oj, nie miałaby życia! A Krystyna chyba do końca swoich dni „wypominałaby” jej swój „triumf”. Poza tym nie powinna była przesadzać z tym rozpowiadaniem całemu światu o ich problemach, jakby już się rozstali. Tanja oczywiście gorąco przytaknęła na jej prośbę, gdyż jej obecność bynajmniej jej nie ciążyła. Ponadto miała nadzieję, że jeszcze wymyśli jakiś dobry argument, który dopełniłby dzieła pojednania starszej siostry z muzykiem.

***

    Minęło już kilka godzin, odkąd panna Venerinen opuściła mieszkanie, ale Jyrki nie miał zamiaru do niej dzwonić (ze wzajemnością zresztą). Zawsze się przed nią „płaszczył”, podawał się jej na tacy, a w zamian wciąż otrzymywał tylko niezadowolenie i pretensje. Niech teraz to ona się stara i przeprasza za te insynuacje. W ramach „buntu” odtwarzał swoją ulubioną muzykę niemal na cały regulator. Tak na wszelki wypadek, jakby postanowiła nareszcie wrócić. Dokończył też pozostawiony przez nią obiad, bo przecież doskonale potrafił radzić sobie w tej materii. Nie, nie był „niedojrzałym marzycielem”, a samodzielnym mężczyzną, który potrafił radzić sobie bez kobiety! Jak on nie cierpiał, gdy zarzucała mu niedojrzałość. Czasami bywała taka „sztywna”… Właściwie, to sam sobie winien, że zakochał się akurat w takiej. Mógł wybrać „rozrywkową”… nie, nie – nie był z takich. No, ale taka Kaisa na przykład? Była przecież porządną (acz, jak się później okazało, mocno zwichrowaną) dziewczyną, a mimo to gorąco mu kibicowała. Niestety, głupie serce zawsze musi wybierać wbrew rozumowi. Naprawdę dobranych par jest chyba niewiele. Albo po prostu potrafią iść na kompromis, akceptują wzajemne wybory.
    Prychając tak w duchu, otworzył lodówkę w poszukiwaniu piwa. Przynajmniej tyle, że nie zrzędziła z tytułu, iż niemal codziennie lubił sobie łyknąć „procentów” i nawet sama uwzględniała je na liście zakupów. A może to tak teraz a po ślubie zamieniłaby się w „heterę” od zakazów i nakazów? Niby Aleksi nie narzeka, ale on wie, że Tanji nie podoba się, gdy tamten pije alkohol. W żadnej ilości. Z drugiej strony sama Kaari bynajmniej od niego nie stroni… Po co właściwie roztrząsa tak mało znaczącą kwestię? Picie piwa było niczym przy jej niechęci do jego pragnienia, by rozwijać się muzycznie.
    Było już wpół do ósmej a z tej dalej ani śladu… Nie, nie zadzwoni. Chyba że do Kietali, by zaptać, czy jest u nich, bo gdzieżby indziej? Aleksi przecież się, nie wygada, gdy go o to poprosi. Krótka piłka: jest u was, czy nie? I na tym koniec. Albo może lepiej napisać sms’a? Tak, tak chyba byłoby najwłaściwiej.

***

    Aleksi nie słyszał, gdy na jego telefon przyszla wiadomość, gdyż w mieszkaniu zapanowała nerwowa atmosfera: Liina znowu dostała gorączki, lecz tym razem ta sięgała prawie 40-stu stopni. Tanja jak zwykle zaczęła panikować i wyrzucać mu, że niepotrzebnie go posłuchała i nie zabrała małej po południu do lekarza. On sam zaczął żałować, że w istocie jej nie posłuchał, lecz nie powiedział tego głośno. Wówczas żona z pewnością wytoczyłaby mu taką awanturę, jakiej nie powstydziłaby się pani Krystyna.
- Teraz już raczej nie zdążymy do ośrodka zdrowia. Musimy jechać do szpitala – stwierdził, spoglądając na zegarek.
- Wszystko jedno, byle obejrzał ją lekarz – nalegała zaniepokojona Tanja.
- To jedźcie, ja tu na was zaczekam – wtrąciła Kaari, na co utkwili w niej zaskoczone spojrzenia – mogę… nie? – wybąkała pod ich wpływem.
- Jasne, ale to może długo potrwać – odchrząknął Aleksi, bombardowany nieśmiałym wzrokiem małżonki. Wszak obawiała się, że przedłużająca się wizyta panny Venerinen może go w końcu zirytować.
- Spokojnie, nie spieszy mi się – uśmiechnęła się drętwo, gdyż usta paraliżował lęk przed nagłym wyrzuceniem z domu. Potęgowało go odczucie, jakoby swojego w tej chwili nie posiadała. Gospodarze kiwnęli jednak potakująco i zajęli się gorączkowymi przygotowaniami do wyjścia.
    Gdy w jakiś czas potem pakowali się do samochodu, rozdzwonił się telefon Aleksego – dobijał się Jyrki.
- Nie mam teraz dla niego czasu – skrzywił się, spoglądając na wyświetlacz. Jednakże Tanja wyraźnie się ożywiła.
- Odbierz, pewnie chce zapytać o Kaari.
- To nie może zadzwonić do niej albo ona sama łaskawie go powiadomić gdzie jest? – zauważył słusznie.
- Nie, bo się przecież gniewają. Chodzi o dumę, już ci to przecież tłumaczyłam! – wyłożyła przejęta.
- Durne to – skwasił się – w takim razie, znawczyni tematu, sama z nim gadaj – wcisnął jej telefon i ot tak wrócił do zapinania małej w pasy.
- Ja? Ale co mam mu niby powiedzieć?! – pisnęła spanikowana.
- Odpowiesz na pytanie, przecież umiesz rozmawiać z ludźmi – posłał jej złośliwy uśmieszek, na co miała ochotę rzucić w niego komórką – no dalej, bo musimy przecież jechać. Liina nie może czekać – ponaglił, zmierzając na miejsce kierowcy.
    Przełknęła ślinę, tępo wpatrując się w wyświetlacz telefonu. Ten jakąś chwilę temu zamilkł, ale oto ponownie zaczął wygrywać znajomą melodyjkę. „Kudłacz” był zdeterminowany. Właściwie co to niby takiego? Nawet go nie widzi, a nuż chce zapytać, czy może przyjść po Kaari, skoro jest u nich? To bardzo pomoże siostrze! Odebrała więc nareszcie, zaczynając nieśmiałym „Halo?”.
- Tanja? – bąknął po drugiej stronie. Kiepsko, ona na pewno wypaple tamtej, że dzwonił w jej sprawie.
- No raczej – ciągnęła, siląc się na uprzejmy ton, lecz muzyk prędko wszedł jej w słowo:
- Możesz podać męża?
- Niestety nie może teraz podejść, dlatego kazał odebrać mnie – odparła dyplomatycznie, spoglądając przy tym na „Aleksa”, który kiwał na nią zza kierownicy, żeby się pospieszyła – ale jeśli chodzi ci o Kaari, to tak, jest u nas – palnęła zaraz potem, na co rozmówca warknął w duchu. Przejrzała go!
- Spoko, tak myślałem. Ja w innej sprawie, ale jak teraz nie może gadać, to zadzwonię jutro. Pa – odrzekł wymijająco i czym prędzej się rozłączył, dzięki czemu nie mogła spytać, co właściwie wyprawiają z Kaari. Tyle że z pewnością i tak by jej nie oświecił.
- Halo? Halo! Och, faceci nie potrafią rozmawiać przez telefon! – pisnęła oburzona, lecz jej uwagę szybko odwróciła tapeta na ekranie komórki męża. Aleksi ustawił tam bowiem zdjęcie Liiny, która akurat sięgała rączką do przechadzającego się obok kota – jakie to słodkie, nie widziałam tej fotki… - rzuciła do siebie w zamyśleniu.
- Tanja, idziesz wreszcie czy nie?!
- Już, już! Aleks, kiedy zrobiłeś to zdjęcie z Liiną i Aleksem? – posłusznie pobiegła do samochodu.
- Najpierw ponagla i marudzi, a teraz sama się ociąga – burknął, przewracając oczami – Aleks i Aleks, litości…
    No cóż, gdy Tanja nadawała imię kotu, nawet nie przypuszczała, że on i Aleksi zamieszkają pod jednym dachem. Wtedy wydawało się to być całkowitą abstrakcją.

***

    Minęła godzina, odkąd państwo Kietala opuścili mieszkanie. Kaari snuła się z kąta w kąt, to próbując oglądać telewizję, to zaczepiając kota, który wreszcie uciekł na szafę, by nie mogła go dorwać. Raz po raz zerkała przy tym na telefon, czy aby Jyrki nie przysłał jakiegoś sms’a z pytaniem w rodzaju gdzie w ogóle jest? Czy żyje? Nic bardziej mylnego – smartfon milczał jak zaklęty. Czyli tyle go obchodziła albo był tak bardzo dumny. No… właściwie to tak, przecież miała już okazję się o tym przekonać. Kilkakrotnie sięgała po komórkę, by napisać coś od siebie, ale zaraz ją odkładała. Nie, niech się martwi. Może jej milczenie wreszcie go złamie.
    Wtem, gdy akurat była w kuchni, by zrobić sobie coś do picia, dobiegł ją sygnał nadchodzącego połączenia. Natychmiast „wyparowała” w kierunku pokoju jak szalona, gdy okazało się, że to „tylko” Anette. Stęskniła się za koleżanką i postanowiła zapytać, co tam u niej.
    Odebrała niechętnie, gdyż nie miała teraz nastroju do rozmowy z kimkolwiek. No, może poza Jyrkim, ale najwidoczniej nie podzielał jej pragnienia bądź domyślał się, że znowu skończy się kłótnią. Przybrała maskę spokojnej i wyluzowanej, sprzedając znajomej fałszywe informacje, jak to rzekomo wszystko u niej w porządku i odpoczywa na urlopie. Niestety, dowiedziała się też, że przełożeni są mocno zirytowani przeciągającymi się „wakacjami” i tymczasowo obsadzili jej stanowisko. Oczywistym więc było, że jeśli szybko nie podejmie decyzji, to może się z nim pożegnać na zawsze. Jednakże teraz nie miała do tego głowy. Wysłuchała jeszcze „paplaniny” Anette, bezwiednie jej przytakując, aż ta nareszcie się rozłączyła, niczego nie podejrzewając.
    Wszystko zdawało się być teraz takie skomplikowane. No, ale jak coś się wali to naraz, a różowo też wiecznie być nie może.  
    Obiekt zaciekłych rozważań panny Venerinen leżał na łóżku i machinalnie podrzucał w górę niewielką piłkę. Jakoś nie miał w tej chwili ochoty na nic innego. Pokój niezmiennie dudnił pod wpływem dźwięków wydobywających się z wieży stereo. Od czasu do czasu zerkał na wyświetlacz telefonu, ale tylko z ciekawości, czy aby jego dziewczyna przełamała upór i nareszcie napisała, gdzie to się podziewa? Nie martwił się, bo doskonale znał jej lokalizację. Po prostu chciał sprawdzić, ile było dumy w pannie Venerinen – i jak zdążył wywnioskować, ogromne pokłady. Niedobrze.
    W tym momencie z wieży popłynęły dźwięki utworu White Lies „Is my love enough”. Znał ją i lubił, bo przecież bez powodu nie znalazła się na jego playliście, ale dotąd nie przywiązywał wagi do tekstu. Wokalista pytał, czy jego miłość jest wystarczająca? Obawiał się, że nie.
    I znowu ogarnęło go to znajome uczucie, gdy mógł utożsamić się z tekstem danego utworu. Kaari najwidoczniej także nie wierzyła, że jego miłość do niej przewyższa muzykę, karierę i wszystko inne. Przez tyle lat „nie wywietrzała” mu przecież z głowy, a oto, teraz gdy nareszcie miał ją dla siebie, miałby sobie odpuścić na rzecz jakiejś „głupoty”? Co jeszcze musi zrobić, by udowodnić jej, że jego uczucie ma solidne podstawy? Jest jeszcze coś takiego? Niestety, ale niedojrzałość wychodzi z człowieka zawsze przy okazji większych problemów i najwidoczniej ona taka właśnie była, a zarzucała ową wadę właśnie jemu. Smutne.
    Ku uciesze jak u i uldze rodziców, okazało się, że Liina, co prawda złapała infekcję, ale nie aż tak poważną. Gdy wrócili do domu, Kaari zaproponowała, że… może zostać u nich na noc i zaopiekować się małą.
- Jak zacznie płakać, to zmierzę jej temperaturę i w razie czego podam leki. Będziecie mogli się swobodnie wyspać – argumentowała nieśmiało, spoglądając to na siostrę, to na szwagra. Ten drugi miał ochotę odrzec, iż do tej pory doskonale dawali sobie radę bez niani. Jednakże, gdy spojrzał na zegarek, zorientował się, że jest już naprawdę późno, a jemu nie chciało się odwozić jej do domu. W sumie to mu nie przeszkadzała… o ile nie postanowi zadomowić się na dobre.
- Rzeczywiście to dla mnie lepiej, także możesz zostać do jutra – wzruszył ramionami i zamknął się w łazience.
    Tanja zmierzyła siostrę bliżej nieokreślonym spojrzeniem, po czym kiwnęła ręką, by poszła z nią do pokoju córki. Kaari przełknęła ślinę, gdyż obawiała się reprymendy z jej strony. No, ale dlaczego? Aleksi przecież się zgodził, chyba nie wyrzuci jej o tej porze na ulicę?! Są siostrami, do diaska!
- Zgadzam się z Aleksem, że to dla nas pomoc, dlatego możesz zostać – podjęła gospodyni, gdy już odłożyła śpiącą Liinę do łóżeczka – ale tylko dzisiaj – zastrzegła, łapiąc dech, by kontynuować, lecz przybyła weszła jej w słowo:
- Jak masz coś przeciwko, to powiedz od razu. Zawsze przecież złapię jakiś autobus czy tramwaj.
- Nie o to chodzi – odrzekła jękliwie – po prostu nie podoba mi się, że uciekasz od tematu, zamiast pójść do domu i się z nim wreszcie rozmówić.
- Po prostu dzisiaj muszę sobie to wszystko poukładać w głowie z dala od niego, a wiesz, że nie mam dokąd pójść – przyjęła zamkniętą postawę, jakby chciała w ten sposób zakomunikować, iż czuje się obrażona.
- A nad czym tu gdybać? Któreś z was musi pójść na kompromis, tyle. Takie problemy trzeba rozwiązywać wspólnie, a nie osobno – „młoda” upierała się przy swoim. Kaari na moment zamilkła, zaskoczona jej postawą, po czym przyznała, że młodsza siostra bardzo się zmieniła – musiałam, inaczej nie byłabym z Aleksem. Ty też doskonale wiesz, że w związku czasem trzeba odłożyć swoje ambicje na drugi plan i dostosować się do tej drugiej strony. Jeśli coś nie wychodzi, staracie się to naprawić. Ale nie możesz z góry zakładać, że wam nie wyjdzie, jeśli nawet uda mu się coś osiągnąć, bo równie dobrze może tak być i bez tego. Takie jest życie – wyłożyła, na co rozmówczyni niemrawo kiwnęła głową – nie wyrzucam cię, jak dla mnie mogłabyś tutaj zamieszkać. Ale chcę ci pomóc, a wiem, że inaczej się nie da. Ty nie masz takich oporów jak ja. Korzystaj z tego – dodała ze zbolałą miną, gdyż ogarnęło ją nagłe poczucie winy.
- Wiem, spokojnie – panna Venerinen nareszcie się uśmiechnęła, po czym otworzyła ramiona i mocno przytuliła siostrę – jestem z ciebie dumna – szepnęła, głaszcząc ją po plechach.
- Dobra, starczy, bo się poryczę – parsknęła wymuszonym śmiechem, a następnie odsunęła się i przyłożyła palec do ust. Należało być cicho, by nie obudzić małej.
    Cała ta sytuacja sprawiła, że nawet Aleksi (z natury raczej nie wnikający w takie konflikty), pomimo zmęczenia, postanowił wypytać żonę, o co właściwie poszło szwagierce i przyjacielowi, że postawili na „separację”. Wszak dotąd byli właściwie nierozłączni. Tanji oczywiście nie trzeba było prosić i ze szczegółami opowiedziała mu cały przebieg kłótni (no właściwie to, czego dowiedziała się od samej Kaari).
- Ale o co jej chodzi? Przecież Jyrki i tak pije – skwitował po wysłuchaniu wszystkiego, mając na myśli argument, jakoby muzyk miał popaść w „karierowy” alkoholizm.
- Aleks, rozmawiajmy poważnie – szturchnęła go w ramię.
- No to jestem poważny. Całe życie śmiertelnie poważny.
- Taa, jasne – parsknęła, powtarzając cios. Zaraz potem położyła się obok i jak zwykle oparła głowę na jego piersi – całe szczęście, że my już mamy za sobą takie problemy…
- Za to całą masę innych – zaprzeczył, ziewając.
- Nie przesadzaj… jakoś nie urządzamy separacji.
- Tylko byś spróbowała. Uprzedzam, że jak uciekniesz do rodziców czy tam siostry, to nie pójdę po ciebie. Nie przez jakąś dumę, tylko po prostu nie będzie mi się chciało.
- No ciekawe, a chcesz się przekonać? – przedrzeźniła go.
- Już, już. Wyluzuj, złośnico – pogłaskał ją po głowie, niczym małe dziecko. Uniosła się nieco, wystawiając mu język, po czym wróciła na swoje miejsce, uśmiechając się do siebie.

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 6025 słów i 33401 znaków.

4 komentarze

 
  • Użytkownik Ela

    Niebylo cię ale już jesteś i dalej nic

    16 wrz 2019

  • Użytkownik Elat

    Ej co z tobą ja się tak nie bawię miesiąc czekac

    22 sie 2019

  • Użytkownik nutty25

    @Elat wiem, nie było mnie i nie miałam jak pisać. przepraszam...

    2 wrz 2019

  • Użytkownik Dla

    Ej co s tobą czekamy

    12 sie 2019

  • Użytkownik Ela

    Super super super  :danss:

    29 lip 2019

  • Użytkownik nutty25

    @Ela :)

    30 lip 2019