Love me like you do cz. 36

Krystyna gościła w mieszkaniu państwa Kietala dopiero od kilku minut, ale zięć już miał jej serdecznie dość. Kobieta chciała zobaczyć wnuczkę, więc najpierw skierowała się do jej pokoju, po czym rozsiadła wygodnie na kanapie i zaczęła „biadolić”. Tanja dzielnie słuchała, głaszcząc ją współczująco po ramieniu, choć miała wielką ochotę wybuchnąć śmiechem. Matka przeżywała wyprowadzkę starszej siostry, jak diagnozę jakiejś śmiertelnej choroby… nie, jej śmierć! Tak, Kaari odeszła z tego świata z jakąś godzinę temu…
    Młodsza córka wolała jednak nie podejmować prób umniejszenia jej „rozpaczy”, gdyż obawiała się zbesztania, jakiemu wtórowałaby drażniąca wszystkie zmysły histeria. Wrzaski małej zdecydowanie im wystarczały, by jeszcze słuchać tych „większego dzieciaka”.
    Aleksi pochylał się nad Liiną, zajmując ją grzechotką, by w ten sposób uśpić, i (jako mniej cierpliwy w stosunku do pani Venerinen) raz po raz przewracał przy tym oczami. Teściowa była niemożliwa… Gdyby jeszcze Hanna wpisywała się w ten schemat, chyba by zwariował… Jeżeli za kilkanaście lat Tanja przemieni się w taką samą „psychopatyczną zrzędę”, to się z nią rozwiedzie! Bez dwóch zdań!
- Co ja wam takiego zrobiłam, że tak mnie nienawidzicie?! – łkała przybyła.
- „Jesteś upierdliwa i chcesz wszystkimi rządzić. To mało?” – wymruczał w duchu.
- Przesadzasz, mamo. Nikt nie żywi do ciebie nienawiści – zapewniła Tanja, krzywiąc się we wszystkie możliwe sposoby. Pani Krysia sądziła, że to przejaw empatii z jej strony, co bardzo jej schlebiało. Prawda była jednak taka, że gospodyni z naprawdę wielkim trudem opanowywała rozbawienie.
- Taka pewna jesteś? Kaari nie chce mnie znać, a ojciec też nie lepszy! Powiedział, żebym się leczyła, o! – załkała spazmatycznie.
- „Nareszcie to zauważył? Czyli jednak jest jeszcze dla niego jakaś nadzieja” – prychnął, ponownie przewracając oczami.
- Oj, tam. Na razie wszystko wydaje się bardzo trudne, bo jest świeże. Ale jeszcze się ułoży, tylko potrzeba trochę czasu. Sama doskonale o tym wiesz. Przeprosisz ją i będzie, jak dawniej – przekonywała niestrudzona małżonka.
- A dlaczego to ja mam ją przepraszać?! – na ostatnie słowa pani Venerinen mocno się zjeżyła. Aleksi natychmiast ją skarcił, gdyż podniosła głos, a mała nareszcie zaczęła zasypiać.
- Chodźmy może do kuchni, zrobię ci herbaty – bąknęła na to Tanja i podciągnęła matkę w górę.
- Przenocuję u was, dobrze? – w drodze Krystyna nareszcie zdradziła swe zamiary, bo ciężko powiedzieć, iż była to prośba – raczej stwierdzenie. Ale jak mogło być inaczej, jeśli kobieta uważała, że „kochane dzieci” zawsze i wszędzie przyjmą ją do siebie z otwartymi ramionami? Przecież WCALE im nie przeszkadzała, a skąd!
    Słysząc to, pani Kietala (jak zawsze w takich wypadkach) przeniosła wzrok na męża, który szeroko rozwarł oczy, a następnie groźnie zmarszczył czoło. Oho, tak jak przypuszczała, oczywiście mu się to nie spodobało… I znowu znalazła się pomiędzy młotem i kowadłem: miłością do rodzica, a tą do „Aleksa”. Jeśli odmówi kobiecie noclegu, to ta „zabiadoli się na śmierć”! Oskarży ją o brak serca, wzgardę wobec „cierpienia” rodzicielki (a przecież tyle dla niej zrobiła w przeszłości… ba, w ciągu całego dzieciństwa) i oczywiście znowu zacznie narzekać na zięcia, iż to z jego powodu! Ale pewnie, co on się tam zna na rodzinnych więzach?!  
    On z kolei będzie marudził, że skoro Kaari uciekła spod ciężkiego obcasa matki, teraz to ich będzie kontrolować. Ale przecież to tylko jedna noc (oby), do tego wyjątkowa sytuacja! Zamkną się u siebie i tyle im będzie przeszkadzać.
    Posadziła matkę przy stole, nastawiła wodę na herbatę i czym prędzej udała się do pokoju małej, by w drodze zderzyć się z „nadciągającym tornadem”… to jest Aleksim.
- Nasz dom to nie hotel! Przecież nie została zupełnie sama, a twój ojciec, to co?! – zaatakował bez zbędnych wstępów.  
- Przecież słyszałeś: pokłócili się i nie ma się do kogo wygadać. Jest w szoku, to tylko ten jeden raz – odpowiedziała spokojnym tonem.
- Taa, już to widzę! Daj palec, a weźmie całą rękę i będzie tutaj potem przyłazić za każdym razem, jak coś się stanie! To nie koniec świata, tylko normalny etap w życiu każdego rodzica, że dom pustoszeje! Ale jak jej tak źle, to niech się po prostu z nimi pogodzi! Mogę jej zaraz podać adres Jyrkiego… nie, ja ją tam zawiozę! – wyłożył oburzony.
- To nie takie proste. W tej chwili obie są rozdrażnione, emocje muszą opadnąć, a to nie działa tak od razu. Trochę zrozumienia, Aleks.
- Aha, czyli jak się znowu poprztykamy, co się zresztą często zdarza, mam sobie iść do Hanny, albo tych do nich? – prychnął kpiąco.
- No zgoda, jest pokręcona – odetchnęła ciężko, gdyż konfrontacja z kolejnym „uparciuchem” zaczęła ją irytować – ale niestety, biorąc mnie za żonę dostałeś w pakiecie i teściów, których musisz do pewnego stopnia znosić. Bo przypominam, że od jakiegoś roku to także TWOJA rodzina. Poza tym spójrz na to i z tej strony, że przynajmniej spędzi trochę czasu z wnuczką. W razie czego to ona ją uśpi i nie będę musiała wstawać – dodała znacząco, po czym podeszła bliżej i otoczyła go w pasie ramionami, patrząc przy tym w oczy niemal błagalnym wzrokiem – no, zrób to dla mnie. Wiem, że jesteś wyrozumiały i chciałbyś, żebym się wreszcie wyspała.
    Milczał przez moment, patrząc uparcie w jakiś punkt obok niej, lecz po wyrazie twarzy zgadywała, że chyba zaczyna się łamać. Wreszcie zabrał głos:
- Dobra, ale pod pewnym warunkiem – nachylił się i szepnął jej coś na ucho.
- Ej, ale miało być bez „coś za coś”! – parsknęła zaraz potem śmiechem – ale dobra, zgadzam się… chociaż wymyśliłeś! – dodała zalotnie i już miała iść do kuchni, lecz przyciągnął ją z powrotem do siebie, udając przy tym, że chce ją ugryźć w szyję. Znowu się roześmiała, właściwie już piszcząc, jak mała dziewczynka, gdy…
- Tanja, gdzie…? Ups, przepraszam! - …z kuchni wyszła Krystyna, odruchowo zasłaniając twarz, jakby zobaczyła coś, kto wie, jak intymnego.
- Woda się zagotowała? – córka odchrząknęła, prędko rwąc się z objęć zięcia, po czym skierowała się do kuchni.
- „A ta jeszcze się dziwi, że nie chcę tutaj jej matki” – mruknął w duchu i zamknął się w łazience.

***

    Mimo że Kaari była bardzo rada, iż od teraz może spędzać ze swoim chłopakiem więcej czasu, no i nikt nie „ględzi jej za uchem”, znosiła zmianę zamieszkania z niemałym trudem. Przywykła do swych czterech kątów, ustawienia mebli, oraz ich zawartości. Tutaj wszystko było zupełnie inne, takie… „przesycone muzyką” i jakby zaniedbane, surowe. To znaczy, muzyk nie dbał o ozdoby, czy przesadny porządek. Kaisa wyprowadziła się wcale nie tak dawno temu, ale po jej obecności nie został chyba żaden ślad. Ale to chyba dobrze, bo przynajmniej nie będzie jej o sobie przypominać.
    Początkowo krępowała się cokolwiek ruszać i przez to nawet nie wypakowała swoich ubrań z walizki. Co więcej, po skończonej pracy złapała się na tym, że sprawdza godzinę odjazdu autobusu, który jechał pod jej stary adres. To było takie dziwne i smutne jednocześnie. Ale już (albo wreszcie) pora dorosnąć.
    Tęsknota za rodzinnym domem sprawiła przynajmniej, że nie skupiała się aż tak bardzo na napiętej sytuacji w biurze. Była zbyt zamyślona, żeby dostrzegać spojrzenia, czy słyszeć szepty ciekawskich. No, gdyby stanęła przed nią Kaisa we własnej osobie, z jej oczu z pewnością spadłyby owe przysłowiowe łuski. Ale, póki co, tak się nie stało. I chyba dobrze, bo tylko tego jej brakowało do „szczęścia”.
    W sobotni poranek postanowiła ostatecznie rozliczyć się z przeszłością i udała po resztę swoich rzeczy, przekonana, że matka powinna być o tej porze w pracy. Oczywiście towarzyszył jej Jyrki, lecz tuż pod klatką oznajmił, iż zaczeka na nią na dole.
- Nie wiem, jak długo mi to zajmie. Co tu będziesz tak sam wystawał? Rodziców i tak nie powinno być w domu – pociągnęła go za sobą.
- Ostatnio też miało ich nie być – przypomniał z krzywym uśmiechem.
- Teraz to co innego, ja też nie chcę się z nimi widzieć… to znaczy z mamą, ale wiem, że taty także teraz nie ma.
- Mimo wszystko wolałbym zostać tutaj. I tak muszę zadzwonić do chłopaków z zespołu – upierał się przy swoim. Poddała się więc i udała do mieszkania w pojedynkę. Trudno, ale niech potem nie narzeka, że musiał długo czekać. Wszak, skąd może wiedzieć, ile jej to zajmie? A nuż w tej chwili nie pamięta o wielu rzeczach, które koniecznie powinna zabrać ze sobą?
    Przekręciła klucz w zamku niezwykle ostrożnie, jakby nie chciała, by ktokolwiek słyszał jego zgrzyt, choć rodzice mieli być rzekomo nieobecni. Może to stąd, że czuła się, jak intruz, przestępca, który właśnie uciekł z więzienia. Śmieszne, ale owe odczucia dotykały ją, gdy była sama – przed innymi była przecież gotowa bronić swego związku, niczym lwica.
    Wciągnęła haust powietrza i wypuściła je niezwykle wolno, rozglądając się po pustym przedpokoju. Mieszkała tutaj zdecydowanie za długo, co skutkowało uzbieraniem się zbytecznych sentymentów. Ba, była wręcz gotowa się rozpłakać, gdy tak uświadomiła sobie, że po raz kolejny nie wróci tutaj w poniedziałkowe popołudnie. Gdyby odeszła stąd w zgodzie, być może byłoby jej łatwiej… Może z czasem?
    Przetarła twarz i nareszcie skierowała się do swojego starego pokoju. Ledwie minęła próg, a z toalety wyszła Krystyna i udała się do kuchni.
    Pakowanie tej drugiej walizki szło pannie Venerinen o wiele gorzej. Miała teraz więcej czasu na przemyślenia, oraz wspominanie tych wszystkich lat, jakie tutaj spędziła. Upchnęła do środka resztę ubrań, pamiątki… Meble też by chętnie zabrała, tylko po co, skoro u Jyrkiego ich nie brakowało? Zresztą zawsze mogą kupić nowe.
    Spojrzała w okno, na dobrze sobie znany widok: spory klomb, jaki porastały wysokie, rozłożyste drzewa. Będąc dzieckiem, często biegała pomiędzy nimi, ścigając się z rodzeństwem, czy koleżankami. Zza pokaźnych koron wyglądały stare, acz odnowione i ładnie pomalowane budynki. Tym, co bardzo sobie ceniła, był właśnie rzeczony widok. W nowym miejscu roztaczał się głównie na morze, co było ewidentnym plusem. Wszak, muzyk kupił mieszkanie w tak atrakcyjnej okolicy jeszcze za czasów swej kariery ze starymi „Bajkami”. To stąd, że chciał się usamodzielnić, wyprowadzić z domu. Reszta funduszy przepłynęła mu między palcami, wydana na „prozaiczne” przyjemności, podróże, sprzęt muzyczny i takie tam. Co prawda, nie sprecyzował dokładnie, cóż to takiego było, ale chyba wolała nie wiedzieć.
    Teraz tego żałował, bo mógł zrobić prawo jazdy, wyposażyć się w samochód… Niestety, jako młody i „głupi” zachłysnął się zdobytą „fortuną”. Nikt jednak nie powiedział, że nie może tego nadrobić teraz. To znaczy, chętnie mu w tym pomoże, jeśli tylko zechce.
    Po raz kolejny odetchnęła i wróciła do pakowania.
    Tymczasem w kuchni, Krystyna kroiła warzywa na zupę, raz po raz przy tym wzdychając. Nie miała na to najmniejszej ochoty, bo oto przygotowywała posiłek już tylko dla dwóch osób. Gdyby Kaari się nie wyprowadziła, to ona stałaby teraz na jej miejscu, bądź gotowałyby razem, oczywiście przy tym gawędząc na różne tematy.  
    A może by tak zaprosić na jutrzejszy obiad Tanję i Mattiego? Tak, to dobry pomysł. Niedziela jest wprost idealnym dniem. Tylko że zaczną od razu wypytywać, dlaczego nie ma najstarszej z nich… Ale przecież wiedzą, że się pokłóciły, a tego „wykolejeńca” po prostu tutaj nie zniesie! Zresztą oni także go nie lubią, NIKT go tutaj „nie trawi”, więc co za problem? Zrozumieją. Tak, zaprosi ich, bo inaczej zwariuje!
    Sama nie wiedziała, kiedy odłożyła nóż i udała się do pokoju starszej córki. Ponad rok temu często odwiedzała ten, należący do Tanji, a na samym początku „królestwo” Mattiego. Co za tortura! I ta przerażająca cisza, zionąca z każdego kąta. Mieszkanie w istocie było teraz takie wielkie i puste, a na adopcję kolejnych dzieci było już raczej za późno. Zresztą miała wnuczkę, której powinna poświęcić…
    Urwała w pół zdania, bo oto jej wzrok zderzył się z zaskoczonym spojrzeniem tej, o której właśnie myślała. Choć w owej chwili nie mogłaby wymarzyć sobie czegoś równie wspaniałego, to zimny, spłoszony wzrok Kaari skutecznie odebrał jej pewność siebie. Stały więc przez moment, niczym wryte, aż wreszcie panna Venerinen chwyciła w rękę walizkę i ruszyła do drzwi.
- Przyszłam tylko po resztę rzeczy. Już mnie nie ma – rzuciła chłodno.
- Poczekaj – matka zastąpiła jej przejście – zostań chociaż na chwilę, chcę porozmawiać – zmierzyła ją błagalnie.
- To bez sensu, a poza tym na dole czeka na mnie Jyrki – odgarnęła nerwowo włosy.
- Naprawdę uważasz, że…?
- Dość! – przepchnęła się obok, przewidując w duchu dalszy przebieg owej „rozmowy” – moja noga nie przestąpi tego progu, dopóki nie zaakceptujesz mojego wyboru – wymruczała, kierując się do drzwi wyjściowych.
- To spotykaj się, dobrze! Ale przynajmniej wróć do domu – jęknęła rozpaczliwie.
- Mamo, nie! – wywróciła oczami – dobrze wiem, jakby to się skończyło. Poza tym, nawet, jeśli nam nie wyjdzie, to ja i tak już tutaj nie wrócę. Jak to wygląda, żeby kobieta w tym wieku nadal mieszkała z rodzicami? Muszę się usamodzielnić, więc albo założę własną rodzinę, albo zamieszkam sama.
- A co mnie obchodzi, co myślą o tym inni?!  
- Nie? Naprawdę? – udała zdziwienie – to dlaczego tak cię boli, że ktoś mnie obsmarował w Internecie, w rezultacie czego, cytuję, będziesz się za mnie wstydzić? – popatrzyła pytająco. Kobieta oczywiście zamilkła, bezradnie rozwierając usta. Potrząsnęła więc głową i nareszcie złapała za klamkę. Matka próbowała coś tam jeszcze mówić, ale nie słuchała jej i po prostu wyszła.
    O ile za pierwszym razem opuszczała stare kąty w gniewie, a więc i bez poczucia żadnej straty, czy też wyrzutów sumienia, tak teraz gardło ściskała nieprzyjemna gula. Miała ochotę wylać z siebie morze łez, lecz jednocześnie żadna z nich nie chciała popłynąć. Właściwie, to nie wiedziała, z jakiego powodu bardziej jej przykro: złych relacji z matką, czy też żal jej było tego swojego pokoju? Nigdy nie podejrzewała się o aż taki sentymentalizm. A przynajmniej ten odnośnie miejsca zamieszkania. Dobrze, że nie było ojca, gdyż tym razem byłoby jej o wiele trudniej okazywać mu względy na oczach zdesperowanej rodzicielki.
    Towarzysz krążył nerwowo dookoła, raz po raz zerkając na wyświetlacz telefonu, choć minuty upływały tak samo, jak zawsze. Niby tutaj deklarował, że na nią zaczeka, więc musiał brać pod uwagę, iż trochę to potrwa, lecz i tak zaczął się niecierpliwić. Gdy wreszcie opuściła mury kamienicy, wymownie rozłożył ręce.
- No teraz, to już z tobą nie wracam! Zapuściłem tutaj korzenie – rzucił z nieukrywanym wyrzutem.
    Sympatia ani się nie oburzyła na taką uwagę, ani nie przeprosiła za długą nieobecność. Ot podeszła doń z miną zbitego psa, co można by i odczytać, jako próbę zrehabilitowania się, acz nie o to jej chodziło. Nie czekając na pytania, rzuciła walizkę na ziemię i przytuliła się do niego.
- Obejmij mnie... potrzebuję pocieszenia – wykrztusiła łamiącym się głosem.
- Ktoś tam był, czy tak ciężko ci się rozstać ze starymi śmieciami? – próbował zgadywać.
- I to i to – przyznała nieśmiało, jakby obawiała się, że ją za to zgani.
    Wciągnął haust powietrza i objąwszy ją, spojrzał gdzieś w górę. Jego wzrok spoczął na jednym z pięter budynku tuż za nimi. Jak się okazało, okna należały właśnie do mieszkania Venerinenów. Co więcej, Krystyna stała w jednym z nich, przyglądając im się z uwagą. Wyraz jej twarzy był zimny, biła zeń nieprzyjemna wyższość. Z pewnością była obrażona, może też zawiedziona?
    Utkwił więc w niej spojrzenie, choć to jego było neutralne. Bynajmniej nie miał zamiaru robić sobie z jej osoby jeszcze większego wroga. W ten sposób chciał tylko wzbudzić w niej wyrzuty sumienia, iż traktuje córkę nazbyt surowo. Nie minęło jednak z pół minuty, a kobieta wycofała się do tyłu, jakby zwyczajny kontakt wzrokowy z nim oznaczał plamę na jej honorze.
- Chodźmy stąd, nic tu po nas – odsunął się, sięgając po walizkę Kaari. Ta pokiwała głową i ująwszy go za dłoń, narzuciła dosyć szybkie tempo, gdyż miała już dosyć owego miejsca. Byle jak najszybciej do nowego domu.
    Pani Venerinen wróciła do okna niezwykle ostrożnym krokiem. Zorientowawszy się, że para sobie poszła, czym prędzej odszukała ich sylwetki na tle innych przechodniów, po czym ze zbolałą miną śledziła, dopóki nie zniknęli za rogiem innego budynku. Co ta Kaari miała w głowie? Jęknęła w duchu, potrząsając przy tym głową, jakby żegnała przysłowiowego syna marnotrawnego. Może to stąd, iż jej zdaniem to nie mogło się dobrze skończyć.

***

    W niedzielne popołudnie mieszkanie Venerinenów ponownie zatętniło życiem, co teraz cieszyło ich jeszcze mocniej – dorosłe już dzieci przyjęły zaproszenie na obiad i tym samym przyszły w odwiedziny ze swymi połówkami. No dobrze, nie wszyscy, bowiem zabrakło Kaari. Pani Krysia nie miała zamiaru jej prosić, bo wiedziała, że i tak odmówi.
    Kobieta nie miała pojęcia, iż mąż postanowił jednak poinformować córkę o rodzinnym obiedzie. Niestety, w odpowiedzi usłyszał (tak, jak spodziewała się tego Krystyna), że obiecała coś matce i tym samym nie może przyjść. Jednakże niebawem zaprosi go do siebie (o ile mogła tak już mówić o nowym lokum…). Juha był oczywiście bardzo rad i już nie mógł się doczekać.
    Tanję i Mattiego bardzo zaintrygowała nieobecność siostry. Tym bardziej, że gospodyni oznajmiła, iż tej wcale nie będzie z niezwykłym chłodem, wręcz urazą. Rodzicielka chyba trochę przesadzała z tym sprzeciwem wobec związku… 30-letniej kobiety.
    Mimo wszystko zasiedli do stołu, jak za tych dawnych czasów, choć tym razem towarzyszyli im Aleksi (co prawda nie pierwszy raz), oraz „debiutująca” Ida. Pokój znowu wypełniły głosy, co było dla gospodarzy, niczym najprzyjemniejsza dla ucha muzyka.
    Gawędzili o wszystkim i o niczym (choć tematem przewodnim był jak zwykle rozwój Liiny, oraz związek Mattiego), przy czym Tanja raz po raz spoglądała na miejsce, w jakim zwykła siadać Kaari. Niechaj już towarzyszyłby jej ten „kudłacz”, ale żeby jednak była! Wówczas wszystko w rodzinie byłoby, jak należy. Kompletne, iluzoryczne wręcz. A tak w powietrzu zdawało się wyczuwać niewidzialne napięcie, jakby matka obawiała się pytań, bądź ze wszystkich sił starała się udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Ba, urodziła tylko dwójkę dzieci. Mimo że pani Kietala nie chciała drażnić matki, sentymenty zwyciężyły i z jej piersi wyrwało się westchnienie, jakiemu towarzyszyło ubolewanie:
- Szkoda, że nie ma Kaari.
- Zapraszałem ją, ale stwierdziła, że dopóki nie poukłada spraw z mamą, niestety tutaj nie przyjdzie – odrzekł na to ojciec. Krystyna natychmiast zgromiła go oburzonym, acz i zaskoczonym spojrzeniem. Oczywiście nie raczył jej o tym powiedzieć, bo po co?! W końcu to tylko i wyłącznie jego córka, ona jej wcale nie urodziła, phe!
- Nie rób ze mnie jakiegoś zła wcielonego. To ona się obraziła nie wiem, o co – wymruczała, bezlitośnie dźgając widelcem jedno z warzyw na talerzu.
- Ale musisz przyznać, mamo, że z tym przesadzasz – wtrąciła Tanja.
- Jak Liina będzie starsza, zrozumiesz – odrzekła dyplomatycznie. No tak, teraz to będzie chyba jej koronny argument na wszystko, co związane z dziećmi.
- Tan, to naczelna ambasadorka tego wybuchowego związku, w końcu sama ich swatała – parsknął Matti, w rezultacie czego siostra prawie zakrztusiła się łykanym kęsem. Mimo wszystko nie chciała, by matka wiedziała, iż maczała w tym palce. I znowu w grę wchodziło to przeklęte rozdarcie pomiędzy nią, a starszą siostrą!
    Niestety, znowu dostała rykoszetem: pani Krysia już mierzyła ją zawiedzionym wzrokiem, a Juha tylko kręcił głową na boki.
- Chcę tylko, żeby była szczęśliwa… - bąknęła speszona „winowajczyni”.
- I tak będzie. To mój przyjaciel, ręczę za niego – skwitował Aleksi, pragnąc jak najszybciej uciąć ów męczący temat.
- Naprawdę nie mogę pojąć, jak możesz się przyjaźnić z kimś takim? – teściowa zmierzyła go z niedowierzaniem – ty, taki porządny, z wyuczonym zawodem i jakiś pseudo-muzyk? – dodała takim tonem, jakby należeli do jakiejś wyższej klasy, która gardzi „gorszymi” od nich.
    Na samo tylko wspomnienie tego, jak kobieta traktowała go na początku jego związku z Tanją, czy tuż przed ślubem – ba, jeszcze niedawno temu wyrzuciła mu, że jest „zwykłą sierotą” – miał ochotę odwzajemnić się niezwykle ciętą ripostą. Ale nic, nie miał ochoty na konflikty. Przerzucił więc ciężar rozmowy na jej stronę:
- A czym on różni się ode mnie? Ma pracę, własne mieszkanie, nie szlaja się po barach. Tyle tylko, że ja wybrałem prawo, a on muzykę… chociaż to kwestia pasji, więc i tutaj jesteśmy podobni do siebie. Plus dla niego, że wychował się w normalnej rodzinie, nie jak ja, w bidulu, i dobrze wiedział, po której stronie powinien stanąć. Powinna pani być mu wdzięczna chociaż za to, że chciał zeznawać przeciwko wyjcowi, który mógł się przecież za to zemścić – wyłożył ze stoickim spokojem, za co żona była mu ogromnie wdzięczna.
- Nie rozumiesz, co mam na myśli – westchnęła uparta rozmówczyni – ty jesteś odpowiedzialny i dojrzały, a… „muzycy” kochają tą swoją sławę, często chleją, ćpają, zdradzają… może teraz tak nie jest, ale kto da gwarancję, że tak nie będzie w przyszłości? Z tego, co wiem, próbuje odzyskać tą swoją „karierę”. Nie tego chcę dla mojej córki – popatrzyła w oczy zięcia wymownym wzrokiem.
- Nie wrzucaj wszystkich do jednego worka, mamo – rzuciła niepewnie Tanja, gdyż brat wtrącił, iż „coś w tym jest” – mnie jakoś nie przeszkadzałaś, gdy spotykałam się z tym wariatem – dodała odkrywczo. Niestety, argument okazał się nietrafiony.
- I to był błąd! – wycelowała weń widelcem.
- Dobra, wystarczy! Bez przesady z tą karierą. Muzyka jest tylko jego hobbym, a granie na gitarze nie jest przecież czymś zakazanym. Nie przesadzajmy – jęknął znużony Aleksi. W owym momencie, jak na zawołanie, ze starego pokoju pani Kietala dało się słyszeć płacz małej, co skutecznie urwało męczącą dyskusję na temat wielkiej nieobecnej. Zarówno żona, jak i teściowa poderwały się od stołu, i czym prędzej pobiegły do dziecka. Tam zapewne się posprzeczają, ale grunt, że „zeszli z” Kaari i Jyrkiego.
    Skupił się więc na Idze, która zaczęła dopytywać, dlaczego gospodyni tak bardzo nie akceptuje związku być może przyszłej szwagierki.
    „Kontrowersyjna” para spędzała popołudnie, póki co, na oglądaniu telewizji. Konkretniej jakiejś komedii. Przynajmniej Jyrki skupiał się na treści płynącej z ekranu, niemal już leżąc na wygodnym oparciu kanapy, gdyż towarzyszka była myślami gdzieś daleko. A właściwie w mieszkaniu rodziców.
    Pomimo tego, że świadomie odmówiła zaproszenia na obiad, było jej przykro, iż w owym momencie rodzina spędza czas bez niej. Muzyk śmiał się, to znów wtrącał jakieś słowo, lecz ona w ogóle go nie słuchała.
- Ciekawe, czy już skończyli jeść? – westchnęła w pewnym momencie.
    Popatrzył na nią nieprzytomnie, naprędce analizując, co też w ogóle ma na myśli, aż wreszcie go oświeciło:
- Trzeba było iść. Chata wolna, to ściągnąłbym jakieś panienki i kolegów, a tak muszę się nudzić w twoim towarzystwie – udał, że ziewa. Wystawiła język, trącając go w ramię – a tak serio, mogłaś pójść. Nie musisz się dla mnie poświęcać. Zresztą, idź nawet teraz – dodał, uważnie lustrując ją wzrokiem.
- To nie tak – żachnęła się – po co? Żeby znowu słuchać, jak to źle wybrałam, co to mnie nie spotka? Matka nie mogłaby przecież przepuścić takiej okazji. Nieważne, że byliby tam też inni – wywróciła oczami, a następnie zapytała – a jak w ogóle twoja? Co o tym sądzi?
- Nie wtrąca się do mojego życia, jestem w końcu dorosły, nie? Najważniejsze dla niej jest to, że jestem zadowolony.
- Widzisz? Tylko mnie musiała trafić się stuknięta mamuśka – zrezygnowana podparła się ręką.
- Oj, nie tylko tobie, zapewniam – puścił oczko, lecz to jej nie pocieszyło – moja była taka radykalna, gdy oznajmiłem jej, że nie idę dalej do szkoły i nie szukam roboty, tylko poświęcam się wyłącznie muzyce. Nie odzywała się do mnie z jakiś tydzień, a później próbowała brać mnie na litość – wyznał, uśmiechając się na samo wspomnienie tamtych zdarzeń.
- To normalne, martwiła się o twoją przyszłość – ciągnęła tym samym, pesymistycznym tonem – byłeś w końcu u progu dorosłości… a ja? JESTEM DOROSŁA! – prychnęła z goryczą.
- Myślę, że najbardziej rozchodzi się jej o to, że nareszcie opuściłaś rodzinne gniazdko i zostawiłaś ich samych. Może podświadomie jest na ciebie o to zła? Tyle, że dzięki temu niemożliwe stało się możliwe i Kaari Venerinen przebywa pod moim dachem z własnej woli i w dodatku, jako moja współlokatorka. Kto by mi uwierzył te kilka lat temu? – odrzekł, kładąc ramię na oparciu kanapy. Na ową uwagę rozmówczyni nareszcie lekko się uśmiechnęła – jeśli tak bardzo ci ich brakuje, to zaproś ich tutaj. Znaczy twoje rodzeństwo. Chyba, że obawiają się demoralizacji po przekroczeniu tych progów… - zakończył, zniżając ton, by owo przypuszczenie zabrzmiało jak najgroźniej.
- Daj spokój, ja jakoś nie czuję się zdemoralizowana – zaśmiała się – ale naprawdę mogę ich zaprosić? – dodała z nutką niedowierzania.
- No jasne, ja nic do nich nie mam. Przecież to też twój dom, dlatego mogłabyś się wreszcie rozpakować, bo mam wrażenie, jakbyś traktowała tą chatę, jak hotel.
- A ja myślałam, że to mieszkanie – przedrzeźniła go – pewnie, ale pod warunkiem, że pozwolisz mi się tu trochę porządzić – odchrząknęła, kreśląc na jego ramieniu rozmaite wzorki.
- Musisz sprecyzować, co dokładnie masz na myśli. Poza tym uprzedzam, że nie dam sobie zrobić z mojej zacnej chatki skansenu pierdółek, jak ten u Kietali – odrzekł, przyciągając ją do siebie.
- Jak sobie życzysz, w końcu ty tu jesteś gospodarzem – śmiejąc się, objęła go za szyję.
- Po równo, piękna. Nie zapominaj się, bo też się obrażę.

***

    Otrzymawszy przyzwolenie, panna Venerinen oddała całe swe serce nowemu miejscu zamieszkania. To znaczy w sensie przywiązania do rzeczy materialnych, gdyż emocjonalnie należało oczywiście do jej chłopaka. Tęsknota za starymi kątami zaczęła ustępować miejsca ekscytacji. Od dawna przecież marzyła, że prowadzi własny dom w pojedynkę, bez wtrącania się matki. Może to głupie, ale od dawna śniła, jak to wkracza w typowo „męski świat” (w tym przypadku do jego mieszkania), siejąc w nim ziarno kobiecości. Nawet, jeśli pozostał w nim zalążek jej poprzedniczki.  
    Zgodnie z zachętą Jyrkiego postanowiła zaprosić Tanję i Mattiego, a więc tym bardziej należało „ogarnąć zaniedbane kąty”, by tym samym przedstawić je w wyłącznych superlatywach. Pokazać, że sprawdza się, jako gospodyni.
    Ścieranie kurzy, układanie swoich rzeczy, robienie prania, czy też inne, jakże prozaiczne zajęcia, były dla niej prawdziwym odprężeniem, gdy wracała z wykańczającej psychicznie pracy. Wbrew zapewnieniom reszty, iż z czasem afera powinna ucichnąć, spojrzenia i szepty nie ustawały. Jeden ze wścibskich współpracowników odważył się nawet zaczepić ją, by „poinformować, że ustawia się w kolejce, jako następny, gdy obecny towarzysz jej się znudzi”. Zebrała w sobie wszystkie siły i odwróciwszy się, odrzekła z cynicznym uśmieszkiem, iż „nigdy, gdyż on przynajmniej coś sobą reprezentuje, w przeciwieństwie do innych facetów”.
- Tak? Serio gwałt jest takim osiągnięciem? No to ja chyba jednak wypisuję się z kolejki – odwzajemnił się tym samym.
    Zawrzało w niej. Jak z początku była tylko lekko zdenerwowana (a przynajmniej tak się jej wydawało), tak teraz ogarnęła ją niewypowiedziana wściekłość. Miała ochotę rzucić się na niego i „sprać po tej wcale nie atrakcyjnej gębie”! Lecz jemu właśnie o to chodziło: by wyprowadzić ją z równowagi i najlepiej jeszcze ośmieszyć. …Albo po prostu uważał, że to, co mówi, jest słuszne, gdyż był w błędzie, a jej po prostu udzieliła się paranoja odnośnie wrogiej postawy Kaisy. Wszystko jedno! Jakie pytanie, taka powinna być i odpowiedź. Wciągnęła więc haust powietrza i z jakim takim opanowaniem odparła:
- Jak już nauczysz się czytać, to zajrzyj do Internetu i poczytaj trochę o tej sprawie, a wtedy przekonasz się, że oczerniasz człowieka. Tyle tylko, że on ma gdzieś twoje zdanie. I słusznie zresztą – usatysfakcjonowana obrzuciła go lekceważącym spojrzeniem, po czym zwróciła się przed siebie i prawie zderzyła z Arvo. Od razu oblała się rumieńcem – raz, że wciąż czuła się winna temu, jak przebiegał ich związek, a dwa zrobiło się jej głupio, bo zapewne słyszał przebieg jej „rozmowy” z bezczelnym „kolegą”. Jeszcze pomyśli, że coś z nim nie tak, a przecież tak nie uważa… Bąknęła więc niemrawe „Cześć” i uciekła, nim ten zdążył o cokolwiek zapytać. Nie dość, że ta sprawa ze „stukniętą młodą”, to jeszcze on! Dłużej chyba tego nie zniesie!
    Tymczasem wdowiec odprowadził ją wzrokiem, a następnie zwrócił się do zaczepnego pracownika:
- To było bardzo niegrzeczne.
- Nie widziałeś tego linka? Jakbyś przeczytał, co ona… - zaczął ciekawski młodzian.
- Tak, czy inaczej, gówno powinno cię obchodzić, z kim się spotyka – prychnął dosadnie i poszedł dalej, nie czekając aż młody coś na to odpowie.

***

    Po owym incydencie, Kaari tym bardziej nie mogła doczekać się urlopu, jaki zbliżał się wielkimi krokami. Już nieważnym było, czy jej chłopak otrzyma wolne w tym samym czasie. Pragnęła stąd uciec, i to na bardzo długo. Już teraz zaczęła planować przedłużenie wakacji, choć firma odgórnie wyznaczyła jej dwa tygodnie względnej laby. Cóż to jednak było te czternaście dni, skoro stres dokonał w jej organizmie ogromnych spustoszeń? Gdzie tam, gdyby nie uwaga Jyrkiego, że przecież planują wspólną przyszłość, zwolniłaby się. Póki co, przychodziła i wychodziła, jako ostatnia (a przynajmniej się starała), zaś przerwy spędzała w swoim biurze.
    Dusiła wszystko w sobie, nie zwierzając się chłopakowi ze swych problemów w pracy, by ten nie czuł się winny. Przypuszczała bowiem, że tak by właśnie było. Wszak, prześladowcy nie skupiali się na jej zdradzie względem Kaisy, a tym, co też rzekomo nawyrabiał jej ukochany. W rezultacie, to Tanja była jej powiernicą, i tylko nią, bo cóż mogła na to poradzić? Ewentualnie, by odeszła z uciążliwej pracy.  
    Takim to sposobem, sama nie wiedziała, kogo słuchać. Bo cóż to za problem znaleźć coś innego? Z drugiej jednak strony, gdyby się zwolniła, ci wszyscy ludzie uznaliby, że przyznaje im rację i tym samym ucieka, jak tchórz. Ale czy honor powinien być ważniejszy od własnego zdrowia, oraz komfortu psychicznego? Czy „Aleks” nie popełnił niegdyś tego samego błędu, gdy nie przyznał się Tanji do swoich męczarni w kancelarii Raikinen? I jak na tym wyszedł? …Ale nie, w tym wypadku nie jest obiektem czyichś westchnień, a ofiarą głupich plotek, które kiedyś przecież ucichną… Nie, dość! Przemyśli to na spokojnie podczas urlopu.  
    Tak to więc poza pracą starała się prowadzić normalne życie. Gdy chłopak udawał się na próby z zespołem, towarzyszyła mu, bądź zostawała w domu, to przeglądając jego rzeczy (oczywiście te, które sam jej udostępnił), to znów sprzątając. Jednakże sobotnie wieczory zawsze spędzała wraz z nim w klubie, jako „najwierniejsza fanka” „Orłów”. Niestety, i tutaj dopadały ją obawy, że Kaisa znowu postanowi złożyć wizytę swemu byłemu. Na szczęście, jak do tej pory, tak się nie stało, zaś w pracy „młoda” wyraźnie jej unikała. Nie wiadomo, co było tego powodem: niechęć, czy też obawa przed wytknięciem jej niecnego występku? Wszystko jedno, i tak nie miała ochoty jej oglądać.
    Jednym z ulubionych, naprawdę odprężających zajęć panny Venerinen było przeglądanie starych materiałów, jakie Jyrki zgromadził w trakcie swojej krótkiej kariery. Najlepiej, by dodatkowo towarzyszyła temu muzyka. Włączała ją więc, po czym kładła się na łóżku, otoczona „skarbami” chłopaka. Zbiory tworzyły rozmaite gazety, zdjęcia, wycinki itd. Stąd mogła wywiedzieć się wszystkiego tego, czego nie chciał, bądź wstydził się jej powiedzieć on. Mowa o wywiadach z początkującym zespołem, czy też zdjęciach z sesji. Co prawda, jak to zwykle bywa, wypowiadał się głównie Perttu, który uwielbiał pleść romantyczne „farmazony” (co za ironia). O tak, potrafił się maskować, grając niezwykle wrażliwego, co zapewne działało na wyobraźnię nastoletnich fanek. Ale jakie miało to teraz znaczenie? Ważniejsze dla niej było, iż basista nie żartował i w istocie miał swój udział w tworzeniu tekstów do ich piosenek. Może więc przygotowywał w tajemnicy i coś dla niej…?
    Uśmiechnęła się do siebie, sięgając po kolejną publikację. Niech matka mówi, co chce (dobrze bowiem wiedziała, co powiedziała przy obiedzie Krystyna, gdyż Tanja jej powtórzyła), ona nie narzeka. Jyrki poświęcał jej uwagę, rzadko się sprzeczali i, póki co, chętnie spełniał jej zachcianki – nawet tą odnośnie nauczenia jej gry na gitarze, choć wymagało to od niego sporo czasu i cierpliwości. Może trochę koloryzował swoje wypowiedzi do mediów, ale tylko troszkę, gdyż niewiele różnił się od wizerunku muzyka ze zdjęć.  
    To była właściwie jedyna pociecha w tym wszystkim – to dawało jej siły do tego, by znosić „fochy” matki, oraz prześladowania w pracy. Zdawało się, że w ich związku jest zbyt dobrze, toteż ciągle przewijała się ta nieznośna obawa, iż w końcu coś się popsuje. Jeśli tak będzie, to oby była to jedynie niegroźna rysa.    
  
wiem, że długo rodziła się ta część (i to w bólach), ale przyczyniły się do tego brak weny, problemy osobiste i inne... mam wizję do końca historii, ale ciężko jakoś się pisze. zresztą i tak nieźle idzie, bo inne opowiadania pisałam przez kilka lat. zapewne nudno i w ogóle, ale taki mam plan na końcówkę. chciałam dopisać coś jeszcze, ale nie wiem, ile by zeszło jeszcze. pozdrawiam czytających ;)

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 6448 słów i 36061 znaków.

3 komentarze

 
  • Lil

    Kiedy next ?

    18 cze 2017

  • nutty25

    @Lil ciężko mi powiedzieć, mam malutki kawałek i pomysł, ale z weną i chęciami już jest gorzej... może dlatego, że mam problemy zdrowotne. ale postaram się coś wymęczyć niebawem ;)

    19 cze 2017

  • beno1

    :bravo:

    29 maj 2017

  • Wiktor

    Witaj. Może i długo powstawała cześć, ale już jest. Dzięki.  Fajnie się czytało.  Pozdrawiam Wiktor

    28 maj 2017

  • nutty25

    @Wiktor pozdrawiam również ;)

    28 maj 2017