Love me like you do cz. 29

Rozdział 20

    Tanja miała przed sobą jeszcze jakieś dwa miesiące ciąży, ale już teraz czuła się, jak słonica. Brzuch (wbrew wcześniejszym zapewnieniom matki) był naprawdę spory, a córka coraz częściej przypominała o swoim istnieniu. Dużo czytała na temat opieki nad dziećmi, lecz chyba nic nie jest tak skuteczne, jak praktyka. Tą oferowały tzw. szkoły rodzenia. Tylko, że przez to całe zamieszanie z Kaari, zupełnie zapomniała o takowej opcji.  
    Przypomniała o niej Tarja, gdy odwiedziła ich któregoś dnia. Aleksi zwierzył się jej ze swych obaw odnośnie wychowania dziecka i tym samym zaproponowała, iż jeszcze mogą skorzystać z takowego „kursu”.
    Tak to Tanja zaczęła suszyć mężowi głowę, by udali się do wyznaczonej placówki, póki jeszcze był czas. Im było bliżej wyznaczonego terminu, tym ona sama coraz mocniej obawiała się porodu, lecz na szczęście państwo oferowało  pomoc w poradni, zajmującej się leczeniem lęku, związanego z wydaniem na świat dziecka (tak, to nie jest żart). Aleksi początkowo kręcił nosem, twierdząc, że… nie opłaca im się zapisywać na takie zajęcia, skoro „było bliżej, niż dalej”, a jemu samemu nie będzie chciało się iść na nie po pracy. Jednakże skapitulował, gdy dotarło do niego, że tak naprawdę nic nie wie o opiece nad małym dzieckiem. Ich matki bynajmniej nie powinny ich w tym wyręczać. Może i czasu było niewiele, ale co się dowiedzą, to i tak będzie ich.
    Tymczasem Kaari, która, jak na razie, nie myślała o macierzyństwie, postanowiła dokonać kolejnej „prezentacji” swojego chłopaka. Tym razem padło na rodziców. Tyle, że Jyrki nie miał o jej planach bladego pojęcia… On sam z pewnością wzdragałby się przed takim pomysłem (choć poniekąd bolało go, iż za pierwszym razem sympatia nie była tak chętna do „chwalenia się nim”), gdyż zdawał sobie sprawę z tego, co sądzą o nim rodzice dziewczyny. Dlatego należało postawić go przed faktem dokonanym…  Choć mogło się to skończyć wielką kłótnią.
    Tego dnia wybierali się na koncert do „Tavastii”. Poleciła przyjść mu po siebie, na co się zgodził, gdyż w jego mniemaniu miał tylko zaczekać pod klatką. Mylił się – oznajmiła, iż na przygotowaniach jeszcze trochę jej zejdzie i tym samym kazała mu wejść na górę. Zawahał się, lecz zaraz pomyślał, że pewnie jej rodziców nie ma w domu i stąd to „śmiałe zaproszenie”. Wątpił bowiem, by była taka prędka do przedstawiania go. A właściwie przypomnienia jego osoby państwu Venerinen, bo przecież już raz „pełnił rolę” jej chłopaka.
- Chcę wam kogoś przedstawić, zaraz tutaj będzie – oznajmiła uroczyście, wchodząc do sypialni rodziców.  
- Tego twojego faceta? – Juha mrugnął zachęcająco, na co skwapliwie pokiwała głową.
- Czyli znowu kogoś masz? Ale mnie to już nie raczyłaś powiedzieć? – mruknęła zdegustowana Krystyna, przy okazji trącając męża w bok, gdyż siedział obok niej. Że też zawsze on musiał dowiedzieć się pierwszy! Ale no nic. Ciekawe, kogo ta Kaari znowu „złowiła”? Oby tym razem przynajmniej na dłużej.
    Rodzice natychmiast zaczęli snuć swoje wizje odnośnie wybranka najstarszej córki: zapewne przystojny, dobrze zbudowany, z własnym samochodem. Najlepiej biznesmen (bądź prawnik) w garniturze, choć trochę podobny do Aleksego. Bo i z tego, co wiedzieli, córka właśnie w takich gustowała. Ten „pseudo-muzyk” był tylko „wypadkiem przy pracy”, chyba chciała zrobić im na złość. To znaczy, tak myślała pani Krysia, bo mężowi fakt, iż Kaari spotykała się z Jyrkim, był zupełnie obojętny. Jedyne, czego dla niej chciał, to szczęścia. No, ale skoro się z nim rozeszła, oznaczało to, że jednak do niej nie pasował.
    Ale z tego, co pamiętał, to córka zwierzyła się mu, iż odbiła innej chłopaka. Czyżby to był ten? Jeśli oglądał się za inną, mając już sympatię, czy aby nie zaniżało to jego wartości? Czy aby będzie odpowiednim partnerem dla jego „ukochanej córeczki”? To może zweryfikować jedynie czas. Póki co, jedyne, co może zrobić, to porozmawiać z owym „ktosiem” i wyrobić sobie na jego temat pierwszą opinię.
    Z przedpokoju dobiegły ich głosy. Nareszcie przyszedł. Mimo wszystko poczuli przyjemne podekscytowanie, przemieszane z podenerwowaniem. Wszak, musiało to być coś poważnego, skoro zdecydowała się im go przedstawić. A nuż kiedyś, w przyszłości, stworzy z owym mężczyzną rodzinę? No, ewentualnie, bo z tym Arvo też zanosiło się na nie wiadomo, co, a skończyło się równie szybko, co zaczęło.
    Kaari wreszcie przekroczyła próg ich sypialni, ciągnąc za sobą „wybranka” , a wtedy… nastąpiła konsternacja. Oto bowiem okazało się, że dobrze znali owego „osobnika”. Mogli spodziewać się wszystkiego, ale nie tego – nie przyjaciela „stukniętego muzyka”! Z jakiej racji w ogóle? Przecież już dawno się rozstali po krótkim i jakże burzliwym związku! No więc jak? Żarty sobie z nich stroiła?!
    Jyrki wykrztusił jedynie niemrawe „Dzień dobry” i na tym skończyły się jego zdolności oratorskie. Raz, że sympatia oszukała go, ani słówkiem nie wspomniawszy, iż rodzice są w domu, przez co totalnie go zamurowało na ich widok. A po drugie, państwo Venerinen patrzyli w taki sposób, że miał ochotę uciekać, gdzie pieprz rośnie. Zupełnie, jak Tanja… chociaż nie, „teściowa” była jeszcze „lepsza” – wbijała go w ziemię, miażdżyła, niczym czołg, jakby co najmniej zabił członka jej rodziny. To sprawiło, że chciał wyrwać dłoń z uścisku swojej dziewczyny, lecz trzymała zbyt mocno, a wręcz zacisnęła na niej jeszcze drugą rękę.
- To jest właśnie mój chłopak. Jak widzicie, wróciliśmy do siebie – oznajmiła z promiennym uśmiechem.
    De javu. Nie tylko przez wzgląd na to, że był to ten sam „ochlaptus” – bowiem ich zdaniem muzyk wyglądał niechlujnie z włosami, które prawie sięgały mu do ramion, oraz kilkudniowym zarostem. Kilka lat temu Tanja również ich zaskoczyła, stając za rękę z Aleksim niemal w tym samym miejscu. Wówczas zięć był tym „złym”, gdyż uważali, że młodsza córka nie jest gotowa na związek, no i sama uprzednio zarzekała się, iż nikogo nie chce. Tak więc przeżyli szok. Teraz z kolei mieli stuprocentową pewność, że „grajek” ABSOLUTNIE nie nadaje się dla najstarszej pociechy, skoro miał takiego kolegę! Zresztą, kto wie, co tam wyprawiał podczas tej swojej krótkiej kariery? I co on w ogóle sobą reprezentował? Tak bardzo odbiegał od „ideału” Kaari. Od kiedy to zaczęła gustować w „niechlujach” z przesadnym zamiłowaniem do czarnego koloru?
    Sympatia była bezlitosna: oznajmiła, że musi się jeszcze pomalować, oraz uczesać, i ot tak zostawiła go z „wilkami” na bezsprzeczne pożarcie. Odprowadził ją bezradnym spojrzeniem, niczym szczeniak, którego właściciel opuszczał dom, lecz nie pozostawił mu nic do jedzenia. Wyglądała pięknie, na co jej się jeszcze „pacykować”?!
- Usiądź, co tak będziesz stał? – odchrząknął Juha. Krystyna natomiast obrzuciła gościa niedbałym spojrzeniem i „bezczelnie” opuściła pokój, nawet nie pytając, czy się czegoś napije.
    Przybyły posłusznie zajął miejsce na pufie, jaka stała nieopodal. Odchrząknął, odruchowo poprawiając włosy, po czym zaczął wyłamywać palce. Czuł, jak „teść” prześwietla go spojrzeniem, mierzy z góry na dół, i odwrotnie. Jakby zapomniał, jak wygląda… A może zastanawiał się, dlaczego wrócił do starego „image’u”? Zapewne wolał tamten, stworzony specjalnie dla panny Venerinen, by nareszcie ujrzała w nim kogoś odpowiedniego. Co ciekawe, stało się tak dopiero teraz, gdy znowu wyglądał „po staremu”. Ale no tak: powinniśmy kochać ludzi za to, jakimi są naprawdę.
- Nie jesteś satanistą? – dobiegło go pytanie Juhy.
- Słucham…? – niemal zakrztusił się własną śliną – dlaczego pan tak uważa…? Nie, ja tylko lubię czarny – dodał prędko, zrozumiawszy aluzję.
- W takim razie, identyfikujesz się z jakąś subkulturą?
- Pewnie ma pan na myśli metali? A nawet, jeśli? Ma pan coś do nich? Yyy… znaczy nie, z czasów zbuntowanego nastolatka też już wyrosłem – poprawił się, gdyż nagle dotarło doń, iż jest chyba nazbyt śmiały. Mimo wszystko należało zrobić dobre pierwsze wrażenie. O ile nie było na to za późno, gdyż państwo Venerinen zdążyli już wyrobić sobie o nim opinię na podstawie jego zachowania tuż po tym, jak Tanja padła ofiarą Perttu.
- Pracujesz gdzieś? – gospodarz ciągnął „przesłuchanie” z tą swoją kamienną twarzą, z której nie potrafił nic wyczytać.
- W tej chwili nie, ale szukam czegoś. Jedna agencja reklamowa nawet zgodziła się posłuchać mojej gry i może coś z tego będzie – przyznał z entuzjazmem.
- Czyli nadal celujesz w muzykę? Myślisz, że dasz radę z tego wyżyć?
- To pasja, hobby. Jak już powiedziałem, rozglądam się za stałą pracą – zauważył znacząco, gdyż wyczuł w tonie rozmówcy powątpiewanie. To oznaczało tylko jedno: nie nadaje się dla jego córki, bo jest tylko „żałosnym marzycielem”, co to śni o wielkiej karierze. Ale niech sobie myśli, co chce – nie zrazi go. Do tego jest w błędzie, ale on mu jeszcze pokaże.
    Tymczasem Krystyna zatrzasnęła za sobą drzwi od pokoju córki, po czym zawisła nad nią, gdy właśnie zasiadała przed lusterkiem, kończąc makijaż. Domyślała się, czego kobieta chce i tym samym milczała, chcąc zrobić jej na złość. Matka przyjęła zamkniętą postawę, niemal tupiąc nogą z wielkiego oburzenia.
- Można wiedzieć, co ty wyprawiasz? Po co znowu go tutaj sprowadziłaś? – zaczęła, niby to spokojnie, ale zdradzał ją głos, który wręcz drżał.
- Przecież mówiłam: to mój nowy chłopak… czy tam stary – uśmiechnęła się do swojego odbicia.
- Robisz mi na złość, tak?! Tylko za co?! Co ja ci takiego robię?! – uniosła się.
- Oj, przestań, mamo! Co masz do moich związków? Po prostu dotarło do mnie, że to jednak facet dla mnie, więc odnowiłam znajomość. Ot cała filozofia – wzruszyła nerwowo ramionami.
- Dobijesz mnie! – zaczęła krążyć obok – a co z tamtym wdowcem było nie tak?! Taki miły człowiek, grzeczny, ułożony… to nie, bo jej się zachciało jakiegoś oszołoma!
- Jak ci się tak podoba, to go zaadoptuj! Zyskasz w pakiecie ekstra złośliwą wnuczkę! – prychnęła odpychająco.
- O, i to jest skutek! – wycelowała weń drżącym palcem – już cię buntuje przeciwko mnie! Zobaczysz: skończysz, jak Tanja!
- Czyli to znaczy, że dobrze. Dzięki za błogosławieństwo – mruknęła ironicznie.
- Dobrze wiesz, że mam na myśli tą historię z gwałtem!
- Rany, jak ty stereotypowo myślisz! Nawet go nie znasz, a oceniasz! Właśnie po to go tutaj przyprowadziłam, żebyście wreszcie wyzbyli się tych waszych uprzedzeń, zobaczyli, jaki jest naprawdę! Znam go trzy lata i dobrze wiem, z kim się spotykam! A wiedz, że nie wybieram byle kogo!
- Śmiechu warte! Myślisz, że taki… taki dziwak, pseudo-grajek będzie ci wierny?! No spójrz tylko na niego! Łazi to pewnie po knajpach, chleje, ćpa…!
- Nie słucham cię! – zatkała uszy, po czym wstała z krzesła, dając jej w ten sposób do zrozumienia, że rozmowa skończona – rany, co za chory dom! Najpierw Tanja miała problemy, bo zakochała się, żeby było śmieszniej, w idealnym Aleksie, a teraz oczywiście ja! Nudzi wam się?! Nie, nie gustuję już w rzekomych przystojniakach w garniakach, wybacz! Doszłam do wniosku, że zamiast latać za wyimaginowanymi ideałami, powinnam raczej darzyć uczuciem tego, dla którego jestem najważniejsza! – dodała, zmierzając do drzwi.
- Nigdy taką nie będziesz! Tacy, jak on, wolą przyjemności i tą swoją muzykę! – upierała się matka.
- Cicho już, bo jeszcze usłyszy! – syknęła, kładąc na ustach palec – masz szczęście, że jestem tradycjonalistką, bo nie musiałabyś mnie już tutaj oglądać! Ale spokojnie, jeszcze trochę i wyniosę się!  
- Po co ten pośpiech?! Co nagle, to po diable! To, że Tanji się udało, nie oznacza, że z tobą będzie tak samo!
- Bo mnie zdemoralizuje i skończę w rynsztoku, co? Już wolę to, niż słuchać ciągle twoich „ale” odnośnie moich wyborów – popatrzyła wymownie i nareszcie wyszła na przedpokój. Gdy jednak skierowała się do sypialni rodziców, przystanęła na moment, by podsłuchać, jak rozmowa pomiędzy mężczyznami toczyła się pod jej nieobecność. O ile ojciec w ogóle konwersował z przybyłym. Jeśli nie, bardzo się na nim zawiedzie. Wszak, jak do tej pory, Juha był mniej rygorystyczny, aniżeli matka i przynajmniej starał się ją wspierać.
    Uciszyła więc Krystynę, która chciała coś tam jeszcze „biadolić”, i nadstawiła ucha. Na ów gest rodzicielka warknęła pod nosem i udała się do kuchni.
- Jakiś czas temu Kaari miała podbite oko – przypomniał tymczasem ojciec – powiedziała, że uderzyła ją inna kobieta, ale jeśli tak naprawdę to byłeś ty, to…! – pogroził pięścią, wyraźnie rozemocjonowany.
- No co pan?! – oburzył się Jyrki – nigdy nie uderzyłbym kobiety, a zwłaszcza pańskiej córki! Lubię ją, jak diabli…! Yyy, bardzo. Prędzej sam sobie dam po ry… twarzy, niż dotknę ją w takim celu – wyłożył, równie poruszony.
    Będąca pod drzwiami Kaari niemal parsknęła w głos. To było urocze, fakt (no i na jej korzyść), lecz bardziej skupiła się na sposobie, w jakim to mówił. Aż do przesady starał się dopasować do rozmówcy, by ten źle go nie odebrał.
- Trzymam cię za słowo – Juha wycelował weń palcem – ale jak tylko się dowiem, że coś jest nie tak, to…! – ponowił „groźny” gest.
- Wiem, że mnie nie lubicie i wolelibyście widzieć na moim miejscu kogoś innego – odrzekł spokojnie.
    O nie, robiło się nieciekawie. Powinna chyba wkroczyć do akcji – Ale zapewniam pana, że daleko mi do tego wariata. Może i opamiętałem się zbyt późno… ale to nie znaczy, że każdy artysta jest wykolejoną świnią bez uczuć. Rodzice, a głównie matka, nauczyli mnie szacunku dla innych ludzi – kontynuował chłopak, toteż zatrzymała się, dając im jeszcze chwilkę.
- Nie mówię o przemocy. Są inne kwestie takie, jak ta wierności, odpowiedzialności… - zaczął wyliczać gospodarz.
- Uważa pan pewnie, że jako basista „Bajek” prowadziłem hulaszcze życie? – wszedł mu w słowo – bynajmniej nie zdążyłem zachłysnąć się sławą, a największe powodzenie miał tak naprawdę Perttu. Ale nawet, jeśli przydarzyły mi się różne przygody – nie przeczę – to byłem młody i głupi. Im człowiek starszy, tym bardziej zależy mu na tym, by się ustatkować. O ile oczywiście znajdzie tą odpowiednią osobę – wyłożył spokojnie, bacznie lustrowany wzrokiem Juhy. Bynajmniej nie mówił tego, by zdobyć jego uznanie – tak po prostu uważał. Ale na tym koniec, nie miał zamiaru udowadniać mu niczego więcej. Resztę powinny poświadczyć czyny.
    Ojciec zaczął poważnie ją irytować. Dobrze, robił to, bo zależało mu na niej, jako córce, i dlatego pragnął jej dobra. Ale nie powinien był zarzucać Jyrkiemu, iż jest niemoralny, bo przyjaźnił się ze „świrem” i kochał muzykę! To, jaki był naprawdę, mógł pokazać tylko czas, oraz spędzanie go w jego towarzystwie. Ale nie, rodziciel wolał skreślić go na samym starcie. Dość tego.
- Jestem gotowa, możemy iść – oznajmiła, wchodząc do pokoju. Muzyk od razu poderwał się na równe nogi, jakby tylko na to czekał.
- Udanego wieczoru – Juha wysilił się na uśmiech. Odpowiedzieli zgodnie „Dziękujemy” i wyszli do przedpokoju.
    Gdy Krystyna upewniła się, że już ich nie ma, szybko wróciła do sypialni.
- No to już jest koniec świata! Czy ona całkiem zwariowała?! Po co znowu zaczyna to samo?! – zaczęła biadolić, wymachując przy tym rękoma.
- Najwidoczniej uważa, że to coś poważnego. I życzę jej tego – mąż wzruszył ramionami.
- A ty jak zwykle po jej stronie! Ale czy to coś nowego?! Nawet, jak ją skrzywdzi, ale ona powie, że jest w porządku, i tak ją poprzesz! – wyrzuciła wzburzona.
- A co ja mogę?! Mam ją zamknąć w wieży? Ma prawie 30-ści lat, to normalne, że chce sobie ułożyć życie! Skoro biła się o niego z inną, to znaczy, że uważa go za odpowiedniego – prychnął poirytowany.
- O czym ty mówisz? – skrzywiła się małżonka.
- Pamiętasz, jak miała siniaka na twarzy? No to poszło właśnie o niego.
- No koniec świata! Żeby było chociaż o kogo! – załamała ręce, prychając przy tym po polsku.
- Wiele razy już ci to mówiłem: udawaj, że wszystko jest w porządku, nawet, jeśli uważasz wręcz przeciwnie, a dogadasz się z nimi. Ale nie, ty zawsze musisz po swojemu, a potem tylko marudzisz! Zresztą, a nuż będzie tak, jak z Tanją? – przypomniał Juha.
- Na pewno nie, bo już raz miało być, i co?! – warknęła, z powrotem zawracając do kuchni.
- A jak to prawdziwa miłość? – zawołał za nią, złośliwie przy tym parskając. W odpowiedzi usłyszał niecierpliwe „Akurat! Idź z tymi filozofiami!”. Wstał zatem z miejsca i udał się za nią, by jeszcze trochę jej podokuczać. Uwielbiał to, a teraz pozostała mu właściwie tylko ona.
    „Skreślona przez Venerinenów para” zeszła już na dół, lecz gdy Kaari chwyciła za klamkę od drzwi wyjściowych, oto okazało się, że Jyrki oparł się o ścianę i, przynajmniej na razie, nie miał zamiaru wychodzić.
- Daj mi chwilę, muszę odsapnąć – mruknął z dystansem. Było tak, jak się tego spodziewała: obraził się.
- Przepraszam, ale gdybym cię uprzedziła, nie wszedłbyś na górę – przyznała nieśmiało.
- Dobra, ja wiem, że chcesz zrobić wszystko, bylebym tylko uwierzył, iż tym razem jest inaczej, ale sama prosiłaś o czas. Nie musisz robić wszystkiego za jednym zamachem – popatrzył znacząco.
- Przecież i tak bym cię kiedyś przedstawiła, to po co czekać? Już coś powiedziałam: to nie ma być związek na miesiąc, dlatego rodzice powinni wiedzieć, że się z tobą spotykam – odpowiedziała tym samym.
- Ale, w takim razie, teraz musisz pójść ze mną do mojej mamy. Może ja też chcę, żeby cię poznała? – odbił piłeczkę.
- Oczywiście, powiedz tylko, kiedy – uśmiechnęła się, biorąc go za rękę, którą uprzednio wetknął do kieszeni – przepraszam za nich, wiem, że są trudni… i przewrażliwieni. Ale to przez tą całą sprawę. Przed byli bardziej obojętni. Aleks także musiał przejść przez to samo, gdy zaczął spotykać się z Tanją.
- Spodziewałem się tego.
- To co, idziemy? – pociągnęła go jak zwykle za dłoń.
- Najpierw musisz się zrehabilitować – zaprotestował, wskazując palcem na swoje usta, co miało oznaczać, że w ramach przeprosin ma go pocałować. Uśmiechnęła się, potrząsając głową, lecz oczywiście spełniła „warunek”.

***

    Aleks drzemał w nogach właścicieli, gdy ci odpoczywali na łóżku po obiedzie. Aleksi grał na swoim telefonie we wspomnianego już „Tetrisa”, a Tanja robiła na drutach, gdyż uparła się, że wydzierga dla córki kocyk, złożony z różnokolorowych, wełnianych kwadratów. Choć wątpliwym było, że zdąży przed porodem.  
- Zajmiesz się Liiną, gdyby mnie coś się stało, prawda? Nie zostawisz jej? – zapytała w pewnym momencie.
- Dlaczego pytasz o takie rzeczy? Wybierasz się gdzieś? – odpowiedział pytaniem na pytanie. Ton był żartobliwy.
- Tak, do szpitala, rodzić. I to niebawem – odrzekła ironicznie – gdyby coś poszło nie tak, to obiecaj mi, że nigdy jej nie zostawisz – dodała już poważnie.
- Mówisz, jak umierająca – zaśmiał się, obejmując ją ramieniem – a co niby miałoby pójść nie tak w XXI wieku?
- Mogę na przykład dostać krwotoku… albo serce mi stanie, ciśnienie podskoczy do niebotycznych wartości…
- Przecież po to idziesz do szpitala, żeby lekarze, w razie czego, ci pomogli – odchrząknął, z trudem skrywając rozbawienie – a serce masz zdrowe, nie przesadzaj.
- Oglądałam ostatnio program o prawdziwych porodach i tam kobieta dostała krwotoku, więc wszystko jest możliwe – naburmuszyła się – zwłaszcza przy moim pechu. No i ten widok krwi… jak nic, stracę przytomność.
- Z takim nastawieniem na pewno – przewrócił oczami – nie oglądaj takich głupot, ani żadnego tam „Doktora House’a”, dopóki nie urodzisz. Tak, wiem, że zerkasz, bo widziałem pliki na twoim laptopie – wycelował weń palcem, gdy zaczęła się zapierać.
- To ja też zrobię ci inspekcję i zobaczymy, co ty oglądasz – wystawiła język.
- Śmiało, komp jest na biurku. Ale raczej nic ciekawego tam nie znajdziesz, ja nie mam czasu na pierdoły – wzruszył ramionami.
- Czyli twoim zdaniem ja się obijam, tak? – wzięła się pod bok – a to, że z takim balastem robię ci obiad, zakupy, piorę, sprzątam i przy okazji cykam się przed największym w życiu bólem, to już się nie liczy?! – wyliczyła oburzona.
- Uspokój się, złośnico. Ja się tylko troszczę o twoje zdrowie psychiczne, żebyś przez te medyczne bzdury jeszcze bardziej się nie cykała – uśmiechnął się niewinnie.
- Nie odwracaj kota ogonem – przedrzeźniła go, po czym przysunęła się bliżej – ale będziesz ze mną do końca? – westchnęła, oplatając go w pasie ramieniem.
- Nie umrzesz – ponownie wywrócił oczami.
- Do końca PORODU.
- No… tak. Już to ustalaliśmy, nie? Chociaż jest duże prawdopodobieństwo, że to prędzej ja fiknę – przełknął ślinę na samą tylko myśl o asystowaniu przy bolesnym i jakże krwawym wydarzeniu.
- Dlatego musisz pooglądać ze mną relację z porodu, żeby wiedzieć, co cię czeka – zaśmiała się chytrze.
- Dzięki, ale to, co mówią w tej całej szkole rodzenia w pełni mi wystarczy.
- Skoro wolisz niespodzianki? – mruknęła lekceważącym tonem – znowu kopie, dotknij – wzięła go za dłoń i ułożyła na swoim brzuchu.
- Będzie charakterna, jak mamusia – puścił oczko, głaszcząc ją po nim.
- I urocza, jak tatuś – uśmiechnęła się lekko, na co przybliżył się i pocałował ją w usta.

***

    Zgodnie z przyzwoleniem Kaari, Jyrki zapowiedział ich na niedzielny obiad u swojej matki. Z tego powodu sympatia, w ów dzień, denerwowała się już od samego rana – ale słowo się rzekło. Najpierw ona naraziła go na stres, więc teraz niech sama się pomęczy. Choć zdawało się, że jest w o wiele lepszej sytuacji – znała datę spotkania, no i matka chłopaka nie powinna mieć wobec niej żadnych zastrzeżeń. Chyba, że po prostu pomiędzy nimi nie zaiskrzy, bo i tak się zdarza. A nie ma to jak wredna „teściowa”! No, ale pozostaje mieć nadzieję, że owa kobieta jest choć trochę podobna do swego syna. Z charakteru, ma się rozumieć.
    Gdy pani Niina – ku swej wielkiej radości – odebrała telefon od najstarszej pociechy, sądziła, iż Jyrki przyjdzie z Kaisą. Jakże więc się zdziwiła, gdy ujrzała u jego boku inną dziewczynę. I to kolejną w tak krótkim czasie. Musiała przyznać, że ją to zaniepokoiło. Czyżby jej syn był aż tak niestały w uczuciach? Ale, w sumie, czy tak się właśnie nie dzieje w dzisiejszych czasach? Zaraz, chwileczkę… czy aby gdzieś jej już nie widziała?
- Jestem siostrą Tanji Kie… to jest, Venerinen. Tej, w sprawie której Jyrki miał zeznawać – wyjaśniła z krzywym uśmiechem, gdyż przenikliwy wzrok nowej znajomej mocno ją peszył.
- No faktycznie! – gospodyni niemal klasnęła w ręce – ale jak i gdzie żeście się spotkali po tak długim czasie? – dodała z niedowierzaniem.
- Długa historia – odchrząknął syn.     
    W owym momencie do towarzystwa dołączyły siostry muzyka: Helvi, oraz najmłodsza, Laura. Ta pierwsza, po przywitaniu się z panną Venerinen, zaczęła stroić do brata jakieś głupie miny. Dobrze wiedział, o co jej chodzi, i natychmiast się zirytował.
- Pamiętam, jak był ten jakiś tam proces, to Jyrki mówił wtedy, że ta Tanja, czy jakoś tak, ma ładną siostrę. To było o tobie? – zagaiła z wrednym uśmieszkiem. Właściwie, to tak odczytał go jedynie on, gdyż według Kaari, Helvi była bardzo uprzejma.
- Naprawdę? – popatrzyła na towarzysza, który właśnie słał młodej znaki, informujące o bezsprzecznym zamordowaniu – tak, to moja siostra – przytaknęła zaraz potem.
- Rzeczywiście jesteś ładna – pochwaliła, nic sobie nie robiąc z gestów muzyka.
- Dziękuję, ty też. Masz śliczne włosy – zauważyła panna Venerinen, wskazując na długie, czarne loki rozmówczyni – zupełnie, jak te starszego brata. Tyle, że jej fryzurę wyróżniało kilka różowych pasemek.
    Jeśli natomiast chodziło o młodszą Laurę, to u tej przeważały geny matki, dzięki czemu jej pukle były ciemnobrązowego koloru. Bez „tęczowych udziwnień”, gdyż zdaniem pani Niiny była na to za młoda.
    Skoro o gospodyni mowa, to ta zachęciła parę, by siadali już do stołu, a sama udała się z córkami do kuchni. Dziewczęta miały pomóc jej podać posiłek.  
- Z tego, co pamiętam, to twój ojciec nie żyje? – zagadnęła Kaari, rozglądając się po wnętrzu w poszukiwaniu zdjęć owego mężczyzny.
- Tak, zmarł na raka. Już trochę będzie – odrzekł, spoglądając na telefon.
- Pamiętasz go?
- Jasne, miałem jakieś 18-ście lat, gdy umarł.
- Jakoś sobie ciebie nie wyobrażam w tym wieku – zaśmiała się.
- Niby dlaczego? Taki, jak teraz, tylko mniej zarośnięty i żylasty. Zresztą – wstał z krzesła i wyszedł do innego pomieszczenia. Sympatia odprowadziła go wzrokiem, parskając przy tym pod nosem. Miała ubaw z określeń, jakich wobec siebie użył.
    - Co dopiero miał inną, teraz już ta… Nie podoba mi się to. Szajba mu odbiła przez to całe muzykowanie? – mruczała tymczasem Niina, odmierzając każdemu porcję kremowej zupy z warzywami.
- Nie jarzysz, mamo! – Helvi przewróciła oczami – ona była przed tamtą! Znaczy, ta Kaari, to była jego big love i nawet byli parą, ale coś nie stykło i rozeszli się. No to potem była Kaisa. Ale, jak widać, jakimś cudem na nowo spikli się z tą starą. Ale jazda!  
- Nie wiem, czy cię dobrze zrozumiałam, ale tak, czy inaczej, to pokręcone – zdegustowana matka potrząsnęła głową – nie musisz nic wyjaśniać! Mam na myśli ich relację, nie twoje gadanie.
- A mnie tam się to podoba, jak takie łzawe love story – zachichotała podekscytowana młoda.
- Ciszej! Uspokój się i streść mi prędko tą ich historię – poleciła jej się przybliżyć, po czym zamieniła się w słuch.
    - To naprawdę ty? – Kaari od dobrej chwili wpatrywała się w fotografię, która przedstawiała Jyrkiego, z gitarą w ręku. Jak sam się zarzekał, w chwili zrobienia zdjęcia miał 16-ście lat. Wyglądał zupełnie inaczej, niż teraz: szczuplejszy, z krótkimi włosami, które tak bardzo opadały mu na czoło, że ledwie było widać oczy. W porównaniu do teraz, wyglądał strasznie… dziecinnie.
- Moja pierwsza gitka. Nazywała się Rita – rozrzewnił się.
- Nazwałeś instrument kobiecym imieniem? – wybuchła kpiącym śmiechem.
- No co? Wielu muzyków tak robi. To była taka jakby moja ukochana, pierwsza miłość – oburzył się.
- Przestań, dobijasz mnie! – nie przestawała się śmiać. Przedrzeźnił ją więc i zasłonił „nieszczęsną” fotografię inną.
- To mój ojciec – wskazał na mężczyznę w długim, ciemnym płaszczu, który pozował do zdjęcia z ponurą miną. I to pomimo tego, że trzymał za rękę jedną ze swoich pociech.
- Jaki podobny do ciebie… - rozdziawiła usta, uważnie lustrując sylwetkę nieznajomego – a to kto? – wskazała palcem na dziecko.
- Nie poznajesz? No ja, moich sióstr nawet jeszcze nie było wtedy na świecie.
- Jaki słodziak! I ten zadarty nosek! – zaczęła się rozpływać, niemal już szczebiocąc do zdjęcia.
- Taa, jasne! A teraz to już nie jestem słodki? – skrzywił się.
- Zależy, kiedy – posłała mu zadziorny uśmiech, robiąc przy tym „maślane oczka”.
- Na deser jeszcze za wcześnie, gołąbeczki. Nie słodźcie tak, bo cukrzycy dostaniemy – dobiegł ich chichot Helvi, która właśnie stanęła w progu, z talerzem w ręku. Odsunęli się więc od siebie, „grzecznie” zajmując swoje miejsca.
    Posiłek upływał w miłej atmosferze. Pani Niina wypytywała o Tanję, ciekawa, jak się czuje po tej całej aferze z „wariatem”. Podzieliła się też własnymi odczuciami z tamtego okresu, na co syn pogardliwie przewracał oczami, gdyż opowiadała to chyba każdemu, kogo tylko spotkała.
    Gdy tak obserwowała pierworodnego, nie mogła oprzeć się wrażeniu, iż względem panny Venerinen w istocie zachowywał się inaczej, aniżeli to się miało z Kaisą. Zdawał się patrzeć nań „rozmarzonym” wzrokiem i być bardziej wylewnym w gestach. Młodsza córka musiała mieć rację, gdy twierdziła, że to Kaari skutecznie zawróciła mu w głowie. Owszem, dziewczyna była ładna i zdawała się być sympatyczna. A, co najważniejsze, wyglądało na to, że odwzajemnia uczucia Jyrkiego. Tylko jak, jakim cudem się zeszli? Owa, jakże enigmatyczna kwestia nie dawała jej spokoju, odkąd tylko rozpoznała w sympatii syna tą zgorszoną dziewczynę sprzed kilku lat, co to szczerze nie znosiła „Fairy Tales”, oraz wszystkiego, co z nimi związane.
- To wam nie przeszkadza? Wiecie, o co mi chodzi. Jyrki był przecież zamieszany w sprawę twojej siostry – zapytała, patrząc po nich z zaciekawieniem.
- Ale nie dosłownie. To przecież ten psychol był głównym sprawcą – odparła Kaari, zerkając kątem oka na towarzysza.
- Oczywiście. W przeciwnym razie, wybacz, ale nie chciałabym cię znać – matka posłała synowi wymowne spojrzenie. W rezultacie niemal zakrztusił się przeżuwanym właśnie jedzeniem. Jeszcze czego, by miała go porównywać do jakiegoś „stukniętego zboczeńca”?! – ze swojej strony starałam się wychować go na odpowiedzialnego człowieka z zasadami, chociaż to jego zamiłowanie do muzyki trochę popsuło mi szyki – dodała, nadal świdrując go tym swoim wzrokiem.
- Daj już spokój… - wykrzywił się. Chyba dlatego nie przychodził tutaj zbyt często: rodzicielka zawsze musiała marudzić, iż przez swoją krótką karierę zaniedbał pozostałe sprawy, jak na przykład wykształcenie.
- I taki właśnie jest. Świadczy o tym chociażby to, że jako jedyny postanowił wsypać tego łajdaka – wtrąciła panna Venerinen, zarazem śląc swemu chłopakowi znaczący uśmiech. Odwzajemnił się tym samym, do głębi poruszony takowym stwierdzeniem.
- Rzygam tęczą, darujcie już – jęknęła Helvi, wpatrując się w nich, niczym w obrazek. Z jednej strony byli tacy uroczy, a z drugiej… aż mdliło. W odpowiedzi brat trącił ją pod stołem w nogę.
- W takim razie życzę wam szczęścia – rzekła pani Niina – wy też się dokładacie, prawda? – zwróciła się do córek, na co starsza pokiwała energicznie głową, zaś młodsza niedbale wzruszyła ramionami, gdyż nie bardzo obchodziło ją, co tam porabiał jej dorosły brat. Właśnie wchodziła w wiek dorastania i tym samym miała swój własny świat.
    Zebrani przypieczętowali udane (jak sądzili) niedzielne spotkanie toastem za nową parę, wzniesionym z bezalkoholowych napoi. Potem spędzili jeszcze trochę czasu na luźnej pogawędce, gdyż gospodyni koniecznie chciała wywiedzieć się od nich samych, jak to w końcu było z tą ich znajomością. Młodsza córka nie znała przecież wielu szczegółów (swoją drogą, to Helvi słuchała, jak zaczarowana, jakby miast brata i jego dziewczyny miała przed sobą parę idoli). „Synowa” trochę się krępowała, gdyż obawiała się, że po wysłuchaniu wszystkiego, pani Niina wyrobi sobie na jej temat złe zdanie. Ale lepiej, by dowiedziała się z głównego źródła, aniżeli od takiej Kaisy na przykład. Ta, to z pewnością ubarwiłaby całą historię… na jej niekorzyść, rzecz jasna.
    Finalnie Kaari musiała przyznać, że jej „prezentacja” przebiegła w o wiele lepszej atmosferze, aniżeli ta Jyrkiego. Jego matka zdawała się być bardzo miła i otwarta. Bynajmniej nie potępiła jej za początkowe odrzucenie swojego syna. Ale jak to podczas (niemal) każdego spotkania zapoznawczego – należy robić dobrą minę do złej gry, by zrobić na partnerze, bądź partnerce pociechy jak najlepsze wrażenie. Schody pojawiają się zwykle wtedy, gdy młodzi zaczynają planować coś poważnego. Miała nadzieję, że w jej przypadku tak właśnie będzie (i to pomimo ewentualnych zgrzytów. Ale któż się z nimi nie zmaga?).  
    Po zsumowaniu wszystkiego musiała z ulgą przyznać, że zaczynali z czystą kartką, na jakiej jedyną plamą zdawali się być jej rodzice. Ale przecież i tak nie będą żyć z nimi pod jednym dachem, więc ostatecznie dadzą sobie radę i z tym.

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 5918 słów i 33455 znaków.

3 komentarze

 
  • jaaa

    Wieceeeeeeeeeeej <3

    6 mar 2017

  • beno1

    Kaari stawia wszystko na jedną kartę i dobrze , bo ile można gonic króliczka :blackeye:

    6 mar 2017

  • Wiktor

    Witaj. Ślicznie dziękować za nową część. Ta starsza siostra Jyrkiego , daje mu popalić hihihi.   Pozdrawiam Wiktor

    6 mar 2017

  • nutty25

    @Wiktor pozdrawiam ;) :)

    6 mar 2017