Love me like you do cz. 20

Po tym, co zobaczyła, Kaari nie miała zamiaru dalej zamęczać Tanji swoimi problemami. Z chęcią uciekłaby, zostawiając ich samym sobie, lecz grzeczność nakazała zostać, by przynajmniej wypić herbatę. Zachęciła jednak gospodynię, by teraz to ona mówiła. Miała przecież tak wiele do powiedzenia! Jak się czuje, ja da dziecku na imię (o ile to ustalą, zanim to pojawi się na świecie. Inaczej przez pierwsze dni pobytu w nowym środowisku będzie zwać się „Type X”, albo „No name”), jak urządzi pokój dla niego, którą płeć „preferuje” (o ile można tak w ogóle mówić o człowieku), itd.  
    W rezultacie Tanja rozgadała się tak bardzo, że sercowe kłopoty siostry wywietrzały jej z głowy, a sama zainteresowana spędziła u niej jeszcze prawie dwie godziny. Jednakże opuściła gościnne dla niej progi w o wiele lepszym humorze – nie ma to, jak się wygadać i dzielić radość z kimś, kto jest w o wiele lepszej sytuacji.
    Gdy znalazła się już na klatce schodowej, spojrzała na telefon i od razu ujrzała na wyświetlaczu nieodebrane połączenia i sms’y – od Kaisy, która dobijała się, by ją przeprosić. Pomimo świadomości tego, iż młodsza koleżanka ma rację, postanowiła poudawać, że jest zła i się obraziła. W sumie, to sposób, w jaki na nią naskoczyła, w istocie ją dotknął. Aż strach pomyśleć, co by zrobiła, gdyby przyznała jej rację… „Młoda” wielokrotnie powtarzała, iż nie jest „typową zazdrośnicą” i może dlatego była taka „niebezpieczna”? Wszak, kto wie, czego się spodziewać po takiej „cichej wodzie” w kryzysowej sytuacji?
    Wrzuciła komórkę z powrotem do torebki, bo i tak nie miała w tej chwili siły i ochoty na fałszywe „Nic się nie stało, nie ma sprawy. Faktycznie tak to wyglądało, że mogłaś się pomylić, ale wybaczam ci”. I takie tam.  
    Tego, co radziła jej Tanja, także nie chciała trawić w chwili obecnej, więc wyciągnęła słuchawki, jakie niemal zawsze nosiła przy sobie, i włączyła muzykę, by ta przeniosła ją do, być może, lepszego świata. Zależy. Czasami poprawiała jej nastrój, a w innym znów wypadku wpędzała w jeszcze większego „doła”. No nic, zaryzykuje.
    Aleksi bynajmniej nie zwierzył się żonie z tego, co mówił mu Jyrki (choć ten wcale nie upoważnił go do zachowania milczenia) – życie osobiste szwagierki, czy tym bardziej to uczuciowe, ani trochę go nie interesowało. A, że nie był z tych, co to lubią złośliwie komentować poczynania innych, wolał zachować dla siebie, co myśli o „kolejnym fagasie” Kaari i jej ukrywaniu się z nim. Ot, przechodził obok owej sprawy obojętnie. I Jyrki też powinien, bo w ten sposób tylko pokazywała, jaka jest naprawdę: czyli, że skacze z kwiatka na kwiatek.
    Tanja z kolei, wspominając na ich ostatnią rozmowę w kwestii „panna Venerinen a muzyk”, również postanowiła milczeć. I tak znowu trzymałby pewnie stronę „kudłacza”, twierdząc, że Kaari nie wie, czego chce. Albo, co gorsza, stwierdziłby, iż ta „zachowuje się, niczym żałosna intrygantka z podrzędnej telenoweli”, bądź gra ofiarę. Nie wiedziała, co prawda, czy „Aleks” w istocie tak by stwierdził, lecz istniało tego duże prawdopodobieństwo. A przynajmniej ona by tak orzekła, gdyby nie była jej siostrą i znała całą sprawę jedynie z wierzchu.  
    Takim to sposobem Kaari urosła w oczach Aleksego do rangi „żałosnej krętaczki-podrywaczki”, a Tanja tylko pogorszyła jej sytuację, gdyż mąż postanowił „agresywnie” nastawiać muzyka przeciwko niej. Co prawda, pani Kietala rozważała przez chwilę możliwość skontaktowania się w jakiś sposób z „kudłaczem”, by wyprowadzić go z błędu, ale „po przespaniu się” z ową myślą uznała ją za głupią.

    Rozdział 15

    „Tragiczny trójkąt” poróżnił się w piątek, co stanowiło idealną okazję do tego, by ochłonąć i odpocząć od swojego widoku. Jednakże już następnego dnia rano, czyli w sobotę, Kaari odpowiedziała Kaisie, iż wszystko w porządku, bynajmniej się nie gniewa. „Młodej” było jednak mało i zaczęła rozważać, jakby tu jeszcze „dosadniej” okazać skruchę? Jyrki był oczywiście temu przeciwny, gdyż jego zdaniem, z braku laku, mogła już posądzić pannę Venerinen o uczucie do niego, bo w istocie zachowywała się „inaczej” dopiero od wesela. Po co więc się gimnastykować, by jej dogodzić? Zwykłe „Przepraszam” wystarczyło. Kaari i tak nie będzie się przecież domagać nie wiadomo, czego.
    Kaisa nie słuchała jednak i przez cały dzień rozwodziła się nad ową kwestią, aż wreszcie, gdy jedli kolację, zasiadając przed telewizorem, podzieliła się z chłopakiem efektem swoich rozmyślań:
- Chodźmy razem do kina w ramach przeprosin, ja postawię bilety.
- Przesada – potrząsnął głową – poza tym ten jej chłoptaś jej nie puści – dodał z wyczuwalną ironią.
- Przecież pójdzie z nami – odparła, przewracając oczami, by jakoś wyrazić swoją dezaprobatę dla „wolno myślącego” chłopaka.
    O nie, wystarczy mu, że musiał iść z jej poprzednim na obiad! Ile jeszcze w swoim życiu miał przejść tych wypadów z „facetami” „eks”?! Chyba tylko panna Venerinen stwarzała mu pod tym kątem, takie problemy. No, ale jedynie z nią aż dotąd utrzymywał jaki taki kontakt. Wracając do sedna, to zawsze jednak może się zgodzić, a potem po prostu wymówić – tak dla świętego spokoju. Tak, tak będzie najlepiej.
- Dobra, niech ci będzie. Ale musisz wziąć pod uwagę, że ten jej gach się nie zgodzi, a ona nie pójdzie w obecności innego. Tak więc nie napalaj się za bardzo – rzucił więc, dodając uspokajająco, na co sympatia pisnęła z radości i ucałowała go w policzek. Sam nie wiedział, po co jej była jego zgoda, skoro i tak zrobiłaby po swojemu? Teraz wystarczyło tylko poczekać na odmowę Kaari, a w ostateczności zacząć główkować nad jakąś dobrą wymówką. Nie, za żadne skarby nie miał ochoty poznawać tego „ktosia”! „Cudowny” Jari i „mdły” Arvo starczyli mu za dziesięciu. To i tak cud, że dał radę przy tym drugim…
    Ku jego przykremu zaskoczeniu, Kaari zgodziła się na wspólne wyjście, jak gdyby nigdy nic. Raz, że rozrywka by się jej przydała (a i dawno nie była w kinie), to i w ten sposób całkowicie ucięłaby wszelkie podejrzenia ze strony „młodej”. Należało tylko jakoś wyjaśnić nieobecność nie istniejącego chłopaka… Choć mogłaby też „wynająć” kogoś, by udawał z nią związek. Kto wie? Może z czasem zrodziłoby się pomiędzy nimi prawdziwe uczucie…? Dobra, bez przesady – takie „pierdoły” zdarzały się tylko w filmach. Znając jej szczęście, „gościu” dobierałby się do niej, albo jeszcze zażądał pieniędzy. Nie, aż tak nisko upadać nie zamierzała. Powie po prostu, że „facet” wyjechał w delegację (najlepiej do Kambodży, albo jeszcze dalej) i już.  
    Tak to więc ustalili, że najbliższa sobota będzie idealna. Akurat mieli wtedy wyświetlać jakiś film z dużą dawką muzyki, a więc będzie, jak znalazł. Pozostawało tylko „przemęczyć” ten tydzień w pracy, by wreszcie sumienie Kaisy zostało całkowicie oczyszczone.
    Tak przynajmniej sobie obiecała, lecz życie potrafi płatać figle i oto w czwartek pomysłodawczyni „pojednawczego wypadu” wylądowała w łóżku z ostrym zapaleniem zatok. Głowa bolała ją niemiłosiernie, przez co ledwie patrzyła na oczy, i do tego dokuczała gorączka. W takim stanie nie było mowy o pracy – musiała iść na zwolnienie, a tym samym i z kina nici…
    Przeczytawszy sms’a od Kaisy, iż „jest umierająca”, Kaari poczuła się zła i zawiedziona. Wbrew sobie, bo przecież nawet byle przeziębienie jest ostatnią rzeczą, jakiej człowiek sobie życzy, i koleżanka wolałaby przez cały weekend ślęczeć nad stosem papierów, aniżeli chorować. Ale panna Venerinen nastawiła się na ów wypad do kina i jej samolubna cząstka żałowała, iż nic z tego nie wyjdzie.  
    Chyba, że zorganizuje sobie własną grupę? Może Tanja i „Aleks”, by poszli? Albo Matti i jego dziewczyna…? Taa, same pary i ona jedna… niby rodzina, ale i tak było jej głupio.
    Westchnęła ciężko, tuląc się do poduszki. Minęły te czasy, gdy tworzyli tą swoją beztroską grupę – teraz niemal każdy z jej otoczenia miał na karku jakieś zobowiązanie. A to mąż, lub żona, poważny związek, wspólne mieszkanie, dziecko w drodze… Chyba jako jedyna pozostała samotnym żaglem na oceanie życia. Zazdrościła im tego, nie chciała oglądać ich szczęścia, tych spojrzeń i szeptania sobie na ucho. Nie, to już woli obejrzeć w pojedynkę jakiś film w Internecie. Wyjdzie taniej i obejdzie się bez ran emocjonalnych.
    Prychała tak do siebie w duchu, aż sama, nie wiedzieć kiedy, zasnęła.
    Rano, jak zwykle, jechała autobusem do pracy. Wpatrywała się w przesuwające się za oknem obrazy, aż poczuła, że ktoś przysiadł się obok. Dobrze wiedziała, że to Jyrki, toteż odwróciła głowę i posłała mu uśmiech.
- Idziemy do tego kina? – zapytał, kładąc ramię na oparciu siedziska.
- Jasne, po pracy. A potem chyba jedziemy do Kambodży, nie?
- Tylko najpierw zabiję Kaisę, żeby nas nie ścigała. Mam już nawet przygotowany kindżał – wyjął skądś ostry, zakrzywiony w kształt półksiężyca miecz, o pięknie zdobionej rękojeści. W dzieciństwie oglądała pewną animację, w jakiej to wysportowana wojowniczka posługiwała się dokładnie taką samą bronią. Jednakże, to nie na niej Kaari skupiła swoją uwagę.
- Po co?! Jak nas złapią, to posadzą do kicia! Po co ją zabijać?! To nasza koleżanka, lubi nas! – zaczęła protestować.
- Oj tam, Aleks nas wyciągnie. A sentymenty, to najgłupsza rzecz, o jakiej słyszałem – wzruszył ramionami, raz po raz przymierzając się do miecza, niczym jakiś samuraj. Tak, brakowało mu jedynie tego charakterystycznego „koczka” na głowie.
- Niby jak?! Jest prokuratorem, raczej wsadzi nas na długie lata! – zawołała oburzona, gdy oto po autobusie, który jakimś cudem zamienił się w szpital, rozszedł się rozdzierający krzyk kobiety. Rozpaczliwie błagała o pomoc – Tanja rodzi! Muszę odebrać dziecko! – zerwała się z siedzenia i już miała do niej biec, lecz Jyrki podstawił jej pod nogi swój „kindżał”. Zaczęła spadać na podłogę i...
    Nagle zerwała się w posłaniu, a jej uszy podrażnił nieprzyjemny dźwięk budzika. Pora wstawać do pracy – tym razem naprawdę.
    Przerwę spędzała w bufecie, bezwiednie popijając kawę. Do owego miejsca ściągnęło ją dzisiaj chyba tylko przyzwyczajenie i brak gadatliwej Kaisy (a przynajmniej tak sobie wmawiała). Anette pobiegła do męża, bo, w rzeczy samej, pracowali w tej samej firmie.  
    Gdyby nie to, co ostatnio nagadała jej Tanja, Kaari dołożyłaby do listy wymówek, co też robi w bufecie w pojedynkę, jeszcze to nęcące pragnienie, by zobaczyć muzyka, ale właśnie – powinna go unikać. Do tego, ilekroć ujrzała go na głównej sali, chciało się jej śmiać na myśl o śnie, w którym chciał kroić ludzi na plasterki jakimś zmyślnym mieczem. No, ale mimo wszystko powinna się chyba cieszyć, że nie był to typowo „romantyczny” sen, bo z pewnością czułaby się jeszcze gorzej.
    Jyrki oczywiście rzucał na nią od czasu do czasu okiem, a ona błagała, by jednocześnie do niej nie podszedł… i jednak podszedł. Zbliżał się koniec przerwy, więc albo niech się „łaskawie” pospieszy, albo…! Nie, lepiej niech zostanie tam, gdzie jest.
    Za późno: ktoś rozlał na sąsiednim stoliku lepiący się sok, toteż muzyk musiał go przetrzeć. Oczywiście, skoro już znalazł się przy niej, nie omieszkał zagaić:
- Nie robisz sobie od niego przerw, co?
- Że jak? – bąknęła, nie bardzo rozumiejąc, o co mu chodzi. Do tego z trudem powstrzymała śmiech na wspomnienie „idiotycznego” snu.
- No przyszłaś wypatrywać tego swojego, nie? – wyjaśnił, niby to obojętnym tonem. W odpowiedzi lekko parsknęła – który to? – powiódł wzrokiem po zebranych.
- Ciekawość, to pierwszy stopień do, wiesz, czego – odrzekła przedrzeźniająco.
- Mnie możesz powiedzieć, przecież chciałaś, żebym był twoim kumplem, nie? – zauważył chytrze.
- Lepiej powiedz, jak tam Kaisa – zmieniła sprytnie temat.
- No raczej cudownie nie ozdrowiała. Ale sądzę, że już ci chyba zrelacjonowała, jak się czuje? – uniósł niedbale ramiona.
- To prawda – uśmiechnęła się lekko na wspomnienie porannego sms’a w jakim to Kaisa żaliła się z „potwornej nocy” z zapchanym nosem w roli głównej – szkoda, że to kino nie wypaliło. Zaczęłam być nawet ciekawa tego filmu – dodała z westchnieniem.
- To nie możesz iść z tym swoim? – mruknął, oczywiście nadal wycierając to samo miejsce, choć plama zniknęła dobrą chwilę temu. Musiał jednak udawać „pilne zajęcie”, by współpracownik go nie zbeształ.
- Akurat w ten weekend to wykluczone – odrzekła tymczasem Kaari, śląc przy tym rozmówcy ironiczny uśmiech. Zaraz też spojrzała na godzinę i z żalem stwierdziła, iż przerwa się kończy. Pożegnała się więc i opuściła lokal.
- To pójdziesz w następny… - wymruczał do siebie Jyrki, odruchowo rozglądając się dookoła. Przez ten czas, w jakim to przebywała w bufecie, bynajmniej nie dostrzegł, by się do kogoś uśmiechała, czy posyłała znaki. A może go dzisiaj nie było i stąd to jej zasępienie? Bo bez wątpienia była nieswoja. A może się pokłócili…? Zresztą, co go to obchodzi?!  
    Prychnął do siebie i wrócił na zaplecze.
    Po powrocie do domu, Jyrki napomknął podczas obiadu do swojej sympatii, iż widział pannę Venerinen i ta bardzo żałuje, że ze wspólnego wypadu do kina wyszły nici. Kaisa nie musiała zbyt długo myśleć, a już wpadła na „genialny pomysł”: mogą przecież pójść bez niej! Zaraz też, nawet nie pytając chłopaka o zdanie, zadzwoniła do „przyjaciółki”, by poinformować ją, że tak, czy inaczej, pójdzie do kina na „wymarzony” seans. Tak, to nie było pytanie, a wiadomość, bowiem nie przyjmowała odmowy. Jej „faceta” nie będzie? Szkoda… ale przecież Jyrki z nią pójdzie!
- Co dopiero ubzdurzyłaś sobie, że rzekomo się we mnie kocha, a teraz wysyłasz mnie z nią do kina na jakieś romansidło?! Gorączka ci się rzuciła na mózg?! – prychał sam zainteresowany, gdy sympatia przedstawiała mu swoje zamiary. Nie, nie, tam nie było mowy o „jeśli chce” – on MUSIAŁ iść i koniec!
- W ten sposób pokażę jej, że jej ufam i nie wierzę w takie głupoty! Wyjdzie jeszcze lepiej, niż chciałam! – odrzekła entuzjastycznie – poza tym wcale nie będziecie sami, nie bulwersuj się tak.
- A kto jeszcze niby? Wynajmiesz przyzwoitkę? – burknął kpiąco.
- A od czego masz siostry? Weźmiesz starszą, albo obie. Im też przyda się rozrywka i przy okazji spędzą trochę czasu z bratem, którego mało kiedy widzą – wyjaśniła, raz po raz unosząc ramię, jakby chciała w ten sposób pokazać, jak bardzo to wszystko było proste, tylko należało ruszyć głową.
- Widzę, że już wszystko dokładnie zaplanowałaś… nie wzięłaś tylko pod uwagę pewnej ewentualności – uśmiechnął się cynicznie – a mianowicie takiej, że ja mogę się na to nie zgodzić?
- A to niby dlaczego? Co masz do Kaari? Przypomina ci tą twoją byłą? – odpowiedziała w tym samym tonie.
- Co cię z tym ugryzło?! Może po prostu nie mam ochoty niańczyć siostry?! – podenerwował się.
- Wczuj się w ich położenie! Nie mają ojca, to chociaż ty im go trochę zastąp! A i jestem winna Kaari to kino! Pójdzie, czy ja będę w stanie, czy nie! – uderzyła pięścią w oparcie fotela.
- Święta Kaisa, przyjaciółka świata i wszystkich! Chcesz Nobla dostać? Ale dobra, niech ci będzie: pójdę do tego durnego kina! Zadowolona?! – warknął zniecierpliwiony.
- Tak. I nawet nie wiesz, ile satysfakcji daje mi uszczęśliwianie innych – odrzekła na to, od tak wracając do oglądania telewizji. Zmierzył ją z niesmakiem (choć raczej powinien być chyba dumny z takiej dziewczyn. A przynajmniej tak orzekłaby matka) i sięgnął po telefon, by zapytać Helvi, czy ma w ogóle jutro czas. Albo nie… równie dobrze może zrobić to jutro. Tak więc cofnął rękę i w zamian za to chwycił w nią pilota, na co towarzyszka zaczęła protestować, gdyż była zainteresowana emitowanym właśnie programem.

***

    Im więcej Jyrki myślał o tym „głupim” wypadzie do kina, tym częściej nawiedzał go pewien, iście „szatański” pomysł… Ale nie, ona by się nie zgodziła… tylko, że wcale nie musi o tym wiedzieć. Ot postawi ją przed faktem dokonanym. Wypełni wolę Kaisy, nie będzie musiał użerać się z Helvi, która (niestety) sporo wiedziała o jego „tragicznym” związku z Kaari, co mogła wykorzystać przeciwko niemu, i (miejmy nadzieję) miło spędzi czas.
    Kaari miała mieszane uczucia, gdy dowiedziała się, iż kino jednak się uda, lecz towarzyszyć będzie jej były oraz jego siostra (bądź siostry). Chętnie poznałaby kogoś z jego rodziny, owszem, ale ta nieobecność Kaisy… Wszystko jedno, będzie skupiać się na filmie, oraz siostrze muzyka. Gdyby odmówiła, znowu zaczęłaby wzbudzać podejrzenia. Tym bardziej, że „sprzedała koleżance bajeczkę” o rzekomym wyjeździe swego lubego.
    Umówili się pod kinem. Panna Venerinen przyszła, jako pierwsza. Specjalnie do okazji umalowała się jeszcze staranniej i rozpuściła włosy, upinając na czubku głowy niewielki ich pukiel. Podświadomie chciała wyglądać ładnie, choć tą „młodą” chyba nie bardzo będzie interesować to, jak się prezentuje. Nie, tak naprawdę chodziło jej oczywiście o niego… Czuła się podobnie, jak wtedy, gdy zaprosił ją na koncert. Z tego wszystkiego aż „ściskało ją w dołku”, rozpierała jakaś dziwna euforia. Ale bez przesady. Tym razem będzie przecież inaczej – oto tworzyć będzie między nimi mur nastoletnia siostra Jyrkiego. Oby chociaż była grzeczna i ułożona.
    Przystanął nieopodal i przez chwilę lustrował byłą dziewczynę wzrokiem. Miło było znowu spotkać się jedynie we dwójkę, jak na randce. Owszem, Helvi nie będzie, bo… nawet jej nie zawiadomił. Tak, był „draniem”, „łotrem” i kto wie, kim tam jeszcze, ale wolał spędzić ten czas jedynie w towarzystwie byłej. Kaisa przecież wcale nie musi się dowiedzieć… Na samą tylko myśl o takiej perspektywie czuł przyjemne podekscytowanie.
    Wciągnął haust powietrza i nareszcie ruszył do oczekującej go Kaari. Widząc go w pojedynkę, wyraziła szczere zdziwienie. Kaisa powiedziała jej przecież, że wstąpi po drodze po siostrę i przyjdą pod kino razem.
- Jak zaszedłem na starą chatę, mama powiedziała mi, że koleżanka wyciągnęła ją w ostatniej chwili na imprezę – wyrecytował wymyśloną uprzednio bajeczkę.
- To co teraz? – bąknęła, oglądając się za siebie, jakby zaraz skądś miał wyskoczyć ktoś znajomy i posądzić ich o potajemne randez vous.
- No idziemy na film, nie? Co w tym niby złego? Bilety są już zarezerwowane – odrzekł, jak gdyby nigdy nic. Nie przestawała mierzyć go tym zakłopotanym wzrokiem, ale mimo to pokiwała głową i skierowała się ku wejściu do budynku. Ten jej „koleś” miał swoich „paparazzich”, że się tak rozglądała dookoła? Może faktycznie z jakiejś mafii? Choć nie słyszał, by w Helsinkach działali jacyś mafiosi… A może wpływowy i wszyscy go tutaj znają?
    Jyrki postanowił zachować się, jak na „dżentelmena” przystało i zafundował również przekąski. Ów gest, fabuła filmu, jak i fakt, że byli tylko we dwójkę, wytworzył atmosferę prawdziwej randki. I tak też z pewnością odbierali ich postronni. Uśmiechała się do swego towarzysza niby „normalnie”, ale obserwatorzy śmiało określiliby owe minki, jako zalotne, figlarne, rozmarzone… Brakowało tylko, by objął ją ramieniem, bądź wziął za dłoń. O nie, bez przesady. Siedzieli „grzecznie”, w „szkolnych” pozach, usiłując skupić się na filmie. No, pannie Venerinen ta sztuka się udawała, gdyż zaciekawiła ją fabuła (jak to kobietę, nie wrzucając jednak wszystkich do jednego worka). Dla Jyrkiego było to o wiele trudniejsze z uwagi na główny wątek „filmidła”, no i profil towarzyszki, który pod wpływem padającego z ekranu światła, doskonale znaczył się w ciemnościach. Tak, zdecydowanie wolał patrzeć na nią, aniżeli na ogromny wyświetlacz.  
    Tak bardzo wciągnęła się w oglądanie, że nawet nie poczuła, iż ten ukradkiem się jej przygląda. Badał rysy jej twarzy, podśmiewając z niej, gdy jej dłoń z popcornem zawisała w powietrzu, a usta rozchylały się w zachwycie, bądź zdumieniu.
    I pomyśleć, że z jakieś trzy lata temu strofowała go i odsuwała jak najdalej, gdy usiłował się do niej zbliżyć. Jakim on był głupcem, gdy tak ślepo za nią biegał… Gdy przestał, stała się milsza, bardziej przystępna. Ciekawe, jakby to wyglądało, gdyby nie było Kaisy…? Nie, przecież miała jakiegoś „frajera”. Już trzeciego za jego „kadencji”. Ależ sobie upatrzył „obiekt westchnień”… Toż to kobieta ewidentnie niestała była. No dobrze, może z tym „gliną” to był „niewypał”, ale potem był on i Arvo, których rzuciła z uwagi na brak uczuć wyższych. Nie, przeprasza bardzo, to ON rzucił ją. Co tu więc myśleć o kimś takim…? Dlaczego właściwie rozważa to teraz, gdy może napawać się jej obecnością, uśmiechem i zapachem perfum, który idealnie otulał jej powabną postać?  
    Rozważanie motywów postępowania panny Venerinen, oraz rozpływanie się nad jej urodą nie wyszło mu na dobre: nie miał prawie pojęcia, o co chodziło w filmie, a po skończonym seansie ta postanowiła go z nim omówić. Jak tu jednak zająć jakiekolwiek stanowisko?
- Mnie się tam nie podobał – zarzucił więc najwygodniejszym kontrargumentem.  
- Nie znasz się! Wy, faceci, wiele tracicie ignorując filmy tylko dlatego, że są romantyczne – oponowała z wypiekami na twarzy.
- Taa? Czyli Greya, jak mniemam, czytałaś i widziałaś?
- Przestań, to grafomania – skrzywiła się.
- Ale romantyczna, czego chcesz? – uszczypnął złośliwie, na co go przedrzeźniła.  
    Szli przez miasto wolnym krokiem. Stąd mieli do swoich domów dosyć spory kawałek, ale Kaari chciała się przespacerować, by rozprostować kości po półtoragodzinnym seansie. Choć pogoda raczej do tego nie zachęcała – było dosyć chłodno, a niebo szczelnie przykrywały chmury. Jakąś godzinę temu nawet padało. Może tak naprawdę chciała przedłużyć ową chwilę? Wszak, gdyby wsiadła teraz w jakiś środek lokomocji, ów wieczór by się skończył, bowiem mieszkali w przeciwnych kierunkach.
    Gdyby nie jedna, niewygodna kwestia, Jyrki mógłby pokusić się o stwierdzenie, iż czuje się bardzo dobrze. Jest wręcz… szczęśliwy?
- Powiesz mi wreszcie, co to za jeden? – podjął się nurtującego go tematu.
- Nie wystarczy ci, że musiałeś słuchać mojego ględzenia o Arvo? – przewróciła oczami.
- Może właśnie po to chciałbym wiedzieć, żeby nie było takiej rozmowy, jak ta o twoim poprzednim byłym?
- No co ty? Chcesz się w moją mamusię bawić? No wybacz, ale co mi możesz poradzić bez życiowego doświadczenia? – parsknęła kpiąco.
- Z tego, co pamiętam, to glinie miałaś za złe to, że jest żonaty. Co, tym razem palant obiecał ci, że się rozwiedzie? – ciągnął, nie zważając na jej wykręty. Warknęła zniecierpliwiona, gdyż nie chciało się jej rozmawiać o kimś, kto… przecież nie istniał – zapewniam cię, że to tylko takie wymówki i wcale nie zostawi żonki. Jak nie chcesz zostać z ręku w kiblu, lepiej od razu to skończ – tłumaczył uparcie.
- Rany, wiem to nie od dzisiaj! Nie spotykam się z żonatym, wrzuć na luz – mruknęła poirytowana.
- Ale coś jest z nim nie tak, skoro tak go ukrywasz. To… muzułmanin? – próbował zgadywać.
- Że co? – przystanęła w miejscu, wybuchając śmiechem.
- No chyba wiesz, o co chodzi, nie? Teraz jest napływ imigrantów do Europy, to może… no wszystko pasuje! Nie lubi rozgłosu i jest zazdrosny.
- Małe masz pojęcie o ludziach – wciąż się śmiejąc, wznowiła krok.  
- I chcesz potem chodzić cała w szmatach, tak? W najlepszym wypadku każe ci ją nosić tylko na głowie i już więcej nie pokażesz tych pięknych… będziesz mogła zapomnieć o takich fryzurach! – wykładał przejęty.
- I co jeszcze? – nie przestawała się śmiać – nie trafiłeś, jeszcze jakieś typy?
- To jakiś ksiądz katolicki?!
- Jyrki, dobijasz mnie! – aż zgięła się w pół, gdyż ze śmiechu rozbolał ją brzuch.  
- A co mam niby myśleć, skoro tak się z nim kryjesz?! – prychnął oburzony.
- Może po prostu boję się kolejnego niewypału i nie chcę, byście nawet wiedzieli, kto to taki? – odrzekła poprzez śmiech.  
- Mnie byś mogła powiedzieć – burknął obrażony.
- A to niby dlaczego? – uśmiechnęła się chytrze.
- Bo… znamy się długo i byłem twoim niby-facetem.
- A od kiedy to eks obowiązuje spowiadanie się przed sobą? I czemu „niby”? Byliśmy parą, każdy to widział – zauważyła, jak najbardziej poważnie. Nic jednak na to nie odpowiedział, tylko wetknął ręce w kieszenie, wbijając przy tym wzrok w ziemię. Oho, zahaczyli o „niebezpieczny” temat – uwierz mi, że gdyby to było możliwe, wiele rzeczy bym zmieniła w owej kwestii – dodała więc, przyjmując zamkniętą postawę, jakby nagle zrobiło się jej przenikliwie zimno.
- Taa, wiem: nie zgodziłabyś się zostać moją dziewczyną – mruknął zrezygnowany.
- Niekoniecznie – odchrząknęła, toteż spojrzał nań, wyraźnie zaskoczony. Odwróciła twarz w drugą stronę, a jej oczy napotkały sztuczne lodowisko, po którym, przy akompaniamencie głośnej muzyki, mknęło wielu amatorów jazdy na łyżwach. No tak, byli przecież w okolicach „Iceparku”. To tutaj, u stóp dworca głównego, roztaczało się ogromne lodowisko – ależ bym pojeździła na łyżwach! – westchnęła dla rozładowania ciężkiej atmosfery.
- To chodź, jeszcze otwarte – kiwnął nań od niechcenia – no chodź, jest wcześnie. Ja stawiam – dodał, widząc jej wahanie.
    No dobrze, niech mu będzie, skoro postanowił być taki dobry? Jednakże, jeśli on nie chce jeździć, to ona też nie będzie!

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 4723 słów i 26873 znaków.

2 komentarze

 
  • Beno1

    biedna Kaisa, jak będzie sie czuła gdy się dowie że była zamiast  :sad:

    4 lut 2017

  • nutty25

    @Beno1 w sumie Arvo też oberwał ;)

    5 lut 2017

  • nomatterwho333

    Widzę, że wszystko zmierza w dobrym kierunku ;)  
    Nie, żebym była niemiła czy coś, ale dobrze, że Kaisa się rozchorowała :D  
    Cudowna część <3

    4 lut 2017

  • nutty25

    @nomatterwho333 miło mnie, że się podoba ;)

    5 lut 2017