Love me like you do cz. 41

Witam i przepraszam. Wiem, że idzie mi to jak krew z nosa... dzisiaj krócej, bo jak nie wrzucę tego teraz, to znowu się odwlecze :/

    Noc minęła Kaari bardzo niespokojnie. Najpierw nie mogła zasnąć, potem śniły się jej koszmary, a że tego było najwidoczniej mało, Liina postanowiła o sobie przypomnieć. Owszem, sama zaoferowała się pomóc przy siostrzenicy, ale gdy ta rzeczywiście wymagała uwagi, ciężko było jej zwlec się z łóżka z na wpół otwartymi oczami.
    Za dwadzieścia siódma spojrzała na telefon w nadziei, że Jyrki przełamał upór i wreszcie do niej napisał. O tej porze powinien się szykować do pracy a pierwszą myślą, z jaką wstał, powinna być ona (a przynajmniej tego właśnie by sobie życzyła). Co to? Faktycznie przysłał wiadomość!
    Poczuła w piersi znajomy ścisk i z bijącym sercem rozwinęła treść. Nie, nie były to przeprosiny, czy prośba o to, by wróciła do domu. To był link i nic poza tym. Zmarszczyła brwi, podrywając się z posłania. Tutaj nie mogła go otworzyć, bo zawierał albo filmik bądź jakąś wiadomość głosową. Śmieszne, jakby nie można było po prostu zadzwonić albo napisać.
    Zamknęła się w łazience i otworzyła link. Okazało się, że zawierał odnośnik do… piosenki. Dobry żart, no naprawdę! Pokazał dojrzałość, nie ma co. Warknęła do siebie i mimo wszystko postanowiła odsłuchać utwór. Było to wideo z tekstem, więc może to tą drogą postanowił przesłać jej przeprosiny? Dziecinne, ale lepsze to niż nic.
    Kaari była w błędzie, bowiem Jyrki podesłał jej utwór White Lies. Tak więc, gdy dotarł do niej sens słów, jakie wyczytała z ekranu, wpadła w panikę: on chce ją rzucić! Wokalista śpiewał bowiem również o tym, że musi odejść i bardzo boli go, iż jego miłość okazała się niewystarczająca. W jej mniemaniu to w tych słowach tkwiło sedno wiadomości od (jeszcze) jej chłopaka.
    Co tu robić? Przecież nie może mu na to pozwolić! Szarpnęła za klamkę i niemal natychmiast wpadła na zaspanego Aleksego, który z ciężkim sercem opuścił ciepłe łóżko, by wyszykować się do pracy. Zderzenie ze szwagierką momentalnie go jednak otrzeźwiło.
- Tanja już wstała? – zapytała jakimś dziwnym tonem.
- Skąd, o tej porze? – niewiele brakowało, by wybuchł śmiechem – stało się coś? – dodał standardowo.
- On chce mnie rzucić! – pisnęła niezrozumiale i jak burza popędziła do pokoju Liiny. Gospodarz wzruszył ramionami i zamknął się w łazience. Raz, że niewiele teraz do niego docierało, więc i nie mógł się tym przejąć. A dwa – i tak nie miał na to czasu.
    W tym czasie Tanja przebudziła się i rozkładając na łóżku, trafiła na jego pustą część. Co to, już rano, że „Aleks” wstał?
- O, nie śpisz? – dobiegł ją jego głos, gdyż właśnie wrócił do sypialni – Kaari o ciebie pytała – przeciągnął się leniwie.
- O mnie? O tej porze? – skrzywiła się, spoglądając na zegarek. Do umysłu nie zdążyło jeszcze dotrzeć, iż tej mogło chodzić o coś związanego z dzieckiem.
- Nie wiem, jakaś dziwna jest. Mówiła coś, że ktoś chce w nią rzucić, czy ją rzucić…?
    Ledwie skończył mówić, a żona wyskoczyła z łóżka, jakby to parzyło. Pogoniło ją nagle, czy co…? Szwagierka chyba nie miała na myśli rzucania... Liiną?!
    Kaari zasiadała na łóżku z telefonem w ręku, gdy do środka wpadła Tanja – rozczochrana, nie do końca przytomna i oczywiście w „piżamowym wydaniu”, ale ciekawość była silniejsza od niej. No i w sumie należało skontrolować małą.
- Kudłacz chce cię rzucić? – zapytała, doglądając przy tym córkę. Na szczęście smacznie spała i wyglądało na to, że nie ma gorączki.
- Tak wynika z piosenki – nieomal się rozkleiła.
- Z czego? – skrzywiła się. To ona z poświęceniem przerywa sen, a tej prawdopodobnie coś się przyśniło i bredzi.
- Przysłał mi piosenkę z tekstem, którym sugeruje mi, że mnie rzuci! – pomachała telefonem – co ja mam teraz zrobić?! Zadzwonić do niego? W tej chwili wybiera się do pracy, więc pewnie powie, że nie ma czasu! Jakby nie można było zwyczajnie pogadać, tylko bawić się w jakieś chore gierki! – zerwała się i zaczęła krążyć po pokoju. Tanja kpiąco uniosła brew – przecież siostra we własnej osobie w jakże dziecinny sposób unikała kontaktu z sympatią.
- Po prostu wróć do domu i zaczekaj tam na niego. Chyba dzisiaj nie ma żadnej próby po pracy? – odezwała się zaraz potem, leniwie przy tym przeciągając – nie sądzę, że tak pochopnie cię rzuci. Za ciężko mu to wszystko…
- Nie! Pójdę teraz pod jego robotę, nie dam rady tyle czekać! – panna Venerinen w ogóle jej nie słuchała i już rzuciła się do drzwi.
- No, ale chyba nie w piżamie? – syknęła jak najciszej, by nie obudzić małej. Ciekawe tylko, jak Kaari to rozwiąże? Pogodzą się, czy znowu pokłócą? Jeśli to drugie, to chyba musi z przykrością stwierdzić, że jednak nie są dla siebie stworzeni. Dobrze, iż sprawa inaczej miała się z nią i „Aleksem”. Przynajmniej na razie… nie! Na zawsze i koniec kropka.

***

    Pogoda była ostatnio bardzo kapryśna i nad miastem raz po raz przetaczały się kolejne fronty. Padło i na dzisiaj, dzięki czemu całe miasto skąpane było w deszczu.
    Jyrki nie przepadał za takim wynalazkiem jak parasol, dlatego też jak zwykle zaciągnął na głowę kaptur i raz po raz mrużąc oczy z powodu dostających się do nich kropel, zmierzał przed siebie. Gdy uniósł twarz,
dostrzegł nieopodal budynku, w jakim pracował, jakby znajomą postać. Gdy nieco uchyliła parasolki, okazało się, iż się nie mylił.
- No proszę, zguba się znalazła – zagaił, podchodząc bliżej.
- Nie można było po prostu zadzwonić, tylko stosować jakieś głupie insynuacje? – odparła Kaari, pokazując w ten sposób, iż bynajmniej nie ma zamiaru wyrazić skruchy za swoje postępowanie.
- A to ja zniknąłem z domu bez słowa? Sorry, ale to nie ja robię afery z niczego – ot tak ją wyminął. Rozmówczyni aż się zapowietrzyła, gdyż nie takiej reakcji z jego strony się spodziewała (choć znając go już trochę, mogła to przewidzieć). Czyli dobrze myślała – woli karierę od niej. Głupio jednak robić awanturę na chodniku a męczennicy odgrywać nie chciała. Rzuciła więc tylko, iż muszą pilnie porozmawiać – oczywiście, ale jak wiesz, w tym momencie muszę stawić się w robocie – rzucił przez ramię, lecz na widok jej zbolałej miny zawrócił i wziął ją lekko za ramiona – wracaj do domu i tam cierpliwie na mnie zaczekaj. Będę zaraz po pracy – polecił łagodnie, po czym ucałował ją w czoło i już naprawdę sobie poszedł.
    Pannie Venerinen taki gest nie wystarczył – był za „chłodny”, jakby przygotowujący ją na to, co ma nadejść. Taki… przyjacielski i NIC więcej. Wprawdzie trochę to dziwne, by tak wielkie uczucie, jakie do niej żywił, miało się wypalić w jeden dzień, ale muzykę kochał przecież od zawsze.
    Tanja przewijała Liinę, gdy zadzwonił telefon. To była Kaari, więc ciekawość oczywiście zwyciężyła i w ten sposób rozpoczęła nierówną walkę z pampersem i komórką na ramieniu. Do tego zaintrygowany Aleks
kręcił się obok małej, pociągając nosem na co ta parskała śmiechem i próbowała go schwytać. Poirytowana matka raz po raz wywracała oczami, gdy rozmówczyni wylewała swoje żale, zasypując ją retorycznymi pytaniami. Po chwili szamotania się z ubrankiem córki, odpędzania kota, oraz słuchania „paplaniny” po drugiej strony, nerwy definitywnie jej puściły.
- Kaari, do diabła, masz 30 lat, a nie 16! Pozwól temu facetowi oddychać i sama wrzuć na luz! Zamiast snuć jakieś bzdurne teorie po prostu zaczekaj i ze spokojem przyjmij to, co będzie! No sorry, ale jak zachowywałaś się tak w stosunku do innych facetów to się nie dziwię, że do tej pory ci nie wyszło! – wykrzyczała do słuchawki. Odpowiedziała jej głucha cisza, gdyż siostrę oczywiście zatkało – muszę kończyć, bo inaczej nigdy nie ubiorę małej. Powodzenia, na razie – wymruczała więc zaraz potem i rozłączyła się. Ciężko odetchnąwszy przetarła zmęczoną twarz i spojrzała na córkę – nie rośnij, co? A jeśli już musisz, to nie bądź taka, jak my tylko jak twój tatuś. Zgoda? – rzekła doń, na co Liina odpowiedziała jej zaciekawionym spojrzeniem, śliniąc palce, które włożyła sobie do buzi.
    Słowa Tanji były dla panny Venerinen niczym cios w policzek – bolesne, ale i otrzeźwiające. Jednakże musiało upłynąć trochę czasu, nim dotarło do niej, że „młoda” ma rację. Musiała przyznać, że młodsza siostra wyciągnęła lekcję ze swoich przeżyć i bardzo dojrzała. No to teraz kolej na nią.
    Wróciła pod stary adres i w oczekiwaniu na Jyrkiego postanowiła przygotować coś na obiad. Najlepiej to, co lubił najbardziej. W międzyczasie ogarnęła też mieszkanie, gdyż podczas jej krótkiej nieobecności zdążył zrobić się bałagan. Albo po prostu nie potrafiła usiedzieć w miejscu i tym samym wyolbrzymiła te kilka brudnych naczyń na kuchennym blacie, czy niedbale zaścielone łóżko w sypialni.
    Przez cały ten czas układała sobie w głowie co powinna powiedzieć a czego unikać. Słowa Tanji nadal dźwięczały jej w uszach, dzięki czemu owa selekcja była znacznie ułatwiona. Przy okazji intensywnie rozważała jak wyglądały jej poprzednie związki, lecz nie potrafiła znaleźć żadnego odniesienia, gdyż ani jeden z „eks” nie planował muzycznej kariery. No, ale to nie oznaczało, iż w tamtych przypadkach nie popełniła żadnych błędów.
    Tak to na sprzątaniu i gotowaniu upłynęło jej kilka godzin, aż z zadowoleniem stwierdziła, iż w tejże chwili Jyrki powinien już zmierzać do domu. I właśnie wtedy pierś zalała ta nieznośna fala podekscytowania przemieszanego z podenerwowaniem. Z tego wszystkiego w głowie zapanowała pustka. Wróciły obawy, że zaraz tutaj wejdzie i po prostu z nią zerwie… Ale nie, będzie, co będzie i bez względu na wszystko przyjmie to – jak to powiedziała Tanja – i da sobie radę. Byle tylko nie robić scen.
    Zamknął za sobą drzwi i od razu poczuł przyjemny zapach, jaki rozchodził się po całym mieszkaniu. A więc wróciła i do tego nawet coś ugotowała. To już coś.
    Gdy wszedł w głąb, zastał zastawiony stół, oraz ją, Kaari, która raczyła go bliżej nieokreślonym uśmiechem. Jednakże na widok jego mokrych, lepiących się do czoła włosów, czym prędzej pobiegła do łazienki po ręcznik. Zaraz też zarzuciła mu go na głowę i zaczęła „tarmosić”.  
- Zawsze powtarzam, żebyś zabierał ze sobą parasol, to nie – mruczała przy tym.
- Zostaw, głodny jestem – zaprotestował stłumionym głosem, niczym dziecko „gnębione” przez przewrażliwionego rodzica.
    Kiedy troskliwa sympatia zabrała ręcznik, od razu wybuchła śmiechem na widok jego rozczochranej fryzury – No już, już! Gdzie to żarcie? – pogładził się po włosach, błyskawicznie doprowadzając je do porządku.
- Może by tak grzeczniej? Na przykład „Co na obiad, kochanie?” – odrzekła przedrzeźniająco.
- Wybacz – udał, że się kłania – co tam upichciłaś? – rozejrzał się po kuchni.
    Chwilę potem siedzieli już przy stole i spożywali ulubioną potrawę Jyrkiego. Nadszedł więc moment, gdy należało skończyć z „dyrdymałami”, maskującymi nieprzyjemne wibracje, i przejść do właściwego tematu. Jednakże nigdy nie jest łatwo (o ile w ogóle) zepsuć na własne życzenie przyjemną atmosferę, dlatego jak na razie, posiłek przebiegał w milczeniu.
- To o co chodziło z tą piosenką? – odchrząknęła wreszcie, posyłając mu nieśmiałe spojrzenie. Serce waliło jej jak młotem a po plecach spacerowały niewidzialne szpilki. Bardzo obawiała się jego odpowiedzi.
- Czyli przesłuchałaś? No to myślę, że się domyśliłaś i wyciągnęłaś wnioski.
    Wzięła głęboki wdech na opanowanie. Takowa odpowiedź oczywiście ją zdenerwowała, bo wydała się taka arogancka. Uznała jednak, że nie może dać się wyprowadzić z równowagi, bo znowu do niczego nie dojdą. Ewentualnie to on wyjdzie na niedojrzałego z powodu swojej ignorancji, a ona zachowa twarz.
    Tak naprawdę, to nie stracił jeszcze dobrego humoru, więc podchodził do tematu na luzie i stąd takowa reakcja. No, ale do czasu.
- Owszem, że zamierzasz mnie rzucić – odwzajemniła się ironicznym uśmiechem. Na owe słowa prawie się zakrztusił.
- Ach te kobiety… nic pomiędzy, od razu zakładają najgorsze – westchnął, padając na oparcie krzesła – widziałaś tytuł utworu? – popatrzył wymownie.
- Ale były tam słowa…
- Dobra, nie zagłębiajmy się w takie pierdoły – wszedł jej w słowo, dając do zrozumienia, że na razie ma wysłuchać jego – domyślałem się, że i tak nie chcesz ze mną gadać, więc wysłałem link. Ale mniejsza. Wiesz, co mam ci za złe? Że nie masz do mnie zaufania.
- Nieprawda – zacietrzewiła się, na co przyłożył palec do ust, toteż z trudem zamilkła.
- Na serio okazuje ci tak mało uczucia? Już raz o to pytałem, zaprzeczyłaś. To jak to w końcu jest, że z góry zakładasz, iż się tobą znudzę, bo zagram kilka koncertów? Gram od dzieciaka, a ciebie znam dopiero od kilku lat. Muza nie da mi całusa ani nie powie, że mnie kocha. To transakcja jednostronna: ja wkładam w nią serce, ale w zamian otrzymuję jedynie dźwięki. Fakt, że czasami przyjmują twój kształt, przypominają brzmienie twojego głosu, ale cię nie zastąpią. Nie, nie znudzisz mi się, bo za krótko ze sobą jesteśmy, żeby cokolwiek innego miało cię przesłonić.  
    Z każdym kolejnym jego słowem jej policzki przybierały coraz żywszy kolor, aż stały się niemal purpurowe. Wnętrze zalała fala przyjemnego ciepła a ego radośnie podskoczyło. Znowu tak pozytywnie ją zaskoczył.
- Nigdy przedtem nie słyszałam czegoś równie miłego – przyznała po chwili.
- No widzisz? Kto inny sprzeda ci takie tęczowe rzygi? – wzruszył ramionami, na co parsknęła śmiechem – nie wykluczam jednak opcji, że wolisz kogoś… poważniejszego – dodał posępnie, nawiązując do jej ostatnich uwag – a w takim wypadku nie będę trzymać cię przy sobie na siłę.
- Powiedziałam tak w złości, gdybym tak uważała, to by mnie tutaj nie było. Naprawdę – rzekła pokornie, po czym usiadła mu na kolanach i objęła za szyję – przepraszam. Wiem, że zachowałam się dziecinne, uciekając z domu. Obiecuję poprawę – uniosła dłoń, by dodać wagi swoim słowom.
- To pojedziesz ze mną na te wakacje? – przyjrzał się jej uważnie.
- Co to za pytanie? Nawet nie waż się dopytywać, czy będę na tym koncercie, który będziecie supportować, bo cię palnę.
- To gdzie chcesz jechać?
- Od dawna marzę o Malediwach – westchnęła rozmarzona – chyba że już tam byłeś i wolałbyś gdzieś indziej?
- Pojedziemy tam, gdzie zechcesz, ale najpierw musi dojść przelew – przypomniał, pstrykając ją w nos. Przytuliła się doń mocno, po czym pocałowała, by całkowicie przypieczętować zgodę.
    Tanja była tak zaabsorbowana Liiną, że całkiem zapomniała o siostrze. To znaczy o tym, że miała do niej zadzwonić, by przeprosić za zbyt ostrą reakcję. Nawet, jeśli miała rację, mogła przekazać jej to w łagodniejszy sposób… Ku jej zdziwieniu jednak Kaari sama zatelefonowała i melodyjnym głosem… podziękowała jej za krytykę. Przyznała, że owe słowa pobudziły ją do myślenia, dzięki czemu udało się jej – jak to stwierdziła – zachować się jak trzeba.
    Pani Kietala po zakończonej rozmowie jeszcze dobrą chwilę patrzyła gdzieś przed siebie, gruntownie analizując, co się właściwie wydarzyło. Kto by pomyślał, że to ona, młodsza wiekiem, będzie doradzać starszej siostrze, jak powinna się zachowywać. I to w kwestii, w której to ta druga zawsze uchodziła za „ekspertkę”. No, ale chyba dobrze to o niej świadczyło…?
- Gorączka spadła, zasnęła – do pokoju wrócił Aleksi z termometrem w ręku.
- Kaari i Jyrki się pogodzili. Znowu jest szczęśliwa, zakochana i takie tam bla, bla… - poinformowała, rzucając telefon gdzieś obok siebie.
- Najwidoczniej obydwie musicie najpierw wyewoluować, po drodze robiąc głupoty, żeby na koniec być zdatne do normalnego związku – wymsknęło mu się. Żona od razu przybrała postać chmury gradowej. Błyskawicznie poderwała się z łóżka i wbiła mu palec między żebra – wariatko! Tylko żartowałem! – objął się za brzuch.
- Akurat! Żart, jasne! – prychnęła zniesmaczona.
- Skoro się wściekasz, to znaczy, że podświadomie się ze mną zgadzasz. W końcu, jak to mówią, prawda w oczy kole – kontynuował „bezczelnie”, intensywnie masując przy tym obolałe miejsce.
- Dobrze wiesz, że miałam problemy – rzuciła przez ramię z obrażoną miną.
- Ty tak, przecież tego nie neguję. Ale z tego, co wiem to Kaari nie.
- Oj dobra już! Co mnie do tego, że ma coś nie tak z głową? Niech kudłacz się z nią męczy, skoro chce – zrezygnowana cisnęła „jaśka” na łóżko – mamy chwilę spokoju, co robimy? – zmieniła temat. Wszak rola doradczyni zobowiązywała: jakby to wyglądało, gdyby krytykowała siostrę za dziecinne zachowanie, a sama robiła podobnie?
- Może coś obejrzymy? – skinął głową w kierunku telewizora, w duchu odczuwając ogromną satysfakcję z tego, iż Tanja przyznała mu rację w sprawie „pokręconej” natury szwagierki. Ta skwapliwie przystała na propozycję, toteż dodał – tylko nie jakieś babskie pierdoły a tym bardziej „Przeminęło z wiatrem”.
- Akurat z tym filmem mamy związane miłe wspomnienia. Pamiętasz? Nasza pierwsza wspólna noc, akurat wtedy leciało – zatrzepotała rzęsami, obejmując go w pasie. Jakby nic się nie stało i bynajmniej nie dokonała przed chwilą zamachu na jego wewnętrzne organy.  
- No jasne, że pamiętam – przytaknął, choć w jego odczuciu wyrażenie „wspólna” było na wyrost. No dobrze, spali w jednym łóżku, ale… no tyle. Do tego ta świadomość, że gdzieś tam grasuje wariat… - może „X-men”? – zaproponował, wracając do głównego wątku.
- „X-men”? – skrzywiła się – to nie lepiej…? A zresztą dobra, niech będzie. Ale jak Liina się obudzi, to ty do niej pójdziesz.
- I tak bym poszedł, nie musisz uciekać się do „coś za coś”.
- Oj wiem, jesteś w końcu najlepszym tatusiem na świecie – zachichotała zalotnie, na co wywrócił oczami, gdyż jak zwykle się z nią nie zgodził – no dobra, ogarnij film, a ja skołuję przekąski – poleciła zaraz potem i udała się do drzwi.
    Potrząsnął głową, uśmiechając się do siebie. Znowu ogarnęło go to przyjemne uczucie radości z tak prozaicznych, mogłoby się wydawać, rzeczy jak wspólne oglądanie telewizji. I ta świadomość, że za ścianą śpi jego córka. Mimo że wszystko to okupił wieloma troskami, gdyby tak trzeba było i musiał przeżyć je jeszcze raz, zrobiłby to. Oczywiście, jeśli finalnie byłoby tak jak teraz.

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 3484 słów i 19396 znaków.

Dodaj komentarz