Love me like you do cz. 8

Rozdział 7

    Tak to lipiec dobiegał końca i Tanji pozostawał jeszcze tylko jeden miesiąc względnego lenistwa… Jeśli nie liczyć dorywczego zajęcia. Póki co spała sobie do jedenastej, jak za czasów panieńskich, zawsze żegnana przez męża całusem w policzek, gdy ten wychodził do pracy, choć nawet nie zdawała sobie z tego sprawy.
    Dzisiaj jednak obudziła się, nim Aleksi zdążył opuścić mieszkanie. Powodem były dokuczające jej mdłości. Spojrzała na komórkę i ujrzała nań 7:25, a więc było jeszcze bardzo wcześnie… Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło - „Aleks” powinien jeszcze być, więc przynajmniej pożegna się z nim przed wyjściem.
    Gdy wstała z łóżka, poczuła silny zawrót głowy, a w żołądku nieprzyjemnie „ją zakręciło”. „Pięknie”, coś musiało jej zaszkodzić, albo to jakiś „głupi” wirus. Mimo to, miast do łazienki, skierowała się do kuchni. Nie, nie było aż tak źle, by miała zwymiotować.  
    Gdy stanęła w progu, Aleksi od razu podniósł na nią wzrok znad ekranu laptopa. Był zdziwiony, że ta już wstała. Nie zdążył jednak zapytać, „co to za cud”, gdyż chwyciła się za usta i teraz już skierowała do toalety. Wszystko to przez aromatyczny zapach kawy, jaka stała na stole. Gdy ten podszedł jej do nozdrzy, żołądek zbuntował się nieodwołalnie.
    Zaniepokojony udał się za nią i od razu dobiegły go odgłosy z łazienki.
- Źle się czujesz? – uchylił drzwi, spoglądając na klęczącą na podłodze żonę.
- Coś mi chyba zaszkodziło – skrzywiła się i ponownie zawisła nad klozetem. Jego usta również wykrzywił grymas, a wręcz także zebrało mu się na wymioty. Pomógł jej jednak wstać i polecił położyć się do łóżka. Za drzwiami jednak zawahała się, czy aby nie wrócić z powrotem do środka. Oparła się więc o nie, trzymając za brzuch. Mąż zapatrzył się w ową dłoń, intensywnie masującą okolice żołądka, niczym zahipnotyzowany – co tak patrzysz? – spytała w końcu.
- Ale to tylko tak dzisiaj, tak? – spytał niezrozumiale.
- Co „dzisiaj”?
- No tak się czujesz?  
- A widziałeś, żebym wczoraj rzygała? – uśmiechnęła się krzywo.
- Dziwne, jedliśmy to samo, a mnie nic nie jest – podrapał się bezradnie w głowę.
- To chyba dobrze? Uwierz mi, nie chciałbyś się tak czuć – skrzywiła się na nowo – pewnie jakaś grypa – machnęła ręką, lecz nadal patrzył w ten dziwny sposób – o co ci chodzi? – poirytowała się w końcu.
- O nic, tylko pomyślałem… - odchrząknął, jakby to, co chciał powiedzieć, było jakimś tematem tabu.
- O nie, na pewno nie! – zjeżyła się – biorę tabletki, to niemożliwe!
- Spokojnie – zaparł się rękoma – szczerze mówiąc, taka perspektywa trochę mnie przeraziła… chyba, że ty byś chciała mieć dziecko, to…
- Nie, skąd! – zawołała prędko – muszę skończyć studia, a i tak uważam, że na razie jest za wcześnie. Od ślubu nie minął nawet rok, po co się spieszyć?
- Ty możesz tak jeszcze mówić, ale ja już młodszy nie będę – skrzywił się z lekka.
- Daj spokój, dopiero co przekroczyłeś 30-tkę – wywróciła oczami.
- Ale nie zamierzam prowadzić dzieciaka do szkoły, jak będę miał 50 lat, bo jeszcze wezmą mnie za dziadka – odrzekł przedrzeźniająco.
- To w końcu chcesz mieć dzieci, czy nie? – bąknęła skołowana.
- Nie… to znaczy nie wiem… Ale to przecież nie ja je urodzę, więc jak ty nie chcesz, nie zmuszę cię do tego.
- No to sobie znaleźliśmy temat z samego rana – uśmiechnęła się krzywo, gdyż mdłości powróciły z nową siłą – chętnie bym cię wyściskała i ucałowała, ale jeszcze cię zarażę – posłała mu wymuszony grymas.
- Nie boję się, chodź – otworzył ramiona, lecz nie skorzystała z owego zaproszenia, gdyż z powrotem wbiegła do łazienki.
    Leżała w łóżku do 10-tej, trapiona nawracającymi falami złego samopoczucia. Kot miauczał od dobrej godziny, gdyż miał pusto w misce, lecz ona obawiała się wstać, by go nakarmić. A jak wówczas znowu zaliczy wizytę w toalecie? Niestety, im było później, tym bardziej docierał do niej fakt, że i tak musi wstać, by przygotować coś „Aleksowi”. Owszem, wie, że jest chora, toteż na pewno nie będzie protestować z powodu braku obiadu. Co tam, nie byli przecież małżeństwem, w którym ona miała pełnić rolę „kury domowej”, zaś on „pana i władcy”, na którego zawsze musiał czekać gorący posiłek! Tutaj stawiano przecież na równouprawnienie, a on sam doskonale radził sobie w kuchni. Tanja pragnęła jednak dbać o swego małżonka (przez co mu się nawet trochę przytyło) i dlatego nie chciała skazywać go na szybkie danie! Bo komu chciałoby się przygotowywać skomplikowane potrawy po kilku godzinach spędzonych w pracy? Tylko, że jak tu myśleć o jedzeniu, gdy dokucza ci żołądek?
    Ani się obejrzała, a była już 11:30, zaś ona od dobrej pół godziny rozważała, z czym podać „placki Kryśki” – bitą śmietaną i malinami, czy też kawałkami brzoskwini i borówkami? Bo chyba jeszcze były? Na samą myśl o daniu aż ślinka jej pociekła…
    Zaraz… czyżby była głodna? Tak, zdecydowanie tak. Ssało ją w żołądku, a mdłości gdzieś pierzchły… Krótka ta grypa… Albo po prostu tylko ona się struła.
    Wstała więc, umyła się i przebrała, po czym, jak gdyby nigdy nic, zabrała za śniadanie, a potem przyrządzanie obiadu. W trakcie owych zajęć zadzwoniła do niej Enni, by oznajmić, że zaraz wpadnie. Miała dzisiaj wolne od pracy i postanowiła wykorzystać je na odwiedziny u przyjaciółki.
- Jak się mężuś sprawuje? – zagadywała jakiś czas potem, zajmując miejsce przy stole w kuchni.
- Jak zwykle bez zarzutu – odrzekła rozpromieniona gospodyni.
- Rany, jeszcze rok temu nie widziałam cię, jako kucharki, szykującej obiad dla swojego faceta… gdzie tam, myślałam, że Aleks cię definitywne rzuci po tej aferze z kiciem! – przyznała szczerze.
- Dzięki, że miałaś o mnie takie zdanie – mruknęła zniesmaczona, na co „kumpela” parsknęła śmiechem – a ty jak? Nie planujesz się chajtać z tym twoim?  
    I tu zaczęły się „typowe, babskie tematy”. Potem zeszło na gotowanie, pieczenie, „wkurzające męskie zwyczaje”, aż wreszcie Tanja odkryła, że nawet nie zaproponowała gościowi niczego do picia. Enni chciała kawę, gdyż chyba miała niskie ciśnienie, bo ciągle ziewała! „Pani domu” uniosła brew na takie stwierdzenie, bowiem, odkąd przybyła przekroczyła jej progi, ani razu nie otworzyła buzi w takowym celu, ale skoro tak chciała? Jej wybór.
    Sięgnęła po słoik z kawą z wahaniem, gdyż przypomniały się jej poranne mdłości. No, ale co czarny napój niby miał z tym wspólnego? Zbieg okoliczności i tyle. Dla pewności jednak wciągnęła aromatyczny zapach i niby nic się nie stało… no, może nieco ją odrzucił, choć ogólnie go uwielbiała, ale tylko troszkę.
    Przynajmniej wtedy… Gdy tylko zalała kawę wodą, od razu poczuła znajome „przewracanie w żołądku”. Wciągnęła jednak powietrze, usiłując zrzucić wszystko na karb „zwichrowanej” psychiki. Nie pomagało, było wręcz jeszcze gorzej.
- W porządku? – spytała zaniepokojona Enni.
- Zaraz zwymiotuję! – wykrztusiła tylko i czym prędzej uciekła do łazienki. Po chwili, gdy bezwiednie klęczała nad klozetem, „kumpela” zaczęła dobijać się z drugiej strony.
- Mogę wejść?
- Jak się nie boisz? – mruknęła, choć na szczęście tym razem niczego nie zwróciła.
- Źle się czujesz? – dopytywała zatroskana przyjaciółka – jeszcze przed chwilą wyglądałaś na zdrową…
- Wymiotowałam dziś rano… Sama nie wiem, co to jest… przeszło, a teraz wróciło.
- Rano, mówisz…? – „kumpela” zrobiła głupkowatą minę.
- O nie, jeszcze i ty nie zaczynaj! – migiem poderwała się na nogi – nie, nie jestem w ciąży! – warknęła, chwytając za klamkę, lecz gdy tylko poczuła za drzwiami zapach kawy, od razu zawróciła z powrotem – błagam, napij się czegoś innego! Mam dzisiaj awersję do kawy! – jęknęła błagalnie.
- A wiesz, że dużo ciężarnych właśnie tak reaguje na jej zapach? – zauważyła towarzyszka.
- Sama jesteś ciężka! Zabezpieczam się, ani jednego dnia nie opuściłam! – pokiwała „groźnie” palcem.
- A słyszałaś o takim słowie, jak „wpadka”? – posłała jej wredny uśmiech. Zgromiła ją spojrzeniem i mimo wszystko wyszła na korytarz, choć „pałętał się” po nim ten nieznośny zapach. Zacisnęła jednak zęby i dziarsko ruszyła do kuchni. Nie potrafiła jednak zwalczyć wroga i chwyciwszy w rękę kubek… wylała kawę do zlewu. Zwycięstwo! Zapach unosił się, co prawda, jeszcze przez moment, ale wreszcie został zwalczony przez dominujący tlen – i co ja będę piła? – jęknęła zawiedziona „kumpela”.
- Oj, nie bądź dzieckiem! Zrobię ci herbaty i już – burknęła zdegustowana gospodyni. Nosz, zero empatii!
- A jak tam z okresem? – do tego znowu zaczęła ten „durny” temat… Ale, jak się tak zastanowić, to w istocie się jej spóźniał…
- Jeszcze nie mam… - zaczęła, na co przyjaciółka znacząco zawyła - …ale zawsze miałam nieregularny! Przestań wreszcie, bo pierwszy raz w życiu wykopię cię za drzwi!
- Lepiej nie, bo jeszcze dziecko wyleci! – wybuchła śmiechem.
- Ja cię zaraz zabiję! – jęknęła, bezsilnie łapiąc się za głowę.
- Ja cię nie rozumiem! Czemu tak się przed tym bronisz? Takie dobre geny się marnują! Jakbym ja miała takiego faceta, jak Aleks, i twoją urodę, to nawet bym się nie zastanawiała! – wyłożyła poruszona. Tani na pamięć od razu przyszły słowa Kaari, która twierdziła, że mieliby z Aleksim ładne dzieci… dobre sobie.
- Sama się wystaraj o swoje z tym twoim, a ode mnie wara! A teraz siadaj i siedź cicho, albo wynoś się stąd! – syknęła, wskazując krzesło w kuchni.  
    Enni miała na końcu języka kolejną, drażniącą uwagę, lecz postanowiła zachować ją dla siebie, bo w istocie gotowa wyrzucić ją za drzwi. A nie chciała jeszcze iść, gdyż miała w zamiarze poczekać na „Aleksa”, by dla odmiany to jemu powiercić dziurę w brzuchu. Była ciekawa, czy także jest taki „anty” względem ewentualnej ciąży Tanji?
    Po powrocie do domu spotkała go miła niespodzianka: żona bynajmniej nie była chora, a jak zwykle przywitała go całusem i obiadem. Dziwne, ale jak najbardziej na plus, bo przynajmniej nie musi się o nią martwić. Z pokoju wyszła Enni, puszczając do niego oczko, po czym wystawiła kciuk.
- Co jest? – spytał niepewnie, poluzowując niewygodny krawat. Ta wykorzystała moment, że „kumpela” była w kuchni i szepnęła „Gratulacje!” – ale czego? – parsknął drętwym śmiechem.
- Jego też będziesz męczyć? – prychnęła zdegustowana gospodyni, właśnie do nich dołączając – jej zdaniem to musi być ciąża, skoro przez JEDEN dzień źle się poczułam – wyjaśniła zdegustowana, obejmując go w pasie.
- Ale już chyba lepiej? – bąknął, to patrząc na nią, to na Enni, która robiła przedrzeźniające miny.
- Oj, już mu tak nie odmawiaj prawa do bycia ojcem – żachnęła się przybyła. Tanja już otwierała usta, by coś odparować, ale Aleksi ją uprzedził:
- Będzie, jak będzie. Ale jeśli ona na razie nie chce, to na pewno nie jest.
- Nie bądź już taki potulny! Trzeba też myśleć o sobie! – oponowała Enni, dosłownie miażdżona przez „kumpelę” spojrzeniem. Nie wiedziała, czy po prostu robi jej na złość, czy też ma szczere intencje, ale i tak miała ochotę wyrzucić ją przez okno!
- Czyli mam przywiązać ją do łóżka i kazać urodzić sobie dziecko? – burknął tymczasem poirytowany małżonek. Zarówno jego ton, jak i spojrzenie sprawiły, że gość nareszcie zaniemówił. Nie ma to jak „autorytet faceta”!
- Dobra, starczy już – wtrąciła uspokajająco gospodyni – zjesz z nami, czy musisz już iść? – spytała przyjaciółkę, na co ta chętnie przystała, gdyż burczało jej w brzuchu.
    Podczas wspólnego posiłku doszło jednak do kolejnego zgrzytu, gdyż Aleksi zauważył, że Tanja, jak dotąd, nie stawiała na owoce i śmietanę, co pasowało raczej do deseru, aniżeli obiadu – No to jest dwa w jednym – wzruszyła ramionami, jedząc, jak gdyby nigdy nic, gdyż nie obawiała się nawrotu mdłości.
- W ciąży zmienił się jej smak – zauważyła złośliwa Enni.
- Dość! – rzuciła sztućcami, po czym wskazała na drzwi – wynoś się wreszcie, bo mnie szlag trafi! – syknęła przy tym, aż „kumpela” zastygła w bezruchu. Tym samym kawałek placka zawisł w próżni pomiędzy jej ustami, a talerzem.
- Co ty dzisiaj taka agresywna? Nie poznaję cię! Bądź że miła dla gości! – skarcił oburzony mąż. Momentalnie zrobiło się jej przykro, jakby miała zaraz rozpłakać, dlatego speszona uciekła do łazienki – co się z nią dzisiaj dzieje? – westchnął, potrząsając głową.
- Spoko, nie gniewam się. Na wczesnym etapie ciąży takie zmiany nastrojów są normalne – Enni uniosła ramiona i ot tak wróciła do jedzenia.
- Co ty tak z tym? – skrzywił się – może sama jesteś, że tak dużo wiesz? – dodał kpiąco, aż ta się zakrztusiła.  
- Przepraszam… - od progu dobiegł ich cichy ton gospodyni. Ze spuszczoną głową wróciła do stołu – po prostu mnie to denerwuje! Jakbym… nie wiem, czuła się tak przez tydzień, to mogłabyś tak mówić, a tak to jest… no… irracjonalne – wyjaśniła spokojnym tonem, gdy już zajęła swoje miejsce.
- Przecież ja tylko żartuję – przyznała skruszona przyjaciółka, na co Aleksi uniósł brew. Gdyby Tanja na każdym kroku robiła mu takie „żarty”, to chyba zamknąłby ją na balkonie do odwołania! Jak ten Lauri z nią wytrzymuje?
- Dowcipy są dobre do momentu, dopóki nie wyprowadzisz nimi z równowagi – zauważyła zniesmaczona żona, po czym nagle się skrzywiła. Od razu posłali jej pytające spojrzenia – znowu mi niedobrze…
- Czyli zdrowa nie jesteś, powinnaś się położyć – orzekł gospodarz.
- Mam nadzieję, że to nie jakieś wrzody, albo co? – jęknęła, łapiąc się za brzuch.
- „Taa, wrzody! No, może jeden i w dodatku za kilka miesięcy wydostanie się na zewnątrz!” – parsknęła w duchu Enni, lecz nie odważyła się już wyrzec tego na głos.

***

    Kolejne dni bynajmniej nie utwierdziły Tanji w przekonaniu, że w jej ciele na pewno nie rozwija się nowe życie. Rano dręczyły ją mdłości, a okresu, jak nie było, tak się nie pojawiał. Z tego wszystkiego zaczęła już przetrząsać Internet w poszukiwaniu informacji o objawach ciąży. Wszystko do siebie pasowało: mdłości i wymioty, zmiany nastrojów (wszak w ciągu dnia potrafiła śmiać się i jednocześnie płakać, nagle popadając w niezrozumiały dół), awersja do niektórych zapachów itd. Była przerażona – nie chciała być matką! Jeszcze nie teraz… jeśli kiedykolwiek!  
    Przed Aleksim udawała jednak, że wszystko jest w porządku i już nic jej nie dolega. Tak, dobrze wiedziała, że zawsze źle wychodziła na skrywaniu przed nim tajemnic, ale w tak ważnej sprawie postanowiła się po prostu upewnić i dopiero wtedy przekazać mu nowinę. Jednakże niełatwo było udawać, że czuje się świetnie, gdy miała ochotę zwymiotować, bądź tylko płakać i płakać. Na szczęście miała już umówioną wizytę u ginekologa, a tego dnia, gdy miała towarzyszyć Kaari przy zdjęciu uciążliwego gipsu, dodatkowo postanowiła kupić test ciążowy, by już teraz przygotować się na ewentualne wieści.
    Po pozbyciu się „balastu”, panna Venerinen musiała jeszcze przez kilka dni chodzić o kulach, oraz na rehabilitację, by doprowadzić „zesztywniałą” nogę do właściwego stanu. Gdy opuściły poradnię, dobiegł ją dźwięk nadchodzącego sms’a. O dziwo, nie pochodził od Arvo.
- Zgadnij, kto mnie pyta, czy już zdjęłam gips? – mruknęła od niechcenia.
- Kudłacz? – rzuciła w tym samym tonie siostra.
- W dziesiątkę!
- Mówiłam ci, że mu nie przeszłaś – westchnęła ciężko… i na tym koniec. Zupełnie, jakby przestało jej to przeszkadzać.
- Co ty dzisiaj taka mało wojownicza? Powinnaś sypać ironią i dokuczać mi, ile wlezie – zauważyła ze śmiechem, choć do tej pory owe zabiegi Tanji ją denerwowały.
- Na serio jestem taka wredna? – popatrzyła pytająco.
- Tanja, co z tobą? Przecież to był żart. Ostatnio jesteś jakaś przewrażliwiona – zmierzyła ją z niepokojem.
- Bo się boję! – jęknęła rozpaczliwie, jakby miała się zaraz rozpłakać, po czym zajęła jedną z ławek, znajdujących się przy alejce, jaką właśnie zmierzały. Kaari tak, czy inaczej, przyda się odpoczynek od tych kul. Do tego było bardzo ciepło, ptaki radośnie śpiewały… Po co spieszyć się do domu?
- Co jest? Nie układa ci się z Aleksem? – dopytywała wystraszona siostra.
- Chyba, aż za dobrze – odrzekła, ukradkiem prezentując jej zakupiony test. Kaari początkowo zatkało, ale zaraz potem mocno ją wyściskała.
- I to jest takie straszne? Przecież to wspaniale! To już pewne? – zadała kolejne pytanie.
- Nie. Chcę, żebyś ze mną była, gdy go zrobię. Ale nikt nie może o tym wiedzieć! – zaznaczyła, patrząc jej prosto w oczy.
- Dobra, to chodźmy do mnie. Rodziców nie ma teraz w domu. Sorry, ale nie chcę fatygować Aleksa, żeby mnie potem odwiózł, a nie chce mi się szukać przystanka… Co ty na to? – w odpowiedzi „młoda” niemrawo pokiwała głową – no, nie rób takiej miny. Ciąża, to nie wyrok śmierci.
- Nie cierpię dzieci! – zawyła bezradnie.
- Swoje pokochasz, zobaczysz.
- A jak się nie sprawdzimy, jako rodzice?
- Bredzisz – wywróciła oczami – ale na pewno wiele par ma takie obawy… Aleks, to cudowny facet, a ty masz w sobie takie pokłady miłości, że wasze dziecko będzie miało aż za dobrze – dodała z przekonaniem – to co? Idziemy?
    Kiwnęła potakująco, tak ciężko przy tym wzdychając, jakby chciała odwlec zrobienie owego testu na wieczność. A i tak była to przecież tylko formalność, bo była niemal w stu procentach pewna, że to jednak to. Nie sądziła bowiem, by miała się zasugerować gadaniem Enni i w rezultacie wmówić sobie, iż tak się czuje. Nie, bo przecież nie zależało jej na tym, by mieć dziecko. Choć ludzki mózg, oraz psychika potrafią oszukiwać i nie takie figle płatać.  
    Zamknęły się w łazience w największej konspirze, choć w pustym mieszkaniu nie było nikogo poza nimi. Chwila oczekiwania na wynik zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Tanja nie miała odwagi spojrzeć na test, toteż wcisnęła go siostrze. Ta odetchnęła, jakby miała przed sobą co najmniej wynik biopsji, bądź testu na ojcostwo.
- Pamiętaj, że wynik nie musi być wiarygodny – rzekła jeszcze, na co „młoda” wywróciła oczami – jakby tego nie wiedziała. Kaari przymknęła powieki, po czym na powrót je otworzywszy, zerknęła na „wyświetlacz”. Tanja przygryzała paznokcie, uważnie obserwując mimikę jej twarzy.
- I co? – przełknęła nerwowo ślinę.
- Pozytywny… zostanę ciocią! – posłała jej szeroki uśmiech. Przyszła matka nie odpowiedziała jednak tym samym, a wręcz chwyciła się za usta, niemal już wybuchając płaczem.
- I co teraz będzie?! – jęknęła rozpaczliwie.
- No jak, co? Urodzisz! Masz faceta, zabezpieczenie finansowe, więc w czym rzecz? Sorry, ale pierwszy raz widzę kobietę, która tak reaguje na ciążę, skoro lepiej mieć nie może?
- Dalej nic nie rozumiesz! – warknęła cierpko, prędko wychodząc na korytarz, a wtedy spostrzegła, że otwierają się drzwi wejściowe. Do środka wszedł ojciec.
- O, Tanja! Fajnie, że wpadłaś! – rzekł ucieszony, na co odpowiedziała mu wymuszonym grymasem – coś nie tak? – zmierzył ją podejrzliwie, gdyż oczy szkliły się jej od łez.
- Nie, w porządku – uśmiechnęła się krzywo, by zaraz potem rzucić doń i mocno się weń wtulić. Jak za czasów dzieciństwa, gdy bardzo się czegoś bała i szukała u taty ratunku. A teraz sama miałaby pełnić taką rolę…?
- Co się stało?! O kogo chodzi? Kaari, Aleksego? Twoją mamę?! – zaczął wypytywać przerażony.
- Wszyscy cali i zdrowi… a przynajmniej tak mi się wydaje – z toalety wygramoliła się starsza córka, chowając za plecami test ciążowy.
- To dlaczego Tanja…?
- Już dobrze – odsunęła się, wycierając policzki – po prostu się stęskniłam. Przyszłam tutaj i tak jakoś… przypomniałam sobie dawne czasy – wymyśliła na poczekaniu, czym dała siostrze do zrozumienia, że na razie ma się nie dzielić z rodzicami wiadomością o jej ciąży. W odpowiedzi Kaari posłała jej porozumiewawcze spojrzenie i wsunęła test do tylnej kieszeni spodni, przykrywając swetrem.
    Następnego dnia Tanja, podczas wizyty u ginekologa, dowiedziała, że jest w ósmym tygodniu ciąży. Środki antykoncepcyjne weszły w interakcję z branym przez nią antybiotykiem i ochrona na moment przestała działać. Gdyby uważnie przeczytała ulotkę, mogłaby tego uniknąć… a tak przemiła pani doktor od dobrej chwili poszukiwała płodu na ekranie komputera, podczas badania USG. Pacjentka natomiast zasłaniała rękoma twarz, jakby był to jakiś powód do wstydu.
- Przepraszam, nie powinnam się wtrącać, ale nie wygląda pani na szczęśliwą – zauważyła w końcu pani medyk – coś nie tak z ojcem dziecka?
- Nie… jestem mężatką i dobrze nam się układa – odrzekła, zabierając dłonie, po czym zaczęła nerwowo obracać w palcach tkwiącą na jednym z nich obrączkę. Doktor zmierzyła ją niepewnie, już zupełnie nic z tego nie rozumiejąc. Może ma romans, albo co…?
- O, jest! To pani dziecko, proszę spojrzeć – wskazała na ekranie jakąś podłużną, białą „plamę”. Tanja uniosła się na łokciach i zaczęła wpatrywać w ów punkt, niczym zaczarowana.
- To…? – bąknęła po chwili, celując palcem.
- Na razie jest jeszcze bardzo malutkie – uśmiechnęła się – następnym razem posłuchamy sobie bicia jego serca.
- Bicia serca…? – powtórzyła za kobietą.
- No tak, zaczyna bić bardzo wcześnie – z jej twarzy nie schodziła pogoda – dobrze, to teraz wydrukuję, jak to mawiamy, zdjęcie pani maleństwa – puściła oczko.
    Opuściła gabinet z totalnym mętlikiem w głowie, nie odrywając wzroku od wydruku, jaki wręczyła jej ginekolog. A właściwie tej „plamki”, która miała być jej dzieckiem. Dzieckiem jej i Aleksego.
    On sam był niechciany, oddany zaraz po porodzie, a teraz ona myślała tak samo o jego potomku. O owocu zdrowego związku, pełnego uczucia i oddania. Czy to było sprawiedliwe? Czy ona sama chciałaby dowiedzieć się po latach, że jej matka jej nie chciała, ale skoro już się pojawiła, to „niech będzie”? Co w tym dziwnego, że dwoje kochających się ludzi będzie mieć dziecko? Przecież brała to pod uwagę. No, może nie tak szybko, ale i tak znali się już z mężem tyle czasu, że można chyba pokusić się o stwierdzenie, iż spędzili go mnóstwo tylko we dwójkę. Zresztą narodziny dziecka tym mocniej powinny ich zbliżyć, gdy będą dzielić się obowiązkami, związanymi z opieką nad nim. A przynajmniej ona tak to widzi… oby „Aleks” także, zamiast zrzucać wszystko na nią. Niemowlę, to przecież wspólna sprawa!
    Tylko te wizje Kaari, co do zmiany jej wyglądu… A jakby przestał uważać ją za atrakcyjną? Ponadto nieprzespane noce, a więc i ciągłe zmęczenie, może kłótnie o to, kto ma wstać do małego? Mieliby też mniej czasu dla siebie…
- Tanja, cześć! – wtem dobiegł ją głos Eino, który właśnie zjechał na pobocze. Spojrzała nieprzytomnie w jego kierunku – podwieźć cię gdzieś? – zapytał, na co niemrawo potrzasnęła głową. Zauważył, że trzyma coś w dłoni, jakby jakiś wynik? Do tego miała tak dziwną minę, że wyłączył silnik i opuścił samochód – stało się coś? – podszedł doń zaniepokojony.
- Nie… Tak – bąknęła z wahaniem.
- Jesteś chora? Strasznie blado wyglądasz. Ten twój znowu coś nawyrabiał?
- Przestań – skrzywiła się – jakie „znowu”? Nigdy nic złego nie zrobił – dodała, chowając zdjęcia USG do torebki.
- To może jesteś chora? To jakiś wynik, czy co? – dopytywał natrętnie. Głupio tak, by miał się dowiedzieć przed Aleksim, ale inaczej chyba się nie odczepi… Jak to on.
- Chora? Nie. Właśnie dowiedziałam się, że jestem w ciąży – burknęła więc i ot tak go wyminęła.
    Jakby go grom z jasnego nieba trafił. Z tego wszystkiego aż rozdziawił usta, jakby to on był ojcem owego dziecka. Tylko, że wcale go nie chciał. Może to stąd, że nigdy nie wierzył w to, iż Tanja jest szczęśliwa ze swym mężem? Bo swego czasu to on uważał się za odpowiedniejszego kandydata? Wszak, od afery z Raikinen miał Aleksego za jakiegoś „furiata”.  
- Jakoś nie wyglądasz na zadowoloną – mimo wszystko zaraz pojawił się obok, z jakże trafną uwagą.
- Jestem – odrzekła jednak uparcie.
- Aha, aż skaczesz… z mostu.
- Przed tobą nie muszę epatować radością! – warknęła poirytowana.
- Nie wkurzaj się, ja się tylko martwię! – zaparł się rękoma – masz taką smutną minę… Pomyślałem, że może obawiasz się mieć z nim dzieci, bo w końcu taki narwany…
- Jeny, a ten dalej swoje! – jęknęła, wywracając oczami – to najczulszy, najbardziej cierpliwy człowiek na świecie i będzie cudownym ojcem! W tamtej głupiej sprawie był NIEWINNY, kiedy to do ciebie wreszcie dotrze?! Myślisz, że byłabym z kimś, i w dodatku wyszła za niego za mąż, gdyby mnie lał, albo nie wiem, co jeszcze?!
- Dobra, gratuluję! – prychnął wreszcie, na co odparła cierpkim „Dziękuję” i czym prędzej odeszła przed siebie – a co ze studiami? – dobiegło ją jeszcze.
- Nie wiem! – odkrzyknęła więc i ruszyła w kierunku Esplanadi. Rozmyślanie w samotności w „zakątku” dobrze jej zrobi. Bynajmniej nie będzie roztrząsać kwestii nic nieznaczącej w owej chwili edukacji, a to, jak przekazać ową nowinę mężowi, no i się z nią w ogóle oswoić.

***

    Tanja bardzo chciała być w domu przed Aleksim, lecz pobyt w „zakątku” zaabsorbował ją tak bardzo, że straciła poczucie czasu. Wpatrywała się to w morze, wspominając stare czasy, gdy to jeszcze byli z „Aleksem” „zwykłymi” znajomymi, to znów w brzuch, na którym trzymała dłonie, jakby chciała przytulić rosnące w niej życie. Jakoś nie mogło do niej dotrzeć, iż właśnie rozpoczyna w życiu zupełnie nowy etap. To wydawało się takie surrealistyczne… Jakby stała obok i obserwowała poczynania kogoś innego.
    Musiał przyznać, że jej nieobecność o tej porze go zdziwiła. Ale może po prostu postanowiła pójść wcześniej do pracy? Trochę szkoda, bo przyzwyczaił się już do faktu, iż zawsze razem jedli obiad (a przynajmniej w wakacje). Tyle, że tego także nie było… Zaczął się powoli niepokoić. A jak coś się stało?  
    No, ale był tylko człowiekiem, toteż, skoro doskwierał mu głód, to głównie na nim skupił teraz swoją uwagę. Przyrządził sobie coś na szybko, po czym ustalił limit czasu, po jakim to zadzwoni do żony, o ile ta wcześniej nie wróci. Musiała jednak wyjść już dosyć dawno temu, bo nawet Aleks zdążył się stęsknić za obecnością człowieka. Choć, jako kot, był typem samotnika.
    Właśnie kończył jeść, gdy do domu wróciła Tanja. Była jednak jakaś taka zmieniona na twarzy i trzymała się za brzuch, ukryty pod kwiecistą bluzką. Jak to mężczyzna… nie zwrócił jednak uwagi na owo zachowanie. Ot wróciła.
- Gdzie byłaś? – zagaił zaciekawiony, toteż podeszła doń i jak zwykle ucałowała na powitanie.
- Przepraszam, ale byłam w zakątku i zagapiłam się… Jadłeś coś? – rozejrzała się po kuchni.
- Dawno tam nie byliśmy, jeśli już mowa o Esplanadi – przeciągnął się leniwie.
- Zawsze możemy pójść tam na spacer – uśmiechnęła się blado, po czym mocno do niego przytuliła – muszę ci coś powiedzieć… - przełknęła ślinę, choć sama nie wiedziała, dlaczego właściwie się tego obawia.
- Co jest? Stało się coś? Jesteś jakaś dziwna – odsunął ją od siebie, mierząc zaniepokojonym wzrokiem.  
    Kuchnia raczej nie była najlepszym miejscem na przekazywanie ważnych, życiowych wieści, więc wzięła go za dłoń i poprowadziła do sypialni, po czym usadziła na łóżku. Następnie zawróciła po torebkę. Przez cały ten czas z zaciekawieniem śledził jej ruchy. Oby nie chodziło o coś złego… Wreszcie wróciła z czymś w ręku, by podać mu to bez słowa wyjaśnienia. Był to wynik badania USG, ale czego dotyczył? Obejrzał go uważnie, następnie posyłając jej pytające spojrzenie.
- To nasze dziecko – starała się, by jej ton był uroczysty, lecz z ust popłynął nieśmiały bełkot. Jakby miał ją za to zbesztać, choć sam zapewniał, że będą mieli potomstwo, jeśli ona poczuje taką potrzebę.
    Podniósł na nią wzrok, a w jego niebieskich oczach zarysował się strach, niczym u niedojrzałego „imprezowicza”, który bynajmniej nie bierze pod uwagę, iż jego wyskoki mogą mieć właśnie taki finał. Zaniepokoiło ją to, gdyż miała nadzieję zyskać u niego tak potrzebne jej teraz wsparcie – Powiedz coś – wykrztusiła w końcu.
- Przecież mówiłaś, że to niemożliwe… - na powrót utkwił wzrok w niezrozumiałych dla siebie „obrazkach”.
- Lekarka wyjaśniła mi, że to przez tą moją chorobę… Leki nie zadziałały, jak trzeba… Nie cieszysz się? – wyłożyła drżącym głosem. Poczuła się, jak jakiś zbrodniarz, choć nie zrobiła tego specjalnie. A i on także powinien był uważać, jeśli nie chciał mieć dzieci!
- Ale to… jak? Już? Jak ja mam je wychować?! Nie umiem! – chwycił się za głowę, bezradnie zaciskając włosy w pięściach.
- A ja to niby skąd mam wiedzieć? – oburzyła się z lekka. Poderwał się z miejsca i skierował do drzwi – Aleksi, dokąd idziesz?! Jesteś na mnie zły?! – pobiegła za nim, lecz bez słowa wyjaśnienia zniknął na zewnątrz. Przez moment stała w tym samym miejscu, wpatrując się w drzwi, które za sobą zatrzasnął. Przez głowę przebiegła nawet myśl, że może zaraz wróci…? Wreszcie chwyciła się za usta, wybuchając płaczem. Nie cieszy się! Mimo że sam mówił co innego, teraz okazało się, że wcale nie chce mieć dziecka. A przynajmniej nie teraz. I ona też nie. Co z niej za człowiek?! Jest zwyczajnym potworem!
    Zawróciła do sypialni i schyliła się po wydruk z badania ultrasonograficznego, jaki mąż „bestialsko” porzucił. Czyżby się pomyliła i wcale nie był aż tak odpowiedzialny, jak dotąd wierzyła? Owszem, łatwiej żyć bez „obciążenia”, jakim jest wrzeszczące dziecko, ale ten „punkcik” ma prawo by żyć tak samo, jak oni.
    Zasiadł za kierownicą i przez moment wpatrywał się przed siebie, jakby oglądał jakiś niewidzialny film. Musiał z kimś pogadać i to koniecznie z kobietą. Wszak, to one uwielbiają dzielić się życiowymi radami i bynajmniej nie stroją sobie żartów z poważnych spraw, jak to bywa z jemu podobnymi. Owszem, może i powinien zwyczajnie przedyskutować to z żoną, ale w tej chwili potrzebował powietrza. By ktoś inny spojrzał na ową sprawę z boku. Zapewnił go, że wszystko będzie dobrze.
    Tarja była na urlopie, więc odpadała. Choć zawsze bardzo cenił sobie jej rady i podejście do niego samego. Była z nim przecież w najtrudniejszych momentach życia. Wiedziała o niemal każdym kroku, jaki zrobił. Gdy jednak w jego życiu pojawiła się Hanna, to ona po części „przejęła pałeczkę” od pani psycholog.  
    Tak, matka. Uda się do niej, jak „najzwyklejszy maminsynek”, choć od zawsze brzydził się „facetami”, którzy wypłakiwali się w rękaw mamusi. Pewnie dlatego, że sam takowej nie miał. A teraz pójdzie do kobiety, co to go nie chciała, by mówić z nią o własnym potomstwie. Jakież życie potrafiło być przewrotne…
    Gdy Lehtinen go zobaczyła, od razu wiedziała, że coś jest nie tak – był blady i zdenerwowany. Do tego wszedł do środka bez pytania, czy aby Kalle jest w domu? Do tej pory wycofywał się, jeśli odpowiedź była twierdząca. A w tym wypadku młody Lehtinen zasiadał na kanapie w salonie, wpatrując się w telewizor. Starszy syn, jak gdyby nigdy nic, wszedł do środka i zajął miejsce nieopodal. Zupełnie, jakby tego młodszego wcale tam nie było. Kalle prychnął więc i wyłączywszy plazmę, opuścił pomieszczenie.
- Boże, Aleksi, co się dzieje?! – spytała przerażona matka.
- Tanja jest w ciąży – odparł, patrząc w jakiś niewidzialny punkt przed sobą.  
    Początkowo zaniemówiła, sama nie wiedząc, czy ma się cieszyć, czy nie, skoro on wyglądał jakby właśnie dowiedział się o czyjejś śmierci?  
- I jest zagrożona? Płód ma wadę, czy… czy co? – pytała więc dalej, siadając obok niego.
- Nie, dopiero się dowiedziała – skrzywił się.
- To w czym rzecz? Nie cieszysz się? Nie chcesz… mieć dzieci?
- Sam nie wiem! – pochylił głowę, bezradnie się za nią obejmując – jak mam je wychować, skoro nie wiem, jak ma się zachowywać ojciec? A jak nie zbuduję z nim więzi? …Nie pokocham?! – wyrzucił z siebie, bezradnie przygryzając pięść.
- Przecież swoją żonę kochasz, więc i dziecko będziesz – położyła mu dłoń na ramieniu.
- A kto mi da gwarancję? – prychnął, mierząc ją z wyrzutem.
- Aleksi… - odetchnęła ciężko, odgarniając swe puszyste włosy – już samo to, że się tym martwisz, pokazuje, że jesteś dobrym człowiekiem. Dawniej uważałeś, że nie będziesz potrafił stworzyć z żadną kobietą udanego związku, bo nie potrafisz kochać.
- Skąd o tym wiesz? – mruknął zażenowany. Jakoś nie przypominał sobie, żeby zwierzał się jej z takich rzeczy.
- Od Tanji, mówiła mi o tym dawno temu. A teraz patrzę na nią i widzę, że jest bardzo szczęśliwa. A to już o czymś świadczy – uśmiechnęła się doń łagodnie, choć jak zwykle patrzył gdzieś przed siebie – wiem, że wszystkie twoje obawy to moja wina… - westchnęła znowu – dlatego myśl sobie, że skoro nie otrzymałeś miłości od wyrodnej matki, to twoje dziecko będzie miało jej pod dostatkiem. I wiedz, że jestem z ciebie bardzo dumna – wzięła go za ramiona i delikatnie odwróciła w swoją stronę – dumna, że masz rodzinę i jako pierwszy dasz mi wnuka. Nie mogłabym wymarzyć sobie lepszego syna – wyłożyła ze łzami, po czym przytuliła go do siebie, głaszcząc po plecach.
    Musiał przyznać, że jej słowa dodały mu pewności siebie. Właśnie to chciał usłyszeć i tego teraz potrzebował. Paradoksalnie, gdyby powiedziała mu to Tanja, nie wywarłoby to na nim aż takiego wrażenia. Może dlatego, iż doskonale wiedział, że przez nią przemawiałaby „ślepa” miłość? Co prawda, ta rodzicielska też taka bywa, lecz Hanna była obecna w jego życiu stosunkowo od niedawna, więc jej osąd powinien być trzeźwiejszy – A teraz idź do żony i zapewnij o swoim wsparciu – z zamyślenia wyrwał go jej głos. Matka odsunęła się i na pożegnanie ucałowała go w policzek.
    Po powrocie do domu zastał Tanję drzemiącą na łóżku. W dłoniach zaciskała wydruk z USG. Delikatnie wyjął go z jej, teraz bezwładnej, ręki i przysiadłszy się obok, zaczął uważnie lustrować wzrokiem. Wcześniej uniemożliwił mu to szok, lecz teraz, na spokojnie, wypatrzył zaznaczony „punkt”, który niebawem miał się przeistoczyć w małego człowieka. Jak to było możliwe, że we wnętrzu kobiety powstawała ledwie widoczna komórka, co to następnie dzieląc się, zyskiwała narządy, kości, kończyny, itd.? A wszystko to z ich połączenia – dwóch różnych ciał, które łączyło to samo uczucie. Cud – jedyne słowo, jakie nasuwało się na myśl.
- Aleks…? – dobiegł go jej zaspany głos.
- Wołasz mnie, czy kota? – uśmiechnął się, po czym położył się obok i pogładził ją po policzku – przepraszam, że tak wyszedłem bez słowa…
- Ale mnie wystraszyłeś! – przyznała, przysuwając się bliżej, toteż odłożył wynik na bok i przytulił ją – myślałam, że jesteś na mnie zły… ale to naprawdę przypadek – wyznała jękliwie, mocno do niego przywierając.
- Daj spokój… Dziecko, to nie wypadek przy pracy. Po prostu spanikowałem, że będę kiepskim ojcem. Mówić, to sobie mogłem o dzieciach, ale gdy dociera do ciebie, że to już…
- Już ci kiedyś mówiłam, że będziesz cudownym tatusiem – uniosła głowę, posyłając mu ciepły uśmiech.
- Mówisz tak, bo mnie kochasz – westchnął, głaszcząc ją po włosach – ale wiesz, czego się jeszcze obawiam? – dodał, patrząc jej uważnie w oczy – że będziesz je uwielbiać bardziej ode mnie, a przyzwyczaiłem się, że mam na to wyłączność… Z czego się śmiejesz? Ja mówię poważnie.
- A co ja mam powiedzieć, jak to będzie dziewczynka? Podobno faceci mają fioła na punkcie córek – zrobiła przedrzeźniającą minę.
- Byleby była podobna do ciebie.
- Nie, lepiej, żeby chłopiec. Ale będzie miał powodzenie! – zaśmiała się.
- Taa, jasne! Jak ja – wywrócił oczami.
- A to nie miałeś? Ja, Enni, podejrzewam, że swego czasu Kaari chyba też… tylko, że ja miałam to szczęście i to mnie wybrałeś.
- Patrząc na to, jaka jest Enni, i co Kaari nawyrabiała z Jyrkim, chyba miałem nosa… - udał zamyślenie.
- Przestań, wszystko obracasz w żart – parsknęła śmiechem – nigdy, przenigdy cię nie zaniedbam. Ale jak nie będziesz mi pomagał, to cię wystawię za drzwi! – dodała, niby to poważnie, ale na koniec znowu się roześmiała.
- I tak lubię: kiedy jesteś radosna – zauważył, całując ją w usta.

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 6897 słów i 38411 znaków.

4 komentarze

 
  • anonim090

    Kiedy następna część?

    9 sty 2017

  • nutty25

    @anonim090 dzisiaj, trochę później ;)

    9 sty 2017

  • Wiktor

    Witaj. Świetna część. Pozdrawiam Wiktor

    8 sty 2017

  • nutty25

    @Wiktor dziękuję, pozdrawiam także ;)

    8 sty 2017

  • Freya.

    W tym przypadku, to jednak wyślij ich do jakiejś poradni dla przyszłych rodziców i teges, bo w przeciwnym razie - o jeeejuuu... Twgl. urodzić się w Finlandii, to jak w przysłowiowym czepku. Fajny kawałek :beek:  :barf:

    7 sty 2017

  • nutty25

    @Freya. fajny aż do porzygu? ;) haha  :beek:

    8 sty 2017

  • DemonicEagle

    Wspaniała część <3

    7 sty 2017

  • nutty25

    @DemonicEagle :)

    8 sty 2017