Love me like you do cz. 33

W połowie drogi pod swój własny adres, Jyrki zmienił zdanie i usiłował wyperswadować Kaari pomysł odwiedzenia jego kątów. Zaczął wymyślać, iż w jakiejś restauracji będzie szybciej, jeśli chodziło o posiłek, a sprzątanie jest przecież „mało romantyczne”. Sympatia zaoponowała jednak stwierdzeniem, iż odwiedzili już chyba każdy lokal gastronomiczny w tym mieście, a z tym sprzątaniem to był żart. Owszem, można trochę „ogarnąć” najbardziej rzucające się w oczy mankamenty, ale głównym czynnikiem, który nią kieruje, jest chęć zobaczenia, jak mieszka jej chłopak (do tej pory była tam chyba tylko raz i to jedynie „przelotem”). Ponadto fajnie jest coś razem ugotować. Chyba, że tego nie potrafi?
    Ależ skąd, coś tam umie zrobić, ale czy to musi być akurat dzisiaj?
    No to, w takim razie, nie lubi, tak? I wolałby robić, co innego, jak to cały czas zawzięcie powtarza? A kto powiedział, że tak nie będzie? Przecież wieczór dopiero się zaczynał. A może zwyczajnie ma na dzisiaj dosyć jej towarzystwa? No to zawraca do domu.
    Nie! Nie w tym rzecz! Mógłby z nią spędzać cały czas.
- To wreszcie powiedz szczerze, o co ci się rozchodzi tak naprawdę? – przystanęła zniecierpliwiona, biorąc się przy tym pod boki – hodujesz tam coś zakazanego i boisz się, że cię wsypię? – dodała kpiąco.
- Tak! Nazywa się bałagan – przyznał zrezygnowany.
    Towarzyszka patrzyła nań przez moment, aż wreszcie wybuchła śmiechem.
- I to tym się tak przejmujesz? Domyślam się, że w mieszkaniu faceta, który mieszka sam, raczej nie rosną fiołki – zauważyła ironicznie.
- Co innego mówić, a co innego zobaczyć na własne oczy. Tyle się nagadałaś o schludności i porządku u Kietali, nawet tego twojego byłego… musi ci więc na tym bardzo zależeć. Jak zobaczysz, jak to jest u mnie, możesz dojść do wniosku, że wolisz większego czyścioszka.
- Chyba lepiej, żebym wiedziała od początku, niż miałbyś udawać kogoś innego, nie? Kaisa jakoś specjalnie nie narzekała na ten aspekt waszego wspólnego pomieszkiwania – odchrząknęła z wyraźnym niesmakiem.
- No tak, na pewno wyjawiła ci wszystkie moje wady… śmieszne, ale dopiero teraz to zajarzyłem – skrzywił się.
- Widzisz? A jakoś nadal cię chcę. Możemy wreszcie iść? – chwyciła go za dłoń i pociągnęła w swoją stronę.
    Poddał się zatem, choć, tak prawdę mówiąc, wolałby zaprosić ją do wysprzątanego mieszkania. Najlepiej na kolację przy świecach – „kobitki” lubią takie klimaty, toteż zrobiłby na niej lepsze wrażenie. No, ale trudno, skoro się uparła? W takim razie będzie bardziej przyziemnie, aniżeli romantycznie.
    Otworzył drzwi na całą szerokość i uprzejmie wskazał ramieniem, iż ma wejść pierwsza. Gdy przeszła do pokoju, w jakim to głównie spędzał czas, uderzył ją spory kontrast w porównaniu z tym, co zastała w domu Arvo. Na meblach zalegały ubrania (oby chociaż czyste), stolik uginał się pod brudnymi talerzami i kubkami (było nawet puste opakowanie po pizzy). Na sofie, jak i blacie leżały stosy kartek. Zapełnione były tekstem, oraz zapisem nutowym. Ogółem mówiąc, całość wyglądała bardzo nieestetycznie – No cóż… nie sądziłam, że będzie aż tak źle… to znaczy, nie aż tak brudno – bąknęła, rozglądając się po wnętrzu.
- Zazwyczaj tak nie jest! Nie miałem ostatnio czasu na sprzątanie. Fakt, że jak była Kaisa, to było czyściej, ale… Co ty robisz?  
- Robię miejsce, nie? Chciałabym usiąść – odrzekła, zbierając z kanapy zalegające na niej „śmieci”.
- Daj spokój, ja to zrobię – pośpiesznie sięgnął po leżące tam kartki papieru, lecz ona była szybsza.
- A to co? Tekst piosenki? Na serio komponujesz? Myślałam, że tylko żartujesz – zaśmiała się, po czym wyraźnie zagłębiła w treść.
- Jeszcze nieskończone, oddaj – próbował wyszarpnąć własność, lecz zręcznie cofnęła ramię.
- Zawstydziłeś się? – parsknęła wrednie – co to takiego? Może coś dla mnie? Spójrzmy… „Dzień, w którym…” – zaczęła czytać na głos i natychmiast urwała, gdyż rzucił się ku niej, teraz już wyraźnie podenerwowany. Pisnęła, niczym mała dziewczynka, która za mocno wczuwa się w „zabawę w potwora”, i… rzuciła do ucieczki wokół mebla.  
    Stracił równowagę i upadł na oparcie, początkowo unosząc brew ze zdziwienia. Dojrzała, ułożona Kaari Venerinen znowu przemieniła się w tą „małolatę”, co to spacerowała tamtego pamiętnego wieczora po gzymsie fontanny. Niestety, nie mógł się tym w pełni cieszyć, gdyż ponowiła próbę rozszyfrowania zapisanego na kartce tekstu. Pozbierał się więc raz, dwa i ruszył ku niej z wyciągniętym ramieniem.
    Ścigali się przez moment, aż wreszcie Kaari potknęła się i upadła na kanapę. Wykorzystał to i po chwili „walki”, nareszcie odzyskał własność. Z uśmiechem triumfu na ustach zasiadł na meblu i zaczął prostować kartkę, która uległa nieznacznemu wygnieceniu – No nie wierzę, że jakaś głupia pisanina jest ważniejsza ode mnie?! – prychnęła, unosząc się na łokciach.
- Może dla ciebie to głupie, dla mnie wręcz przeciwnie – zmierzył ją z nutką oburzenia.
- Przestań się wydurniać i chodź tu lepiej – mruknęła takim tonem, iż ciężko było doszukać się w nim zachęcającego zaproszenia. Mimo to wsunął „skarb” pomiędzy inne zapisane arkusze, a następnie dołączył do dziewczyny. Nie upłynęła jednak długa chwila, a ta zaczęła narzekać: - poczekaj, coś mnie kłuje w plecy! – wysmyknęła się z jego objęć i obejrzała za siebie. Wyśmiał owo spostrzeżenie, gdyż bynajmniej nie umiał szyć i tym samym nawet się za nie nie zabierał, by dzięki temu w tapicerce miała utknąć zabłąkana igła. Oplótł ją więc na nowo ramionami, lecz ta aż podskoczyła i natychmiast zabrała się za poszukiwanie owego, jakże tajemniczego przedmiotu – o ile w ogóle istniał. Wywrócił oczami i także zaczął przetrząsać mebel. Finalnie okazało się, iż na Kaari „napadła”… wsuwka do włosów.
- Skąd ona się tutaj wzięła…? – podrapał się w głowę, uważnie przyglądając „spince” – ja nie używam. Jestem z tych zwyczajnych grajków, także nie patrz tak – dodał żartem.
- Jeśli nie łaziłbyś z nimi po mieście, to nie miałabym nic przeciwko temu – przedrzeźniła go, zabierając mu wsuwkę z ręki – może Kaisy? – zasugerowała z mimowolnym dystansem.
- No tak, na pewno! Upinała nimi włosy – przytaknął gorąco – ale sprzątałem tutaj po naszym rozstaniu, po prostu musiała się zawieruszyć – zapewnił prędko, by nie posądziła go o tak daleko posunięte lenistwo. Wszak, Kaisa nie mieszkała z nim od kilku miesięcy.
    Jednakże sympatia jakby go nie słuchała: obracała znalezisko w palcach, głęboko nad czymś myśląc.
- Dlaczego właściwie z nią mieszkałeś, skoro jej nie kochałeś? – zapytała po chwili.
- Bo ja wiem? Ona to zaproponowała – uniósł niedbale ramiona.
- Aha, czyli jakby powiedziała „Chajtnijmy się”, też byś to zrobił? – wykrzywiła się kpiąco.
- O co ci chodzi? Musimy poświęcać jej dzisiaj aż tak dużo czasu? – odpowiedział tym samym.
- Po prostu tego nie rozumiem – potrząsnęła głową – ja ani przez chwilę nie dopuszczałam do siebie myśli, że spędzam w domu Arvo choćby jeden dzień.
- Ty mieszkasz z rodzicami, ja jestem sam… to znaczy, byłem. Wyobraź sobie, że codziennie wracasz do pustego domu.
- No nie mów, że chodziło ci tylko o tą kwestię – nie przestawała się krzywić – byliście parą, nie mieszkaliście na zasadzie czystej przyjaźni – zaakcentowała ironicznie.
- Zazdrość się w tobie nagle obudziła, czy co? Helloł, to ty zaczęłaś jej temat – wywrócił oczami.
- Nie rozumiesz mnie. Chodzi mi o to, że potrafiłeś udawać uczucie do niej – poirytowała się.
- Kto tak powiedział? Chciałem, żeby było dobrze. Była ładna… lubiłem ją. Skoro ty miałaś mnie gdzieś, chciałem ułożyć sobie życie z inną. Klin klinem. Tylko, że ty ciągle się koło mnie kręciłaś i nie wyszło. Tyle – rozłożył bezradnie ręce.
- Czyli to ja jestem wszystkiemu winna?! – zmarszczyła czoło.
- Co jest? Przez jakąś głupią spinkę zaczęłaś żałować, że tak wyszło? Co cię ugryzło?! – zmierzył ją z niedowierzaniem.
- To nie tak – odgarnęła nerwowo włosy, ciężko przy tym wzdychając – po prostu… czasami nachodzą mnie takie myśli… to jest, mam wrażenie… że jak już dostaniesz mnie w całości, to ci się odwidzę. Uznasz, że zdobyłeś to, czego od dawna chciałeś i na tym koniec – popatrzyła nań z nutką strachu w oczach.
- Co ty pleciesz? Co to w ogóle za stwierdzenie „dostać”? Dostać, to można wyrok, albo w ryj.
- Ja mówię poważnie! – uniosła się.
- Ja też – popatrzył wymownie, toteż natychmiast się uspokoiła – z twojego gadania wynika, że zależy mi tylko na tym, żeby cię zaliczyć, a jak będzie po sprawie, to do widzenia. Syndrom twojej siory ci się włączył? – dodał z wyrzutem.
- Po prostu czasami tak jest, że jak czegoś bardzo pragniemy, to kiedy już to zyskamy, rozczarowujemy się. Albo zwyczajnie euforia nagle mija, tak po prostu – uniosła ramiona, „bezlitośnie” wykręcając wsuwkę w różne strony. Wziął ją za dłoń i zacisnął w swojej.
- To dlaczego trzęsę portkami, że mi zwiejesz z powodu tego całego syfu? Spotykam się z tobą na twoich zasadach? Zależy mi na tobie i myślę o tobie jak najbardziej poważnie – wyłożył, patrząc jej prosto w oczy. Co prawda, swego czasu myślał dokładnie tak samo, jak ona, ale teraz był pewien, że będzie wręcz odwrotnie.
- Wiem – uśmiechnęła się lekko – to, że bredzę też. Ale wszystko idzie tak gładko… Do tej pory w starych związkach zawsze coś się psuło, wychodziły jakieś oszustwa… po prostu obawiam się, że tak będzie i w naszym przypadku – przyznała szczerze.
- Jak zamienisz się w zrzędliwą zołzę, to rzeczywiście się schrzani – uśmiechnął się zadziornie.
- I vice versa – odpowiedziała tym samym, po czym przysunęła się i objęła go za szyję. Niemal bezgłośnie wyszeptała „Kocham cię”, a następnie pocałowała go.

***

    Tanja właśnie zakończyła trudną „procedurę” uśpienia córki (tuż po tym, jak mała się najadła). Dochodziła jedenasta, a więc kilka godzin spokoju. No i chyba snu. Wtem zadzwonił jej telefon, który nosiła w kieszeni bluzy. Okazało się, iż to matka z pytaniem, czy aby jest u niej Kaari? Można się domyślić, co się stało, gdy odrzekła, iż nie. Tak – zasypała ją ciężka lawina czarnych scenariuszy, przemieszanych z biadaniem i wyklinaniem na „bezmyślną córkę”, której martwe ciało zapewne pływało już gdzieś tam w morzu. Na pewno zamordował ją gang karłów! Albo jakiś niewyżyty sadysta.
- Widziałam ją dzisiaj po południu, jak najbardziej całą i zdrową. Poszła do swojego chłopaka, więc na pewno jest u niego. I nie zdziwię się, jak wcale nie wróci na noc – odrzekła spokojnie, przecierając przy tym czoło.
- I nie raczyła mnie o tym powiadomić?! – grzmiała Krystyna.
- Mamo, ona ma 30 lat! Nie musi cię informować o każdym swoim kroku – mruknęła, przekraczając próg sypialni. Aleksi od razu spojrzał w jej kierunku, ciekaw, co się znowu stało.
- Ale mieszka z nami! Powinna uprzedzić, żebyśmy się nie martwili! – oponowała rodzicielka. Tak, jasne… mówiła raczej tylko o sobie, gdyż ojciec zapewne z dziesięć razy już zasugerował jej, iż starsza córka jest u swojego chłopaka.
- Najwidoczniej… bawią się tak dobrze, że nawet o tym nie pomyślała – zauważyła z nutką ironii.
- I twoim zdaniem to dobrze, tak?! Już ci nie wadzi, że spotyka się z tym… tym… ochlaptusem?!
- Skoro jej z nim dobrze, to co ja mam do tego? Zresztą do diaska, jest starsza ode mnie, mam jej wybierać facetów?! – podenerwowała się.
    Mąż potrząsnął głową, uśmiechając się przy tym pod nosem. Wszystko wskazywało na to, że znowu sprzeczały się o Jyrkiego. Teściowa była nieugięta, jeśli chodziło o jej uprzedzenie do muzyka.
- Mogłabyś jej chociaż zasugerować, że to nie jest ktoś odpowiedni dla niej – marudziła Krystyna.
- A to dlaczego? Bo lubi muzykę i nosi dłuższe włosy? – skrzywiła się.
- Bo przyjaźnił się, wiesz, z kim! A to mówi samo za siebie! Z jakim przestajesz, takim się stajesz, jak to mówi polskie przysłowie! A co do tej muzyki, phe! Sama widziałaś, jacy ludzie się nią parają!
- Nie generalizuj, błagam cię! Tamten był stuknięty, to po pierwsze! Jak coś będzie nie tak, to Kaari to przecież wyczuje! A z tego, co widzę, to facet jest w nią wpatrzony, jak w obrazek i raczej nie ma nic na sumieniu. A przynajmniej ja niczego takiego nie dostrzegam. Ułożyłam już sobie życie po tym wszystkim, jemu chyba też wolno?
- Ale z dala od naszej rodziny!
- A to jego wina, że zakochał się akurat w niej? W dodatku z wzajemnością, to niby z jakiej racji nie mają być razem? Ja im daję przyzwolenie, a to chyba najważniejsze – burknęła, mając nadzieję, iż w ten sposób zakończy ową, jakże jałową dyskusję.  
    Nic bardziej mylnego: owym zapewnieniem wbiła bowiem ostatni gwóźdź do trumny pani Venerinen. To znaczy tej, w jakiej właśnie złożyła ostateczną nadzieję na przerwanie romansu starszej córki. Rozżalona kobieta dopiero teraz się rozkręciła: zaczęła czynić jej wyrzuty, snuć najczarniejsze wizje, aż z tego wszystkiego postanowiła rozłączyć się bez pożegnania. Wściekle cisnęła telefon na łóżko i skierowała się do szafy, by przebrać w piżamę.  
    Rozbawiony Aleksi, z trudem skrywając śmiech, zaczął wypytywać ją, cóż się takiego stało? – Nie będę do niej dzwonić, bo ona by tak chciała! Na pewno jest u niego, cała w skowronkach, więc ma nas w tej chwili gdzieś! Rany, jak można być taką panikarą?! – prychała, wsuwając się już pod zimną kołdrę.
- Nie obraź się, ale czy aby z twoją matką na pewno wszystko w porządku? – odchrząknął małżonek.
- Że niby nienormalna? Daj spokój, po prostu jest przewrażliwiona i dodatkowo nie lubi kudłacza – skrzywiła się.
- No wybacz, ale Hanna jakoś mnie nie kontroluje na każdym kroku, czy aby jeszcze żyję.
- Ty masz ponad 30-ści lat i własną rodzinę, nie porównuj tego – wywróciła oczami.
- A Kaari 30-ści, więc jest jak najbardziej dorosła i ma prawo spotykać się, z kim chce. Dla mnie to… to po prostu psychiczne – zaoponował poruszony.
- Nie jesteś matką, nie zrozumiesz tego.
- Oj, przestań z tą starą śpiewką! Ojciec także przejmuje się swoim dzieckiem, nie pomniejszaj naszej roli. No, ale bez przesady! To znaczy, że Liinę też tak będziesz kontrolować, gdy będzie w twoim wieku? – prychnął z niesmakiem.
- Teraz tak mówisz, ale gdy przyjdzie czas na randki, sam będziesz się cykał, czy aby jest we właściwym towarzystwie – przedrzeźniła go.
- Nie będę, bo nie pozwolę jej na to, dopóki nie skończy 18-stu lat – odpowiedział tym samym.
- Tak, tak, jasne! – parsknęła kpiąco – żeby do tego nie dopuścić, musiałbyś sprawdzać ją dwadzieścia cztery godziny na dobę. I co? Szach, mat!
- Może skończmy gadać o czymś, co jest kwestią bardzo odległej przyszłości? – wykrzywił się.
- Racja, lepiej się poprzytulajmy – westchnęła, przysuwając się bliżej, po czym objęła go w pasie ramieniem. Zabrał swoje i otoczył ją nim.  
    Przez moment leżeli w milczeniu. Ona opierała głowę na jego piersi, a on głaskał ją po ręce – Jak dobrze mieć chwilę tylko dla siebie… stęskniłam się za tym – odetchnęła na nowo. W odpowiedzi ucałował ją w głowę. Uniosła się więc i posłała mu uśmiech, a następnie odwzajemniła się całusem w usta. Oczywiście był to tylko „wstęp” do kolejnych czułości. Nie była jeszcze senna, więc dlaczego by…?
    Wtem romantyczną chwilę przerwał nagły, rozdzierający płacz małej. Od razu zwolnili uścisk, padając na poduszki z nieukrywanym zrezygnowaniem – Dałam jej jeść, zasnęła! Czego znowu chce? – jęknęła, zasłaniając twarz rękoma.
- Ja do niej zajrzę – westchnął, unosząc się z posłania z prawdziwym niesmakiem.
- A zanim wrócisz, ja pewnie zdążę usnąć – burknęła, przyjmując zamkniętą postawę.
- I na odwrót. Ale co? Mamy pozwolić jej wrzeszczeć? Sąsiedzi oskarżą nas o zaniedbywanie własnej córki – mruknął, siadając na łóżku – chyba, że… pójdziemy do niej razem i wtedy już na pewno żadne z nas nie zaśnie – zaproponował „odkrywczo”.
- To jest dobre! – ożywiła się – ty to masz łeb! Nie bez przyczyny byłeś prokuratorem! Byle tylko szybko usnęła, bo się zmęczymy i w rezultacie i tak padniemy – zasępiła się na moment, lecz zaraz potem pisnęła zawadiacko i wyskoczyła z łóżka rześka, jakby co dopiero wstał ranek.
    Parsknął śmiechem na ten widok i czym prędzej udał się za nią do pokoju małej. Aleks tymczasem uniósł głowę, ziewnął zamaszyście i ot tak wrócił do przerwanej drzemki.

    Rozdział 22

    Panna Venerinen jak najbardziej żyła i miała się dobrze. W owym momencie zamknęła za sobą drzwi najciszej, jak umiała, po czym na boso przemierzyła pokój. Pochyliła się nad stosem kartek i zaczęła w nich szperać. Niestety, było ich tyle, że znalezienie tej właściwej w ciągu kilku minut wręcz graniczyło z cudem.
    Wtem poczuła dotyk w pasie i natychmiast podskoczyła ze strachu.
- Mam cię! – zawołał Jyrki – co tu robiłaś? Bo jakoś wątpię, że pierwszą rzeczą, którą robisz z samego rana, jest sprzątanie syfu? – przyjął wyczekującą postawę.
- A skąd wiesz, jakie mam zwyczaje? – udała obojętność.
- Taa… Dlaczego wy jesteście takie wścibskie i musicie wiedzieć za wszelką cenę?
- Bo robisz taką wielką tajemnicę z tej głupiej kartki! To logiczne, że mnie to nakręca! Nie jesteś przecież jakimś niepewnym siebie wstydnisiem – wyłożyła poruszona.
- Tak naprawdę, to jesteś szalenie ciekawa, czy to dotyczy ciebie – uśmiechnął się zadziornie – odpowiedź brzmi: nie. Teraz już jesteś spokojna?
    W odpowiedzi niedbale wzruszyła ramionami, udając, że w ogóle ją to nie obeszło. W rzeczywistości poczuła się zawiedziona, gdyż miała nadzieję, iż to jakiś utwór, pisany specjalnie dla niej, który niespodziewanie zadedykuje jej podczas jednego ze swych występów w klubie. Wszak, nie opuściła chyba żadnego takiego wieczora.
- Oby tylko potem nie okazało się, że to dla innej? – mruknęła tylko uszczypliwie.
- Ale z ciebie zazdrośnica wychodzi, no nie powiedziałbym – przyciągnął ją do siebie.
- To chyba dobrze dla ciebie? – uśmiechnęła się przymilnie.
- Ale bez przesady.
- Przecież żartowałam, knuj sobie dalej, co tam chcesz – wywróciła oczami – to co? Jemy coś? Przydałoby się jakieś śniadanie – spojrzała w kierunku kuchni.
    Musiał się z nią zgodzić, gdyż on także poczuł ssanie w żołądku. Tak więc Kaari zabrała się za przetrząsanie lodówki, zaś on szafy w pokoju. Z tego, co pamiętał, Kaisa nakupowała kiedyś jakichś „głupich” świeczek. Jeśli nie kolacja, to przynajmniej śniadanie przy świecach. Są!  
    Usatysfakcjonowany zawrócił do kuchni. Przystanął w progu i przez moment obserwował swojego gościa. Panna Venerinen właśnie kroiła pomidory, jakie miała zamiar położyć na kanapki. Jeszcze niedawno nawet w najśmielszych oczekiwaniach nie widział jej w tym miejscu – to było po prostu niemożliwe, wręcz surrealistyczne.  
    Oby nic tego nie zepsuło. Wszak, niejedna para zawzięcie walczy o to, by być razem. Wydaje się, że ich uczucie jest bardzo silne, a potem… wszystko nagle przechodzi. Rutyna, oraz odmienność charakterów, zabijają nawiązane uprzednio więzi. Ba, w tych czasach ci, co to są szczęśliwi w długoletnich związkach, zaliczają się wręcz do mniejszości.  
    To prawda, że przez moment zastanawiał się, czy aby „słodka, padająca mu do stóp” Kaari go nie znudzi. Nie okaże się jedynie „przechodzonym marzeniem”. Szczęśliwie, na razie nic na to nie wskazywało – nadal łaknął jej bliskości. Najwidoczniej była tą niezbędną, brakującą częścią jego życia – A to co ma być? – zaśmiała się, gdy postawił na blacie dwie świeczki i zaczął rozglądać się za zapałkami.
- Romantyczne śniadanie przy świeczkach. Mogła być kolacja, ale nie dałaś mi szansy – wzruszył ramionami.
- Uszczypnij mnie, bo chyba śnię – położyła ramię na blacie stołu. Spełnił więc ową sugestię, na co z piskiem porwała rękę – nie musiałeś brać tego tak dosłownie – udała oburzenie.
- Nie narzekaj, ledwie cię dotknąłem – rzucił lekceważąco, odstawiając na blat tlące się świeczki. Następnie sięgnął po zrobioną przezeń kanapkę – bardzo dobre! Ożenię się z tobą – stwierdził po chwili degustacji.
- Żebym ci gotowała? Nie ma tak dobrze, mój drogi. Jak równouprawnienie, to równouprawnienie – posłała mu przedrzeźniający uśmieszek i również ugryzła kęs.
- No tak, mam przecież poważną konkurencję w postaci Kietali – odpowiedział tym samym.
- Nie chcę, żebyś udawał Aleksa, tylko był po prostu sobą – popatrzyła znacząco, choć bynajmniej takowa myśl nawet nie przebiegła mu przez głowę. Nie, od dawna nie bawił się w takie rzeczy, jak „małpowanie innych” – a skoro już o nich mowa, to pójdziemy na ten obiad, prawda? – uśmiechnęła się zachęcająco.
    Westchnął ciężko na przypomnienie owego zaproszenia, lecz pod wpływem jej proszącej minki ot tak musiał się zgodzić. Tanja się starała, mimo że działała wbrew sobie, więc on też powinien. Ale tylko przez wzgląd na Kaari.

***

    Słowo się rzekło i tak to spędzali ciepłe, niedzielne popołudnie u państwa Kietala. Oczywiście siostry musiały najpierw odejść w „ustronne miejsce” (padło na balkon), by tam poplotkować przy akompaniamencie śmiechów i pisków. Głównym tematem rozmowy była oczywiście panika Krystyny, oraz relacje pomiędzy Kaari a Jyrkim (w tym jego cztery kąty, jako pakiet bonusowy). Panna Venerinen przyznała się gospodyni, iż matka mocno ją zbeształa, gdy wróciła do domu, by się przebrać.
    Tanja parskała w duchu, wspominając przy tym, jak to było z nią samą. Zwłaszcza ten dzień, gdy oznajmiła, że ustalili z „Aleksem” datę ślubu. Toż to była dla Krystyny najprawdziwsza tragedia! Zdawało się, iż od tamtej upłynęły całe wieki… a tak naprawdę to zaledwie jakieś półtora roku.
    Niestety, ale matce chyba bardzo ciężko było się z nimi rozstać, w rezultacie czego każdego potencjalnego kandydata na ich życiowego partnera traktowała, jak zło wcielone. Matti zdawał się być szczęśliwym „wybrańcem”, którego, jako jedynego, wypuściła z domu bez zbędnych ceregieli. Może właśnie dlatego, że był mężczyzną?
- Nie martw się, z czasem jej przejdzie, jak to było w przypadku Aleksa – skwitowała pocieszająco.
- No nie wiem… Aleks od początku był stroną przeciwną świrowi i to działa na jego korzyść. Mama nie może wybaczyć Jyrkiemu kumplowania się z nim – westchnęła rozmówczyni.
- Przecież potem przejrzał na oczy, nie? Zobaczysz, że gdy sama przekona się, iż dobrze wam razem, wreszcie ustąpi – przekonywała gorąco.
- I pomyśleć, że to ty to mówisz? To miłe – uśmiechnęła się lekko.
- Po prostu na razie nie widzę przeciwwskazań. On bardziej do ciebie pasuje, niż ten nudny wdowiec. Przy nim jesteś po prostu sobą. I oby tak zostało – Tanja puściła doń oczko, po czym ścisnęły się za dłonie.
    Po spożytym wspólnie posiłku, przenieśli się do sypialni. Gospodarze poczęstowali gości słabym winem, jakie zakupili na takowe okazje. Zatopili się w rozmowie, a Tanja poszła zajrzeć do córki. Liina nie spała, więc zabrała ją do reszty. Kaari natychmiast wyciągnęła ręce, wyrażając w ten sposób chęć potrzymania siostrzenicy. Tak, tam gdzie małe dziecko, tam raj dla panny Venerinen. Dawniej Tanja nigdy tego nie rozumiała… a i, tak szczerze mówiąc, i teraz ciężko było jej pojąć, co siostra widziała w małych ludziach. No, że uwielbiała jej córeczkę, to nic dziwnego – Liina była przecież taka słodka! Ale inne dzieci? Nie, to chyba jednak nie dla niej.
- Ziewa! Jaka ona urocza – ledwie mała znalazła się w jej ramionach, a przybyła już zaczęła się nad nią rozpływać.
- Tak, teraz wielce zmęczona, a w nocy spać nie daje – westchnęła pani Kietala, dosiadając się do męża. Zaraz też zaczęła przyglądać się siostrze, oraz jej chłopakowi. W sumie, to w połączeniu z Liiną wyglądali, jak prawdziwa rodzina. Ciekawe, jak prezentowałoby się ich potomstwo? Zajdą aż tak daleko? Czy ten „kudłacz” potrafiłby być dobrym mężem i ojcem? Kochał jej siostrę, tego nie można było mu odmówić. Ale jak to się miało do codziennego życia? Co innego tylko się spotykać, a tworzyć rodzinę. Jeśli postanowią ją założyć, matka na pewno dostanie zawału… Musi być złośliwa, to raczej niezaprzeczalne, ale chętnie zobaczyłaby reakcję rodzicielki na słowo „zaręczyny”, oraz „ślub”. Tak… jeśli tylko na palcu Kaari zabłyśnie pierścionek (bo chyba jej go ewentualnie podaruje), podsunie jej pomysł na jakieś rodzinne spotkanie, podczas którego mogłaby podzielić się z resztą ową wiadomością. Toż to byłby hit! I ta zakłopotana mina muzyka, wdeptywanego w ziemię przez krewnych swojej narzeczonej…
    Na samą tylko myśl o tym parsknęła pod nosem, aż Aleksi zmierzył ją zdziwionym spojrzeniem. W owym momencie przecież nie padło nic zabawnego.
    Kaari zagadywała swego towarzysza, to zachęcając go do popatrzenia na małą, to uściśnięcia jej malutkiej rączki, lecz albo nie lubił dzieci, bądź tak bardzo się krępował, że jedynie siedział, niczym kamienny posąg, w ogóle się nie odzywając. Tanja, której takowe zachowanie nie uszło uwagi, postanowiła go sprawdzić. W pewnym momencie siostra na pewno zapragnie mieć własne potomstwo – niekoniecznie z nim, ale warto by się przekonać, jaki właściwie ma stosunek do dzieci. Tak na wszelki wypadek – Zamieńcie się – zaproponowała więc, na co spojrzeli nań pytająco, gdyż nie zrozumieli sensu jej słów – no oddaj mu Liinę, niech teraz on ją potrzyma – wyjaśniła pospiesznie. Od razu zapanowała konsternacja. Aleksi zakrztusił się popijanym łykiem, a muzyk wycelował w siebie palcem, mierząc ją z niedowierzaniem – no chyba, że nie chcesz? – mruknęła z dystansem na ową reakcję.
- Nie no, jasne! Tylko nie umiem… a jak ją niechcący upuszczę? – zaczął się plątać.
- Kaari pokaże ci jak – posłała jej bliżej nieokreślony uśmiech.
- Dobrze się czujesz? – mąż szepnął jej na ucho. W odpowiedzi trąciła go lekko w ramię.
    Tymczasem Kaari ostrożnie podała dziecko siedzącemu obok towarzyszowi. To było… dziwne. Doszukiwał się w zachowaniu gospodyni drugiego dna, jakiejś ukrytej pułapki. W końcu nie tak dawno temu nie pozwalała mu się przy niej nawet odzywać, a teraz nagle pozwala nosić? Na wszelki wypadek więc, zerkał od czasu do czasu na Tanję, siedząc sztywno, niczym struna, by przypadkiem nie wykonać jakiegoś „fałszywego” ruchu. A nuż Kietala ma w zamiarze zbesztać go za nieudolne trzymanie jej ukochanego dziecka?
    Mała Liina raz po raz ziewała, od czasu do czasu spoglądając na świat. W jednym z takich momentów postanowił się do niej uśmiechnąć, na co zaczęła uważnie lustrować go swymi niebieskimi oczami.  
- Jak wy słodko razem wyglądacie! Muszę wam zrobić zdjęcie – „zaszczebiotała” Kaari, prędko sięgając po swój telefon.
- Daj spokój – skrzywił się.
- Czemu nie? Niezły pomysł – poparła Tanja.
- Pokaż czoło, nie masz gorączki? – „Aleks” wyciągnął ku niej ramię.
- Przestań! – odepchnęła je ze śmiechem.
    Starsza siostra sfotografowała już swojego chłopaka i właśnie pokazywała mu efekt, oczywiście się nad nim rozpływając. Mimo iż z oporami, pani Kietala musiała przyznać jej rację – z jej córką w ramionach, muzyk wyglądał całkiem zacnie. No i Liina musiała czuć się w nich bezpiecznie, gdyż nie płakała.
    Westchnęła do siebie i zaproponowała wspólną fotografię na pamiątkę, skoro panna Venerinen poruszyła już ową kwestię? Ów pomysł spotkał się oczywiście z wyrazami zdziwienia, aż z tego wszystkiego się zirytowała i zaczerwieniła jednocześnie. Finalnie jednak z chęcią na niego przystali.

***

    Nazajutrz państwo Kietala przyjęli kolejnego gościa: to pani Krystyna postanowiła wpaść do nich „na chwilkę”. Sama, gdyż Juha nie czuł się najlepiej i tym samym został drzemać w domu. Tanja domyślała się jednak, że był to zabieg celowy – matka przyszła w pojedynkę, by ojciec nie mógł przeciwstawiać się jej podczas rozmowy, która na sto procent musiała toczyć się na temat związku Kaari. A i owszem: pani Venerinen po raz kolejny usiłowała przeciągnąć ją na swoją stronę.
    Niestety, „Aleks” „wypiął się na nią” w owej wojnie i tym samym zamknął w kuchni, wymawiając się papierkową robotą, którą przyniósł z pracy. Bardzo ją to oburzyło, gdyż potrzebowała jego wsparcia w sprzeczce na argumenty z matką. Przyjaźnił się przecież z „kudłaczem”, więc powinien stanąć w jego obronie!  
    Jakie to było śmieszne: broniła kogoś i dodatkowo szukała w tym popleczników, kogo do niedawna ani trochę nie akceptowała. Ale tylko i wyłącznie dla Kaari!
    Walczyła ze sobą, zastanawiając się, co byłoby w tej sytuacji najlepsze: by po jakimś czasie po prostu się rozstali, czy też związali na dobre? Czy ten człowiek był odpowiedni dla jej siostry, czy też potem na wierzch wyszedłby jego prawdziwy charakter? Tak, czy inaczej, był to problem wyłącznie Kaari. No, ale i tak głupio by było usłyszeć za jakiś czas od matki „A nie mówiłam? A tak go zaciekle broniłaś!”. Jakże by chciała zachować w tej kwestii neutralną postawę! Ale tak się nie dało, gdyż to ona była w tym wszystkim punktem zapalnym: przez nią się poznali i to z powodu jej przeżyć muzyk (mimo że jedynie postronny obserwator) był u rodzicielki skreślony.
    Nabrała więc powietrza w płuca i po raz kolejny zasypała przybyłą tymi samymi argumentami, co podczas rozmowy przez telefon: siostra ma 30-ści lat, nie ma więc prawa wtrącać się do jej życia. Nie wszyscy są tacy sami. „Kudłacz” wydaje się być w porządku, naprawdę kocha Kaari. Im pani Krysia będzie się mocniej sprzeciwiać, tym bardziej córka będzie jej robić na złość i na pewno wyprowadzi się do swojego chłopaka wcześniej, aniżeli być może zakłada.
- Dobrzy ludzie, mówiła ci tak?! – panikowała kobieta.
- Nie, ale nawet, jeśli? Mamo, pogódź się wreszcie z tym, że od dawna jesteśmy dorosłe! Stój spokojnie obok i pozwól dokonywać nam własnych wyborów. Bez presji, która zresztą jest chora, bo inaczej zmusisz ją do pochopnych działań! A nuż im wyjdzie? Ale jeśli będziesz zatruwać im życie, to możesz to rozwalić! A skąd wiesz, że nie będzie tak, jak ze mną i Aleksem? A nawet, jeśli nie? To jej DOROSŁE życie! – tłumaczyła żarliwie.
    Właśnie z tego powodu Aleksi wolał nie wtrącać się do owej… dyskusji. Podniesione głosy dochodziły do niego nawet poprzez zamknięte drzwi. Nie miał siły, ani ochoty wpierać „upartej babie”, że nie ma racji i powinna odczepić się od dorosłych przecież dzieci. Jakie to szczęście, że jego matka znała granice. Co to, to tak – trafiła mu się „obłąkana” teściowa. Niech Tanja mówi, co chce, to nie jest normalne.
    Z ową myślą zrobił sobie przerwę, by udać się do toalety. W drodze tam dobiegły go jednak strzępki „rozmowy”, dochodzące z sypialni. Pani Krystyna skupiła się teraz na żonie, która trzymała w ramionach ich dziecko. Przybyła jak zwykle zaczęła zarzucać jej, iż za często nosi małą, przez co ta będzie rozpieszczona.
- Nie spała, więc ją wyjęłam. Zresztą chyba chciałaś ją zobaczyć i potrzymać, nie? – broniła się Tanja.
- Ale to nie znaczy, że musi być z tobą cały czas. Niech poleży chwilę sama.
- Lubię mieć ją blisko siebie – mruknęła podenerwowana.
- Zobaczysz, że potem się od niej nie opędzisz. Będzie wam włazić nawet do łóżka, żeby z wami spać i tyle będziecie mieć z prywatności. Poza tym, co ile ją karmisz? Jest chyba trochę za chuda.
    Przymknął oczy ze zdenerwowania. Tak było za każdym razem – pouczała ją, a potem Tanja żaliła się do niego, iż chyba nie jest dobrą matką. Nie raz się przez to posprzeczali, gdyż zarzucała mu obojętność, gdy nie reagował na owe „biadolenia”. Ale przecież zaprzeczył kilka razy, chyba wystarczyło? Gdyby coś mu się nie podobało, sam zwróciłby jej uwagę. No, ale zdanie „szalonej mamusi” było przecież ważniejsze. Nie, miarka się przebrała. Teściowa zdecydowanie przesadzała.
- Z całym szacunkiem – „wparował” więc do pokoju, nim żona zdążyła zareagować na oskarżenia kobiety – ale może pani łaskawie przestać ją pouczać? Rozumiem, że ma pani doświadczenie w wychowywaniu dzieci, ale ona musi uczyć się tego sama – wyłożył, z trudem zachowując panowanie nad sobą.
- Ale nie ma to, jak dobra rada – przybyła odpowiedziała mu sztucznym uśmiechem, zaś małżonka syknęła przez zęby, by się nie wtrącał. O nie, nie miał zamiaru jej posłuchać. Ktoś powinien był z tym nareszcie skończyć.
- Nie, to nie są rady, tylko wyrzuty! Pani zdaniem skąpi dziecku jedzenia? – wycelował palcem w Tanję – chyba nie jest jakaś niedorobiona, żeby nie wiedzieć, kiedy dzieciak chce jeść, a kiedy ma dość? Odżywia się, pilnuje diety.
- Dobra, nic się nie stało! – warknęła podenerwowana „połowica”.
- O co ci chodzi?! – Krystyna zerwała się na równe nogi.
- Te pani „rady” i komentarze ją dołują, wpędzają w kompleksy! Była z małą u lekarza, nie zauważył żadnych nieprawidłowości! Ale nie, to źle ją ubrała, niewłaściwie karmi, za długo trzyma na rękach… - wyliczył na palcach – ma pani jakąś chorą manię kontrolowania swoich dzieci! Z tym się spotyka-źle, za tego wyszła za mąż-też źle. One są dorosłe, do cholery! Choćby i podejmowały złe decyzje, to ICH życie! Można coś zasugerować, owszem, ale nie wpychać się z buciorami w czyjeś sprawy, gdy WSZYSTKO JEST W PORZĄDKU, no błagam! – Wzniósł ręce do góry w geście pogardy.
    W gościu się zagotowało. Ten… ten „wyrzutek” śmiał zarzucać jej, że jest wścibska, bo martwi się o własne dzieci?! A co on mógł o tym wiedzieć?!
- Tak wygląda rodzicielstwo! Ale co ty możesz o tym wiedzieć, skoro matka o ciebie nie dbała?! – zmierzyła go z pogardą.  
    Córka wybiegła z pokoju, by odłożyć małą do łóżeczka. Podniesione głosy mogły ją przestraszyć, no i nie miała zamiaru rozdzielać ich z małą na ręku.
- Nie, to jest SZAJBA! Z kim bym nie rozmawiał na temat rodziców, żaden nie był tak nadopiekuńczy, tak… sfiksowany! – wysyczał urażony.
- Aleks, przestań już! – Tanja wróciła do sypialni i szarpnęła go za ramię.
- Ty marna sieroto! Lepiej urodź się jeszcze raz w normalnej rodzinie i dopiero potem zarzucaj innym fiksację! – teściowa pokiwała drżącym z emocji palcem – za to ty „idealnie” wychowasz tego dzieciaka! – prychnęła z wyższością – odezwał się przemądrzały! Jeszcze powinieneś mi dziękować, że próbuję wam pomagać! Ale dość, skończyło się! Róbcie sobie, co chcecie! Szkoda tylko dziecka! – skierowała się do wyjścia.
- Przynajmniej nareszcie powiedziała pani, co o mnie myśli tak naprawdę! To, czego nie cierpię najbardziej, to hipokryzja! – wykrzyczał za nią.
- Mamo, zaczekaj! – skołowana małżonka pobiegła za matką – oboje jesteście rozgniewani, tak się nie rozmawia!
- Moja noga więcej tu nie postąpi! – warknęła, szarpiąc za klamkę.
- Nie mów tak! Potrzebuję cię! – prawie się już rozkleiła.
- To przyjdź do mnie, ja na pewno już was nie odwiedzę – odrzekła, również bliska płaczu, i trzasnęła za sobą drzwiami. Już dawno nikt jej tak nie ubliżył!
- No i co zrobiłeś?! – gdy tylko zniknęła, to Tanja przejęła pałeczkę w atakowaniu bliźnich.
- Tylko powiedziałem jej prawdę. Ktoś powinien był to wreszcie zrobić, bo za bardzo się panoszy! – prychnął urażony mąż.
- Obraziła się i już nie przyjdzie! – wykrzywiła się – kto mi teraz coś poradzi?! Sama nie wiem, co mam robić! Myślisz, że to takie proste?! Nie mam instynktu, jak zwierzęta!
- Nie przesadzaj! Nie zastosowałaś ani jednej z tych głupot, które ci wpiera, a wszystko jest dobrze! Zresztą wiele kobiet wychowuje dzieci z dala od swoich matek i jakoś nie narzekają – poirytowany Aleksi wrócił do kuchni i ot tak zasiadł z powrotem do laptopa.
- Tu nie chodzi tylko o to! Nie chcę, żeby między nami były jakieś konflikty! – podążyła za nim, chwytając za oparcie krzesła.
- Są przez cały czas, a przez kogo? Twoją mamusię właśnie – mruknął znad ekranu.
- Odczep się od niej, dobra?! To, że nie dogadujesz się ze swoją, jak należy, nie znaczy, że możesz wyżywać się na mojej! – odpysknęła poruszona.
- Co ty chrzanisz?! – skrzywił się – Hanna nic do tego nie ma! A czemu? Bo się nie wtrąca tam, gdzie nie trzeba!
- Pewnie, to jest ci na rękę! Jesteś przyzwyczajony do braku więzi z matką, ale nie ja! Nie rozumiesz, jak boli skłócenie z bliskimi!
- To idź do niej, trzymam cię?! Skoro mamuśka jest dla ciebie ważniejsza od WŁASNEJ rodziny?! Nie, czekaj – udał zamyślenie – ja nią dla ciebie nie jestem, bo nie potrafię być ani mężem, ani ojcem, w końcu jestem tylko żałosnym sierotą!
- Nie mówimy w tej chwili o tobie, tylko mojej matce! – zauważyła z niesmakiem.
- Która ma nierówno pod sufitem! Powinnaś zamówić jej wizytę u Tarji, żeby wytłumaczyła jej, iż pewnego dnia dzieci po prostu muszą wyjść z domu i żyć po swojemu! Ale nie, ona czerpie satysfakcję z kontrolowania was!  
- Po prostu się martwi! To coś, czego ty nigdy nie zrozumiesz – burknęła z wyższością, gdyż zarzut odnośnie stanu psychicznego jej matki mocno ją dotknął.
- Tak, tak! Znam to na pamięć! – przedrzeźnił ją – pozwól, że tym razem to ja pokażę focha! Tyle, to ja i potrafię zrobić! – syknął pogardliwie i zatrzasnął się w łazience.  
    W owym momencie Liina wybuchła płaczem, gdyż najwidoczniej miała już dosyć burzy, jaka przetaczała się przez niewielkie mieszkanie. Podobno dzieci potrafią wyłapywać negatywne emocje – nie, zdecydowanie nie powinna być ich świadkiem. Ponadto, jak tutaj spać przy takim hałasie?  
    Odgarnęła nerwowo włosy i udała się do jej pokoju, by uspokoić.

niby zbliżamy się do końca, ale jeszcze kilka pomysłów wpadło mi do głowy. mam nadzieję, że Was w końcu nie zanudzę tą historią... pozdrawiam i dziękuję, że to czytacie ;)

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 7112 słów i 39856 znaków.

3 komentarze

 
  • Wiktor

    Witaj. Wcale nie nudzisz. Czekałem na cześć( nocą w pracy czytałem ). O pierwsza kłótnia małżonków. Dzięki za cześć.  Pozdrawiam Wiktor

    7 kwi 2017

  • nutty25

    @Wiktor w sumie pierwsza z powodu teściowej ;) pozdrawiam również ;)

    8 kwi 2017

  • majli

    Iloma jeszcze rozdziałami mamy zaszczyt się cieszyć?  :P

    6 kwi 2017

  • nutty25

    @majli na pewno kilkoma, ale precyzyjnej liczby nie podam, bo nie wiem na ile mi wyjdzie jeszcze tego, co planuję ;)

    6 kwi 2017

  • Hm?

    Jakiego końca? Proszę nie :(

    6 kwi 2017

  • nutty25

    @Hm? no cóż każda historia musi się kiedyś skończyć ;) ale jeszcze troszkę :)

    6 kwi 2017