Love me like you do cz. 28

na początek chciałabym bardzo podziękować za wyrazy uznania w postaci "łapek" pod ostatnią częścią - nie spodziewałam się aż tylu :) powinnam chyba na niej zakończyć, żeby pozostawić po sobie dobre wrażenie, bo raczej już nie powtórzę takiego sukcesu. chociaż wiem, że nie to jest najważniejsze a to, by historia trzymała się kupy. w tej jeszcze nie zakończyłam kilku wątków, no i chcę coś tam jeszcze opisać, więc daję dalej i mam nadzieję, że nie zawiodę. pozdrawiam ;)

    Minęło zaledwie kilka godzin, odkąd się rozstali, a Kaari już postanowiła zrewanżować się za nocne spotkanie. A właściwie miała w tym ukryty cel, lecz nie chciała wyjawiać go od razu, by nie wystraszyć starego-nowego chłopaka. Jak to brzmiało…
Tym razem wybrała park Sibeliusa. Było słonecznie, lekko na minusie. Wokół roztaczała się biała kołderka, a nagie drzewa wyglądały naprawdę uroczo, przyprószone śniegiem. Promienie słońca ponownie nadawały tamtejszemu pomnikowi bajkowego charakteru.
- Wiesz, że według statystycznych pierdół w ogóle do siebie nie pasujemy? – zagadnął Jyrki, przy okazji zgarniając nieco śniegu z wystającej gałęzi jodły.
- Już to mówiłeś, a poza tym nie słyszałam o niczym takim – towarzyska wywróciła oczami, zmęczona takowym twierdzeniem. Tylko, właściwie, odnośnie czego?
- Masz dobrze płatną, stałą pracę i wyższe wykształcenie. A ja jestem bezrobotny i bez szkoły. Do tego twoi znajomi i rodzina mnie nie cierpią. No związek idealny! – ciągnął uparcie.
- Daj spokój! Masz fuchę w klubie, a stałą pracę jeszcze znajdziesz – zaczęła wykładać, nawet nie zauważywszy, że został trochę z tyłu – zresztą nie wymagam od ciebie, żebyś utrzymywał dom, przecież mamy tutaj… - nie zdążyła dokończyć, gdyż poczuła uderzenie w plecy. Zdaje się, że oberwała kulą śniegową. Natychmiast odwróciła się oburzona.
- To był tamten dzieciak! Widziałem! – wycelował palcem w bok, z trudem powstrzymując się od śmiechu.
- Taa, jasne! Chyba ten przede mną! – prychnęła, pochylając się, by nabrać trochę śniegu, i wtedy otrzymała kolejny cios – ej! Daj się chociaż zrewanżować! – cisnęła weń nieuformowaną „grudą” białego puchu, gdyż, jako zmrożony, nie dał się tak szybko ulepić.
- Daj trochę we włosy! – ruszył ku niej ze świeżą porcją.
- Spadaj! – pisnęła na ten widok i czym prędzej rzuciła się do ucieczki. Po drodze próbowała zgarnąć trochę śniegu z drzew, ale w pośpiechu nie bardzo jej to wychodziło. Wreszcie chwycił ją od tyłu w pasie, udając, że chce ją natrzeć zimnym „puchem” – przestań, bo się obrażę! To nie jest śmieszne! – próbowała się wyrwać.
- To dlaczego się śmiejesz?
- Wcale nie! – wybuchła w głos i niemal natychmiast zamilkła, gdyż jej wzrok napotkał zaskoczoną twarz Arvo, który nieopodal lepił wraz z córką bałwana. A przynajmniej próbowali, gdyż śnieg rozpadał się w dłoniach.
    Towarzysz panny Venerinen popatrzył w tym samym kierunku i od razu ją puścił, bombardowany zgorszonym spojrzeniem wdowca. Sam nie wiedział, dlaczego to zrobił, bo jego dziewczyna zerwała przecież z owym mężczyzną dawno temu i teraz miała prawo spotykać się, z kim chciała. On zresztą też był wolny. Tylko, że ona także się speszyła i może to dlatego?
    Kaari odchrząknęła, po czym chwyciła go za dłoń i dosyć szybkim krokiem ruszyła do przodu. Gdy mijali znajomego, rzuciła ciche „Cześć”, zaś on tylko kiwnął głową.
    Arvo odpowiedział tym samym, acz nawet na nich nie popatrzył. Gdy byli wystarczająco daleko, spojrzał w owym kierunku, pogardliwie marszcząc brwi. Zazdrościł temu „krętaczowi”, że potrafił wykrzesać z niej taką radość i swobodę. Jemu nigdy się to nie udało. Ale nie, i tak nie była warta tego, by jej żałować.
- Tato, no lepimy, czy nie? – z zamyślenia wyrwał go skrzekliwy głosik Julii, która była bardzo niecierpliwa. Oprzytomniał więc i powrócił do toczenia śniegowej kuli.
    Szli przez chwilę w milczeniu, jakby co dopiero popełnili tak wielką zbrodnię, że z wrażenia aż odebrało im mowę. Wreszcie Kaari uznała, że to doskonały moment, by przejść do sedna sprawy, jeśli chodziło o ich dzisiejszy spacer.
- Chodźmy do Tanji i Aleksa – właściwie stwierdziła, aniżeli zaproponowała. Jednakże Jyrki wcale nie wyraził entuzjazmu.
- Czy ja wiem…? To nie jest dobry pomysł – wymruczał, od razu się jeżąc.
- Chcę, żeby Tanja dowiedziała się, jako pierwsza. No chodź – pociągnęła go za rękę.
- Może przy innej okazji… a tak, w swoim domu? Skręci mi łeb! Przestań…
- Przecież chciała nas pogodzić! Nie pamiętasz już, co było z telefonem? Zresztą prędzej, czy później i tak się dowie, bo nie mam zamiaru tego ukrywać. Jesteś już dużym chłopcem, a drobnej kobietki się boisz? – parsknęła lekko – chyba, że nie tylko o nią chodzi? To Aleks był tym twoim doradcą, co? – dodała bystrze. Nic na to nie odpowiedział, tylko nerwowo pomasował się po karku – to jego zdania boisz się tak naprawdę?
- Dobra, przejrzałaś mnie – przyznał niechętnie.
- Jeśli mamy zacząć od nowa, zupełnie na czysto, musimy zmierzyć się ze zdaniem innych. Chociaż prawda jest taka, że powinieneś mieć je gdzieś. To nasze życie i nikt nie ma prawa się do niego wtrącać – popatrzyła znacząco.
- Wiem… - mruknął przeciągle.
- No to chodź – uśmiechnęła się w taki sposób, że oczywiście zmiękł.

***

    Skupiona Tanja wpatrywała się w ekran laptopa, raz po raz mrużąc oczy. Obok niej, na łóżku, zasiadał Aleksi, masując jej obolałe plecy. Przy tym uważnie obserwował jej działania, raz po raz ją instruując:
- W prawo… tego w lewo… Obróć! Nie, nie tam! No, teraz to spaliłaś.
- Przez ciebie, bo mnie rozpraszasz! – pisnęła, w istocie przegrywając partię… „Tetrisa”. Niegdyś bardzo popularnej gry w układanie spadających klocków. Na jej zarzut mąż od razu zabrał dłonie z jej barków – swoim gadaniem, nie masażem – zauważyła, dając mu w ten sposób do zrozumienia, że ma kontynuować.
- Ręce mnie już bolą. Daj teraz zagrać – sięgnął do laptopa, lecz ta pochwyciła go, odsuwając się jak najdalej.
- Weź swojego kompa.
- W moim gracie szybko pada bateria! Po co ciągnąć prąd na dwa zasilacze? – zaprotestował oburzony.
- A to tacy biedni jesteśmy, że nas nie stać? Kup sobie nowy – wzruszyła ramionami – a tymczasem jeszcze trochę mnie pomasuj – dodała, zalotnie trzepocząc rzęsami.
- Ty zołzo, a co to? Mam być twoim sługą, któremu odmawiasz rozrywki? Dawaj go! – sięgnął po przedmiot sporu, lecz ponownie się cofnęła. W rezultacie skończyło się na łaskotkach, przy czym przenośny komputer prawie spadł na podłogę, gdyż żadne nie chciało ustąpić.
    Wtem zabawę przerwał dźwięk domofonu. Bardzo ich to zdziwiło, gdyż nikogo się nie spodziewali. A przynajmniej nie o tej porze. Zaraz potem Aleksi poinformował żonę, iż to Kaari, więc niech ona otworzy, a on w tym czasie zajrzy do piekarnika, jak tam obiad. Wszak, dzisiaj przypadała jego kolej, jeśli chodziło o gotowanie.
    Tanja otworzyła drzwi z szerokim uśmiechem, lecz, gdy dojrzała za nimi siostrę w towarzystwie muzyka, ten natychmiast zniknął. Bynajmniej nie z powodu zgorszenia, a zdziwienia. Tym bardziej, gdy zawędrowała wzrokiem ku ich złączonym dłoniom.
    Para opacznie zrozumiała jej osłupienie, w rezultacie czego bardzo się speszyli. Aż z tego wszystkiego nic nie powiedzieli na przywitanie. Jakby tego było mało, na przedpokój wyszedł równie zaskoczony Aleksi. Na taką reakcję Jyrki miał ochotę brać nogi za pas! A mówił jej, że pani Kietala go „ukatrupi”!
    Stali tak, bezradnie się w siebie wpatrując, aż wreszcie gospodarz zaproponował, by weszli. Chwilę potem z kuchni już dobiegały piski i głośne śmiechy, jakby wyświetlano tam jakąś komedię. Tak naprawdę, to zaaferowane siostry robiły tyle hałasu.
- Ale jak ty to zrobiłaś? Myślałam, że już wszystko stracone – dopytywała podekscytowana gospodyni.
- Sposób stary, jak świat – panna Venerinen dumnie wypięła pierś – napisałam do niego szczery list, w którym poprosiłam o jeszcze jedną szansę. Słowo pisane trafia inaczej, niż gadanie. Zwłaszcza, gdy w grę nie wchodzi gniew.
- Niby tak… - Tanja uśmiechnęła się blado, mimo woli wspominając tamte czasy, gdy ona sama bynajmniej nie uwierzyła w pisemne zapewnienia Aleksego o jego niewinności – gratuluję, wytrwałość się opłaciła – dodała, mrugając znacząco.
- Miałam świetny przykład z góry – Kaari objęła ją ramieniem.  
- Ale, jeśli chodzi o brak zaufania, to tu już mnie nie naśladuj – dodała znacząco, po czym parsknęły śmiechem – jedno mnie tylko nurtuje… - rzuciła zaraz potem – co ty w nim właściwie widzisz?
- A co ty widzisz w Aleksie?
- Przecież wiesz, jaki jest. Wcale nie jest taki poważny, na jakiego wygląda – żachnęła się.
- Podobnie Jyrki nie jest tak lekkomyślny, jak wam się wydaje. A przeciwieństwa, jak wiadomo, się przyciągają – wzruszyła ramionami.
- To prawda – uśmiechnęła się – zaraz będzie obiad. Zjecie z nami?
    W przeciwieństwie do dam z „głośnej” kuchni, panowie byli bardziej stonowani. Siedzieli w przyszłym pokoju Liiny, na przeciwległych końcach kanapy, uporczywie milcząc. Jyrki wodził oczyma po całym pomieszczeniu, aż zatrzymał się na łóżeczku dla dziecka, jakie stało oparte o ścianę, „czekając” na złożenie. Do głowy mimowolnie przyszło mu pytanie, czy jego związek z Kaari ma szansę zajść aż do takiego „etapu”? On chyba by chciał? W sensie, że z nią akurat…? Nie no, na pewno!
- Kiedy się urodzi? – zagaił, kiwając na przyszłe posłanie malucha.
- Jak złożę? – ziewnął gospodarz.
- Nie łóżeczko, tylko dziecko.
- Wiem, żartowałem przecież. Jeszcze niecałe dwa miesiące… chyba coś koło tego. O ile wszystko pójdzie tak, jak należy.
- Jakie to uczucie? Ta świadomość, że niebawem będziesz mieć dzieciaka na głowie? – dopytywał od niechcenia, byle tylko coś mówić.
- Szczerze mówiąc… dziwne. Będzie ode mnie całkowicie zależna. A jak nie będę potrafił jej wychować? – mruknął w zamyśleniu.
- Chyba każdy tak myśli… to znaczy nie wiem, tak mi się wydaje. Jakoś nigdy nie zagłębiałem się w te tematy – wzruszył bezradnie ramionami.
- Może czas zacząć, skoro znowu kogoś masz? Ona zapragnie dzieciaka i nie ma zmiłuj – rzucił niby to żartem, acz jakby z domieszką ironii.
- Bez przesady… taką decyzję trzeba podjąć wspólnie – skrzywił się.
- A czasami nie masz wyboru – Aleksi posłał mu wymowny uśmiech.
- Nie dajesz nam szans, co? Twoim zdaniem popełniam kolejny błąd? – wyrzekł wreszcie to, co gryzło go od samego tylko przekroczenia progu owego mieszkania.
    Rozmówca milczał przez chwilę, jakby analizował, co na to odpowiedzieć. Zapewne więc na usta cisnęła mu się jakaś cięta riposta, lecz nie chciał być chamski. Choć dobrze wiedział, że on nie lubi mydlenia oczu i oczekuje szczerości, choćby i ta miała go zaboleć.
    Tak naprawdę, to Aleksi sam nie wiedział, co na to powiedzieć. On sam myślał przecież, że stracił na Tanję zbyt wiele czasu, a wiadomo, jak to się skończyło. Może i tym razem będzie dobrze? Tylko czy miałoby się tak zdarzyć, aż w dwóch przypadkach? Czy to aby nie za dużo? W dzisiejszych szalonych czasach takie „cuda” rzadko się zdarzają. No, ale kumpel czekał na szwagierkę aż trzy lata, więc niech teraz ma, czego chciał. Choćby i na chwilę.
- Daj spokój, co mnie do twojego życia? – ozwał się wreszcie – jesteśmy dorośli, nikt nie powinien nam mówić, co mamy robić. Jeśli o mnie chodzi, to życzę wam jak najlepiej – zapewnił, po czym wymienił się z nim przyjacielskim uściskiem dłoni. Z serca przybyłego od razu spadł wielki kamień. Przynajmniej jednego „wroga” mniej…  
    Zaraz potem do pokoju weszły panie.
- Zostaniecie na obiedzie, nie? – zapytała gospodyni, choć widać było po niej, że odezwanie się do gościa sprawiło jej niemałą trudność. Ten od razu spojrzał na sympatię, choć oczywistym było, że będzie go do tego gorąco zachęcać. W odpowiedzi w istocie uśmiechnęła się w taki sposób, który oznaczał tylko jedno: „Proszę, zgódź się”. W sumie i tak miał dzisiaj wolne, więc…
    Takim to sposobem, w jakiś czas potem, zasiadali już przy stole w kuchni, spożywając rybną zapiekankę z warzywami. To znaczy, przynajmniej dwojgu z nich jedzenie sprawiało pewną trudność. Konkretniej to Tanji, którą krępowała obecność muzyka, oraz jemu samemu, gdyż czuł się tam, jak intruz. Wszystko to oczywiście przez gospodynię – jej wyraz twarzy skutecznie odbierał apetyt, oraz pewność siebie. W rezultacie jedynie Kaari „trajkotała” wesoło, prowadząc z Aleksim ożywioną dyskusję.
    W pewnym momencie, gdy mówiła coś na temat Jyrkiego, odruchowo chwyciła go za dłoń, lecz ten prędko wysmyknął ją z uścisku, przytłoczony wzrokiem pani Kietala, która uważnie śledziła ich gesty.
    Kaari bardzo zdziwiło takie zachowanie, gdyż raczej nie należał do tych, co to wstydzą się publicznego wyznawania sobie uczuć. Co tam, jak na siebie był za bardzo milczący. Coś było nie tak. Gdy poobserwowała go przez chwilę, a następnie spojrzała na Tanję, wszystko stało się jasne: to postawa młodszej siostry działała na niego tak paraliżująco.
    Nie tylko ona zorientowała się w sytuacji, bowiem w pewnym momencie Aleksi kiwnął na Tanję, dając jej w ten sposób do zrozumienia, że ma pójść z nim „na stronę”. Przeprosili więc gości i udali się do sypialni.
    Gdy tylko gospodyni zniknęła za drzwiami, muzyk od razu głośno westchnął, padając na oparcie krzesła z prawdziwą ulgą. Niby już to przerabiał, ale tym razem było jakby… gorzej? Pewnie dlatego, że Kaari postanowiła dokonać „oficjalnej prezentacji” jego osoby. Za pierwszym razem jakoś nie czuła potrzeby, by ciągnąć go przed oblicze siostry. Z jednej strony to dobrze, że teraz uważała inaczej, a z drugiej – no właśnie.
    Wtem aż się wzdrygnął, gdy ponownie poczuł na ręku dotyk.
- Co ty taki spięty? – parsknęła sympatia – nie smakuje ci jedzenie?
- Bardzo dobre – wrócił do grzebania w talerzu, tym samym zadając kłam własnemu zapewnieniu. To znaczy, było tak, jak mówił, tylko że żołądek nie chciał przyjmować pokarmu. Nie w takich warunkach. Do tego towarzyszka także przestała jeść, gdyż zaczęła się weń intensywnie wpatrywać – coś nie tak? – zapytał po chwili owej, jakże zaciekłej obserwacji.
- Nie musisz mieć wyrzutów sumienia do końca życia. Przecież nie wiedziałeś, że ten twój koleżka jest zdolny do takich rzeczy – rzekła ni z tego, ni z owego.
- Skąd ci to tak nagle przyszło do głowy? – skrzywił się.
- A dlaczego się tak zachowujesz? Wiem, że to Tanja tak na ciebie działa. Gdybyś się uważał za niewinnego, potrafiłbyś spojrzeć jej w twarz i nie peszyłbyś się tak w jej obecności. Ale przecież niczego złego jej nie zrobiłeś. Nawet chciałeś potem pomóc.
- No właśnie: chciałem. Może, gdybym złożył te zeznania w sądzie, a debil poszedłby siedzieć, byłoby inaczej? – mruknął w zamyśleniu.
- Przecież wiedziała, że zmieniłeś zeznania i masz dobre chęci. W tamtym momencie się nie znaliśmy, więc nie sądzę, że zrobiłeś to, by mi się przypodobać – zauważyła z lekkim uśmiechem – Tanja przeżyła wielką traumę. Szczerze mówiąc, patrzy na ciebie przez pryzmat tamtej nocy, to silniejsze od niej. Ale daj jej trochę czasu, jestem pewna, że gdy lepiej cię pozna, zrozumie swój błąd – wyłożyła, kładąc dłoń na jego przedramieniu.
- Zabawne – ujął ją za nią – pamiętam naszą niegdysiejszą rozmowę na ten temat. Pytałaś wtedy, dlaczego nic nie zrobiłem, robiłaś mi wyrzuty, a teraz stajesz w mojej obronie.
- Sugerujesz, że zaślepia mnie uczucie? – oparła się o blat, śląc mu figlarne spojrzenie.
- W tym wypadku wolałbym szczerość. Ale ostatecznie też może być – odpowiedział jej tym samym.
- Znam cię na tyle, że mogę się podpisać pod obiema opcjami – odrzekła z uśmiechem, na co ucałował ją w wierzchnią część dłoni.
    Rozmowa gospodarzy przebiegała w o wiele cięższej atmosferze. Aleksi zarzucił żonie, iż najpierw zaprosiła Jyrkiego na obiad, a teraz traktowała go, jak „persona non grata”. Tak się zdecydowanie nie godziło. Tym bardziej, że najpierw sama robiła, co mogła, by pogodzić go z siostrą. Miał więc prawo oczekiwać z jej strony lepszego przyjęcia. A przynajmniej zdaniem Aleksego.
- No właśnie: to moja rodzina, dlatego pragnę jej dobra. Ale to, że straciła dla niego głowę wcale nie oznacza, że i ja muszę pałać do niego miłością – mruknęła, przyjmując zamkniętą postawę.
- Ale jesteś tutaj gospodynią i powinnaś się zachowywać, jak na nią przystało. Tym bardziej, że ci się nie wprosił.
- A co ja niby takiego robię?! Nawet się do niego nie odzywam! Rany, jaki ty jesteś przewrażliwiony na jego punkcie! – wywróciła wściekle oczami.
- Właśnie o to chodzi: patrzysz na niego, jakby ci ojca gitarą zabił. Dajesz mu odczuć, że jest tutaj niepożądany, tak naprawdę nie akceptujesz go, jako faceta swojej siostry. Ale musisz przywyknąć do jego obecności tutaj, bo od czasu do czasu powinniśmy ich do siebie zaprosić, czy spotkać się razem z grupą. A i ja chcę czasami wypić sobie piwo ze szwagrem w domowym zaciszu, zamiast łazić po mieście. Gadaliśmy już o tym kiedyś.
- Już nie przesadzaj z tym szwagrem – wykrzywiła się ironicznie.
- Musimy brać pod uwagę to, że kiedyś mogą postanowić się pobrać – wzruszył ramionami – wtedy, czy będziesz tego chciała, czy nie, wejdzie do twojej rodziny.  
- NASZEJ – poprawiła prędko.
- No i ja nie mam z tym problemu.
- Boże, Aleks! Co ty możesz o tym wiedzieć? Nie przeżyłeś tego, co ja! – złapała się za głowę – sam nie możesz wybaczyć swojemu ojcu, że zgwałcił twoją matkę i zostawił ją, a mnie zachęcasz do tego samego?!
- Chwileczkę, co ty pleciesz?! – zaprotestował oburzony – to nie on cię zgwałcił, tylko jego stuknięty koleżka! Gdyby ten… świr nie uciekł z sądu, posadziłbym go na sto procent, bo Jyrki złożyłby przeciwko niemu obciążające zeznania! Jeszcze to do ciebie nie dotarło? Skruszył się, stanął po twojej stronie! – wyłożył poruszony.
- A co robił najpierw?! Nie ty musiałeś na niego patrzeć, gdy upokarzał cię z tymi swoimi koleżkami! – upierała się przy swoim.
- Kiedy? – zmarszczył brwi.
- No, nareszcie coś cię ruszyło – prychnęła kpiąco i już miała „demonstracyjnie” odejść, lecz chwycił ją za ramię.
- O czym ty mówisz? Nakłaniał cię do czegoś? Groził? Ubliżał? – zaczął dopytywać, choć właściwie, jakie to miało znaczenie po tylu latach?
- O rany, nie on konkretnie, ale był przy tym i nic nie zrobił! – burknęła niechętnie.
- To o czym tu mówić?! – prychnął z wyraźną ulgą – chyba nieważnym jest, jak się zaczyna, tylko jak kończy, co?
- Aha, czyli jakby nagle przyszedł do ciebie twój tatuś i poprosił o wybaczenie za to, że spaprał życie tobie i twojej matce, od ręki puściłbyś mu to w niepamięć?! – syknęła cynicznie.
- Nie porównuj tych dwóch spraw! – uniósł się – poza tym, że nie wydał tego gnoja od razu, nic ci nie zrobił, do cholery!
    Tanja nie miała jak się do tego odnieść (choć i tak nie miało to najmniejszego sensu, bo żadne – jak zwykle – nie chciało ustąpić), gdyż ktoś cicho zapukał do drzwi. Zaraz potem wychyliła się zza nich Kaari.
- Eee… przepraszam? Chciałam powiedzieć, że my już chyba pójdziemy – oznajmiła z wymuszonym uśmiechem.
- Już? Myślałam, że może obejrzymy razem jakiś film? – odrzekła rozczarowana gospodyni.  
    Aleksi przewrócił oczami, gdyż zachowanie żony zaczęło go poważnie irytować. Niby chciała być miła, lecz jednocześnie nie mogła strawić obecności muzyka. Po co się tak torturować, skoro nie służyło to ani jej, ani jemu? Ba, tylko pogarszało sytuację.
- Może wolą spędzić resztę dnia już tylko we dwoje? – zauważył ponuro, co nie uszło uwagi szwagierki.
- Dzięki, ale obiad chyba wystarczy. Nie obraź się, ale Aleks ma rację. Poza tym… widzę, jak na ciebie działamy – odchrząknęła znacząco.
- Co ty gadasz? – skrzywiła się – nie, dość! Dawaj go tutaj – kiwnęła ręką.
- Co…? – bąknęła, spoglądając na Aleksego, lecz w odpowiedzi tylko bezradnie uniósł ramiona. Nie miał pojęcia, co też znowu wymyśliła niesforna „połowica”.
- No zawołaj go, chcę z nim pogadać. A wy wyjdźcie – ciągnęła uparcie. Kaari zawahała się, bowiem przyszło jej do głowy, że… siostra chce zbesztać jej chłopaka. Tylko, za co niby? Prędzej to on nagada jej za to, że wystawiła go dzisiaj na taki stres – no nie bój się, chcę mu tylko coś powiedzieć – gospodyni wysiliła się na uśmiech.
    Wycofali się, więc, a Tanja wzięła głęboki wdech, prędko układając sobie w głowie przemowę. Trudno, „Aleks” ją do tego zmusił. No i robi to tylko i wyłącznie dla siostry. Że też musiała upatrzyć sobie akurat jego… Nie, poprawka: to on postanowił „zapolować” na starszą z panien Venerinen. Można powiedzieć, że to bezczelność z uwagi na to, w jakich okolicznościach się poznali. „Knuł, mącił”, aż wreszcie dopiął swego. A może to „Aleks” ma rację…?
    Nieśmiało przekroczył próg sypialni, tym samym przerywając jej rozmyślanie. Zapewne wiele kosztowało go stawienie się przed jej osobą. Gdyby był dzieckiem, z pewnością grymasiłby, iż „nie chce iść do złej pani”. Tak, daje głowę, że to on ma ją za to niedobrą. Tą, która czepia się nie wiadomo, o co.
- Chciałaś pogadać? – zaczął nieśmiało.
- Nie lubię cię – zaczęła bez ogródek – ale z uwagi na Kaari muszę cię zaakceptować.
- Nikt ci nie każe – mruknął, z trudem skrywając urazę. Dobrze wiedział, iż tak jest, ale zupełnie inaczej odbiera się prawdę prosto w twarz.
- Po prostu nie zwracaj na mnie uwagi – kontynuowała z wyraźnym trudem – może z czasem się przyzwyczaję… nie mogę przecież kazać wybierać Kaari, kogo ma kochać – wzruszyła niedbale ramionami.
- Trochę to trudne, skoro jestem w twoim domu – podrapał się bezradnie w głowę – kiedy masz szczury, to raczej ich nie tolerujesz, tylko tępisz.
    No proszę, kto by pomyślał, że jest taki bystry? Z tego wszystkiego aż zaniemówiła, gdyż zabrakło jej argumentów. Choć właściwie, na co? Przecież wcale nie chciała go do siebie przekonywać. Powiedziała już, co miała powiedzieć – Gdybym mógł cofnąć czas, zrobiłbym to – ozwał się na nowo – ale wyglądałoby to tak, że po prostu od razu zeznałbym, iż było tak, jak powiedziałaś… chociaż sam nie wiem… - westchnął, masując się po karku – zrozum, byłem pijany. Ale to przez to głupie świętowanie, nie jestem jakimś alkoholikiem. Łatwo było nam wmówić na drugi dzień, że tylko nam się zdawało, że po prostu chcesz wyłudzić kasę od Perttu. Menadżer i jego tatko zrobili nam istne pranie mózgu! Że to będzie koniec kariery, a ty i tak łżesz, i…
- Po co mi się tłumaczysz? – rzuciła takim tonem, iż niejednego zraziłaby do dalszego mówienia.
- Bo mam tego dosyć! To mnie żzera od trzech lat! Wszyscy patrzą na nas wilkiem! Tak, powinniśmy byli wykopać go z zespołu, ale to on głównie wszystko sponsorował! A właściwie jego rodzinka. Kiedy ci na czymś mocno zależy, to to cię zaślepia. A my chcieliśmy grać dla innych, zarabiać na tym. Muzyka była naszą pasją…
- Starczy! – zatkała rękoma uszy, toteż posłusznie zamilkł na taką reakcję – wystarczyło tylko mnie ostrzec. Rzucić słowo, żebym na niego uważała. Chyba wiedzieliście, co robił innym? – dodała z wyrzutem. Na ową uwagę wziął się pod boki, bezradnie wbijając wzrok w podłogę. Szach, mat! Zagięła go! Choć było to niezwykle bolesne poczucie triumfu.
    - To chyba nie był dobry pomysł – wybąkała tymczasem Kaari, którą dobiegł podniesiony głos siostry. Co prawda, siedzieli z Aleksim w kuchni, lecz drzwi od niej były otwarte i dzięki temu echo swobodnie niosło odgłosy rozmowy z pokoju naprzeciwko.
- Zostaw ich, już dawno temu powinni byli pogadać. Nie wiem, dlaczego nikt do tej pory tego nie zaaranżował. Powiedzą sobie, co im leży na sercu, i może nareszcie dojdą do porozumienia – odrzekł gospodarz, stawiając przed nią kubek z gorącą herbatą.
    Przyznała mu rację, jedynie bezgłośnie kiwając głową.
- Dzięki, że chociaż ty jesteś po naszej stronie… - rzuciła zaraz potem, mierząc go nieśmiało – wiem, że też przychodzi ci to z trudem.
- Daj spokój – zaśmiał się – co to ja? Jakiś sędzia, że wszyscy tak bardzo uzależniacie się od mojego zdania? Nie jestem już prokuratorem, a nawet, jakbym był, to chyba nie od spraw moralnych? Niech wam się wiedzie.
- Dlaczego tak mówisz? – speszyła się – Jyrki też coś ci mówił na ten temat? – zaciekawiła się, choć oczywistym było, że odpowiedź będzie twierdząca, skoro jej chłopak radził się uprzednio u szwagra?
- On jest w porządku, trzymaj się go – mrugnął znacząco, biorąc kubek do ust.
    O nic już nie pytała, gdyż totalnie ją zamurowało. Wręcz poczuła, że się rumieni. Nie, bynajmniej nie podziałał tak na nią „urok” rozmówcy, czy też dawne wspomnienia, kiedy to uważała go za „idealnego faceta”. Po prostu z jednej strony poczuła prawdziwą ulgę, iż „Aleks” akceptuje ich związek (chociaż, co on tam miał do gadania?), a z drugiej uświadomiła sobie, jak wiele szwagier musiał wiedzieć o uczuciu muzyka do niej. Zapewne spędzili niejedną godzinę na rozmowach o niej właśnie. Gospodarz wcale nie musiał zapewniać jej, jak bardzo Jyrkiemu na niej zależy, wystarczyły jej te dwa zdania. Wszak, dobrze wiedział, co mówi.
    - To nie jest takie proste… to znaczy, nie było – zaczął tymczasem ten, o którym mówili – mieliśmy swoje życie, dziewczyny, próby, występy… Perttu nie afiszował się ze swoimi laskami, yyy… kobietami – odchrząknął, widząc zgorszoną minę rozmówczyni – jak coś było nie tak, wmawiali nam, że babki chcą wyciągnąć od niego kasę! Zresztą, do diabła! Czego ty oczekujesz od faceta, który ledwo przekroczył dwudziestkę? Byliśmy młodzi i głupi! Pokłócił się z laską… dziewczyną…
- Dobra, mów, jak chcesz – wtrąciła zrezygnowana.
- No to pożarli się i rozeszli, tyle. Kiedy poznał ciebie, myśleliśmy, że usiadł sobie wreszcie na tyłku, bo tym razem było naprawdę inaczej. Był zadowolony i spokojny, bo chyba widział w tobie tą swoją zmarłą narzeczoną. Chyba każdy kumpel chce dobra tego drugiego, nie? Sądziliśmy, że teraz będzie już dobrze… o ile w ogóle myśleliśmy w takich kategoriach. Wtedy liczyła się tylko sława, wypromować album, grać! Ty zresztą też nie zgłaszałaś sprzeciwów. Gdyby robił coś nie tak, przyszłabyś wtedy z tym do nas? Jakoś nie sądzę – wygłosił, na koniec wymownie rozkładając ręce. Gospodyni mierzyła go przez chwilę bliżej nieokreślonym spojrzeniem, uporczywie przy tym milcząc, aż z tego wszystkiego głośno przełknął ślinę. „Jak nie da mu zaraz po pysku”, to będzie dobrze… A może należy zwyczajnie wycofać się z owej dyskusji? I tak do niczego nie prowadzi.
- Dobra, przyznaję: może byłam trochę niesprawiedliwa – przyznała po chwili – ale musisz zrozumieć też… a przynajmniej spróbować – popatrzyła w taki sposób, jakby nie wierzyła w jego zdolność odczuwania empatii – gdy na ciebie patrzę, widzę tamten przeklęty autokar. Moment, w którym z niego uciekałam! – dodała drżącym głosem.
- Przecież nie każę ci darzyć mnie sympatią – rzucił pospiesznie, raz po raz spoglądając gdzieś w bok. Jeśli mu się rozpłacze, zawoła Aleksego, bo bynajmniej nie ma zamiaru jej pocieszać. Nie ośmieli się (jeszcze wydrapałaby mu oczy), a i tak to raczej nie jego rola, skoro „jej facet jest za ścianą” – chciałem tylko wyznać to, co zalega mi na sercu od trzech, przeklętych lat. Uwierz mi, że naprawdę chcę zacząć z Kaari na czysto, bez żadnych niedomówień. Niby z etycznego punktu widzenia powinienem trzymać się od was z daleka, ale twoja siostra była… to znaczy jest taka ładna, że samo wyszło – uniósł bezradnie ramiona.
- Mam nadzieję, że nie tylko urodę w niej doceniasz? – mruknęła od niechcenia.
- Nie no, jasne, że nie. Tak się ogólnie mówi – uśmiechnął się niewinnie.
    Mierzyła go przez chwilę, jak zwykle tym swoim „porażającym” wzrokiem, aż wreszcie wystawiła doń dłoń. Na jego twarzy od razu wymalowało się zdziwienie.
- Zawrzyjmy rozejm. Ja postaram się choć trochę zapomnieć o tym, co było, a ty rób wszystko, żeby Kaari była z tobą szczęśliwa. Nawet, gdyby przydarzyła ci się nowa kariera – zaproponowała, nadal unosząc w powietrzu wyciągniętą rękę.
- Jakoś nie sądzę, jeśli chodzi o tą karierę… ale co do Kaari, to możesz być spokojna – odrzekł, nareszcie odściskując jej dłoń na zgodę.
    To jedno musiała mu przyznać: oczywistym było, że ustosunkuje się do jej prośby, czy też ultimatum? Może więc, tak ostatecznie, nie był taki zły? Finalnie potępił przecież czyn swojego szalonego „koleżki”. Oby tylko tym razem siostra potrafiła docenić jego starania…
    Panna Venerinen bezradnie obracała w palcach kubek. Niecierpliwiła się, gdyż rozmawiali już dosyć długo, a była bardzo ciekawa rezultatu owej wymiany zdań. Chciała wiedzieć już! Tyle, że teraz zrobiło się podejrzanie cicho… A jak się pozabijali?  
    Zazdrościła Aleksemu tego spokoju. Sączył leniwie kawę, kto wie, o czym tam sobie myśląc, i od czasu do czasu wtrącił tylko, że gdyby coś było nie tak, Tanja już dawno „wyparowałaby” z sypialni, niczym gnana przez seryjnego mordercę. Bądź to Jyrki uciekał przed nią. Nie mogła więc w żaden sposób go obrazić, czy też on jej, bo, jak dotąd, potrafili wytrzymać w swoim towarzystwie.
- Mieszkamy ze sobą dopiero rok, ale już zdążyłem wychwycić, jak wyglądają fochy twojej siostry. Wydziera się wtedy i trzaska drzwiami, więc jest ok – powtórzył po raz któryś z kolei.
- To prawda – parsknęła mimowolnym śmiechem. Wszak, przez te dwadzieścia kilka lat, gdy to ze sobą obcowały, zdążyła przekonać się o tym na własnej skórze – jak ten czas leci… - westchnęła nostalgicznie, podpierając się ręką. Musiało minąć aż dwanaście miesięcy, by nareszcie dotarło do niej, iż popełniła błąd, ignorując wówczas dobre chęci swojego chłopaka. No, przynajmniej teraz mogła tytułować go w ten sposób z czystym sumieniem. No i w ogóle! Mimo wszystko miała szczęście.
    Szwagier miał ochotę zauważyć, iż ona, oraz Tanja sporo wiedzą na temat marnotrawienia owego czasu (choć ta druga miała przynajmniej jakieś usprawiedliwienie), lecz wolał zostawić ową uwagę dla siebie. Ciekawe, jak sprawa miała się z ich matką? Bo wyglądało na to, że mają takowe przywary we krwi. Oj, chyba zapyta o to teścia…
    Drzwi otworzyły się i z sypialni nareszcie wyszli ich bliscy. Jak najbardziej cali i zdrowi. Tanja nawet lekko się uśmiechała.
- Wiem, że wolelibyście zostać sami, ale dzień jeszcze długi. Może jednak jeszcze trochę posiedzicie? – zagaiła, patrząc to na Kaari, to znów muzyka. Siostra oczywiście była jak najbardziej „za”, gdyż chciała wypytać ją o przebieg ich rozmowy (choć swojego chłopaka także „pomagluje”). Ten w odpowiedzi wzruszył ramionami, pozostawiając ową decyzję sympatii. Wszak, umówili się na coś z, być może, „szwagierką”.
- W takim razie idę po piwko – Aleksi poderwał się z miejsca, niemal zacierając ręce, na co żona wywróciła oczami. Jednakże zaraz potem na nowo się roześmiała. Nawet, jeśli tylko udawała, wychodziło jej to bardzo dobrze. Podobnie Jyrkiemu. Kaari odetchnęła więc z ulgą.

***

    Reszta ich pobytu u państwa Kietala przebiegła w o wiele lepszej atmosferze. Gospodyni starała się sprawiać wrażenie otwartej, a muzyk rozluźnił się (nie tylko za sprawą słabego alkoholu), dzięki czemu rozwiązał mu się język. Zaczął więc opowiadać te swoje śmieszne historyjki, co bardzo ucieszyło pannę Venerinen. Dzięki temu siostra miała okazję przekonać się, jaki naprawdę jest jej „wybranek”.
    Z tego wszystkiego spędzili w gości o wiele więcej czasu, aniżeli zakładali. Wieczór dopiero się jednak zaczynał, toteż mieli jeszcze okazję, by spędzić go tylko we dwoje. Tylko, że nie mieli na to żadnego pomysłu. No, może on jakiś by tam miał, ale Kaari była jakby na nie. Dlatego, gdy podczas bezcelowego spaceru po mieście co chwila ją obejmował, to znów przyciągał do siebie, by pocałować, postanowiła to wyjaśnić.
- Nie zrozum mnie źle, ale nie lubię szybkiego tempa – rzuciła podczas jednej z takich „przerw”.
- Że niby co? Znowu nie dasz się całować, ani obejmować? – skwasił się.
- Nie o to mi chodzi, niecierpliwcu ty – uśmiechnęła się – dopiero co się zeszliśmy i mam na myśli to, że najpierw chcę się po prostu spotykać, żebyś mnie powoli zdobywał…
- To jeszcze muszę coś robić? Rany, ile w ciebie trzeba inwestować… - przewrócił oczami.
- Bo się obrażę – wyrwała się, odwracając doń plecami.
- Jak nie jarzę, o co ci biega – objął ją od tyłu w pasie.
- O to, że ledwie poznaliście się z Kaisą, a już ze sobą zamieszkaliście i takie tam… ja nie lubię takiego pośpiechu.
- A co, zazdrosna?
- Nie o tym mówię – naburmuszyła się.
- Oj, a to proponuję ci od razu wspólne lokum? Nie wiem, co z nami będzie za miesiąc, a ty… - wyrwało mu się.
- Czyli nadal mi nie wierzysz – zwróciła się ku niemu – wybacz, ale nie pójdę z tobą z marszu do łóżka, żeby udowodnić ci, iż się mylisz. Wiem, co do mnie czujesz, ale ja sama muszę dopiero się w tym utwierdzić. Nie chcę, by to był jedynie romans, a miłość. Taka prawdziwa, najlepiej na całe życie. Bym mogła być twoją przyjaciółką i towarzyszką dnia codziennego, a nie tylko kochanką – dodała niezwykle poważnym tonem.
- Czyżby tamten był aż tak nachalny? – zauważył, niby to żartem, acz dało się w tym wyczuć nutkę zazdrości.
- Ja mówię serio! Wkurzasz mnie – próbowała się wyrwać, lecz szczelniej oplótł ją ramionami.
- Spokojnie, piękna. Czy ja powiedziałem, że czegoś od ciebie wymagam? Chociaż i tak długo kazałaś na siebie czekać... Nie będę nalegał, dopóki nie powiesz, że tego chcesz, że mnie kochasz. Bo naprawdę zależy mi na tobie, jako kobiecie. Kaisa była, że tak powiem, z tych… innych. By zabić samotność, a ty jesteś tą docelową stacją.
- Mało romantyczne porównanie – udała oburzenie, po czym roześmiała się, zakładając ręce za jego szyję.
- Co za wymagająca baba… wyszukam jakiegoś adekwatnego tekstu w którymś z songów i wyrecytuję ci go, wtedy zatrybi?
- Przecież żartuję – przedrzeźniła go.
- Czyli nie wolno mi cię nawet pocałować? – odpowiedział w tym samym tonie.
- W żadnym wypadku! Będziemy się tylko trzymać za rączki, jak grzeczne dzieci – wywróciła oczami – tęsknię do twych silnych ramion i najwspanialszych na świecie pocałunków! I jak? Przekonałam cię? – dodała zaraz potem.
- Nie, musisz jeszcze pokazać – posłał jej zadziorny uśmiech. Przybliżyła się więc i ucałowała go, co oczywiście skwapliwie odwzajemnił. Po chwili odsunęła się, przenosząc dłonie na jego twarz.
- Tym razem jest inaczej, nie bój się. Jestem w tobie zakochana i bardzo mi się podobasz. Dlatego nie chcę tego zepsuć przez pośpiech – szepnęła, uważnie patrząc mu w oczy.
- Tylko nie namyślaj się kolejne trzy lata – odrzekł wymownie.
- No chyba żartujesz? Nigdy w życiu! – parsknęła śmiechem – to co robimy? – rozejrzała się wokoło.
- Wymyśl coś, bo od tego łażenia na mrozie w końcu się rozchorujemy – wzruszył ramionami – no nie patrz tak, ty też musisz się trochę o mnie postarać – przedrzeźnił z zaczepnym uśmieszkiem.
    W pierwszej chwili się speszyła, gdyż musiała przyznać mu rację. W tym związku, to w istocie przede wszystkim ona powinna była udowadniać swoje uczucia. Odetchnęła więc i zaczęła naprędce rozważać, co by tu dalej zrobić. Bynajmniej nie chciała się jeszcze rozstawać.
- Wiem... idziemy na łyżwy! – zawołała zaraz potem wesoło.
- Nie... zabiję się i tyle będę miał z radochy! – zaczął protestować.
- Obiecałeś, że pójdziemy! – pociągnęła go za rękę – poza tym nie pozwolę ci się ukatrupić, jestem genialną nauczycielką – wypięła dumnie pierś.
- Tak? Dziwne, bo z tego, co pamiętam, to ostatnio mówiłaś, że także nie najlepiej jeździsz – zauważył przebiegle, na co towarzyszka jak zwykle się zapowietrzyła.
    Zaraz też zaczęli się przekomarzać, zmierzając w pierwszym, lepszym kierunku. Tak, czy inaczej, miasto było ogromne, więc zawsze gdzieś dojdą. Choć Kaari i tak miała swój obrany cel – lodowisko przy dworcu centralnym, rzecz jasna.

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 6747 słów i 38161 znaków.

5 komentarzy

 
  • Użytkownik jaaa

    <3 cudowne

    1 mar 2017

  • Użytkownik nutty25

    @jaaa :)

    2 mar 2017

  • Użytkownik Beno1

    :bravo:

    1 mar 2017

  • Użytkownik monikaj12

    To jest naprawdę super opowiadanie na każdą część czekam z niecierpliwością, uzależniłam się więc dawaj jak najszybciej kolejne :ciuch:

    1 mar 2017

  • Użytkownik nutty25

    @monikaj12 jej, bardzo mi miło :) zobaczę, jak mi pójdzie z pisaniem (czasami wena i chęci nie dopisują), bo plan mam ułożony w głowie ;)

    1 mar 2017

  • Użytkownik Wiktor

    Witaj. Jestem na kompie. Więc dałem łapkę. Podzielam zadanie "majli". Też ciągle zaglądałem i czekałem na nową część. A tu pusto. Dzięki za część. Ten Aleks (mąż oczywiście nie kot) to ma żelazne nerwy. pozdrawiam Wiktor

    1 mar 2017

  • Użytkownik nutty25

    @Wiktor haha :) dzięki, pozdrawiam ;)

    1 mar 2017

  • Użytkownik majli

    Już się bałam, że o nas zapomniałaś. Te kilka dni wydawało mi się wiecznością.Cieszę się, że kontynuujesz tą historię.  :kiss:  :redface:  :jupi:

    1 mar 2017

  • Użytkownik nutty25

    @majli heh, bardzo mi miło ;)  :kiss: musiałam dopiero napisać ciąg dalszy ;)

    1 mar 2017