Love me like you do cz. 6

Gdy się obudziła, na zegarze była 19:31. Czuła, że gorączka spadła – całe szczęście. Wstała do toalety, a gdy już z niej wracała, usłyszała z kuchni głos „Aleksa”. Siedział przy stole i rozmawiał z kimś przez telefon.
- Nie mogę, Tanja jest chora. Nie zostawię jej tak – tłumaczył komuś. Usłyszawszy swoje imię, po cichu zaczaiła się pod drzwiami i zaczęła podsłuchiwać, gdyż była ciekawa, kto chce go jej „porwać” – nie pij dzisiaj, bo jutro będziesz mieć ciężko w robocie… no, chyba że nie pracujesz, to co innego – a więc to znowu był ten „kudłacz”… „co za alkoholik” – ale nie wiem, czy to dobry pomysł… nic ci to nie da. No tak, może na moment zapomnisz, a potem co? Tak… też tak robiłem, wiem. Aha, to samo nazwisko, dokładnie – zaśmiał się – chciałbym pomóc, ale co ja mogę? Nie, nie o to chodzi… już coś powiedziałem… kiedyś minie, zresztą masz tam kogoś… to się rozumie… U mnie…? – tutaj rozmowa toczyła się już na mniej dla niej interesujący temat, choć miała okazję przekonać się, czy aby mąż nie będzie na nią narzekać do kolegi?
    Albo wstydził się zwierzać, bądź nie czuł takiej potrzeby, gdyż na jej temat nie padło ani jedno słowo. Po chwili, gdy już poczuła na ciele gęsią skórkę, bowiem stała boso na zimnej podłodze, nareszcie zakończył rozmowę. Podeszła najciszej, jak się tylko dało, i objęła go z tyłu za szyję. Od razu drgnął wystraszony.
- Przez kogo to się tak upijałeś? – zagaiła chytrze, szepcząc mu do ucha. Zrobiła to specjalnie, gdyż dobrze wiedziała, że chodziło mu o nią.
- Nieładnie podsłuchiwać – udał oburzonego – i co ty tu w ogóle robisz? Mnie to zawsze do łóżka wygania, ale sama to sobie chadza po mieszkaniu.
- Kudłacz dzwonił? – zmieniła zręcznie temat. Jego milczenie było jednoznaczne – czy aby nie chleje za dużo? – ciągnęła więc ostrożnie.
- Bez przesady… - przez jego twarz przebiegł grymas niezadowolenia. No tak, według „faceta” alkoholu nigdy nie jest za wiele – po prostu ma problemy.
- Z tego, co wiem od Kaari, to ma tam kogoś. Niech jej się żali.
- Tanja, są takie tematy, których z kobietą nie omówisz – odpowiadał cierpliwie.
- Aha, chyba jarzę… znowu Kaari, co? – zadała kolejne pytanie, na co odchrząknął zmieszany – chwilami, to mi go nawet żal – westchnęła, ponownie się do niego tuląc.
- To już jakiś postęp… Tylko nic nie mów Kaari, bo Jyrki mnie zabije – popatrzył znacząco, toteż pokiwała głową – a teraz do łóżka – wstał od stołu i porwał ją na ręce.
- Ej, co ty wyprawiasz?! – pisnęła, kurczowo chwytając się jego szyi – albo nie, noś mnie – zachichotała zaraz potem.
- Tylko do wyrka, uparciuchu. Jesteś strasznie ciężka! – skierował się do sypialni.
- Co to? Taki słaby jesteś? – prowokowała z zadziornym uśmiechem, gdy „odkładał ją” do łóżka.
- Jeszcze parę dni w tej twojej pracy i nabiorę masy mięśniowej – przysiadł się obok – o, już coś przybyło! – pomacał się po ramieniu.
- Przestań, tyle to masz od dawna – parsknęła, również dotykając jego ręki – ale, jak dla mnie, nie musisz być mięśniakiem, i tak mi się podobasz. Kocham cię, wiesz?
- Wiem – odrzekł pewnie, na co znowu się roześmiała – ja ciebie też – dodał, wstając z miejsca.
- Zostań ze mną – chwyciła go za dłoń.
- Zrobię coś na kolację i wrócę – puścił oczko i odszedł w tamtym kierunku.
    Tanja posłała mu całusa (na razie tylko na odległość, bo nie chciała go zarazić) i upadła na poduszkę z szerokim uśmiechem. Nie miała pojęcia, jak ich relacja będzie wyglądać za kilka lat, ale w tej chwili szczerze współczuła „kudłaczowi”, który nie mógł czuć tego, co ona teraz. Kaari zresztą też nie, bo jakoś nie widziała jej w związku z tym Arvo, czy jak mu tam było? Jaka szkoda, że czasami ludzie rozmijają się w swych uczuciach… Jedna strona kocha, ale ta druga już nie i tak to ktoś zawsze musi cierpieć… Co prawda, Jyrki też się jej nie widział, jako członek rodziny, ale jeśli szczerze kochał jej siostrę i mógłby ją uszczęśliwić, to jakoś by to przełknęła…
    Może sprawiała to choroba, a może małżeńskie szczęście (pomimo drobnych zgrzytów), ale pragnęła, by reszta była tak samo zadowolona.  
    Ten, o którym rozmyślała, siedział przy barze, pijąc kolejnego drinka, gdy zadzwonił jego telefon. Sięgnął do kieszeni, a gdy na wyświetlaczu zobaczył imię Kaisy, położył go na blacie i czekał, aż ta zakończy połączenie. Nie miał dzisiaj ochoty z nią rozmawiać.
    Jak na razie związek z nią był wygodny – mógł czerpać od niej to, czego nie mógł dostać od panny Venerinen. Ale na dłuższą metę, gdy zapewne zacznie od niego czegoś wymagać, jakiegoś zobowiązania… będzie ciężko, gdyż jemu na tym nie zależy. Nie pragnie tego.
    Pewnie jest „samolubnym chamem”, skoro czerpie ze źródła jej ciepłych uczuć względem niego, bez odwzajemniania się tym samym. Ale chyba lepiej tak, niż spotykać się z kilkoma różnymi kobietami w tygodniu? Po jakimś czasie na pewno definitywnie zapomni o miłosnym zawodzie, a tym samym i jego „autorce”, ale nie sądził, by stało się to „za kadencji” Kaisy. Chyba, że zadziała siła przyzwyczajenia.
- Cześć, ty też tutaj? – wtem poczuł na ramieniu dotyk. Obok stanął Tuomas z typowym dla siebie uśmieszkiem – sam pijesz? Trzeba było dać znać – dodał, kiwając na szklankę z alkoholem.
- Wolałem porozmyślać w samotności – mruknął od niechcenia.
- Co to, kłopoty? Nie układa ci się z tą twoją? – dopytywał kumpel.
- A to musi od razu coś się dziać, żeby chcieć się napić?
- Taka mina to mi wygląda na zapijanie smutków – zauważył bystrze. Zbyt bystrze, jak na niego – ta druga, tak?
- Słuchaj, zaczynasz mnie wkurzać. Jak tak mamy gadać, to lepiej sobie idź – zgromił go spojrzeniem.
- Odkąd latasz za tą dziunią, stałeś się zupełnie innym człowiekiem! Nie wyskoczy na piwko, nie pogada, bo woli spotkać się z prokuratorkiem! Kurde, stary, jego żona to nasz wróg, a on wkopał Perttu! – wyłożył poruszony Tuomas.
- Właśnie dlatego wolę gadać z nim: bo mi nie truje, jak wy, ale zwyczajnie słucha! A to, kto jest jego żonką mi wisi – prychnął zniesmaczony – zresztą, to nie jej, ani jego wina, że Perttu odwaliło. Mógł jej nie ruszać, to byłby spokój!
- Ale wszystko zaczęło się właśnie od niej! Teraz, przy takiej atmosferze, to próby nawet nie wychodzą, jak trzeba – kumpel odwzajemnił się tym samym.
- A, to o to chodzi – uśmiechnął się ironicznie – żal ci sławy, która popłynęła razem z wariatem. Trudno, ale z taką nazwą jesteśmy zwyczajnie spaleni i Kietala, czy jego połowica nie mają tutaj nic do rzeczy. Nawet Janne zrozumiał, że do niczego to nie prowadzi – zauważył, mając na myśli odejście starego przyjaciela, który kilka dni temu oznajmił, iż opuszcza zespół. Właściwie, to jego decyzja wypływała chyba tak naprawdę z innych pobudek, aniżeli zwątpienie w ewentualny sukces: od dawna nie mogli się dogadać, a owe spory spotęgowały się jeszcze bardziej, gdy pewnego razu zobaczył Jyrkiego w towarzystwie Aleksego.  
    Ponieważ kumpel wszystkim „grał na nerwach”, zgodnie uznali, że to on powinien opuścić ich szeregi, miast basista. Dlatego też obecnie poszukiwali perkusisty.
- Jak ci tak źle, to też się wynoś! Ja tam płakał nie będę! – prychnął tymczasem urażony Tuomas i nareszcie sobie poszedł, na co rozmówca odetchnął z ulgą. Miał go dosyć…
    Sugestia kolegi zasiała w nim jednak pewne wątpliwości. A może tak właśnie zrobić? Skończyć z tym całym graniem…?

    Rozdział 5

    Przeziębienie Tanji skończyło się u lekarza, który przepisał jej antybiotyk i kategorycznie nakazał odpoczynek w domu. Aleksi pracował więc za nią, przy okazji oczekując wieści w sprawie własnego zatrudnienia.  
    Na szczęście Eicca Mäkinen uznał, że to z nim będzie mu się najlepiej współpracować i zaprosił go do swojego biura. Toteż wszystko zdawało się nareszcie układać, jak należy.
    Jyrki również stał przed podjęciem ważnej życiowej decyzji: odejść z zespołu, czy też zostać? Rozważał ową kwestię, obserwując za perkusją… Kaisę. Biła w talerze, to znów bębny (choć nie bardzo jej to wychodziło), śmiejąc się przy tym wniebogłosy. Samu i Tuomas mieli z niej niezły ubaw.
    Owszem, ją mógł przyprowadzić do ich „siedziby” bez żadnych przeszkód, zrzędzenia i ukrywania się. Przyjęli ją bardzo ciepło i pozwalali na „badanie” instrumentów, nie narzekali też, że ich opóźnia… Chociaż, co do Karkonena, nie mógł mieć żadnych zastrzeżeń, gdyż nigdy nic nie miał przeciwko Kaari, bo i niby dlaczego? Ale taki Tuomas…
    Westchnął ciężko, bowiem zdawał sobie sprawę z tego, iż kompani z zespołu nie będą chcieli go tak łatwo wypuścić. Nawet, jeśli stary przyjaciel zapierał się, jak to nie będzie rozpaczał z powodu jego odejścia. Brak basisty i perkusisty równał się przecież definitywnemu końcowi „Fairy Tales”. Już i tak musieli odwołać sobotni występ z uwagi na brak zastępstwa za Janne.
    Zresztą, czy po tej aferze z Perttu jeszcze kiedykolwiek mogli powiedzieć, że istnieli, jako zespół? W końcu to nie tylko muzyka, a i więzi przyjaźni, a oni od chwili reaktywacji ciągle się kłócili. Nie, to po prostu nie miało sensu.
    Zaczął układać sobie w głowie przemowę „końcową”, przy czym ponownie zawędrował wzrokiem ku swojej dziewczynie, której Samu akurat pokazywał chwyty na gitarze. Przed oczyma mimowolnie stanęła mu Kaari. Te dni, gdy przeprowadzał ją tutaj pod nieobecność kolegów i grał dla niej, a ona słuchała, jak zaczarowana. Albo wtedy, gdy uczył ją gry na perkusji… Przynajmniej jego muzyka się jej podobała.
- To co? Zaczynamy? – z zamyślenia wyrwał go głos Samu, toteż kiwnął głową.
- A ja mogę posłuchać? – spytała podekscytowana Kaisa, na co gorąco przytaknęli, gdyż ona nie nazywała się Kaari Venerinen. Z jednej strony Jyrki nie powinien się dziwić, bo Tuomas zwyczajnie poznał się na byłej, kiedy on był zaślepiony uczuciem do niej. Ale i tak, mimo wszystko, jakoś tak nie potrafił i wciąż miał o to do niego żal.
    Jyrki postanowił podzielić się z sympatią swymi planami, toteż już następnego dnia w pracy, gdy Kaisa zwierzała się Kaari ze swoich relacji z muzykiem, napomknęła jej o jego zamiarze odejścia z zespołu. Nie znała się na muzyce, fakt, ale jej chłopak świetnie grał na gitarze i fajnie było obserwować ich próby, toteż było jej trochę szkoda…
    Gdy Kaari przetrawiła już myśl o tym, iż Kaisę też zabrał do tej swojej „kanciapy”, co tym samym ugodziło w jej kobiecą dumę (do tej pory uważała bowiem, że zabrał tam właśnie ją w drodze wyjątku), zaczęła rozważać resztę informacji (miast skupić się należycie na pracy). W istocie szkoda by było, gdyby przestał dzielić się swym talentem z innymi, choćby i miał wstępować jedynie w małych klubach. Wszak miał wielki talent do gry na basie. No i była to jego pasja. Bez tego z pewnością straci trochę z tej swojej radości. Zyska za to Kaisa na „prywatnych koncertach” tylko dla niej…
    Podczas przerwy udała się do bufetu, do ostatniej chwili układając sobie w głowie plan rozmowy. Tuż pod drzwiami ogarnęło ją jednak wahanie. A jak zarzuci jej wtrącanie się w cudze sprawy? Znowu zacznie sypać tymi swoimi insynuacjami? Trudno, skoro już tu jest, doprowadzi sprawę do końca.
    Gdy weszła do środka, dojrzała go na drugim końcu sali, gdzie sprzątał jeden ze stolików. Wciągnęła powietrze i podeszła bliżej. Zauważył ją, lecz nic się nie odezwał, tylko odszedł na zaplecze. Stanęła więc naprzeciwko drzwi, prowadzących do owego miejsca, by mógł ją widzieć. A nuż się wtedy domyśli, że chce z nim rozmawiać?
    Jak jednak tam wszedł, tak nie wychodził. Trudno, zaczeka chociaż przerwa jej ucieka, no i obiecała Arvo, że się podczas niej zobaczą. Jej zdaniem nie było takiej potrzeby, gdyż i tak umówili się po pracy, ale on się uparł. Do tego w każdej chwili mogła pojawić się Kaisa i tym samym wszystko jej zepsuć…
    Obsługujący bufet zaczepił ją z pytaniem, czy czegoś nie potrzebuje, skoro wystaje pod ladą? Poprosiła więc, by zawołał kolegę-„pomywacza”, co bardzo mu się nie spodobało. Co chwila ktoś do niego przychodził i odciągał od pracy! A przypomina, że jej przerwa nie oznacza tego samego dla pracowników bufetu. Słuchając owego „ględzenia” zaczęła już żałować, że w ogóle o cokolwiek poprosiła „kolesia”… Na szczęście jednak udał się na zaplecze. Jyrki zajęty był zmywaniem, dlatego na dobre zniknął „na tyłach”. Usłyszawszy, iż „szuka go jakaś ładna kobitka” pomyślał, że chodzi o Kaisę. To miło, iż znowu przyszła go odwiedzić, tylko szkoda, że mu się za to…
    Nie dokończył, gdyż widok Kaari wprawił go w osłupienie. Po co do niego przyszła? Jego sympatia ją przysłała?
- Cześć, chciałam pogadać – przywitała się nieśmiało.
- Kaisa cię przysłała? – zapytał z wyraźnym dystansem, co nieco ją zraziło.
- Nie, to moja własna inicjatywa – odchrząknęła, patrząc mu w oczy.
- A o czym ty możesz chcieć ze mną gadać? – ciągnął w tym samym tonie.
- Słyszałam, że zamierzasz odejść z zespołu.
- No i? – przyjął lekceważącą postawę, opierając się o ladę.
- Chciałam powiedzieć, że moim zdaniem nie powinieneś całkowicie rezygnować z muzyki, bo dobrze ci to wychodzi – przyznała szczerze.
- Doprawdy? Na serio obchodzi cię, czy będę robił karierę na zmywaku, czy na scenie? – parsknął cynicznie.
- Wiem, że jesteś na mnie zły – mruknęła ostrożnie.
- A mam powód?
- Możemy rozmawiać poważnie? – poirytowała się.
- Tylko pytam się, po co? Co cię to, co zrobię ze swoim życiem? Dlaczego przychodzisz tutaj, żeby dawać mi życiowe wskazówki? Co cię pogięło, od kiedy jestem z Kaisą? – wyrzucił oburzony.
- Dobre pytanie: co mnie pogięło, że tutaj przylazłam?! – warknęła, zawracając na pięcie, lecz zaraz obróciła się z powrotem – to moja dobra koleżanka, więc chciałam jej pomóc, bo martwi się o ciebie! – wymyśliła na poczekaniu – dobrze wie, jak ważna jest dla ciebie muzyka i nie chce, żebyś rezygnował ze swojej pasji!
- I przysłała cię tylko po to, żebyś mi to powiedziała? – wykrzywił się kpiąco.
- Tak, właśnie tak! – syknęła zdenerwowana, a gdy na nowo zwróciła się przed siebie, nieomal, a wpadłaby właśnie na młodszą koleżankę.
- O, a ty tutaj? – Kaisa posłała jej uśmiech.
- Szukałam Arvo. Myślałam, że jest tutaj – odparła speszona.
- Czeka na ciebie obok windy na naszym piętrze.
- Widocznie coś mi się pomyliło… to do zobaczenia po przerwie – odchrząknęła i czym prędzej uciekła, bombardowana wzrokiem Jyrkiego. Kaisa tymczasem już posyłała chłopakowi zalotne uśmieszki.
    Szła do windy, wyzywając się pod nosem. Co jej strzeliło do głowy, by dawać rady temu „kretynowi”?! Co ją obchodzi, co tam będzie sobie robił? To sprawa Kaisy, w końcu to ona chce żyć u jego boku! A właśnie, oby tylko nie wyrzucał jej, że ją do niego rzekomo przysłała, bo wtedy wszystko się wyda i koleżanka gotowa ją zbesztać…
    Do tego trudna (żeby nie powiedzieć tragiczna) rozmowa z muzykiem nie była tego dnia jedyną. Bowiem, gdy Arvo zabrał ją po pracy na lody do kawiarni, postanowił poruszyć pewien niełatwy temat…
- Powiedz mi, co dalej z naszą znajomością? Mam cię uważać za… swoją dziewczynę? – zapytał na początek, usilnie wiercąc wzrokiem dziurę w blacie.
    Początkowo nie wiedziała, co odpowiedzieć, gdyż poczuła się tak, jakby cofnęła się w czasie i usłyszała to samo pytanie z ust Jyrkiego. No, odejmując owe wątpliwości, gdyż tamten zapytał wprost. Tyle, że tło było identyczne: Arvo ani trochę się jej nie podobał, pomimo „nie fizycznych” atutów, jakie zdecydowanie posiadał, a które powinny przysłonić niedostatki w wyglądzie. A przynajmniej tak powinna uważać kobieta w jej wieku. Tak sądzi. No, ale jak tu oszukać „wredne” serce? W rezultacie nie czuła do niego nic, poza sympatią. Ale może to tak tylko na początku? Potem, z czasem… Taka partia może przecież więcej nie stanąć na jej drodze! Dlatego też, pomimo uwag Tanji, oraz poprzednich przeżyć, znowu powiedziała „tak”. Uradowany mężczyzna wyciągnął ramiona i chwycił ją za dłonie. O tak, gesty to miał miłe i bardzo romantyczne – nawet nie wiesz, jak się cieszę! Ale w takim razie… - na nowo spuścił wzrok – muszę ci o czymś powiedzieć. Nie wiem, co ty na to…
    Po jej plecach przeszły nieprzyjemne ciarki. Co znowu?! Jego żona jednak żyje i jest „zaledwie” rozwodnikiem", tak?! – Mam dziecko, córkę – z powrotem uniósł twarz, by zobaczyć jej reakcję. To fakt, mina jej trochę zrzedła, bo chyba niewiele kobiet chciałoby zostać macochą. Ale to, że odważył się jej o tym powiedzieć, miast ukrywać, jak Jari, wskazywało na to, iż myśli o nich poważnie.
- No cóż… zdaję sobie sprawę z tego, że w moim wieku ciężko znaleźć mężczyznę bezdzietnego, czy też kawalera – uśmiechnęła się blado – ile ma lat?
- Dziesięć. Mieliśmy z żoną jedno dziecko.
    A więc to tak… Miała nadzieję, że będzie jednak nieco mniejsza… Wszak, im „dzieciak” młodszy, tym łatwiej go „oswoić”… A przynajmniej tak się jej wydaje.
- W porządku, to niczego nie zmienia. Chętnie ją poznam – rzekła już na głos, choć w ten sposób oszukiwała samą siebie: nie miała na to najmniejszej ochoty!

***

    - Ty całkowicie zwariowałaś! – wołała oburzona Tanja, która już na tyle doszła do siebie, że mogła „odbyć” kolejną lekcję gotowania – kto to się pcha na taki balast, jak prawie dorosły dzieciak?!
- Co ty bredzisz?! Ona ma dopiero dziesięć lat! – krzywiła się Kaari.
- Takie są najgorsze. Jeszcze ze dwa lata i pokaże pazury! Dzieci wdowców są tym gorsze, że porównują kobietę tatusia do swojej ukochanej mamy i stale mu o niej przypominają! – pokiwała palcem.
- Miała pięć lat, jak zmarła. Nawet jej dobrze nie pamięta – wywróciła oczami.
- Ale do tej pory była tylko z tatkiem, więc tym bardziej nie będzie chciała oddać go jakiejś obcej babie!
- Rany, ze wszystkim, co robię, jesteś na nie! – prychnęła wzburzona, głośno odstawiając patelnię na gaz, gdyż właśnie pokazywała siostrze, jak przyrządzić smażone warzywa.
- Bo dokonujesz głupich wyborów. Przynajmniej kudłacz nie miał takiego balastu na plecach – wzruszyła ramionami.
- Co proszę? – nadstawiła ucha – nagle go bronisz? Robisz mi na złość?!
- Tylko stwierdzam fakt! W tym porównaniu to on wygrywa, no przykro mi! Z nim przynajmniej mogłabyś zaczynać z dzieciakami na czysto, a tutaj już masz odchowaną, zbuntowana nastolatkę!
- Jesteś niemożliwa! – warknęła cierpko, uderzając w blat otwartą dłonią – nie zniechęcisz mnie tym absurdalnym bełkotem, daj żyć po swojemu!
- A spodobał ci się chociaż? Czujesz coś wreszcie do niego? – spuściła nieco z tonu, ale i tak nie oznaczało to, że zrezygnuje z trudnych pytań.
- Tak – mruknęła od niechcenia, uciekając gdzieś wzrokiem.
- Akurat! Kłamiesz! – wycelowała weń oskarżycielsko – jak ty to sobie wyobrażasz? Żyć z facetem, którego brzydzisz się pocałować i jeszcze użerać się z jego dzieciakiem?!
- Skąd wiesz, że tak jest?! – pisnęła, oblewając się rumieńcem.  
- A kudłacza chętnie całowałaś?
- Tanja, do cholery! Jesteś szczęśliwa, więc nie odmawiaj tego i innym! Sama dobrze wiesz, jak ciężko jest trafić na kogoś odpowiedniego! – rzuciła w nią ścierką.
- A dlaczego jestem zadowolona? Bo wyszłam za mąż za faceta, którego kocham, więc nie mam problemu z okazywaniem mu uczuć, czy pójściem z nim do łóżka! – wyłożyła, oddając cios.
- O, czyli w tych sprawach wcale nie jest tak źle? – siostra mruknęła, zadziornie unosząc brew. Tanja już zaczęła się czerwienić, gdy oto uchyliły się drzwi i pojawił się w nich Aleksi.
- Bardzo się cieszę, że tak mówisz, ale możecie zachowywać się trochę ciszej? Rozmawiacie tak głośno, że nie mogę się skupić – pomachał kodeksem prawa, gdyż przed kolejnym dniem roboczym postanowił przypomnieć sobie niektóre artykuły i ustępy, by wiedzieć, co w razie czego, doradzać klientom biura. Głośne siostry pokornie przeprosiły i wróciły do zajęcia.
- Także ci mówię… świat na brak facetów nie narzeka, więc warto poczekać, niż działać pochopnie – burknęła po chwili ta młodsza, z wzrokiem wbitym w marchewkę, którą właśnie kroiła. Starsza od razu ciężko odetchnęła.
- Wiem, co robię. Wierz mi – rzekła lakonicznie.
- W takim razie chcę poznać tego twojego faceta. Przyjdźcie do nas w sobotę na kolację.
- Ja bardzo chętnie, ale nie wiem, co Arvo na to… jest bardzo nieśmiały i może uznać, że to za szybko. Poza tym powinnaś chyba spytać Aleksa, czy się na to zgadza?
- Mogę zapraszać, kogo chcę. Tylko, jeśli chodzi o rodziców, czy jego matkę, mam się konsultować – wzruszyła ramionami – a i nie mamy żadnych planów na weekend.
- Widzę, że cię nie przegadam – zmierzyła ją z ukosa – ale dobra, zapytam Arvo, co on na to i, o ile się zgodzi, to przyjdziemy.

***

    Arvo w istocie miał na początku obawy i uznał, że to za wcześnie na „oficjalne wizyty” u bliskich. Mimo wszystko zgodził się jednak, bo przecież miał co do panny Venerinen jak najbardziej poważne zamiary. Dlatego też pierwszą część dnia pani Kietala spędziła w kuchni, uprzednio robiąc zakupy, by zrobić na gościach jak najlepsze wrażenie. Aleksi oczywiście nie miał nic przeciwko owej kolacji i pomagał żonie przyrządzić „wykwintne” dania. Żeby nie powiedzieć, iż to on przewodził w gotowaniu.  
    Wygłupiali się przy tym, to obrzucając nawzajem jedzeniem, to przeganiając ciekawskiego kota, aż wreszcie Tanja poszła „udekorować” pokój. Niestety, nie mieli odpowiedniej wielkości stołu, więc część gości będzie musiała siedzieć na kanapie, a druga na krzesłach, przyniesionych z kuchni. Bowiem oprócz Kaari i jej chłopaka, gospodyni zaprosiła również Enni i jej sympatię. Trudno, najwyżej oni, jako właściciele owych kątów, będą „jeść w powietrzu”, gdyż niewielki stolik nie pomieści sześciu talerzy.
    Swoim zwyczajem poustawiała mnóstwo świeczek zapachowych, aż te, paląc się jednocześnie, wypełniły pokój mdłym zapachem. Ale w ciemności wyglądało to całkiem ładnie. Do tego najlepsza zastawa, jakiś trunek „na rozluźnienie”, oraz talerz owoców na środku stolika. Tak, wyglądało „reprezentacyjnie”. Nawet, jeśli „Aleks” narzekał, że „idzie się udusić od tych świeczek”.
    Goście zjawili się punktualnie i niemal równocześnie, choć Enni i jej chłopak, przyszli o jakąś minutę wcześniej. Aleks początkowo przyglądał im się swymi wielkimi oczami, lecz gdy próg przekroczył Arvo, od razu zbiegł, gdzie pieprz rośnie. Gospodarze uprzejmie przywitali się z gośćmi, po czym pani domu wprowadziła ich do przygotowanego uprzedniego pokoju. Od razu uderzył ich słodki zapach, przyprawiający niemal o zawrót głowy. „Dekoratorka” pobiegła natomiast do kuchni, by podać jedzenie.
    Nowy chłopak starszej siostry wywarł na niej pozytywne wrażenie, chociaż… był strasznie brzydki! Nie dziwiła się Kaari, że wcale się jej nie podobał. To już ten „kudłacz” był przystojniejszy. No, ale nie można być takim „pustym” i dać szansę nowemu znajomemu. Tyle, że w oczach Kaari nie widziała tych iskierek, rozmarzenia, oraz podekscytowania, jakie towarzyszy nam, gdy jesteśmy zakochani. On tak – owszem, patrzył na nią z lubością, lecz bez tak potrzebnej wzajemności.
    Do tego Arvo mało się odzywał, gdyż był zbyt speszony. To już równie nieśmiały Lauri był bardziej rozmowny. Ale może dlatego, że już znał gospodarzy? Alkohol, jaki miał „ratować sytuację”, niewiele pomógł, bowiem „facet Kaari” stwierdził, iż jest samochodem, więc nie może pić. W takim wypadku „środkiem na rozluźnienie” „raczył się” głównie Aleksi i Lauri, gdyż Tanja skusiła się „tylko” na jedną lampkę wina, zaś Enni wypiła dwie. Pani Kietala oczywiście krzywo na to patrzyła, ale dopóki mąż wysławiał się logicznie, nie zgłaszała sprzeciwu. Zresztą ów trunek wcale nie był taki znowu silny.
    Wieczór upływał w przyjemnej atmosferze, choć rozmawiali głównie w trójkę. O tak, chłopakowi Enni język rozwiązał się aż za bardzo, w rezultacie czego zaczął żartować i głośno się przy tym śmiać. Zebranym w ogóle to nie przeszkadzało – ależ skąd. W przeciwieństwie do Kalle, Lauri był bardzo sympatycznym towarzyszem.
    Arvo siedział i słuchał, obracając w palcach łyżeczkę do herbaty, gdyż to jej postanowił się napić. Tanja przyglądała mu się ukradkiem, aż wreszcie doszła do wniosku, że gdyby był to Jyrki, na pewno „paplałby, jak najęty”… A przynajmniej tak go przedstawiał „Aleks”. No, ale siostrze owo milczenie może wcale nie przeszkadzało? W każdym razie ona „wściekłaby się”, gdyby jej mąż był tak małomówny!
    A skoro już o Aleksim mowa, to właśnie postanowił wciągnąć Arvo do rozmowy i dlatego poprosił go, by coś o sobie powiedział. Padło więc „standardowe” „jestem wdowcem, mam 35 lat, pracuję tam, gdzie Kaari, i mam 10-letnią córkę”.
- O, pewnie niełatwo było ją wychowywać w pojedynkę? – podchwyciła Enni, na co Kaari warknęła w duchu, gdyż nie chciała, by znajomi aż zanadto „wałkowali” jej chłopaka. Ów temat może go przecież drażnić!
- Rodzice i teściowa bardzo dużo mi pomogli – przyznał, jak zwykle wpatrując się w blat stołu.
- Co córka na to, że zacząłeś się spotykać z inną kobietą? – ciągnęła Enni, co zaczęło wyprowadzać pannę Venerinen z równowagi…
- Nim poznałem Kaari, miałem już kilka przelotnych znajomości, więc nie ona pierwsza… - odrzekł, rumieniąc się z lekka. „Wścibska pannica” uniosła brew, zdumiewając się, iż tak nieśmiały „facet” potrafił zjednać sobie więcej, niż jedną kobietę.
- Dobra, starczy – wtrąciła „obecna” sympatia – jego nie będziesz przesłuchiwać, jak Aleksa – posłała koleżance wredny uśmiech, a ta natychmiast ją przedrzeźniła.
- O co z tym chodzi? Kiedy cię maglowała? – parsknął Lauri, zwracając się do gospodarza.
    I tak to zeszło na temat starych czasów, gdy to się poznali, ścigał ich „wariat”, i tak dalej... Wspomnienia tak ich wciągnęły, że ani się obejrzeli, a było już po 22-iej. Arvo, który kontrolował czas, postanowił się zbierać, gdyż musiał jeszcze odebrać córkę od dziadków. I tak obiecał, że będzie trochę wcześniej… Ponieważ był zmotoryzowany, Kaari szepnęła mu na ucho, że przy okazji może podwieźć i pozostałą dwójkę znajomych. Jakoś tak nie miała ochoty wracać z nim sam na sam… Kierowca nie wyglądał na tryskającego pragnieniem niesienia pomocy skazanym na publiczne środki lokomocji, ale kiwnął głową.
    Gdy Aleksi wraz z Laurim zatrzymali go jeszcze w pokoju „gościnnym”, Kaari wyciągnęła siostrę na korytarz, by wypytać, co sądzi o jej nowym chłopaku. Czy tam „facecie”.
- Wydaje się w porządku… trochę za poważny, ale jest ok – przyznała Tanja, jakby sama była w wieku nastoletnim – tylko uważaj na niego, to może być taka cicha woda, skoro miał już kilka przed tobą? – dodała szeptem.
- Oj, daj spokój – wywróciła oczami – mówił mi o nich, to nie było nic poważnego.
- A powiedział ci, czemu nic z tego nie wyszło? Może przez tą jego córkę?
- No właśnie… Kaari będzie macochą! – do rozmowy wtrąciła się Enni, jak zwykle z tym swoim wrednym uśmieszkiem. Panna Venerinen nie zdążyła jednak na to odpowiedzieć, gdyż do przedpokoju weszli panowie. Podchmielony Aleksi podszedł do żony i objął ją od tyłu za szyję, całując w głowę. Na ten widok Kaari, mimo wszystko, poczuła się nieswojo, bowiem nie sądziła, że takie gesty ze strony Arvo będą sprawiać jej przyjemność… o ile ten się na takie w ogóle zdobędzie. Młodsza siostra chyba odczytała jej myśli, gdyż posłała jej znaczące spojrzenie, głaszcząc męża po ramieniu, jakby chciała w ten sposób podkreślić, iż w związku tej starszej brakuje uczucia.
    Jakiś czas potem, gdy gospodarze sprzątali ze stołu, pani Kietala postanowiła zapytać małżonka, co sądzi o znajomym szwagierki. „Aleks” nie chciał się za bardzo wypowiadać na ten temat, gdyż nie była to jego sprawa. Poza tym, jako mężczyzna, nie miał zamiaru wciągać się w „teorie spiskowe” Tanji, która twierdziła, że Arvo nie pasuje do Kaari.
- Tobie nikt do niej nie pasuje. Ani Jyrki, teraz ten… nie zachowuj się, jak jej starszy brat. Matti chyba nie ma nic do tego? – wyłożył, przy okazji ziewając.
- Chyba nawet o niczym nie wie… chciałam, żeby przyszedł, ale akurat sobie randkował – mruknęła, odkładając naczynia do zlewu.
- Widzisz? Wszyscy układają sobie życie po swojemu, więc im w tym nie przeszkadzaj – posłał jej triumfalny uśmiech, po czym nasypał kotu jedzenia do miski.  
- Nic bym nie mówiła, gdyby była w nim zakochana i podobał się jej, ale tak, to nie widzę dla nich przyszłości – naburmuszyła się.
- A dla nas? – podszedł doń i oplótł w pasie ramionami.
- Co to za durne pytanie? Bo cię wykopię na noc do tego dusznego pokoju – udała obrażoną.
- Grozisz mi? – odparł tym samym – co wy macie z tą waszą miłością? – westchnął po chwili – jakoś facet potrafi być z kobietą, która TYLKO mu się podoba i nie musi być od razu nie wiadomo, czego.
- Chyba wiem, o kim mówisz – skrzywiła się – ale mam nadzieję, że ty mnie chociaż kochasz, a nie tylko ci się podobam? – dodała uszczypliwie.
- To bym się z tobą nie ożenił, nie? Nie marudź, reniferku – przyciągnął ją do siebie i zaczął obdarzać czułościami.  
- Chyba jednak musisz częściej pić… miśku – parsknęła śmiechem, pozwalając całować się po szyi – dobra, sąsiedzi się gapią – odchrząknęła, spoglądając w „odkryte” okno.  
- Przecież mówiłaś, że nie masz ze mną problemu?
- Ale nikt nie musi na to patrzeć – oburzyła się, toteż, ot tak, porwał ją na ręce. Z początku oczywiście pisnęła, lecz zaraz potem wybuchła śmiechem, pozwalając zanieść się do sypialni. Co tam, bałagan może poczekać do jutra.

***

    O ile Tanja miło spędzała czas w ramionach męża, który pod wpływem alkoholu stał się czulszy, niż zwykle, to Kaari wręcz przeciwnie.  
    Zostali z Arvo sam na sam, gdyż para znajomych już dawno wysiadła. Przez całą drogę mało się odzywali, a ona posyłała kierowcy sztuczne uśmiechy. Wreszcie, gdy już stanęli pod jej klatką, rzuciła zdawkowe „Do zobaczenia” i po prostu wysiadła. Towarzysz poszedł jednak w jej ślady.
- Poczekaj, może się jakoś pożegnamy? – posłał jej taki uśmiech, jakby obawiał się, że go zbeszta. W sekundę dopadły ją wyrzuty sumienia. No tak, przecież rzekomo są parą, więc nie może już traktować go, jak zwykłego kolegę. Pragnie spróbować zbudować z nim związek, a on, jako wyraźnie zakochany, na pewno łaknie od niej jakichś ciepłych gestów. No i, jako mężczyźnie, na pewno bardziej mu się do tego spieszy, aniżeli jej…
    Zawróciła więc i stanęła przed nim, po czym… ot tak wbiła weń wzrok. O nie, nie potrafiła wyjść z inicjatywą, gdyż… nie czuła takiej potrzeby. Patrząc na jego twarz i usta nie rwała się do tego, by obdarzyć je pocałunkiem. Zupełnie, jak z Jyrkim… Tyle, że on przynajmniej „miał coś w sobie”, dzięki czemu łatwiej było jej przełamać początkowe opory.
    Sytuacja stała się kuriozalna – oto stało przed sobą dwoje dorosłych ludzi, a zachowywali się, niczym dwoje nastolatków, którzy jeszcze nie mają pojęcia, jak się zabrać do całowania. Arvo odbierał jednak jej wahanie, jako objaw nieśmiałości, co samo w sobie było nawet urocze. Wreszcie nachylił się, toteż zacisnęła powieki, jakby czekała na jakąś torturę, aniżeli miły gest. „Adorator” był jednak tak skrępowany, że „jedynie” musnął jej wargi i od razu się odsunął, jakby parzyła. Nie miała mu tego za złe – wręcz była wdzięczna.
    Rzuciła więc „No to, pa!”, posyłając mu lekki uśmiech, i przyjąwszy zamkniętą postawę, ruszyła do klatki.
    Będąc już w środku, bezradnie oparła się o drzwi, pytając samą siebie, co właściwie wyprawia? Jak długo da radę udawać, że jest nim zainteresowana? A jak się jej nie spodoba i będzie ją wręcz… odpychać? No to z nim zerwie, co niby innego?
    Prychnęła do siebie, mimowolnie wspominając Tanję i Aleksego – ten ich uścisk. Obydwoje byli tacy zadowoleni… To wspaniale, że siostrze dobrze układało się w małżeństwie, prawdopodobnie wyzbyła tych swoich lęków… Ale tak bardzo jej tego zazdrościła! Do tego Kaisa także nie szczędziła jej relacji z tego, jaka to nie jest rada ze swojego związku z muzykiem…
    Gdyby teraz postawiono przed nią Arvo i Jyrkiego, po czym pod przymusem kazano pocałować któregoś z nich, bez wahania wybrałaby tego drugiego. Na pewno coś było z nią nie tak, skoro kierowała się jedynie wyglądem, ale jej obecny „adorator” był taki niepociągający! Do tego ta jego nieśmiałość z jednej strony była miła, bo tym samym nie spieszył się, jak chociażby taki Jari, ale jednocześnie mówił tak niewiele, na przykład o sobie samym, że chwilami nie wiedziała już, co tak naprawdę o niej myśli. O ile wstydliwa kobieta (podobno) ma u płci przeciwnej duży plus, to owa cecha u mężczyzny bywa uciążliwa…
    A przynajmniej ona tak to widziała, bo potrzebowała inicjatywy, „romantycznych” pomysłów i uniesień! Arvo był jednak za bardzo stonowany, by z czymś takim wychodzić.
    Na razie będzie to jednak ciągnąć, bo… inaczej Tanja wyjdzie na swoje.

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 6243 słów i 34959 znaków.

3 komentarze

 
  • Aequor

    Wszędzie jakieś tajemnice.  :question:

    28 maj 2017

  • nutty25

    @Aequor nie pamiętam już co było w tym fragmencie, więc ciężko mi odpowiedzieć ;)

    28 maj 2017

  • Lil

    Jyrki !

    3 sty 2017

  • Beno1

    :bravo:

    3 sty 2017