Love Story <3 część: 20

-Hej- przywitał się jakiś chłopak. Dziewczyna w ogóle nie wiedziała kim on jest. Patrzyła na niego tępo, aż w końcu odpowiedziała cicho:
-Cześć, znamy się?
-Chodzimy do jednej klasy, chodź nie mieliśmy jeszcze okazji się sobie przedstawić- uśmiechnął się chłopak. Tina przyjrzała mu się dokładniej i w końcu ją olśniło. Przypomniały jej się ta jasne włosy i błękitne oczy.
-To ty siedzisz w ostatniej ławce?
-Zgada się- nastolatkowi uśmiech nie schodził z twarzy.
-Wiesz, że mnie posiadłeś? Ja chciałam tam usiąść.
-Sorki, kto pierwszy ten lepszy, prawa dżungli.
-Porównujesz szkołę do dżungli- zaśmiała się.
-A ty ostano pokazałaś kto rządzi- przerwał na chwilę, patrząc na nią kątem oka.- Nieźle jej przyłożyłaś.  
Tini nie wiedziała co ma odpowiedzieć. Widziała tego chłopaka może trzeci raz w życiu, o rozmawianiu z nim nie wspominając. A on tak po prostu sobie do niej podchodzi i zaczyna wychwalać ją za to, że pobiła się z jakąś dziewczyną. Jednak nie chciała kończyć rozmowy, tylko pokierować ją na inne tory. W końcu miała okazję poznać kogoś z nowej szkoły.
-Nie wiem czy powinnam być z tego dumna- zarumieniła się.- I przepraszam, że spytam, ale jak właściwie masz na imię?
-Czemu mnie przepraszasz?- zaśmiał się.- Masz prawo tego nie wiedzieć. Jestem Nikodem- wyciągnął rękę w jej kierunku, a ona ją lekko uścisnęła.
-A więc Nikodemie, nie zamierzasz iść dzisiaj na lekcję?- uśmiechnęła się. Wiedziała, że chłopak ma w planach wagary, nawet nie miał ze sobą plecaka.
-Już mnie spławiasz?- obrócił to w żart.  
- Nie- przerwała na chwilę i zastanowiła się czy zaproponować mu, żeby spędził ten dzień z nią. Skoro oboje nie idą dzisiaj do szkoły, to może być fajna okazja do zintegrowania się z choć jedną osobą z jej nowej klasy.- Możesz chcesz iść ze mną po ubrania do mojego domu?- zapytała.  
Chłopak spojrzał na nią kątem oka. Nie wiedział po co jej ubrania, wyglądała dobrze. W sumie wiedział, że dziewczyny są przewrażliwione na punkcie ubioru, ale bez przesady, Boże! Ile razy dziennie taka kobieta może się przebierać, no ile?
-Spoko- wzruszył tylko ramionami.
Szli dalej chodnikiem rozmawiając o tym co będą później robić. Nikodem wymyślił, żeby iść do Wesołego Miasteczka, które gdzieś w pobliżu się otworzyło. Tini rozważała chwilę tę propozycję, ale ostatecznie powiedziała stanowcze „nie”. Przypomniało jej się jak rok temu razem z Zuzą były na kolejce górskiej w Wesołym Miasteczku w Danii. Obie przed jazdą zjadły litr sorbetu, watę cukrową i popcorn. Każda z nich czuła się niedobrze, ale postanowiły iść na tą przeklętą kolejkę i obie zwymiotowały. Tini od tego czasu miała wstręt do kolejek górskich, w ogóle do Wesołych Miasteczek.
Kiedy Nikodem usłyszał tę historię, popłakał się ze śmiechu i zapytał co w takim razie ona proponuje. Zaproponowała wypad nad Wisłę i piknik złożony z paluszków i puszki coca coli. Chłopak zaśmiał się i przyjął propozycję.
Kiedy doszli do domu Tini mieli dokładnie opracowany plan na dzisiejsze po południe. Dziewczyna otworzyła drzwi i puściła Nikodema przodem. Czuła się nieswojo, jakby to wcale nie był jej dom, jakby się tu włamywała. Kiedy się trochę uspokoiła poszła na górę do swojego pokoju. Był w takim stanie jakim go zostawiła. Niepościelone łóżko, ksiązki na podłodze, włączony laptop na stoliku nocnym, a na biurku kilka talerzy i szklanek.
-Niezły porządek- zaśmiał się Nikodem i usiadł na krześle.
-Nie byłam tu od paru dni- przyznała.- Myślałam, że mama posprząta- wzruszyła ramionami. Podeszła do dużych ,białych drzwi i je otworzyła. Weszła do garderoby i próbowała zdjąć walizkę z półki, ale była za wysoko.
-Pomożesz mi?- wychyliła głowę do sypialni. Chłopak jakby obudzony ze snu podniósł głowę i lekko nią kiwnął.  
Nikodem z łatwością sięgnął na półkę i podał walizkę Tinie. Kiedy oboje wrócili do pokoju, przyglądał się poczynaniom dziewczyny. Raczej nie miała zamiaru się tylko przeprać, wyglądało to tak jakby gdzieś wyjeżdżała.  
-Zanim pójdziemy nad Wisłę, będziemy musieli jeszcze gdzieś wstąpić- powiedziała, chowając do walizki plecak i przybory szkolne.
łGdzie?- zapytał i położył się na łóżku.
-Do domu Zuzy- odpowiedziała dawkowanie. Nie miała ochoty opowiadać mu o tym, że tymczasowo mieszka u swojej najlepszej przyjaciółki, ponieważ ojciec zakazał jej treningów piłki ręcznej. Była pewna, że weźmie ją za wariatkę, że z takich powodów uciekała z domu, ale dla niej ten sport to było życie. To on i przyjaciele dawali jej największe szczęście, nie chciała z niego zrezygnować choćby na tydzień. Uciekła też z powodu ojca i sióstr. Była pena, że przez najbliższy czas wytykali by jej tę bójkę. Siostry by się z niej śmiały, a ojciec patrzył by na nią karcąco. Tylko matka byłaby normalna. Tylko ona, na tyle członków rodziny.
-Daleko to?
-Nie od tego miejsca gdzie się spotkaliśmy jakieś pięć minut.
-Całkiem blisko- powiedział zadowolony, a Tini była jeszcze bardziej zasolona niż on, że nie drąży tematu pakowania się i zaniesienia tych rzeczy do Zuzy.  
Wyszli z jej domu z walizką, plecakiem i dużą torbą. Nikodem ciągnął walizkę i niósł torbę, choć dziewczyna chciała od niego wziąć choć jedną rzecz. On się jednak uparł, że nie pozwoli dziewczynie dźwigać niczego cięszkiego.
-Dyskryminacja!- krzyknęła na całe gardło. Nikodem się roześmiał i Nasale nie oddał jej rzeczy.
-Poczekaj tu, zaraz przyjdę- powiedziała Tina, kiedy już stali pod domem Zuzy.
-A mam inny wybór?
-Możesz jeszcze uciec- uśmiechnęła się.
-Jesteś, aż taka okropna?
-Jeszcze bardziej- krzyknęła, wchodząc już do domu.
Nie minęło piętnaście minut, a była z powrotem. Oczywiście musiała się przebrać, więc teraz na sobie miała czarne rajtki, czarną spódnicę, czarną koszulę i jeansową kurtkę, a w ręce trzymała dużą, piknikową torbę.
-Naprawdę musiałaś się przebierać?- zaśmiał się Nikodem.
-Wcale nie musiałam, ja nic nie muszę. Ja ewentualnie mogę albo chcę, a tak się akurat złożyło, że chciałam ubrać się we własne ciuchy- wytłumaczyła, próbując zachować powagę. W końcu tłumaczyła mu skomplikowany tok myślenia, który może działać tylko u kobiet, u nikogo innego.  
-Teraz nie będziemy mogli zagrać w nogę ani siatkę- jęknął.
-I tak nie mamy piłki- zastanowiła się przez chwilę nad swoimi słowami.- W sumie Zuza ma piłkę do siatki- uśmiechnęła się.- Ale nie będziemy się po nią wracać, a ja nie będę się kolejny raz przebierać.
-Co w takim razie będziemy robić?
-Kupimy karty w kiosku, popatrzymy na chmury, coś wymyślimy- zaśmiała się i popatrzyła w niebo. Dzień był naprawdę ładny, a jej nie chciało się wierzyć, że jest już w liceum. Jej tok myślenia się nie zmienił, wygląd ani ubiór. Gdyby nie Nikodem, który chodził z nią do klasy, zapomniałaby, że jest licealistką.
Na Wisłą byli po trzynastej. Słońce mocno świeciło, więc rozłożyli koc pod drzewem i się na nim położyli. Rozmawiali dłuższą chwilę, na przykład dlaczego wybrali akurat to liceum. Nikodem powiedział, że z powodu wymian i dobrze rozwiniętego kierunku humanistycznego. Tini stwierdziła, że jakoś szczególnie nie chciała iść do tej szkoły. Rodzice ją zapisali i koniec kropka, ona nie miała nic do gadania. Potem Nikodem poruszył temat medali, które widział na półce u niej w pokoju, a Tina zrobiła się czerwona ze wstydu i przyznała, że gra w piłkę ręczną.
-A ty w coś grasz?- zapytała. Oboje wpatrywali się w niebo i pojedyncze, wolno płynące chmurki.
-Grałem w nogę, ale niedawno doznałem kontuzji i nie mogę grać jeszcze przez pewnie czas- westchnął i obrócił się na brzuch. Zaczął wyrywać trawę i rwać ją na mniejsze części.]
-To słabo- przyznała dziewczyna.- Pamiętam jak Zuza doznała kontuzji i nie mogła pojechać na zwody. Przysięgam płakała przez kilka godzin, na szczęście ją uspokoiłam- zaśmiała się.
-Jak?- zaciekawił się.
-Dałam jej pudełko lodów i puściłam komedię romantyczną.
-Na was kobiety to naprawdę działa? Te lody i kiczowate komedie?
-Nie są kiczowate- uderzyła go w ramie.- Są słodkie i tak, poprawiają nam humor, a przynajmniej mnie i Zuzce- wzruszyła ramionami.- To co gramy w karty?
-Jasne, mała hazardzistko- uśmiechnął się.


                                                                 ***
Dzień w szkole strasznie jej się dłużył i gdyby nie pewna rozmowa telefoniczna, mogłaby go uznać za najnudniejszy dzień w jej życiu.
Siedziała właśnie na matematyce, kiedy pouczyła, że telefon jej dzwoni. Podniosła rękę do góry i zapytała, czy może wyjść do toalety. Nauczycielka skinęła głową i wróciła do tłumaczenia lekcji.
Zuza wyszła z klasy i od razu odebrała telefon, nie patrząc nawet na numer.
-Halo?- zapytała.
-Zuza?- odezwał się znajomy głos. Uśmiechnęła się na samo wspomnienie jego właściciela.
-No, co tam?- usiadła na ławce.
-Całkiem spoko, chciałem cię tylko o coś zapytać.
-Słucham więc.
-Jutro razem ze szkołą mamy trzydniową wycieczkę do Krakowa, miałabyś ochotę się spotkać?- spytał, a jej się chciało krzyczeć z radości. Pod czas miesiąca ich znajomości zdążyła go bardzo polubić. Cała kadra wiedziała, że ona i on razem z Tatianą stanowią zgraną paczkę. Ucieszyła się, ze będzie mogła znowu go spotkać, żałowała tylko, iż nie ma Tatiany. Ta rudowłosa dziewczyna umiała im przysporzyć dużo śmiechu.
-Gdzie chciałbyś się spotkać?
-Nauczyciele mówią, że jutro o czternastej na rynku, dadzą nam parę godzin dla siebie- był równie zadowolony co ona.
-Zgodna, ale teraz muszę kończyć, mam matematykę. Pa!- rozłączyła się nie czekając na jego odpowiedź. Wróciła do klasy i siadła na swoim miejscu.
Po szkole poszła od razu na trening. Napędzana dobrym humorem, jaki dała jej rozmowa z chłopakiem, idealnie wykonywała każde ćwiczenie.
-Brawo Zuza!- krzyknął na koniec treningu trener, a ona uśmiechnęła się i pobiegła pod prysznic. Nie śpieszyło jej się do domu, choć była pewna, że Tina na nią czeka. Szła wolno i nawet nie przejęła się kiedy uciekł jej tramwaj. Siedziała na przystanku i zastanawiała się co jutro na siebie włożyć, kiedy do głowy przyszła jej niepokojąca myśl. Jutro jej lekcje kończą się dopiero o szesnastej, a ona była umówiona na czternastą. Cholera! Nie wiedziała co robić, jej ostatnią deską ratunku była Tina, której od czasu do czasu wpadały do głowy dobre pomysły.
I jakie było jej zaskoczenie, kiedy wróciła do domu, a jej nie było. Tylko walizka, plecak i torba.
Zbiegła do kuchni i zapytała o nią rodziców, ale oni powiedzieli, że jak przyszli do domu już jej nie było.
Kiedy po godzinie Tina dalej nie wracała, Zuza zaczęła się o nią martwić, a nie mogła się do niej dodzwonić, bo ciągle włączała się sekretarka. Nie chciała mówić o tym rodzicom, postanowiła ją kryć. Bała się, że jeśli to wyjdzie to jej rodzice nie pozwolą już mieszkać Tinie w ich domu twierdząc, że nie będą brali odpowiedzialności za tak nieodpowiedzialną nastolatkę.
Tak więc kiedy Tini wróciła do domu przyjaciółki o godzinie wpół do ósmej wieczór, ta prawie rozpłakała się z ulgi. Zaciągnęła ją do swojej sypialni i zaczęła besztać za jej zachowanie.
-Naprawdę przepraszam, byłam z Nikodem i jakoś tak wyszło.
-Jakoś tak wyszło-prychnęła Zuzia i zaraz potem się roześmiała.- Boże! Brzemię jak moja mama!
-Przepraszam- powtórzyła Tini i przytuliła się do przyjaciółki.
-Dobra, mniejsza z tym- machnęła ręką Zuza.- Musisz mi w czymś pomóc- zaczęła i opowiedziała Tinie wszystko od początku do końca, a ta słuchała uważnie, kiwając głową i raz na jakiś czas przytakując. Kiedy Zuzka skończyła myślała nad czymś chwilę, bawiąc się włosami przyjaciółki, aż w końcu zaproponowała nieśmiało:
-Zastanawiałaś się nad wagarami?
Zuza szybko odwróciła głowę w jej kierunku i patrzyła na nią zaskoczona. Nie sądziła, że jej przyjaciółka zaproponuje coś takiego. Mimo, że obie nie były do końca normalne i czasem wpadały na szalone pomysły, nigdy nie były na wagarach. Nawet o tym nie pomyślały.
-Mówisz poważnie?
-A widzisz jakieś inne wyjście?- zapytała, sama nie do końca wiedząc, czy to dobry pomysł.- Chcesz się z nim spotkać, prawda?
-Jasne, że tak- kiwnęła głową.
-Więc nie ma innej opcji, chyba że zapytasz się rodziców czy cię zwolnią z lekcji.
Zuza kochała swoich rodziców, wiedziała, że pozwalają jej na dużo ,ale była pewna, iż nigdy nie pozwolą jej opuścić dnia w szkole z powodu chłopaka. Postanowiła jednak zaryzykować, wszystko tylko nie wagary.
Około dwudziestej pierwszej, kiedy jej rodzice oglądali w salonie jakiś stary film przyszła i siadła na jednym z dwóch foteli. Przez chwilę nic nie mówiła, aż wezbrała w sobie całą swoja odwagę i zapytała:
-Czy mogłabym nie iść jutro do szkoły?
Rodzice spojrzeli na nią zaskoczeni, pierwsza odezwała się jej matka:
-Dlaczego? Czy stało się coś?
-W sumie nie- zaczęła i wzięła głęboki oddech.- Mój kolega z kadry przyjeżdża jutro do Krakowa i chciał się spotkać o czternastej, ale ja mam lekcje do szesnastej, liczyłam więc na to, że pozwolicie mi ominąć jeden dzień- uśmiechnęła się nieśmiało, czekając na odpowiedź rodziców.  



                                                            ~~***~~

  Kolejna część!
Ale mniejsza o to. Jak tam Wasze Święta? Jak nastroje? Pistolety na wodę przygotowane?
Część dodana w miarę w terminie i mam nadzieję, że Wam się spodoba!
Wesołego drugiego dnia Świąt!

                                                                                                           Przesłodzone

Przeslodzone

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2633 słów i 13991 znaków.

3 komentarze

 
  • Użytkownik Misiekoooo

    Kiedy następna część?

    1 kwi 2016

  • Użytkownik Pyssieg

    Super

    29 mar 2016

  • Użytkownik misiako

    Cudeńko, czekam na kolejną

    28 mar 2016