Love Story <3 część: 30

To właśnie na jednej z imprez się poznali. Jak zwykle była zorganizowana przez Piotrka. Było to w wakacje gimnazjum na liceum. Oboje kumplowali się wtedy z Piotrkiem, który zdecydowanie był królem imprez. Ta, w tamte wakacje była naprawdę dobra, a skończyła się jak się skończyła.
Oliwer trzymał włosy wymiotującej nieznajomej.
-Przepraszam- uśmiechnęła się do niego.- Zazwyczaj jak tyle wypiję to nic mi nie jest- wytłumaczyła myjąc ręce.
-Nie ma za co- zaśmiał się- Jesteś na tyle ładna, że mogą ci wybaczyć.
-Jestem Anka- podała mu rękę.- I mam chłopaka.
-Oliwer- uśmiechnął się szelmowsko.- I nie mam dziewczyny.



                                                                           ***


-Wiesz, że jak chcesz to możesz jeszcze zostać?- zapytała Zuzka, patrząc jak Tini pakuje się do walizki.
-Wiem- uśmiechnęła się do przyjaciółki.- Jestem ci bardzo wdzięczna za nocleg, ale dawno nie było mnie w domu- przerwała na chwilę pakowani i siadła obok przyjaciółki na łóżku.
Była sobota, a ona dwa dni temu postanowiła, że ni9e może dalej żyć na koszt rodziców Zuzy i że musi wrócić do siebie. Uprzedziła o tym rodziców, którzy nie kryli swojej radości z tego powodu.
-To pozwól mi się chociaż odprowadzić- zaśmiała się Zuza.
-Ale najpierw musisz pomóc mi się spakować.
-Nie ma problemu.
Po pół godzinie Tina była gotowa do wyjścia. Podziękowała rodzicom przyjaciółki, którzy sprawdzali coś na swoich laptopach w salonie. Oni mruknęli coś niezrozumiale, skupiając się na ekranie.
Obie były zdenerwowane tym co może nastąpić w domu Tini. Dziewczyna wiedziała, że mimo, że rodzice cieszą się z jej powrotu to nie obędzie się bez kazania. Z kolei Zuza obawiała się, żę jej przyjaciółka zdenerwuje się, słuchając wykładu rodziców i znów będzie z tego afera.
-Chcesz, żebym weszła?
Tina pokręciła przecząco głową, musiała zrobić to sama.
Pożegnała się z Zuzą i weszła do domu.
-Jestem!- krzyknęła, jakby wróciła ze szkoły.  
W holu najpierw pojawiła się jej mama. Uśmiechnęła się do niej smutno i wytarła brudne od ciasta ręce w fartuszek.
-Kochanie- przytuliła ją, a Tina zaniemówiła. Niespodziewana się czegoś takiego.- Wejdź do kuchni- wskazała ręką drzwi, a dziewczyna posłusznie weszła do środka.
W pomieszczeniu siedział jej tata i siostry.
-Tina- uśmiechnęła się jej młodsza siostra.
-Hej, Monika, co tam?- siadła przy stole i chwyciła kawałek ciasta, który stał na talerzu. Próbowała nie denerwować się widokiem ojca, który spokojnie i bacznie ją obserwował.
-Dostałam solówkę- uśmiechnęła się, a ona przybiła siostrze piątkę.
-Jestem z ciebie dumna. A jak u ciebie Dominika?- zwróciła się do starszej siostry.
-Jakoś leci.
-A co u ciebie?- zapytał nagle ojciec.
Tina spojrzała na niego. Miał obojętną minę, nie wyrażała żadnych emocji. Zanim odpowiedziała przełknęła głośno ślinę i wlepiła wzrok w swoje buty.
-Świetnie- odpowiedziała.
-Masz nam może coś do powiedzenia?
-Przepraszam, naprawdę. Zachowałam się jak jakiś rozpieszczony bachor, nie powinnam. Jest mi teraz bardzo wstyd i nie chcę o tym rozmawiać- powiedziała cicho i poszła w kierunku drzwi prowadzących do holu.- I pyszne ciasto- dodała zanim wyszła.
Udało jej się wtaszczyć wszystkie swoje rzeczy na górę, do pokoju.  
Jej własna sypialnia wydawała jej się obca, jakby nie było jej tu kilkanaście miesięcy, a nie dni.
Położyła walizkę w rogu i weszła do łóżka, przykrywając się kołdrą pod samą szyję.
Po chwili poczuła wibracje w tylnej kieszeni i odebrała telefon.
-Halo?- spytała.
-Jak tam? Była wielka awantura?- usłyszała głos Tomka po drugiej stronie. Bardzo ucieszyła się, że go słyszy, od razu poprawił jej się humor.
Wyślizgnęła się z łóżka i wyszła na balkon.
-Nie, przeprosiłam i powiedziałam, że nie mam ochoty o tym gadać- zaśmiała się.
-I co?
-Na razie odpuścili sprawę.
-A masz może ochotę gdzieś wyjść?
-O tej godzinie?
Była już dwudziesta druga, bo jak się okazało, zanim zadzwonił telefon zasnęła, nawet tego nie zauważając. Dopiero cztery godziny później zadzwonił Tomek.
-Noc jeszcze młoda- odpowiedział.
-Rodzice mnie nie puszczą.
Tomek prychnął pogardliwie.
-Uciekniesz, co to dla ciebie.
-Osz ty- znowu się zaśmiała i oparła się plecami o barierkę balkonu.- A weźmiesz mnie do tamtego domku?
-Wezmę- wiedziała, że uśmiechnął się z triumfem i na to wyobrażenie przewróciła oczami. Ta jego cholerna pewność siebie, którą tak u niego lubiła.
-W takim razie zgoda- rozłączyła się i weszła do pokoju, żeby się przebrać. W nocy nie było już ciepło, a i dnie nie należały do tych ciepłych, jesiennych i słonecznych.
Włożyła na siebie jasne jeansy, czerwony podkoszulek i bluzę. Buty wyciągnęła z walizki. Kiedy była gotowa zadzwoniła do Tomka, żeby się dowiedzieć gdzie jest.
-Stoję pod twoim domem.
-Już schodzę.
Nie chciała wychodzić drzwiami, więc znowu wyszła na balkon, zastanawiając się jak może dostać się na dół.
-Zjedź rynną- podpowiedział głos, dochodzący z cienia rzucanego przez dom.
Dziewczyna od razu rozpoznała ten głos.
-Łatwo ci mówić- burknęła i ostrożnie położyła stopy na drugiej stronie barierek.
-Obejmij rękami i nogami rynnę i po prostu zjedź- Tomek miał rozbawiony głos.
-Zamknij się, wiem co mam robić- przytuliła się do rynny i zaczęła zjeżdżać w dół. Nagle coś się stało i już się niczego nie trzymała, spadała.
Zanim jednak zdążyła chociażby pisnąć była już w ramionach chłopaka. Jej serce mocno biło, przytuliła się do niego i też poczuła, że jest zdenerwowany. Tomek pocałował ją we włosy i odstawił na ziemię.
-Myślałem, że nie zdążę- westchnął i chwycił ją za rękę.
-Ale zdążyłeś, mój rycerzu- uśmiechnęła się.
-Wszystko dla damy mojego serca- skłonił się i ręką wskazał jej motocykl.
Tina zapamiętała część drogi, choć w sumie na nic się to zdało, bo praktycznie nic nie było widać. Droga prowadziła na skraj miasta, a potem po jednej jej stronie były drzewa, a po drugiej pola. Tyle mogła zauważyć, nic bardziej szczegółowego.
W końcu znaleźli się pod domkiem, a Tomek otworzył jej drzwi i przepuścił przodem. Tina pobiegła do salonu i rzuciła się na kanapę, chowając twarz w poduszkach.  
-Rodzice mnie zabiją, kiedy się dowiedzą- jęknęła i poczuła, ze chłopak siada obok niej, na ziemi. Czuła jego oddech na swoim policzku, a kiedy odwróciła twarz w jego stronę, niemal dotykali się nosami.
-Nie przejmuj się- uśmiechnął się, co nieco pokrzepiło dziewczynę, przypomniała sobie dlaczego tak właściwie zgodziła się na to wszystko. Żeby spotkać się z nim, zobaczyć jego uśmiech, móc z nim pogadać i pożartować.
-Jak w szkole?- zapytał.
-Naprawdę chcesz rozmawiać o szkole?- zaśmiała się.- Jak che ci się marnować czas na coś takiego to lepiej zapal w kominku- objęła się rękami, czując, że robi jej się zimno,
-Tak jest, szefowo- zasalutował i poszedł rozpalić ogień.
Tina obserwowała go w ciszy, robiąc się coraz bardziej zmęczona.  W końcu zasnęła i zamknęła oczy.



                                                                              ***


W niedzielę rano Lena wyciągnęła go do Kościoła.
-Naprawdę muszę?- jęknął. Była dziewiąta rano, a on raczej nie był praktykującym wierzącym, o ile w ogóle był wierzącym.
Dziewczyna zmierzyła go złym wzrokiem i zrzuciła z niego kołdrę, ale zanim zdążyła zabrać rękę, chłopak chwycił ją i pociągnął. Lena wylądowała obok niego w łóżku, a Kuba mocno ją przytulił.
-Wolę tak spędzić niedzielę- szepnął.
-A ja chcę iść na Mszę- wyrwała się z jego objęć i znowu stanęła na równe nogi, pochylając się nad nim.- Masz dwie minuty.
Niechętnie, bo niechętnie Kuba zwlókł się z łóżka i założył jeansy oraz koszulę.
Jeszcze zaspany zszedł na dół, do kuchni, gdzie Lena robiła śniadanie.
-Jesteś wielka- zaśmiał się i wziął jedną kromkę z talerza.
-Co ty byś beze mnie zrobił?
-Spał bym- uśmiechnął się.
Po Mszy poszli do kawiarni, wypić coś ciepłego, bo na dworze zrobiło się bardzo zimno.
Lena cały czas sprawdzała coś na telefonie, zresztą jak przez ostatnie pare dni, kiedy spędzali razem czas. Kubę zaczynało to coraz bardziej irytować i w końcu wyrwał jej telefon z ręki.
-Ej!- krzyknęła i próbowała dosięgnąć telefonu, ale chłopak miał za długą rękę.
-Pogadaj ze mną- powiedział zły.- Nic innego nie robisz, tylko gapisz się w ten przeklęty telefon.
-Załatwiam ważną sprawę.
-Jaką?
Lena wyraźnie się speszyła, a Kuba oddał jej telefon. Patrzył na nią przez chwilę, czekając aż cokolwiek powie, ale ona tylko tępo patrzyła się w stół.
-Nie, to nie. Nie musisz mi mówić- wstał ze swojego miejsca i poszedł zapłacić.
Wychodząc z kawiarni, dodał:
-Jak będziesz chciała pogadać to zadzwoń.


                                                                           ***

Mieszkanie było ładne i przestronne, w sam raz dla niego. Miał gdzie trzymać ksiązki, rzeczy na trening. Miał telewizor, a z domu zabrał konsolę. Do szkoły miał pare minut drogi na piechotę, a do szpitala, do Ani kilkanaście, tramwajem.
Zanim zdążył się rozpakować zadzwoniło do niego kilka osób, żeby dowiedzieć się co u niego. Trochę więcej wyczucia miał Jurek, który zatelefonował do niego dopiero Wizorem, kiedy chłopak miał już prawie wszystkie ubrania w szafie, a w lodówce zakupy na najwyżej trzy dni.
-Jak tam?- zapytał.
-Mieszkanie ładne, w dobrej okolicy- pochwalił się Oliwer i z westchnieniem usiadł na kanpie. Był zmęczony całodniowym chodzeniem w tę i we w tę, rozpakowywaniem się, ogólnie całą przeprowadzką.
-Blisko szpitala, prawda?
-Zgadza się- włączył telewizor i zaczął szukać jakiegoś meczu.
-Masz zamiar codziennie ją odwiedzać?- zapytał.
-Tak.
-Nie przemęczaj się za bardzo. Martwię się.
-Brzmisz jakbyś był we mnie zakochany- zakpił.
-Jesteś moim przyjacielem. O! I dbaj o Ankę, dzwoń i przykazuj jak się czuje- poprosił. Anka była jego przyjaciółką, tak samo jak Oliwer, a kiedyś była dziewczyną. Niestety Oliwer mu ją odbił za co się poili, ale po chwili znów byli przyjaciółmi, a Jurek nawet stwierdził, że do siebie pasują.
-Jasne, obiecuje- Oliwer wiedział, że Jurek kocha Ankę jak młodszą siostrę, już nie jak dziewczynę, ale jak młodszą siostrę. Kiedy dowiedział się, że dziewczyna ma raka nie chodził przez tydzień do szkoły, tylko co wieczór chodził pić.
-Dobra, ja kończę. Trzymaj się!
-Ok., na razie!
Oliwer westchnął cicho i oparł się. Nie wiedział co teraz ze sobą zrobić. Zupęnie sam zamieszkał w obcym miejscu, daleko od rodzinnego domu. Jedynie mógł liczyć na Zuzę. Miał nadzieję, że dziewczyna oprowadzi go po mieść, ale nie jak turystę, tylko kogoś kto ma zamieszkać w Krakowie. Liczył na jej pomoc.





                                                                                   ***


No cześć!
   Jak się podobało? A jak tam długi weekend? Jak tam tydzień?
Jeśli część Wam się podobała- komentujcie.
Jeśli część się Wam nie podobała- piszcie co, chętnie się dowiem.


                                                                                                                                  Przesłodzone

Przeslodzone

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2072 słów i 11193 znaków.

2 komentarze

 
  • Misiaa14

    Cudo *-*

    28 maj 2016

  • cukiereczek1

    Rewelacja czekam na kolejną część:)

    28 maj 2016