Hogwart - nowa historia cz. XXXI - jestem w nastroju nieprzysiadalnym

Hogwart - nowa historia cz. XXXI - jestem w nastroju nieprzysiadalnymKoniec wakacji nadciągał w podskokach. Ogólnie rzecz biorąc, dość trudno nazwać ten okres wakacjami. W końcu napracowała się jak wół. Szczególnie podczas lekcji udręk fizycznych (czytaj WF). To, co kazał robić im ten facet przechodziło ludzkie pojęcie i zdecydowanie przebiło zajęcia w mugolskich szkołach. W końcu jaki nauczyciel o w miarę normalnej psychice kazałby wspinać się uczniom kilkaset metrów niczym alpinistom, chodzić po cieniuteńkiej równoważni nad głębokim jeziorem nie zwalniając przy tym nieumiejących pływać, łapać w locie cztery jabłka dla poprawy koordynacji tylko po to, by wkrótce zastąpić je mieczami i pochodniami, biec pięciogodzinny maraton przez zaczarowany śnieg, ujeżdżać dzikie rumaki i jednorożce, skakać w dal, wzwyż i na boki, czołgać się przez sto dwadzieścia minut (bo jakoś trzeba się poruszać w wypadku utraty nóg, nie?) lub zeskakiwać w bezpiecznej pozycji z kolosalnie dużej wysokości? Powtórzyli też dokładnie cały materiał z obrony przed czarną magią i dowiedzieli się jeszcze więcej. Poznali również eliksiry, o których istnieniu nawet nie wiedzieli i studiowali księgi zakazane. Od tej pory gwiazdy stały się ich kompasem, a różdżka przestała być bezużytecznym patykiem, którym można jedynie wydłubać komuś oko. Czuli się dużo pewniej aż nie dowiedzieli się, że trzeba będzie z tego wszystkiego zdać...egzaminy. Cudownie. Mają jedynie tydzień na przygotowanie się do istnej rzezi niewiniątek. Wracając ze śniadania głowę Cassandry zaprzątała tylko jedna myśl: Jakie atrakcje tym razem przygotował dla nich profesor Morgan?  
Wyjątkowo kazał im się zebrać w pokoju życzeń. Wszyscy byli zaciekawieni co dla nich zaplanował. Gdy przekroczyli próg ujrzeli jedynie długie i wąskie podwyższenie na środku sali. Nie musieli długo czekać na profesora. Wpadł do środka swoim charakterystycznym żwawym krokiem z oczami wlepionymi w cel wędrówki. Stanął na owym podwyższeniu i stłumił ciszę cichym kaszlnięciem.
- Nie nauczymy się teraz niczego nowego. To najwyższa pora na przetestowanie waszej wiedzy. W ramach zajęć w dniu dzisiejszym odbędzie się coś na zasadzie obiecanego wam w ubiegłym roku klubu pojednyków, który niestety nie został zrealizowany. Macie okazję czegoś takiego spróbować - oznajmił teatralnym głosem. Nagle w pokoju zjawił się profesor Flitwick, który miał zaprezentować razem z Morganem jak powinno to wyglądać. Walka zakończyła się wygraną Jeremiego Morgana.  
- Dobrze. Kolej na was, moi drodzy uczniowie - obrzucił ich tajemniczym spojrzeniem. - Zastanawiam się kogo by tu wybrać.  
- Nie mnie, nie mnie, tylko nie mnie - myślała Cassandra nie chcąc iść na pierwszy ogień.
- Może panna Skyler? Proszę wejść na podest - wskazał ręką Morgan. Dziewczyna nieco ze strachem zajęła miejsce.  
- Potrzebujemy jeszcze jednej osoby - dumał nauczyciel.  
Oglądał każdego po kolei, a Kasa dalej myślała:
- Tylko nie Malfoy, błagam nie Malfoy, każdy tylko nie Malfoy, nie Malfoy, nie Malfoy.
Jego wzrok spoczął na jednej osobie:
- Pan Malfoy. Zapraszam.
W tym momencie nastolatka poczuła się słabo. Trochę więcej niż słabo. Dostrzegła w tłumie dodających jej otuchy przyjaciół. Draco wkroczył pewnie na podwyższenie i stanął twarzą w twarz z Cassandrą. Ewidentnie gardził przeciwniczką. Utwierdził to umniejszającym jej rolę spojrzeniem i wrednym uśmiechem pytając wyniośle:
- Boisz się, Skyler?
Te słowa na długo zapadły w jej pamięć. Nie mogła ich zapomnieć już absolutnie nigdy. Tak, bała się. Widząc to, co przed chwilą Morgan zrobił z Flitwickiem i wiedząc do czego zdolny był ślizgon. Nie powinna okazywać słabości, jednak nie mogła mu zaprzeczyć, co jeszcze bardziej zwiększyło jego pewność siebie i nisko oceniający ją wyraz twarzy Dracona. Profesor kazał im zająć pozycję. Cofnęli się na krańce "sceny" i wyciągnęli różdżki. Dziewczyna mocno zacisnęła palce na swojej broni. Do jej uszu dobiegły wygwizdywania powodowane przez kolegów Malfoya i zabujanej w nim na oślep Pansy. Czy nauczyciel pozwoli żeby stała jej się krzywda? Po Jeremim wszystkiego można się było spodziewać, więc doszła do jednego, podstawowego wniosku. Musi liczyć na siebie. W napięciu czekała na sygnał myśląc od czego może zacząć ten wredny arystokrata. Podwinęła rękawy i postanowiła użyć od razu zaklęcia rozbrajającego. Sygnału jednak ani widu ani słychu. Po około minucie trwania w bezruchu usłyszała go. Wykonali pokłon, ale ze strony jej przeciwnika było to raczej przymusowe skinienie głową. Zaczęła realizować swój plan, ale szybko zablokował czar i rzucił na nią nieznane jej zaklęcie. Spowodowało ono jej natychmiastowy nokaut poprzez wywalenie się na ziemię. Uderzyła o posadzkę i poczuła okropny ból w nodze, gdzie została skierowana moc. Próbowała się podnieść, ale nie dała rady. Na podest wkroczył Ron usiłując dźwignąć ją do góry. Niespodziewanie pomógł mu Malfoy i rudy zaniósł ją razem z Morganem do skrzydła szpitalnego. Naomi zrobiła przestraszoną minę, ale szybko odetchnęła z ulgą, bo już po kilku minutach przyjaciółka wróciła na własnych nogach.
- Było to nieco zbyt śmiałe posunięcie, Panie Malfoy, jednakże bardzo przydatne do walki ze śmierciożercami. Proszę o niestosowanie tego zaklęcia podczas treningu i zapraszam kolejne osoby.
***
W nocy Kasa znowu nie była w stanie zasnąć. Odsunęła swoje łóżko jak najdalej łóżka Draco w dodatku za jedną ze ścian, żeby nie mogła na niego patrzeć. To nic nie zmieniło. Postanowiła wyjść z pokoju i spróbować zasnąć gdzie indziej. Dajmy na to na korytarzu. Tak, to miejsce było zdecydowanie lepsze. Usiadła więc na nienaturalnie szerokim parapecie, wytrzepała poduszkę i owinęła się kocem. To miejsce zawsze okazywało się świetnym punktem widokowym, z którego można było oglądać większość zamku i część Zakazanego Lasu razem z jeziorem. Poczuła się jeszcze bardziej samotna. Potrzebowała porządnego przytulenia. Tych jednych, jedynych ramion. Nie innych. Dlaczego? Tego nikt nie wie. Zrozumiała, że tak łatwo się od tego nie uwolni. Samotność nie jest naturalnym stanem. Wszystko wokół występuje w parach - poduszki w sypialni, palniki w kuchence, a nawet baterie w latarce. Samemu zasypia się fatalnie. Powoli przymknęła powieki i zasnęła ukołysana przez szepty czarodziejów z portretów.  
Rano zwlekła się z okna, wsunęła na stopy kapcie w króliki i ruszyła do dormitorium. Po pewnym czasie była gotowa zejść na śniadanie. W okresie wakacyjnym stoły były zapełnione prawie do połowy, więc mogła spokojnie usiąść na brzegu unikając towarzystwa innych. Dostrzegła Naomi machającą, aby dołączyła się do stołu Gryffindoru, ale zignorowała to siedząc niczym mysz pod miotłą i myśląc ze złością, gdy dziewczyna nie przestawała:
- Tak się zdarza czasami, że jestem w nastroju nieprzysiadalnym. Tak się zdarza zazwyczaj, że jestem w nastroju nieprzysiadalnym. Siedzę sama przy stoliku i nie mam ochoty dosiąść się do was. Ja to pierdolę, dziś jestem w nastroju nieprzysiadalnym.

Igi

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1266 słów i 7335 znaków.

1 komentarz

 
  • Użytkownik Nataliiia

    Kiedy następna część???

    17 wrz 2016

  • Użytkownik Igi

    @Nataliiia dzisiaj albo jutro

    17 wrz 2016

  • Użytkownik Nataliiia

    @Igi ok

    17 wrz 2016