Cztery godziny wcześniej:
Draco wszedł do dormitorium Zabiniego, które dzielił teraz z Justinem i Eddym. Nie odnalazł przyjaciela. Na łóżku leżał Eddy pisząc esej z eliksirów, a jego uwagę przykuł drugi współlokator Blaise'a. Siedział na parapecie oparty o szybę i zapalał właśnie papierosa.
- Fox, palisz? - blondyn uniósł brwi do góry.
- Nie, musiało ci się przewidzieć - uśmiechnął się sarkastycznie.
- Nie chce mi się wierzyć! Zawsze taki poukładany, grzeczny chłopczyk, a jaki gentelman! Przepuszczanie dziewczyn w drzwiach i zwroty ze średniowiecza, a tu proszę... Co w ciebie wstąpiło?
Justin zeskoczył z parapetu, podszedł do Malfoya i wypuścił chmurę dymu z ust na jego twarz. Ten ani nie drgnął.
- Nie twoja sprawa, Malfoy - warknął i skierował się do wyjścia.
- Podziel się, Lisku - zaśmiał się Eddy. Fox rzucił w niego fajką wyraźnie czymś zdenerwowany i wyszedł.
- Teraz już wiem, czemu jest ślizgonem - powiedział Dave Eddison sięgając po różdżkę. Mruknął coś pod nosem, wyleciały iskry i po chwili podpalił papierosa wkładając go do ust.
- Gościu ma coś na sumieniu - skomentował Draco. - Tylko ciekawe co.
- Oj, przestań. Fox zawsze był takim dziwnym typem. Pewnie ugania się za jakąś laską i mu nie idzie.
- Błagam, nie zaczynaj tematu Skyler, bo zaraz puszczę pawia!
Eddy odsłonił szereg białych zębów i odparł:
- Nie wspominałem o niej. Chociaż to zawsze gorący temat. Z drugiej strony czemu by nie? Jesteś dalej zły za tą drobną rankę na wojnie, Smoku?
Draco zmierzył go ostrym spojrzeniem.
- Drobną rankę, powiadasz?! - wytrącił mu fajkę. - Człowieku, ty jej wyryłeś na wieki to, co jest dla niej największym bólem! Założę się, że mniej bolało ją samo twoje wywijanie nożem w jej przedramieniu niż to, co teraz czuje! Nawet jej nie przeprosiłeś. Ba! Jesteś z tego dumny.
- Daremnie robisz sobie u niej nadzieję.
- Nie robię - zaprzeczył szybko. - My się nawet nie znamy.
- Dalej zgrywaj twardziela - prychnął. - Dobrze, że ma tą bliznę. Inaczej ta cała sława Pottera i miliard adoratorów uderzyłoby jej do głowy.
- Uważasz, że świetnie postąpiłeś niszcząc jej resztę życia?
- Dokładnie - wrócił do swojego wypracowania. - Zrobiłbym to jeszcze raz. Z wielką przyjemnością.
- Kiedyś za to zapłacisz, Eddison.
- Groziłeś mi nie raz - ziewnął długo i zaczął bez celu kartkować podręcznik.
***
Ta sama kobieta mająca włosy spięte w luźnego warkocza chciała obojętnie minąć wysokiego czarodzieja. Zatrzymał ją ruchem ręki mówiąc:
- Czy jesteś pewna swojej decyzji?
Za wszelką cenę starała się mu nie spojrzeć w oczy. Przerzuciła owy warkocz na ramię i zaczęła niespokojnie gładzić jego końcówkę.
- Nie cofnę moich słów.
Mężczyzna westchnął ciężko, ale nie odpuszczał.
- Przecież on cię zostawił. On nie wróci. Mogę ci pomóc. Zdążyłem się już przywiązać do twojej małej Cassandry, jest taką uroczą dziewczynką.
- Severusie...
- Ten los, który on jej wybrał... W czym zawiniła?
- Nie próbuj mnie przekonywać! Gdybym się zgodziła nie mogłabym na ciebie patrzeć! To prawda, zawiniłam bardzo! Ale ja nie potrafię, jeżeli ty dalej kochasz Lily. Bo kochasz, prawda? - wypłakała kobieta.
- Kocham.
Claudia wbiła wzrok w ziemię, a łza ściekła po jej policzku.
- Przepraszam, że kiedykolwiek...Robiłam ci nadzieję. I... Nie! Zostaw mnie - odepchnęła jego ramię próbujące ją przytulić. - Nic nie zmieni mojej decyzji. To za bardzo boli. Dlatego... pożegnajcie się...jak wejdę rano do jej pokoju...to nie chcę cię tam już widzieć.
Czarodziej odprowadził ją wzrokiem i uchylił drzwi wskazanego pomieszczenia. Na dywaniku siedziała mała dziewczynka, a na jej twarzy zagościł ogromny uśmiech, gdy go zobaczyła. Była taka beztroska, jakby to wszystko, co się stało, nie dotyczyło jej w najmniejszym stopniu.
- Nareszcie przyszedłeś. Tęskniłam za tobą - powiedziała dwulatka z lekkim wyrzutem. Mężczyzna nie mógł powstrzymać się od uniesienia kącików ust.
- Chodź, chcę ci coś pokazać.
Chwyciła go za długie palce, bo tylko tam dosięgała i pociągnęła go w kąt pokoju. Podała mu jakąś kartkę.
- Sama to narysowałaś? - zapytał ciepło oglądając rysunek.
- Sama - odparła dumnie. - To jestem ja - wskazała najniższego patyczaka po środku. - To jest mama.
- A to?
- To jesteś ty.
Przyjrzał się uważnie. Trzy patyczaki, które miały być ludźmi wyglądały na bardzo szczęśliwe. Wszyscy trzymali się za ręce, a na górze dorysowane było wielkie serce.
- Pięknie - chciał jej oddać obrazek, ale pokręciła główką.
- To dla ciebie.
Reszta dnia minęła im na zabawie. Czarodziej dał się nawet namówić na nie spanie do późna i oglądanie gwiazd, gdyż Cassandra powiedziała, że jest już wystarczająco duża. Gdy nadeszła pora na koniec spotkania zarządził:
- Muszę już iść.
- Nie. Pobawimy się jeszcze, dobrze?
- Możemy zagrać w chowanego. - posmutniał, ale dziewczynka ożywiła się natychmiast. - Pod jednym warunkiem. Dzisiaj ty liczysz, a ja się chowam.
Potrząsnęła energicznie głową na zgodę i zdziwiła się, gdy przed grą mocną ją uścisnął, jakby się żegnał.
- Raz, dwa...co było dalej?
- Trzy. Policz do dziesięciu, pamiętasz?
- Tak! Raz, dwa...
- Nie podglądaj! - cofnął się kilka kroków.
- Raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć, dziesięć! - odwróciła się i obeszła cały pokój.
Zajrzała pod łóżko, za drzwi, za zasłonę, szukała wszędzie, ale go nigdzie nie było.
- Ej! Gdzie się schowałeś!? Wychodź!
***
Postać, na którą padał cień leżała na twardej posadzce. Punktualnie o trzeciej zjawiła się Anastasija, ale nie ujrzała już zbrodniarza. Na podłodze zobaczyła Eddiego, który wstrzymywał się od krzyku zagryzając wargi. Sączyła się z niego krew i tworzyła sporą kałużę, w której ginęły kamienne schody.
- Kto to?! - krzyknął ostatkiem sił.
- Jakie zaklęcie zostało użyte?
- Tu...nic...- próbował mówić. - J-jestem...przekl...przeklęty-y... Ja...chcę umrzeć...Pozwól mi.
- Czy jest coś czego żałujesz?
- Wiele... Chodź...tutaj - wydusił, a Ana nachyliła się nad nim, by go lepiej słyszeć.
- Napisz, żeby...żeby mi...w-wybaczyła... To... tą ranę... Nie chcę...umie...umierać...z takim su...sumieniem... - wydukał z trudem łapiąc oddech.
- Kto ci to zrobił? - próbowała zachować spokój. Otarła pot z jego czoła i odgarnęła włosy.
- On...on miał...rację...Ale nie o...nie to teraz...nie to ważne...powiedz jej...o tym, powiedz! - zaczął płakać nie mogąc wytrzymać ani sekundy dłużej.
Dziewczyna zamoczyła końcówki swoich palców na ścianie i napisała to, co jej podyktował, czyli "Wybaczcie mi". Gdy odwróciła się, jęknął, otworzył szeroko oczy, a z nosa wyciekła mu strużka krwi. W dłoni ściskał poplamioną nią kartkę z napisem "Ale ty jesteś czysty".
4 komentarze
Qurki
Meeeeega, kiedy next?
Igi
@Qurki weekend, ale jak coś mnie natchnie to może i dzisiaj
Olifffka<3
Kocham ;**
Amerdence
Booooooskie! Kocham nad życie ^^ Fabuła rozwija sie w nieskończoność, samo opowiadanie jest perfekcyjne. Nigdy nie przestawaj pisać bo masz ogromny talent. Życzę weny i pozdrawiam!
Igi
@Amerdence Straaasznie dziękuję
on
brak komentarza jest najlepszym komentarzem...skoro musisz pisać to pisz....
Igi
@on muszę