Hogwart - nowa historia cz. XLVII - wystarczy zaufać zdrajcy

Hogwart - nowa historia cz. XLVII - wystarczy zaufać zdrajcyWszedł do środka bez pukania. Wiedział, że nie było to wtedy niezbędne. Białowłosa zmierzyła go życzliwym wzrokiem i przyglądała się jak bezradnie siada w kącie. Podłoga nie wiedzieć czemu była dla niego miejscem wygodnym.
- Zatem - rozpoczęła Penelopa. - Jaką głupotę znowu odwaliłeś?
Obrzucił ją ostrym spojrzeniem.
- Przecież żartowałam, Dracuś - powiedziała z udawaną słodyczą robiąc minę, przez którą miało się ochotę rzygać tęczą. - Nie byłabym sobą gdybym się nie domyśliła i nie sprawdziła podejrzeń.
Nie odpowiadał. Często nic nie mówił w jej towarzystwie, ale pomagało mu to. Penelopa miała w sobie moc rozmowy z ludźmi. Wiecznie radosna, potrafiąca zawsze znaleźć dobre strony.
- Jutro będzie lepsze...  
- Może trochę weselsze.
- A może jesteśmy w błędzie i jutra nie będzie? - wlepiła wzrok w jeden punkt nie opuszczając kącików ust.
- Ta informacja może tobą wstrząsnąć i pierwszy raz w życiu zrobisz się smutna.
- Dajesz - odparła.
- Wyjdziesz za mnie, Penelopo.
Zareagowała neutralnie, ale po kilku sekundach pokiwała głową mówiąc:
- Nie mogę.
- To nie było pytanie.
- Nie zrobię tego, Draco. Nawet jeśli to miałoby cię uratować przed Pansy.  
- Aż tak bardzo mnie nienawidzisz? - rzucił oschle opierając twarz na kolanach.
- Kocham cię.
- Ja chyba nie za bardzo chwytam twój system wartości - wzruszył ramionami.
- Mam wiele powodów, by się temu sprzeciwić. Nie powstałam, by ulegać. Los, też mi coś - prychnęła. - Głównie dlatego, że cię kocham, nie zostanę nigdy twoją żoną.  
- Jak...
- Bo ty jeszcze nie rozumiesz tego słowa, Draco - uśmiechnęła się delikatnie.
- W takim razie mi je wytłumacz - zadrwił.
- Ktoś inny zrobi to lepiej, to nie moja misja, nie moja działka. Nie powinnam zabierać tego tej osobie. Musisz wiedzieć jedno. Ze mną nie będziesz szczęśliwy, kochasz kogoś innego. Pomimo, że na chwilę obecną nie masz o tym pojęcia...Ach, długa droga przed tobą. Idź już.  
- Jak to idź? Dokąd?  
- Nie rozumiem - zaśmiała się.
- W którym kierunku?
- A dokąd zmierzasz? - zapytała pełna ciekawości.
Malfoy zastanowił się nad odpowiedzią, jednak nic nie przychodziło mu do głowy. Penelopa była dziwnie tajemnicza.
- Nie wiem - westchnął ciężko.
- Więc tym bardziej nie ma znaczenia, w którą stronę pójdziesz.
Chłopak znieruchomiał. Wnikał wgłąb jej oczu, lecz oprócz typowej życzliwości i szczęścia nie zauważył nic. Wstał i skierował się do wyjścia. Pomachała mu miło na pożegnanie, lecz on mruknął tylko jakieś przekleństwo pod nosem i wyszedł.
- Pomyśleć, że Malfoy ma uczucia. Niesamowite - skomentował osłupiały Fred chowający się całe ich spotkanie w cieniu.  
- Niesamowite jest to, że nikt tego nie zauważył. Człowiek jak każdy inny. Może tylko trochę bardziej zagubiony...No dobra, błądzi w największym labiryncie jaki widziałam.  

***
Znowu można było usłyszeć charakterystyczny gwar. Nie był to jednak gwar zły. Dźwięk przyjemny, dobrze znany i niezbyt nachalny. Kojący jak plasterek, bo pełen głosów tych wspaniałych ludzi. A każdy z nich był inny. Energiczni i spokojni, lojalni i przebiegli, buntownicy i ci "grzeczni". Peron dziewięć i trzy czwarte.  
- Boże, Kasa! Całe wieki cię nie widziałam! - Naomi rzuciła się na jej szyję.
- No na pewno - zaśmiała się próbując poluzować uścisk. - To znaczy dwa dni temu na Pokątnej.
- Każdy ma swoje własne określenie na słowo "wieki" - w końcu ją puściła.
- Kogo my tu mamy? Harry Przypał i Banda Nieudaczników? - powitał ich Draco. Postanowili nie odpowiadać i czekać aż odejdzie. Nie okazało się to jednak takie proste.
- Stul pysk, Malfoy, bo nie ręczę za siebie - odciął się cicho, ale stanowczo Harry. Goryle Dracona czyli Crabbe i Goyle już przygotowywali się do zadania ciosu, ale ten ich powstrzymał.
- Opanujcie się - powiedział spokojnie. - Z idiotami nie wygramy. Mają przewagę liczebną.
- A sam odzywasz się do wszystkich jak do psów - wycedził Ron.
- Szlama to szlama - obrzucił pełnym pogardy wzrokiem Cassandrę. - Lubię nazywać rzeczy po imieniu.  
- Zostaw - Cassandra złapała za rękę Harry'ego wyciągającego różdżkę. - To sprawa pomiędzy mną a Malfoyem. Aż tak bardzo uraziłam twoje ego nie przyjmując wspaniałej propozycji, wprost nie do odrzucenia, by spędzić resztę życia z CZYSTOKRWISTYM, podłym zdrajcą? - zwróciła się do niego. Przez chwilę go zatkało. Usłyszał to, czego obawiał się najbardziej.  
- A jednak brudna krew ma wpływ na obniżenie inteligencji.
Jego banda wybuchnęła śmiechem.
- Możemy przecież zacząć wszystko od nowa jeśli chcesz. Od totalnego zera. Bez dawnych błędów... Poczekaj - odszedł na kilka metrów, po czym podszedł ponownie. - Jestem Malfoy. Draco Malfoy - wyciągnął do niej dłoń.  
Kasa nie wiedziała co robić. Czuła na sobie zaniepokojone spojrzenia przyjaciół i palące wrogów, a także ciekawskie nowych trzecioklasistów. Draco dalej tkwił w tej samej pozycji z silnie wyciągniętą ręką, którą przybliżył widząc jej wachanie się.  
- Jestem ze Slytherinu. Tak samo jak ty.
Nie wyczuwała w jego głosie sarkazmu, śmiechu ani nawet gry aktorskiej. Malfoy naprawdę chciał zakończyć wojnę pomiędzy nimi.
- Nie przez przypadek jesteś właśnie tam. Drzemie w tobie potencjał...to Salazar Slytherin nas wybrał...Mnie i ciebie.
Przez chwilę wydawał się być przerażający.
- Możesz mieć wszystko. Możesz być wielka. Możesz być zapamiętana na wieki. Mogę uczynić cię szczęśliwą. Mogę sprawić, że każdy czarodziej będzie znał nasze imiona... twoje imię.  
Zaczynała czuć się coraz słabiej. Nogi wydawały się być jakby z waty. Mierzył ją stalowymi tęczówkami.  
- Wiem, co do mnie czujesz. Nie możesz przestać o mnie myśleć. Uzależniłaś się jak od narkotyku. Potrzebujesz słyszeć mój głos, widzieć moją sylwetkę chociaż przemykającą przez korytarz. Ja także cię pragnę.  
Czuła, że kręci jej się w głowie. Tak bardzo chciała wybrać Draco. Nie może jednak zostawić Harry'ego i reszty.
- Zostaniemy przyjaciółmi, a jeśli chcesz to i czymś więcej. Będziemy wiedli szczęśliwe życie w dostatku. Powtarzam, każdy będzie wspominać z dumą nasze imiona. Spełni się wszystko, co rozkażemy. Tylko po mojej stronie będziesz bezpieczna. I zapomnisz o tym - wskazał napis wyryty z bólu i krwi, który nękał coraz bardziej każdego dnia.
"Nie potrafię cię odrzucić i nie potrafię ci zaufać".
- Wystarczy tylko, że przyjmiesz moją dłoń... Chodź ze mną, Cassandro.
W ułamku sekundy straciła grunt pod nogami.
- Choćby niebo waliło mi się na głowę, a Voldemort torturował mnie Crucio to nie zaufam zdrajcy i oszustowi.

Igi

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1274 słów i 6901 znaków, zaktualizowała 24 lis 2016.

Dodaj komentarz