- Witam was, nieznajomi. Do Hogwartu, czy dobrze trafiłem? - zaczepił ich wysoki, przystojny brunet. - Czy ona właśnie zemdlała?
- Na to wygląda - odburknął Ron. W tym momencie Cassandra otworzyła oczy i zerwała się z betonu, jednak nie była w stanie długo utrzymać się na nogach. Szybko podtrzymał ją Harry razem z Malfoyem.
- Nie podnoście jej, niech odpocznie chwilę, pewnie ma zawroty głowy. Pociąg dopiero za pół godziny - doradził, a czarodzieje się go posłuchali.
- Nazywam się Justin Fox.
- Harry Potter, Naomi Lovato, Ronald Weasley, Cassandra Skyler - przedstawił wszystkich Harry.
- Wybraniec... miło mi - uśmiechnął się delikatnie Fox. - A ty na pewno jesteś Draco Malfoy. Głośno było o twojej rodzinie przez ostatnie zdarzenia. Nawet trochę obawiałem się Ciebie idąc do Hogwartu.
- Krew? - zadał pierwsze, standardowe pytanie, które miało przesądzić o ich relacjach.
- Moja? Status?
- Nie, matki Pottera, głąbie. A zapomniałem, Potter nie ma matki.
- Czysta - wzruszył ramionami Fox.
- W takim razie prawdziwym czarodziejom nie wypada zadawać się ze szlamami - wskazał na gryfonkę i ślizgonkę. - Jak widzisz mogę to zmienić. Więc tak czy nie? - skierował się do Cassandry.
- Nie zostawię moich przyjaciół, Malfoy! Zgodzę się spróbować, ale nie licz na nic więcej niż przyjaźń, chociaż nie wiem czy to nadal możliwe. Pod jednym warunkiem. Nie będziesz już ich dręczyć, osób z rodziny mugoli i gryfonów.
- Jesteś dowcipna jak taczka gnoju - zaśmiał się i odszedł co nieco dalej.
- To nie było miłe - mruknął Justin.
Draco podszedł do niego blisko i spojrzał mu groźnie w oczy.
- Dam ci radę. Bardzo ci się przyda, gwarantuję. Masz naprawdę ładne zęby, jeśli nie chcesz ich stracić to nie wpierdalaj się w nie swoje sprawy, a w szczególności w moje, lisku - wycedził i odszedł by przywitać się z Eddym, a następnie Zabinim. Blaise Zabini był ciemnoskórym, czystokrwistym czarodziejem. Rodzina Zabini od wieków przyjaźniła się z Malfoyami i Eddisonami. Blaise szczególnie lubił Dracona, a Eddiego, Crabbe'a i Goyla podporządkowali sobie bez problemu. Zabini jednak ostateczną władzę nad ich paczką pozostawił Malfoyowi, który budził w nim zawsze respekt. Blaise był wielkim żartownisiem, pełnym humoru, inteligencji oraz typowego ślizgońskiego usposobienia. Nie było najmniejszych wątpliwości dokąd zostanie przydzielony.
Cassandrze udało się podnieść i opierając się dla bezpieczeństwa o murek, wyczekiwała pociągu. Nagle typowy spokój zakłócił dziwny krzyk. Jego autor podbiegł do jej przyjaciół i spojrzał na nich koślawym wzrokiem.
- Ej, co to za bus stop? - zdziwił się rozglądając dookoła.
- Peron dziewięć i trzy czwarte. Do Hogwartu?
- Aaaale faza - odparł patrząc na wszystko, na co tylko zdążył.
- Zwykły peron - prychnął Harry. Nie działo się tam przecież nic nadzwyczajnego. Tylko kilkadziesiąt sów w klatkach, magiczne przejście przez ścianę i grupka nastolatków rzucająca zaklęcia. "To Penelopa i bliźniacy Weasley". Wszyscy już wiedzieli o ich magicznym ocaleniu. Poza tym białowłosa i rudzielcy bardzo się polubili. Czemu się dziwić skoro Penelopa dogadywała się nawet z Malfoyem?
- Mi tam się podoba - ekscytował się Fox.
- Eee tam...w sumie to tylko zaczarowany przystanek autobusowy...- powiedział chłopak i wyciągnął kanapkę. Spojrzeli się na niego dziwnie. - No co? Zawsze noszę przy sobie jedzenie na wypadek gdybym zgłodniał. Chcecie trochę? Mam tego więcej - zaczął grzebać w torbie.
- Nie, jak ci na imię? - spytał narzeczony Cassandry.
- Sakkathattiya.
-Co?!
- Sakkathattiya - powtórzył niecierpliwie z pełną buzią.
- Boże, gdzieś ty się uchował? Co to za imię? - wybuchnął śmiechem Zabini razem z kolegami.
- Tajskie. Chcesz trochę kanapki? Dobra, z salcesonem.
- Nie, dzięki. Wymyślcie mu ksywę, bo szlamy się nie połapią - dorzucił Draco. - Na przykład... weź to powiedz jeszcze raz.
- Sakkathattiya! - wydarł się na cały głos.
- Szyszka! - zaproponował Malfoy i poszli sobie.
- Kiedyś zabiję tego idiotę, ale ksywa mi się podoba...i nawet pasuje - zaśmiała się Naomi.
- Mogę być i Szyszka - skomentował obojętnie (narrator nie chce wymieniać już tego imienia, bo ostatnio dostał skrętu języka). Szyszka strasznie przypominał Harry'emu Dudleya, był jednak trochę bardziej znośny. Zwracając uwagę na wygląd, byli podobni jak dwie krople wody.
- O zgrozo! Wybaczcie mi, zapomniałem wam jeszcze kogoś przedstawić - przypomniał sobie Justin Fox i wyciągnął siłą zza muru niewysokiego chłopaka.
- To jest Eliot. Jest bardzo nieśmiały
Uśmiechnął się do nich niepewnie, a szyszka również jego chciał poczęstować salcesonem. A więc "Harry Przypał i Banda Nieudaczników" poznali już Eliota, Szyszkę, Blaisa Zabiniego oraz Justina Foxa zwanego liskiem.
W końcu przyjechał upragniony pociąg. Oczywiście nie wszystko mogło pójść po ich myśli i do przedziału wpakował się Malfoy zabierając Cassandrę:
- Zapomniałaś, że jesteś prefektem? Jedziemy we wspólnym wagonie.
Podróż minęła nawet spokojnie, starali się ze sobą nie rozmawiać. Kasa spytała tylko dlaczego nie został w domu na święta, a on odpowiedział, że dyrektor zmienił zdanie i wszyscy muszą wrócić do szkoły. "To niepodobne do Dumbledora". Intuicja podpowiadała jej, że coś tu nie jest w porządku.
- Zaraz wracam - zakomunikował i opuścił przedział. Dziewczyna popatrzyła się smutno w okno. "Nie chciałam Cię zranić, Draco. Jestem po prostu zmęczona. Zmęczona tobą, a jednocześnie tak tęsknię."
Pociąg zatrzymał się na miejscu zanim wrócił Malfoy." Nic dziwnego w końcu wyszedł jakieś piętnaście minut temu." Ich zdaniem było sprawdzenie pociągu, gdy wszyscy wysiądą. "Może już zaczął?" Postanowiła do niego dołączyć. Gdy sprawdzała jeden z ostatnich przedziałów była bliska zawałowi serca.
- Pomocy! - krzyknęła najgłośniej jak potrafiła. Wkrótce do środka wparował Malfoy.
- Żyje?!
- Nie wiem!
- Odsuń się, Skyler - przepchnął się do leżącego ciała. Sprawdził puls. - Jeszcze tak.
- Wyślij po kogoś patronusa!
- Ja...ty to zrób.
Głupio było mu się przydać, ale nigdy nie wyczarował patronusa. Brak mu było dobrych wspomnień i nie uczył się tego będąc Śmierciożercą.
- Malfoy... spójrz - wydukała wskazując na ścianę. Widniał tam napis.
- Eliminacja - przeczytał. - Napisane jej krwią. Nieźle aczkolwiek niezbyt kreatywnie.
- Ona była brudnej krwi, prawda? - spoglądała przerażona na ranną pierwszoklasistkę.
- Na to wygląda... Eliminacja.
- Eliminacja zdaniem Voldemorta słabszych.
- Strzeż się, Skyler.
Dreszcz przebiegł przez jej ciało.
- Eliminacja szlam - powtórzył.
Dodaj komentarz