Hogwart - nowa historia cz. XLIII - Żartowałam, żyję

Hogwart - nowa historia cz. XLIII - Żartowałam, żyjęPokonywał jeden schodek po drugim jakby leniwie.  Za nimi nie czekało go nic dobrego. Cicho wślizgnął się do środka i rozejrzał po ogromnym holu. Zrzucił na ziemię płaszcz, a natychmiast podbiegł do niego skrzat domowy, który podniósł go w mgnieniu oka i przewiesił przez rękę.
- Miło pana widzieć, panie Malfoy - skłonił się witając go drżącym głosem.
Draco dalej wędrował wzrokiem po wiszących na ścianach obrazach.
- Gdzie są rodzice?
- Pana nie ma, Sir. Ale Pani zaraz tu pewnie przyjdzie.  
- Zanieś kufer na górę.
Skrzat o imieniu Zgredek popatrzył na nim błagającym o litość wzorkiem, który co i rusz przenosił z kufra na Dracona.
- Zgredek nie da rady. Za ciężkie - wypiszczał.
- Nawet mnie dzisiaj nie denerwuj!
Po tych słowach spostrzegł Narcyzę. Uśmiechnęła się przytulając go pełna matczynej miłości.
- Tęskniliśmy za tobą, Draco.  
- Dobry wieczór, mamo. Gdzie ojciec?
- Niedługo wróci. Musimy porozmawiać o... ostatnich wydarzeniach - mówiła z pewnym trudem.
- Świetnie. Wydziedziczycie mnie czy co?
- Dziecko - westchnęła głaszcząc go po policzku. - Dobrze wiesz, że jesteś naszym jedynym synem. Dziedzicem rodu Malfoyów. Przyszłą potęgą pisaną ci od zawsze. Między innymi dlatego polubisz pannę Parkinson. I nawet nie myśl, że pozwolimy ci nie iść do Hogwartu.
- Ale się na nią uparliście - przewrócił oczami, a Narcyza odeszła, by nie dopuścić do konfliktu. - A ty co stoisz jak kołek w płocie?!  
- Bo... Zgredek - zaczął niepewnie. - Zgredek nie został odesłany.
- Te głupie skrzaty nie mają za grosz rozumu - wycedził, a Zgredek cofnął się o spory krok. Draco ruszył żwawo w kierunku swojej komnaty. W kominku żarzyły się ostatnie iskry, a wchodząc uderzyło go lodowate powietrze. Usiadł na zdecydowanie za dużej kanapie i patrzył się. Tak po prostu na nic. Czasami trzeba przemyśleć kilka spraw nie dochodząc do żadnych wniosków. Chociaż zawsze wysuwał mu się jeden: został sam.  
- Zgredek! - zawołał, a sługa niemalże wywinął orła na zakręcie.  
- Zgredek już jest - wydyszał.
- Dowiedz się mi zaraz gdzie mieszka ten bliznowaty okularnik.
- Chłopiec, który przeżył?
- Cholerny chłopiec, który kurwa przeżył!
***
Mieszkanie wynajęte przez Harry'ego było nawet nawet. Całkiem przeciętne, gdyby nie fakt, że cieplej okazało się być w lodówce. No ale nie można mieć przecież wszystkiego. Najgorsze było wyczołganie się spod kołdry, gdy sowa dobijała się do środka przez okno.
- Co tam masz? - spytała Cassandra rozwijając liścik:
Na górze róże
I nic na dole.
Bądź ze mną, Skyler
No ja pierdole
- Ehh...Nowa era romansideł nadchodzi. Nie listy do M, tylko listy od M - zaśmiała się. W końcu do pokoju wszedł Harry uśmiechając się jak zawsze gdy ją widział, jednak dzisiaj trochę inaczej. Powiedział rozglądając się po pomieszczeniu:
- Da się wytrzymać, co?
- Pewnie - odwzajemniła uśmiech.
- Mimo że jesteśmy zaręczeni to wolę się ciebie zapytać, bo nie chcę być zbyt nachalny... Mogę iść spać do gościnnego jeśli potrzebujesz czasu...
- Oj daj spokój. Wiem, że tego chcesz - zrobiła mu miejsce, które ochoczo zajął.
- Obiecuję, że będzie lepiej. Zapewnię ci dużo lepsze warunki. Planuję zostać aurorem.  
- Nie będziesz mieć problemów z dostaniem się.  
- Oby... I co jeszcze? Będziemy mieć dzieci?
- Dwójkę - zaproponowała.
- To wiesz, co trzeba najpierw zrobić - poruszył brwiami z góry na dół.
- Haha! Wszyscy faceci tacy sami - dała mu buziaka w policzek.
- Nie no, mamy jeszcze na to całe życie - Harry odwzajemnił w usta. - Umiesz gotować?
- Prędzej Naomi zamknie się na minutę niż mi wyjdzie coś jadalnego - wtuliła się w niego.
- Aż tak źle to chyba nie jest. Najwyżej będziemy na diecie kanapka plus woda do końca życia - próbował ją ogrzać. - Ach, łatwego życia z tobą mieć nie będę.
- A kto ci nagadał bzdur, że będziesz? - dusiła się z życzliwego śmiechu.
- Malfoy - zażartował.
- Ehhh...Ten Dra... znaczy Malfoy.
- Widzę, że wy już po imieniu. Czyżbyś mnie zdradzała? - śmiał się dalej. - A tak na poważnie to...- ściszył głos. - Nic cię nie boli? Dobrze się czujesz?
- Wszystko w porządku - pogłaskała go po policzku.
- Na pewno?  
- Mhm - mruknęła.
- Ja to mam szczęście. Moją jest najbardziej rozrywana przez wszystkich dziewczyna z Hogwartu.
- Bez przesady.
- Mam wymieniać? Ja, Ron, Malfoy, Wood, Percy, ogólnie cała familia Weasleyów. Aaa i ten krukon, który rok temu skończył szkołę i...- wyliczał na palcach.
- No dobra, cicho. A w tobie? Cała pierwsza klasa, gaduła Lovato... - nie uważnie wypowiedziała nazwisko przyjaciółki.
- Naomi? - zdziwił się. Jej pozostało tylko myśleć:
- Brawo, Cassandro. Właśnie wydałaś największy sekret swojej przyjaciółki. - Nie, jej siostra - skłamała.
- Ale najważniejsze, że ty - dał jej buziaka w szyję, a po chwili całowali się namiętnie. Nie zauważyli stojącego w progu Rona, który z trudem powstrzymywał ogromny uśmiech goszczący na jego ustach.
***
- Nie, nie przyznam się, że tęsknię. Mimo że znam prędkość przepływu twojej krwi i rytm mrugania. Mimo że znam barwę twojego głosu i umiem wskazać go na palecie tysięcy kolorów. Mimo że znam głębię twoich tęczówek. Mimo że wiem, że jak pijesz kawę to mrużysz oczy. Mimo że wiem, że nosisz kapcie w błękitne króliki. Wiem, ile pająków znajduje się u Ciebie na strychu. Znam smak każdego twojego błyszczyka do ust i gumy do żucia. Odróżniam po zapachu zmęczenie. Nie, nie przyznam się, że tęsknię.  
- Ładne to - powiedział kobiecy głos. Był on bez wątpienia ostatnim głosem, jaki pragnął teraz usłyszeć. Nie, kolejny problem mu niepotrzebny. Ledwo zdążył uporać się z nim podczas wojny, a on powraca.
- Draco - powtórzyła słodkim, brytyjskim akcentem. Tylko ona nigdy nie mówiła do niego po nazwisku. Kiedyś spytał ją dlaczego. Przerażało ją jak ta cała rodzina.  
- Dalej boisz się tego nazwiska?
Mruknęła na zrozumienie.
- Czemu żyjesz, Faithson?
- Powinieneś raczej zastanawiać się po co tu jestem - odburknęła Penelopa. - Jak widać udało mi się. Nie trafiłeś, spudłowałeś, Draconie.  
- A oni uważali cię za charłaka.
Usiadła obok niego.  
- I będziesz teraz zakłócać mój święty spokój?
- Myślisz, że nic nie wiem? - rzuciła kamykiem w taflę jeziora. - Przynajmniej nie oddałeś walkowerem.  
- Czego?
- Raczej kogo - zaśmiała się sarkastycznie. - I nie chcesz wrócić do Hogwartu? Czy ty głupi jesteś czy się zakochałeś?
Spojrzał na nią jak na idiotkę. Z ust Penelopy nigdy nie schodził uśmiech. Śmiała się podczas każdego pogrzebu, w trakcie wojny. W końcu wszystko na pewien sposób jest wesołe. Pogrzeby też są radosne. Radosne dla martwych.
- To również cię śmieszy? - fuknął.
- Są i dobre strony. Ty ich w tym wypadku nie masz, ale Harry ma.
- Możesz już stąd zniknąć? Po co znowu pojawiasz się w moim życiu?! - Malfoy rzucił mocniej kamieniem.  
- A ty głupi chciałeś mnie jeszcze zabić.  
- Oczekujesz, że cię za to przeproszę?
- Nie, no co ty. Dla ciebie to norma.  
- Idź już spać - warknął.
- Nie mogę. Sama ze sobą nigdy się nie nudzę, a mam tyle tematów do obgadania. Także kontynuując stwierdzam iż jej potrzebujesz - położyła swoją rękę na jego ramieniu.
- Nie potrzebuję innych ludzi.
- Ach, Draco. Ludzie, którzy nie potrzebują innych ludzi, potrzebują innych ludzi, którym będą mogli mówić, że nie potrzebują innych ludzi. Doskonale to rozumiesz tylko nie chcesz się przyznać. To żadna słabość, myślisz, że nie wiem, że płakałeś nie raz?  - zaśmiała się Penelopa. - Posłuchaj mnie uważnie. Nie jesteś jeszcze stracony. Ja wiem, że to wszystko da się jeszcze odkręcić. To twoja decyzja, co z tym zrobisz - wstała, zarzuciła kaptur i ruszyła wgłąb lasu.
- Dokąd idziesz? - westchnął.
- Do Freda.
- Ale... - przecież Fred nie żyje.
Penelopa jednak tylko położyła palec na ustach i podążała uparcie w tym samym kierunku.
- Rozumiem, że wojna mogła zabrać ci serce, ale oczy również? Zostałeś sam, Draconie. Jesteś dla wszystkich tylko jednym spośród miliona elementów. Nikt cię nie potrzebuje...I ja też cię nie potrzebuję.

Igi

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1584 słów i 8407 znaków.

Dodaj komentarz