Hogwart - nowa historia cz. XLVI - poświęcenie

Hogwart - nowa historia cz. XLVI - poświęcenie- Czego ty mi tutaj zazdrościsz? - zaśmiał się Harry. Ron popatrzył na niego i powiedział:
- Oj, jest czego, Harry. A co, nie układa się?
- Hmmm...Powiedzmy, że ma dość trudny charakter - wybuchnął ponownie śmiechem. - Ale bardzo ją kocham.
- Wiesz, jest taka jedna święta zasada. Jak ty masz rację to jej racja jest "racjejsza".
- Według mnie nawet warto to znosić. Jest naprawdę wspaniała. Opiekuńcza, miła, inteligentna.
- No i piękna - Ron poruszył brwiami z góry na dół.
- Haha! Oczywiście, najpiękniejsza w Hogwarcie...Tylko, że niestety nie tylko ja się nią interesuję - dodał ciszej.
- Jeśli chodzi ci o mnie to wiesz...
- Nie chodzi o ciebie. Może być gorzej niż myślałem. Malfoy wróci do szkoły, a przedwczoraj złożył nam w nocy niespodziewaną wizytę.  
- Jak to w nocy? I skąd on wie, gdzie mieszkacie? - zdziwił się Ron.
- Nie mam pojęcia. W sumie to stanęło na niczym. Wyzwał ją od pierdolonej szlamy, która puszcza się na prawo i na lewo, po czym wyszedł. Wcześniej coś jej proponował, ale Cassandra nie powiedziała mi co. Obawiam się, że rozumiem o co biega.
- Czas pokaże - rudzielec wzruszył ramionami. Nagle do jego świadomości doszło coś z pewnym opóźnieniem:
- Jak on mógł...Co zrobiłeś?
- Nic - westchnął wybraniec. - Co mogłem? Przynajmniej szybko wyszedł. Znasz mnie doskonale i wiesz, że unikam konfliktów.  Nie widzę w tym większego sensu.
- Niech jeszcze raz coś jej powie...A po drugie to oznaczałoby, że jakimś cudem dowiedział się co wyprawiacie w nocy - uśmiechnął się. - O ile to robicie.
- Skończmy ten temat. To co, w sobotę idziemy na Pokątną? Moje podręczniki spaliły się razem z namiotem.  

Harry wrócił do domu i zauważył, że nikogo nie ma w środku. Powiesiwszy kurtkę na drewnianym wieszaku rozejrzał się dookoła. Postanowił sprawdzić wszystkie pomieszczenia. Dopiero w kuchni zauważył kartkę leżącą na blacie:  
"Jestem u Naomi. Wrócę późnym wieczorem. Mam kryzys, dlatego nie czekałam aż wrócisz. Kolacja w lodówce, ale nawet pies by tego nie zjadł, więc jesteś skazany na kanapki. Kocham mocno. Cassandra."  
- Co ty jej nagadałeś, Malfoy - wydukał wściekły Harry dziwiąc się nagłemu zniknięciu narzeczonej. Martwił się jak zareaguje na jego obrazę i widział, że bardzo ją to zabolało. Wracając od Rona myślał, że miło spędzą wieczór i będzie w stanie ją pocieszyć. "Pewnie potrzebuje babskiego towarzystwa tak jak ja Weasleya." Po pewnym czasie wpadł na pomysł, że przydałoby się jej pomóc, bo na bank nie będzie miała czasu ogarnąć mieszkania, a w zlewie już spoglądał na niego stos brudnych naczyń. "Spróbujmy". Po głębokim wdechu postanowił się z nim zmierzyć.  
"Jest i gąbka". Ale jak na złość płyn się skończył, więc Potter z trudem wyciskał z niego ostatnie krople. "Czemu tydzień temu waliłem go na całą gąbkę by umyć jeden widelec?! Fuuu kawałek lazanii sprzed trzech dni." Z tych myśli wyrwała go atakująca łyżka, która opryskała jego twarz zimną wodą. "Świetnie". Jednak nie poddawał się i dalej pucował talerze. "W końcu czego nie robi się dla narzeczonej?" Gdy już był pewien, że po godzinie mokrej wojny z naczyniami dotarł do upragnionego końca ujrzał zaschniętą patelnię. Niezwykłą patelnię, uwaloną resztkami chuj wie czego. Nareszcie zakręcił wodę w kranie i powiedział zmęczony:
- Teraz już nikt nie będzie wątpić w moją miłość do ciebie.
- Na pewno nie - zaśmiała się Cassandra i pocałowała go na powitanie.
- Idziesz jutro na Pokątną?
- Muszę. Tak nienawidzę podróżować za pomocą proszka Fiuu. Ostatnim razem zgubiłam się na ulicy Zakątnej. Dzięki temu poznałam Weasleyów.
- Ja kiedyś wylądowałem gorzej. Opowiadałem ci już. Co słychać u Naomi?
- Nic szczególnego. Nie może doczekać się świąt, bo wracamy przecież do Hogwartu. Podobno w drugim semestrze ma dojść mnóstwo nowych ludzi. Muszą skończyć przynajmniej czwartą klasę i połowę trzeciej żeby dostać się na studia magiczne. Słyszałeś już o nich?
- Trochę. Zamierzasz na nie iść?
- Jeszcze nie wiem - oparła głowę na jego ramieniu. - A ty powinieneś w końcu odwiedzić wujostwo.  
- Ale...
- Rozumiem, Harry. Jednak uważam, że powinieneś się chociaż raz na jakiś czas u nich pokazać. Choćby po to, żeby powiedzieć im o swoim istnieniu. No i o tym - wskazała na pierścionek zaręczynowy na swoim palcu. Chłopak zawsze gdy tylko o tym wspominała, rozpromieniał się i obdarzał ją długim pocałunkiem.  
Był gotowy dla niej zrobić nawet to. Wpuścili ich bez słowa do środka i nawet nie raczyli przywitać. W salonie siedział jedynie Dudley. Kuzyn Harry'ego oglądał właśnie mecz.
- Nasi wygrali? - spytał przelotnie Potter.
- Taa - wybełkotał Dudley i wrzucił do swojej buzi garść chipsów.  
- Kto strzelił bramkę?
- Pierwszą Michael Owen, a drugą jakiś Replay.
Harry spojrzał na Cassandrę ledwo powstrzymującą się od śmiechu. "Nic się nie zmieniło. Jest tak samo głupi jak wcześniej".
***
- Ale dlaczego nie panna Parkinson? - dziwił się Lucjusz spoglądając na blondyna.
"Bo nie" - przemknęło mu przez umysł.  
- Nie pociąga mnie ani trochę. I jej nie lubię. Poza tym jest strasznie głupia i wkurzająca.
- Nie wydaje mi się. Chyba że masz lepszą propozycję to słucham - zadrwił. - Musi być to dziewczyna inteligentna, czystej krwi, nie z Gryffindoru, najlepiej ze znanego rodu.
- Dobrze wiesz, ojcze, że z takimi wymaganiami to nie wymienię ci nawet dziesięciu.
- A więc po co? Pansy będzie idealna. Wszystko już postanowione.
- Mugole biorą ślub w wieku dwudziestu czy trzydziestu lat, a ja mam siedemnaście i pół. To nie za wcześnie? - Draco łapał ostatnie deski ratunku.
- Nigdy nie porównuj czarodziejów do mugoli!  
- A może... już chyba wiem...
- Jeśli masz wymówić nazwisko Skyler to lepiej nie mów nic! - warknął.
- Penelopa Faithson.
Lucjusz wlepił wzrok w punkt znajdujący się gdzieś daleko.
- Faithson - powtórzył akcentując każdą głoskę. - To nie aż taki głupi pomysł - zaklaskał w dłonie, a w mgnieniu oka pojawił się Zgredek. - Przynieś mi kawałek pergaminu, pióro i sowę.
Młody Malfoy głośno przełknął ślinę. "Czy jest inne wyjście?"  
Pan Malfoy pochylił się nad papierem i zaczął pisać:
"Szanowny Panie Faithson,
ośmielam się prosić o rękę pańskiej córki, Penelopy Victorii Faithson. Mój syn, Draco Lucjusz Malfoy niedługo ukończy osiemnaście lat i będzie gotowy do tak poważnego kroku. Uprzejmie proszę o pozytywne rozpatrzenie sprawy i niezwłoczną odpowiedź. Z wyrazami szacunku. Lucjusz Malfoy.
  - Czy jesteś pewien?
"Nie".
- Tak, ojcze.

Igi

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1259 słów i 6922 znaków.

2 komentarze

 
  • Lillly

    Tak sobie czytam to opowiadanie i wydaje mi się, że gdzieś słyszałam te teksty przy myciu naczyń.. Nie mija godzina a oglądam ostatni film Martina Stankiewicza a tam dokładnie te same teksty :D Skądś trzeba brać inspiracje :D

    16 paź 2016

  • Igi

    @Lillly dokładnie :D

    16 paź 2016

  • Koteczka

    Kiedy next?

    14 paź 2016

  • Igi

    @Koteczka jutro

    14 paź 2016

  • Koteczka

    @Igi Czekam

    14 paź 2016