Stała nad łóżkiem Cassandry i mamrotała pod nosem jakieś zaklęcia. Gapiła się w jej zamknięte oczy, ale lepszy taki kontakt wzrokowy niż żaden. Co jakiś czas spoglądała tylko czy wszystko idzie zgodnie z planem. Jej ręka została poważnie uszkodzona. Rana pogłębiała się z każdym wypowiedzianym przez Pansy słowem. Dawno przebiła już skórę, ale też mięśnie. Wyraźnie odznaczały się w głębokiej dziurze, z której wypływał potok krwi. Pozostała część ciała również została uszkodzona i usztywniona. Pansy coraz szybciej wypowiadała zaklęcia, a stan Cassandry pogarszał się co sekundę.
- Jeszcze trochę...Zaraz zejdziesz ze sceny...Nareszcie będę bezpieczna - myślała gorączkowo.
- Expelliarmus! - krzyknął Harry zabierając różdżkę ślizgonce. Do pokoju wpadła zbudzona z kamiennego snu Pani Pomfrey. Gdy zobaczyła rękę dziewczyny krzyknęła:
- Biegnijcie po Profesor McGonagall! Ona zna na to przeciwzaklęcie!
- Ty...Jak mogłaś?! - wysyczał Ron. - Co jej zrobiłaś?!
Pansy zawzięcie milczała. Tak, teraz może się już pakować. W napięciu czekali na nauczycielkę. Gdy tylko wpadła krzyknęła z przerażenia i wyszeptała kilka przeciwzaklęć.
- Jakich to czarów użyłaś?!
- Najpierw drętwota, później seglufitatus...
- Co to ma być? Skąd je znasz? - zdziwiła się Profesor McGonagall, gdyż sama nigdy o nim nie słyszała.
- Kiedyś podejrzałam w notatki ojca. On tworzy nowe uroki... Spokojnie! Jeśli przestanie się je regularnie używać to straci swoją moc. Inaczej za trzy dni od niego samego by zginęła. Ja...chciałam to przyśpieszyć i... zabrakło mi jakiejś minuty - tłumaczyła się ślizgonka.
- Czy coś jeszcze?
- Na prawdę muszę powiedzieć? - jąkała się we łzach.
- Tak! A potem od razu odprowadzę cię do dyrektora!
- Cruciatus - wymamrotała cicho.
Wszyscy zastygli. Cruciatus było to zaklęcie niewybaczalne.
- Kto...Kto cię n-n-nauczył?! - wykrztusiła McGonagall i zabrała Parkinson do dyrektora. Wróciła bardzo szybko, wykorzystała swoje umiejętności do uzdrowienia dziewczyny i obiecała, że jutro się obudzi.
***
Jakże wielkie było ich zdziwienie, gdy następnego dnia Pansy zaszczyciła ich swoją obecnością na lekcjach. Wszyscy trzymali się od niej z daleka. Nikt nie wie jakim cudem została w szkole. Za użycie zaklęcia niewybaczalnego lądowało się dożywotnio w Azkabanie. Ale ważniejsza była inna rzecz - dzisiaj miała obudzić się Kasa. Pierwszy pojawił się Malfoy. Harry i jego paczka postanowili zostawić ich samych. Siedział jak zamrożony i wpatrywał się w nią. W końcu delikatnie dotknął jej policzka, przejechał po ustach i czole mówiąc bez przerwy jak po narkotykach:
- Obudź się. Proszę.
Wyczuł jej oddech - tym razem jakby mocniejszy. Po chwili lekko uniosła powieki. Przymrużyła oczy z powrotem i głośno westchnęła.
- Cassadra? Jak się czujesz?
Przeniosła się do pozycji siedzącej, odrzuciła kosmyki włosów spadające na jej twarz i skierowała swoje spojrzenie z jednego punktu na niego.
- Jutro powinnaś być jak nowo narodzona - uśmiechnął się głaszcząc ją po ramieniu. Ona popatrzyła na niego i odsunęła się lekko w prawo.
- Należą ci się przeprosiny z mojej strony - zaczął pełnym pokory głosem.
- Nie, Malfoy - odpowiedziała szybko. Malfoy. Już nie Draco tylko Malfoy. Znowu są dla siebie obcy. Chciał coś powiedzieć, ale nie dała mu wydobyć nawet dźwięku kładąc mu palec na ustach:
- Nie. To chyba koniec. Ja byłam...byłam tylko twoim związkiem niezgody i przynależności do łóżka. Poprzestawiałam ci w głowie. Byłam dopełnieniem tego czego nie potrzebujesz. Teraz już wiem. Są brzydkie słowa, brzydkie serca i niewłaściwe adresy. Wiatr czasem ponosi nas. W brzydkie strony. Pukamy wtedy do złych drzwi i od przykrych ludzi oczekujemy chleba i miłości. Spoliczkowani nieszczerością uczuć musimy jednak stale szukać. Na nowo. Mimo kolejnych potknięć, kolejnych siniaków na pysku, kolejnego bólu.
- Ale to nie może się skończyć - przeraził się nie na żarty.
- Zawsze tak to się do dupy kończy. Bo przecież wszystko się kończy, nawet stół się kończy. I pogrzeb się kończy, i kac się kończy, który wali w głowę, w wątrobę, w trzustkę. Kończą się papierosy i trzeba kupić nowe. Do studni można wpaść, która też się skończy. Tylko miłość absurdalnie szuka happy endów i próbuje przekonać serce, że jest prawdziwa.
- Może przemyśl to - nalegał, a w oczach zbierały mu się łzy.
- Podobno nie wszystko można odzyskać i nie każde niebo można naprawić.
- Cassandra...
- Zraniłeś mnie głęboko, Draco. Nienawidzisz mnie, prawda?
Nie odpowiedział. Tak, nienawidził jej bardzo. Potem zaczął się w niej podkochiwać. Pisał listy, których nie wysyłał. W końcu zaczął je wręczać ukochanej. Nie zauważył, że granica została przekroczona.
- Nie zapominam trzech typów ludzi. Tych, którzy mnie zostawili samą. Tych, którzy mi wtedy pomogli. I na koniec tych, którzy mnie w to wpakowali. Uderzyłeś celnie, Malfoy. Cholernie celnie. Teraz musisz być silnym. Znieść prawdę.
- Tyle nas łączy...
- Nie. Dopiero zacznie. Ty będziesz milczeć, ja będę milczeć i dopiero to będzie czymś, co nas połączy.
1 komentarz
Nataliiia
Kiedy next?
Igi
@Nataliiia może dzisiaj a dalej tylko... weekendy :(
Nataliiia
@Igi ok rozumiem;//