Cz. 9 
 
Hejka! 
 Czy miałeś kiedyś jakieś marzenia? Ale nie takie zwykłe, tylko takie nietypowe? Ja miałam ich w swoim życiu wiele. Kiedy byłam mała chciałam mieć swoją hulajnogę, rowerek na trzech kółkach, Duży dom z basenem, dwanaście psów, które mogłabym w nim utopić, kilka kotów i szczurów. Raz mi się nawet udało zapłodnić kota szczurem. Małych było siedem i każdy z nich był inny. Moja ruda kotka była w nie lada szoku, kiedy każde z jej kociąt miało łeb szczura. 
Dosłownie! 
Trzy niestety zdechły po tygodniu. Nie nauczyły się pływać i poszły na dno. Przeżyła tylko czwórka. 
Najfajniejszy był Drapcio. Miał piękny łeb szczura, łapy kota, ogon szczura i połowę głowy porośniętą sierścią kota. Czerwone oczy aż mu się żarzyły, kiedy głaskałam go po grzbiecie. 
No i jako jedyny był samcem. 
Kiedy to odkryłam pozbyłam się pozostałych trzech podrzucając je pod szpital w Łodzi wraz z ich matką. 
Drapcia zostawiłam. Pozwoliłam mu nawet zapłodnić Pyszczka, który był dwuletnią sunią jamnika czarnego. Niestety sunia zdechła tuż przed porodem, a małe wraz z nią. A miałaby dwa aż tak piękne okazy! 
Po Pyszczku był Rudi. Rudy owczarek niemiecki z pięknymi błękitnymi oczami. Rudi była suczką, którą skrzyżowałam z Drapciem i którzy ofiarowali mi trzy piękne okazy. 
Same samiczki. 
Jedna z nich, Łapcia, miała głowę kota, tułów szczura i ogon po matce. Oczy niestety pozostały czerwone. 
Pyśka miała łeb po matce, a resztę szczura. Oczy natomiast pozostały błękitne. 
Ale najfajniejsza była Bacia. Bacia miała jedno oko czerwone, a drugie niebieskie. Jedno uch kota z czarną sierścią, a drugie jakby po jamniku, długie i czarne z krótką sierścią. Brzuch był cały w plamki. Na każdej plamce była sierść, a wokół jakby biała skóra. Ogon wciąż sterczał jej na górze, jakby w ciągłej gotowości do ataku.  
Moje małe i duże zwierzątka sprawiały, że nie czułam się samotna. Złościło mnie tylko to, że nikomu nie mogłam o nich opowiedzieć. Kilka z nich brałam na spacery, ale to tylko w nocy. Drapcia razem z Bacią łapali mi zające, które potem gotowałam i porcjowałam dla pozostałych moich przyjaciół zwierząt. 
I tak byłoby do dzisiaj, gdyby nie Kućko. Ten głupek wszedł do klatki, gdzie trzymałam swoje okazy i zanim zdążyłam zareagować Bacia odgryzła mu trzy palce. 
W ten dzień wszystkie moje okazy poszły z dymem. Polałam je benzyną. W lesie wykopałam porządny dół i tam je wszystkie wrzuciłam. 
Zapaliłam papierosa. 
Policzyłam do pięciu i go do nich wrzuciłam. 
Piętnaście sekund wrzasków i pisków wypełniały moje uszy. 
A potem zasypałam dół. 
Trzeba było nie ruszać Kućka!  
 
                                                   Maja, 10 czerwca 2016r.
Dodaj komentarz