,,Mięso" cz. 71

Cz 71
- Mamo, a co tak naprawdę tam robi wujek Sebastian?- Dopytywała się Amanda w samochodzie Audi A4, którym jechały. Marta odziedziczyła ten samochód po matce, kiedy jeszcze rok temu, nikt nie spodziewał się, że odejdzie na raka wątroby. Miała tylko pięćdziesiąt trzy lata i był to jej ulubiony samochód, którym nie zdążyła się wiele nacieszyć. A Marta dziedzicząc go w spadku nie dowiedziała się, że miał to być dla niej urodzinowy prezent. Biedaczka nie doczekała dnia jej urodzin, a konając wiele tygodni w bólu nie była w stanie mówić.
- Wujek Sebastian- zająknęła się- musi tam trochę poprzebywać, kochanie. Kiedyś zrobił zły uczynek i tak się to dla niego skończyło- skłamała. Nie chciała córce psuć opinii o Sebastianie, kiedy ta dobrze nie zdążyła go poznać.
- A co takiego zrobił mamo? Pobił kogoś?
Pytania dzieci potrafiły być męczące i śmieszne jednocześnie. W ich świecie nie było jeszcze morderstw, czy kradzieży. Wszystko zamieniały na pobicia, lub pożyczki bez uprzedzenia pożyczkodawcy.
- Nie kotuś. Wujek Sebastian jeszcze nigdy nikogo nie pobił.
- To zabrał coś komuś?
- Nie.
- No, to, co takiego zrobił? Wziął batona za sklepu i nie zapłacił?
Marta mimowolnie roześmiała się.
- Skarbie, skąd ci się biorą takie pomysły? Chyba za dużo oglądasz telewizji- skwitowała Marta.
- Bardzo śmieszne, mamo. Przecież sama karzesz mi ją oglądać i to przez ciałe dwie godziny.
- Ej? Znowu zmiękczamy? Przecież mówisz już ładnie.
- To cio. Ale teraz jetem zła.
Marta skręciła na parking i zaparkowała zaraz obok srebrnego Seata Alhambry.
- A teraz wysiadamy. Koniec pytań i odpowiedzi.
Amanda naburmuszona odpięła swoje pasy i z nadąsaną miną poczekała, aż matka otworzy jej drzwi.
- Ale czemu zawsze mam być cicho? Skoro jestem mała, to znaczy, że nie wiem wielu rzeczy. A jak nie wiem, to pytam. A po co pytam? Bo nic nie wiem, mamo.
Marta zignorowała jej wypowiedź. Podeszła do córki i wzięła ją na ręce. Normalnie byłoby to niemożliwe, ale, że Amanda bardzo wolno rosła i ważyła trzynaście kilogramów, Marta bez problemu czasem ją nosiła.
Zwłaszcza, kiedy wciąż o coś pytała i zatrzymywała się długo w jednym miejscu, aby Marta zwróciła na nią uwagę.
- Sama mogę chodzić- rzuciła jej zachmurzona Amanda.
- Prawda. Ale ja wciąż jestem twoją matką- odparła Marta, po czym zamknęła samochód pilotem.
Spotkanie z więźniami wcale nie przebiegało tak, jakby oni sobie tego życzyli. Marta siedziała po jednej stronie szyby z słuchawką w dłoni. Głupio im było tak rozmawiać zwłaszcza, że strażnik stał tuż obok ich ramienia.
- Dlaczego ciebie tak pilnują?- Zapytała Marta niczego nie rozumiejąc.
- Nie wiem- odparł zgodnie z prawdą Sebastian.- Chodzą słuchy, że więźniowie znikają od tak sobie. Niby nikt nie ucieka, nikt nie zostaje wypuszczony, a jednak, co kilka dni kogoś z nas brakuje.
- Może są głodni- dosłyszała Amanda stojąc tuż przy słuchawce obok głowy Marty.
Sebastian spojrzał na nią zdziwiony.
- Głodni? No coś ty. Jeszcze nie jadłem nigdy tak dobrych obiadów- odparł pełen entuzjazmu. Widząc zmieszaną minę Marty natychmiast przywołał się do porządku.- Jeśli chodzi oczywiście o więzienne jedzenie- podkreślił wiedząc, że już nikt nie cofnie tych słów.
- Mówisz tak, bo jeszcze nie próbowałeś mięska mojej mamusi- odparła Amanda za matkę.- Jest bardzo kruche i soczyste. I nie pachnie brzydko, tylko ładnie. Mama dodaje tajemne składniki i za nic w świecie nie chce zdradzić, skąd one są- rzuciła, posyłając spojrzenie skośnych oczu matce.
- Bo to tajemnica skarbie. Gdybym ci powiedziała, jak to wszystko przygotowuję pewnie już nie chciałabyś tego jeść- zaśmiała się żartobliwie.
- Aha- zabrała słuchawkę matce i odeszła od niej na krok.
- Ej- oburzyła się Marta, ale Sebastian pokazał jej, że wszystko jest w porządku.
- Żałuj, że ciebie z nami nie ma. Mama morduje żuki i słonie, a potem miesza je w jednym garze. Skrzydło muchy i ramię nietoperza też by się znalazło- dodała ściszonym głosem rozweselając tym Sebastiana.
- Łał! Ale błagam, zostaw mi serduszko żuczka, dobrze?
- Ej!
Oboje roześmiali się. Martę bardzo ten widok ucieszył. Bardzo chciała, aby znaleźli wspólny język. Nikt do tej pory nie zainteresował się nią, widząc ją z takim dzieckiem. A ona tak bardzo kochała Amandę. Obiecała nawet sobie, że póki ktoś nie zaakceptuje Amandy, dopóty ona w nikim się nie zakocha.
- Koniec widzenia- oznajmił strażnik odbierając słuchawkę Sebastianowi.
Ze smutkiem opuścili więzienie.
Zanim jednak wsiedli do samochodu, Amanda poczuła jakiś przyjemny zapach.
- Mamo, czujesz to? Co oni takiego tutaj gotują, że tak pięknie pachnie?
Marta pociągnęła nosem, mimo, iż sam pomysł wąchania więziennego jedzenia wydawał się jej nienormalny. Początkowo niepewnie wciągnęła go w nozdrza, jednak po chwili sama spojrzała w miejsce, skąd mógł dochodzić zapach. I wtedy ją zatkało, bo ujrzała Amandę grzebiącą w przydrożnym śmietniku.
- Amando! Zostaw to!- Wydarła się i zaczęła biec w jej kierunku.- Nie jedz tego! Zostaw!
Zanim dobiegła do córki, ta już miała buzię całą umazaną jakimś sosem, który wylizywała z plastikowego kubeczka. Nie czekając na nic, Marta wyrwała jej go z rąk i własną bluzką wytarła jej buzię i ręce.
A potem dała jej klapsa.
- Czy ty jesteś nienormalna?!- Szarpała ją za rękę, aby jak najszybciej doprowadzić do samochodu, gdzie w bagażniku zawsze woziła ze sobą wodę niegazowaną.
- Pij to!- Krzyknęła, więc Amanda upiła dwa łyki, jednak tęsknie patrzyła za tamtym kubeczkiem, w którym był ten cudowny smak.
- Mamo…- zaczęła, ale ta tylko skupiła się na kazaniu dla córki.
- Nigdy więcej masz tego nie robić, zrozumiałaś? Nawet nie wiesz, na ile chorób właśnie się naraziłaś! Tam były pojemniki z odpadkami! To było niedobre, rozumiesz? Po co to zrobiłaś? Co w ciebie wstąpiło?
- Ale mamo…
- Żadne mamo! Masz szlaban do końca tygodnia na telewizję i komputer! Żadnych gier, żadnych zabaw i żadnych dyskusji! A teraz marsz do samochodu i to już!
Amanda oddała matce butelkę z wodą i z pochyloną ku dołowi głową wsiadła do samochodu. Marta zapięła ją pasami i z nienawistną miną usiadła za kierownicą.
Amanda wiedziała, że zrobiła źle, jednak samo wspomnienie smaku mówiło jej, że gdyby miała okazję, z chęcią zjadłaby tą tajemniczą maź jeszcze raz.
Ale tym razem, zjadłaby ją szybciej.
Odjeżdżając z parkingu Amanda tęsknie spojrzała w stronę, gdzie matka wyrzuciła kubeczek z tym dobrym czymś, kiedy nagle spostrzegła, że coś się nie zgadzało.
- Mamo, on zniknął!
Marta wciąż zdenerwowana spojrzała w lusterko wsteczne na córkę.
- Co zniknęło?
- No ten pojemnik!
Westchnęła poirytowana.
- Miało nie być dyskusji, czy tak?
- Ale mamo…
- Żadne, ale.
Amanda wbiła się mocniej w oparcie fotela, jakby miała nadzieję, że dzięki temu zniknie. Marta widząc nadąsaną minę córki sama dyskretnie zerknęła w kierunku pojemników na śmieci.
Zdumiała się. Faktycznie, plastikowy kubeczek zniknął.
- Obyś tylko przez to się nie pochorowała- powiedziała teraz delikatniej do córki. Być może niepotrzebnie się uniosła. A zresztą, to z powodu jej nieuwagi Amanda sama pobiegła tak daleko. Miała tylko szczęście, że nie jeździło tam dużo samochodów.  
Ostatnio więzienie coraz bardziej się wyludniało. Być może ci najgorsi zostali przewożeni gdzie indziej, pomyślała.
- Przepraszam mamo. Ja wiem, że nie powinnam tego jeść, ale nawet nie masz pojęcia, jakie to było dobre. I to nie jest tak, że twoje obiadki mi nie smakują, bo są przepyszne, ale to właśnie był ten smak, który od tak dawna za mną chodził.
Marta pamiętała, jak Amanda od kilku lat wciąż szukała jakiegoś smaku potrawy, czy czegoś innego, co spowodowałoby, że zaspokoiłaby swoje pragnienie. Nic jednak takiego nie znalazła. Na próżno kupiła książkę kucharską, z której czerpała pomysły na coraz to nowe obiady i dania. Smakowały one Amandzie, jednak wciąż powtarzała, że nie o taki smak jej chodzi. Teraz, była niemal przerażona faktem, że jedzenie z odpadków więziennych okazało się być właśnie tym tajemniczym smakiem, którego tak długo szukała.
- Kochanie, czy ty wiesz, co mówisz? To nie było jedzenie. To były odpadki- rzekła, czując, że z jej żołądkiem zaczyna być coś nie w porządku.
- To było to, mamo- odparła i zaczęła drapać się w miejsce ukryte pod dużym plastrem.
- Nie drap tego.
- Ale to mnie swędzi.
- Ale nie drap! Lekarz powiedział, że nie wolno tego zakazić, a ty masz brudne ręce.
- Ale to tak bardzo swędzi- upierała się dziewczynka, po czym po chwili poczuła ciepło na policzku.
- Oo…- powiedziała wystraszona.
- No i coś ty zrobiła!- Wydarła się Marta starając znaleźć dogodne miejsce, aby się zatrzymać.
- Ja nie chciałam mamo!- Rozpłakała się Amanda. – Ja nie chcę umierać!

Ewelina31

opublikowała opowiadanie w kategorii thriller, użyła 1734 słów i 9204 znaków.

1 komentarz

 
  • Użytkownik AnonimS

    Wielowátkowość trudna dla mnie do ogarnięcia. Zestaw na tak!

    10 kwi 2018

  • Użytkownik Ewelina31

    @AnonimS Wszystko się ze sobą złączy w całośc, gdy dojdzie koniec ;)

    10 kwi 2018