Cz.45
Melasia przez dwa kolejne dni wciąż wyglądała za staruszką. Udawała przy Kućku, że wszystko jest w porządku, choć tak bardzo za nią tęskniła. I to z każdą chwilą coraz mocniej.
Wczorajszego wieczoru zdruzgotany Kućko zdobył jedno ciało i do tego czasu zdążyli się z nim rozporządzić, lecz to wciąż było mało.
- Gdzie jesteś mamo?- Pytał czasem sam siebie. Na głos i w myślach.- Dlaczego tak nagle nas porzuciłaś?
Cisza zdawała się grać im coraz bardziej na nerwach. Kućkowi brakowało prawdziwego zajęcia. Pragnął, tak jak jeszcze niedawno sprowadzać z matką wciąż to nowe ciała i oprawiać je, jak najlepiej potrafił. A robił to bardzo dobrze.
Zauważył, że i Melasia zaczynała być coraz bardziej przewrażliwiona zniknięciem staruszki. Bywało nawet, że sama zamykała się w trumnie i nie chciała z niej wychodzić. Twierdziła, że to tylko taka zabawa, ale tak naprawdę, to wcale nie było jej do śmiechu.
- Może sami zaczniemy zarabiać?- Pytała mając na myśli nic innego, jak uprowadzenie ludzi z przeznaczeniem na mięso.
- Nie możemy. Ona by się wściekła. Zresztą mówiła, że jedzie na dłużej.
- Ale, jak długo jeszcze? Dłużej, miało oznaczać trzy, lub cztery dni, a tu już kończy się dziewiąty dzień! To dwieście szesnaście godzin!
- Wróci- odpowiadał, choć sam zaczynał w to wątpić.
- A jeśli nie wróci? Co my zrobimy? Przecież mamy swój cel! Przeznaczenie! Nie możemy tak bezczynnie siedzieć i czekać!
- Możemy- odparł spokojnie Kućko.
- Nie! Nie możemy! Ja nie mogę. Rozumiesz?
Z nerwami pobiegła do małej piwnicy mieszczącej się pod zakładem. Tam poczłapała prosto do maleńkiego polowego łóżeczka, gdzie sypiała staruszka. Wtuliła głowę w jej maleńki jasiek i rozpłakała się na dobre. Po kilku minutach usłyszała jak schodzi do niej Kućko.
- Melasiu…
- Idź stąd!- Wrzasnęła nie przestając płakać.
- Nie wolno nam…
- Spadaj! Ciągle tylko nie wolno i nie wolno. Nic mi nie wolno! Ciągle masz jakieś, ale! Niczego nie rozumiesz!
Podszedł bliżej i położył jej rękę na plecach. Strząsnęła ją z obrzydzeniem.
- I nigdy więcej mnie nie dotykaj!
- Melasiu- szeptał zaskoczony Kućko.
- Iiiidź!- Wrzasnęła na całe gardło. – I nie mów tak do mnie!
- To jak mam się do ciebie zwracać?- Zapytał już trochę gniewnym tonem. Może i był cierpliwy, ale to nie oznaczało, że ona miała prawo go tak traktować. Zresztą, nawet nie miała pojęcia, jak i on bardzo tęsknił i ile z tego powodu tkwiło w nim gniewu.- Czy nie takie imię ci mama nadała?
Mała nie patrząc na niego, a jedynie tuląc się do jaska matki powiedziała:
- Wyjdź…
Zrobił jak chciała. Zostawił ja samą. Pozwolił, aby wypłakała swoje łzy. Pomyślał, że być może to dobry sposób na odreagowanie braku matki. Przynajmniej miał tą pewność, że wciąż i naprawdę kochała jego matkę. Mimo, iż była tylko zwykłą i upartą karlicą…
Dodaj komentarz