Cz. 7
Drogi Ktosiu
Sorki, że cię nie uprzedziłam, iż nie jestem cierpliwa. Choć, byś może spodziewałeś się tego, że zacznę swoje małe śledztwo już przed upłynięciem tygodnia. Już następnego dnia zaczęłam robić małe wywiady w klatce, w której mieszkam obecnie. Niestety żaden z obecnych lokatorów nigdy nie mieszkał tam, skąd pochodzę. A tak na marginesie, to sama nazwa nawet wyleciała mi teraz z głowy. Na pewno było w niej coś od zwierzęcia, ale nie pamiętam teraz, od jakiego.
Cóż, napisałam ci, co nieco skąd teraz piszę, choć pewnie nie powinnam była tego jeszcze robić. I pewnie już sam wiesz, że ostatni adres, jaki ci podałam nie był prawdziwy. Listy też nie wysyłam z miejsca, gdzie mieszkam, choć numer telefonu podałam ci prawdziwy. Co jakiś czas włączam ten telefon i sprawdzam, czy próbujesz za wszelką cenę się ze mną skontaktować i co jakiś czas jestem zasmucona faktem, iż jedyny abonament, który kilkanaście lat temu próbował się ze mną skontaktować pochodził od policjanta.
Cooo? Sądziłeś, że nie znam numeru Władka Jeżyńskiego? Albo tego drugiego Daniela Podgórskiego? Jego przylepca? Na zachętę ci powiem, że mam wszystkie numery telefonów do najbliższych posterunków policji w przeciągu pięćdziesięciu kilometrów ode mnie. I nie chodzi mi tylko o numery stacjonarne. A ich komórki też nie są na tyle sprawne, aby zawsze udało im się zablokować swój numer. ,,Mój fon”, jak to teraz mówią młodzi ludzie na komórki nie kosztował byle ile. Mogłabym ci się nawet nim pochwalić, ale nie widzę takiej konieczności. Jeszcze dowiedziałbyś się skąd można takie cacko załatwić, kto się tym zajmuje i od kogo się kupuje, a potem z łatwością byś mnie namierzył, a tego, póki, co, jeszcze nie chcę.
Jeszcze nie teraz.
Ale zawsze możesz mi odpisać. Choćby nawet na adres, który ci wtedy podałam. Z pewnością wiedziałabym o tym, choć może właściciele posesji by sobie tego nie życzyli.
Czemu?
Żeby ci na to pytanie odpowiedzieć musiałabym ci opowiedzieć pewną historię ze skrawka mojego długiego życia.
Chcesz?
No dobra. Ale będzie krótka ta historia, w której osoby nieco pozmieniałam, może nawet ich płeć i nie tylko, choć nawet nie mogę ci potwierdzić, czy to wszystko było w ogóle prawdą.
A pewnie było.
No, więc, w dniu moich trzydziestych urodzin (ale czy na pewno trzydziestych?) poszłam pod pewien adres i poznałam tam takiego fajnego chłopczyka (a może dziewczynkę?). Miał sześć lat (nie wiem dokładnie, czy tyle). Bardzo mnie polubiła (a może polubił?) i raz zagrałam z nim w piłkę ( a może były to kulki?). No i ta dziewczynka ( a może chłopiec?) zabrała mnie na górę do swojego pokoju(a może na dwór?). Miał on ( ona?) kilkoro rodzeństwa (a może tylko brata?). Poprosiłam go o szklankę wody (a może o album ze zdjęciami?) i kiedy mi ją przyniósł (przyniosła?) mnie już wtedy tam nie było (albo ukrywałam się i wszystko widziałam na własne oczy). Tam gdzie poszłam (lub gdzie się ukryłam?) na wersalce leżało małe dzieciątko (a może mały kotek?). Bardzo miałczał ( a może płakał?). W każdym razie zatkałam mu nosek (może usta?).
Przestało płakać ( szczekać?). Mała dziewczynka (chłopiec) widząc to pobiegł po rodziców (a może rodzeństwo?). I ktoś przyszedł (przyszli?), ale kotek (piesek?) już nie szczekał (płakał?).
Podobała ci się moja historia? No dobrze. Ona nie zdarzyła się pod tamtym adresem, ale pod innym, którego nie mogę ci zdradzić.
Wiem, że teraz cieszysz się, że podałam ci wcześniej nazwisko mojej sąsiadki i fakt, że mieszkam w bloku, ale już twoje nadzieje rozwiewam. Nazwisko sobie wymyśliłam, lecz historia faktycznie się zdarzyła. A pies, czy kot, to bez różnicy. I to zwierzę i to zwierzę. Zawsze przecież możne je sobie poprzestawiać, prawda?
I nigdy nie mieszkałam w bloku. A może kiedyś mieszkałam? Kto by to pamiętał. Zbyt wiele razy zmieniałam miejsca zamieszkania. Raz w nocy, raz w dzień. Czasem nawet w przebraniu. Raz miałam nawet operację plastyczną. Nie, dlatego, żeby zmienić twarz, czy też powiększyć piersi. Nie chodziło mi też o zmyłkę dla policji, czy, że zrobiłam to dla kogoś. Chciałam się po prostu zmienić, bo…
Bo coś było ze mną nie tak.
A ty przez cały czas o tym wiedziałeś.
Ja, przez lata spędzone z tobą bałam się o to zapytać, ale TY chyba SAM powinieneś był mi to jakoś wytłumaczyć.
Na szczęście teraz już tego nie mam. Już nie jestem dziwadłem, lecz normalną osobą, która wciąż żyje, choć ma aż tyle lat.
Znajdę cię kiedyś.
Znajdę też moją rodzinę.
A wtedy…
No, chyba, że wcześniej zadzwonisz sam.
Maja, 25 maja 2016r.
*
Starsza kobieta zmięła skończony list i wrzuciła do go kosza. Podniosła do góry krzesełko, na którym wcześniej siedziała i rzuciła nim o ścianę. Odleciało oparcie krzesełka, lecz wcale się tym nie przejmowała. Podniosła je powrotem i znów rzuciła w to samo miejsce. Potem podeszła pod okno i otworzyła je na oścież. Zimny wiatr wpadł na jej twarz, aż nie mogła złapać powietrza. Zamknęła je z powrotem i oczyma pełnymi łez kucnęła w kąciku pokoju.
- Nieeeeeeeeeee!
Krzyknęła tylko raz. Potem podniosła się z podłogi i podeszła do kosza, gdzie tkwił zmięty list. Wyciągnęła go i pociągając nosem włożyła do koperty.
A potem dodała kawałek mięsa, które już czekało zawinięte w foliówkę.
- Nienawidzę cię- powiedziała do siebie i wytarła oczy rękawem bluzki.
Gdy się ubrała poszła wysłać list.
Dodaj komentarz