Cz. 61 
Kiedy było już po wszystkim, ledwo dysząc usiadła na zakrwawionym taborecie. Zapach świeżej krwi oczyszczał jej duszę i jednocześnie dogłębnie ranił. Ileż czasu zmarnowała na radość z Edwardem? Tyle cennego czasu, a przecież spokojnie mogła dalej żyć z Kućkiem i Melasią. 
Właśnie. Melasia. 
Nie była pewna, czy już, ale coś w jej wnętrzu podpowiadało, że została już babcią. Może i nie prawdziwą, ale jednak babcią. Nic nie zmieni i faktu, że zrobiła dla niej wszystko, aby miała dobre życie. Nawet zmieniła jej imię, aby nie myślała o okrutnej matce, która potrafiła tylko ćpać i zabijać niewinne pieski. 
Definitywnie nie zasłużyła na to, żeby żyć. 
Wzięła głęboki oddech i chyba po raz pierwszy pomyślała o tym, że nie ma najmniejszego pojęcia, co zrobić z ciałem Edwarda. 
A raczej, z przemielonym ciałem. 
Ogólnie wszystko spadało do doczepionego worka u wylotu maszyny i gdyby faktycznie chciała, mogłaby najzwyczajniej w świecie zakopać to w ogrodzie. Jednak bałaby się, że zapach w jakiś sposób wyszedłby z ziemi i przyciągnął inne zwierzęta. 
Na to nie mogła sobie pozwolić. 
Pozostało jej tylko jedno wyjście. 
Musiała to wszystko zjeść…
1 komentarz
AnonimS
..........................................(tym razem jest dłuższy niż ostatnio :P )
Ewelina31
@AnonimS yyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyy...............