Klucze. 2007 rok.
Lekarz wpatrywał się tępym wzrokiem w zdjęcie rentgenowskie. Co chwila przekładał jedną kliszę pod drugą, ponownie analizując stan zaawansowania nowotworu. Krystyna doskonale wiedziała, że wie już wszystko, chce tylko odwlec moment, w którym przekaże jej niezbyt optymistyczne wieści.
Wyrok. Tak to trzeba było nazwać. Wiedziała, co za chwile usłyszy. Pierwszą diagnozę miała już kilka tygodni temu w poradni rejonowej. Tylko dla własnego świętego spokoju udała się na wizytę w prywatnej poradni. Chciała mieć pewność, że diagnoza jest trafna. Jeśli faktycznie zostało jej niewiele życia, musiała uporządkować pewne sprawy.
W końcu doktor usiadł naprzeciwko niej i spojrzał w kartę informacyjną, jaką położyła na jego biurku. Przeczytał uważnie wszystko, co było w niej zawarte, po czym smutnym wzrokiem spojrzał na swoją pacjentkę. Nie musiał nic mówić. Wystarczyło tylko na niego spojrzeć, aby wiedzieć, że nadzieja, iż poprzedni medyk źle ocenił jej stan, była złudna.
- Ile? – zapytała, nie chcąc przedłużać wizyty i marnować jego czasu. Powinien przeznaczyć go na leczenie ludzi, którym jeszcze można było pomóc.
- Rok. Jeśli zdecyduje się pani na naświetlania i chemioterapię, być może półtora. Zważywszy jednak na inne pani schorzenia, nie wydaje mi się, aby taki rodzaj terapii był odpowiedni.
- Tak wiem. Lekarz mówił mi, że mogę nie przeżyć pierwszego wlewu chemii – ucięła kobieta. Nie chciała po raz kolejny wysłuchiwać długiego wywodu na temat tego, co może się stać i jakie będą skutki uboczne.
Pacjentka wstała z lekkim trudem. Płuca nie były jej jedynym problemem. Od pewnego czasu miała także problemy z poruszaniem. Stawy biodrowe były mocno wyeksploatowane. Najgorzej było rano i kiedy przysiadła na dłużej. Potem dawała sobie radę całkiem nieźle.
Prosto z przychodni udała się na cmentarz. Od kilku lat regularnie odwiedzała swoją koleżankę – Wacławę. Znały się całe życie. Wiedziały o sobie wszystko. Znały swoje marzenia, problemy troski i tajemnice.
Krystyna położyła na grobie skromną wiązankę i zapaliła znicz. Usiadła na ławeczce i wpatrywała się w zdjęcie koleżanki.
- Już niedługo ponownie się zobaczymy – oznajmiła z uśmiechem.
W jej słowach nie było strachu ani żalu, w oczach nie było łez. Kobieta sprawiała wrażenie, jakby wizja nadchodzącej śmierci napawała ją nadzieją i optymizmem.
- Zanim jednak to nastąpi, wybacz mi, ale chciałabym uregulować wszystkie sprawy na tym świecie. Wiem, że jeszcze, kiedy byłaś wśród nas, nie pochwalałaś tego i nie chciałaś, żebym to robiła, ale moje sumienie od szesnastu lat nie daje mi spokoju. Nie chciałam tego robić, bo mnie o to prosiłaś, ale teraz muszę. Niewiele czasu mi już zostało, a chciałabym odejść spokojnie, nie zabierając ze sobą żadnych tajemnic do grobu.
Kobieta odmówiła krótką modlitwę, po czym udała się powoli w stronę komisariatu policji.
Zastanawiała się, czy to na pewno doby pomysł. A co jeśli nikt nie potraktuje jej poważnie? Może powinna od razu pojechać do Olkusza albo do samych Katowic? Nie, przecież Olkusz podlegał pod Kraków. Z drugiej strony przecież to w Katowicach prowadzą teraz tę sprawę. Może faktycznie powinna od razu tam się zgłosić?
Po głębszych przemyśleniach dotarła w końcu na komisariat w swojej miejscowości. Strome schody prowadzące do budynku nie były łatwe do pokonania. Widocznie to kara za to, że tak długo zwlekała. Gdyby od razu poszła na policje, nie byłoby takich problemów. Wtedy była jeszcze całkiem sprawna, nie miała tylu problemów, co dziś.
Krystyna omiotła wzrokiem budynek. Pamiętała czasy, kiedy mieściła się tu jeszcze siedziba Milicji Obywatelskiej. Kilka razy zdarzyło jej się tu bywać, ale na szczęście nie miała z tego tytułu przykrych wspomnień. Z policją nie miała za wiele kontaktu. Od czasu do czasu widywała jedynie dzielnicowego. Pytali ją też o tę sprawę, zaraz po tym, jak to się stało, ale nic nie powiedziała. Bała się i uległa Wacławie. To był błąd. Gdyby tego nie zrobiła być może ta druga dziewczyna….
A co jeśli teraz ją wyśmieją? Uznają, że starucha tylko zmyśla, bo została sama na tym świecie i zwyczajnie szuka uwagi? Tyle się słyszało o tym, że starsi blokują miejsca do lekarzy, bo chodzą tam tylko po to, żeby się wyrwać z domu… A co jak policja myśli tak samo? Co powie, jak zapytają ją, dlaczego dopiero teraz przychodzi?
Nacisnęła na klamkę i weszła do środka. Podeszła do niewielkiego okienka, za którym siedział barczysty policjant z wąsem. Kojarzyła go z widzenia. Pracował już wtedy w policji. To dobrze. Dokładnie będzie wiedział, o co jej chodzi.
Mężczyzna otworzył okienko, po czym otaksował kobietę wzrokiem.
- W czym mogę pomóc? – zapytał służbowym, ale uprzejmym tonem.
- Dzień dobry – zaczęła niepewnie staruszka. – Ja… chciałabym…
Policjant westchnął ciężko. Rozmowy ze starszymi osobami nie należały do najprzyjemniejszych. Zazwyczaj ich wizyty wymagały sporo cierpliwości i nerwów.
- Ja..chciałabym….złożyć zeznania – dokończyła Krystyna, uznając, że takie sformułowanie będzie najodpowiedniejsze.
- W jakiej sprawie? – zapytał lekko zaciekawiony policjant. – Coś się stało? Ktoś panią okradł, oszukał?
- Nie, nie. Chodzi o to, że ja ….
Funkcjonariusz oparł się o niewielki parapet, który oddzielał go od petentki. Czuł, że rozmowa jeszcze chwile potrwa, zanim kobieta wyduka, o co tak naprawdę jej chodzi. Nie zamierzał jej pośpieszać. Z doświadczenia wiedział, że swoje musi odczekać i odcierpieć.
Krystyna nabrała głęboko tchu. Nie przygotowała się na to. Skupiła się na szczegółach tamtego wydarzenia, a nie wzięła pod uwagę, że najpierw musi w miarę oględnie wyjaśnić, po co przyszła. Postanowiła skończyć z konwenansami i od razu wyłożyć karty na stół.
- Chodzi o sprawę sprzed szesnastu lat. Zabójstwo młodej dziewczyny – Ilonki Miszczyńskiej z mojego osiedla. Chodzi o to, że….ja wiem kto to zrobił….
Dodaj komentarz