Obudziłem się ze strasznym bólem głowy. To nie mogło być nic dobrego. Czułem, jakby po moim mózgu pełzało coś oślizgłego. Podszedłem do lustra i stwierdziłem, że zamiast łepetyny mam wielkie jabłko. To na pewno sen, pomyślałem.
- Wcale nie – odpowiedział mi robak, wystawiając główkę z wnętrza jabłka, to znaczy, mojej głowy. – Wpadłem sobie na śniadanko.
- Ty wredny mały… - Lecz on wcale nie był mały. Przeraziłem się, bo przecież siedział wewnątrz mnie. Jak się go pozbyć? Zwykły lekarz na pewno nie pomoże. No i co jest nie tak z moją głową?
- Cha, cha, cha – zaśmiał się robal. Skurczybyk wygryzał mi dziurę w czaszce, a raczej w miąższu. Zacząłem szukać środków chemicznych, by spryskać gada. Nie, to nie pomoże, zaszkodzi tylko mojej skórze… skórce. Trzeba wziąć drania sposobem. Wywabić na zewnątrz, złapać i wyciągnąć.
- Hej, robaczku, robaczku. Wyjrzyj na chwilkę – zacząłem.
- Potrafię czytać ci w myślach. Wiem, że to pułapka.
- Ty łajzo.
Nagle za oknem dostrzegłem sąsiada. On też zamiast głowy miał jabłko, ale znacznie dorodniejsze i większe.
- O, zobacz robaczku, jaki soczysty owoc ci ucieka. Na pewno jest smaczniejszy od mojego.
Robak wysunął głowę, bo rzeczywiście dostrzegł nowy kąsek. Wtedy złapałem go za mordę i wyciągnąłem tłustego dryblasa. Nie zdążyłem jednak rozgnieść butem, bo mi uciekł. Nie sądziłem, że potrafi tak szybko wypełznąć przez otwarte okno. Podążył za sąsiadem. Pewnie wgryzie się w jego jabłko, ale to już nie mój problem. Pozbyłem się drania i mogłem wrócić do normalności. Czułem jednak, że wciąż coś jest nie tak.
Dodaj komentarz