Re-medium – rozdział VIII

Gatunek: Thriller kryminalny z elementami komedii i erotyki. Może zawierać brutalne i kontrowersyjne sceny.

VIII

     Dziołcha bardzo się tym razem myliła. Chociaż było mi to wybitnie nie w smak, musiałem powiedzieć Vanessie prawdę.
     – Siadaj – burknąłem niezbyt grzecznie. Jednocześnie chwyciłem za damskie łapki i oderwałem je od swojej szyi. Następnie wskazałem na sofę:
     – Idę po jedzenie oraz herbatę. Koniec z owijaniem w bawełnę. Musimy sobie wyjaśnić wiele spraw. Szykuj się na poważną rozmowę, Nessie. Bez żadnego wykręcania.  
     Obróciłem ciało na pięcie, nie zważając, iż towarzyszka totalnie zaniemówiła. Ponownie przyznałem jej punkt. Rozgrzało mnie babsko wręcz niemiłosiernie. Aż do białego od gotującej się w krwiobiegu złości. Nie sądzę, by o to jej chodziło, lecz pewne rzeczy są zbyt poważne, aby pozwalać komukolwiek odgrywać cieszynki. Najwyższa pora skończyć z niedopowiedzeniami.
     Żarty ewidentnie się skończyły. Czasem najlepszym remedium jest najzwyklejsza prawda. A ta była tym razem wręcz obrzydliwie gorzka.
     Nieco zdenerwowany przytargałem jadło i dzbanek Earl Greya do salonu. Kolejno odbyłem rajd ku spiżarce po wino, korkociąg oraz dwa kieliszki. Nie zważając na protesty Teammate sprawnie otworzyłem butelkę i polałem trunek. Nes nie chciała pić, więc obaliłem obydwie porcje na hejnał. Przyjemne palenie w gardle od cierpkiego Cabernet Sauvignon dodało mi animuszu. Zanim jednak zabrałem się do gadania postanowiłem opędzlować omlet. Bez słowa spałaszowałem całą porcję, która, o dziwo wyszła zjadliwa. W tym czasie Nesia skubała małe kawałki, zupełnie tak, jakby bała się, iż otrzymana ode mnie bura spowoduje odruch wymiotny. Całkowicie niepotrzebnie. Doskonale wiedziałem, że nie byłem na nią zły. Wkurwiły mnie jedynie wspomnienia, których duchy poruszyła. Postanowiłem zatem, jak najszybciej wypluć, co miałem do powiedzenia:
   – Mój ojciec zmarł, gdy miałem cztery lata. Utopił się w rzece Cymka koło Mrądziszewa. Uratował mi wtedy życie…
     Widelec unoszony przez Vanessę do ust został upuszczony wraz z całą nabraną zawartością. Głośny szczęk uderzającego o blat sztućca sprawił, iż dziewczyna podskoczyła na kanapie, desperacko próbując pozbierać resztki posiłku ze stolika kawowego oraz podłogi. Złapałem ją wówczas za dłoń i pokręciłem głową:
     – Niech leży. Olej to ciepłym moczem. Posprzątamy rano. Zresztą przewiduję, że narobimy dzisiaj jeszcze większego syfu.
     Zauważyłem, iż wargi dziewczyny to drżą, to zaciskają się w cienką podkówkę. Była bliska łez, lecz z całych sił próbowała ukryć emocje. Usiadła jednak posłusznie z powrotem na sofę. Spuściwszy głowę wymówiła tylko cichuteńko:
     – Przepraszam. Nie miałam o tym pojęcia. Nie chciałam cię urazić.  
     Popatrzyłem na małolatę niczym na wariatkę. Ale to ja zacząłem się w odpowiedzi szaleńczo śmiać:
     – Zabawne, nie? – rzuciłem, ocierając łzy. Wmawiałem sobie, iż spowodował je rechot, chociaż boleśnie czułem, że to smutek w końcu mnie dopadł. – Nawet nie pamiętam jego twarzy. Kompletnie wyrzuciłem obraz pyska rodziciela z mózgownicy. Wiem tyle, iż pojechaliśmy odpocząć po jakimś rodzinnym weselu. Tańczyłem na pomoście, nucąc pierdolone „Kaczuszki”, a moment później już topiłem się w szuwarach. Skoczył i próbował wykaraskać durnego bachora z opresji. W ostatniej chwili jakoś udało mu się mnie podnieść ponad linię wody. Uchwyciłem wiosła wystawionego przez mateczkę, lecz on…
     Głos mi się załamał. Ukryłem twarz w dłoniach. Nie to, że nie chciałem, by Neska-fe widziała dziennikarzynę w takim stanie. Byłem w swoim domu, zatem koło chuja mi latało, iż wyglądam żałośnie. Jakoś tak zwyczajnie… wstydziłem się, że wyszedłem z tego cało, a tatko nie. Chociaż zdawałem sobie sprawę, iż byłem wówczas zbyt mały, żeby móc coś wskórać.
     – Pogotowie przyjechało z dużym opóźnieniem. Nurt zdążył porwać ciało w dół rzeki. Poszukiwania przyniosły efekt dopiero po kilku dniach. Ja zaś trwałem w szoku. Taki dzieciaczek zupełnie nie ogarniał sytuacji. Lekarze i matula zdecydowali więc, że najprościej abym ją wyparł. Nie zabrano mnie nawet na pogrzeb. W sumie, to nadal nie odwiedziłem cmentarza. Z domu zaś zniknęły wszystkie fotografie. Rodzicielka zadbała, bym nic nie pamiętał z tamtego dnia. Do tego stopnia, iż wcale nie nosiła żałobnych strojów. Wszystko po to, abym nie odczuwał winy. Nie wiem, co komu nagadała, lecz po dziś dzień nikt we wsi nie wspomina przy mnie imienia ojca. Chociaż wcale o niego nie pytam. Temat, tak jak pan Ryszard Giur zwyczajnie umarł. Jednak… – przerwałem, by nalać kolejną lampkę trunku. Upiłem długi łyk i ciągnąłem dalej. – Gdy miałem trzynaście lat wspomnienia zaczęły wracać. Budzą mnie nadal każdej pierdolonej nocy. Jesteś pierwszą osobą, której o tym mówię. W sumie… nie wiem po co – otarłem wierzchem dłoni kolejną turę wilgoci zebraną w kącikach oczu oraz zerknąłem w równie załzawione ślepka towarzyszki – ale muszę przyznać, że jakoś tak lżej jest na sercu, iż ktoś jeszcze o tym wie.
     Uśmiechnąłem się do Vanessy smutno, po czym przeniosłem wzrok za okno, wlepiając patrzałki w róże na klombie. Nie mogłem wytrzymać kobiecego spojrzenia wypełnionego żalem oraz litością. Mawiają: „co było, a nie jest nie pisze się w rejestr”, lecz tylko osobom postronnym łatwo jest tak z dupy bredzić. Prawda bolała. Po prostu. Zwłaszcza, gdy coraz bardziej szczegółowy sen powracał przy najmniejszej drzemce.
     Naraz poczułem ciepło okrywającego mnie koca. Bez słowa przyglądałem się jak Nessie opatula nas obydwoje w szczelny kokonik. Bliskość ciała dziewczyny sprawiła, że doznałem natychmiastowego odprężenia. Nic nie mówiła. Nie musiała. Jedynie przytuliła się do mojego boku, a ja bezwiednie przygarnąłem ją jeszcze mocniej. Trwaliśmy tak w ciszy, która leczyła rany. Ktoś by mógł pomyśleć, iż balansowaliśmy w tej chwili na bardzo cienkiej linie. Daję słowo: wystarczyłby jeden odważny ruch z jej strony, najmniejsza prowokacja, a odrzuciłbym wszelkie zahamowania oraz kochałbym się z panną Lalu w iście szaleńczym amoku. I wiem, że byłby to seks, którego byśmy nie zapomnieli. Lecz nie nastał dzień amorów. Obydwoje mieliśmy co do dzisiejszego popołudnia zupełnie inne plany. Gdy więc Nesia oparła głowę na moim torsie, przymykając powieki, byłem pewny, iż tym razem nadeszła kolej na jej zwierzenia:
     – Nie jestem dobra w pocieszaniu – zaczęła. – Nigdy nie umiałam prowadzić konwersacji, klepać po ramieniu, czy dbać o odczucia innych ludzi. Pomimo to jest mi przykro, że tego doświadczyłeś. Mam w sobie empatię, ale życie na ulicy skutecznie nauczyło mnie ukrywać wszelkie emocje. Tak było bezpieczniej. Odstraszanie jest zwykle najlepszą formą obrony. Musiałam być niedostępna, gburowata oraz co tu dużo mówić… – zaśmiała się lekko – zimna niczym rasowa sucz. To pozwoliło mi przetrwać najtrudniejsze momenty. Jednak był też czas, który wyrył mi się szczególnie w pamięci. Miałam wtedy osiemnaście lat. Pokochałam mężczyznę, on umiłował mnie i myślałam, iż uda nam się stworzyć namiastkę domu. Niestety parszywy los miał zupełnie inne plany…
     Nie wiem, kiedy ułożyła się na boku, tak, że jej głowa spoczęła na moich kolanach. Zupełnie też nie zarejestrowałem momentu, gdy zacząłem gładzić kobiece włosy. To przyszło naturalnie. Czekając na dalszy ciąg opowieści, tylko w ten sposób umiałem dodać Vanessie otuchy. Niekiedy wystarczy po prostu być obok oraz wysłuchać, co ktoś ma do powiedzenia.
     – Taka sytuacja – zaczęła, parskając nerwowym chichotem. – Jakaś libacja, z alkoholem wariacja, wyrzygana kolacja, podarta kreacja. A potem, gdzieś w kącie… męska dominacja – przerwała na chwilę, a ja poczułem, iż coś niebezpiecznie zaczyna zbliżać się w kierunku mojego gardła. I za skurwysyna to nie była wina wina!
     – Oczywiście gość w opór najebany, więc chuj, że miałam inne plany. Lecz znalazł się wybawca… jak zawsze nieoczekiwany. Złapał pacjenta za fraki, dojebał mu w pizdę z dwie paki i dzida ze mną przez krzaki. Nie powiem, iż nie zrobiło to na mnie wrażenia. No, bo żesz ślepa Gienia, kup se trąbkę do pierdzenia! Dosłownie nikt się od śmierci rodziców tak o mnie nie starał! Ale po oczach dojrzałam, że ten typ też się czymś zjarał, zatem zwiałam… jak ostatni baran!
     Gula w przełyku powoli opadła, gdy uświadomiłem sobie, iż do niczego złego nie doszło. Przyszedł wówczas czas na zastanowienie, czy przez rymowanki Neska-fe łatwiej było opowiadać o ważnych dla niej sprawach, czy też przygotowywała grunt do zrzucenia jakiejś znacznie większej bomby. W sumie, to nie zamierzałem jej odwodzić od gadki rymem dokładnym, lecz sama przerwała swoją częstochowszczyznę:
     – Znalazł mnie rano na stacji metra. On był czysty, pachnący, świeżo ogolony, ja zaś z kacem mordercą. Rzadko dawałam radę wkręcić się na jakiś balet, a i tak zawsze dzień później łeb naparzał gorzej niźli skwiercząca wiedźma w drzwiczki piekarnika. Jednakże czasami należało zaryzykować. Można było się napić za darmola, najeść, potańczyć i przy okazji obrobić kilka portfeli. Wtedy też nie wróciłam z pustymi rękoma, lecz nie miałam nawet siły podnieść zadka, żeby pójść po wodę do wucetu. A ten… jak gdyby nigdy nic przyniósł mi napój energetyczny oraz rogalika. – Dziewczyna uśmiechnęła się na to wspomnienie. Kolejno przekręciła głowę na wprost, wlepiając wzrok w sufit. Moja uniesiona dłoń na moment zamarła, po czym wróciłem do gładzenia włosów towarzyszki. Ta zaś niezrażona ciągnęła historię dalej:
     – Byłam zdumiona i bardzo nieufna. Wzięłam jednak podarunki oraz zaczęłam kuszać. Mieszkając na ulicy nie możesz sobie przecież pozwalać na marnotrawstwo. Myślałam, iż brak odpowiedzi zrazi nieznajomego i poczłapie w swoją stronę, wymyślając mi przy tym od niewdzięcznic, lecz gość po prostu usiadł pod filarem, by bez słowa przypatrywać się to na mnie, to na podróżujących czy odjeżdżające pociągi. W końcu więc nie wytrzymałam i wpadliśmy w nieco chaotyczną gadkę. Dowiedziałam się wówczas, że sam wynajmuje w Wojewie mieszkanie. Jego rodzice również nie żyli, zaś jedyna siostra pozostała wraz z mężem oraz dziećmi w rodzinnym domu. Łukasz, bo tak mu było na imię, odwiedzał mnie od tamtej pory prawie każdego dnia. Pracował na infolinii jakiejś znanej firmy usługowej. Tłukł tam po naście godzin dziennie, ale i tak bez względu na wszystko doglądał kumpelki z peronu. Rozmawialiśmy oraz wspólnie jedliśmy papu, które przytargał po drodze z roboty. Tak to się kręciło przez niemal trzydzieści dni. Lecz pod koniec miesiąca znajomości nieoczekiwanie zniknął na trzy doby. Wtedy po raz pierwszy w życiu dotarło do mnie, iż się o kogoś martwię, no i… że darzę tego mężczyznę głębszym uczuciem…
     Przez moment zastanawiałem się, czy chcę słuchać dalszego ciągu opowieści. Nie bardzo odpowiadał mi temat byłego kochanka babki, którą sam powoli zaczynałem wpuszczać do swojego serca. „Czekaj, no moment, Cyprian! Coś ty właśnie pomyślał?!”.
     – Znalazłam go naćpanego w tym samym klubie, gdzie się poznaliśmy. – Vanessa wyrwała mnie z wewnętrznego szoku. Stwierdziłem, iż ze swoimi emocjami poradzę sobie później. Skoro było to dla kobitki ważne, nie chciałem tracić wątku. – Mówił totalnie od rzeczy, płakał i śmiał się na przemian. Cudem dałam radę zawlec go na trzecie piętro bloku niedaleko stacji, którą wtedy oblegałam. Bez wahania wskazał mi budynek, klatkę, numer mieszkania oraz wpuścił do środka. Przez całą noc pomagałam mu wrócić do dawnego ja. Powiedział mi później, że „przepędziłam demony i wniosłam ze sobą ciepło”. Do tego stopnia, iż po wszystkim nie chciał pozwolić mi wrócić na peron. Nie wiem, czy przemawiała przez niego wówczas miłość, wdzięczność, czy po prostu był cholernie samotny, ale miałam to totalnie gdzieś. Poczułam się chciana, co spowodowało, że zostałam…
     „Noł, noł noł!”. Zdecydowanie nie podobała mi się ta historia. Byłem w ciul zazdrosny i wcale nie zamierzałem temu zaprzeczać. „Nie, no, sypię się. Naprawdę mięknę. Jakim cudem dziewczyna, o którą tydzień temu roweru bym nie oparł, teraz sprawiła, iż miałem ochotę ją objąć niczym miś koala tyczkę bambusa oraz przepędzać wszystkich konkurentów?!”.
     – Bywało różnie, chociaż w większości dobrze. Jak to się mówi: „chujowo, ale rozwojowo”. Poza dniami, kiedy znowu dopadały go duchy. Starałam się je odganiać, pocieszać typka oraz trzymać Łukasza z dala od używek. Czasem się udawało. Innym razem bez skutku wypatrywałam za nim oczy po mieście. Zawsze jednak wracał. Mniej lub bardziej zjechany życiem. Lecz były też dobre momenty. Jak wtedy, gdy pomagał mi stanąć na nogi i nawet zaczęłam szukać pracy. Chodziliśmy też do kina, na jedzenie oraz tańczyliśmy niczym wariaci w salonie przy dźwiękach techno. Ale nic, co dobre nie trwa wiecznie. On miał swoje lęki, ja zaś od zawsze nienawidziłam burz. – Podniosła ku mnie oczy i pokiwała łebkiem. – Serio. Mam w nie takiego pietra, iż najchętniej zakopałabym się pod ziemię oraz jeszcze posadziła chryzantemy dla niepoznaki.
     Uśmiechnąłem pocieszająco mordkę, po czym umyślnie poczochrałem damską grzywkę. Nes chwilkę się powściekała, rzucając mi kapiące od jadu epitety, ale i tak bez wahania spoczęła ponownie w tej samej pozycji. A ja z satysfakcją… kontynuowałem głaskanko.
     – Umówiliśmy się, że jak Łukasz wróci z tyrki, zasłonimy wszystkie okna i walniemy się na narożniku. Mieliśmy wciągać chiperki, ciastki oraz inne chrupasy, bym zapomniała o szalejącej na dworze nawałnicy. Zawczasu przygotowałam zatem naczynia i powyciągałam zapasy na czarną godzinę. Co było, wyłożyłam na talerze oraz miski, a potem czekałam na powrót chłopaka z resztą wałówy. Trochę to jednak trwało, więc skubnęłam ciasta czekoladowego. Zdziwił mnie brak etykiety, lecz było szczelnie zapakowane, bez żadnej pleśni, zatem się odważyłam. W smaku, bo ja wiem… – zastanowiła się przez moment – taki nieco suchy Murzynek, tylko bez czekolady na wierzchu. Za chuja nie wyczułam w nim nic niedobrego. Zwłaszcza, iż kęs popiłam od razu herbatą. No i to był błąd, ponieważ całą „ziemistość” smaku mogłam przypisać wyłącznie Earl Grey-owi…
     „Oho! Nadciągają kłopoty”. – Ledwo zdążyłem to pomyśleć, a już Nesia potwierdziła moje przypuszczenia:
     – Był w nim haszysz. Gdy Łukasz wpadł do domu miałam już taki stan lękowy, że myślałam, iż dosłownie wszystko chce mojej śmierci. Jedna wielka schiza, typu, żyrandol zjebie się na łeb, koc zadusi, żaluzje porwie wiatr i porozcinają moją tętnicę szyjną lub dywan oplącze kostki, by owinąć mnie niczym naleśnik. Naprawdę srałam istnym żarem ze strachu. A to groziło potężnym pożarem. Nawet ukochany wydawał się jakiś podejrzany, ale nie miałam jak uciec od tego koszmaru. Wtargał mnie wówczas do ciemnej szafy. Sam również wlazł do środka, nakazując powtarzać niczym mantrę przerobione z Biblii słowa: „Pan Bóg jest ze mną, niczego mi nie braknie. Pozwala mi chodzić po zielonych pastwiskach i mnie kocha. Odgania ciemność. Zabiera lęk. Zawsze obecny, za rękę trzyma mnie”.
     Czułem, iż wspomnienia sprawiają Vanessie coraz większy ból. Zupełnie nie rozumiałem, dlaczego chciała się nimi podzielić. Gdy jednak pojedyncze łzy ponownie zrosiły dziewczęce policzki, postanowiłem położyć temu kres oraz się odezwać:
     – Nie mów, jeśli masz cierpieć. Nie chcę byś trwała w takim stanie. Wystarczająco dużo już powiedziałaś.
     – Nie, nie! – Pokręciła głową i uniosła się do pozycji siedzącej. – Chcę byś wiedział. Musisz mnie wysłuchać. Wtedy dopiero ogarniesz, co się dzisiaj wydarzyło…
     Westchnąłem. Na końcu języka miałem pytanie: „Nie trybisz, że to właśnie twój widok boli mnie najbardziej?”. Lecz go nie zadałem.
     – Pod jednym warunkiem – odparłem, patrząc Teammate w załzawione oczy. Otworzyła je szerzej, czekając na to, co powiem. – Przyjdziesz do mnie?
     – Jak to? – zdumiała się. – Przecież jesteśmy u ciebie.  
     – Tutaj. – Otworzyłem ramiona oraz złożyłem po turecku nogi, tworząc gniazdko wprost dla kobiecego kuperka. – Chcę cię przytulić.
     Zmarszczyła czoło, wyraźnie powątpiewając w szczerość moich intencji. Zagrałem więc nieco nie fair i wykorzystałem swoje własne uczucia:
     – Tęsknię za mamą. Za jej dotykiem. Zawsze powtarzała, że jestem tylko małym chłopcem…
     Zadziałało. Neska-fe migiem umościła dupinkę w docelowym miejscu, ale położyła się bokiem. Trzymałem ją zatem jedną dłonią za plecami, drugą zaś (licząc do dziesięciu) utrzymywałem koszulkę na kobiecym udzie. Vanessa natomiast oplotła mnie prawym ramieniem w pasie. Jej lewa dłoń przykryła moją na przystanku niedaleko norki borsuka. Strzepując zbierające się brudne myśli, postanowiłem napawać jestestwo tuleniem „na kołyskę” i pozwolić dziewczynie kontynuować:
     – Dajesz, maleńka – zachęciłem, chcąc wprowadzić na nowo luźną atmosferę. Łasiczka niestety znowu posmutniała:
     – „Łuki” dobrze wiedział, co robił. We wnętrzu mebla odciął mnie od wszelkich bodźców. Było tak ciemno, iż nic nie widziałam. Posiedzieliśmy tam obydwoje kilka minut, dopóki największy lęk nie opadł. Wówczas wyszedł, ale za moment wrócił, wręczając mi torebkę żelek. Ulubione malinki były jedyną rzeczą, na której skupiłam uwagę. Kazał nie zjadać całych na raz, tylko odgryzać pojedyncze kuleczki. Zrobiłam to bez wahania. Nie zauważyłam więc, że zostawił mnie samą. Jak przez mgłę kojarzę tylko męskie słowa: „Idę po odtrutkę” i nic poza tym. W tamtym momencie żelatyna, cukier, aromaty oraz barwniki stały się moimi jedynymi przyjaciółmi. Jadłam tak długo, aż w końcu zasnęłam. Rano zaś…
     Kobieca dłoń mocniej chwyciła moją, po czym zwolniła uścisk. Następnie Neska przekręciła ciało, wtulając głowę w męską klatkę i zanosząc się szlochem. Nie zwracałem jednak na to należytej uwagi, gdyż moja graba mimowolnie prześlizgnęła się z uda na nagie damskie pośladki. Typowa sytuacja patowa: Ona ryczy, drąg powstaje z pryczy…
      – Znalazłam Łukasza w wannie. Wykrwawionego na śmierć. Podciął sobie żyły. Próbowałam go ratować, lecz już nie było czego. Pamiętam tylko tę krew na rękach oraz swoim ubraniu…
     – Dobry Boże… – wszedłem jej w słowo, w końcu skupiając uwagę.
     – Nie ma sensu wzywać imienia Stwórcy. Nie dał rady mu pomóc. – Głos Vanessy był chłodny i jakby wyzuty z emocji. Bez jakiegokolwiek wyrazu. Stała się na powrót zimną suką z początku opowieści. Ta zmiana wręcz przerażała.
     Dosłownie, ale to dosłownie wszystko mi opadło…

Kocwiaczek

opublikowała opowiadanie w kategorii thriller i kryminalne, użyła 3421 słów i 19559 znaków.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto