Cz 69 
Kobieta w podomce nigdy by się nie spodziewała, że tak szybko odnajdą jej trop. Fałszywy szofer okazał się być zwykłym kapusiem, jeśli chodziło o wartość nagrody dwudziestu tysięcy złotych w jeden dzień. Nie przewidział jednak, że skazując starszą kobietę na straty i on sam okazał się być współwinny. Złapany odsiaduje teraz wyrok za współudział w morderstwach, o których nie miał bladego pojęcia. 
- Ale, ja tylko zawoziłem ją co jakiś czas na cmentarz- tłumaczył się skruszony. 
Nikt nie skomentował jego wypowiedzi. Wiele lat poświęcono na to, aby złapać tajemniczą rzeźniczkę, która przez dobrych kilkadziesiąt lat babrała się w zawodzie rzeźnika. Bóg wie, od ilu pokoleń. 
Najnowsze źródła podają, że kobieta w podomce brała przykład od swojej matki, która nauczyła ją całego fachu. Bez zaprzeczenia opowiedziała policji, jak szykowała się na swoje ofiary i w jaki sposób tak szybko udawało się jej przetransportować ludzi do chłodni, gdzie w piwnicy miała swój azyl. 
- Ludzi nie musiałam dusić, czy pod pretekstem broni zaganiać do mojej pracowni. Oni to robili sami. 
- W jaki sposób?- Pytał dziennikarz Gazety Wyborczej, z którym zgodziła się przeprowadzić wywiad w więzieniu. 
- Bardzo prosty. Papierosy. 
- Papierosy? Nie bardzo rozumiem, co ma pani do powiedzenia. 
- Boś młody pan i głupi. Zupełnie jak mój Kućko. 
Zaskoczony reporter zamrugał gwałtownie oczami. 
- Jaki Kućko? Czy to pani wspólnik? 
- I tak i nie. Tak, bo faktycznie mi pomagał, a nie, bo zupełnie się do tej roboty nie nadawał. Nawet zrezygnował z polowania na mięso, kiedy się dowiedział, że jestem z nim w ciąży. 
- Urodziła pani dziecko? 
- Może i tak, ale spokojna głowa. Pozbyłam się go równie szybko, jak szybko ze mnie wyszedł. 
Dreszcz obrzydzenia przeszedł po twarzy dziennikarzowi. Był ciekawy opowieści największej morderczyni wszech czasów i nie zamierzał od tak zrezygnować z wywiadu. Nic nie mógł jednak poradzić na to, że tak bardzo tej kobiety nienawidził. Jak można było mordować ludzi? 
I do tego, jeszcze własne dziecko… 
- Posłuchaj kolo. Ja nie ma tyle czasu, co pan. Chcesz pan poznać historię mojego życia? 
- Mniemam, że po to tutaj jestem, choć nie bardzo wiem, dlaczego akurat mnie pani wybrała do tego wywiadu… 
Staruszka uśmiechnęła się lubieżnie. 
- Z prostego powodu. Po prostu kogoś mi przypominasz. Kogoś, kogo kiedyś darzyłam uczuciem. Choć nie da się zaprzeczyć, że i jego zabiłam. 
Reporter z trudem przełknął ślinę. 
- Na imię miał Edward. 
- To na jego grób pani przychodziła? 
- Tak. 
- A po co? Jeśli mogę wiedzieć. 
- Bo go kochałam. Bo był dla mnie wszystkim- zaśmiała się chrapliwie.- To z nim straciłam dziewictwo, choć daleko mi było do pełnoletniości. 
- Czyli wykorzystywał panią? 
- Nie. To ja wykorzystywałam jego. 
- Nie rozumiem. 
Reporter przetarł dłonią mocno spocone czoło. Nigdy nie przypuszczał, że kiedykolwiek będzie robił wywiady ze starą morderczynią, która żywiła się ludzkim mięsem. Wolał pisać o aktorach, czy sensacjach wiejskich. Ten reportaż całkowicie go przerósł. 
- Edward był młody i głupi. Choć bardzo mądry jednocześnie. Zniszczyła go miłość, choć mama bardzo wyraźnie uczyła nas, abyśmy nigdy nikogo nie kochali. Mieliśmy brać od życia to, co nam się należało i nie przejmować innymi. Mieliśmy zdobywać mięso i potem stosownie je porcjować. I właśnie on się tym zajmował. Potrafił oddzielić najmniejszą tkankę od kości tak precyzyjnie, że najlepszy chirurg by się go nie powstydził. 
- Więc razem polowaliście? 
- Początkowo, to mama polowała. 
- Mama, czyli kto? Żyje jeszcze? 
- Nie, no, co pan. Zmarła dawno temu. Nie wytrzymała napięcia i rzuciła się do rzeki. 
Reporter zrobił aż nazbyt wielkie oczy. I z podniecenia i ze strachu, że jeszcze chwilę, a zwymiotuje. Na szczęście wszystko nagrywał na taśmę. Bał się, że nie zapamięta tego wszystkiego, co zamierzała wyjawić staruszka, więc ubezpieczył się na zapas. 
- To ona była tym topielcem… 
- Tak. Nikt się nie zgłosił, aby ją zidentyfikować, ale może być pan pewien, że to bardzo wpłynęło na nasze życie. To wtedy Edward się załamał, a ja zaszłam z nim potem w ciążę. 
- To była pani dwa razy w ciąży? 
Staruszka popatrzyła gniewnie na reportera. 
- Nie. Edward, to Kućko. Mój przybrany brat. Był dla mnie jak ojciec. 
Reporter chyba nie nadążał za staruszką. 
- No dobrze. Powiedzmy, że Kućko, to Edward. Była też pani matka, która nie była pani biologiczną matką, tak? A co się stało z tą prawdziwą? 
Kobieta westchnęła. 
- To już zupełnie inna historia. 
- I chciałbym ją poznać. 
Zerknęła na niego. 
- Nie wiem, czy by pan chciał- odparła poważnie. 
Onieśmielony zaczął się wahać. 
- No dobrze. Może i to dla mnie nazbyt pokręcone, ale proszę mi to wytłumaczyć. 
Kobieta założyła nogę na nogę. 
- A co tu jest do tłumaczenia? Moja prawdziwa matka była alkoholiczką i narkomanką. Lubiła dręczyć zwierzęta i robiła to przy każdej nadążającej się okazji. Nie przepuściła kota, zanim wcześniej nie zasadziła mu kopa w dupę. Albo rzucała nimi o mur, lub w nich kamieniami. A myśli pan, że skąd było we mnie tyle nienawiści? I ile razy matka się myliła i brała mnie za koty, lub psy. O tym nikt nie miał pojęcia. 
Aż zjawiła się Ona. 
Wyrwała mnie z domu, wcześniej mieląc ciało mojej matki na miazgę w młynku na odpadki w zlewie. Ciocia Gerda w ostatniej chwili zdołała uratować te Padalce. 
- Co takiego? 
- Pieski. Nazywała je Padalcami, bo były bardzo chude i głodne. Wciąż pamiętam, jak matka wyrwała tej suni z brzucha maluchy i szybko chciała się ich pozbyć. Jednego nawet chciała spuścić w sedesie, ale nie spłynął. 
- To okropne! 
- No- odparła emanując zaborcze emocje.- A ja musiałam na to wszystko patrzeć! 
- To było okrutne. 
- Było… 
Mężczyzna chrząknął. 
- A kto to był, ta cała ciocia Gerda? 
- No moja przybrana mama. 
- Ale dlaczego mówiłaś na nią ciocia? 
- To ona kazała tak na siebie mówić. W razie, gdyby ktoś pytał, czy co. 
- Więc, jak tak naprawdę miała na imię? 
Staruszka pomyślała przez chwilę. 
- W sumie, to nie wiem. Nigdy nam tego nie zdradziła, a my nie pytaliśmy. Mówiliśmy na nią po prostu mama, albo ciocia Gerda przy obcych. 
- A na ciebie jak mówiła? 
- Melasia. 
- A to było twoje prawdziwe imię? 
Chwila ciszy, podczas której patrzyła mu prosto w oczy. 
- Nie. Mama nie chciała poznać mojego prawdziwego imienia. Po prostu wymyśliła mi inne i do tego się przyzwyczaiłam. 
- Dobrze, więc jakie jest pani prawdziwe imię? 
- Maja. 
- Maja? 
- Tak. 
Reporter zatrzymał się na chwilę nad tym imieniem i wpisał je do notesu. 
- A nazwisko? 
- Nie mam. 
- Nie ma pani nazwiska? 
- Nie wiem. Miałam jakieś na pewno, ale nigdy nie widziałam swoich dokumentów. Do niczego nie były mi potrzebne. 
- No dobrze, w takim razie nie chodziła pani do lekarza? 
- No chodziłam, ale prywatnie. 
- Do kogo. 
Uśmiechnęła się lubieżnie. 
- To nie ważne. On i tak już dawno nie żyje. 
- Czyli, że był stary? 
Nie ustępował. Chciał wiedzieć po prostu wszystko. 
- Nie. 
- Zabiła go pani? 
- Nie. 
- No to, co się z nim stało? Przecież nie wyparował. 
- Zjadłam go- odparła uczciwie. 
- Zjadła go pani?- Pytając aż nieco poderwał się do góry. Potem miał spytać o coś jeszcze, ale słowa uwięzły mu w gardle. 
- Żartowałam! 
Wybuchła tak głośnym śmiechem, że aż gula w gardle reportera urosła jeszcze bardziej. 
- Boże, to jak rozmowa z dzieckiem- prychnęła.- Oczywiście, że go zabiłam! A co miałam z nim zrobić? Przecież znał wszystkie moje tajemnice. Miałam mu pozwolić odejść, aby rozprawiał na mnie na prawo i lewo? Tak było najprościej. 
- A co pani zrobiła z jego ciałem? I z ciałami bardzo wielu osób? Nikt wcześniej nie odnotował zaginięć ludzi, choć pamiętam, że był rok, w którym bardzo wielu ludzi uciekło za granicę. 
- Pisali to w listach, prawda? 
- A skąd pani… To pani je pisała? 
- Ludzie potrzebowali świeżego mięsa. 
W tym momencie gula pękła i reporter zwymiotował żółcią tuż na swoje buty. Fale wymiocin wytryskiwały z niego raz za razem. Staruszka oglądała całą scenę z uśmiechem na ustach. 
- Mięso dostarczałam do pewnej restauracji. Był ogromny popyt. A z tego, co wiem, każdy się u nich stołował. 
Reporter nie musiał pytać, o jaką restaurację chodziło. Była tylko jedna taka w mieście, gdzie ludzie lgnęli do niej jak ćmy do światła. 
- Bo podobno, gdy spróbuje się raz ludzkiego mięsa, nie ma się ochoty przestać go jeść. A każde inne, wydaje nam się niesmaczne. 
Teraz wymiotował już nie tylko reporter, ale i dwóch policjantów, którzy stali przy wejściu do celi i nawet kilku innych więźniów, którym udało się dosłyszeć jakieś słowa. 
Korzystając z okazji, że nikt na nią już nie patrzył, energicznie podniosła się z krzesełka i wyrwała jednemu z policjantów paralizator, który trzymali na nią w kieszeni. Raz za razem strzelała w każdą napotkaną osobę ciesząc się, że w tak łatwy sposób udało się jej ich wszystkich wykiwać. 
Zatrzymała się jedynie przy ostatnich drzwiach zagrodzonych kratami. 
Bo ujrzała go. 
Edwarda… 
Kućkę… 
- Przecież ty nie żyjesz!- Krzyknęła przerażona.- Sama cię przejechałam! 
Bardzo stary, całkiem przepełniony zmarszczkami mężczyzna skierował wzrok w jej stronę. Siedział na wózku inwalidzkim i w dłoniach trzymał dokładnie taki sam paralizator, co Melasia. 
Maja. 
Zmarszczki były tak wielkie, że kiedy zaczął mówić do Melasi, wydawało się, że przemawiają do niej jego zmarszczki, a nie on sam. 
- Kopę lat- rzekł wciąż nieruchomy. Był cały łysy, a pomiędzy zmarszczkami twarz jego była cała zalana starczymi piegami. 
- To naprawdę ty? Jak udało ci się to wszystko przetrwać? Jak przeżyłeś? Przecież uderzyłam w ciebie z taką siłą… 
Chciał się zaśmiać, lecz jedynie zakaszlał. Melasia spoglądała to na drzwi, to na niego wiedząc, że nie miała czasu na rozmowy. W każdej chwili mógł przybyć jakiś inny strażnik i znów zamkną ją w celi. 
Tym razem na zawsze. 
- Kućko, otwórz mi drzwi. Jak się stąd wydostaniemy, to o wszystkim ci opowiem, ale błagam, pospiesz się. 
Szarpała za kraty, ale one nie zamierzały się otworzyć. Do wszystkich krat trzeba było mieć klucz. 
Rozanielony Kućko pomachał jej przed oczami kluczykami. 
- Skąd je masz?- Spytała wyraźnie uradowana na ich widok.- Zabrałeś im dla mnie? Wiedziałeś, że będę chciała uciec? 
- O tak kochanie. Wiedziałem. 
Bez oporu otworzył jeden zamek, a potem drugi. Melasia popchnęła je gwałtownie, a potem z radości ucałowała Kućkę w policzek. 
- Znowu w branży?- Spytała pchając teraz wózek do przodu. Kućko wciąż nie przestawał się uśmiechać. 
- Biegnij, Melasiu, biegnij- krzyczał i śmiał się coraz mocniej na zmianę kaszląc. Korytarz wydawał się być długi w nieskończoność. Melasia nie zastanawiała się, dlaczego żaden ze strażników za nimi nie biegnie, choć była pewna, że niebawem się to stanie. 
- Dawaj, skarbie, dawaj!- Krzyczał i zaśmiał się gardłowo, aż starczy kaszel powrócił. 
- Od dawna…- sapała- Nie jadłam… mięsa…- dyszała. 
- Dawaj- krzyknął ostatni raz śmiejąc się jak szalony. 
A potem nastąpiło szarpnięcie do tyłu, a staruszek wypadł z wózka i poleciał w przód. Uderzenie o podłogę mocno go zabolało, choć wciąż nie potrafił przestać się śmiać. 
Odcięta głowa staruszki leżała tuż obok jego nogi. Oczy Melasi były rozszerzone ze zdziwienia, a reszta ciała leżała bez ruchu. 
- Wystarczy tato- powiedział do niego trzydziestoletni policjant.- Nie śmiej się tak, bo znowu wylądujesz w szpitalu. 
Podniósł ojca, podczas gdy ten wciąż zanosił się śmiechem. Po chwili dołączył do niego drugi policjant. 
- Ale skąd pan wiedział, że pana posłucha? Że uwierzyła w to, że chciał ją pan ratować? 
Starzec jakimś sposobem zdobył się na poważną minę. 
- To była snobka rządna krwi. Gdyby udało się jej stąd uciec, Bóg wie, ile jeszcze znalazłoby się ofiar cudownego zniknięcia. Niewątpliwie mnie, zabiłaby pierwszego. 
Oboje spojrzeli na siebie. 
- No już chłopcy. Bierzemy się do roboty. Weźcie ją okryjcie, bo zapaskudzi cały wydział. A potem trzeba pomóc tamtym oprzytomnieć. 
- Albo powiedzieć, żeby przestali udawać- zaśmiał się młodszy aspirant Lucek. 
Podkomisarz Damian Misiek owinął odciętą głowę Melasi prześcieradłem, a drugi wciąż krwawiącą szyję. 
- Zanieście ją do sali śmierci- rzekł Kućko, po czym znów się zaśmiał z własnego dowcipu. Dwoje jego synów mu zawtórowało. 
Piętnaście minut później, ośmioro młodych policjantów w wieku od dwudziestu siedmiu do czterdziestu trzech lat, stało wokół stołu ustawionych jeden obok drugiego, gdzie leżało już rozebrane ciało Melasi. 
Jej głowę odłożono do zlewu, a z jej ciała wypompowali resztki krwi. 
- Uwaga chłopcy. Teraz bądźcie już skupieni, bo nie tak łatwo jest oddzielić mięso od kości. I pamiętajcie- pogroził palcem- zanim zaczniecie szlachtować całe ciało zdobyczy, musicie wcześniej coś zjeść. Człowiek głodny staje się nerwowy i może przez to popełnić kilka niedociągnięć. 
- Tak tato- zawtórował mu tłum policjantów.
1 komentarz
AnonimS
Uff trzyma w napięciu ale chyba się cieszę że to już końcówka :P
Ewelina31
@AnonimS Kurcze, a miało być tak ciekawie... Jednak finał tuż tuż