Cz. 14
Staruszka w zielono-bordowej podomce podeszła pod drewniane drzwi. Tuż przed zapukaniem poprawiła sobie chustę na głowie i mocniej ścisnęła ją z tyłu głowy. Jej czarne wełniane getry zupełnie nie pasują do brązowych laczków, ale wcale się tym nie przejmuje. Peruka bordowych włosów wystaje z tyłu chusty ukazując mocno kręconą trwałą.
Staruszka puka do drzwi. Otwiera jej około trzydziestopięcioletnia kompletnie pijana kobieta. Zatacza się w drzwiach podtrzymując się klamki i opierając o futrynę drugą ręką. Rozchodzi się zapach wciąż trawionego alkoholu z jej ust.
- Przepraszam, że przeszkadzam- mówi staruszka - ale chciałam pogadać z Ewką.
Kobieta oszołomiona alkoholem i widokiem starszej pani w progu jej drzwi początkowo nie rozumie, co ta do niej mówi.
- Hoo?- Mamrocze kiwając się w przód i w tył. Starsza kobieta w podomce daje krok na przód i powtarza dopiero, co wymyśloną przez siebie historyjkę. Szybko spogląda na palce pijanej trzydziestopięciolatki i cieszy się na widok żółtych palców ubarwionych dymem papierosowym.
- Zapalisz?
- Ehe- odpowiada i otwiera szerzej drzwi.
Staruszka wchodzi ostrożnie rozglądając się na boki. Prosi o zaprowadzenie jej do łazienki, o ile takowa jest. Pijana kobieta zatacza się na wszystkie strony raz się śmiejąc, a raz płacząc.
- Wyrzuciłam je na śmieci- mówi śmiejąc się i kaszląc, co chwila.
W całym domu jest totalny bałagan. Wszędzie walają się butelki po piwie i winie. W kontach leżą w nieładzie puste pudełka po pizzy i frytkach. Na ścianach nie ma zdanych obrazów, ani fotografii. Całe mieszkanie wygląda jakby nikt tu nigdy nie sprzątał i nie otwierał okien. Zapach uryny aż gryzie staruszkę w nos.
- Co wyrzuciłaś?- Pyta staruszka stojąc na wprost drzwi do łazienki
- Dzie… cia… ka…? – Mówi, jakby pytała samą siebie.
Zaczyna płakać.
Upada na podłogę szlochając. Może staruszka miałaby i dla niej jakieś uczucia, ale nie po tym, co widziała na własne oczy przy śmietniku.
- To nie wina… Nie moja…- mamrocze. Jej krótkie i ciemne włosy są tłuste, i w totalnym nieładzie. Sama na sobie ma czarny powyciągany podkoszulek i krótkie getry. Wygląda na to, że kiedyś były długie, ale sama nierówno obcięła je nożyczkami.
I na dodatek krwawiła z krocza…
- Jak tak mogłaś?- Pyta staruszka łapiąc za jej twarz, aby na nią spojrzała.
Kobieta wyciera łzy i strzepuje rękę staruszki.
- Dru… Drugie jest!
- Co drugie?
Kobieta niespodziewanie zaczyna się śmiać. Patrzy na staruszkę jak na klauna, gdy widzi, jak przetrząsa jej pokój.
- Nie… Nie znajdziesz…- mamrocze i na czworakach zaczyna iść w stronę łazienki. Staruszka zauważa to i biegnie w jej stronę. Wie, że kobieta idzie do drugiego Padalca, więc chce ją wyprzedzić. Rozgląda się na boki, ale niczego nie zauważa.
- Nie… nie znaj… dziesz…- powtarza bez sensu. Teraz siedzi przy brodziku i chichocze, jakby była w pijackim transie. Staruszka jest teraz na nią już tak wściekła, że z chęcią udusiłaby ją gołymi rękami. Nie może jednak pozwolić sobie na tą przyjemność, bo wciąż nie znalazła drugiego Padalca.
- A gdzie mam nie szukać?- Pyta nagle, jakby ją olśniło. Z reguły umysł osoby pijanej przypomina dwulatka, więc istniała szansa, że i teraz zadziała…
- W kiblu- odpowiada i chichocze.- Tam, tam nie… nie ma go….
- Krople krwi tuż pod pijaną zaczynają się powiększać. Staruszka widzi to, ale nie reaguje. Nic ją to nie obchodzi.
Gdzie jest Padalec?
Nagle podbiega do sedesu. Klapa jest zamknięta. Otwiera ją, czym prędzej i nie wierzy własnym oczom. W sedesie leżą dwa dużo mniejsze Padalce.
I żyją!
- Było ich troje?- Pyta pijanej kobiety wyjmując ostrożnie Padalce z sedesu. Nie chce jej się wierzyć, że ktoś byłby w stanie zrobić im krzywdę.
- Już dobrze, już dobrze mruczy i przytula do siebie małe Padalce. Już nic wam nie grozi.
Maleńkie pieski skomlą spragnione mleka. Staruszka wstaje i przechodząc z nimi koło brodzika zauważa, że ich matka leży martwa w stercie ciuchów w koncie.
- Ona zdechła?- Pyta pijaną, kiedy ta znów zanosi się śmiechem. Staruszka w tym momencie nie wytrzymuje i podchodzi do sterty ubrań. Suka nie żyje, ale wciąż jest ciepła. Podstawia do niej dwa maleńkie Padalce, które zaczynają pić z jej ciepłych jeszcze piersi suto wypełnionych mlekiem.
- Czemu im to zrobiłaś? Nie mogłaś oddać ich do szpitala dla zwierząt, albo schroniska? Czemu zrobiłaś im taką krzywdę?
Wtem do łazienki wchodzi około dwuletnia dziewczynka. Patrzy dużymi oczami na dwie kobiety i stoi nieruchomo. Jest w podartej piżamce. Nogi ma bose, a ręce posiniaczone. Czoło zalane jest zsinieniami.
- Mama- mówi, ale nie podchodzi do niej.
Staruszka pochyla się jeszcze raz i odbiera martwej suce dwa Padalce. Oby dwa są biało czarne.
- Weź kochanie te pieski, a ja porozmawiam z twoją mamą, dobrze?
Staruszka stara się mówić spokojnie. Podaje dziewczynce dwa Padalce, które skomlą niczym niemowlęcia.
- Wywal… je!- Krzyczy jej matka.
- Schowaj przed matką- szepcze staruszka i popycha małą w stronę drzwi.- Zaraz do ciebie przyjdę, dobrze?
Mała znika w innym pokoju zatrzaskując za sobą drzwi. Staruszka idzie do kuchni i bierze z półki najbardziej naostrzony nóż. Z butów w korytarzu wyciąga sznurowadła i wraca do pijanej kobiety, która już smacznie śpi oparta głową o brodzik.
- Dostałaś okres, cipo- mówi do pijanej i śpiącej kobiety, której stróżka śliny skapuje na płytki.
Stękając przenosi ją do brodzika, aby jej nogi zwisały. Wcześniej bierze jej brudne majtki rzucone obok zdechłej suki i wsadza pijaczce do ust. Potem obwiązuje ją jej stanikiem, aby nie było słychać jak krzyczy. Zawiązuje jedną sznurówkę tuż pod pośladkami u obu nóg. Sznurem od prysznica krępuje jej ręce. Ściąga jej skarpetki i rozcina getry do miejsca gdzie obwiązała jej uda sznurowadłami.
Kobieta stęka, a zaraz potem dusi się, bo majtki zostały wciśnięte jej bardzo głęboko. Szarpie się w brodziku wywołując hałas, który staruszkę denerwuje. Biorąc nóż bez zbędnych wstępów rozcina jej nadgarstki. Kiedy ta zaczyna wyć z bólu wsadza jej miedzy oczy nóż.
Potem do obu oczodołów osobno.
W ciszy kończy robotę.
Odcina kawałek po kawałku z jej nóg, a kości łamie z całych sił zdeptując je swoimi łapciami, które na spodzie całkiem przypadkiem są wykonane ze stali.
Po całej robocie myje się i zagląda do pokoju małej.
- Padalce są grzeczne?- Pyta stawiając na stoliku mała miskę z mlekiem.
- Tak.
- Dasz im jeść?
- Tak.
- A masz kochanie w kuchni taki kran, gdzie jak się wrzuca resztki z jedzenia, to on je wszystkie przemiela?
- Tak.
To była tylko formalność. Kobieta mieszkała w nowszym bloku i doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że tego typu mieszkania posiadają maszynki do mielenia odpadków zlewie.
Mała spokojnie zaczęła karmić koty.
- A jak masz na imię?
- Mała wzruszyła ramionami.
- Dobrze w takim razie nazwę cię Melasia. Może być?
- Yhy.
W czasie, gdy Melasia karmiła Padalce, w kuchni roznosił się hałas młynka w zlewie.
- Dzisiaj na obiad będzie mielone- mruknęła do siebie i powróciła do swojej roboty z uśmiechem na ustach.
Dodaj komentarz