Wielkanoc. cz. 42 Do rana

Wielkanoc. cz. 42 Do ranaKomendant Gderliwy był już rozdrażniony, bo długo szukał swoich dwóch najbardziej niesfornych druhów, którzy jako jedyni nie stawili się o umówionej godzinie na zbiórce w remizie.  
"No gdzie oni mogą być?!"

Wreszcie dowiedział się, że widziano ich na końcu trasy, więc wszelkie znaki na niebie i ziemi i takoż tropy, prowadziły do domku Marty.  
Dowódca wiele się nie namyślał... podszedł pod frontowe okno i począł nasłuchiwać przez otwarty lufcik.  
Wyraźnie dało się wyłowić dźwięki, które po pierwsze, brzmiały jak ekspresyjne kobiece jęki… I po drugie - jakby skrzypienie mebla – ewidentne pocieranie drewna o drewno…

Gdy uważniej nadstawił ucha, zdało mu się, że raz słyszy skrzypienie mocno rozklekotanego łóżka, a raz… jakby bardziej trwałego mebla.  
Ewidentne wydało mu się, że dobiegają do niego dwa różne męskie sapania, jakby jedno sprawiające wrażenie że coś wymaga wytężonego wysiłku, jakby pochodziło od ociężałego, starszego osobnika i drugie – znacznie lżejsze, jakby ktoś wykonywał swą czynność z łatwością, jakby pochodziło od młodziaka. Kobiece jęki też mu się różnicowały.

Pierwsze, bardzo wdzięczne, choć jakby nieco piskliwe – Oj! Ojjj! Ojoj! – a wtóre to typowe  stękanie, jakby dojrzalszej niewiasty – Ach! Ach! Ach!

To pierwsze nieco urywane… a to drugie wreszcie - bardziej miarowe, wręcz rytmiczne…

Ciekawość zżerała go do głębi.

Czyżby to Marta i jej matula miały być “w robocie”? Czyżby to te obie zacne i eleganckie, a przede wszystkim – urodziwe białogłowy – miały być “obskakiwane” przez te dwie ofermy, dwie strażackie łajzy?! No nie może to być?!

Postanowił wspiąć się na palce… Ale to wydawało się – za mało. Chociaż –  nie! Zobaczył dwie kobiece nogi, w kozaczkach na wąskich obcasikach – które poruszały się niczym małe antenki. Zgrabne kobiece uda i kolana prezentowały się tym bardziej seksownie – iż były w czarnych nylonach!

Wysoko w górze, miarowo falowały! Aż skręcało starego druha z ciekawości! Musiał dojrzeć więcej! Dokładniej!

Wsparł się o deskę i wskoczył na płot, stąd już mógł zaobserwować znacznie szerszy obraz.

Doskonale widział dwie pary kobiecych nóg, zadartych do góry. Jedne w szpileczkach, drugie w kozaczkach. Obie pary w pończochach, jedna w ciemnych, ta druga w jasnych. Obie odsłonione, przez zadarte spódnice – jedna bardzo długa, druga ewidentnie mini… Co za widok!

Jedna z kobiet leżała na wersalce, a druga – na stole!

Ta druga znajdowała się pod wielkim cielskiem w mundurze. Mietek! Ot, swołocz!

Ta na łóżku ujeżdżana była przez dziarskiego junaka. Antek! Kto by pomyślał?!

Obu druhów najwyraźniej rozpierała niesamowita witalność. Pracowali wytrwale i dynamicznie. Jak maszyny. To oni byli sprawcami tak energicznych skrzypień mebli.

Skrzypienia zsynchronizowały się perfekcyjnie z niewieścimi jękami. Przerywane co rusz, głośnymi klaśnięciami gwałtownych klapsów. Towarzyszyły im wtedy nad wyraz podniecające okrzyki:

- Auuuaaaa! Ojej! – lub – Auć!!!

A kobiety… to rzeczywiście matka i córka! Marta i Marzena! Dwie atrakcyjne i samotne kobietki… Teraz –  dupczone na potęgę.

Komendant dodał w duchu. – Dupczone, aż miło! Jak ostatnie dziwki!

Jęki kobiet, po pewnym czasie zsynchronizowały się, powtarzając się miarowo, niczym maszyny w fabryce.

- Aaaa… oooo! Aaaaa! Oooooch…

Komendant poczuł, jak robi mu się ciasno w spodniach.

Nie mógł przepuścić takiej chwili.

***

Nie wiadomo, kiedy to się stało. Impreza strażacka szybko przeniosła się z remizy do domu tych dwu samotnych pań.

Już nie tylko Miecio i Antek, ale wszyscy strażacy gościli w ich małym domku.

Mimo, że wszyscy, jak jeden mąż, druhowie byli, jak to mówił komendant Gderliwy – “narąbani, jak szpadle” – nie tracili moresu i nie przestawali adorować żadnej z obu niewiast.

- O Boże! Już czwarty hultaj się na mnie gramoli! Nie wydzierżę! Panowie… zamęczycie mnie… – żałośliwie biadoliła Marta – zbyt mocno dokładacie mi do pieca! Mamusiu… ratuj!

Rzeczywiście, młodej nauczycielki nie oszczędzano. Doświadczyła już względów od kilku panów, i… istotnie, mocno to odczuwała… Natomiast rodzicielka nie miała możliwości pomóc córce – sama znajdowała się w tęgich objęciach dwu silnych strażaków. Co najwyżej mogła ją wesprzeć słownie:

- Córeczko… uważaj na siebie… i… żebyś nie przypłaciła tego, jaką pamiątką…

Marcie, dotychczas nigdy nie zdarzyło się być nawet z dwoma mężczyznami jednocześnie. A co dopiero, gdy teraz gościło u niej w domu siedmiu tęgich druhów!

Dziewczyna, właśnie przed chwilą, mocno odczuła miłosne zapędy komendanta Gderliwego, a teraz gramolił na nią jegomość, którego zwali Sasza, zaś historyczka ochrzciła go mianem Sancho Pansa, bo takiegoż giermka Don Kichota jej przypominał – niski i otyły, do tego przaśny w obyciu:

- Tera moja kolej! Tera ja chcę pokosztować tych damulkowych słodyczy! Nie wymigaj mi się, nie uciekaj mi dziewuszko! Tera mi się przynależysz! Dopuść mnie do swoich skarbów!

Nauczycielka nie miała najmniejszych możliwości powstrzymania dążeń druha.

Szybko dostrzegła, że kordelas sanczopansowy jest godny swego własciciela – pulchny i króciutki.

- Ciekawe, jak to będzie go poczuć… – pomyślała krótko.

- Ojej! – jęknęła poczuwszy na sobie jego wielgachny brzuch.

- Jeszcze mi tu panno zaraz pojęczysz! Oj, pojęczysz, aż miło! Co, czujesz, że Sasza trochę waży? A widzisz… będziesz musiała jakoś zipać pode mną…

Tego się nieco przestraszyła.

- No. Nuże… panienko, rozkładaj grzecznie swoje śliczne nóżęta!

Kobieta nie zakładała innej możliwości – jak tylko poddania się Saszy. Szeroko rozłożyła uda, uznając, że trzeba w ten właśnie sposób pomóc sztylecikowi, niezbyt pokaźnej długości.

Okazało się jednak, że taki sztylecik potrafi wcale porządnie zakłuć.

- Auuuaa! Aaaaaa! – krzyknęła.

Strażak wyglądał na wielce uradowanego.

- Cudna jamka! Wąska! Oj! No to Sasza będzie miał używanie! W sam raz. Dawno żem nie miał tak ciasno! A uczycielki nie miałem nigdy w życiu!

Koledzy obserwowali i kibicowali Sancho Pansie.

- Mocniej! Mocniej, Sasza! Niech pani nauczycielka zapamięta na dobre twoją, grubą sikawkę!

Strażacki przyrząd robił swoje. Mężczyźni widzieli to i po mimice twarzy Marty i słyszeli w jej głośnych, dojmujących jękach.

- Aaaaa! Achhh!

Z racji kusej długości sanczopansowej pompki, jej pchnięcia były dość płytkie. Tym częściej rozochocony strażak klepał jądrami w pupę Marty. Niemiłosiernie przy tym sapiąc.

Natomiast pulchny rozmiar strażackiego kutasa powodował, że Marta czuła, iż jej pochwa jest srodze rozciągana.

Boże! – myślała w duchu – jeszcze nikt mi tak nie rozepchał piczki! Nawet ten żołnierz, który poderwał mnie w Siedlcach, miał przecież wielkiego, lecz nie aż tak grubaśnego!

Z racji szybkich dźgnięć, historyczka wydawała z siebie króciutkie jęki. Właściwie stęknięcia.

- Aaa! Ach! Panie Saszo… Och! Och… Zmaltretuje pan moją myszkę… – pisnęła cicho.

Podziałało to wyznanie i na Sanczo Pansę i na jego kompanów, którzy wzmogli doping.

- Zmaltretuj jej myszkę! Ha, ha, ha!

- Masz kutasa – grubasa, to rozepchaj jej piśkę!

- Jak paniusia nauczycielka ma ciasną cipulkę, to należy się ją rozdymać. Ha, ha!

Martę podniecało wszystko – i sytuacja, i plebejskie teksty prostych strażaków, i wreszcie bezpardonowa, wręcz agresywna penetracja w wykonaniu dziarskiego druha.

- Ach! Aj! Ach! – jęczała coraz głośniej.

Koledzy zazdrościli Saszy. Zaczęli go poganiać.

- Ej! Pośpiesz się. Nam też się należy! Też chcemy posmakować skarbów pani uczycielki!

- Spokojna… uf… głowa… – spał grubasek – to nie mydło… się nie wymydli… zostanie i dla was…

Jednak, popędzany, przyspieszył.

- Ah! Ah! Aj! Aj! – szybko i głośno stękała Marta.

Wiedziała, że finiszuje, że lada moment wytryśnie w jej pochwie. Już chciała go przestrzec… ale… okazało się, że za późno.

Strażacka silawka trysnęła w niej, w środku.

Druhowie natychmiast rzucili się do podmiany. Dwóch na raz chciało wgramolić się na biedną dziewczynę.

- Panowie… zamęczycie mnie…

Żaden z dwóch nie wygrał, a żaden też ani myślał ustępować! Wkrótce dołączył do nich kolejny…

Jedynym wyjściem okazał się kompromis…

- Patrzcie. Mamy dwie kobity! Sześć dziurek. Zawsze jeden będzie poszkodowany!

Marta rzeczywiście poczuła, że każdy z jej otworów był atakowany. Z dwóch stron naparły strażackie tarany… Nie oszczędzono też jej ust. Druhowie, jakby na siłę, chcieli się zaspokoić.

Kątem oka kobieta widziała, że jej matka dokładnie w ten sam sposób została potraktowana. Widziała, jak szarpią jej spódnicę, jak drą majtki, żeby wykorzystać ją i od przodu i od tyłu…

Nie napatrzyła się jednak za długo. Pałka samego komendanta wdarła się jej aż do gardła.

Z boku stał tylko Sasza. Omiatał wzrokiem wnętrze. A widok w pokoju, w rzeczy samej, prezentował się imponująco. Każda z obu kobiet otoczona była z trzech stron, na każdą napierali rozbudzeni strażacy. Sześciu chłopów na schwał, tęgo pracowało lędźwiami…

Saszy zdawało się, że to trwa wieczność, bo zdążył już wrócić do formy.

Zdecydowanie bardziej wymęczone były obie niewiasty. Zwłaszcza, że mężczyźni nie dość, że nie przestawali, to jeszcze przeróżne figle przychodziły im do głów.

- Panowie! – grzmiał komendant – Robimy konkurs, na to która głośniej jęczy!

Kompanom przypadł do gustu pomysł Gderliwego.

Wkrótce z chałupy dobiegały dwa przeraźliwie głośne strumienie jęków, stęków i krzyków…

Towarzyszyły im ponaglenia:

- Głośniej kobitki! Z chlebem!

Nie tylko ponagleniami dopingowano kobiety… Także silnymi sztosami.

Marta okazywała się być bardziej piskliwa.

- Aaaa… aaaa...

Ale Marzena całkiem donośnie krzyczała:

- Olaboga! O Jezu!

Strażacy poczęli dopingować również klapsami.

- Auuuaa! Auuu! – krzyczała starsza niewiasta.

- Auuć! Boli! – popiskiwała młodsza.

Zdecydowanie remisowały ze sobą, biorąc pod uwagę ilość decybeli, które wydobywały z gardeł.

W takiej sytuacji nie było wyjścia. Zarządzono dogrywkę.

Czterdziestoośmiolatka już nie miała siły krzyczeć… jedynie stękała.

Natomiast Marta darła się nadal w niebogłosy.

- Auuuaaa! Panowie… Co z was za ogiery! Zrobicie mi krzywdę… Mam wrażenie, że przebijacie mnie na wylot! Achhh!

Druhów przepełniała duma.

- Wygrała nasza nauczycielka!

- A co wygrała?!

- Loda! Ha, ha, ha!

Rozochoceni pożarnicy zarządzili kolejną konkurencję.

- A która z pań szerzej rozłoży nóżki?!

Na nic się zdały protesty kobiet.

I wcale na kibicowaniu nie poprzestali druhowie. Fizycznie wspomagali zmęczone niewiasty.

Marzena, mimo swojego wieku, zrobiła niemal szpagat, mimo, że nie schodził z niej słynny ze swej mocy Florek – Rozporek, który nie bez powodu zyskał swój przydomek. Najpewniej dlatego, jako że często swego rozporka używał… A może dlatego, że mówili o nim, że “myśli przez rozporek”?

Grunt, że teraz, jakby mu jego patron, ten sam, co patron wszystkich strażaków – św. Florian – dodawał jeszcze więcej mocy.

- Przed Florkiem wszystkie baby szeroko rozkładają nóżki! – grzmiał dumny druh – ale ty Marzenko, pięknie to potrafisz! Jak marzenie! Marzenko…

Pozostali strażacy też ją komplementowali.

- Dojrzała sikorka, a wygimnastykowana!

- Widno zaprawiona w boju! Ha ha ha…

- Wesoła wdówka! Nie ma chłopa, ale gdzieś musiała chodzić na treningi… ha ha ha!

Rodzicielka zawstydziła się. Zwłaszcza przed córką. Ale tej strażacy także nie omieszkali naurągać i zawstydzić.

- Ależ pieknie nasza profesorka rozkłada nóżęta…

- Widno w tym porządnie wprawiona! Ha, ha, ha!

Tego typu zabawom nie było końca. Wszystkie zaś zmierzały tylko do jednego, żeby jeszczej sobie poużywać dwie samotne niewiasty… Najchętniej, żartujac sobie z nich, czy wreecz urządzjąc niewinne kpiny, zazwyczaj kwestionujące dobre prowadzenie się obu pań…

Aż wreszcie alkohol oraz zmęczenie wzięły górę i sen zmorzył dzielnych strażaków.

Lecz mimo, że wreszcie pospali się druhowie, co rusz, jakiś się budził, niemal natychmiast nabierając ochotę na którąś z gospodyń, po czym, bez zbędnej zwłoki, gramolił się bądź to na nauczycielkę, bądź jej mamusię. Nie rzadko wówczas, nawet stłumione, jęki jednej, bądź drugiej, budziły kolejnych admiratorów i skłaniały ich do ponownych umizgów...

Nie dane było tego dnia wyspać się, ani córce, ani matce.

Historyczka

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 2251 słów i 12988 znaków, zaktualizowała 24 mar o 8:04.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.

  • Użytkownik Historyczka

    Uwaga, dziś zaktualizowałam to opowiadanie, jeśli ktoś zechce poczytać, zapraszam :)

    11 maj 2022