Za mało - Rozdział 3

Szymon

Nie potrafię zebrać się w sobie, żeby odejść. Natalia ignoruje moją obecność i tuli swojego syna, co chwilę poprawiając mu czapkę zsuwającą się na czoło. Maluch przynajmniej przestał płakać, więc w duchu częściowo oddycham z ulgą. Tara leży spokojnie obok mnie – miła odmiana.

Podnoszę dłoń, bo chcę dotknąć Natalii, ale szybko odrzucam ten pomysł. Ona może tego nie chcieć. Na pewno tego nie chce. Mimo to potrzebuję jakiejś reakcji z jej strony. Cokolwiek.

– Wszystko w porządku? – pytam, próbując zwrócić na siebie uwagę.

Natalia kiwa powoli głową, ale nie patrzy na mnie.

Czy naprawdę nie może wykrzesać z siebie czegoś więcej? Myśli, że tylko ona jest przerażona tą sytuacją?

Nabieram ostrożnie powietrza do płuc.

– Jesteś pewna? – dopytuję.

Znowu kiwa głową.

– Na pewno nic mu się nie stało?

Na krótką chwilę nasze spojrzenia się spotykają. Kręci głową i spuszcza wzrok. To musi mi wystarczyć. Nie chcę ich tutaj zostawiać, ale najwyraźniej Natalia nie ma nic przeciwko, dlatego podnoszę się, łapię Tarę za obrożę i odchodzimy.

Spinam mięśnie, bo chcę spojrzeć przez ramię i upewnić się, że naprawdę nic jej nie obchodzę. Ale to będzie za dużo. Zapomniałem o niej. Nie powinienem do tego wracać.

____

Natalia

Siedzę na trawię i tulę do siebie Kacperka. Moje serce dalej bije jak szalone. Wciąż przed oczami mam widok psa taranującego... Zaczynam szybciej oddychać.

Jak mogłam do tego dopuścić? Moi przyjaciele mi zaufali, a ja naraziłam ich dziecko na niebezpieczeństwo. Pies był ogromny w porównaniu do malucha. I biegł tak szybko... To mogło się źle skończyć.

A może właśnie skończyło?

Przypominam sobie o Szymonie. Był tak samo wystraszony jak ja. Od razu rzucił się na pomoc Kacperkowi. Sprawdził, czy nic mu nie jest... Odsunął się dopiero wtedy, gdy mnie zobaczył.

Rytm mojego serca zmienia się w ułamku sekundy.

Powstrzymuję wspomnienia i przytulam mocniej malucha. To nie jest dobry moment na użalanie się nad sobą, no i musimy wracać do domu. Powoli się podnoszę. Od razu dostrzegam czerwoną piłkę, leżącą w trawie. Waham się tylko przez chwilę, a potem ją podnoszę i chowam do torebki.

Muszę na spokojnie przemyśleć kilka rzeczy, ale wiem, że to był nieszczęśliwy wypadek. Szymon powinien tak właśnie myśleć. Może gdybym bardziej pilnowała malucha, to wszystko skończyłoby się zupełnie inaczej – lepiej.

Ale nie ma sensu już tego roztrząsać.

***

Siedzę na skraju łóżeczka i przyglądam się śpiącemu Kacperkowi. Nie dotykam go, bo wiem, że ma problemy z zasypianiem. Zanim zapadnie w głęboki sen, minie przynajmniej godzina. Mała lampka rozświetla pokój, który wydaje się jeszcze bardziej przytulny niż za dnia. Na jednej ze ścian wisi kolaż ze zdjęciami malucha. Za każdym razem, gdy na niego patrzę, czuję ból w klatce piersiowej. Uwzględniono tam również mnie, ale wyglądam jak niepasujący element.

Zerkam ostatni raz na Kacperka, wstaję i wychodzę z pokoju.

Jestem roztrzęsiona po dzisiejszym dniu. Muszę z kimś porozmawiać, ale nie chcę psuć moim przyjaciołom weekendu. Maja pewnie od razu będzie chciała przyjechać i upewnić się, że wszystko gra. Nie mogę na to pozwolić. Niech się wkurza do woli, ale Krzysiek również jej potrzebuje.

Chce mi się śmiać, bo od kiedy stałam się taką ekspertką?

Schodzę na dół, a moje myśli zaczynają krążyć wokół Kuby. Nawet nie wiem, czy to on dzwonił w ciągu dnia. Wchodzę do kuchni i zerkam na blat, na którym leży komórka. Odblokowuję ekran i zdaję sobie sprawę, że to nie był on, ale Maja.

„Właśnie położyłam Kacperka spać. Pogadamy jutro!" – piszę szybko i wysyłam. Nie chcę, żeby się niepotrzebnie zamartwiała.

„Byliście w parku?"

Mrugam i wzdycham ciężko. Przez telefon przebieg wydarzeń będzie brzmiał dramatycznie, więc nie ma mowy, żebym jej teraz cokolwiek mówiła.

„Tak. Bardzo mu się podobało kopanie liści :)"

Szybko piszę kolejną wiadomość:

„A teraz koniec przesłuchania. Bawcie się dobrze!"

Odpowiedź nie przychodzi i coś czuję, że to Krzysiek miał w tym swój udział. Mam tylko nadzieję, że ten weekend znowu zbliży ich do siebie.

Odpycham się dłońmi od blatu i idę na drugą stronę kuchni, żeby zaparzyć sobie herbaty. Muszę trochę odetchnąć. Zabieram komórkę i siadam na kanapie w salonie. Nie włączam telewizora, bo potrzebuję ciszy.

Obejmuję kubek dłońmi i skupiam wzrok na nieokreślonym punkcie. Nie czuję się najlepiej. Cały czas odtwarzam w głowie ten przeklęty wypadek. Wiem, że maluchowi nic się nie stało, bo nie ma na ciele ani jednego siniaka, który mógłby mnie zaniepokoić. Dzieci nabywają ich bardzo dużo. Potrzebowałam dużo czasu, żeby przestać się tym aż tak bardzo przejmować. Hania podchodzi do macierzyństwa o wiele luźniej niż Maja, więc to ona była moim głównym głosem rozsądku.

Powinnam tam niedługo się zjawić. Tomek pewnie się ucieszy.

Komórka wydaje z siebie cichy dźwięk. Zerkam na ekran i wstrzymuję oddech.

„Stoję pod drzwiami. Otworzysz mi?"

Nie zadzwonił wcześniej, żeby zapytać, czy chcę z nim w ogóle rozmawiać. Nie chcę go o nic obwiniać, ale nie potrafię zapanować nad głupimi myślami. Gdybym Kacperka zabrała do nas, pewnie nie byłoby nas w tym parku. Wypuszczam głośno powietrze z płuc. Nienawidzę takiego gdybania.

Odstawiam kubek na stolik i wstaję, od razu idąc do podłużnego przedpokoju. Otwieram drzwi i patrzę na Kubę. Mam wrażenie, że cofnęliśmy się w czasie, tylko tym razem jego widok mnie nie cieszy. Będziemy pewnie rozmawiać o ważnych sprawach, do których dzisiaj nie mam głowy.

Kuba mija mnie i wchodzi do środka.

– Mały śpi? – pyta, ściągając kurtkę.

Zamykam drzwi i opieram się o nie plecami.

– Tak. Miał bardzo... intensywny dzień – odpowiadam cicho. – Mogłeś zadzwonić.

– Istniało ryzyko, że nie będziesz chciała ze mną rozmawiać.

– Fakt – przyznaję. – Ale teraz też nie chcę, bo pewnie zamierzasz poruszyć...

– Możemy to przełożyć na jutro – przerywa mi, podchodząc bliżej. Dotyka dłońmi mojej twarzy i całuje w czoło. – Nie cierpię się z tobą kłócić.

– Więc tego nie rób – szepczę. – A teraz mnie mocno przytul, bo tego potrzebuję.

Kuba marszczy brwi i przygląda się uważnie mojej twarzy.

– Co się stało?

Mrugam, bo na samo wspomnienie wypadku, w moich oczach pojawiają się łzy. Chyba boję się zostać oceniona. Wiem, że Kuba mnie kocha, ale... Biorę głęboki wdech.

– W Kacperka wbiegł pies, gdy byliśmy w parku – odpowiadam ze ściśniętym sercem.

– O Boże – mamroce Kuba. – Jest cały?

– Tak, na szczęście tylko upadł, bo pies w ostatniej chwili się opamiętał. Wpadł na niego i go przewrócił, ale był po prostu większy. – Wzdycham. – Byłam przerażona.

– A właściciel psa?

– Pobiegł za nim i chyba próbował zatrzymać. – Potrząsam głową, starając się przypomnieć sobie więcej szczegółów. – Kacperek podniósł piłkę, która należała do tego psa. Prawdopodobnie właściciel mu ją rzucił, a ten po prostu za nią pobiegł, bo chciał ją tylko złapać.

Kuba pociera dłońmi moje ręce, a w jego oczach zauważam współczucie.

– To był nieszczęśliwy wypadek – stwierdza.

Nie trudno się z nim zgodzić.

– Wiem, ale... Maja i Krzysiek mi zaufali. Powiem im jutro, ale... nie wiem... – Wypuszczam głośno powietrze z płuc. – Cały czas myślę, że mogłam temu zapobiec. To tylko półtoraroczne dziecko, a ten pies był ogromny.

– Jaka rasa?

Wzruszam ramionami.

– Wiem tylko, że miał beżową sierść.

Zauważam zawadiacki uśmiech na twarzy Kuby.

– Dużo psów ma taką sierść, ale nieważne. – Jego uśmiech nagle staje się delikatniejszy. – Wspaniale opiekujesz się Kacperkiem. Jego rodzice to widzą. To samo tyczy się Tomka. – Przysuwa się bliżej i opiera swoje czoło o moje. – Są sytuacje, na które nie będziesz miała nigdy wpływu. To jedna z nich.

– On jest taki mały – szepczę bliska płaczu.

– Jest, ale na szczęście nic złego się nie stało. – Dotyka palcem mojego podbródka. – Właściciel chociaż przeprosił?

Przymykam powieki, przywołując obraz przestraszonego Szymona.

– Nie – odpowiadam cicho. – Bo praktycznie z nim nie rozmawiałam. Nie odpowiedziałam na żadne jego pytanie. Skupiłam się na Kacperku. A potem odszedł.

– Zostawił was tam? – pyta zdumiony.

– Szymon był równie przerażony, co ja – wyjaśniam.

W momencie, gdy wypowiadam zapomniane imię, rysy twarzy Kuby się wyostrzają, a w niebieskich oczach pojawia się lód.

– Ten Szymon? – dopytuje, a w jego głosie słychać niechęć.

– Tak.

– Ma psa?

– Sama byłam zaskoczona – odpowiadam szczerze. – Ostatni raz się widzieliśmy, gdy wyprowadzałam się ze wspólnego mieszkania. Wtedy miał tylko pająki.

Kuba kiwa głową, jakby rozumiał. Lód w jego oczach częściowo topnieje. Pewnie podoba mu się, że nie utrzymywaliśmy kontaktu.

– Prędzej czy później musiało dojść do spotkania – stwierdza.

– Wiem – przyznaję cicho.

Nie chciałabym, żeby Szymon miał wyrzuty o ten wypadek. Chyba dlatego zabrałam piłkę z parku, żeby mieć powód do rozmowy. Nie mówię tego głośno, bo nie jestem pewna reakcji Kuby.  

– Nie obwiniaj się – mówi spokojnym tonem, kładąc dłonie na moich biodrach.

– Próbuję.

Unosi kącik ust.

– Mam pomóc? – rzuca, a w jego oczach dostrzegam znajomy błysk.

Czeka tylko chwilę na moją odpowiedź, a potem mnie czule całuje. Obejmuję dłońmi jego szyję i odwzajemniam pocałunek. Nie jesteśmy pogodzeni, więc nie wylądujemy w łóżku, ale przynajmniej potrafimy odsunąć do siebie inne rzeczy i skupić się na teraźniejszości.

Kuba odrywa się od moich ust i patrzy na mnie w taki sposób, że ciepło pod moją skórą szaleje z radości.

– Kocham cię – szepcze.

– Też cię kocham – mówię szczerze.

Uśmiech jaki otrzymuję, otula moje drżące serce.

____

Szymon

Siedzę na podłodze i opieram się plecami o łóżko. Tara leży obok mnie, z łbem na moim udzie.

Jestem wyczerpany tym pokręconym dniem. Zaczęło się od wypadku w parku, gdy Tara prawie stratowała to biedne dziecko. A potem było już tylko gorzej, bo spotkałem Natalię.

Przeczesują dłonią włosy, na koniec mocno je targając.

Czy to na pewno może być jej syn? Trudno mi ocenić, ile ten maluch mógł mieć lat. Boże, może rok lub dwa – nie znam się aż tak na dzieciach. Nie pamiętam, jak w takim wieku wyglądała Amelka.

Nie widzieliśmy się dwa lata, może nawet dłużej. Minęło zbyt dużo czasu. Mylą mi się miesiące, a nie chcę ześwirować, bo przez cholerny ułamek sekundy przemknęło mi przez głowę, że to może być mój syn.

Mój syn.

Boże.

Energicznie pocieram dłonią kark.

Zawsze się zabezpieczaliśmy. Wiadomo, prezerwatywy nie dają stuprocentowej pewności, ale Natalia... Nie wierzę, że mogłaby ukrywać przede mną coś tak ważnego. Nie wyrzekłbym się własnego dziecka, nawet przez myśl by mi to nie przeszło. Nie pozwoliłbym jej tak odejść i cały czas byłbym obecny w jej... ich życiu.

Ale to niemożliwe. Mam takie wewnętrzne przeczucie, że prędzej to może być syn kogoś innego. Od razu myślę o Kubie. Chciałem, żeby z nim była, ale jeśli to jego dziecko... Naciskam palcami nasadę nosa i zamykam oczy, żeby powstrzymać huragan bolesnych wspomnień. Nie zniósłbym myśli, że Natalia dała mu dziecko. Nieważne, że przestałem o niej myśleć; że zapomniałem. To naprawdę w tym momencie nie jest istotne.

Tara liże mnie po ręce. Zerkam na nią i drapię za uchem. Od wypadku nie jest sobą. Nie odstępuje mnie na krok, co chwilę delikatnie zaznaczając swoją obecność. Przyznaję, byłem na nią cholernie zły, ale potem uświadomiłem sobie, że nikt tu nie jest winny. Dziecko po prostu podniosło piłkę z trawy. Tara chciała tylko ją złapać. Nie chcę zastanawiać się nad innymi możliwościami. Nie zamierzam też analizować najczarniejszych scenariuszy. Nikomu nic się nie stało i to jest najważniejsze.

Próbuję wyobrazić sobie życie bez tego kochanego, zwariowanego i nieposłusznego psa, ale nie potrafię. Natalia miała rację. Pies jest najlepszym przyjacielem człowieka.

To właśnie Tara wypełniła pustkę po Natalii.

– Jesteś najlepszym psem na świecie, Tara – szepczę, łapiąc ją za pysk. – Tylko mogłabyś mnie czasami słuchać. – Uśmiecham się z trudem. – No wiesz, tak od czasu do czasu. To chyba nie jest zbyt wiele, co nie?

Słyszę ciche skomlenie. Może to forma tłumaczeń, może przeprosiny, ale nie zastanawiam się nad tym. Pochylam się nad Tarą i mocno ją przytulam.

To tylko ten jeden dzień. Jeden dzień głupiej słabości.

Jutro wszystko wróci do normy.

____

Natalia

Leżę w łóżku w pokoju, który kiedyś do mnie należał. Kuba śpi obok. Na szczęście mnie nie dotyka, bo miałabym tylko niepotrzebne wyrzuty sumienia.

Nie potrafię spać, bo myślę o Szymonie. Jego pies nie daje mi spokoju. Przecież sam powiedział, że psy wymagają troski, której on nie zamierzał im dać. Dlaczego zmienił zdanie? Z jakiego powodu?

Nie muszę nawet przywoływać wspomnień, żeby przypomnieć sobie o orzechowych oczach. Przestałam kochać Szymona, ale nie zapomniałam o nim. Nie potrafiłabym. To, co się między nami wydarzyło było dla mnie lekcją, z której wyciągnęłam wnioski. Długo leczyłam zranione serce, a potem pojawił się Kuba.

Obracam się na bok i patrzę na spokojną twarz mojego chłopaka. Sięgam dłonią do jego czoła i delikatnie ogarniam z niego włosy. Widziałam, jak na mnie patrzył, gdy się rozbierałam. Jak zwilżał językiem wargi, a jego wzrok sunął powoli po moim ciele. Nic nie zrobił, bo wciąż nie doszliśmy do porozumienia.

Uśmiecham się do siebie.

Kocham go za to.

***

Maja wpatruje się we mnie załzawionymi oczami. Krzysiek obejmuje ją ramieniem i próbuje uspokoić.

– Nic mu się nie stało? – dopytuje moja przyjaciółka.

Kiwam energicznie głową.

– Sprawdziłam i jest w porządku. Szymon też sprawdzał. – Przygryzam wargę, bo widzę zaniepokojone spojrzenia przyjaciół. – To jego pies.

– To było przypadkowe spotkanie? – Maja pociąga nosem. – A on nie miał przypadkiem pająków?

– No właśnie – rzuca Krzysiek. – Jesteś pewna, że to jego pies?

Nagle tracę pewność. Pamiętam jak przez mgłę, że ktoś wołał tego psa, a potem pojawił się Szymon. Kątem oka widziałam, jak pies posłusznie leżał obok niego.

– Minęło dużo czasu. Ja się zmieniłam, więc on pewnie też – odpowiadam wymijająco. – Kacperkowi nic nie jest, ale chyba odpuścimy sobie kolejne wizyty w tym parku.

– Nie przesadzaj – ruga mnie Krzysiek. – To był nieszczęśliwy przypadek. Pies na pewno nie chciał mu zrobić krzywdy, tym bardziej że próbował wyhamować. Takie rzeczy po prostu się zdarzają.

– Wiem. – Uśmiecham się z wysiłkiem. – Kuba też jest tego zdania.

Maja unosi brwi.

– Czyli już się pogodziliście? – pyta z nadzieją.

Kręcę głową.

– Jeszcze nie, bo nie miałam wczoraj głowy do czegokolwiek, ale był obok. Jak zawsze mnie wspiera, bez względu na okoliczności. Dzisiaj rano wrócił do domu.

– On cię tak mocno kocha – mówi uśmiechnięta Maja. – Świata poza tobą nie widzi.

– Przyznam tutaj rację mojej żonie – rzuca rozbawiony Krzysiek, obejmując ją mocniej. – Dzięki za opiekę nad naszym synem.

– Nie ma za co. – Macham niedbale dłonią. – Lepiej powiedzcie, jak było i czy dobrze się bawiliście?

– Chcesz poznać szczegóły? – pyta podekscytowana przyjaciółka.

Mina Krzyśka jest bezcenna, więc obie parskamy głośnym śmiechem.

– Udam, że tego nie słyszałem. – Odsuwa się od Mai i rzuca mi jednoznaczne spojrzenie. – Nawet nie chcę wiedzieć, o czym rozmawiacie, gdy mnie nie ma.

– Będę powtarzała ci do końca życia, że dzięki naszej rozmowie o idealnych pozycjach seksualnych ułatwiających zajście w ciążę, macie teraz dziecko.

Twarz Krzyśka jest purpurowa.

– Naprawdę musisz mi o tym przypominać? – syczy. – I skąd w ogóle pomysł, że z tego skorzystałem?

Maja wtula się w swojego męża, a ten wzdycha ciężko.

– No tak, przyjaciółki mówią sobie o wszystkim – burczy.

Zaczynam się śmiać, więc Krzysiek rzuca w moją stronę zabójcze spojrzenie, które wcale mnie nie ucisza.

– Jak dobrze, że nie mieszkasz już z nami – rzuca kąśliwie.

– Przypomnę ci o tym następnym razem, gdy będziesz jęczał, że Maja przypaliła kolejny obiad.

Moja przyjaciółka prycha pogardliwie i unosi wysoko podbródek.

– To wszystko twoja wina! Mówiłam ci, że nie nadajesz się na towarzyszkę do gotowania.

Wywracam oczami, a Maja mruży groźnie oczy.

– Muszę dbać o konkurencję – rzucam żartobliwie i uśmiecham się szeroko.

Tym razem to Krzysiek parska śmiechem, a Maja udaje obrażoną.

W duchu oddycham z ulgą, bo myślałam, że nasza rozmowa przebiegnie w mniej przyjemnej atmosferze. Na szczęście obydwoje mi ufają, co bardzo mnie cieszy. Odkąd jestem z Kubą, naprawiłam wiele relacji, które wcześniej dobrowolnie niszczyłam, dzięki czemu stałam się lepszym człowiekiem. Niby nic wielkiego, ale dla mnie to spokój ducha i komfort psychiczny. Czasami boli mnie widok bliskich mi osób z ich dziećmi, ale pocieszam się, że kiedyś sama również zostanę matkę i będę miała własne dzieci.

____

Szymon

Siedzę na trawie, a Tara biega wokół mnie, głośno szczekając. Rozkładam ręce, bo nie znaleźliśmy czerwonej piłki. Może zabrało ją inne dziecko, a może pies. Nie przejmuję się tym zbytnio, bo po prostu kupię nową, jednak dla Tary to jak koniec świata. Jej szczekanie staje się głośniejsze, więc wstaję i mierzę ją rozbawionym spojrzeniem.

– To tylko piłka, Tara. Kupię ci nową.

Głośne szczeknięcie.

– Nie mam pojęcia, gdzie jest twoja piłka.

Kolejne szczeknięcie, bo najwyraźniej moje tłumaczenia nie satysfakcjonują tego oburzonego psa.

– Serio, Tara? Będziesz robiła aferę o głupią piłkę? – pytam, patrząc na nią pobłażliwie. – Kupię ci nową, nawet trzy. Każda będzie w innym kolorze! Co ty na to?

Znowu szczeka, więc wzdycham ciężko.

– Bardzo mi przykro, Tara. – Kucam i głaszczę ją po grzbiecie. – Czasami z naszego życia znikają różne ważne rzeczy. Tak już bywa.

Ciche skomlenie uświadamia mi, że ona wciąż ma nadzieję, którą sam chciałbym mieć.

– Może kiedyś ją jeszcze znajdziemy, ale teraz lepiej chodźmy. Musisz się wybiegać, bo inaczej znowu zdemolujesz kuchnię. – Tara przechyla łeb i patrzy na mnie dziwnie. – Tak, do ciebie mówię.

Krótkie szczęknięcie brzmi oburzająco.

– Przestań zachowywać się jak słoń w składzie porcelany, to będzie nam się lepiej żyło. – Dopinam smycz do jej obroży i klepię ją po tułowiu. – Idziemy, Tara.

Długo stoi w miejscu i gapi się w trawę. Jest mi jej żal, bo wiem, że tę piłkę ma od szczeniaka. Jakimś dziwnym trafem nigdy jej nie przegryzła. Wczoraj byłem zbyt poruszony, żeby pamiętać o powodzie naszych kłopotów. Dzisiaj Tara ma chyba o to do mnie pretensje.

– Dobra, dostaniesz w domu smakołyk, okej?

Zero odpowiedzi.

– Dwa smakołyki – targuję się dalej.

Znowu nic.

– Tara, nie przeginaj – ostrzegam ją.

Gwałtownie odwraca się i macha energicznie ogonem, szczekając radośnie. Pociągam za smycz, a Tara rusza z miejsca. To już drugi dzień bez uciekania, co trochę mnie martwi. Nie jestem pewny, czy pies może mieć jakąkolwiek traumę, ale mam nadzieję, że niebawem wszystko wróci do normy i Tara znów będzie sobą.

Może nieposłuszna, ale dalej najlepsza.

elorence

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 3470 słów i 20103 znaków, zaktualizowała 9 sty 2021.

5 komentarzy

 
  • agnes1709

    Myślałam, że bardziej darmatycznie przebiegnie to spotkanie, a tu taka oaza spokoju :D Ona go jużz nie kocha? Phi, pomyślałby kto :rolleyes:

    9 sty 2021

  • elorence

    @agnes1709 Natalia się nieco uspokoiła. Zresztą, ma swojego faceta, więc po co ma się awanturować z byłym? xD

    10 sty 2021

  • agnes1709

    @elorence No nie awanturować, ale tak gładko się rozeszli? Nie próbowali pogadać po takim czasie? Choć rozumiem, po co rozdrapywać rany? :D

    10 sty 2021

  • elorence

    @agnes1709 w szoku byli, a Natalia za bardzo martwiła się o syna przyjaciółki, którego miała pod opieką :) Na pewno jeszcze się spotkają! :D

    10 sty 2021

  • agnes1709

    @elorence To szybciej działaj :D

    10 sty 2021

  • Szymonfanclub

    Niecierpliwie czekam na kolejne części🙂

    9 sty 2021

  • elorence

    @Szymonfanclub bardzo się cieszę ❤

    10 sty 2021

  • Szymonfanclub

    Szymon się zmienił pod wpływem Natalii choćby kupując psa. Jak dla mnie on boi się sam przed sobą przyznać ze mógłby i ze chciałby dać jej szczęście. Kuba nie da jej takiej miłości jaka może dać jej Szymon ale z Szymona jest jeszcze wiele warstw do ściągnięcia...  każda cześć przeżywam bardzo jest napisana tak ze jak Natalia cierpiała to mnie rozwniez bolało serce... pieknie pisane

    9 sty 2021

  • elorence

    @Szymonfanclub ooo, Szymon ma swój fanklub 😍

    Bardzo piękny komentarz - dziękuję ❤ Masz dużo racji! Natalia miała dobry wpływ na Szymona, on na nią - niekoniecznie. Jeśli mają być kiedyś razem, to długa droga przed nimi :)

    I bardzo dziękuję za miłe słowa ❤

    10 sty 2021

  • Mysza

    Oh jaki ten Kuba wspaniały...Kto by pomyślał  :shushing:

    9 sty 2021

  • elorence

    @Mysza hahaha, nie mogę 😂😂😂 Ale Ty go uwielbiasz! 😂  

    Od razu ostrzegam przed kolejnym rozdziałem 😅

    10 sty 2021

  • Speker

    Można kogoś przestać kochać? Miłość i kochanie, to nie "przycisk subskrybuj". Nie da się go ciągle wciskać i zaznaczać-odznaczać. Jeśli się kogoś kocha, to na zawsze, za wszystko, za nic. Inaczej to nie ma sensu. Miłość- wielkie słowo o pięknym wydźwięku. Rzadko kto tego doświadcza, choć większość z racji "umowy" chce w to wierzyć.  
    Szkoda bohaterów, ale nawet najbardziej tęczowe pióro nie napisze pięknego scenariusza.

    9 sty 2021

  • elorence

    @Speker tak się składa, że można kogoś przestać kochać :) To na pewno nie jest łatwe, ale każda miłość jest inna. Niektórzy pielęgnują w sobie uczucia latami i faktycznie, nigdy nie przestają kochać, nawet gdy są w innym związku. Inni potrafią szybko uporządkować swoje uczucia i ogarnąć swoje serce, żeby mogło pokochać kogoś innego :)

    10 sty 2021

  • elorence

    @KontoUsunięte prawdziwie? Jeśli kobieta jest z mężczyzną 10 lat i nagle się rozstają, a ona przestaje go kochać, to znaczy, że nigdy go nie kochała? Oczywiście, że nie :) Miłość potrzebuje ludzi, żeby kwitnąć i trwać. Czasami się kończy - przykra sprawa.

    10 sty 2021