Za mało - Rozdział 10

Natalia

Maja ogarnia syna do wyjścia, ale myślami jest daleko stąd. W momencie, gdy myli lewego buta z prawym, łapię ją za nadgarstek i zmuszam do wstania.

– Co jest grane? – pytam, bo jej wcześniejszy telefon mnie zaniepokoił. Jednak musi być gorzej niż przypuszczałam. Maja ma zaczerwienione oczy. – Rozbiorę go i pogadamy. Spacer nam nie ucieknie.

Przyjaciółka kiwa wolno głową i idzie do kuchni. Czuję dziwny ciężar na żołądku, bo spodziewam się, co usłyszę. Pochylam się i ściągam kurtkę Kacperkowi, który od razu po uwolnieniu biegnie do salonu, gdzie są jego zabawki. Patrzę na niego przez dłuższą chwilę, upewniając się, że nic mu się nie stanie, a potem dołączam do Mai w kuchni. Siedzi przy stole, ze wzrokiem wbitym w blat i łamie sobie palce.

– Rozwiedzie się ze mną – szepcze, a następnie wybucha płaczem.

Przytrzymuję się krzesła, bo nie wiedziałam, że jest aż tak źle.

– Co ty gadasz? – wykrztuszam. – Jak to: rozwiedzie?

Maja podnosi głowę wyżej, po policzkach spływają jej łzy.

– Nie powiedział tego wprost, ale odsunął się ode mnie. Myślałam, że tamten wyjazd nas naprawi, ale to chyba za mało. Chwilowo było w porządku, ale znowu… – Ściera dłońmi łzy. – Wiem, że to moja wina, ale on mógłby mnie choć trochę zrozumieć, wiesz? Przecież ja go kocham, kocham też naszego syna!

Siadam na krześle i łapię ją za rękę, mocno ściskając drobne palce. Dopiero teraz dociera do mnie, że jest o wiele szczuplejsza niż wcześniej. Nie przypuszczałam, że jej problemy małżeńskie są poważniejsze niż wyglądały w rzeczywistości.

– Czyli tu chodzi o Kacperka?

Kiwa głową.

– Drażni go, że nie potrafię poświęcić mu czasu, tylko ciągle zajmuję się dzieckiem.

– A co z seksem?

Maja ukrywa twarz w dłoniach i zaczyna głośniej płakać.

– Nie kochaliśmy się od wyjazdu. Na początku po prostu nie było czasu, ale potem zauważyłam, że on po prostu nic nie robi… Kładzie się obok mnie, mówi „dobranoc” i tyle.

Przygryzam wargę, bo chociaż bardzo boję się zapytać, to muszę to zrobić.

– Jesteś pewna, że nie zabijasz nastroju?

Widzę, jak się garbi.

– Nie potrafię się ugryźć w język, dlatego gdy wraca do domu, opowiadam mu o Kacperku.

– Nie przytulasz się, nie całujesz go? – Jestem w szoku. – Ale skoro wiesz, że źle zrobisz, to dlaczego…

– Nie wiem – przerywa mi. – Naprawdę nie wiem! I widzę, jaką ma minę. Jest rozczarowany, dlatego czasami nawet nie je kolacji, tylko od razu idzie pod prysznic, a potem kładzie się do łóżka. A ja… – Załamuje ręce. – A ja nie potrafię się do niego przytulić, bo wiem, że jest zły i boję się odrzucenia.

Chce mi się płakać. Zawsze zazdrościłam przyjaciółce Krzyśka, bo to mężczyzna wręcz idealny. Był obok, wspierał, pomagał i kochał. Dziecko miało dopełnić ich rodzinę, bo oboje tak cholernie go pragnęli, a teraz stał się przeszkodą, z którą nie potrafili sobie poradzić. Poniekąd rozumiałam Krzyśka, bo nikt nie chciał pójść w odstawkę, ale rozumiałam również przyjaciółkę – w końcu jej ciąża była zagrożona.

– Mam zająć się Kacperkiem, żebyście mogli porozmawiać? – pytam, chociaż znam odpowiedź.

– Nie tylko – odpowiada smutno, wycierając nos rękawem bluzki. – Specjalnie dla nas zrezygnował ze swojego stanowiska i wrócił do poprzedniego. Będzie pracował w naszym mieście, żeby zmniejszyć nieobecność w domu. I dzisiaj mają pożegnanie poprzedniego kierownika, którego zajął miejsce. – Zaczyna płakać głośniej. – To jakaś impreza w klubie, a ja tak cholernie boję się, że poszuka sobie innej…

Przesiadam się i mocno obejmuję ją ramieniem. Wtula się we mnie, a jej łzy moczą mój sweter.

– Chcesz z nim pójść do łóżka, bo boisz się, że będzie chciał uprawiać seks z przypadkową dziewczyną? – upewniam się.

– Tak…

Nie mogę w to uwierzyć, bo jej mąż jest ostatnim facetem, którego posądziłabym o zdradę. Wiem, że Kuba nigdy by mnie nie skrzywdził, ale Krzyśka znam od lat. Widzę, ile zrobił dla mojej przyjaciółki.

– Maja, Krzysiek cię nie zdradzi. Prędzej podejmie decyzje o rozwodzie niż zrani cię w ten sposób. – Odsuwam od siebie przyjaciółkę i łapię za ramię, bo chcę spojrzeć jej w oczy. – Słyszysz? Nie zrobi tego, a ty tylko pogorszysz waszą kiepską sytuację.

– A jeśli nie wróci do domu? – pyta żałośnie.

– Wróci – zapewniam ją. – Zawsze wraca, prawda?

– Jeszcze tak. – Potrząsa gwałtownie głową. – Nienawidzę się za to, co zrobiłam z naszym małżeństwem. Krzysiek jest cudownym ojcem. Patrzy na Kacperka w taki sposób, że moje serce rośnie z miłości. Chcę mieć z nim jeszcze jedno dziecko, ale wiem, że teraz nie ma na to żadnych szans.

Doskonale ją rozumiem.

– Tak, mówiłaś – mówię cicho. – Jednak pamiętaj, że to jeszcze nic nie znaczy. Musicie porozmawiać, dogadać się i opracować plan działania.

– Nie wiem, co mam robić… Nie chcę go stracić. Nikogo już tak nie pokocham jak jego. Nikt nie będzie lepszym ojcem dla naszego syna. Jest moim wszystkim, rozumiesz?

Ponownie ją przytulam, bo już sama nie wiem, co powinnam jej jeszcze powiedzieć. Kuba też jest moim wszystkim i nie chcę go stracić.

Siedzimy przytulone, wsłuchując się w ciche odgłosy zabawy dochodzące z salonu. Mam tylko nadzieję, że maluch był zbyt zajęty zabawą, żeby usłyszeć płacz mamy. I jeszcze większą nadzieję, że małżeństwo moich przyjaciół poradzi sobie z kryzysem.

____

Szymon

Rozcieram zmarznięte dłonie, obserwując Tarę, która od kilkunastu minut ugania się za swoją ulubioną piłką. Trawa ma paskudny kolor, ale jest już pierwszy grudnia, więc to chyba delikatny przedsmak zimy. Niska temperatura atakuje moje odkryte uszy – najwyższy czas przekonać się do czapki.

– Tara, wracamy! – krzyczę, gdy biegnie w moją stronę. Nagle przystaje w połowie i siada, dlatego opuszczam ramiona, bo już wiem, że szykuje się długi monolog. – Wracamy – powtarzam. – Jest już zimno. Twoje łapy znów będą lodowate! – To też na nią nie działa. Ignoruję fakt, że próbowałem ją okłamać. Łapię się wszystkiego, żeby jak najszybciej być znów w domu. – Tara, rusz się!

Kątem oka dostrzegam malutkie dziecko, które biegnie wprost na mojego psa. Zapominam o wszystkim i ruszam za nim, a moje serce bije w tak szaleńczym tempie, że pewnie za chwilę mi wyskoczy. Nie chcę żadnej powtórki z rozrywki, więc obejmuję malca ramieniem i podnoszę. Słyszę płacz i głośne protesty w niezrozumiałym języku, ale nie zwracam na nic uwagi, bo mój wzrok zatrzymuje się na kobiecie, która zmierza w naszą stronę. Tym razem moje serce zaczyna bić inaczej.

To Natalia.

Zdyszana, zatrzymuje się przede mną i patrzy z troską na Kacperka, wyrywającego się z moich ramion.

– Nie wolno uciekać – mówi bliska płaczu. – Nie wolno podchodzić do obcych psów! Nie wolno ich głaskać!

Łapie z trudem powietrze, a dopiero po dłuższej chwili podnosi na mnie wzrok i zamiera.

– Szymon?

– Chyba naprawdę spodobała mu się piłka Tary – odpowiadam, starając się nie uśmiechać. – Nic się nie stało.

– Złapałeś go – wykrztusza zszokowana.

– To tylko dziecko. Niekoniecznie zdaje sobie sprawę z konsekwencji swoich lekkomyślnych decyzji. – Krzywię się delikatnie. – Taki minus dzieciństwa.

– Hau hau!

Odrywam wzrok od Natalii i patrzę na Kacperka, który wskazuje palcem Tarę, wydając z siebie zabawne dźwięki. Pies stoi przy nas, trzyma w pysku piłkę i energicznie merda ogonem.

– Ktoś tutaj chce się bawić – komentuję ze śmiechem, stawiając Kacperka na ziemi. Od razu kucam, bo dziecięce rączki już sięgają po piłkę. Odsuwam malca, ponownie obejmuję go ramieniem i wskazuję na Tarę. – Nie wolno zabierać psu zabawki, wiesz? – Małe, zielone oczy patrzą na mnie z zainteresowaniem, dlatego mówię dalej: – Chcesz się z nami pobawić?

– To będzie bezpieczne? – odzywa się spanikowana Natalia.

Zerkam na nią przez ramię. Drżącymi dłońmi odgarnia włosy z twarzy, przygryzając wargę. Chyba żałuje, że w ogóle cokolwiek powiedziała.

– Przecież będę obok.

Coś w jej spojrzeniu się zmienia. Nie mogę tego przeanalizować, bo Kacper znowu próbuje odebrać piłkę Tarze. Przyciągam malca bliżej i zaczynam mu cicho tłumaczyć, co powinien zrobić, żeby pies sam oddał zabawkę. To wcale nie jest proste, bo małe dzieci nie są zbyt cierpliwe, dlatego po dosłownie kilku sekundach sytuacja się powtarza.

– Tara? – Podsuwam dłoń pod pysk psa, a ona wypuszcza piłkę. – Widzisz, Kacper?

Maluch zabiera mi piłkę, co kwituję głośnym śmiechem. Widzę, że sam przysuwa ją sobie do buzi, ale wtedy dłonie Natalii odsuwają mu rączki od twarzy. Kuca obok i patrzy na nas z niepewnym uśmiechem.

– Tara nie ma rączek, dlatego trzyma piłki w buzi – tłumaczy. – Ty masz rączki, więc nie musisz.

Kacper coś burczy pod nosem, ale nagle rzuca piłkę – przynajmniej próbuje, bo zabawka upada niecały metr od nas. Jestem przekonany, że Tara nie zareaguje, a ona wprawia mnie w zdumienie! Biegnie przed siebie, robi ogromne kółko, a potem podbiega do nas i chwyta piłkę, energicznie machając ogonem. Unoszę wysoko brwi, bo naprawdę nie spodziewałem się takiej reakcji! Natalia jest równie zaskoczona, co ja. A Kacper? Zerkam na niego, a moje serce otacza przyjemne ciepło, bo dzieciak jest szczęśliwy.

Wystawiam rękę i już chcę się odezwać, ale Tara posłusznie upuszcza piłkę na moją dłoń. Przenosi wzrok na Kacpra i zaczyna szczekać. Maluch sięga po piłkę i rzuca, a potem podskakuje z radości, bo Tara robi dokładnie to samo, co wcześniej.

Obserwuję psa, zdając sobie sprawę, że to idealny kompan dla dzieci. Dzieci, które chciałbym mieć. Obracam głowę i patrzę na Natalię, nie potrafiącą przestać patrzeć na Tarę i Kacpra. Moje serce ściska żal, bo przecież mieliśmy szansę, a ona… Ona ma Kubę i to z nim stworzy rodzinę. Zaciskam zęby i odwracam wzrok. Teraz mam związane ręce. Nie jestem w stanie już nic zrobić.

____

Natalia

Trzymam dystans, bo boję się podejść bliżej i stać się częścią tego wszystkiego, co widzę. A widzę bardzo dużo i są to rzeczy, na które wcześniej nie zwróciłam uwagi. Wiem, że Szymon nie pozwolił mi poznać się z innej strony, ale sposób w jaki mówi do Kacperka, jak go obejmuje… Nie wygląda na zirytowanego, gdy maluch po raz dziesiąty próbuje wyszarpnąć piłkę z pyska Tary. Spokojnie tłumaczy, że tak nie wolno i bawią się dalej.

Razem. Boże, bawią się razem!

Czuję nieprzyjemny ciężar na żołądku, bo wcale nie powinno mnie tu być. Obiecałam Kubie, że już nigdy więcej nie zobaczę Szymona, a los spłatał mi figla. Mogę odejść, ale przecież nie wyrwę dziecka z jego ramion i nie ucieknę. Muszę to przeczekać. Chcę się odezwać, ale nawet nie wiem, co powinnam powiedzieć. Ta sytuacja jest dla mnie bardzo niekomfortowa.

Nie potrafię odpędzić od siebie idiotycznych myśli, bo dlaczego dopiero teraz odkrywam drugą twarz Szymona? Dlaczego dopiero teraz mi na to pozwala? I ten pies! Przypominam sobie o kawie z cynamonem, a moje serce szarpie się boleśnie w piersi. Dlaczego to się dzieje akurat teraz? Dlaczego?!

Komórka wibruje mi w kieszeni. W pierwszej chwili próbuję udawać, że nic się nie dzieje, ale dostrzegam wymowne spojrzenie Szymona. Jego twarz nigdy nie była otwartą książką, dlatego bardzo trudno przychodzi mi rozszyfrowanie jego miny. Ostatecznie stwierdzam, że wkurzająca melodyjka może go irytować. Boże, półtoraroczne dziecko go nie irytuje, ale jakiś krótki dźwięk już tak? Gdzie tu logika?

Niechętnie wyciągam telefon z kieszeni i zerkam na ekran. Serce mam w gardle, bo dzwoni Kuba. Wiem, dlaczego dzwoni – moja wiadomość o nocowaniu u Mai musiała go zirytować. Nakierowuję kciuk na czerwoną słuchawkę, ale nic więcej nie robię. Czekam, mając nadzieję, że ktoś inny podejmie za mnie decyzję. Nie chcę brać udziału w kolejnej kłótni i to jeszcze z powodu byłego, którego już dawno wyrzuciłam ze swojego życia. Wybaczyłam mu i pogodziłam się z odległymi, bolesnymi wspomnieniami.

– Odbierzesz? – pyta głośno Szymon, więc podnoszę na niego wzrok. – To on, prawda?

Nawet nie musi wymawiać jego imienia, żebym wiedziała, że wie. Tylko dlaczego robię z tego taką tajemnicę? Dlaczego w ogóle sugeruję Szymonowi, że mam coś do ukrycia? Przecież nie mam. Nie kocham go. Kocham Kubę, dlatego powinnam odebrać ten cholerny telefon. Gdy wreszcie decyduję się to zrobić, zapada niespodziewana cisza. Chowam szybko komórkę do kieszeni i patrzę na Kacperka, który dalej bawi się z Tarą. Podchodzę niepewnie bliżej i kucam, całkowicie ignorując silne ramię, obejmujące jego drobne ciało.

– Może pojedziemy do domu cioci, co? – pytam go. – Wujek Kuba już pewnie na nas czeka – kłamię, bo plany miałam zupełnie inne, ale Szymon tak dobrze się nim zajmował… – Kacperku, słyszysz mnie?

Uwagę malucha pochłonęła Tara, która chyba sama zwariowała na jego punkcie. Głupia nie jest, skoro udaje, że niespełna metrowy człowieczek potrafi rzucić piłką na kilkanaście metrów, czym sprawia niesamowitą radość dziecku. Moje serce bije mocno na ten widok.

Nie bez powodu pragnę mieć psa. Od zawsze wyobrażałam sobie rodzinę stworzoną nie tylko z ludzi, ale również ze zwierząt. Nikt lepiej nie nauczy dziecka empatii niż zwierzę.

– Naprawdę musicie już iść? – odzywa się Szymon. – Maluch świetnie bawi się z Tarą.

– Nie musisz tego robić – wyrywa mi się.

Szymon odchyla się i świdruje wzrokiem moją twarz.

– Czego? – pyta zaskoczony. – Lubię dzieci, a Tara też ma bzika na ich punkcie. Nie chcę odbierać jej frajdy.

Staram się uśmiechnąć, ale mi to nie wychodzi, więc sięgam dłonią do włosów. Na chwilę nieruchomieję, bo zdaję sobie przykrą sprawę, że przy Szymonie zazwyczaj bawię się włosami, jeszcze dobitniej podkreślając swoje zagubienie. Tak, czuję się cholernie zagubiona. Gdyby on wciąż był dawnym sobą, gdybym tylko wiedziała, czego mam się po nim spodziewać…

– Ale my naprawdę musimy iść – mówię, próbując brzmieć pewnie, chociaż marzę jedynie o ucieczce. – Może innym razem. Pewnie jeszcze nieraz się tutaj spotkamy – wypalam bez zastanowienia i zaraz ganię się za to w myślach. – Dzięki za pomoc i… w ogóle… za wszystko – jąkam się.

Szymon nie spuszcza ze mnie wzroku, uważnie przyglądając się każdemu elementowi mojej twarzy. Do zestawu dorzucam skrępowanie, bo pamiętam to spojrzenie, którym często mnie obrzucał, gdy jeszcze byłam w zasięgu jego ręki.

– Jasne, w porządku. – Jego mina mówi coś odwrotnego, ale nie komentuję tego. – Widzisz, Kacper, musicie już iść. – Uśmiecha się ciepło. – Dziękujemy ci z Tarą za super zabawę!

Maluch zaczyna płakać, a Tara – przeraźliwie skomleć. Moje serce łamie się na pół, bo to moja wina. Odbieram dziecku radość z powodu przeszłości? Przecież Szymon całkowicie skupił się na zabawie, a nie na mnie – to musi coś znaczyć, prawda? Może jestem mu równie obojętna, co on mnie?

Prostujemy się, a Szymon pokonuje dzielący nas dystans i nachyla się w moją stronę. Czuję jego zapach, więc przestaję oddychać nosem. To idiotyczne, ale nie mam innego wyboru. Kochałam go i naprawdę nie chcę sprawdzać, czy powiedzenie „stara miłość nie rdzewieje” jest prawdziwe.  

– Jesteś pewna, że musicie iść?

Odwracam wzrok, bo czuję, że na mnie patrzy.

– Tak, musimy – odpowiadam z całą stanowczością, na jaką mnie tylko stać. – To miał być krótki spacer, a tymczasem przekształcił się w coś o wiele dłuższego i pokrzyżował resztę naszych planów – kłamię.

– Rozumiem – mówi cicho.

Znowu sięgam do włosów, ale tym razem tylko zaczesuję je do tyłu.

– Dzięki za cierpliwość dla Kacperka.

Szymon macha niedbale dłonią.

– Przy Amelii każde inne dziecko jest aniołkiem, dlatego nie dziękuj. Fajny z niego dzieciak, chociaż bardzo uparty.

Uśmiecham się pod nosem.

– To chyba ma po mamie.

– Może to nawet dobrze, że nigdy nie poznałem jej lepiej.

Między nami zapada cisza, która szybko zaczyna nam ciążyć. Przygryzam wargę, bo nie podoba mi się nawiązanie do przeszłości. Za to Szymon wygląda na niezadowolonego, jakby zamierzał powiedzieć coś zupełnie innego. Nie zwracam na to uwagi, kucam i przygarniam do siebie zapłakanego Kacperka. Tulę go mocno, a Szymon cały czas przy nas stoi.

Dlaczego nie może zabrać Tary i odejść? Dlaczego tu nadal jest? Jak inaczej mam dać mu do zrozumienia, że mogłam mu wybaczyć, ale to dalej niczego nie zmienia? Zrobiłam to tylko dlatego, żeby znowu zacząć żyć.

– Odprowadzić was gdzieś? – pyta.

I wtedy dzieje się coś nieprawdopodobnego, Kacperek odsuwa się ode mnie i idzie do niego. Jestem w szoku. Otwieram szeroko oczy, nie potrafiąc uwierzyć w to, co widzę. Malutkie rączki obejmują nogi Szymona, który również jest zaskoczony.

Boże, to nie może dziać się naprawdę! Przez niecałe pół godziny bawili się wspólnie z psem, ale to przecież nie może nic znaczyć! To tylko marne pół godziny!

Jestem tak spanikowana, że nie wiem, co mam robić.

– Przyjechaliście samochodem?

Kiwam wolną głową.

– Zaparkowaliśmy przy wejściu po drugiej stronie – odpowiadam. – Ale poradzimy sobie.

Szymon wskazuje dłonią na Kacperka, przy okazji rzucając w moim kierunku wymowne spojrzenie. No dobrze, żadne z nas nie chce doprowadzić do płaczu tego dziecka, ale to nie jest powód… Zaciskam mocno usta i prostuję się. Patrzę jak Szymon bierze malucha na ręce, a ja odruchowo obejmuję się ramionami, próbując całkowicie się od tego odciąć. Może to nawet lepiej – szybciej dotrzemy do samochodu i odjedziemy.

Ruszają pierwsi, a wokół nich biega Tara, co chwilę wpadając pod nogi Szymona. Może w innych okolicznościach by mnie to rozbawiło, ale teraz znowu czuję, jak lód zaczyna skuwać moje serce. To głupia reakcja obronna, która w ogóle nie powinna się zadziać, bo ten facet nie będzie miał już okazji do złamania mi serca.

Idę wolniej niż oni, chcąc zachować odpowiedni dystans. Wciąż nie wiem, co powiem Kubie. Prawda w tym przypadku mogłaby nas jeszcze bardziej od siebie odsunąć, ale to samo zrobi kłamstwo, więc dlaczego mam jeszcze wątpliwości?

Patrzę jak Szymon obraca się, trzymając w ramionach Kacperka, a moje serce nie jest w stanie tego wytrzymać, dlatego spuszczam wzrok na chodnik, po którym teraz idziemy. Słyszę szczekanie Tary, więc podnoszę głowę i od razu tego żałuję. Kacperek jest teraz samolotem.

Zaciskam mocno zęby. Boję się, że zaraz je połamię. Skupiam wzrok na wszystkim, tylko nie na tej dwójce. Biorę głęboki oddech, potem kolejny i jeszcze jeden, aż wreszcie docieramy do samochodu. Ignoruję słodkie pożegnanie Szymona z Kacperkiem. Nie chcę tego widzieć ani słyszeć. Skupiam się na poprawieniu fotelika i pasach.

– Gotowy? – pytam malucha, gdy wreszcie Szymon go puszcza. Naciągam mu czapkę bardziej na czoło i uśmiecham się ciepło. – Opowiesz potem mamusi i tatusiowi, jak fajnie bawiłeś się z psem, prawda?

– Hau hau! – krzyczy Kacperek, a po chwili Tara mu wtóruje.

– Chyba naprawdę się polubili – mówi Szymon.

– Yhym – mruczę, zapinając malucha w samochodzie. Poprawiam ostatni raz pas i wychodzę, zamykając cicho drzwi. Wiem, że powinnam teraz pożegnać się z Szymonem, ale nie znam słów, które by pasowały. Niepewnie staję przed nim i wykręcam sobie dłonie. – Dzięki.

Czuję gulę w gardle i wiem, że więcej z siebie już nie wyduszę.

– Dobrze się bawiłem.

– To super – odpowiadam z udawanym entuzjazmem. – Naprawdę musimy już lecieć – dodaję, okrążając samochód. Siadam na siedzeniu pasażera, gdy nagle czuję mokry nos na dłoni. Nie zamykam drzwi, tylko patrzę na Tarę, która kładzie łapy na fotelu i przysuwa pysk do mojej twarzy. – O co jej chodzi? – pytam Szymona, nie odrywając wzrok od psa.

– Chce się pożegnać – wyjaśnia. – Musisz ją pogłaskać i przytulić, dopiero wtedy odpuści.

Wysilam się na uśmiech i wtulam się w sierść. Tara skomli cicho, ale pozostaje w bezruchu. Przymykam na chwilę powieki i głaszczę ją po grzebiecie, zdając sobie sprawę, że całe napięcie powoli znika.

– Dzięki, Tara – szepczę, odsuwając się od niego. – Jesteś wspaniałym psem.

Głośne szczeknięcie brzmi jak aprobata, więc uśmiecham się i patrzę, jak pies posłusznie odsuwa się od samochodu. Zerkam kątem oka w kierunku Szymona, ale szybko się opamiętuję i zamykam drzwi. Ruszam trochę nerwowo, ale ogarniam się dopiero wtedy, gdy Szymon znika w bocznym lusterku. Wypuszczam głośno powietrze, a potem oglądam się bez ramię na Kacperka, który wydaje się przesadnie zadowolony.

Zatrzymuję myśli, bo nie chcę niczego analizować. Nie chcę i nie powinnam.

Co ja powiem Kubie?

____

Szymon

Jej samochód dawno znikł mi z oczu, ale wciąż tu stoję i zastanawiam się, co ja zrobiłem. Dlaczego próbowałem za wszelką cenę ją zatrzymać? Przecież całe jej ciało wręcz krzyczało, żebym się nie zbliżał. Trzymała dystans, Tara trochę go zmniejszyła, ale Natalia unikała mojego spojrzenia.

Co się ze mną dzieje?

Opuszczam wzrok na Tarę, która również na mnie patrzy. Ten moment, gdy prawie wskoczyła jej do samochodu… Czy to coś znaczyło? Dlaczego nie chciała pozwolić jej odejść? Czy psy wyczuwają…

Potrząsam gwałtownie głową, bo zaczynam wariować.

Kacperek jest świetnym dzieckiem. Tyle. Lubię dzieci, Tara je kocha – to wystarczające wytłumaczenie mojego dzisiejszego zachowania. Nie ma sensu szukać drugiego dna, bo go nie ma, do cholery.

Chyba muszę znowu rzucić sobie wyzwanie i dowalić sobie ćwiczeń, żeby całkowicie wyczyścić umysł z tych bzdur. Najpierw jednak wleję w siebie alkohol.

Zraniłem ją, złamałem serce, więc dlaczego miałaby nie trzymać mnie na dystans? Dlaczego miałaby przede mną nie uciekać? To logiczne.

Z tymi myślami przypinam smycz do obroży Tary i ciągnę ją w przeciwnym kierunku. Może inna dziewczyna w moim życiu byłaby w stanie pomóc wyblaknąć starym wspomnieniom, ale nie mam zamiaru łamać kolejnego serca. Nikt na to nie zasłużył, nawet… Kuba.

Uśmiecham się głupio pod nosem.

Wszystko zaczęło się od niego i wszystko musi się też skończyć na nim.

elorence

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 3901 słów i 22977 znaków.

1 komentarz

 
  • Mysza

    Oj Szymon, bzdury gadasz. Spinaj tylek i walcz 😂😂

    28 lut 2021

  • elorence

    @Mysza w tym momencie - niestety - jest raczej na przegranej pozycji 😔

    28 lut 2021