Za mało - Rozdział 2

Natalia

Odgrzewam resztki obiadu ze wczoraj, bo na dzisiaj planuję coś mniej wyrafinowanego, żeby Kacperek mógł z nami zjeść. Wiem, że nie jest fanem udziwnień. Zwykłe placki ziemniaczane mu wystarczą.

Słyszę hałas za plecami, więc na mojej twarzy od razu pojawia się uśmiech. Kuba wreszcie wstał. Za chwilę przyjdzie czas na najprzyjemniejszą część poranka.

Czuję gorące usta na policzku i dłonie na biodrach.

– Hej – mruczy Kuba, całując mnie w szyję. – Gdzie ta bielizna? – Wsuwa dłonie pod moją bluzkę i dociera aż do stanika. – Jestem rozczarowany.

– Już prawie dziesiąta, więc nie mamy zbyt wiele czasu.

– Co to znaczy? – pyta, odsuwając się ode mnie. Opiera się biodrem o szafkę i marszczy śmiesznie brwi. – Mieliśmy mieć dzisiaj czas dla siebie.

Mrugam nerwowo, bo nie wydaje się zadowolony.

– W ten weekend opiekuję się Kacperkiem, pamiętasz?

Kuba ukrywa twarz w dłoniach i przeklina cicho.

– Całkowicie zapomniałem – burczy pod nosem. – O której po niego jedziesz?

– Za niecałe trzy godziny.

– No to super – rzuca chłodno, opuszczając głowę. Chyba zdaje sobie sprawę, że przesadza, bo dodaje szybko: – Przepraszam. Mamy ostatnio dla siebie tak mało czasu, że zaczynam za tobą tęsknić, nawet gdy jesteś obok. – Łapie mnie za łokieć i przyciąga do siebie. Niechętnie się poddaję, bo jedzenie na patelni zaczyna skwierczeć. Kuba wyłącza palnik, a drugą ręką zagarnia mnie do siebie. – Powinniśmy gdzieś pojechać.

– Przecież spędzimy ten weekend razem.

– Ale nie sami – zauważa.

Unoszę wysoko brew, bo nie podoba mi się ta rozmowa.

– Półtoraroczne dziecko stanowi dla ciebie problem? – pytam bez ogródek. – Przecież pytałam, czy nie będziesz miał nic przeciwko i nie miałeś żadnych obiekcji.

Zaciska szczękę.

– Pomaganie przyjaciołom jest w porządku, naprawdę. – Ujmuje moją twarz w dłonie i patrzy głęboko w oczy. – Ale na dłuższą metę bywa po prostu męczące.

Tego się nie spodziewałam.

– A pomyślałeś o drugiej stronie medalu? – Łapię go za nadgarstki, bo chcę się odsunąć, ale nie mi pozwala. Przyciąga bliżej, aż stykamy się czołami. – Oni też nam pomogą przy opiece nad naszymi dziećmi – zapewniam. – Wielokrotnie poruszaliśmy z nimi ten temat. Byłeś przy niejednej takiej rozmowie!

– Wiem i pamiętam – odpowiada cicho. – Spokojnie, kochanie.

– Nie przywiozę go tutaj, tylko tam zostanę – mówię sztywno, wyplątując się z jego objęć. – Nie będziesz miał powodu do narzekania.

– Natka…

Nie reaguję, tylko wracam do podgrzewania obiadu. Wbijam widelec w kawałek mięsa i zjadam. W środku jest jeszcze ciut zimne. Dlaczego wyłączył palnik? Wkurzona, włączam go ponownie i energicznie mieszam zawartość patelni. Czuję na sobie spojrzenie Kuby, ale nie mam ochoty na niego patrzeć.

Przeprowadzamy takie rozmowy przynajmniej raz w miesiącu. W tym już została przed chwilą odhaczona, więc istnieje spora szansa, że do kolejnej dojdzie w przyszłym miesiącu – oby tak było.

– Natka – powtarza Kuba, wbijając palec w mój brzuch.

Zaciskam usta, bo naprawdę nie chce, żebym się odezwała. Raczej nie spodoba mu się to, co usłyszy.

– Nie chodzi mi o to, że Kacperek jest ciężarem – mówi. – Po prostu wolałabym, żebyś skupiła się na nas, na naszej przyszłości.

– Nie ma żadnej naszej przyszłości – burczę. – Nie planuję naszego wesela, nie przygotowuję się do urodzenia naszego dziecka i nie aranżuję naszego domu.

Może powinnam na niego spojrzeć i zobaczyć, jak bardzo go zraniłam w tym momencie, ale nie zamierzam tego robić. Nie mamy nic poza sobą, więc jesteśmy w stanie wygospodarować trochę czasu dla naszych przyjaciół i rodziny.

– Skoro tak stawiasz sprawę – rzuca niedbale i wychodzi.

Chcę za nim iść, ale głośne trzaśnięcie drzwi jest jasnym sygnałem, że pragnie być teraz sam. Pozwolę mu na to, bo obydwoje musimy ochłonąć. Jestem zła na siebie, że tak wyskoczyłam z tymi argumentami, chociaż nie chciałam wywierać na nim żadnej presji.

Niepotrzebnie zaczynał ten temat.

Kacperek nie jest problemem, a Maja i Krzysiek powinni spędzić trochę czasu razem, żeby przypomnieć sobie o więzi, która ich łączy. Ostatnio wydawali się przemęczeni, zniechęceni i dziwni. Sugerowałam Mai, że powinnam więcej uwagi poświęcać również swojemu mężowi, dlatego zaplanowała ten wyjazd. Kazałam jej nie bombardować mnie telefonami i wiadomościami, bo świetnie sobie radzę z ich synem. Mam nadzieję, że mnie posłucha.

____

Szymon

Amelia stoi na krześle i pomaga mi lepić pierogi. Kilka jagód wypada jej z rąk, ale ona niczym się nie przejmuje. Jej jasnoróżowa sukienka jest fioletowo–biała. Wątpię, żeby Klara mnie za to zabiła, ale może powinienem ją ostrzec przed przyjazdem, że przydadzą się ubrania na zmianę. Równie dobrze mógłbym kazać ubrać Amelce pelerynę przeciwdeszczową.

– I jak ci idzie, wujku? – pyta, miażdżąc w dłoniach pieroga. – Znowu mi nie wyszło – szepcze bliska płaczu.

Śmieję się cicho. Najpierw wycieram jej dłonie, a potem pokazuję jeszcze raz cały proces lepienia. Moja bratanica marszczy śmiesznie brwi, przygląda się uważnie moim dłoniom, a na koniec jej twarz rozświetla szeroki uśmiech.

– Chyba już wiem – krzyczy radośnie.

Słyszałem to już dziesięć razy w ciągu ostatnich trzydziestu minut.

– To lep, bo zaczynam się robić głodny.

– Będę mogła zabrać trochę dla tatusia i mamusi?

Staram się powstrzymać grymas. Temu dupkowi nie dałbym nawet surowego ciasta do zjedzenia. Jednak kiwam głową, bo Amelia jest niczego nieświadoma – tak jak jej matka.

– A Tara zje z nami? – pyta, zerkając na psa leżącego przy jej krześle. – Widzisz, wujku, jaka ona jest grzeczna?

Widok tak spokojnej Tary wcale mnie nie uspokaja, ale zmusza do ostrożności. Ciekawe, co tym razem wymyśliła, bo jeśli ma zamiar porwać nam pierogi z talerzy, to czeka ją pusta miska na kolację.

– Psy nie mogą jeść takich rzeczy – odpowiadam rozbawiony.

Ciche skomlenie mówi jasno, że miałem rację.

– A nie będzie jej przykro? – dopytuje Amelia. Przerywa na chwilę lepienie i kuca, żeby przyjrzeć się uważnie Tarze. – Ona wygląda bardzo chudo – mówi tonem eksperta. – Na pewno nie moglibyśmy się z nią podzielić? Mama zawsze powtarza, że powinnam się dzielić swoim jedzeniem.

Przewracam oczami.

– Ma rację, ale pierogi z jagodami mogą zaszkodzić Tarze – wyjaśniam.

– Mama mówi, że czekolada też szkodzi.

Parskam śmiechem i jednocześnie kręcę głową. Klara stawia mnie w bardzo niezręcznej sytuacji.  

– Fakt, szkodzi, ale w nadmiernej ilości. – Daję pstryczka w nos Amelce. – Tara jest psem, więc nie powinna jeść rzeczy, które jedzą ludzie.

– Widziałam, że czasami jadła kiełbasę.

Rzucam lodowate spojrzenie w stronę Tary, która automatycznie gładzie łeb na podłodze i skomli cicho.

– A skąd miała kiełbasę?

– Ta pani Berenika ją przynosiła do parku i kazała mi siedzieć cicho. – Amelka jest tak skupiona na lepieniu, że chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, co mówi. – Mówiła też, że nic jej nie będzie.

– Tara ma swoje jedzenie – ucinam. – I to nie podlega żadnej dyskusji. A jak następnym razem pani Berenika da jej coś takiego, to masz mi o tym powiedzieć, dobrze?

Amelka nagle otwiera szeroko oczy i patrzy na mnie ze strachem.

– Chyba miałam ci tego nie mówić, co nie? – szepcze.

– No tak, ale cieszę się, że jednak powiedziałaś – rzucam z lekkim uśmiechem.

– Pani Berenika będzie na mnie zła? – drąży.

– Oczywiście, że nie – odpowiadam szybko. – Bardzo cię lubi.

Oddycha z ulgą, wykonując przy tym taki teatralny gest, że znowu zaczynam się śmiać. Dotyka dłonią swojej szyi i oddycha głęboko.

– Mama zawsze powtarza, że jestem gadułą – mruczy pod nosem urażona. – Ma rację, prawda?

– Trochę – odpowiadam, puszczając do niej oko. – Ale nic złego się nie stało i lepiej wracaj do lepienia pierogów, bo naprawdę, naprawdę jestem głodny.

Na twarzy Amelii pojawia się szeroki uśmiech.

– Uwielbiam z tobą gotować, wujku! Jest o wiele fajniej niż z mamą!

– Lepiej jej tego nie mów – ostrzegam.

Mina jej rzednie.

– Jednak nie lubię żadnych tajemnic – mówi cicho, wbijając wzrok w swoje dłonie. – I naprawdę nie umiem lepić pierogów! – Jest bliska płaczu. – Wujku!

– Spokojnie, spróbuj jeszcze raz – sugeruję, przysuwając się do niej. – Tak jak pokazywałem, dobrze?

– Już nie pamiętam – jęczy, tupiąc nóżką.

– Zaczynamy od początku – mówię spokojnie i pokazuję jeszcze raz, jak poprawnie lepić pierogi.

Coś czuję, że zamiast obiadu… zjemy kolację.

***

Na moim talerzu leży jeden, ogromny pieróg. Dumna Amelia wpatruje się we mnie wyczekująco.

– No jedz! – woła podekscytowana. – Musisz ocenić! Dokładnie tak, jak było w tym programie w telewizji!

Mrużę oczy i nachylam się nad talerzem.

– Bardzo ładnie pachnie – mówię, starając się brzmieć poważnie. Wbijam powoli widelec w sam środek pieroga i mruczę z uznaniem. – Bardzo miękkie ciasto – chwalę.

Amelia uśmiecha się tak szeroko, że czuję się porażony jej radością.

– A teraz spróbuj! – ponagla mnie, machając rękami.

Unoszę dłoń.

– Na spokojnie, młoda damo. Degustacja wymaga czasu i cierpliwości.

Boże, co ja w ogóle wygaduję? Ale jakimś cudem to działa, bo Amelia zatyka dłonią usta i wskazuje palcem na mój talerz. Gryzę się w język, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Tak bardzo przejęła się rolą kucharki, że nie potrafi usiedzieć w miejscu z podekscytowania.

Odkrawam kawałek pieroga i biorę do ust. Żuję przesadnie długo, a Amelia chyba w ogóle nie mruga, tyko przygląda się mojej twarzy. Przełykam i kiwam głową.

– Bardzo dobre – mówię z uznaniem. – To jest najlepszy pieróg z jagodami, jaki kiedykolwiek jadłem!

Słyszę cichy pisk. Zerkam kątem oka na Amelię, która podskakuje na krześle, wykonując dziwne ruchy rękami – to chyba taniec radości. Tara nagle pojawia się obok i zaczyna szczekać, biegając wokół stołu.

Prawdziwy dom wariatów, ale dobrze mi z tym.

____

Natalia

Siedzę w samochodzie i wpatruję się w zegar na desce rozdzielczej. Powinnam być już w drodze do domu moich przyjaciół, ale jeszcze nie włączyłam silnika. Jestem zła na tę całą pokręconą sytuację. Nie lubię się kłócić z Kubą. Zawsze dochodzimy do porozumienia, ale za bardzo go kocham, żeby odjechać bez słowa.

Wyciągam komórkę z zamiarem napisania mu wiadomości, ale szybko rezygnuję. Nie ugnę się pierwsza, bo to on zaczął. Nie będę mu przecież suszyła głowy o dziecko! Na wszystko przyjdzie czas. Dlaczego nie potrafi tego zrozumieć?

Od zawsze pragnęłam założyć rodzinę. Zazdrościłam Hani i Mai, że mają tak cudownych mężów, a potem – dzieci. Tomek i Kacper są przekochani. Uwielbiają Kubę. Zawsze rzucają mu się na szyję i nie chcą puszczać.

Ukrywam twarz w dłoniach, bo to zaczyna mnie przerastać.

Może powinniśmy porozmawiać o przyszłości? To chyba nic złego, jeśli zapytam, o czym myśli. Planowanie to tylko planowanie – nic nadzwyczajnego ani wiążącego. Po prostu będzie nam łatwiej przebrnąć przez następne kłótnie, bo na pewno jeszcze niejedna przed nami.

Z taką myślą włączam silnik i ruszam.

***

Maja krząta się po salonie i zbiera zabawki małego.

– Zostaw to – mówię. – Zostaję tutaj, więc nie musisz pakować…

– Co takiego? – przerywa mi. – Jak to: zostajesz? – mruży podejrzliwie oczy. – Gdzie jest Kuba?

Odwracam wzrok, chociaż pewnie i tak mam wymalowane na twarzy ogromne poczucie winy. Nie chcę, żeby przyjaciele wyciągnęli błędne wnioski.

– Trochę się posprzeczaliśmy – odpowiadam cicho. – Nic wielkiego.

Przyjaciółka ani trochę mi nie wierzy. Wspiera się pod boki i kręci głową.

– Naprawdę, Natka? Próbujesz mnie oszukać? – pyta surowo. – Co się stało?

Wzruszam niedbale ramionami.

– To naprawdę nic wielkiego – powtarzam z naciskiem. – Niektóre kłótnie powstają z niczego. – Posyłam jej uśmiech. – Przecież sama dobrze o tym wiesz!

Podchodzi do nas Krzysiek, a za nim truchta Kacperek. Od razu dopada do moich nóg i uśmiecha się szeroko.

– Cześć, maluchu! – witam się z nim, kucając. – Spędzimy cały weekend razem, wiesz?

Pulchne rączki zaciskając się wokół mojej szyi. Prawie głuchnę od radosnego gaworzenia.

– Też się cieszę – mówię ze śmiechem, odsuwając malca. – Ale teraz pomożemy rodzicom się spakować, dobrze?

W ogromnych oczach pojawiają się łzy. Dalej nie do końca rozumiem, jak dzieciom udaje się oceniać tak łatwo sytuację. Kacperek chyba wyczuwa, że weekend ze mną oznacza również weekend bez rodziców. Zdaję sobie sprawę, że może długo płakać po ich wyjeździe. Wiem też, że to złamie Mai serce.

Zerkam na nią przez ramię i wzdycham głośno, bo już szklą się jej oczy.

– Krzysiek, chyba powinniście już iść – mówię ponaglająco.

Kiwa głową i pochyla się w stronę syna. Ściska go mocno, całuje w czoło, na koniec szeroko się uśmiechając.

– Z ciocią będzie fajnie, obiecuję!

Po policzkach Mai ciekną łzy, gdy gwałtownie chwyta Kacperka w ramiona i tuli do piersi. Rozumiem, że rozstanie z dzieckiem może być trudne, ale chyba nie powinna tego pokazywać dziecku, któremu i bez tego jest ciężko.

– Maja – syczę upominająco.

Szybko ociera dłonią policzki z łez i odchyla się, żeby móc spojrzeć na syna z uśmiechem.

– Tatuś ma rację – mówi, a potem głaszcze Kacperka po głowie. – Ciocia zabierze cię na plac zabaw, wiesz? Pewnie znowu wybudujecie jakąś ładną więżę. – Jej uśmiech się poszerza. – Powiem cioci, żeby wysłała nam zdjęcia.

Obietnice nie robią na nim żadnego wrażenia i, gdy tylko Maja stawia go na podłodze, zaczyna płakać.

– Jedźcie już – rzucam cicho i wskazuję głową drzwi. – Zaraz rozpłacze się bardziej.

Nie mija sekunda, a płacz staje się głośniejszy. Krzysiek otacza ramieniem Maję i ciągnie w stronę drzwi, posyłając mi spojrzenie pełne wdzięczności. Uśmiecham się do niego i mówię bezgłośnie:

– Dobrej zabawy!

W odpowiedzi kiwa tylko głową, a potem wychodzą.

Opadam na podłogę, a Kacperek wpada w moje ramiona. Przytulam go mocno i zaczynam się delikatnie kołysać. Płacz przechodzi w kwilenie, aż wreszcie się kończy. Chcę się odsunąć, ale maluch najwidoczniej nie ma to ochoty. Nie mam nic przeciwko, więc siedzimy na podłodze, bujamy się i tulimy.

***

Jesień jest piękna.

Kacperek biega po stertach liści, próbując je kopać, aby wznosiły się w powietrze. Gdy mu się to nie udaje, chce mu się płakać, dlatego biegam za nim i mu pomagam. Po godzinie mam dość, dlatego siadamy na ławce. Kacperek wcina owocowy mus i co chwilę pokazuje paluszkiem na psy, wydając z siebie nieokreślone dźwięki, które pewnie mają przypominać szczekanie.

– Pieski robią hau–hau – mówię, a maluch zaczyna się śmiać. – Hau–hau – powtarzam.

Komórka wibruje mi w kieszeni, ale staram się nie zwracać na to uwagi. Może to Kuba, a może Maja lub Krzysiek – nieważne. W parku jest średnio bezpiecznie, dlatego nie zamierzam spuszczać wzroku z Kacperka.

– Może pójdziemy jeszcze pobawić się liśćmi, co?

Zamiast odpowiedzieć, maluch próbuje zeskoczyć z ławki, co przyprawia mnie o zawał. Łapię go w ostatniej chwili i oddycham głośno.

– Wiesz, następnym razem po prostu pokiwaj głową, dobrze?

Kacperek chyba nie widzi nic w złego w swoim zachowaniu, bo biegnie przed siebie. W trawie leży czerwona piłka. Ruszam za nim, bo ona nie należy do nas. Pewnie za chwilę przybiegnie jakieś dziecko i zacznie się awantura.

Małe dzieci wiele rzeczy jeszcze nie rozumieją, a próby wyjaśnienia najczęściej nic nie dają. Niektórym sytuacjom trzeba po prostu zapobiegać.

____

Szymon

Godzinę temu Klara odebrała ode mnie Amelię. Nie miała zbyt wiele czasu, więc nie zamieniliśmy zbyt wielu słów, z czego jestem zadowolony. Zawsze próbuje nawiązać do mojego konfliktu z bratem, a ja zawsze zmieniam temat. Nie chcę jej ranić, bo wiem, że to wszystko odbije się na ich córce. Amelka kocha swojego ojca. Cokolwiek zrobił, w żaden sposób nie wpływa na jego miłość do córki. Jednak Klara to zupełnie inna sprawa.

Potrząsam głową i podnoszę czerwoną piłkę z trawy. Tara staje przede mną i przygotowuje się do skoku. Trochę się z nią drażnię, dlatego przerzucam piłkę z jednej dłoni do drugiej. Zaczyna na mnie szczekać, ale nic sobie z tego nie robię i dalej się z nią bawię. Rzucam w najmniej odpowiednim momencie, a Tara od razu rzuca się w pościg.

Wraca bardzo szybko, trzymając w pysku swoją czerwoną zdobycz. Klękam na jedno kolano i klepię ją po głowie, drugą dłonią wyciągając piłkę.

– Jeszcze raz i wracamy do domu?

Głośne skomlenie jest jednoznaczną odpowiedzią.

– No dobra, Tara – uginam się. – Jeszcze trzy raz i koniec, dobra?

Szczeka głośno, więc chyba się zgadza.

Tym razem nie zamierzam przeciągać zabawy i po prostu rzucam piłką. Jak się okazuje… całkiem mocno. Tara jest wniebowzięta. Kątem oka zauważam ruch na trawie. Małe dziecko właśnie biegnie po trawie, stając na drodze Tarze. Przyglądam się uważnie, a moje serce zaczyna bić jak szalone.

Maluch trzyma w dłoniach czerwoną piłkę.

– O nie, nie, nie – warczę i zaczynam biec.

Boli mnie całe ciało po ostatnich dniach pracy, ale zmuszam je, żeby wykrzesało z siebie więcej. Tara jest ogromna! Jeśli wbiegnie w to dziecko… Czuję zimny pot spływający po plecach. Nie, nawet nie chcę o tym myśleć.

– Tara, stój! – wydzieram się, ale ona mnie oczywiście nie słucha. – Tara!!!

Jestem już ta blisko, ale… Tara zauważa dziecko, jednak jest już za późno i na nie wpada. Słyszę głośny krzyk, a moje serce zamiera. Dopadam do dzieciaka i od razu odsuwam zdezorientowaną Tarę. Dotykam nóżek, rączek i pochylam się nad malutką twarzyczką. Maluch jest w szoku i dopiero po chwili zaczyna płakać. Sam nie wiem, czy mam się z tego powodu cieszyć.

Po drugiej stronie pada na kolana kobieta. Widzę, jak drżącymi dłońmi dotyka twarzy dziecka. Boję się na nią spojrzeć, bo wiem, że będzie próbowała mnie zabić.

– Boli cię coś, skarbie? – pyta bliska płaczu.

Znam ten głos.

Podnoszę niepewnie głowę i wpatruję się w profil dziewczyny. Mój żołądek wywraca się do góry nogami. Nagle ona również na mnie patrzy. Jej oczy robią się ogromne. To trwa tylko ułamek sekundy, bo szybko wraca spojrzeniem do dziecka. Pomaga mu wstać, a potem bierze w ramiona i mocno przytula.

Tara dotyka mokrym nosem mojej dłoni, ale ją ignoruję, bo nie potrafię oderwać oczu od Natalii i… dziecka. Wtula się w nią tak ufnie, jakby…

Czuję na języku gorzki smak.

To musi być jej syn.

elorence

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 3271 słów i 19314 znaków, zaktualizowała 5 sty 2021.

5 komentarzy

 
  • NelaMotylek

    Dla mnie Kuba pozostanie przyjacielem. Nie czuję między nimi tej chemii, która od początku zagościła między Natalią a Szymonem. Osobiście lubię Kubę, jest fajnym facetem ale zdecydowanie tylko przyjacielem.

    Będę kibicować Szymonowi, bo uważam że nie jest złym człowiekiem, a popełnił tylko kilka błędów. Oboje je popełnili. Według mnie Natalia skradła jego serce i myślę, że trochę cierpi z powodu jej odejścia. Sama ostatnia scena ich spotkania świadczy o tym, jak dużo emocji w tym było, jak bardzo zrobiło to na nim wrażenie, a minęły już, zdaje się dwa lata.  

    Zastanawiam się też nad pojawieniem się psa u Szymona. Mieli z Natalią kiedyś taką rozmowę na temat pająków i innych zwierząt. Natalia wspomniała, że lubi psy, on nie bardzo, w sensie, że za dużo zachodu z nimi jest. Tak się zastanawiam, czy tamta rozmowa miała coś z tym wspólnego, czy to tylko moja wybujała wyobraźnia? 🤷‍♀️🤔

    Niecierpliwie, bardzo niecierpliwie, czekam na kolejne rozdziały 😁

    5 sty 2021

  • elorence

    @NelaMotylek od razu Ci napiszę, że dobrze kombinujesz, bo teraz będzie kilka nawiązań do pierwszego tomu ❤ Twoja wyobraźnia działa cudownie!

    Ciekawa interpretacja relacji Kuba-Natalia, ale nie mogę nic zdradzić :) Cieszę się, że nie skreśliłaś Szymona!

    Dziękuję za komentarz ❤ Cudownie, że się ujawniasz!

    5 sty 2021

  • Mysza

    No to teraz dolałaś oliwy do ognia 😜

    5 sty 2021

  • elorence

    @Mysza oj tam, zaraz dolałam 😅

    5 sty 2021

  • Iga21

    No co za spotkanie.
    Może pogadają jak ludzie czy po uciekają w krzaki jak dzikuski :D  
    A niech sobie myśli, że to Nati synek.  
    Czy jego też, to musiałaby dobrze w błąd w prowadzić.
    W zasadzie, to sobie zasłużył :D  
    No szybciej dawaj kolejny rozdział mała :)

    5 sty 2021

  • elorence

    @Iga21 bardzo mi przykro, ale kolejny rozdział dopiero w piątek 😃 Jutro wrzucam rozdział na to drugie opowiadanie fantasy 😅  

    Zero współczucia dla Szymona 😂

    5 sty 2021

  • Iga21

    @elorence po mimio wyjaśnienia jakie napisałaś odnośnie jego osoby w ostatnim rozdziale pierwszej części nie darze Szymona empatią.
    Tyn bardziej mnie zirytował, że dorosły człowiek, a mamusia go musi wspomagać bo sam sobie rady nie daje.  
    A teraz sobie pieska sprawił i z nim sobie nie radzi.  
    Kobiecinie się więcej wnuków najwyraziniej marzyło. A jej syn z psem nie daje rady, to gdzie tu jeszcze dzieci :D
    Intryguje mnie tylko o co się tak z bratem pokłócił.  
    Trzeba czekać, aż do piątku więc mam nadzieje, że wtedy się dowiem :)

    5 sty 2021

  • elorence

    @Iga21 będą pewnie rozmowy z rodziną Szymona, jakieś retrospekcje, żeby przybliżyć, o co chodzi z tą mamusią i tymi współlokatorkami :) No i o bracie też będzie! Może o Bartku dowiedziecie się właśnie w ten weekend, ale co do reszty, to będzie dużo później :)  

    Ostatni rozdział raczej nie miał na celu, żebyście go polubili, bo to dalej kwestia indywidualna :) Po prostu wiem, że się zastanawialiście, co on ma w głowie 😅 Jestem przyzwyczajona, że moi bohaterowie lubią wkurzać i częściej chce się nimi potrząsnąć niż współczuć 😅

    5 sty 2021

  • agnes1709

    I teraz sobie uświadomiłam, że... Szymon będzie myślał, że to może być jego syn. Czas by się zgadzał, więc? Tylko pewnie zastanawiałby się, czy Nati mogłaby być na tyle bezwzględna, żeby to przed nim ukryć, a jeśli tak, to dlaczego? Brawo ja! <dumna>:lol2:

    5 sty 2021

  • Speker

    @agnes1709 ja się nad niczym nie zastanawiam :lol2:

    5 sty 2021

  • agnes1709

    @Speker :p

    5 sty 2021

  • elorence

    @agnes1709 ale Wy macie teorie - jestem pod wrażeniem! 😃

    5 sty 2021

  • agnes1709

    @elorence Czyli? Zajebista autorka. Bo skąd te dyskusje?;)

    5 sty 2021

  • elorence

    @agnes1709 dzięki ❤ Ale no nie wiem, czy aż tak zajebista - kwestia sporna🤣

    5 sty 2021

  • agnes1709

    @elorence Dla mnie bezsporna;)

    5 sty 2021

  • elorence

    @agnes1709 ❤❤❤

    5 sty 2021

  • agnes1709

    No ja Cię chyba zamorduję. Uduszę, posiekam, poćwiartuję i zakopię w tym parku; w takim momencie urwać!:spanki: Już mogłaś Natalię jeszcze wcisnąć, a teraz będę czekać i się wkurwiać:sciana: Podziwiam pisanie z dwóch perspektyw. Też tak mam w niektórych, tylko że Ty nie popełniasz mojego błędu. Mieszasz często, ja natomiast po masie stron i trzeba wracać, bo się pieprzy:D Muszę brać od Pani nauki:kiss: Pięknie opisane, i zacytuję, co pisałam co Candy: "Nie mam pojęcia, kiedy pojawiła się ta nieszczęsna, pieprzona ramka na dole".:nerw: Zdecydowanie za szybko przeleciało :sad: Nati nie miała prawka w pierwszej części, prawda? Czy coś mi umknęło, albo mam sklerozę? Hehe, jegomość Pan Dupek zwiastunem samych kłopotów. Skrzywdził dziewczę, a teraz o mało dzieciaka nie zabił:lol2: Czekam na dalej, tylko szybko, szybciutko!!!:D

    5 sty 2021

  • elorence

    @agnes1709 ale ładnie grozisz 🤣 Nie mogłam nic dodać więcej, bo nie byłoby takiego "super" zakończenia, którego zachęcałoby do czekania na kolejny rozdział 😅

    Nie wspominałam, żeby Natalia jeździła samochodem, ale w pierwszej części ona go po prostu nie miała - ale prawko było. Dzięki za czujność ❤

    5 sty 2021

  • agnes1709

    @elorence Ha! Kocham Cię. Co z książką?

    5 sty 2021

  • elorence

    @agnes1709 teraz pytanie roku: z jaką książką? :)

    5 sty 2021

  • agnes1709

    @elorence Ze śnieżką?

    5 sty 2021

  • elorence

    @agnes1709 jest w księgarniach :) Teraz czekam na premierę drugiego tomu 😀

    5 sty 2021

  • agnes1709

    @elorence A gdzie mój z autografem? Bez jaj. Podam Ci adres, ma być z autografem. Obiecałaś. Zapłacę

    5 sty 2021

  • agnes1709

    @elorence Mam, znalazłam, a jaka super ocena! Brawo! Tylko czemu taka tania? Mar sprzedaje po 57:D

    6 sty 2021

  • elorence

    @agnes1709 trzeba pytać mojego Wydawcę 😅 A co do książki Mar... no cóż, cała ona :)

    6 sty 2021