Zauroczenie i życie

To był cholernie inspirujący czas. Chciało się żyć, budzić się i iść spać, sprzątać, gotować, uśmiechać się, pracować i być mamą.
W głowie kotłowało się.
To co wydarzyło się było nie powinno się wydarzyć, nie powinno zaistnieć, nie powinno być. Musiałam z nim porozmawiać i spróbować, jakoś to, no właśnie co ?
Z jednej strony miałam kaca moralnego, z drugiej, fala spełnienia, wewnętrzna akceptacja i chyba fakt, że on zwyczajnie fizycznie mnie pociągał i to, że w tym tak uzupełnialiśmy się nie pozwalał nie myśleć o tym.
Nie jestem i nie byłam świętą i udawanie, że on wykorzystał chwilę, słabość, sytuację była czystą hipokryzją, okłamywaniem samej siebie. Nie mam problemów z samoakceptacją siebie, swojego ciała, myśli, chyba też czynów.
No to skąd to kotłowanie?
Nabrałam, nabierałam dystansu. Z gonitwy każdego dnia i szukania minut na dodatkowe sprzątanie czy na rysowanie czegoś z dzieckiem, czy nawet czytanie na dobranoc, powoli zaczynałam przestawać spieszyć się.
Był czas na wyjście do pracy i zrobienie makijażu, był czas na zawiezienie dziecka do przedszkola, nie spóźniłam się do pracy, nawet korki na drodze przestały mnie wybijać z gonitwy za minutami, bo nawet jeśli spóźnię się kilka minut do przedszkola, to przecież świat się nikomu nie zawali. W domu też powoli zaczynałam dostrzegać to, że żyję i że wokół też jest świat i czy ja coś zrobię, czy czegoś nie zrobię, kompletnie nikogo nie interesuje.
W tym wszystkim zobaczyłam, że schematy jakie powstały w naszym życiu, domu, relacjach z mężem w żaden sposób nie zmieniły się.
Pobudka, kawa, łazienka, w między czasie wymijanie się z mężem w łazience czy toalecie i przelotne „cześć”, zaspane spojrzenie, ubranie dziecka do przedszkola, kiedy ono jeszcze spało, zapakowanie do samochodu, walka by wyszło, poszło do przedszkola, potem praca i znów radosne odebranie dziecka i potem już do nocy wszystko razem i tak dzień w dzień.
Zaczęłam dbać o siebie, o estetykę, o to by ładnie wyglądać i to nie dla niego, dla męża, ale dla samej siebie. Od czasu skoku na emocjonalną głęboką wodę, zaczęłam powoli widzieć się tak jak tego chciałam, przed pamiętnym i brzemiennym w skutkach końcem ostatnich wakacji studiów.
Podczas studiów mieszkałam w akademiku czerpałam garściami ze studenckiego życia. Był czas na szalone imprezy, dyskoteki w pokojach gdzie w małym pokoju potrafiło zmieścić się ze 30osób i z magnetofonu typu jamnik, puszczało się piosenki, których w tym hałasie głosów, nie słyszało się w ogóle.
Na takiej imprezie na trzecim rok poznałam swojego obecnego męża. Tak, wtedy tworzyliśmy dość kolorową parę, ja humanistka on matematyk, fizyk – idealna mieszanka wybuchowa.
On swoje studia męczył, zamęczał, przepychał semestr po semestrze, ja zazwyczaj w pierwszych terminach lub na zerówkach. Tylko pasowało nam to wszystko, jego zarywanie tygodniami nocy, moje waletowanie u niego. Lubiliśmy razem imprezować, lubiliśmy słuchać swojego Depeche Mode, upijać się przy The Cure, lubiliśmy sex, godzinami całować się, czy zwykły ekspresowy seks, bo to było nasze.
Ostatnie wakacje spędzaliśmy w pustym ośrodku wypoczynkowym na Mazurach. No pustym to przesada, ale koniec września był akurat zimny i deszczowy, obok budynku głównego z jadalnią i prysznicami było zaledwie kilka namiotów, były poste domki kempingowe, mało łódek na kei, można było odnieść wrażenie, że mamy już głęboki październik.
Była ostra popijawa, wódka żubrówka i ciepły kompot jabłkowy, realia tamtych czasów. Nadmiar alkoholu, moja wybitnie słaba głowa, chęć nie odstępowania od innych dziewczyn, może za dużo papierosów które akurat tego lata wciągałam jak smoczyca.
Zaprowadził mnie do zajętej ubikacji gdzie chyba nie tylko ktoś oddawał siku tylko odbywała się pijacka rąbanka, podsłuchując pod drzwiami wycofaliśmy się śmiejąc i zataczając pod prysznice w łaźni. Zatęchłe drewniane trapy i odgłos sikającego chłopaka na uginających się nogach. Podeszłam do niego i nie dając otrzepać penisa po sikaniu, przylgnęłam do niego całą sobą i to chyba ja go przeleciałam niż on mnie. Bez gumy, bez spadochroniarza, do samego końca na tych śliskich trapach, mając go w sobie, w myślach szukałam rycerza w złotej zbroi i na czarnym rumaku.
Efekt poczułam po miesiącu, może wcześniej nawet, gdy coś ze mną się zadziało. Nie było nudności, wymiotów czy innych okrzyków ciała, że coś się dzieje, że mamy pasażera na gapę.
Zaraz po tym wyjeździe z dnia na dzień rzuciłam papierosy, nie pamiętam czy odstawiłam alkohol, ale za to miałam większa ochotę na sex i nawet ekspresowe tempo mojego faceta dawało mi frajdę. Chyba był to okres kiedy seks uprawialiśmy najczęściej.
Dość szybko lekarz potwierdził mój stan. Było chwilowe niedowierzanie, były łzy i to nie radości, było też zrzucanie winy na siebie wzajemnie, kończące się oczywiście seksem.
     Dziś stojąc w domu z siatkami z zakupami z zajebistego  sklepu Leader Price, gdzie wszystko było tanio a produkty tam sprzedawane udawały, że są przeznaczonymi do spożycia, tak patrzyłam na siebie, uczepione dziecko do nogi, kozaki, krótką spódniczkę i swój uśmiech. Jeszcze rok temu uciekałam przed swoim spojrzeniem, byłam ciągle spóźnioną, wiecznie o czymś zapomniałam, wszystko mnie denerwowało i wszystko było na mojej głowie.
Ale dziś tak nie jest, wtedy tak nie było.
Dziecko uśmiechnięte, w ciepłym i wysprzątanym domu, ja zmęczona po pracy i gonitwie za zakupami i dzieckiem, które ciągle dokonywało życiowych odkryć na kolejnej półce z olejem, czy papierem toaletowym i na wszystko mówiło : TO!
Było mi okej. Mąż był, nie był, pracował, nie pracował, coś zrobił w domu, naprawiał samochód jeden, drugi, generalnie zauważyłam, że żyliśmy w dwóch przestrzeniach które czasem łączyły się w sypialni, rzadko już nawet przy wspólnym posiłku, bo przecież on nie wyszedł ze swego pędu i niedoczasu.  
Coraz więcej czasu zaczęłam poświęcać sobie, na mocniejszy i wyraźniejszy makijaż, na prostowanie włosów, na zmianę wypchanego dresu na rajstopy. Czasem przyjrzał się tylko, kwitując „ a Ty co w balet bawisz się?” lub gdy kiedyś babcia zabrała naszą pociechę do siebie rzucił tylko ,czy „nie za krótkie te spodenki” gdy wakacyjne jeansy z których zrobiłam krótkie spodenki, jeszcze bardziej wycięłam i pod nie założyłam cieliste rajstopy, na górę czarną koszulkę bez stanika i przygotowałam kolację w sypialni. Tylko, że on akurat miał misję i z rękami w górze nawet nie zauważył mnie, tylko wziął z kuchni słodką bułkę „od mamusi” i poleciał bo  „przecież mówiłem Ci, że dziś wymieniam CI sprzęgło w maluchu” do swojego przyjaciela. To CI pojawiało się coraz częściej i z coraz większym wyrzutem.  
No tak, a ja wiecznie głowa w chmurach.
W tych chmurach zaczęłam coraz częściej chodzić po domu bez stanika, byłam ciekawa kiedy to on zauważy, zamiast bluzy miałam T-shirt, gołe bose stopy lub  w skarpetkach, bo jakoś hasło o balecie mnie ubodło. Coraz częściej marzyłam o spojrzeniu Wojtka, o jego dotyku, o tym seksie bez hamulców.
A w domu dalej nic się nie działo, to znaczy każdy dzień jak od szablonu, stawałam się niewidzialną.
Niewidzialną dla mojego męża.
Powoli nawet zaczęłam korzystać z tego i to pełną piersią.
Maj, piękny miesiąc, plac zabaw, życie budzi się z zimowego letargu i to jak na jakiś sterydach.
Dodałam do naszego schematu przygotowany i gotowy do odgrzania obiad i nic się nie zmieniło. No może jego zmiana pracy, a to dopiero miało wiązać się z dodatkowymi jego wyjazdami.
Czekałam kiedy będę mogła swobodnie porozmawiać z Wojtkiem, on pojawiał się u nas ale zazwyczaj na dzień i jechał dalej, niczym Nomad handlu tamtych lat. Budowa tu magazynu, tam, a może też wymówka, ale jakoś mnie to nie bolało.
Wpadliśmy na siebie kiedyś rano, kiedy ja swoim boskim maluszkiem w kolorze piaskowym, wbijałam na parking a on właśnie wychodził z biura, bo tylko nad ranem wjechał by coś na magazynie wprowadzić i sprawdzić.
- Boże ale niespodzianka - zawołał z daleka.  
Popatrzyłam z nieukrywanym zaskoczeniem bo taaaaka forma spoufalania się przed firmą, przed otwartym magazynem, toż tam faceci którzy plotkują więcej i bardziej niż przekupki na targu.
Bardzo ucieszyłam się z tego spotkania bo, ja naprawdę wtedy chciałam z nim porozmawiać, chciałam mieć pewność, że to nie będzie miało konsekwencji na przyszłość, choć te dwa miesiące w zasadzie dały mi i spokój i pewność, że z jego strony nie było w tym odruchu jakiejś psychicznej fascynacji czy chęci pogłębienia uczuciowej formy, ujmując to dosadniej, że facet się nie zakocha.
Zrobiliśmy pieszą rundę po całym terenie na którym my mieliśmy wynajętą część na naszą firmę.
Mijali nas w samochodach inni i każdy z ciekawością oglądał się , o co chodzi, co to się stało ale chyba przez to, że znów robiłam coś na oczach wszystkich, stałam się ponownie nie widzialna.
Wojciech miał ten sam dylemat, tyle, że w drugą stronę, że to ja się zadurzyłam, zakochałam.
- Nie, nie, nie – na wszystko powiedziałam wręcz zapowietrzona.  
Śmiałam się i w zasadzie przez ponad pół godziny rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Na koniec tylko spytał się czy, zobaczymy się jeszcze. Oczywiście, że tak ale, bo zawsze przecież musi być ale, ja naprawdę chcę z nim porozmawiać i jeśli potem będzie chciał, to ja bardzo chętnie u niego, zgodnie z umową, naszą umową.
By nie zabrzmiało to jakoś bardzo oficjalnie, patrząc prosto w oczy powiedziałam.
- Wojtek, ja naprawdę tylko czekałam byś odezwał się i podał datę, bo powoli zaczynam myśleć, że to był tylko sen.
- No ale to miał być tylko sex, sen – zaśmiał się – żartowałem.
- Tęsknię – powiedziałam szczerząc zęby – za nim! – mrugnęłam okiem .
- Tak się nie godzi!- powiedział śmiejąc się.
Schyliłam się po wyimaginowane coś, co niby leżało na ziemi tak, by zatęsknił za tym co mu mogło pokazać się pod krótkim materiałem mojej ołówkowej sukienki, zresztą uszytej przez moja mamusię.
- Ja pierdolę – zaklął wypuszczając powietrze z ust.
- Nie obiecuj! – rzuciłam za siebie i pobiegłam do firmy.
Tego dnia zadzwonił do mnie i powiedział, że to był chwyt poniżej pasa i że jeśli chcę i będę mogła to za tydzień chce ze mną porozmawiać.
     Wróciłam do domu, dziecko padło w dużym pokoju zmęczone bieganiem po parku, a ja … a ja mając w głowie ten dzisiejszy dzień, niezaplanowaną, niespodziewaną wręcz rozmowę pomyślałam o łazience, chwili spokoju i tym, że pięknie jest być samą w domu.
Nastawiłam herbatę, pochowałam zakupy, zdjęłam sukienkę, koszulę, zdjęłam biustonosz zdjęłam rajstopy, bieliznę, rozpuściłam włosy, znów założyłam koszulę i wróciłam do kuchni po herbatę. Przykryłam kocem dziecko i z kubkiem herbaty wróciłam do łazienki zamykając się od środka.
Zrobię to teraz czy potem, przemknęła mi myśl.
Lubię chwilę kiedy mogę zostać sama ze sobą i to wręcz taki rytuał od piętnastego roku życia, kiedy pierwszy raz znalazłam swoje miejsce na przyjemność w domowym zaciszu, a potem przeniosłam to na swój domowy ogródek.
Mieszkam w bloku z małą łazienką, choć to akurat ma swój atut.
Nie, najpierw szybki prysznic by się odświeżyć, zmyć nie tylko brud dnia, ale zwyczajnie nabrać energii. Po umyciu, zmoczeniu włosów, czego nie znoszę bo nie lubię mokrych włosów, wyciągnęłam ten właściwy chodniczek który zmieniłam wchodząc z wanny na kafelki. Ten był po pierwsze tylko w tym jednym celu kupiony, miał gumowy spód i się nie ślizgał, do tego był bardzo puszysty i miękki.
Osuszona ręcznikiem wzięłam oliwkę której zapach od dawna nie kojarzył mi się z dzieckiem, a pieszczotami mojego ciała, kiedy odkryłam, że idealnie mogę nim swoje ciało masować nie wzbudzając dodatkowego zainteresowania męża, bo inaczej pachnie, bo coś tam, dla niego to zawsze była oliwka dziecka.
Nalałam dużą porcję na dłoń i tak pełną od razu przelałam na piersi.
Kocham, uwielbiam pieszczoty piersi, to jest uczucie nieporównywalne z niczym, oczywiście dla mnie.
Lubię delikatnie wcierać w nie pieszczotę, patrzeć jak coraz bardziej zaczynają twardnieć sutki, zaczynają sterczeć, rozmasowuję tę przyjemność bardziej i mocniej wyobrażając sobie, usta lub dłonie Wojciecha. To dziwne, w zasadzie do czasu flirtu, moja przyjemność nigdy nie miała realnych kształtów kogoś. Przed mężem miałam też partnerów, oglądałam filmy porno, choć to już chyba historia, bo od czasów dziecka to chyba raptem kilka razy coś mąż przyniósł na DVD, ale nigdy to nie były jakieś realne osoby.
Ściskałam je mocno, do środka, jakby moje piersi znów miały ścisnąć jego penisa. Ugniatałam mocno sutki między palcami, wręcz je ściskałam, dodatkowo podszczypując je pazurami. Lubiłam patrzeć na to w zaparowane lustro, kiedy odchodząca para wodna pokazywała blondynkę masturbującą swoje piersi. Kiedy ciepło podniecenia zaczynało rozgrzewać moje ciało a nogi zaczynały drżeć w swoim nerwowym tańcu, wyciągałam swoje dwa pędzle do makijażu i sprawdzając czy drzwi naprawdę są zamknięte, usiadłam między ścianą a pralką na tym dywaniku, zgarniając jeszcze butelkę oliwki. Oparłam się plecami o ścianę, stopy na pralce. Tak to był rytuał któremu oddawałam się zdecydowanie rzadziej niż miałam na to ochotę.  
- Kurwa mać – Zaklęłam bo nie wzięłam lusterka w którym lubiłam przeglądać się w tych chwilach. Ale już nie wstawałam, pozycja raz przyjęta była na tyle wygodna, że nie chciałam burzyć nastroju. Leżąc na podłodze tuż przy drzwiach, zawsze wiedziałam, czy ktoś niespodziewanie nie zjawi się pod nimi, widząc i słysząc wszystko przez dziurki wywietrzników.
Wzięłam otwartą buteleczkę i nie bojąc się o rozlanie znów strzyknęłam dużą porcję oliwki na piersi, brzuch, wygoloną cipkę. Kocham to, kiedy budzi się moje ciało i czeka pieszczot które dają największą frajdę. Znów masuję piersi, wklepuję w nie oliwkę, szczególnie lubię wklepywać je w szczyty sterczących piersi., gdzie ból miesza się z podnieceniem, ach, teraz przydałyby się klamerki ale są na balkonie. Kiedyś gdzieś coś przeczytałam o tych klamerkach i oczywiście musiałam sprawdzić. Pierwsze zdecydowanie nie nadawały się do tych zabaw, ale kolejne już tak. To był ogień który budził się w moim ciele i absolutnie nie musiałam już nic dokładać do niego, bo on brał już wszystko co było w jego zasięgu.
Palce , dłonie zaczęły rozcierać śliskość olejku po szyi, buzi, lubiłam jej zapach, podniecał mnie dodatkowo, pieściłam znów piersi, brzuch, palcem, delikatnie pełny oliwki pępek i dalej. Rozkładając nogi zaczęłam pieścić otwartą cipkę, jej brzegi, jej krawędzie, szczypać ją, to masować pełną dłonią, czekać kiedy wilgoć podniety zacznie mieszać się z tłustością oliwki.
Zjeżdżam plecami niżej, nogami bardziej odpychając się od pralki i masuję dłonią cipkę, palcami zaczynam wchodzić w jej śliską głębię, to znów na okrągło pieszczę ją. Biorę pędzel i wkładam go do ust, pachnie oliwką i moimi kosmetykami, łapię za pędzel a końcówką, mokrą od mojej śliny zaczynam jeździć po wargach by w końcu go włożyć między nie. Uwielbiam to, twardość trzonka, sztywność i uczucie jak go wpycham do środka zostawiając go i pieszcząc lekko wystający z podniecenia guziczek u szczytu cipki. Zajebiste uczucie kiedy czujesz jeszcze palący dotyk i szczypanie sutków, czujesz swój osobisty pędzel, którego przeznaczenie nikomu prócz ciebie nie jest znane i dotyk palców które dokładnie wiedzą czego i jak chcą by tobie było dobrze. Kontroluje się by nie jęczeć, by nie zdradzić swojej tajemnicy. Ale mam ochotę by zrobić coś jeszcze, kładę się bardziej na boku, trochę na ramieniu, czuję na rozgrzanej buzi ciąg zimna z kratki wentylacyjnej, biorę drugi pędzel i śliniąc go mocniej, szukam czubkiem niego wilgoci z cipki i wypinając pośladki, wpycham go w drugą dziurkę.
Od chwili kiedy będąc w drugiej klasie liceum, przyjaciółka z bloku pokazała mi to co znalazła w szufladzie swojej mamy, której bardzo często podkradała rajstopy na imprezy, czasem i dla mnie. Okazało się, że kiedyś grzebiąc tam, spostrzegła, że szuflada jest bardziej płytka niż pozostałe i odgarniając koszule i koszulki nocne, znalazła uchwyt i podnosząc go okazał się zestaw penisów z kryształu. Jak dziś pamiętam kiedy przybiegła do mnie Sabina, że muszę do niej iść, bo coś znalazła w domu i muszę teraz, bo nie ma czasu, bo potem będzie jej mama i w ogóle bełkotała jak postrzelona, śmiejąc się i wywracając oczami.
Owszem znalezisko było z innej planety, jej mama zawsze była inna, bardziej do przodu stąd te jej różne rajstopy, pończochy, pantofle na obcasie w sypialni, często śmiałyśmy się z tego co robią jej rodzice, leżąc na ich łóżku, potem, tuż przed ich przyjściem poprawiałyśmy łóżko i zmykałyśmy do mnie, na drugą  stronę bloku.
     Wtedy stałam i chyba dostałam wypieków podobnych lub większych niż Saba. Nie pamiętam teraz ile tego było, ale były różne, był też taki wielki, wysoki chyba jak kryształowy wazon mojej babci, do tego bardzo szeroki ale mimo, że szklany, to jednak było to kryształowy fiut w woreczku atłasowym, zresztą jak każdy w tej kolekcji, natomiast ja zwróciłam uwagę na małe kuliste jajka na stojaku, na co Sabina powiedziała, głosem znawcy, że to są te do drugiej dziurki, do tyłka, do dupy, śmiejąc się. One na mnie zrobiły wrażenia, miała ich kilka o różnych rozmiarach i kształtach. Nawet jeden wzięłam do rąk, dotknęłam ust, powąchałam. No cóż, nowa nauka kosztuje dużo emocji. Odłożyłyśmy wszystko na swoje miejsce, pamiętam, że potem kiedy znów leżałyśmy na tym łóżku chciałyśmy znów to odkrycie zobaczyć ale, już w tej skrytce nic nie było.
Dziś leżąc, na boku, dysząc złapałam w taki sposób włosie pędzelków by jednym ruchem ręki masturbować obie dziurki i czekać na moment kiedy nadejdzie skurcz który rozkołysze całym moim ciałem w spazmach rozkoszy. Zapomniałam się w tej gonitwie za spełnieniem i znów moje myśli odleciały gdzieś bez konkretnego celu, liczył się tylko mocny, głęboki i silny orgazm. Chwila kiedy nadchodzi, kiedy czujesz palenie, rozdygotanie, kiedy wiesz, że następny ruch pałeczkami w tobie spowoduje eksplozję rozkoszy, kiedy nabierasz powietrza jeszcze głębiej, daje kompletnego kopa rozkoszy. Zawsze obiecywałam sobie sprawienie wibratora ale zazwyczaj wizyta w seks szopie kończyła się na zakupie rajstop w kolorze innym niż cieliste, czy czarne, ewentualnie pończoch o których istnieniu, pod sukienką czy spódnicą, mało kto wiedział.  
     Po skończonym seansie rozkoszy, ścierając z siebie nadmiar oliwki ręcznikiem, myjesz pędzle, wstawiasz do kubka, rolujesz dywanik i wkładasz pod półkę, by nikt go nie wyciągnął jako zwykłego dywaniku pod nogi, rozczesuję włosy, na zmaltretowane sutki nakładam krem Bambino, opuszkami palców wmasowuję w ich ciemno-bordową obwolutę biały, kojący krem, wkładam za dużą, luźną koszulkę, zakładam frote skarpety i wracam do życia. Wiem też, że niezależnie od naszej rozmowy z Wojtkiem, spotkam się z nim, bo chcę choć jeszcze jeden raz poczuć się zaspokojoną, poczuć się sobą.

LavaZZa197

opublikowała opowiadanie w kategorii obyczajowe i erotyczne, użyła 3627 słów i 20059 znaków.

2 komentarze

 
  • Kotek3

    Pięknie napisane, aż się zrobiłem twardy..

    29 lis 2021

  • eksperymentujacy

    To jest niesamowite, pisz dalej

    23 lis 2021