Opowieści z Caldarii cz4.

- Gdzie są pozostali? – zapytałam, uchylając się przed zwisającą nisko gałęzią.
- Czekają na nas jakieś dwa kilometry stąd.
Nagle za sobą usłyszeliśmy dźwięk rogu, dobiegający z zamku.
- Spostrzegli naszą ucieczkę! – warknął William, uderzając konia piętami. Niezwłocznie uczyniłam to samo. Ruszyliśmy wyciągniętym galopem. Trawa zaczęła umykać spod końskich kopyt, gdy dotarły do nas odgłosy pościgu. Zauważyliśmy polanę. Moi ludzie czekali przy swoich wierzchowcach, gotowi do natychmiastowej ucieczki. Dwóch z nich podbiegło do nas, gdy z niejakim trudem osadziliśmy w miejscu rozpędzone konie. Zdjęli im ochronne szmatki.
- Na koń! Ruszył pościg! – wrzasnęłam. Mężczyźni pospiesznie wsiedli na konie. Z miejsca ruszyliśmy cwałem. Przez pewien czas utrzymywaliśmy wciąż zwiększającą się przewagę. Gdy już niemal nie słyszeliśmy odgłosów pogoni, zboczyliśmy w stronę pobliskiej rzeki, by zmylić ścigających. Zmęczona zsiadłam z konia. William natychmiast sprawdził moje rany.
- Nie wygląda to źle, ale będziesz potrzebować chirurga.
- Ciekawe, gdzie go znajdziemy. Wszystkie miasta odpadają w przedbiegach, a na wsiach ludzie nie potrzebują dobrych lekarzy – odparłam, prowadząc konia po płytkiej wodzie. – Gdzie nas prowadzisz?
- Myślę o stepach.
- Północne Rubieże czy Stepy Wschodniego Królestwa.
- Stepy. Na Rubieżach nie przetrwamy długo – wyjaśnił.
- Na stepach zabije nas gorąco.
- Wolę to, niż kata.
Kiwnęłam głową ze zrozumieniem. Dopiero kilka godzin później zdecydowaliśmy się na dłuższy odpoczynek.
- Będziemy musieli zaopatrzyć się w jakiejś wiosce w jadło. Bo tego co mamy, starczy nam jeszcze tylko na dzień drogi. A bez niego nie przeżyjemy tu zbyt długo – powiedział Jake, który zawsze zaopatrywał nasz oddział w potrzebne rzeczy spożywcze. Spojrzałam zaniepokojona na Williama.
- Trzeba będzie udać się do jakiejś wsi. A najbliższa leży za nami, lecz jeśli zawrócimy możemy natknąć się na pogoń. Kolejna znajduje się dopiero trzy dni drogi przed nami – powiedział po chwili milczenia.
- Dacie radę coś upolować? - zapytałam żołnierza. – W ten sposób nie zabraknie nam jadła do następnej wsi. Może tam jeszcze nie dotarł list gończy za nami.
- Nie mamy wyjścia. Musimy coś upolować…
Późnym wieczorem ruszyliśmy dalej. Przejechaliśmy około dwudziestu kilometrów, gdy poczułam, że lekko słabnę. Zdecydowaliśmy się na natychmiastowy postój. Stan moich pleców nie zadowolił Williama, ale ja twardo obstawałam przy tym, by jechać dalej. Musieliśmy dotrzeć do wioski po zapasy! Do tej pory udało nam się zebrać kilka jadalnych korzonków, jagód i upolować kilka zajęcy. Był to bardzo skromny posiłek, a ja słabłam coraz bardziej. W końcu ryzykując, dwóch naszych ludzi udało się po jadło. Wrócili po godzinie, przywożąc spore zapasy chleba, mleka, owoców i ryb. Pozwoliło nam to odbudować nadwyrężone siły.
- Co teraz? – zapytałam, wyskrobując z miseczki resztki gulaszu. - Znajdujemy się zbyt blisko Ibdaeles. Tam na pewno zwiększono oddział. Nie możemy dalej jechać w tym kierunku, bo zostaniemy złapani. A wtedy nawet wolę nie myśleć, co z nami będzie.
- A właśnie! Zapomniałem – powiedział Tom, wyciągając zza pazuchy zwitek pergaminu i podając mi go.
- Co to?
- Sama zobacz.
Rozwinęłam pergamin.
- To list gończy! – krzyknęłam.
- Co piszą? – zapytał William. – Czytaj na głos.
- Informuje się wszystkich mieszkańców Królestwa Caldarii, iż poszukiwanych jest dwóch byłych rycerzy królewskich, którzy z własnymi oddziałami, zostali uznani zdrajcami Królestwa.
Pierwszy poszukiwany, to młoda, około dwudziestopięcioletnia kobieta imieniem Mia, o długich kasztanowych włosach i czarnych oczach. Jej znakiem rozpoznawczym jest długi miecz oprawiony w bordową pochwę oraz sztandar z białym wilkiem stojącym na skale, umiejscowiony na niebieskim tle. Dziewczyna jeździ na czarnym koniu bojowym.
Drugim poszukiwanym jest dwudziestodziewięcioletni mężczyzna, o blond włosach i szarych oczach. Wysoki i dobrze zbudowany. Posługuje się dwoma rodzajami broni białej: szmelcowanym na czarno półtoraręcznym mieczem i rapierem o srebrnym, wygiętym na kształt kwietnego ornamentu koszykiem. Jego sztandar to wznoszący w górę przednie nogi biały rumak na czerwonym tle. Mężczyzna jeździ na białym koniu.
Obydwoje wraz ze swymi oddziałami są ekstremalnie niebezpieczni, dlatego uprasza się w wypadku zauważenia ich, o niezwłoczne zawiadomienie najbliższego punktu garnizonowego. Nagroda za ewentualne schwytanie zdrajców wynosi sto tysięcy rupli królewskich.
Podpisano: królewski gończy.
Gdy kończyłam czytać, powiodłam wzrokiem po zdumionych twarzach moich ludzi.
- No to mamy przesrane – powiedziałam w chwilę później. – Zastanawia mnie tylko jedno. Dlaczego Draco również został oskarżony o zdradę wobec królestwa.
- Nie wiem, czy to najlepszy moment na zastanawianie się nad tym problemem – powiedział William. – Zwijamy obóz i w drogę! Jeśli już tutaj dotarł list, to nie ma sensu zostawać tu, gdzie w pobliżu kręcą się ludzie króla.
W przeciągu pół godziny zwinęliśmy obóz. Zatarliśmy dokładnie wszystkie ślady naszej bytności. Ruszyliśmy w drogę. Szerokim łukiem od wschodu ominęliśmy Ibdaeles. Gdy byliśmy już jakieś siedem, osiem kilometrów od miasta, nagle tuż przed moim koniem świsnęła strzała, która wbiła się głęboko w pień rozłożystego dębu. Mój wierzchowiec w przerażeniu stanął dęba. Z pewną trudnością utrzymałam się na koniu. Wysiłek, jaki musiałam w to włożyć sprawił, że poczułam, jak pękają mi zabliźniające się rany. Po moich plecach zaczęła płynąć gęsta krew, brocząc na czerwono znajdujący się pod kolczugą kaftan. Odwróciłam się w siodle i zobaczyłam wynurzających się spomiędzy drzew żołnierzy Draco, z nim samym na czele. Moi ludzie natychmiast sięgnęli po broń.
- Spokój! Niech nikt się nie rusza! – krzyknęłam, jednocześnie zawracając konia w stronę nadjeżdżających. Wiedziałam, że jeśli zaczniemy walkę to możemy jej nie wygrać. A istniała niewielka szansa, że oni nic nie wiedzą o tym, że również są poszukiwani.
- Mądra decyzja – powiedział blondwłosy mężczyzna, podjeżdżając do mnie na swoim wielkim, białym rumaku. – Jesteś oskarżona o zdradę wobec królestwa w związku z bezpośrednim narażeniem zdrowia i życia królewskiej córki – powiedział dobitnie. – Mam za zadanie odstawić cię do zamku Birkerod, gdzie ciebie wraz z całym oddziałem czeka publiczna egzekucja.
- Masz trochę przestarzałe informacje – prychnęłam. – Kiedy ostatni raz byłeś w jakimś zamku?
- Nigdzie się nie zatrzymywaliśmy. Ograbiliśmy tylko kilka wiosek z jedzenia. Trudno was było dogonić – odparł mierząc mnie złowrogim wzrokiem. – O jakich informacjach mówisz?
- A o takich, że również zostałeś oskarżony o zdradę i wespół ze mną jesteś poszukiwany – powiedziałam spokojnie.
- Łżesz dziwko – syknął, przykładając mi miecz do gardła.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1257 słów i 7263 znaków.

3 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • AnonimowyAnonim

    Czemu nazwa Caladria kojarzy mi się z pewną gra komputerową? Te same czasy nawet są.

    2 lut 2016

  • elenawest

    @AnonimowyAnonim bo jest zaczerpnięta z gry

    3 lut 2016

  • Kuri

    ... Ok, gubię się. Mam nadzieję, że w kolejnych rozdziałach wyjaśni się wszystko. Poza tym Draco do odstrzału :P

    2 lut 2016

  • elenawest

    @Kuri Draco nie pójdzie do odstrzału :-P

    3 lut 2016

  • ♠

    Jestem zaskoczony tym listem gończym (nie chodzi o to, że  taki szybki), który dotyczy także onego. Wychodzi na to, że na zamku jest niezła "ruchawka". Drago nie odpuści i powinien wejść w jakiś sojusz, także z dziewczyną. Twgl. to poznali się już dosyć dogłębnie ;)

    2 lut 2016