Opowieści z Caldarii 2 cz9.

- Jesteś chędożonym skurwielem, wiesz? - warknęła w jego stronę, gdy z lekką pogardą przypatrywał się jej kolejnym próbom wspięcia się na siodło. Pokręcił tylko głową z niesmakiem, mówiąc:
- Cóż za wysublimowane słownictwo, wasza wysokość! Cóż to? Sama już nie potrafisz wsiąść na konia i mej pomocy potrzebujesz? Cóż to się stało wielce szanownej królowej?
- Stul pysk i pomóż mi wsiąść, chuju!
Cmoknął cicho i ruszył przed siebie niespiesznym stępem, za plecami zostawiając wciąż pieklącą się na niego żonę.
- Wracaj tu! Nie możesz mnie zostawić! - usłyszał.
- A to dlaczego? - zapytał ze szczerym zdumieniem. - Przez ostatni tydzień tak często powtarzałaś mi, jakim to łajdakiem jestem, że mam zamiar trzymać się tej opinii.
- Więc skażesz mnie na pewną śmierć?!
- Albo zwiążę cię, zaknebluję i na postronku dowlekę do stolicy! - warknął, zawracając wierzchowca. Widział, jak twarz Mii pobladła gwałtownie. - Jak myślisz, ile mi za ciebie dadzą?
- Nie śmiesz tego zrobić!
- Tak sądzisz? - prychnął. - Sama mówiłaś, że właściwie nic już nas nie łączy, więc dlaczego tak naprawdę mam ci pomagać? Przecież mogę uratować swoje własne życie...
- Jesteś moim mężem! - warknęła przez zaciśnięte zęby, patrząc na niego wściekle.
- Doprawdy? Nadal jestem? Bo jakoś nie wydaje mi się... Gdybym tylko mógł, to cofnąłbym czas i zaciągnął cię do Albusa, kiedy miałem taką szansę!
Twarz Mii gwałtownie pobladła, a zaraz potem poczerwieniała ze złości. Zacisnęła pięści, starając się nie rzucić na tego kretyna, który patrzył na nią z taką pogardą, jak jeszcze nigdy. Draco czuł w swoim sercu mocne ukłucia żalu, gdy spoglądał z wysokości końskiego grzbietu na tę zmizerowaną kobietę. Naraz jednak uniósł głowę, gdy w oddali mignęło mu coś srebrnego. Szybkim ruchem ręki nakazał Mii być cicho, a następnie zaczął się przyglądać odległej polanie. Miał niemiłe wrażenie, że coś nieuchronnie zbliża się w ich stronę...
Naraz dobiegło ich rżenie grupy koni. W totalnym popłochu Mia rzuciła się do swego wierzchowca i krzesząc z siebie dodatkowe siły, zgrabnie wskoczyła na jego grzbiet i spięła do galopu. Zwierzę wstrząsnęło łbem i pognało przed siebie. W sekundę po niej ten sam manewr wykonał przerażony Draco. Zawrócił rumaka i pognał za uciekającą małżonką, w uszach mając zatrważające okrzyki pościgu. Zadrżał, gdy nieopodal niego świsnęły strzały. Zdał sobie sprawę, że gończy nie chcą schwytać ich żywcem!
Zrównał się z Mią.
- Musimy im uciec! - krzyknął. - Za kilka mil granica, być może nam się uda...
- A jeśli nie? Co wtedy?!
- Przecież wiesz — powiedział ponuro, oglądając się za siebie. Pogoń była coraz bliżej...
Gnali tak być może przez pół godziny, kiedy nagle linia drzew się skończyła i wypadli na twardą ziemię pokrytą rachityczną trawą. Konie wyciągnięte w szaleńczym cwale prawie szorowały brzuchami po ziemi. Widzieli już granicę...
- Jest! - wrzasnęła Mia, lekko unosząc się w strzemionach. Uśmiech, który przed chwilą rozjaśnił jej oblicze, teraz spełzł jej z twarzy, gdy dostrzegła pełnozbrojnych konnych zmierzających ukosem w ich stronę. - Patrol graniczny! Przetną nam drogę!
Draco rozejrzał się po okolicy w rozpaczliwej próbie znalezienia najdogodniejszej i najkrótszej drogi ucieczki.
- Jedź za mną! - krzyknął, kierując konia w stronę rzeki. Miał nadzieję, że ciężkie konie ścigających pozapadają się w rzecznym mule, co umożliwi im dalszą ucieczkę...
Wtem zza niewielkiego pagórka, który odgradzał ich od rzeki, kłusem wyjechał rząd dziesięciu rycerzy. Uciekinierzy niemal w miejscu wstrzymali bieg rozbuchanych rumaków, które widowiskowo zaryły się czterema nogami w miększej ziemi. Okrzyk triumfu poniósł się po spalonej Słońcem okolicy, gdy pozostałe dwie grupy otoczyły byłych władców Imperium. Przed przedni szereg wyjechał wolnym stępem postawny mężczyzna odziany w lamelkową zbroję, dosiadający karego koniska, które niespokojnie drobiło w miejscu.
- Zostajecie zatrzymani za zdradę Imperium, którego byliście nieudolnymi władcami. Zostaniecie postawieni przed sądem wojskowym, a następnie odpowiednio ukarani na oczach całej społeczności — powiedział czystym głosem. - Myszę jednak osobiście stwierdzić, że udało wam się naprawdę daleko dotrzeć. Wasz fortel się powiódł, bo naprawdę długo nasz władca sądził, iż kryjecie się w zamku... Zamku, który obecnie jest już jego... Widzicie, bardzo dobrze jest mieć sprzymierzeńców w ministrach wrogiego królestwa... Zrobili nam wielką przysługę, wpuszczając nas za mury. Przynajmniej nie straciliśmy tylu ludzi, ilu zakładaliśmy... Szkoda, że zginęli wasi...
Mia aż zgrzytnęła zębami z niemej wściekłości. Nie była jednak zła na owego rycerza, lecz na swych ministrów, którzy zdradzili ojczyznę! Gdyby tylko mogła, rozerwałaby teraz ich gardła własnymi rękoma! Mężczyzna wyglądał jednak jakby czytał w jej myślach, bo uśmiechnął się przebiegle i rzekł:
- Nie masz się co martwić, pani... Oni już nie żyją. Król przeto nie mógł ryzykować, że i jego zdradzą... A teraz grzecznie pójdziecie z nami!
- A co, jeśli tego nie uczynimy? - zapytał poważnie Draco, patrząc złowrogo na przeciwnika.
- No cóż... Król wydał nam jasny rozkaz: "Przyprowadźcie ich do mnie lub w przypadku ostrego sprzeciwu — zabijcie."
- Tak, to rzeczywiście jasny rozkaz — przyznał blondyn. - A więc nasze spotkanie nie będzie zbyt długie, czyż nie?
- Zaiste — odparł trilański rycerz, dobywając swego półtoraręcznego miecza. Szczęk wysuwanych z pochew broni poniósł się po stepie, gdy pozostali zbrojni wykonali identyczny manewr. - Zdajecie sobie sprawę z tego, że dużo przyjemniej dla was byłoby, gdybyśmy doprowadzili was do stolicy?
Mia prychnęła pod nosem, niczym rozjuszona kotka i wprawnym ruchem dobyła z buta sztylet. Może i wyglądała w tej chwili komicznie, ale nie miała zamiaru dać się zatłuc bez broni w ręku. Jej małżonek z zaciętą miną zrobił podobnie.
- Ale jesteście uparci — westchnął rycerz.
- To nasza cecha — powiedziała cicho Mia, patrząc na niego uważnie. Czuła, jak ze zdenerwowania drży jej każdy mięsień, jak wyostrzają się jej zmysły na sekundy przed nierównym starciem i niechybną śmiercią.
- Niech i tak wobec tego będzie... Zabić! - rzucił rozkaz, spinając konia do biegu. Jego ludzie uczynili to samo.
Draco gwałtownie odwrócił wierzchowca, szybkim ruchem rozcinając nieosłonięte gardło najbliższego przeciwnika. Wznoszony do ataku miecz znalazł się w rękach blondyna, gdy martwe ciało napastnika upadło w kurzu na ziemię. Uśmiechnął się złowrogo. Teraz miał dużo większe szanse na przeżycie niż jeszcze przed chwilą. Odtrącił wymierzoną w niego włócznię i buzdygan, zamierzając się na kolejnego konnego, gdy wtem nad ich głowami rozległ się ryk tak straszliwy, że w jednej sekundzie wszyscy wstrzymali swe ruchy, spoglądając ze zdumieniem w zachmurzone niebo nad nimi. Ryk rozległ się znowu, jeszcze głośniej, niż chwilę temu, sprawiając, że konie w popłochu zaczęły stawać dęba. Nikt już nie myślał o walce. Nikt, oprócz Mii, która spięła konia i zaczęła przeciskać się wśród oszołomionych rycerzy, którzy ze wciąż zadartymi głowami spoglądali w niego. Draco widząc uciekającą kobietę, niezwłocznie poszedł w jej ślady. W swej nieuwadze jednak potrącił jednego z rycerzy, który spojrzał na niego mętnym wzrokiem, a potem wrzasnął na całe gardło:
- Uciekają!
Jego słowa sprawiły, że inni też jakby zbudzili się z letargu. Pognali konie za umykającą w stronę granicy dwójką władców. Kiedy ci byli już niemal jedną nogą na terytorium elfów, koń Mii zarżał boleśnie i zwalił się na przednie nogi. Kobieta gwałtownie wyrzucona z siodła zatoczyła w powietrzu łuk i z głuchym łoskotem uderzyła w ziemię, wypuszczając powietrze z płuc. Draco wstrzymał swego konia, boleśnie zdając sobie sprawę, że znów nie udało im się zbiec, choć byli tak blisko. Widział niczym w zwolnionym tempie jadących w ich stronę rycerzy, gdy wtem chmury przebił promień słońca, rozświetlając dolinę i odbijając się feerią barw od zbroi napastników. Nieznany im ryk rozległ się po raz trzeci i z wyrwy w chmurach wypadła kaskada fioletowych gwiazd, które ułożyły się w przerażająco piękny widok.
Mia podnosząc się ociężale z ziemi, w totalnym szoku przyglądała się znanemu tylko z legend kształtowi, który majestatycznie szybował po niebie, z pradawną furią atakując oddział trilańskiego władcy. Po stepie poniósł się zatrważający krzyk grozy i kwik przerażonych koni.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1597 słów i 8994 znaków.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • EloGieniu

    Smoki!!! :-D

    27 lis 2016

  • elenawest

    @EloGieniu być może :-P

    27 lis 2016