Opowieści z Caldarii 2 cz10.

Opowieści z Caldarii 2 cz10.Z uczuciem grozy w mężnym, aczkolwiek ostatnio mocno podłamanym sercu, Mia wpatrywała się w fioletowe łuski, odbijające ostre promienie Słońca, w śnieżnobiałe pazury i kły, które szybko pokryły się posoką umierających, w rozwartą paszczę, z której tryskał śmiercionośny strumień huczącego ognia, wreszcie na smagający niczym bicz ogon uzbrojony w długie kolce, i w potężne, błoniaste skrzydła, które swą powierzchnią wzbijały takie tumany kurzu i pyłu, że aż okolicę pokrył pomarańczowawy półmrok i uwierzyć nie mogła, że oto ma przed sobą żywą legendę, która niosła ze sobą zarówno śmierć, jak i wielką nadzieję. Leżąc na plecach, obserwowała pogrom, który rozgrywał się tuż przed nią, zastanawiając się, czy Draco w ogóle przeżył, gdyż straciła go z oczu w momencie ataku bestii. Nie kochała go już, a mimo to zapłakała teraz nad jego losem. Była przerażona nagłym pojawieniem się ogromnego jaszczura, co zaowocowało tym, że nie była w stanie się poruszyć, by odczołgać się gdzieś w bezpieczniejsze miejsce.
- Mia?! - usłyszała wrzask męża. Zerwała się na równe nogi, rozglądając się wkoło, ale z powodu oślepiającego ją pyłu, nie była w stanie go dojrzeć.
- Tu jestem! - odkrzyknęła, krztusząc się natychmiast kurzem. W chwilę później dopadł jej umorusany Draco.
- Nic ci nie jest? - zapytał, dysząc ciężko.
- Nie, nic. A tobie?
- Koń mi uciekł — oznajmił. - Ale przestaję się przejmować tym wobec tej bestii, która wisi nad nami!... Smoki? Mia, czy ty wiesz co to może dla nas oznaczać?!
- Że znajdujemy się w potężnych tarapatach? - jęknęła. Silny podmuch rozwiał unoszący się kurz i w chwilę później ziemią wstrząsnęło potężne uderzenie, gdy smok wylądował na ziemi, z suchym szelestem składając skrzydła i zwracając swój wielki łeb w kierunku ocalałej z pogromu dwójki.
- Rad jestem, że zdołałem was ocalić — usłyszeli w swoich głowach jego głos tak nagle, że podskoczyli zdezorientowani. - Nie obawiajcie się mnie. Nie jestem tutaj, by was skrzywdzić... Jeśli chcecie ze mną porozmawiać, zadajcie pytanie na głos lub w myślach, a ja wam odpowiem.
- Jak to się stało, że żyjesz? Przecież twa rasa została zniszczona! - odezwała się przerażona Mia, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami.
Jaszczur prychnął z irytacją.
- Zostali zniszczeni moi kuzyni żyjący na tych ziemiach. Ja pochodzę z daleka, gdzie dotrzeć można tylko na skrzydłach, gdzie nie zapuszczają się nawet najodważniejsi śmiałkowie, ani najgłupsi łupieżcy — wyjaśnił spokojnie. - Teraz żyję wśród wszechmocnych elfich wojowników. Zresztą nie tylko ja, bo na te ziemie przybyło nas całkiem sporo... Moim zadaniem jednak jest strzeżenie tej granicy i choć z zasady nie wtrącam się w konflikty, wyczułem, że wam pomoc się przyda... Teraz, będąc w waszych umysłach, wiem, kim jesteście i rad jestem, że zdecydowałem się na tę interwencję... Nie ładnie jest zostawiać swych ludzi na pastwę najeźdźcy...
- Nie mieliśmy wyjścia! Chcemy dotrzeć do elfów — odparła Mia.
- Wiem to! I zastanawiam się, dlaczego sami nie oprzecie się zaborcy, skoro macie po temu naprawdę wielki potencjał?
- Więc nam nie pomożesz? - zapytał Draco.
- Poniosę was ku elfim panom... Ale to, czy dostaniecie wsparcie, zależeć będzie tylko i wyłącznie od tego, jak przedstawicie im tę sprawę.
Mia przełknęła nerwowo ślinę, zdając sprawę z tego, że teraz wszystko zależeć będzie od elfiego króla i od tego, czy w ogóle zechce ich przyjąć i wysłuchać...
- Wsiadajcie na mój grzbiet — polecił, kładąc się płasko na ziemi.
- Mamy cię...dosiąść? - wyjąkał blady jak ściana mężczyzna.
- Oczywiście, przecież chyba nie chcecie znów podróżować przez wiele tygodni, jak wiele lat temu, prawda? - spojrzał na nich wielkim, bursztynowym okiem. - Wsiadajcie, nim zjawi się tu więcej zbrojnych... Dziś już wystarczająco wielu zabiłem, by bawić się w to dalej... No! Na co jeszcze czekacie?!
Spojrzeli po sobie i powoli, krok za krokiem podeszli do jaszczura, a następnie instruowani przez niego, wspięli się na jego pokryty ostrymi łuskami grzbiet, sadowiąc się w miejscu, gdzie szyja łączyła się z łopatkami.
- Gotowi na nowe doznania? - mruknęła bestia, gwałtownie podnosząc się na łapy. Cisza na jej grzbiecie powiedziała jej, że pasażerowie są zbyt otępiali i przerażeni, by odpowiedzieć.
Fioletowy smok ugiął tylne nogi i machnął skrzydłami, wzniecając kolejny tuman kurzu, a następnie zupełnie niespodziewanie wyprysnął w powietrze. Lekko napiął mięśnie skrzydeł, by unieść dodatkowy ciężar i płynnie podążył na północ, ku odległym górom, gdzie swą siedzibę miały elfy. Mię natychmiast zemdliło, więc zacisnęła oczy, by nie patrzeć na umykający w dole krajobraz Rubieży, który od czasów, gdy dwójka władców była tam po raz pierwszy, praktycznie nie uległ większej zmianie. Pojawiło się tylko więcej osad ludzkich. Jedynym elementem, który pozostał niezmieniony, okazało się słone jezioro.
- Spójrz — szepnął Draco do żony, siedząc tuż za nią. - Słone jezioro.
- Nic się nie zmieniło! - powiedziała zdumiona kobieta. - Jak to w ogóle możliwe?!
- Dzięki magii, której uwolnione tu pokłady będą dawać o sobie znać jeszcze przez dziesiątki, jeśli nie setki tysiącleci — wyjaśnił jaszczur, obniżając lot tak, by mogli dojrzeć brodzące w brei ptasie istoty. - Nawet my nie pojmujemy w pełni tego, w jaki sposób kapłanki stały się czymś takim.
Ryknął głośno, aż im zadźwięczało w uszach, a ptasie istoty zadarły swe dziobate głowy i zaskrzeczały przestraszone, po czym uciekły na swych szczudłowatych nogach, byle z dala od groźnego przeciwnika. Tymczasem smok ponownie wzbił się wyżej i lekko skręcił w stronę widocznych już w oddali szczytów gór.

Wspaniałe elfie ogrody pojawiły się pod brzuchem smoka po kolejnej godzinie lotu. Poprzedzały skupiska domków, prowadzących do skalnego miasta, którego do tej pory nie opuściły elfy. Wolno przepłynęli nad potężną bramą strzeżoną przez uzbrojonych po zęby wartowników, następnie nad kolejnymi domami, aż w końcu zawisnęli nad kamiennym placem prowadzącym do cytadeli. Jaszczur ściągnął skrzydła i wolno osiadł na kamiennej podłodze. Strażnicy stojący przed wejściem do pałacu spojrzeli po sobie zdumieni, gdy ujrzeli zsiadających z jego grzbietu władców Imperium. Jeden z nich natychmiast podszedł do królewskiej pary i skłonił im się lekko.
- Waszmoście — powiedział krótko. - Czy mógłbym dowiedzieć się, co was tu sprowadza, bym mógł udać się do mojego władcy w celu zaanonsowania waszego przybycia?
- Potrzebujemy pomocy — wystękał Draco, podtrzymując jedną ręką, słaniającą się na nogach Mię.
- W czym? - zainteresował się wyniosły elf, przyglądając im się uważnie.
- Zostaliśmy zaatakowani. Obecnie zmuszeni jesteśmy prosić o wsparcie militarne — powiedziała cicho kobieta.
- Rozumiem. Udam się do mego króla i wyjawię mu cel waszej wizyty — powiedział, oddalając się wdzięcznie w stronę pałacu.
- Co teraz? - zapytała Mia, wyplątując się z objęć męża.
- Poczekamy. A potem wszystko wyjaśnimy.
- Uwierzy nam?
- Chyba nie będzie miał wyboru.
- O tym się przekonamy — usłyszeli głos za swoimi plecami. Odwrócili się, stając twarzą w twarz z Granirem. Był jak zawsze granitowo spokojny.
- Panie — skłonili mu głowy, a on wykonał podobny gest. - Radzi jesteśmy, że zechciałeś się z nami widzieć.
- Mój smok was tu sprowadził, a więc musi być to coś ważnego. Poza tym patrząc na wasze łachmany i krew na pazurach mego przyjaciela, wnioskuję, iż sprawa jest raczej nieprzyjemna... Zapraszam do środka.
Poprowadzono ich długimi korytarzami, aż do sali tronowej, która wystrojem niewiele się zmieniła od czasów, gdy rządził tu Joachim. Była jednak dużo jaśniejsza, bo Granir zainstalował w niej mnóstwo lamp.
- Siadajcie... - wskazał im krzesła naprzeciw prostego tronu. - Dlaczego zjawiliście się tutaj tak nagle?
- Potrzebujemy twej pomocy, Granirze. Nasze granice zostały zaatakowane przez trilańskie siły, które koniec końców podeszły pod naszą stolicę, i w efekcie oblężenia zajęły ją. Zostaliśmy zmuszeni do przebrania się za biedaków i umknięcie przed grożącą nam zhańbioną śmiercią. Na granicy zostaliśmy otoczeni przez patrole i gdyby nie nagła interwencja twego smoka, Granirze, teraz nie prowadzilibyśmy tej rozmowy. Ani żadnej innej w przyszłości — wyjaśniła Mia, patrząc w oczy elfa.
- Zostawiliście swój lud na pastwę najeźdźcy? - zapytał sucho po dłuższej chwili milczenia, w czasie której cisza wibrowała im w uszach.
- Nie mieliśmy wyboru! Trilan dysponuje mocniejszą bronią niż my. Wstyd się do tego przyznać, lecz w czasie naszego władania Imperium, nasza pozycja mocno osłabła i nie byliśmy w stanie powstrzymać tej nawały.
- Wasz wybór zhańbił wasze imiona! Wstyd mi, że muszę wysłuchiwać waszego biadolenia... Sprzymierzyłem się z wami, bo widziałem w was groźnych wojowników. Teraz gdy spoglądam na wasze brudne twarze, widzę tylko umęczonych ludzi, którzy nie potrafią podnieść dumnie głowy i odeprzeć ataku! - powiedział dobitnie. - Trilan i nam stawiał trudne warunki, lecz poselstwo nasze twardo z nimi zagrało. My nie wdajemy się w głupie dysputy. My działamy.
- My również zadziałaliśmy i dlatego nas zaatakowano. Warunkiem odstąpienia od wojny było zerwanie wszelkich układów z tobą, mój panie — odparł Draco.
- Wiem... Powiedziano nam, że jeśli zerwiemy z wami układy, nie zaatakują was. Obiecali wycofanie jednostek.
- Więc winę za atak na nasze terytorium ponosisz ty w pewnej mierze?! - zezłościła się Mia.
- Nie wykluczone, aczkolwiek pamiętaj z kim i jak rozmawiasz, Mia, bo w tej grze, to ja trzymam wszystkie karty. - oczy elfa błysnęły groźnie.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1846 słów i 10170 znaków.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • EloGieniu

    Nie sądziłem że tak wyniośle ich przyjmie. :-O

    8 gru 2016

  • elenawest

    @EloGieniu uważaj, bo Granir dopiero się rozkręca :-P

    8 gru 2016