Opowieści z Caldarii cz19.

Wciśniętą w kąt kanapy i zaczytaną, znalazł mnie wreszcie Draco.
- Nie zgłodniałaś? – zapytał. – Siedzimy już tutaj kilka godzin.
- Naprawdę? – oderwałam się od księgi. – Nie miałam pojęcia, że tyle czasu już upłynęło… Ale faktycznie… chętnie bym coś zjadła. – uśmiechnęłam się do niego czule. – Przyniesiesz mi tu coś? Nie mam ochoty przerywać lektury, bo jest bardzo wciągająca.
- Przyniosę. – nachylił się nade mną i szybko pocałował. – Ty również zauważyłaś, że teksty sprzed tysięcy lat, spisane są w tym samym języku, którym się posługujemy? Nie wydaje ci się to dziwne? Przecież nasi przodkowie nie pochodzili od elfów!
- Wiem, właśnie też mnie to zastanawia. Porozmawiamy, jak wrócisz z jedzeniem.
Po chwili znów zagłębiłam się w lekturze. Chwilę później usłyszałam głos brata.
- A, tutaj jesteś. Wszędzie cię szukam. – powiedział stając koło mnie. – Widzę, że znalazłaś naszą bibliotekę. I jak ci się podoba?
- Wspaniała. – wyznałam szczerze. – Czegoś takiego jeszcze nie widziałam. Tyle tutaj ciekawych rzeczy.
- To prawda… Gdzie Draco? – Joachim rozglądał się ciekawie.
- Poszedł po jakieś jadło, bo oboje zgłodnieliśmy, a nie chciało mi się odrywać od lektury. – wyjaśniłam. – Zastanawiające jest to, że rozumiem to, co czytam. A przecież są to teksty spisane przez elfy, nie przez ludzi, więc jak to jest możliwe?
- Masz rację. Też się kiedyś nad tym zastanawiałem i nawet pytałem starszych elfów, ale nikt nie chciał udzielić mi odpowiedzi. – odparł. – Co czytasz?
- O smokach. To fascynujący temat.
- Chciałabyś kiedyś je zobaczyć?
- Jak? Przecież wszystkie zginęły, bądź zdechły ze starości. – odezwał się nagle Draco, podchodząc do nas z tacą zastawioną parującymi półmiskami potraw. Postawił ją na niskim stoliczku i usiadł obok mnie, obejmując mnie czule.
- To prawda, lecz elfy zachowały ich szkielety.
Spojrzałam zaskoczona na brata, a później na kochanka.
- Żartujesz? – zapytał nie mniej zdumiony Draco.
- Nie. Jeśli będziecie mieć ochotę, to zabiorę was w ruiny dawnego miasta w górach. To, w którym się teraz znajdujemy zostało zbudowane jakieś trzy tysiące lat temu, gdy lawina skalna zniszczyła większość tamtego. – wyjaśnił spokojnie mężczyzna.
- Jak to się stało, że elfy odrodziły się do takiej potęgi bez wiedzy innych królestw?
- Jedynie krasnoludy wiedziały o ich dalszej egzystencji, ale przyrzekły, że nie będą tej wiedzy rozpowszechniać, dopóki nie zdecydujemy się sięgnąć po władzę, której nas kiedyś pozbawiono.
- Znów marudzisz. – mruknęłam. – Czekaj, mówisz o krasnoludach… O matko! Jaka ja jestem głupia! – warknęłam zrywając się z siedziska. Draco i Joachim spojrzeli na mnie zaskoczeni.
- Co jest? – zapytał brat.
- Cholera! No, że ja tego nie pamiętałam! Przecież spotkaliśmy już krasnoludy!
- Gdzie? – Draco wyglądał na zaskoczonego.
- W Allerood. Opowiadali nam o Milczącym Ludzie, nie pamiętasz?
- Faktycznie! Ja też zupełnie o tym zapomniałem.
- I wcale wam się nie dziwię… Prawdopodobnie rzucili na was swój czar, który miał zapobiec rozpowszechnianiu informacji o ich istnieniu poza tamtą miejscowością. To ich stała metoda. Gdy się tutaj znaleźliście, bezpieczni wśród ich przyjaciół, czar zaczął słabnąć, dlatego dopiero teraz sobie o tym przypomniałaś. – wyjaśnił Joachim. – Co do tego, gdzie jestem królem i kim rządzę. Tak, jak mówiłem już wcześniej, po swój prawowity tron sięgnę dopiero, gdy pomogę elfom. Nie wcześniej. Zrzucę wreszcie z tronu tego kmiota, który pozwolił, by ma siostra tak bardzo cierpiała.
- Na całe szczęście już przez niego bezpośrednio nie cierpię, więc nie mówmy już o tym. – mruknęłam wtulając się w Draco.
- Chyba będzie dobrze, jeśli już pójdziesz… Porozmawiamy później. – szorstki ton głosu Draco spowodował, że Joachim natychmiast odszedł. – Cicho, maleńka. Już jesteś bezpieczna. Nikt tutaj nie zrobi ci krzywdy. – szepnął mi do ucha. – Zjedz coś, proszę. Musisz.
Wyswobodziłam się z jego objęć. Sięgnęłam po pieczone udko i wgryzłam się w nie. Przez kilka minut jedliśmy w totalnej ciszy. Ciąża wydobyła ze mnie nieznane mi dotąd pokłady żarłoczności, bowiem spożyłam naprawdę pokaźne ilości jedzenia.
- Widzę, że naprawdę zgłodniałaś. – mruknął Draco, przyglądając mi się, jak zabieram się za deser.
- Zapomniałeś, że dziecko też musi coś jeść? – zapytałam, delikatnie gładząc się po brzuchu.
- Nie, bynajmniej. Cieszę się, że jesteś tutaj spokojna i bezpieczna. Od kiedy dowiedziałem się o dziecku, drżałem o twoje bezpieczeństwo. Jestem więc bardzo wdzięczny twemu bratu za to, że nas uratował. Inaczej nie wiem co bym zrobił, by uchronić cię przed śmiercią. – powiedział poważnie.
- Też się cieszę, że nie doszło do walki. Również się o ciebie bałam. – przyznałam szczerze.
Późnym popołudniem, udaliśmy się do naszej sypialni. Ze zdumieniem odkryliśmy na łóżku stos ubrań. Jedwabnych, kaszmirowych, zamszowych. Obszytych drogocennymi kryształami czy metalami. Zaskoczona, chwyciłam pierwszy z brzegu materiał i rozwinęłam go szybko. Moim oczom ukazała się szkarłatna suknia do kostek, poszerzana w biodrach tak, by spokojnie pomieściła mój ciążowy brzuch bez uciskania go. Duży dekolt obramowany był złotą nicią, tak samo rękawy i odcięcie w pasie. Piękna suknia wykonana była z cienkiego kaszmiru i tak lekka, że prawie nie czułam jej w dłoniach. Draco tymczasem z podziwem oglądał brązową tunikę i o ton ciemniejsze spodnie wykonane z najlepszej wyprawionej skóry. Tunika lekko błyszczała w świetle świec. To drogi jedwab odbijał promień kaganka.
- Myślisz, że powinniśmy to jutro założyć? – zapytałam niepewnie, przyglądając się jasnokremowej sukni w krótkimi rękawami i długim trenem.
- Chyba tak. – mruknął, delikatnie odkładając drogie ubranie na łóżko. Obrócił się i zamarł. Spojrzałam w kierunku, w którym się wpatrywał i również oniemiałam. Pod ścianą tuż obok dwóch długich tarcz w kształcie liści, leżały dwie cudne zbroje. Jedna, srebrna była przeznaczona ewidentnie dla mnie, kiedy już urodzę. Nagolenniki, nałokietniki, zarękawia i napierśnik lśniły jasnym, nieskazitelnym blaskiem. Kaftan z podwójną warstwą ochronną, pomiędzy której warstwami znajdowała się kolczuga, stanowił szczyt sztuki szewskiej i rzemieślniczej. Podobnie jak wzmacniane skórzane spodnie z metalowym ochraniaczem na krocze.
Zbroją Draco była z kolei piękna pełna zbroja płytowa. Poszczególne części posiadały przytwierdzone do siebie stosunkowo szerokie i mocne rzemienie ze sprzączkami i zawiasami, by można było je przymocować do ciała i siebie nawzajem. Całość lśniła cudownym blaskiem najczystszego srebra.
Do obu zbroi dołączone były również hełmy z długimi pióropuszami.
- Ja pierniczę. – mruknął blondyn. – Czegoś tak doskonałego jeszcze w życiu nie widziałem.
- Ani ja… Nie wydaje ci się dziwne, że mój brat tak nas obdarowuje?
- Może chce się odwdzięczyć?
- Za co?... Przecież to on nas uratował.
- No tak, ale może to takie podziękowania na przyszłość?
- Może… Co zrobisz z Everardem?
- Jeszcze nie wiem. Porozmawiam z nim jutro… Zechcesz mi towarzyszyć?
- Chętnie.

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1311 słów i 7566 znaków.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto